Wszystko,co ważne i dobre, ma proporcjonalną do swojej wartości cenę, bo w życiu nic nie jest za darmo. To stary, wyświechtany frazes. Wracam do niego zawsze, kiedy dopadają mnie wątpliwości związane z moją zawodową i ekonomiczną przyszłością. Bo przecież samochód jest już nastolatkiem, zasłużyliśmy na jakieś wakacje, Lenka tak szybko wyrasta z ubrań i demoluje mieszkanie… Wieczorne rozważania nie trwają zbyt długo, bo sen przy Lenie to nie lada rarytas. A potem nadchodzi rano.
Na początku jest nawet subtelna i cicho nuci pieśni starodawnych Inków tym swoim piskliwym głosikiem. Kiedy nie reaguję stosownym zachwytem, dostaję w łeb stopą, a potem obliśniony cmok. Bywa, że budzi się w niej jakaś formalistka i na dzień dobry po prostu podaje mi okulary,a czasem siada na twarzy, najczęściej jednak po prostu się tulimy.To nasz codzienny rytuał. Jedyny stały,choć o zmiennej porze, bo rano to często dla Lentola 3 w nocy. Wtedy zdarza mi się płakać, ale niewiele ma to wspólnego z rockliwieniem. A przez kolejne 30 minut nie musimy nic.
Nieważne jest śniadanie, harmonogram dnia, obowiązki i plany. Z resztą o stosunku Lenki do moich planów już pisałam- bardzo je lubi, bo tak fajnie szeleszczą, kiedy je depcze. Może to zabrzmieć dla Ciebie jak infantylne wyznanie odmóżdżonej matki, ale codziennie , przynajmniej przez godzinę jestem absolutnie, najzwyczajniej i najcudowniej szczęśliwa. Mogę bez pośpiechu wygłupiać się z kimś kogo bezgranicznie kocham. Z kimś, kto próbuje wydłubać mi oko, kiedy zwlekam z czułym powitaniem połączonym z tuleniem, zapasami, pierdzeniem w szyję i obgryzaniem udek. Z kimś, dla kogo (jeszcze trochę) jestem niezastąpiona.
Kiedy Twój świat pędzi już, bo musisz pilnować rozkładu tramwajów, być gdzieś na czas, w pospiechu dopijasz kawę zapominając o śniadaniu, ja świętuję. Nikt mnie nie goni i delektuję się nim najmocniej, jak umiem, bo wiem, że będę za tymi porankami potwornie tęsknić. Reszta dnia jest już trochę rutyną i slalomem kombinacji jak zdążyć ze wszystkim i nie paść na pysk, ale każdy z nas ma przecież obowiązki. Ja mam jeszcze do tego brudne od małych palców okulary, zza których, o dziwo, wyraźnie widzę roześmianą gębę, która robiąc patataj na moim żołądku chwali się mleczakami. Robi akuku pod kołdrą, podaje książeczkę, robi giligili. Mam pobudki pełne bezgranicznej miłości i uśmiechu i nieustannie podkrążone oczy.
Kiedy już będę musiała rozpędzić swój świat na dobre i czasu zabraknie na poranne powitania i czułości, bo będę musiała nim zapłacić za wszystko materialne,co chce jej dać, będę cholernie szeroko uśmiechać się do wspomnień. Bo nie ma piękniejszej pobudki niż „Mamo, cio to?”, dźwięku wszystkich grających zabawek, które włącza, kiedy próbuję dalej spać, uczucie, które towarzyszy mi, kiedy mnie tuli. Tudzież kiedy próbuje mi rozłupać plastikowymi organkami łeb.
Nie rozróżniam dni tygodnia, ale uwielbiam się budzić, choć kiedyś tirem nie wyciągnęli by mnie z łóżka skoro świt.
Nieprędko zmienię mieszkanie i samochód, nie pochwalę się nową kiecką znanej marki. Jednak wiem, że to mi można zazdrościć, bo czasu nie można wziąć na kredyt i spłacać w ratach. Dlatego, że jestem milionerką.
Hejterzy napisaliby pewnie, że ten tekst powstał, żebyś sama siebie przekonała, że jednak lubisz wstawać o tej 3 w nocy, a tak naprawdę to tęsknisz do życia „przed” – ale ja Ciebie rozumiem. I tych chwil, o których piszesz, a które tak dobrze znam, nie oddałabym za nic – za żadne pieniądze świata. Powiem szczere, że nawet przejście na jedno źródło dochodu okazało się łatwiejsze, niż myślałam. Celebruj, milionerko! 🙂
Najgorsze jest to, że to uzależnia i wcale to nie takie pewne, że będziesz chciała rozpędzać świat. Nie wiem też jak z dziećmi starszymi niż 10 lat ale do tego wieku dzieci nie chca zamieniać żadnej godziny z mamą na żadne dobra materialne. Ja pracuję choć nie na etacie i mam sporo czasu ale moja córka i tak zamieniłaby wszystko co ma za czasu ze mną więcej. Może to już niedługo i wkrótce będzie wolała najnowszego aj fona/pada niż mnie, może, póki co nic z tych rzeczy.
mówili mi na początku, kiedy się zastanawiałam jak pogodzę rodzicielstwo ze swoimi ambicjami, pracą, mówili, że mogę wcale nie chcieć godzić. Dziś rozumiem, ale wiem, że nie mogę być tylko mamą, żeby nie ograniczyć swojego świata tylko do niej, bo kiedy zacznie dorastać nie będę umiała do tego zdrowo podejść i nie rozpaczać. Niemniej jednak kocham ją nad życie, niebawem chyba wracam do roboty i serce mi pęka, pewnie będę płakać po kiblach i oglądać jej zdjęcia. psycho matka 🙂
Bardzo Ci współczuję. Mam to dawno za sobą. Dwa pierwsze lata byłyśmy wciąż razem i nie umiałam sobie wyobrazić, że przez wiele godzin nie będę przy niej. A chciałam tego. Ba, marzyłam by w kosmosie dziecięcych potrzeb wygenerować choć mikrokosmos własnych. I choć zdrowy rozsądek mówi jedno, to serce się gubi a wyrzuty sumienia zalewają. Bywają mamy i ich dzieci łatwo znoszące rozstanie. Zdecydowanie nasz duet do nich nie należy. Dwa wrażliwce. Ona chlipiąca, z całych sił gniotąca poły płaszcza. Ja, twardo zostawiająca w żłobku, wybuchająca szlochem dopiero w samochodzie na widok naderwanych kieszeni ……… Zawsze do wszystkiego brakowało mi dystansu. Dlatego po raz drugi nie zostałam matką. Nie dałabym chyba rady jeszcze raz przez to przejść. Dziś jest inaczej, pracuję gdy jest w szkole a potem jesteśmy blisko. Czuwam zawsze w pobliżu gdyby mnie potrzebowała. Potrzebuje wciąż, często i bardzo. Ale już nie wisi na mnie bez przerwy a ja jestem dumną posiadaczką własnej tożsamości 😉 Wreszcie. Ambiwalencja – słowo, które żadnej rzeczywistości nie opisuje swoim znaczeniem lepiej niż macierzyństwa, choć podobno nieźle opisuje schizofrenię….
Czerp ile wlezie, wdychaj wszystko co pachnie dzidziusiem. Nie produkują odświeżaczy o tym zapachu. Lenka urośnie nie wiadomo kiedy i ani się spostrzeżesz, że już Cię tak bardzo nie potrzebuje. Możesz być jednak pewna, że pracujesz na coś, co za kilkanaście lat przyprawi Cię o kolejne łzy szczęścia. W najmniej spodziewanym momencie, ot tak, gdy po prostu puszczą w tv remake bajki z dzieciństwa, usłyszysz powiedziane od niechcenia – mamo, miałam zaje****e dzieciństwo.
Rozpłakałam się. 🙂 Dziękuję za ten tekst!
Ja powoli dorastałem do bycia milionerem. Zawsze było coś, co trzeba było jeszcze zrobić. Na szczęście z roku na rok, jest łatwiej… (albo po prostu robię się w tym coraz lepszy ;).
Nie chcę Ci podcinać skrzydeł, ale chyba z czasem uczymy się odpuszczać. Ileż razy można się wkurzać na to,na co nie mamy wpływu? I na tego,czyli dziecko, w sumie też 😀 Dziękuję za cień nadziei, że kiedyś ogolę nogi i nabalsamuję je w tym samym tygodniu :*
Radomska !!! nie mam jeszcze dzieci ale mocno wierze ze jest tak jak to opisalas bo kazdy straszy i narzeka. Mam podobne myslenie jak Ty i dziekuje za ten tekst 🙂
Łap to. I wyciskaj jak cytrynę. Jeszcze do niedawna byłam pierwsza po Bogu, a że gość jest małomówny i zajęty każda wątpliwość, pytanie, prośba, każdy uśmiech i całus był dla mnie. Męczyło.
Dziś świat zabiera mi dziecko. Nie ma czasu, bo przyjaciółka, nie mam racji, bo pani mówiła, nie chcę się przytulać mamo, czytam.
Znoszę to godnie 😉 i żałuję tylko, że nie wyssałam mocniej tego czasu kiedy liczyłam się tylko ja i tata.
ona wysysa ze mnie, a ja z niej, inaczej już bym odpadła ;] muszę podpytać dookoła jak to jest mieć starsze dziecko z akcentem na to czemu fajnie 🙂
Czemu? Bo jest mega. Ja osobiście porównując okres kiedy Oliw był niemowlakiem z teraz (przy czym to teraz zaczęło się już z trzy lata temu) zdecydowanie wolę ten czas, który mamy.
On jest wprost stworzony dla takich gaduł jak ja, więc Tobie też się spodoba. To jest taki czas kiedy dziecko Cię słucha… i słyszy 🙂 Zadaje miliony pytań, chce wiedzieć, dyskutuje, podważa co prawda w stylu „bo Kuba mówił”, ale podważa, staje się coraz bardziej samodzielne (ta duma z zawiązanego buta, z umytych plastikowych naczyń!) i jeszcze wiele wiele. No i Laurki. I wierszyki w szkole/przedszkolu. Zawsze ryczę wtedy a przecież ja nigdy nie ryczę 🙂
Więc wyglądam jak gen Jaruzelski w ray banach na wszystkich akademiach 🙂
Fajnie jest.
Zazdroszczę…
Wyciskaj i zapamiętuj bo to drugi raz się nie zdarzy. A kredyt jeszcze zdążysz wziąć i spłacić a samochód wymienić 😉
Codziennie pędzę lecę przed siebie zazdroszcząc takiego wstawania, pobudek, schematów dnia. Tak bardzo brakuje mi czasu, gdy miałam go więcej dla nas, dla naszej rodziny. Ja wiem że potencjał na bycie milionerką jest i w mojej codzienności. Jednak gdy praca, dom i wszystko inne powodują że czasu brak to nic nie może się równać z tym co daje nam kobietom czas spędzony z dzieckiem w domu. pozdrawiam 🙂
niedługo sama będę za tym tęsknić.
Przeczytałam ten tekst i mój instynkt macierzyński, który staram się uciszyć (bo jeszcze nie czas, brak swojego lokum, pieniędzy, wszystkiego) podniósł łeb i patrzy na mnie jak kot ze Shreka. Tym bardziej, że Lenka to imię, które wybraliśmy z Lubym dla córki, kiedy już nadejdzie pora.
Wiesz.. ten codzienny bieg i uczestniczenie w nim często sprawia, że zaczynamy go przeceniać. I jego efekty również. Choć tak naprawdę wszyscy biegną ku jednemu celowi- by poczuć się potrzebni, szczęśliwi, kochani.
Obyś nie musiała wybierać, a nawet jeśli życie i XXI wiek Cię zmusi- obyś zachowała równowagę i nie zatraciła swojej wrażliwości. 🙂
Moje właśnie są na zakręcie opuszczenia gniazda… i gdy do Was zaglądam przypominam sobie właśnie ten czas, i ciągle łapię się na myśli… cholera kiedy oni mi się zestarzeli…… Wiesz cieszę się, że moje życie tak się ułożyło, że choć pędzę, to nadal mam ich całe dnie blisko i to oni łapiąc mnie za dłoń, mówią… usiądź, pogadajmy… Kocham w nich te zatrzymania i tego samego Ci Siostrzyczko życzę. I fakt jesteśmy milionerkami miłości … pachnącej na początku pieluszką i oliwką, a potem wody kolońskiej i własnych perfum podkradanych rodzicom 😀 Uściski Ps. Podeślij mi dokładne wymiary Księżniczki – wiesz jak dla miss: pas, wzrost, rozmiar buta 😀
Bardzo trafnie opisane. Sztuką jest to tak naprawdę wszystko dostrzec! Więc rzeczywiście jesteś milionerką, podczas gdy wiele innych mam gdacze pod nosem i narzeka na brak snu itd. Pozdrawiam radośnie.
I tym wpisem rozwiałaś wiele moich obaw co do przyszłego macierzyństwa. Czasami tylko żałuję że takiego podejścia nie wyniosłam z domu…
ja też nie wyniosłam, ale to nie moja mama, babcia, ciotki są mamą LEnki, a ja. JA. I ja rządzę, nawet jeśli tracę poczucie, że w ogóle ogarniam, to to moje pole bitwy i miejsce cudów. Jestem nadal skłonna do narzekania, doszukiwania się problemów, i pewnie ten tekst to efekt tego, że wiem, że zaraz stracę te poranki, ale nie chcę doceniać po stracie. Jakkolwiek by strasznie nie było, to uwierz mi, to jak dla mnie niemal transcendetne doświadczenie TAK KOCHAĆ, choć masy rzeczy nienawidzę i jestem mocno przeciętną matką. Mi dodaje pewności siebie to, że Lena tak mi ufa. 🙂
Radomska, wzruszasz tym swoim pisaniem! Wracają wspomnienia poranków sprzed 20 (!) lat ☺
Strasznie się popłakałam… Cały tekst ideanie obrazuje mnie i mojego Adaśka… i ja też niebawem wracam do pracy… Jednak już teraz wiem, że z pękniętym sercem będę chlipać nad klawiaturą przez 8 godzin i tęsknić za nim ogromnie i za naszymi porankami i pierdzeniami w szyjkę ;(
ech, kolejny tekst, którego nie mam jak skomentować, taki jakiś kompletny 🙂
o, może powiem, że samochód to macie młody, mój ma 23 lata. I pewnie gdyby nie on, to już byłbym milionerem;)
Ale cóż – lubię grata, a poza tym – jak jest sprawny to po co wymieniać, a jak jest niesprawny to:
– kto takiego kupi,
– trzeba naprawić, bo muszę czymś jeździć do pracy,
– i tak byłby potrzebny sprawny, bo jak inaczej będę jeździł po komisach…;)
A potem znowu „przecież jest sprawny…”
A z porannymi zabawami, to fakt, rano dziecko jest najfajniejsze.
Ale jakoś wolę patrzeć jak Ola się z nim bawi, widać w tym jakieś takie głębsze porozumienie bez słów. A jak ja się nim opiekuję, to jakoś zawsze wychodzi tak, że dokładnie w momencie gdy mówię, że „wszystko jest ok” albo „nad wszystkim panuję” – to on właśnie wali łbem o podłogę…
dzieki Bogu za ten tekst. Wlasnie pół godziny temu moje dzieci kompletnie wyprowadziły mnie z równowagi. W takiej chwili zamykam sie w łazience i płacze. To bezsilność. Przeciez nie rzucę talerzem, nie strzelę w dupsko, nie krzyknę „do kurwy nędzy, uspokoicie się!”. Są chwile,że mam ochotę wystrzelić w kosmos. A moje dzieci mają dopiero 4 i 2,5. W takich chwilach mój teść z uśmiechem na buzi mowi „Kochana, tej walki nie wygrasz. Nie zakładaj że jest szansa na zwycięstwo, bo porażka bedzie bardziej bolesna” i dodaje cytując żydowskie przysłowie: „małe dzieci nie dają spać, duże dzieci nie dają żyć.” Ta walka o ktorej wspomina to oczywiście konsekwencja rodzica przy wychowywaniu dzieci, nie uleganie tych wielkim oczom, pełnym łez, proszacym o kolejnego cukierka etc. Ale wiesz co Radomska, pomimo tego wszystkiego……… Kurwa, to wlasnie dzieci nadają życiu sens! Gdyby nie moje dzieci…i tu mogłabym zacząć kolejny elaborat, co osiągnęłam dzieki moim dzieciom. Ale teraz nie mogę bo wlasnie przyszli mnie przeprosić i ukochał i wejść mi na głowę i proszą o gilgotanie. Sama rozumiesz.
Dzięki Bogu za ten tekst. Wlasnie pół godziny temu moje dzieci kompletnie wyprowadziły mnie z równowagi. W takiej chwili zamykam sie w łazience i płacze. To bezsilność. Przeciez nie rzucę talerzem, nie strzelę w dupsko, nie krzyknę „do kurwy nędzy, uspokoicie się!”. Są chwile,że mam ochotę wystrzelić w kosmos. A moje dzieci mają dopiero 4 i 2,5. W takich chwilach mój teść z uśmiechem na buzi mowi „Kochana, tej walki nie wygrasz. Nie zakładaj że jest szansa na zwycięstwo, bo porażka bedzie bardziej bolesna” i dodaje cytując żydowskie przysłowie: „małe dzieci nie dają spać, duże dzieci nie dają żyć.” Ta walka, o ktorej wspomina to oczywiście konsekwencja rodzica przy wychowywaniu dzieci, nie uleganie tym wielkim oczom, pełnym łez, proszacym o kolejnego cukierka etc. Ale wiesz co Radomska, pomimo tego wszystkiego……… Kurwa, to wlasnie dzieci nadają życiu sens! Gdyby nie moje dzieci…i tu mogłabym zacząć kolejny elaborat, co osiągnęłam dzieki moim dzieciom. Ale teraz nie mogę bo wlasnie przyszli mnie przeprosić i ukochać i wejść mi na głowę i proszą o gilgotanie. Sama rozumiesz.
W nocy nawrzeszczałam na nią. A potem płakałam dłużej niż ona z poczucia winy. Mózg matki, logiki nie szukaj 😉
Moje dzieci już duże (14 i 9 lat), ale nadal jest dobrze patrzeć codziennie minuta po minucie co robią, przeżywają, mówią. Mój straszy syn choruje i jak poszedł do szkoły zdecydowałam, że rezygnuję z etatu, z doskoku będę pomagać mężowi w firmie, a zajmuję się synem, chociaż przez jakiś czas. Potem zaczęłam przez przypadek blogować i mogę pracować w domu, być z dziećmi. Syn poszedł już do gimnazjum, a ja nie żałuję żadnego dnia w domu, bo uwielbiam moje dzieciaki i czas spędzony z nimi. Druga sprawa, że ten czas pomógł synowi na tyle, że choroba jest praktycznie nie widoczna i to jest mój sukces. Też jestem milionerką!
Zawsze możesz pochwalić się nowym dzieckim…pisania, nie spania i oświecania kolejne 2 lata…wio!
I dlatego naprawdę jesteś milionerką!! Tak zawsze współczuję kobietom, które tuż po porodzie muszą lub chcą wracać do pracy. Te które chcą nie wiedzą co tracą, a te które muszą, tracą podwójnie. Ja byłam z moimi dziećmi 5 lat, wtedy kiedy były najsłodsze, najbardziej moje. Teraz są już swoje własne a ja często wracam do tych pierwszych, najcudowniejszych chwil. Bo wiem, że nie wrócą, że są już na zawsze tylko we mnie. I to nie jest wcale smutna refleksja. To prawdziwe, naturalnie, normalne życie:)
Mam dokładnie jak Ty:) Moja mała jest tylko miesiąc młodsza od Lenki. Pracuję ,ale 3, 4 godziny , poranki mamy dla siebie- tez je kocham ,chociaż czasami mam wrażenie,ze obudzę się bez oka- te małe paluszki dosięgną wszystkiego. A poza tym mam 2 nastolatków i to jest dopiero jazda( bez trzymanki, ale pozytywna). Patrzysz jak Twoje dziecko dorasta i zdajesz sobie sprawę, że to taki totalnie osobny byt, ma swoje myśli, opinie, plany…a tak niedawno sie urodzili. Jest dobrze, chociaż nie łatwiej 🙂
Przydałby się taki kredyt… choć może z tym dzieckiem poczekam 😉
Oj Radomska, przypomniało mi się moje macierzyństwo. I właśnie tak sobie myślę, że kiedyś takie macierzyństwo jak twoje było na porządku dziennym. Mamy nie pracowały, miały czas dla siebie i dla swoich dzieci. A dzisiaj w tej pogoni ucieka im to co najcenniejsze. Czas poświęcony dziecku jest najważniejszy. Dziś mój milion, rocznik 88 odwdzięcza mi się za te wszystkie nasze codzienne rytuały.
wykrakałam tym tekstem. wyje jak głupia. dostałąm pracę. 11 h bez Lenki. Pęknie mi chyba serce..
Podziwiam Panią! Robi Pani dobrą robotę!
Zastanawiam się czy to przypadek, że trafiłam na twojego bloga właśnie dzisiaj, kiedy dostałam propozycję porzucenia „mojego dotychczasowego pracodawcy” (który czeka jak na zbawienie na koniec mojego urlopu macierzyńskiego) na rzecz nowego. I z przysięgi złożonej mężowi, że dopóki córcia jest mała (ma 11 mcy) będę pracować max.3 dni w tygodniu. Dzisiaj już zaczęłam szukać niani na portalach kombinując jak pogodzić obie prace na raz, żeby nikogo nie zawieść…
I tak czytam ten Twój tekst i już wiem, że tego nie zrobię… Tyle rzeczy może mnie ominąć… Do tego maleństwa, dla którego byłam całym światem, będę tęsknić gdy już stanie się bardziej samodzielne. Nie ta praca to inna, nie teraz to kiedyś…