Kiedy miała się urodzić, byłam wściekła. na wszystko i wszystkich – na ludzi wokół, bo uważali, że wiedzą lepiej, co czuję i jak będzie wyglądało moje życie. Na moją szefową, bo mnie zwolniła, na lekarza, który kazał mi leżeć, a najbardziej na świecie na siebie. Bo okazało się, że jestem zależna od innych i nie mam decydującego głosu w sprawie mojej przyszłości. Powiedzieć mi wtedy, że będę mamą, to jak wkręcać dżdżownicy, że będzie siatkarką ręczną.
Nie tak miało być. Decyzja miała być moja, świat mieć to w nosie, a ja – cokolwiek to znaczy – być gotowa. Miałam mieć już to wszystko, co ludzie chcą w życiu mieć, poczuć pustkę i zapragnąć dziecka. Tymczasem, wykańczały mnie wyrzuty sumienia, że nic dla niej nie mam, poza stertą ubranek po kuzynkach. Bolało mnie i nie wierzyłam, że będzie nam łatwiej. Ze łzami w oczach zamawiałam w 9 miesiącu ciąży meble, na które cudem uzbierałam pieniądze, powtarzając sobie, że muszą być porządne, bo w przyszłości na pewno na nic dla niej mnie nie będzie stać.
Ok, zrobiło się tak dramatycznie, że to jest ten moment, w którym do tekstu powinna wkroczyć Natalia Oreiro, zacząć wić się w firance i śpiewać balladę. Rżę z samej siebie patrząc w przeszłość, bo szybciutko odkryłam, że po entym obrzyganiu wszystkie ubranka wyglądają dokładnie tak samo, a dziecko ma to w nosie i interesuje je pełny brzuch i terroryzowanie domu. Naprawdę wydawało mi się wtedy, że to, jaką będę mamą, zależy od tego, co jestem jej w stanie fizycznie i materialnie dać. Nie wiedziałam jednak Do Czego Są Zdolne Matki. A stworzenie dla niej własnego pokoju, od A do Z stworzonego z myślą o niej, stało się siłą napędową moich działań przez kolejne 2 lata.
Ja wiem, że ona byłaby szczęśliwa nawet w komórce, mając matkę, która uwielbia pierdzieć jej w brzuch i całować nuny, ale jeśli matka coś postanowi, to nie ma litości.
Nasza styczniowa przeprowadzka jest jednym z moich największych osiągnięć, bo chyba nigdy nie zdarzyło mi się czegoś wymarzyć, zawalczyć o to, nie poddać się i… to zdobyć. Zawsze któryś z elementów był nieobecny albo pokraczny. Tymczasem, dwa miesiące po tym, jak ujrzałam ogłoszenie mieszkania na sprzedaż, a moje serce zabiło szybciej, już zamiatałam swój korytarz klnąc pod nosem na jasne płytki i czarnego psa. Dziś obnażam przed Wami dziuplę przyszłej kierowniczki łódzkiej mafii, która będzie tam zapewne kitrać pobierane haracze. Zapraszam.
Mąż rozważał emigrację do Bangladeszu, kiedy zaczęłam się rozkręcać i ogłosiłam, że jedyne pomieszczenie, które mnie interesuje to EPICENTRUM ŚWIATA, czyli jej pokój. Najpierw malowanie, zastanowienie się, czy to już ten moment w którym na ściany można splunąć różem, rozważenie, czy moja psychika to wytrzyma, wybranie innego, który wypadł jeszcze gorzej i pieszczotliwie jest nazywany odcieniem „łba w jogurcie”.
Potem dodatki – padło na sowy, a mi na mózg. Dotarłam do momentu, w którym mąż rekwirował mi torbę w progu drzwi, żeby sprawdzić, czy nie przywlekłam jakiegoś nowego kurzozbieracza z tym samym motywem. Groził rozwodem. Kryzys zażegnany, ale tylko dlatego, że nie wie, że na szafie, w przypływie rozsądku, schowałam jeszcze zwitek naklejek w sowy…
UWAGA! Zdjęcia są prawdziwe. Zrobione bez sprzątania. Dlatego widać jeszcze wielkanocny bukiet ze żłoba oraz… chociażby klawiaturę, której kabel lena zrzuca z łóżka na panele, udając, że łowi ryby. Żeby nakarmić wyimaginowanego pingwina. Logiczne przecież.
Od progu wpadła w zachwyt (Wasz nie jest konieczny..), a ja dostałam orgazmu macierzyńskiego. Nie chciała wychodzić na zewnątrz. 13 metrów kwadratowych tylko dla niej. Na każdym spacerze powtarzała, że musi wrócić do swojego pokoju w sówki. Fruwałam z dumy. Aż ktoś sprawił, że przyrżnęłam łbem o framugę i wróciłam na ziemię.W całej tej realizacji własnego planu cholernie mocno skupiłam się na spełnieniu swoich pragnień, a nie na potrzebach Lenona.
Kilka dni temu zostałam zaproszona do IKEA. Mogłam skakać po łóżkach i malować po stołach, pytać o co zechcę. A potem zapytano mnie. O pokój mojego dziecka. I już miałam unieść się z dumy gdy poproszono mnie, żebym… Klęknęła. Tak, klęknęła. I spróbowała spojrzeć na świat z perspektywy 92 centymetrów. Wzrostu Lenki. Obuch w łeb i konieczność wprowadzenia zmian stały się oczywiste.
Rachunek sumienia związany z zaniedbaniami i brakiem wyobraźni też. W momencie uwieńczenia mojej nocnej pracy związanej z wycinaniem naklejek i wertowaniem internetu w poszukiwaniu ŻYRANDOLA W SOWY, pokój Lenki wyglądał tak, jak na zdjęciach. To jest ten moment, w którym możecie pobawić się w anonimowego komentatora z Pudelka i mnie zbesztać, ewentualnie wytknąć moje głupie błędy.
Co w zamian? Cóż, przede mną sporo pracy, a przed Wami, mam nadzieję, przyjemności. W kolejnym wpisie – drobne zmiany, moje głupie pomysły, które zweryfikowała Lena, inspiracje, a także …. konkurs. Z 1000 zł do zgarnięcia w IKEA. Fajnie? Chyba fajnie.
Tylko mąż dziwnie niezadowolony, że 3 miesiące temu kazałam mu wtachać na 10 piętro ogromne biurko i łóżko, które nie mieściły się w windzie, a teraz domagam się ich eksmisji. Oj tam oj tam.
Moje maja pokój turkusowo biało czarny, Mela domaga się różu, dzieci maja swój gust 😉
no Lena wchodzi w róż pomalutku. Akurat jej przejdzie jak ubłagam Mario o drugie malowanie ;3
Cudny pokoik! Najbardziej lubię takie zalatujące lekko kiczem, bo dzieci to kochają!
Pewnie, że można im urządzić jeszcze przed narodzinami blado-szaro-miętowe gniazdko, ale prawda jest taka, że maluszki lubią kolory i zwierzątka z oczami!
W wymarzonym (przeze mnie rzecz jasna) marynarskim pokoju synka mieszka więc już całe ZOO + rodzina lisów. Nie broniłam im wstępu na arkę 😉
Ojjj zacieram racice na konkurs bardzo bardzo! 🙂
jest radocha, co? No ale o kilku rzeczach nie pomyślałam. O tym, że z biurka może korzystać już teraz a nie za 5 lat. O tym, że już czas, żeby spała sama. O tym, że obrazki i zdjęcia powinny być niżej, bo są dla niej, a nie dla mnie. I kilka innych, o których napiszę 😉
Po pierwsze : sowy są boskie! Nie wiem czemu się czepiasz. Po drugie : teraz 92 a niedługo 192 – wiem cos o tym 😀 Pokój świetny a Lenon ze swoimi oczyskami rzeczywiście do sowy podobny. Buziaki dla Was!
wiem, dlatego je wybrałam.. a i o motyw z kapucynkami trudniej 😀
hehehe moje dziecię łowi rybki używając kijek od namiotu, one gięte co kilka cm, więc wędka jak u prawdziwego wędkarza 😀 oczywiście strój wędkarski musowo, czyli ogon i uszy tygrysa. i tak jak dzień długi, i codziennie 😀 kocham dzieci 🙂 pokój w sówki super – u nas królują motylki, biedronki i robaków cały rój. jest git 😀
No wiesz, w życiu bym nie wpadła żeby spojrzeć na pokój chłopaków z ich perspektywy. Jak możesz publikować to o takiej porze, teraz muszę czekać do rana na swoje klęknięcie!
No a mi się wydawało, że ja od porodu kuźwa z tych kolan nie wstałam….
Super!! a kiedy jak i gdzie z tym konkursem
Pierwsze dziecko, to można stracić rozum. Ale faktycznie trochę się zagalopowałaś, kupując jej te „dorosłe meble” dla 10-latki, takie jak biurko czy te komody. Nie pisząc tego złośliwie – nie zwróciłaś uwagi, że jest mnóstwo mebelków dostosowanych do takich berbeci? Jeśli macie w sobie szacunek do rzeczy, te meble pewnie będą całkiem dobre za kilka lat (wtedy być może dobrym pomysłem będzie jakiś lifting i ręczne robótki typu malowanie/oklejanie itp.). Z drugiej strony nie popadajmy w paranoję – większość z „nas”, czyli ludzi mając trochę więcej (lub dużo więcej :P) niż 25 lat, byłoby zachwyconych ze swojego własnego pokoju w słodkie sowy. I zapewne Lenka nie ma żadnego problemu z tym, że półki są za wysoko, a biurko jest za duże, to co najwyżej my, dorośli, wiemy, że to problem. Jednym zdaniem – dziecka tym nie skrzywdziłaś, bo dzieci nie widzą takich problemów. Mogłaś co najwyżej nie kupować rzeczy na zapas.
Mogłam, ale wtedy zakup mebli na 2-3 lata był luksusem o którym nawet nie myślałam, pokoje były dwa, a z biurka korzystałam ja i mąż. Niemniej jednak jakość tych mebli, bo wygląd oczywiście może się nie podobać i ja też bym takich już nie wybrała, nie umywa się do wszystkiego, co oglądałam w sieciówkach. Ba, całe życie uważałam, że Ikea jest przereklamowana. Teraz nie mogę się zdecydować, czy jest ekstra, czy ma paranoje z tymi wszystkimi „co jeśli” o.O Gdyby mnie wcześniej edukowali to w macicy bym dziecko folią bąbelkową owijałą chyba..
świetnie Ci to wyszło, super też że Lence się tak bardzo podoba, jednak ja to bym sie bał zrobić pokój „tematyczny” – bo a jeśli się nie spodoba, a jesli się spodoba a potem się odmieni, a jeśli… i pewnie bym czekał na to aż mały będzie na tyle dorosły, zeby samemu sobie urządzić pokój 🙂
A co do samej Ikei to tez mam mieszane uczucia, bo mają genialne pomysły, ale czasem przeginaja z oszczędnościami – zebym do lampy łazienkowej musiał samemu dokupic kabel, bo przyoszczędzili na 20 cm przewodów między wnętrzem lampy a kostką przy ścianie?
Aczkolwiek ostatnio stwierdzam, że chyba normą się stają takie idiotyczne kombinacje na oszczędnosciach. W meblach z Black-Red-White m.in. przyoszczędzili na jakości zawiasow – w efekcie już drugi raz wymieniam na gwarancji zawiasy od ociekarki w kuchni, bo rdzewieją. Jak można nie wziąć pod uwagę, że w takim miejscu trzeba dac zawiasy nierdzewne? Przecież na czymś takim traci wizerunek firmy…
A ja pojadę ostro banałem, ale myślę, że trzeba takie rzeczy mówić głośno: sądzę, że dla Twojego dziecka serio nie ma znaczenia, czy będzie miało super dostosowane do swojego wieku i wzrostu meble markowe meble prosto z ikei czy nie. Ona się cieszy tym co ma, bo nie nasiąknęła jeszcze tymi wszystkimi bzdurnymi przekazami reklamowymi jak my. Sama jeszcze niedawno wchodząc do ikei, czułam się jak jakbym była w parku rozrywki. I prawie wszystko wydawało mi się tam tak sprytnie zaprojektowane, pomyślane, ładne, zabawne, że w sklepie zupełnie nie wyobrażałam sobie dalszego życia bez tych wszystkich cudownych mebli i przedmiotów. Tylko jakoś po zakupach mój poziom szczęścia był dokładnie taki sam jak przed zakupami, nie licząc krótkotrwałej ekscytacji wynikającej z posiadania czegoś nowego. Chcę po prostu przekazać, że nie powinniśmy się dać zwariować przymusem kupowania tych wszystkich super markowych rzeczy, bo nasze dzieci, dopóki nie zaszczepimy w nich takich potrzeb, są na to totalnie obojętne. Osobiście naprawdę się cieszę, że mojej dziecięcej głowy nie zaprzątały myśli o tym, czy aby na wszystko wszystko wokół mnie jest markowe (tym bardziej, że prawie nic nie było) i dopasowane do moich potrzeb, szczególnie że im bardziej coś takie nie było, tym więcej frajdy sprawiało.
Ale za…sowisty pokój! U mnie króluje złomek i inne autka, ale już się boję co wymyśli panienka jak nieco podrośnie 🙂