Widuję Cię regularnie i być może powinnam podejść, ale przez skórę czuję, że nie przyniosłoby to żadnej zmiany. Zamiast wysłuchać, zrobiłabyś awanturę, łatwo wyczuć, że lubisz albo, że nie umiesz inaczej), poza tym- kto lubi, kiedy publicznie zwraca mu się uwagę? To nie tak, że kozaczę w sieci, zamiast powiedzieć w twarz to,co myślę. Zwykle staram się reagować, nawet jeśli nie wierzę, że to coś zmieni.
Nie lubię się wtrącać, oceniać i osądzać. Każdy ma różne chwile i dni, inne usposobienie, nie można mierzyć świata jedną miarą. Żyję i daję żyć innym, no chyba, że dzieje się komuś niezasłużenie krzywda. A, cholera, dzieje się. Twojemu dziecku. Nie posłuchałabyś mnie, bo zawsze się spieszysz albo gapisz w telefon. Jeszcze chyba nie widziałam Cię w dobrym nastroju, za każdym razem zaskakuje mnie, jak życzliwie i miło potrafisz się zwrócić do obcych współpasażerów, a jak zwracasz się do osoby teoretycznie najważniejszej, swojego dziecka. Powiesz mi, że nie mam prawa, bo to Twoje dziecko, bo przecież to nie przemoc, tylko wychowanie. Wiesz, nie pytaj skąd wiem, ale czasem lepiej dostać po pysku niż usłyszeć coś, czego się nie pojmuje, od osoby, której zdanie jest najcenniejsze i najważniejsze, bo potem człowiek całe życie nie rozumie, dlaczego coś go spotyka i co tak właściwie zrobił źle. W biegu nie ma przestrzeni do rozmowy, ale może trafisz na ten list przypadkiem albo przypadkiem udostępni go któryś z Twoich znajomych, który też wie, że gdyby próbował Ci zwrócić uwagę, odgryzłabyś mu głowę i kazała spieprzać. Dlatego piszę. Jeśli wiadomość nie dotrze, to może dotrze do innej mamy innego chłopca. Zanim będzie dla nich za późno?
Zapytałabyś na pewno, co mnie to obchodzi, dodając pewnie jeszcze jakieś ładne, siarczyste określenie pośrodku. Nie moje dziecko, nie moja sprawa. A ja? Cóż, po pierwsze, szkoda mi dziecka. Po drugie, może kiedyś spotka na swojej drodze moje, a ja po latach zobaczę, co wyrosło z tego niegrzecznego chłopca z autobusu.
Szkoda mi go, bardzo. Tak, jest denerwujący, tak, pewnie ciężko z nim wytrzymac na co dzień. To już sobie wdrukowałaś, bo zachowujesz się tak samo, bez względu na to,co zrobi. Widzisz, że całą drogę próbuje coś Ci opowiedzieć? Widzisz, że tęsknił? Widzisz, że to,co mówi, jest dla niego ważne, bo mówi podekscytowany? Za każdym razem każesz mu się zamknąć i siedzieć cicho, więc stara się siedzieć. Podejmuje jeszcze kilka prób zainicjowania kontaktu. Potem zaczyna- przerywać, kopać w siedzenie, marudzić. Szybko wybuchasz. Jednak jaki miał wybór? Ma może 9 lat, nadal masz w jego życiu cholernie ważną pozycję, chciał pogadać, ciągle słyszał, że nie masz siły, bo gapiłaś się w telefon, a wie, że jak nabroi to „znajdziesz chwilę”. Znajdujesz, owszem. Żeby mu powiedzieć, że ma siedzieć spokojnie,bo jak nie, to zaraz zobaczy (i pewnie nie raz widział, bo nie wydaje się być zaskoczony). Same miłe słowa.
Zamknij mordę. Siedź cicho. Odwal się. Morda, słyszysz?! Czy ty musisz zawsze coś odpieprzać i narobić wstydu?! Cisza ma być. CISZA POWIEDZIAŁAM.
I sytuacja powtarza się przez całą podróż- on próbuje zagaić, Ty rozkazujesz milczeć, on robi coś zakazanego, Ty się wydzierasz, a po chwili znów nurkujesz w telefonie. A właśnie, telefon. Syn często płacze, żebyś mu go dała. Pewnie jedna z ulubionych rozrywek, pewnie nie raz fortel „weź,graj, ja nie mam teraz czasu” zadziałał. Mówi, że obiecałaś, że dasz mu pograć jak będzie grzeczny. Twierdzi, że był. Pod nosem odburkujesz, że co z tego, Twój telefon, ty chcesz grać i koniec tematu. Tyle smutnych scen w jednym akcie.
Bo wiesz, on teraz zabiega. Rykniesz na niego 50 razy, jeszcze ma siłę odezwać się 51. Jeszcze jesteś ważna, ale za moment nie będziesz. Odkryje urok innych światów poza domem, rówieśników, znajomych, innych ludzi, którzy mogą być ważni i to wcale nie będzie znaczyć nic dobrego. Nie będzie chciał wracać. Nie będzie chciał dzwonić. Ani odwiedzić. Będzie czuł żal i niechęć, a najgorsze jest to, że prawdopodobnie nie pojmie dlaczego.
Bo masz na pewno dobre dni, lepsze momenty, pozytywny nastrój. Na pewno robicie razem też fajne rzeczy i bywasz miła, ale on nigdy nie wie, jak długo to potrwa. Co usłyszy następnym razem. Co jest prawdą? Dlatego na wszelki wypadek będzie wypierał- i kocham Cię i zamknij mordę szczylu, dzieci nie mają prawa głosu. Może nie lubisz swojej roli, ok, zdarza się. Może jak najszybciej chciałabyś mieć go z głowy i przestać się martwić. Jeżeli jednak teraz się nad sobą nie zastanowisz, martwić będziesz się musiała dopiero zacząć.
Wiesz po co ma się rodziców? To taki pierwotny układ, który nie tylko zapewnia nam przetrwanie i przeżycie, ale i socjalizację. To przez pierwsze kilka lat w domu uczymy się, co to jest dobro, co jest zło, czego wolno, a co jest złe i zakazane. To znaczy moglibyśmy się uczyć, wiesz jak jest. Chciałabyś, aby ktoś traktował Twoje dziecko jak gówno? Nieważne, czy miałby jakikolwiek powód/ nie taki nastrój/zły dzień, tak jak Ty. Czy chciałabyś, żeby słyszał, że jest głupi, że ma się nie odzywać, że zaraz dostanie? Tymczasem, skoro słyszy to do własnej mamy, jak ma uwierzyć, że nikt nie zasługuje na takie traktowanie, że nie wolno tak traktować innych?
Obstawiam dwie opcje. Młody będzie lgnął do ludzi, którzy obdarzą go ciepłem i akceptacją, podatny na manipulacje, nieustannie próbujący udowodnić, że jest coś wart, kiedy najmniejszy drobiazg sprawi, że przypomni sobie, jak go nazwałaś. Albo w ogóle będzie się brzydził relacjami, kojarząc je z czymś nieprzyjemnym, z walką i cierpieniem. Nie, nie przesadzam, ale wróćmy do konkretów.
Co byś robiła, gdyby Twój szef widział Tylko twoje błędy i zawsze reagował wrzaskiem, obelgami, agresją słowną, co byś zrobiła? Wpadła w depresję, nabawiła się nerwicy, uciekła z pracy? Bo Twoje dziecko od Ciebie uciec nie może. Ba, na razie jeszcze nie chce, bo nie wie, że świat może wyglądać inaczej. Być może dowie się, że owszem, że sa domy, w których rozmawia się ciepło i z szacunkiem, gdzie się po prostu nawzajem lubi i okazuje pozytywne emocje. Tylko, że wtedy zapytanie cię, „dlaczego?” niczego nie zmieni. Nie będzie potrafił się odnaleźć. Nie będzie umiał być spokojny i szczęśliwy. Lata terapii zajmie mu zrozumienie, że emocje, wszystkie, są ok, ale ich okazywanie podleg anaszej kontroli i nie musi krzywdzić. Ani nas samych an i nikogo. Oczywiście, o ile spotka kogoś życzliwego, kto na taka terapię go namówi. Sam po co ma isć, skoro wie od Ciebie, że jest beznadziejny i niewarty uwagi?
Zachłyśnie się nieodpowiednim towarzystwem. Nie będzie wracał o ustalonej porze. Po przeprawach z pierwszych lat będzie już tak odporny na wrzask i agresję, że żadną siłą nie zmusisz go do przestrzegania zasad. Będzie agresywny i podły, będzie czuł niechęć, choć kompletnie nie będzie rozumiał dlaczego, bo przecież nie raz słyszał, ile dla niego poświęciłaś, jak się urabiasz, żeby miał to, co chce. Nie wiem, czy uda mu się zbudować związek. Raczej nie szczęśliwy. I będzie panicznie bał się zostać rodzicem. Absurdalnie. z obawy, że będzie taki sam, jak mama, do której ma tyle nienazwanego żalu. Albo jeszcze gorzej, bez tej świadomości, po prostu przekalkuje to,co go niszczyło- pogardę, agresję.
Nie musisz być dobra, ale masz obowiązek się starać,wiesz? Nosi cię z wściekłości, to idź pobiegaj, poważnie. Nikt się nie urodził do bycia workiem treningowym. Słowna przemoc to też przemoc i krzywdzi tak samo, jak fizyczna. Tylko, że nie widać siniaków, nikt nie pomoże z zewnątrz zrozumieć, że to co się działo, nigdy nie powinno mieć miejsca. Będzie żył z przekonaniem, że tak jest. Ze jak się kogoś kocha, to można mu narzygać wszystko bez pardonu i na forum, ale dla obcej ekspedientki zawsze mieć schowany sztuczny uśmiech. Straszne, też bym nie chciała kochać.
Piszę, bo widzę, że mam do czynienia z normalna osobą, która chyba nie zdaje sobie sprawy, że krzywdzi. Piszę, bo wcale nie chcę cię już poznać, za bardzo mi kogoś przypominasz, a ja nie lubię tych wspomnień. Kiedyś jednak zabraknie mi cierpliwości. Moje wewnętrzne dziecko zagłuszy głos rozsądku i stanę nad Tobą. I przy wszystkich powiem, czule jak Ty:
-ZAMKNIJ MORDĘ
-CO TY ZNÓW ODWALASZ?
-MOŻESZ SIEDZIEĆ CICHO?
-NIE BĘDĘ CIĘ TERAZ SŁUCHAĆ
Powiem, że jesteś beznadziejna i zapytam, czy Ci miło. Czy miło słyszeć Ci to od obcej baby w autobusie? I w takim razie, czy i jak bardzo miło musi być Twojemu dziecku na co dzień? Albo zmierzmy się, ze sobą. Na słowa, na siłę, nie ma sprawy, wybieraj. Zobaczymy jaki jesteś kozak obrzucając gównem kogoś swojego wzrostu.
Być może nie umiesz inaczej, sama masz ogromną traumę, wynosisz z domu straszne wzorce, borykasz się z problemami. Ale wybacz, dlatego tym bardziej jestes zobligowana do zmian, do okazywania szacunku, ciepła, czułości i wsparcia, któremu Tobie zabrakło. Jestes mamą, nie skrzywdzonym dzieckiem. Bądź mamą, a nie mścicielem na niewinnym kilkulatku.
I jeszcze jedno, tak, jestem obca osobą, tak, to Twoje dziecko, ale… Sama wystawiłaś sobie wizytówkę. Nigdy nie chciałabym z Tobą pracować, nigdy nie zatrudniłabym Cię. Wyszłabym z przychodni widząc, że tam siedzisz. Nie odwiedzałabym sklepu, w którym sprzedajesz. Bo wiesz, ja jestem dorosła, mogę już zadecydować, że nie przebywam z kimś, kto źle kogoś traktuje. Twoje dziecko niestety nie.
Powodzenia w przyszłości, będzie Ci potrzebne.
Bez wyrazów szacunku i uznania,
Radomska.
Udostępniam i rycze
Ktoś to dzisiaj znajdzie w swojej skrzynce pocztowej. Napisałaś to, o czym od wczoraj myślę. Usłyszałam wczoraj tyle strasznych słów pod adresem nastoletniego już chłopca, że mi się w bebechach przelewało. Ale nie poszłam, bo chciałam dzieciakowi wstydu zaoszczędzić. Już teraz jest wściekły i dziki. Postanowiłam, że złapię tę „mamusię” samą i powiem co myślę na ten temat, ale Twój tekst ma więcej siły przekazu niż moja furia.
Jak to czytam przypomina mi się pewna reklama społeczna o podobnym przesłaniu. Morał tego jest taki, że to nieszczęśliwe dziecko teraz zabiega o matkę, bez skutku. Za kilka lat role się odwrócą. Matka będzie zabiegać o dziecko a jej syn powieli ten schemat. Ze zdwojoną siłą ta agresja do niej wróci. Wtedy będzie już za późno.
Pozdrawiam. P.S. do tej pory obserwowałam Twojego bloga z krzaka 😉
Czasami myśle, ze jestem zła matka, bo reaguje na każda potrzebę , na każdy grymas. Nigdy nie zostawiam dziecka samemu sobie. Już nie raz słyszałam, ze za bardzo kocham, za bardzo ulegam, za bardzo jestem. Może przesadzam w druga stronę. To co przeczytałam , zmroziło mnie. Moje dziecko jest spełnieniem marzeń, darem. Nie wyobrażam sobie takiego podejścia!
Gdybyś była 10 lat temu, niedaleko mojego domu rodzinnego, mogłabyś taki list zostawić między drzwiami…
Jako ta na którą wiecznie ryja darli – rodzicu…nie wymagaj potem szacunku, współczucia, prezentu na urodziny. Ciesz się, że raz na rok toje dziecko po prostu przez chwilę będzie i walczy ze sobą, żeby się nie odwdzięczyć za te wszystkie lata.
Nie byłam tam, niestety. Byłam jednak w innym miejscu. Dlatego rozumiem Twoją walkę. W razie czego, wal na priv radomska@mamwatpliwosc.pl , czasem łatwiej wygadać się obcemu.
Widzę czasami te matki, drące mordy i szturchające dziecko bo spadło coś co one same położyły, i te dzieciaki-jak to dzieciaki-z 1573 pytaniami naraz, słyszę wkurwione matkoodpowiedzi, po 2pytaniach daj mi spokój, bądź już cicho, ja pierdolę ile jeszcze- a później widzę i słyszę jak zmieniają ton, i pytając o moją dwulatkę zachwalają to przed chwilą szturchane swoje-tak trzeba, w końcu ktoś patrzy.
Co w tej sytuacji robić? Jak się zachować gdy ktoś z twoich sąsiadów codziennie daje ci w dupę takim krzykiem na dzieci, a przed tobą się ugina, pasteryzuje i łagodzi jak serek homogenizowany. Tu się moja wielkomądrościowa księga zamyka. Mamapasjioddana.pl
Jak to co? Upiec ciasto, zapukać z uśmiechem, powiedzieć, że ma wspaniałe, piękne i mądre dzieci i że na pewno jest z nich dumna. Dlatego w trosce o ich dobro przy następnej sytuacji wzbudzającej Twoja obawę o ich dobro, poinformujesz odpowiednie służby. Albo anonimowo poinformuj- nikt jej dzieci nei zabierze, ale może pójdzie w pięty. Ostatecznie- WYDRUKUJ TEN LIST, BEZ MOJEGO PODPISU, BO ANONIMOWO (OD CIEBIE) I PODRZUĆ DO SKRZYNKI. Nic się nie zmieni? Dzwoń.
Boże, jak dobrze że ktoś inny „to” dostrzega i o tym pisze…boli jednak,, że czyni „tak „wielu rodziców, nie tylko matek, A potem żal do świata,że pod własnym bokiem wychowali” patologię”, bo najczęściej ( w ich mniemaniu)to nie ONI (rodzice) są winni…ale wszyscy wokół.
Chyba tak, bo nie zawsze milczenie, wyraża aprobatę dla „takich Rodziców” , ale w skutkach nią jest, a zatem milczący są poniekąd winowajcami takich sytuacji.
Na szczęście nie widziałam nigdy aż takiego przypadku. Wiem, że uciekamy od dzieci – szukamy forteli, wymówek. Kłamiemy i udajemy. Zawsze czuję się winna, kiedy na podekscytowaną opowieść mojej sześciolatki odpowiadam „Napraaaawdę??”, bo wiem, że własnie zliczam w głowie rzeczy do zrobienia i tak naprawdę, głęboko naprawdę, jej nie słucham. Piszę to, bo faktem jest, że wynoismy z domu rodzinnego i powielamy wzorce.I faktem jest, że nie tylko przemoc krzywdzi – ta słowna i ta fizyczna. Krzywdzi też brak miejsca w mózgu, na który często nie ma rady. Tak bardzo się staram odłożyć wszystko, kiedy ona do mnie mówi. Ale ona do mnie mówi cały czas……
Na szczęście nie widziałam nigdy aż takiego przypadku. Wiem, że uciekamy od dzieci – szukamy forteli, wymówek. Kłamiemy i udajemy. Zawsze czuję się winna, kiedy na podekscytowaną opowieść mojej sześciolatki odpowiadam „Napraaaawdę??”, bo wiem, że własnie zliczam w głowie rzeczy do zrobienia i tak naprawdę, głęboko naprawdę, jej nie słucham. Piszę to, bo faktem jest, że wynoismy z domu rodzinnego i powielamy wzorce.I faktem jest, że nie tylko przemoc krzywdzi – ta słowna i ta fizyczna. Krzywdzi też brak miejsca w mózgu, na który często nie ma rady. Tak bardzo się staram odłożyć wszystko, kiedy ona do mnie mówi. Ale ona do mnie mówi cały czas……
matka też jest tylko człowiekiem, takie poczucie winy jest zupełnie niepotrzebne, ale refleksja owszem. Sama mam problem na reagowanie na 57. z kolei „mama pać”!!
Anka, ciężko jest być zawsze w alercie i zawsze słuchać swojego dziecka. Dziecki musi,tez wiedzieć, że czasem,sluchac sie nie da. Warto wtedy powiedzieć, że mama ma dzis mnóstwo na głowie, wiec moze nie słucha uważnie. Ale to co mówisz jest bardzo ważne i wtedy a wtedy chcę z Tobą usiąść i posłuchać, co mówisz. Nie da się byc zawsze dla,dzieci, ale można im powiedziec, ze się liczą. I moze pół godzinny dziennie takiego ekstra super skupionego na dziecku czasu wystarczy, żeby nie czulo, ze się je ignoruje. A jesli czujesz, ze wynislas zly wzorzec, to możesz go zmienić. A jak nie potrafisz sama, to są super terapeuci na,tym świecie, którzy Cię wesprą. Buziak!
Na prawdę świetny tekst!
a może jednak…
http://www.naszekluski.pl/2015/10/do-beznadziejnego-rodzica/
Tak, nigdy nie wiemy jak wygląda cały obrazek, widząc tylko skrawek. Ale… Ale nic nie usprawiedliwi wulgaryzmów, odnoszenia się do dziecka z brakiem szacunku, szarpania… Przykro mi, ale nie.
Siedzę i czytam. Nie mam jeszcze swoich dzieci, ale wiem że zrobię wszystko aby nie być taką matką o jakiej piszesz.
Tekst tak prawdziwy, że zastygłam w bezruchu i myślę.
I nie dziw się później mamo, że wprowadziłam się zaraz po maturze. I nie dziw się, że przyjeżdżam kiedy muszę, a nie, kiedy chcę. Bo nie chcę.
Mocne. Dobre. Prawdziwe jak jasna cholera… Masz to w wersji „do wydruku”? Dałabym to jednej pani, może by się dowiedziała, dlaczego teraz jako dorosła nie chcę z nią spędzać czasu… Teraz – kiedy już nie muszę. Mogę wybrać.
Przeczytałam i zastygłam. Nie mam dzieci, ale.. Wiesz, krzyczałam tak na jedną z najważniejszych osób w moim życiu, czasem też na dwie – moją mamę i mojego ukochanego. I na przyjaciółkę. Przecież mnie kochają, nie odejdą, nie? I w końcu mój chłopak (tak, chłopak – klękaniem na kolano czeka pewnie, aż się ogarnę ;)) powiedział mi – zaczekam tylko do ślubu Twojej siostry, a potem koniec. Mam dość.
I poszłam na terapię. Krzyczę mniej, z coraz dłuższymi okresami spokoju. Staram się nie narzekać, afirmować życie. On jest obok, trzyma za mnie kciuki.
Mam nadzieję, że ten list podziała na niektórych rodziców tak, jak na mnie te jego słowa.
Przeczytałam ten list z 5 razy i za każdym razem płakałam i przypomina mi się moja nieszczęsna siostra… Robi identycznie… To bardzo boli…
wydrukuj bez podpisu, podrzuć jej do torby. Rozmawiaj z jej dziećmi. Koniecznie.
Są też i dzieci, które do dorosłości będą wracać do rodziców, mimo tego, że są takie słowa, których NADAL nie rozumieją. I one będą wciąż miały poczucie winy, wciąż będą dążyć do jakiegoś chorego ideału, żeby tylko było lepiej.
One nadal, mimo skończonych osiemnastu lat, albo już nawet rozpoczętych studiów, nie zrozumieją, jak można zostać porównanym przez rodzica do człowieka, którego się nie toleruje, a po krzykach, gorzkich słowach i innych takich, jak można usłyszeć „kochamy cię”. Czasem to „kochamy cię, takim/taką jak jesteś” ma jeszcze jakieś ale. Ha, często ma jakieś ale.
Ruszył mnie ten tekst pani Olu.
Ja tak bardzo się boję być takim rodzicem. Boję się zostać w ogóle rodzicem.
fakt, że się boisz, powinien cię paradoksalnie uspokoić. Wiesz, czemu trzeba uważać na słowa…
Dodałbym jeszcze ciągłe obwinianie własnego, dirosłego już dziecka o brak „rodzinnych uczuć”.
10 lat temu byłam jeszcze w tym samym miejscu. Nawet dorosłej osobie ciężko odejsc z takiego domu. Ciężko wyzbyć się się poczucia winy. Mieszkam 2tys km od rodzinnego domu. Dzwonie rzadko, rzadko odwiedzam. Mam swój dom, swoją rodzinę za którą wskoczyłabym w ogień. Nie wyobrażam sobie traktować swojego syna tak jak sama byłam traktowana.
Ola, świetny tekst, ale jedna rzecz ode mnie, powiedzmy, że cytat zwrotny: a może wydrukuj bez podpisu, wsadź w zaklejoną kopertę i podaruj? Przed świętami, żeby miała osoba czas się zapoznać w domu, przemyśleć i nie zabić w kolejnej podróży. Szczerze? Tak to własnie widzę, podchodzisz, podajesz i mówisz: pozdrowienia od Radomskiej. A tam opad szczeny, że od kogo, że co, że jak, ale Ciebie już nie ma, wycierasz ręce w chusteczkę z obrzydzeniem…
Chcialabym zwrócić uwagę na jedną rzecz: zgodzimy się wszyscy chyba że jest to przemoc, polegająca na zbliżaniu a także ingnorowaniu.
To co mnie razi, to że autorka, jak i zapewne inni świadkowie zdarzenia nie zareagowali. Zmowa milczenia. Możemy sobie tu wypisywac różne rzeczy ale wtedy to dziecko zostawilismy samo, nikt się za nim nie wstawił. Niestety, milczenie w obliczu przemocy jest zezwoleniem na przemoc. I chyba autorka czuje to podskórnie, bo w tekście w kilku miejscach jakby się z tego tłumaczy (np. I tak by to nic nie zmieniło, nie ingeruje w życie innych). Usprawiedliwieniem jest też fałszywą alternatywa: cisza albo opowiedzenie „sama zamknij morde”. Jest wiele innych komunikatów, które pozwoliły by przerwać spiralę i owszem, coś zmienić.
zgadzam się.