Paradoks macierzyństwa, jeden z pierdyliarda, poza tym największym – że miewasz do porzygu dość, a godzinę po wyjściu z domu absurdalnie tęsknisz, polega na doradzaniu. Każda matka, która już nią jakiś czas jest, mniej więcej kuma, że to gra bez reguł, a już na pewno nie przestrzegająca zasad fair play. Mimo to – doradzamy – czapeczki, skarpeteczki, metody usypiania, karmienia… Chyba, że jest się matką Lenona. Bo ja nie wiem jak wygląda normalne macierzyństwo.
Ja od ponad dwóch lat jestem na tajnym szkoleniu dla służb specjalnych, gdzie uczę się, że nie wiadomo, co się wydarzy, ale w żadnej z kryzysowych sytuacji nie pomaga płacz ani zamknięcie się w WC. Znajomość podstaw psycho i socjologii oraz sztuk walki także Czasem tylko ciasteczko, ale i ono na dłuższą metę jest metodą prowadzącą donikąd. I do niczego. Konkretnie do „zeżarło cukier, ma więcej energii, więc nigdzie gdzieś nie pójdziesz, nic nie zrobisz, bo właśnie wszystkie misie zrobiły wjazd na dywan, bo będą pić herbatę„.
Codziennie, opuszczając pokój, naiwnie sądząc, że przecież przez 20 sekund, niewiele może się wydarzyć, w panice monitoruje układ mieszkania i próbuje przewidzieć CO WYMYŚLI. Nie jestem matką nadgorliwą, panikującą, przewrażliwioną. Mój mąż z kaszlem jeździłby na SOR, mnie na SOR zawiodłaby tylko duża rana otwarta, sącząca ropą, która mogłaby ubrudzić upraną kanapę. A tak serio.Lena od urodzenia sprawdza naszą wytrzymałość na emocje, stres i adrenalinę. Już mając zaledwie 3 miesiące, kiedy zwyczajne dzieci zaczynały przekręcać się na boki, ona, jak mała dżdżownica, uwielbiała wciskać się głową w dół w niewielką szparę między kaloryferem, łóżkiem, a ścianą. I Zaczynam podejrzewać, że jej lśniące włosy zawdzięczają swój blask zjedzonym psu chrupkom.
Kiedyś zawiesiłam w oknie tzw. makarony, kolorowe sznureczki zamiast firanek, które trzeba prasować i prać. Byłam w ciąży. Gdzieś kołatało mi w głowie, że Lena w okresie dorastania i buntu, będzie chodzić w glanach i twierdzić, że życie nie ma sensu. Jednak to, że w wieku 9 miesięcy, postanowi spróbować odebrać sobie życie owijając sznurki wokół szyi. I to w outficie złożonym z pieluchy i mrocznych skarpetek w truskawki/
Sytuacji niemrożących krwi w żyłach było mniej, ale pouczających, ma na swoim koncie bez liku. I ukruszoną jedynkę, bo któregoś dnia nóżki nie nadążyły za pomysłem. Szybciutko dowiedziała się, co to znaczy, że piekarnik parzy, a woda jest za zimna. I tak, leci nam trzeci rok, kiedy z lepszym bądź gorszym skutkiem, testujemy swoje wzajemne możliwości w procesie samodoskonalenia i zdobywania życiowej mądrości. Nawet Lenon i nawet moja wyobraźnia nie uchroniły mnie przed odwaleniem baboli, wielkości świebodzińskiego pomnika. Są rzeczy, których nie da się przewidzieć. Zdarzają się takie, które dzieją się właśnie po to, żeby czegoś nas nauczyć. Jest jednak też kilka tych, których można uniknąć.
Naklejki na ścianach wylepiałam pieczołowicie i roztropnie, kilka godzin. Właziłam do każdego sklepu z dodatkami, żeby znaleźć coś uroczego, a dywanu, który będzie wygodny, nienachalnie skrywający brud, a jednocześnie tani i niebędący siedliskiem zła, bakterii, roztoczy, plasteliny oraz chrupków kukurydzianych, szukałam kilka tygodni. To akurat głupie, bo na podstawie tego, co przyjmuje każdego dnia, napisałabym lepszy thiller niż Miłoszewski. Myślałam, że znam ją jak nikt, że wystarczy, że odsunę łóżko od okna i zaklejęwystające rogi mebli. Tymczasem…
- nie zabezpieczyłam kontaktów, „bo przecież jej nie interesują„;
- nie zabezpieczyłam na 10 piętrze okien, „bo na razie nie sięga„;
- usytuowałam większość rzeczy na wysokości, która jest niedostępna dla Lelona „bo tak szybko rośnie, zaraz będzie sięgać, a teraz i tak popsuje„;
- zagraciłam jej pokój wielką wersalką i biurkiem, które będzie jej potrzebne za jakieś 8 lat „bo przyda się w swoim czasie’;
- nie przymocowałam regału do ściany, bo… „jakoś zabrakło czasu, już miałam to zrobić, e tam, bez przesady, nic się nie stanie…”
Przygotowałam pokój, w którym dobrze czuję się ja, zapominając, do czego zdolna jest moja córka, która odkąd wie, że temperaturę da się zmierzyć w odbycie, zwyczajnie NIE MOŻE zostać z psem sam na sam, która uczy mnie odkładania rzeczy na miejsce, bo, dla jaj, wiedząc, że mam wówczas zawał, krzyczy ” mamo, znajaźłam tabjetke, była pyśna„.
Pomalutku dodajemy nieco stretchu do naszej pępowiny. Co to znaczy? To znaczy, że zaczynam pracować nad granicami. Oddaję przestrzeń Leny jej i obiecuję słuchać i obserwować. Nie bluźnić także, jak zostawię ją samą z farbami. Wytłumaczyć, że trochę wiocha będzie jej ssać cycka do osiemnastki, bo na maturach nie będzie mnie obok i co ona zrobi, jak się bidna zestresuje. Nie spać już w jednej pozycji na lewym boku przez to, że Lenon ma czujnik ruchu i nie wypuszcza mnie w nocy nawet na siusiu.
Będzie mi szalenie brakować pewnie, ale jeszcze nie teraz, tych dyskusji od 2 nad ranem, że:
-Jenka kocha mamę,
-Jenka jubi bawić się z mamom
oraz, moje ulubione, zaspane, ale jakże trafne i pełne racji:
-Nie jemy Jenki kupy, mamo!
Za nami mega ważny weekend. Małż spędził go sam na sam z córą, teraz usilnie szuka, gdzie jest jego mózg oraz czy kastracja jest w Polsce legalna. Ja wróciłam z Poznania, gdzie – spałam ciągiem kilka godzin, jadłam ciepłe rzeczy i nie musiałam uważać, żeby nikt mnie nie ubrudził, tylko swobodnie robiłam to sama.
Lenka od piątku ma swój nieco odmieniony pokój. Nowe, regulowane biurko, które będzie spoko dziś i za kilka lat, spokojnie, nim Lena dorośnie do tej poprzedniej kozy ode mnie. Ma swoją sztalugę, dzięki której może nauczać w pokoju wyimaginowane dzieci i jysować mi sejduśko. Ma też zupełnie nowe łóżko. W którym nie ma miejsca dla mamy.
Kiedy to piszę, Lelol śpi. Sama. Ja znów będę mieć problemy z uśnięciem i chyba przyjdzie mi gorzej znieść jej dorastanie. Każdy kolejny etap, w którym nie będzie się chciała przytujać, dać mi ręki na spacerze, czy wyprowadzi się z domu, będzie trudny, ale przyjmę go z pokorą i alkoholem.
92 cm mojego człowieka właśnie zrobiło swoimi nunami kolejny mały krok ku dorosłości. Czuję się dumna i lada dzień nauczy się pisać, żeby przykleić na drzwiach komunikat:
RODZICOM WSTĘP WZBRONIONY. albo: Mamo, jeszcze jedna naklejka z sową, a zadzwonię do Rzecznika Praw Dziecka. Na razie puchnę z dumy, kiedy zasiada przy swoim małym -wielkim biurku i głosem nieznoszącym sprzeciwu, żąda pomidoja, buły i pajówki.
______________________________
Nie wydaliśmy fortuny, nie odkryłam Ameryki, ale zniwelowałam kilka szans na to, że Lenka zrobi sobie krzywdę albo zrealizuje ambitny plan o nauce pytania z 10 piętra bez magicznego pyłu.
I teraz kolej na Was.
W poprzednim wpisie mówiłam Wam o przyjęciu perspektywy swojego dziecka i wykorzystaniu tego, że znacie je jak nikt, a i tak potrafi Was zaskoczyć. Ogłaszam konkurs niestety z ograniczeniem terytorialnym, bo raczej dla ludzi z woj. łódzkiego, ale tylko wtedy będę mogła się z tą osobą zgadać na KAWĘ w IKEA i przekazać nagrodę 😉
Nagrody są 3 i są bonami na kwotę 500, 300 i 200 zł, bo nikt od Was, nie wie lepiej, czego potrzebuje Wasze dziecko. Do wykorzystania na asortyment dziecięcy w IKEA Łódź.
Do piątku poproszę o Wasze najbardziej zaskakujące historie opowiadające o pomysłowości Waszego dziecka. To będzie także poniekąd casting na kandydatów do mafii Lenona, ale też metoda pocieszania się, że nie tylko ja jestem ciągle na szkoleniu dla FBI, CIA i TVP ABC. Napiszcie mi też, co by się Wam z asortymentu IKEA przydało. Poniżej kilka moich inspiracji.
Zróbcie to do piątku 10.06.2016 r.
Mrożące i zabawne historie o wybrykach pociech z happy endem.
Wybieram trzy.
Odpowiedzi: pod tekstem, pod postem konkursowym i na maila: radomska@mamwatpliwosc.pl do 10 czerwca do 00:00. Wyniki w poniedziałek rano na blogu. Czas start. 😉
Ja tak poza konkursem, bo do Łodzi nie dam rady dojechać – po wielodniowych poszukiwaniach jednego bucika od pary, kiedy już prawie traciliśmy nadzieję, znalazłąm go u nas w sypialni, w najdalszym zakątku szafy – wypchanego ciasno zielem angielskim… 🙂 skąd, jak, kiedy – nie mam pojęcia, bo przecież nie spuszczamy potomka z oka :)))
a poza tym to świetny tekst Radomska, nie wiem czy ja się starzeję, czy co, ale jakoś zawsze ze mnie łzy wyciskasz babo 🙂
Ja też poza konkursem (a szkoda!) bo z wielkopolski, ale… Wciskanie głowy w dół w ciasne miejsca praktykują zazwyczaj dzieci, które rodziły się przez cesarskie cięcie i nie doświadczyły przechodzenia przez kanał rodny, ewentualnie te, które nie miały dość wrażeń przy naturalnym porodzie 🙂 Wiem od fachowca! A z pomysłów dzikich i mrożących krew w żyłach to: wszyscy, którzy mają balkon (zwłaszcza na wysokich piętrach, gdzie zeskok oznacza poważny uszczerbek na zdrowiu albo witanie się ze św. Piotrem), a lubią tam sobie wywiesić pranie czy co innego niech do tej czynności zabierają ze sobą komórkę, uwiązane do nogi dziecko, albo zabezpieczają drzwi przed zamknięciem. Wiem co mówię moja osobista matka stała na balkonie najdłuższy kwadrans w swoim życiu po tym jak moja 2-letnia córka ledwo dosięgając do klamki jednak zamknęła drzwi za wieszająca pranie babcią. Zamknięta w mieszkaniu z 3-miesięcznym bratem nie umiała drzwi na powrót otworzyć i nawet nie bardzo się przejęła. Babcia za to walczyła z zawałem. Zanim podjęła desperacką próbę darcia gęby na całe osiedle, ewentualnie skoku z pięterka do ogródka sąsiadów poinstruowała dziecko jak klamkę przekręcić w drugą stronę. Dziecko bystre i chętne do współpracy się trafiło więc i finał szczęśliwy, ale na takie fuksy liczyć nie można, czyż nie? 🙂
Ty wiesz, że Lena do mafii Lenona już dawno należy, sprawdzały to już w porcie 😀 A testuje nas każdego dnia, bo przecież w nowy rok trzeba iść z lalką w ręce drugą w kieszeni i bawić się z psem zarazem wywracając się pod domem dziadków i walnąć głową centralnie w schody tak, że zamiast na obiad noworoczny pojechała na sor z krwawiącą głową. A przecież codzienną najlepszą atrakcją jest siedzenie na parapecie w swoim pokoju i odpychanie nogami komody, krzycząc przy tym na dzieci pod blokiem, że nie wolno wchodzić na jej zjeżdżalnie 😀 Ewentualnie przecież można na drewnianym domku u babci zjeżdżać głową w dół zjeżdżalni lub wchodzić na drewniane barierki bo przecież nie spadnie. Siniaków na nogach nie zliczona ilość, piach w zębach, we włosach i w majtkach to też codzienność, ale to przecież tylko jej dzieciństwo, a na pamiątkę zostają nam tylko blizny ( jedna na czole po nowym roku, której grzywka niestety nie zasłoni, ale dodaje jej uroku, bo taka zadziora z nią jest 😉 ). A co by nam się przydało z asortymentu ikea? http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/80253809/ to łóżko na czas zanim w końcu pobudujemy tą naszą hacjendę regulowane biurko, lub ława ogrodowa dla dzieci 😉 wybór ogromny i na pewno dla obu dziewczynek by się coś znalazło 😉 Pozdrawiam
Ha! To ja inaczej 🙂 Moja jedyna I ukochana córka Maja, lat wtedy prawie 4, przywaliła tekstem że matce mowę odjęło.
Odwiedziny u znajomych:
Obserwuję z drżącym sercem jak Maja wchodzi I schodzi po niebezpiecznych schodach na antresolę.- schody z samą poręczą bez „płotku” czy jak się to tam nazywa 🙂 Majka wchodzi I schodzi co chwilę.
Ja: Maja, uważaj dziecko na tych schodach, żebyś nie spadła.
Maja: tak, tak mamo,wiem jestem dorosła i odpowiedzialna….. 🙂
Ja-szczęka zbierana z podłogi……….
z Ikea przydało by się nam biurko 🙂 baaardzo, bo mamy coś ogromniastego w miniaturowym pokoju.
Walka o przetrwanie w domu, gdzie dowodzi mała szefowa jest nam dobrze znana. Nasz Don Corleone to Zofia, lat 3. Ostatnio przy każdej próbie negocjacji formy zachowania, czy nie daj Boże reprymendy słyszę „Ale mamo, ty mnie w ogóle nie szanujesz!”. A negocjacje to nasz chleb powszedni: że bluzka z długim rękawem lepsza, bo mróz; że jednak sandałki nie kalosze, bo gorąco i sucho,; że może jednak założymy majtki, bo tak głupio w sukience bez nich… W gospodarstwie domowym też tak jakoś współpraca nie idzie. Ostatnio wyczytałam, że najlepszym sposobem no to, żeby baterie łazienkowe były długo czyste i lśniące trzeba je wyczyścić olejem i wypolerować – osad nie zostaje. Wydaje się, że to sposób może i niezły, żeby oszczędzić sobie roboty i polerowania ich 3 razy dziennie. Sprawdzić niestety nie zdążyłam, bo Zofia parę minut później pod przykrywą mycia rąk sprawdzała, czy lekko rozbełtanym w wodzie mydłem da się szczelnie baterie obkleić. Da się… nawet poślizg po oleju nie przeszkodził. Można też sudokremem wysmarować szczelnie lalkę, bo przecież „pupą ją ścipała” Dało się też rozmoczonym w wodzie papierem toaletowym obłożyć kibel i pół umywalki, a potem próbować wyczyścić wszystko szczotką do WC. Zabawa przednia… A wszystko da się zrobić w rekordowym czasie -wystarczającym na zmienienie pieluchy młodszej latorośli, które jednocześnie uniemożliwia sprawdzenie, co robi starsza. Gorzej jest ze sprzątaniem – nie tylko w domu. Ostatnio przedszkolanka pożaliła się, że Zofia na hasło „dzieci sprzątamy zabawki” momentalnie musi iść siku. Niestety młoda sypnęła się przed Panią, która w końcu poszła za nią sprawdzić co z tym sikaniem. Zośka stała za drzwiami podciągając rajty- że niby się ubiera i na widok pani wychyliła się tylko i konspiracyjnie zapytała „pośpiątali już?”. Strach się bać co będzie dalej…
Pozdrawiam inne matki walczące, a w szczególności Ciebie Droga Radomosko i Szefowo Lentosławo!!!
Aha – Jeśli chodzi o wybór w razie ewentualnej acz wątpliwej wygranej – to chyba wybralibyśmy dopiero na miejscu pod dowództwem niezastąpionej królowej Zofii :))
Ha! To ja inaczej 🙂 Moja jedyna I ukochana córka Maja, lat wtedy prawie 4, przywalila tekstem ze matce mowe odjęło.
Odwiedziny u znajomych:
Obserwuje z drzacym sercem jak Maja wchodzi I schodzi po niebezpiecznych schodach na antresolę.- schody z samą poreczą bez „płotku” czy jak sie to tam nazywa 🙂 Majka wchodzi I schodzi co chwilę.
Ja: Maja, uwazaj dziecko na tych schodach, zebys nie spadła.
Maja: tak, tak mamo, wiem, jestem dorosla i odpowiedzialna….. 🙂
Ja-szczeka zbierana z podlogi……….
z Ikea przydalo by sie nam biurko 🙂 baaardzo, bo mamy cos ogromniastego w miniaturowym pokoiku.
Moja niespełna roczna córka zrobiła dziurę w obiciu krzesła i najadła się znajdującej pod obiciem gąbki… próbowała także już szafki w kuchni która zaczęła się lekko sypać od podłogi i dzięki temu mamy w kuchni całkiem nowe meble 🙂 Przydałoby się zatem coś nowego dla niej co by powstrzymało ją przed skonsumowaniem nowej kuchni. Myślę, że namiot z Ikei byłby fajny a najfajniejszy z piłeczkami 🙂
Co prawda, ja własnych dzieci nie posiadam, ale tak się zdarzyło, że spadło na mnie to nieszczęście jakim jest posiadanie rodzeństwa ciotecznego. Młodszego. Gorszego. Ale sprytniejszego. I chętnie podzielę się paroma fajnymi dialogami tak poza konkursem.
1. Razem z moim M. zabraliśmy chłopaków na basen. Znaleźliśmy dmuchaną piłkę i w małym basenie zabijaliśmy czas. W pewnym momencie podpływa do mnie M. i daje mi buziaka, na co Kacper (lat 12) bardzo poważnym tonem mówi:
– Czy możecie się całować w miejscach, za które nie płacimy?
2. – Karolina, jak długo jesteś już z M.? – pyta mnie Kacper.
– No ponad dwa lata – odpowiadam.
– Babciu, ciocia Gosia (moja mama) musi być chyba bardzo bogata – zaczepia Kacper babcie i zerka na mnie.
– Czemu?
– Bo już dwa lata płaci M., żeby się z Karoliną spotykał.
3. – Babciu, masz jeszcze ten paragon? – pyta Kacper.
– Jaki paragon?
– No jak braliście Karolinę z domu dziecka.
Żarty na temat tego, że wszyscy jesteśmy albo od sąsiada, albo z domu dziecka to codzienność 😀
4. – Miłoszku, kim byś chciał zostać w przyszłości? – pytam brata.
– Tirowcem. – odpowiada Miłosz (lat 7)
5. Jak co roku w styczniu dostajemy od znajomych mnóstwo kalendarzy. W tym roku razem z mamą zawiozłyśmy ich sporo do babci, żeby rozdała po rodzinie. Wśród nich był jeden z półnagą dziewczyną. Babcia zostawiła sobie jeden jakiś “normalny” kalendarz, a całą resztę zawiozła do mamy moich braci.
Pod koniec stycznia mama chłopców słyszy rozmowę dobiegającą z góry:
– Ja to już się nie doczekam lutego – mówi Kacper (12l.).
– Noooo, ja też – odpowiada Miłosz (7l.).
– Kurcze, czemu nie mogą doczekać się tego lutego? – zastanawia się mama chłopców. – Pewnie dlatego, że Miłosz ma urodziny, no ale wtedy Kacper nie cieszyłby się aż tak bardzo. Aha! Pewnie dlatego, że będą ferie!
Nagle słyszy Kacpra:
– Niezła jest ta laska z lutego, no nie?
Już wiesz, jaki kalendarz wybrali? 🙂
Walka o przetrwanie w domu, gdzie dowodzi mała szefowa jest nam dobrze znana. Nasz Don Corleone to Zofia, lat 3. Ostatnio przy każdej próbie negocjacji formy zachowania, czy nie daj Boże reprymendy słyszę „Ale mamo, ty mnie w ogóle nie szanujesz!”. A negocjacje to nasz chleb powszedni: że bluzka z długim rękawem lepsza, bo mróz; że jednak sandałki nie kalosze, bo gorąco i sucho,; że może jednak założymy majtki, bo tak głupio w sukience bez nich… W gospodarstwie domowym też tak jakoś współpraca nie idzie. Ostatnio wyczytałam, że najlepszym sposobem no to, żeby baterie łazienkowe były długo czyste i lśniące trzeba je wyczyścić olejem i wypolerować – osad nie zostaje. Wydaje się, że to sposób może i niezły, żeby oszczędzić sobie roboty i polerowania ich 3 razy dziennie. Sprawdzić niestety nie zdążyłam, bo Zofia parę minut później pod przykrywą mycia rąk sprawdzała, czy lekko rozbełtanym w wodzie mydłem da się szczelnie baterie obkleić. Da się… nawet poślizg po oleju nie przeszkodził. Można też sudokremem wysmarować calutką lalkę, bo przecież „pupą ją ścipała” Dało się też rozmoczonym w wodzie papierem toaletowym obłożyć kibel i pół umywalki, a potem próbować wyczyścić wszystko szczotką do WC. Zabawa przednia… A wszystko da się zrobić w rekordowym czasie -wystarczającym na zmienienie pieluchy młodszej latorośli, które jednocześnie uniemożliwia sprawdzenie, co robi starsza. Gorzej jest ze sprzątaniem – nie tylko w domu. Ostatnio przedszkolanka pożaliła się, że Zofia na hasło „dzieci sprzątamy zabawki” momentalnie musi iść siku. Niestety młoda sypnęła się przed Panią, która w końcu poszła za nią sprawdzić, co z tym sikaniem. Zośka stała za drzwiami podciągając rajty- że niby się ubiera -na widok pani wychyliła się tylko i konspiracyjnie zapytała „pośpiątali już?”. Strach się bać co będzie dalej… Ale kochana jest przecież najbardziej na świecie, a jak przynosi dyplom z festiwalu, gdzie jako indyczka-perliczka pięknie recytowała swój pierwszy konkursowy wiersz, to matczyne serce pęka z dumy, nawet w nieposprzątanym, wysmarowanym kremem i mydłem mieszkaniu:-)
Pozdrawiam inne matki walczące, a w szczególności Ciebie Droga Radomosko i Szefowo Lentosławo!!!
Aha – Jeśli chodzi o wybór w razie ewentualnej acz wątpliwej wygranej – to chyba wybralibyśmy dopiero na miejscu pod dowództwem niezastąpionej królowej Zofii :))
Dopóki nie zaczęłam czytać bloga Radomskiej myślałam, że tylko moje dziecko jest super… ale okazuje się, że tego towaru jest znacznie więcej. Moja 2,5 letnia Zofia błysnęła ostatnio niczym złoty ząb u radzieckiej obywatelki. Wieczór, dzwoni do mnie szefowa, która ma tendencje do długich rozmów o niczym i nijak nie da się jej pozbyć. I kiedy mijała właśnie 56 minuta jej słowotoku znudzona Zofia podeszła do mnie i teatralnym szeptem wprost do słuchawki zarzuciła „Mamo, kupa!”. Szok był obopólny, bo nigdy wcześniej nie raczyła podzielić się tą radosną nowiną, a Szefowa wobec powagi sytuacji musiała skapitulować i się rozłączyć. Ja cała podekscytowana biegnę po nocnik, po czym moje dziecko z miną „co Ty wyprawiasz stara wariatko” oświadczyło: „No co ty Mama, chciałam, żebyś się ze mną pobawiła”.
A co mi tam – konkurencja mała, więc jest szansa znaleźć się na podium;P
Chociaż mamy trochę daleko, ale jakby co, to będzie dobry pretekst do ustalenia konkretnego terminu, zeby przy okazji odwiedzić rodzinę w okolicy, bo tak to ciągle na przeszkodzie jest coś pilniejszego i bardziej absorbującego 🙂
Kiepsko tylko, że jakoś ostatnio szybko wylatują mi z pamięci scenki z synem, więc przychodzi mi do głowy tylko ostatni weekend. Aha – mrocznych historii to i tak bym nie opowiedział, bo nawet żona o nich nie wie ;P
Sobota – tytułem wstepu: syn dużo nam pomaga przy składaniu mebli – no nie da się w domu nic zrobić bez jego udziału, więc siłą rzeczy ogarnia podstawowe zastosowanie różnych narzędzi, typu młotek, wkrętarka, klucz oczkowy itp. A także wymyśla nowe zastosowania dla nich (np. granie młotkiem na cymbałach), albo tworzy sobie własne narzędzia.
Leniwy poranek, bawimy się na łózku – my leżymy, syn hasa. W końcu żona idzie zrobić małemu mleko, wraca, Syn stoi na środku łóżka i wyciąga ręce do mamy po butelkę, ona wyciąga rękę z butelką do niego, ale brakuje paru centymetrów do przekazania cennego ładunku. Mały się rozgląda – co tu zrobić, żeby nie trzeba było ruszyć nóg z miejsca… nagle łapie w ręce moją rękę, nakierowuje na mleko i – voila – mamy organiczny chwytak o idealnym zasięgu:D
Po wypiciu mleka chce dokładkę – pokazuje mamie znacząco na butelkę, mówi „AMMMM!”, podaje jej i – dla pewności, że ona pójdzie do tej kuchni – robi: PAPA PAPA.
NIedziela – tytułem wstepu: nasze dziecko lubi zwierzęta (aż za bardzo), i jest bardzo uczynne.
Wizyta w gospodarstwie agroturystycznym, z połączonej okazji dnia dziecka i poniedziałkowych II urodzin (korzystamy z okazji, że jeszcze nie zna się na kalendarzu i łaczymy imprezy jak tylko się da;)). Syn ma w rękach sporego lizaka.
Zobaczył kucyka, służącego do zajeżdżania go przez dzieci, idziemy. Biorę syna na ręce, podchodzimy.
Widzę, że chciałby kuca pogłaskać. Pytamy dziewczynę prowadzącą konia czy mozna i mówi, że owszem, „ale ona uważałaby na lizaka, bo koń może go zjeść”. Na to syn się wychyla z lizakiem w stronę konia i woła radośnie: „AMMMM!!!”.
A dziewczyna zdziwiona – „chciałam ostrzec a nie zachęcić” 🙂
Walka o przetrwanie w domu, gdzie dowodzi mała szefowa jest nam dobrze znana. Nasz Don Corleone to Zofia, lat 3. Ostatnio przy każdej próbie negocjacji formy zachowania Zosi, czy nie daj Boże reprymendy słyszę „Ale mamo, ty mnie w ogóle nie szanujesz!”. A negocjacje to nasz chleb powszedni: że bluzka z długim rękawem lepsza, bo mróz; że jednak sandałki nie kalosze, bo gorąco i sucho, że może jednak założymy majtki, bo tak głupio w sukience bez nich… W gospodarstwie domowym też tak jakoś współpraca nie idzie. Parę dni temu wyczytałam, że najlepszym sposobem no to, żeby baterie łazienkowe były długo czyste jest wyczyszczenie olejem i wypolerowanie – osad nie zostaje. Spróbowałam… Skuteczności sprawdzić niestety nie zdążyłam, bo Zofia parę minut później, pod przykrywą mycia rąk, sprawdzała, czy lekko rozbełtanym w wodzie mydłem da się szczelnie baterie obkleić. Da się… nawet poślizg po oleju nie przeszkodził. Można też sudokremem wysmarować całą lalkę, bo „pupą ją ścipała”. A rozmoczony w wodzie papier toaletowy idealnie nadaje się na obłożenie nim połowy wyposażenia łazienki. Ze sprzątaniem niestety jest trochę gorzej- nie tylko w domu. Ostatnio przedszkolanka pożaliła się, że Zofia na hasło „dzieci sprzątamy zabawki” momentalnie musi iść siku. Niestety młoda sypnęła się przed Panią, która w końcu poszła za nią sprawdzić co z tym sikaniem. Zośka stała za drzwiami podciągając rajty- że niby się ubiera – na widok pani wychyliła się tylko i konspiracyjnie zapytała „pośpiątali już?”. Strach się bać co będzie dalej… Ale i tak jest najukochańsza, najcudniejsza, najpiękniejsza i w ogóle Naj – jak każda córa zakochanej mamy:-)
Pozdrawiam inne matki walczące, a w szczególności Ciebie Droga Radomosko i Szefowo Lentosławo!!!
Aha, jeśli chodzi o wybór w razie ewentualnej acz wątpliwej wygranej , bo chyba nigdy w życiu nic nie wygrałam:-) to wybralibyśmy coś dopiero na miejscu pod dowództwem niezastąpionej królowej Zofii :))
Kilka chwil z życia naszej rodziny pod wodzą trzyletniej Don Corleone Zofii. Na szczęście do tej pory mrożące krew w żyłach historie nas omijają, ale atrakcji nie brakuje. Chociaż trudno spamiętać wyczyny latorośli, zwłaszcza jak jest drugie, które zaczyna dorównywać inwencją twórczą. Parę dni temu wyczytałam, że najlepszym sposobem no to, żeby baterie łazienkowe były długo czyste jest wyczyszczenie olejem i wypolerowanie – osad nie zostaje. Spróbowałam… Skuteczności sprawdzić niestety nie zdążyłam, bo Zofia parę minut później, pod przykrywą mycia rąk, sprawdzała, czy lekko rozbełtanym w wodzie mydłem da się szczelnie baterie obkleić. Da się… i to nie tylko baterie, nawet poślizg po oleju nie przeszkadza. Można też sudokremem wysmarować całą lalkę, bo „pupą ją ścipała”. A rozmoczony w wodzie papier toaletowy idealnie nadaje się do obłożenia nim połowy wyposażenia łazienki „No mamo, to są takie plasterki przecież”. Ostatnio przedszkolanka pożaliła się, że Zofia na hasło „dzieci sprzątamy zabawki” momentalnie musi iść siku :-). Niestety młoda sypnęła się przed Panią, która w końcu poszła za nią sprawdzić co z tym sikaniem. Zośka stała za drzwiami poprawiając rajty- że niby się ubiera – na widok pani wychyliła się tylko i konspiracyjnym szeptem zapytała „pośpiątali już?”. Przedszkolanki sikały ze śmiechu opowiadając mi to, a ja nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać 🙂 Ale i tak jest najukochańsza, najcudniejsza, najpiękniejsza i w ogóle Naj – jak każda córa zakochanych rodziców:-) Pozdrawiam inne matki walczące (i ojców też!), a w szczególności Ciebie Droga Radomosko i Szefowo Lentosławo!!! Aha, jeśli chodzi o wybór w razie ewentualnej acz wątpliwej wygranej, to wybralibyśmy coś dopiero na miejscu pod dowództwem niezastąpionej królowej Zofii i księcia Stanisława 🙂
Moje dziecko powoli wkracza w wiek brojenia więc historii jeszcze nie mam z nim w roli głównej. Ale jest mój młodszy brat który będąc dzieckiem dostarczył sporo rozrywki a wszystkim. A mianowicie : mieliśmy u Babci na podwórku psa, zwał się Filek. Otóż pewnego pięknego dnia Dziadek przybiega do Babci z przerażeniem, że Filek na wściekliznę zachorował bo mu piana z pyska leci. Babcia w szoku. Jaka wścieklizna? Pies szczepiony, zadbany? W te pędy biegnie za Dziadkiem do ogrodu, a tu nagle zza winkla wyłania się 5-cio letni Józek z uwaga BABCI SZCZOTECZKĄ DO ZĘBÓW i swoją pastą Colodent…..i dziarskim głosem informuje że teraz to Filek na pewno nie będzie miał problemów z zębami bo on mu je solidnie wyszorował- tak przecież ostatnio mówiła pani w telewizji- że psom należy czyścić zęby…pies przeżył, szczoteczka Babci nie?
Nasz Don Corleone to Zofia, lat 3. Na szczęście do tej pory mrożące krew w żyłach historie nas omijają, ale atrakcji nie brakuje. Parę dni temu wyczytałam, że najlepszym sposobem no to, żeby baterie łazienkowe były długo czyste jest wyczyszczenie olejem i wypolerowanie – osad nie zostaje. Spróbowałam… Skuteczności sprawdzić niestety nie zdążyłam, bo Zofia parę minut później, pod przykrywą mycia rąk, sprawdzała, czy lekko rozbełtanym w wodzie mydłem da się szczelnie baterie obkleić. Da się… nawet poślizg po oleju nie przeszkodził. Można też sudokremem wysmarować całą lalkę, bo „pupą ją ścipała”. A rozmoczony w wodzie papier toaletowy idealnie nadaje się do obłożenia nim połowy wyposażenia łazienki. Ostatnio przedszkolanka pożaliła się, że Zofia na hasło „dzieci sprzątamy zabawki” momentalnie musi iść siku. Niestety młoda sypnęła się przed Panią, która w końcu poszła za nią sprawdzić co z tym sikaniem. Zośka stała za drzwiami podciągając rajty- że niby się ubiera – na widok pani wychyliła się tylko i konspiracyjnie zapytała „pośpiątali już?”. Strach się bać co będzie dalej… Ale i tak jest najukochańsza, najcudniejsza, najpiękniejsza i w ogóle Naj – jak każda córa zakochanej mamy:-)Pozdrawiam inne matki walczące, a w szczególności Ciebie Droga Radomosko i Szefowo Lentosławo!!! Aha, jeśli chodzi o wybór w razie ewentualnej acz wątpliwej wygranej, to wybralibyśmy coś dopiero na miejscu pod dowództwem niezastąpionej królowej Zofii i księcia Stanisława 🙂
Z ostatnich wyczynów mojego 2 letniego terrorysty:-) jedziemy w autobusie obok siedzi Pani która miała nie zadbane i bardzo brudne stopy gdy Kacper to zauważył na cały autobus wskazując na nogi Pani mama fu fu fu be kobiecie było głupio mi też choć nie wiem czemu następny dzień ostatnio syn jest niejadkiem wszystko nie na spacerze znalazł w parku chleb dla gołębi i zacząć wycinać jakby nie jadł miesiąc miny starszych Pań na ławce bezcenne 😉
Ja krótko powiem jak wygląda życie z 4.5 latką 😀
Próby uczenia Milenki dobrych manier zwykle kończyły się sukcesem. Jednak ostatnia zaskoczyła nas elokwencją. Jedząc wspólnie obiad dyskutujemy na tematy przeróżne. Mila podjęła temat kupy i fizjologii szeroko pojętej 🙂 tatuś dzielnie tłumaczył, że przy jedzeniu takich tematów nie podejmujemy. Na co Mila zapytała „a co Ty tato, książę jesteś? „. Nie odpowiedzieliśmy nic. Ja wyszłam żeby nie udusić się śmiechem .
Jasio zarówno w żłobku jak i w domu, najczęściej na śniadania jada zupy mleczne (owsianka, manna, jaglanka itp.). Niedawno z racji długiego weekendu i wolnego dnia od pracy szykowaliśmy się na wyjazd do Torunia, dlatego chciałam by zjadł coś konkretniejszego. Postawiłam na bułkę, sałatkę warzywną z pomidorów, rzodkiewki i ogórka oraz na nieśmiertelne parówki. Jasio pogardliwie popatrzył na talerz i oznajmił:
– mamusiu, przecież ty mi zlobiłaś kolację…
Fakt, parówy jada właśnie wieczorem, ale żeby aż tak…
Rozmowa z Jasiem
– Mamusiu, kupię ci takie buciki.
– Tak, a skąd weźmiesz pieniążki?
– Z torebki od babci Grażynki…
Dodam, że babcia Grażynka to moja teściowa, sasasaaaa
z wczoraj….
– Mamo mamy jakis keczup albo majonez?
– Nie mamy
– Ale nie mamy, bo ” w tym domu tego nie jemy, bo to niezdrowe i sama chemia”, czy nie mamy, bo zapomnialas kupic?
#stasiek
P.S. Przydalaby sie kuchenka Ikei
Z karmieniem dziecka nigdy nie miałam problemu. Od początku żarła wszystko, co stanęło jej na drodze, łącznie z gryzakami psa, których nie udało mi się szybko schować i mydło. Mydło było kiedyś na propsie, Bożeniebieski. Do tej pory pamiętam wyrywanie kostki z zatopionych w niej kłach i płacz, jak mogę tak dziecku odsuwać „od talerza”. Im dalej w las upodobania kulinarne znacząco się zmieniły a dziecko zamiast mydła wpieprza mazaki. Nie byle jakie, bo ikeowe mazaki kupowane zawsze pospiesznie na wyjściu przy kasie, celem złagodzenia scen dantejskich i rzucającej się pod kasą dwuletniej histerii . Tak oto malowanki jedynie pod nadzorem Matki albo Ojca, aby się po raz kolejny nie tłumaczyć w żłobku, że nikt dziecka nie bije tylko ciućka Panna granatowy wkład, a i żeby pościele i ściany tez w kolorze oryginalnym oglądać. Bez wczesnego Pisacco na kocu za pierdylion monet.
Potrzeba nam tej komody, żeby te mazaki w najwyższej szufladzie upchnąć i zacząć spokojniej naczynia zmywać. Bez nerwicy żołądka, palpitacji serca i systematycznie zadawanego pytania „CO TAM TAK CICHO? JESZ MAZAKA?”
http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/10214557/
No nie mam dziecka, ale mam chrześnicę i chętnie na nią wydam te pieniądze, co by miała wygodniejsze i przyjemniejsze życie.
A więc tak, chrześnica bardzo nie lubi chłopaków, mojego męża też nie. Pewnego razu jedziemy sobie na wycieczkę we trójkę i nagle Wąż oznajmia, że się zgubiliśmy. Amelka na to:
– Ciociu włącz nawigację
-Nie mamy
-To włącz telefon
– (więc ja z półuśmiechem) rozładował się
– Na to dziecko: Przez Twojego zdolnego męża pozostała nam tylko modlitwa…
*Ba dum tsssssss*
P.S. Jak będę miała córkę dam jej na imię Lenka 🙂
Nie chcė Ciė martwić, ale bedzie tylko gorzej 🙂 Nasza 3latka ma coraz „lepsze” pomysły. Na pierwsze urodziny dostała zjeżdżalnie i po 2 dniach samodzielnie znalazła siė na jej szczycie. Mając rok i 2 miesiące wdrapałam siė na pergolė (odwròciłam siė tylko do wołającego mnie mėża). Ostatnio stała siė posiadaczką młodszej siostry i już pròbowała ją nakarmić mlekiem (mamo! ona jest strasznie głodna), siedziała na niej (mamo przecież Ona robi ha ha). Nie wspomniałam jeszcze o wspinaczce po drzewach (najświeższy pomysł) oraz rządzeniem każdym napotkanym dzieckiem obojėtnie starszym czy młodszym. Także….powodzenia! 😀
P.S. ja z Poznania także poza konkursowo
Mój Młody (4 lata) uwielbia chodzić do fryzjera. Zawsze wtedy wznosi się na wyżyny swoich umiejetności prowadzenia krótkich, acz niezobowiązujących rozmówek. Po ostatniej wizycie był co prawda lekko rozczarowany ponieważ długość opierzenia nie pozwoliła na wyczarowanie na głowie upragnionego ijokeza. To tytułem wstępu.
Kilka dni temu po powrocie z przedszkola postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Niestety za późno zaalarmowała mnie wszechobecna cisza w domu. Syn dumny jak paw wkroczył do kuchni oznajmując, że : mama nie trzeba wydawać pieniążków, zobacz jaki mi ładny ijokez się udał! Po czy zaprezentował wycięte w kształt trojkąta włosy – tuż nad czołem. Widząc mój brak entuzjazmu i słysząc tylko – super synu, po prostu super, dodał : dobja jak będę chodził z tobą założe czapke.
Po nieudanej akcji fryzjer postanowił poprawić mi humor i przy wejściu do największego pokoju wynalazł odprysk na panelach (też jego dzieło tylko z wcześniejszego okresu), po czym zamalował go czerwonym mazakiem. Żebyś ci mamusiu było kojojowo i wesoło. Takie mam dobre dziecko!
A z Ikei przydałoby sie nowe łóżko, lub jakaś półka na wszstkie te samochody koparki i motocykle.
Pozdrawiam
Ja swoich dzieci nie mam (jeszcze), ale za to mam bombową bratanicę, więc do konkursu się przyłączę 🙂
Autobus, godziny szczytu, ludzi multum, pot się po tyłkach leje. Kornelia siedzieć musi, a jakże – wymóg ciężki do zrealizowania, bo przecież wiadomo armia Pań w pończoszkowych podkolanówkach skrzętnie skrywających nogi błagające o depilację, zajmuje co lepsze miejscówki. Pewna pani spojrzała jednak łaskawym okiem i zwolniła miejsce burcząc coś w stylu, że ona już za długo nie pożyje a małej nogi muszą wypoczywać, bo przecież jeszcze tyle lat życia przed nią… Kornelia bez zastanowienia wdrapała się na krzesło trzymając w ręku najbardziej klejącego pączka świata zawiniętego w papierek, który miał ją chronić przed ubrudzeniem siebie i wszystkiego dookoła. Gdy tylko zasiadła oczywiście pierwsza rzecz jaką zrobiła to zabrała się do odwijania papierka, na co mama wypala z tekstem „dziecko, poczekaj z tym pączkiem bo przecież się calusieńka ukleisz… zjesz za 10 minutek jak dotrzemy do domku!” Odpowiedź młodej wprawiła w osłupienie współtowarzyszy podróży. Spojrzała spode łba i ciekawskim tonem wypaliła: „Po pierwsze nie mówi się CALUSIEŃKA tylko CAŁOŚCIEŃKA mamoooo bo to jest od słowa CAŁOŚć!! A po drugie czy to, że ukleję się cała to oznacza, że również nóżki???”
Jest mistrzem ambitnych dyskusji – szczególnie w miejscach publicznych. Pan ją ostatnio po głowie pogłaskał na co odwróciła się oburzona i powiedziała: proszę mnie nie głaskać! Ja nie jestem kotem!
Moja trzyletnia wówczas córka pod moją nieobecność a pod „czujnym” okiem męża bawiła się w ZAJĘCZE USZY.Mąż -co tam robisz córeczko?- nie ruszając się z kanapy oczywiście. Słodki głosik- zajęcze uszy tatusiu!
Po setnym pytaniu i setnej odpowiedzi- a właściwie po skończonym meczu w tv- mąż zainteresował się co to są te ZAJĘCZE USZY.I co to było?
Długie firany w dwóch pokojach i obrus ręcznie haftowany wisiały pocięte na dwu centymetrowe paski do wysokości zasięgu rącząt mojej pracowitej i pomysłowej oraz samowystarczalnej córuchny. Amen
Ja wycinałam kwiatki z zasłonek jak miałam 5 latek – ale były mi potrzebne na laurki 🙂 Później zasłonki musiały zostać skrócone do parapetu 😉
historia akurat nie dotyczy mojego dziecka, ale to chyba moja ulubiona.. Jak F. miał 3 lata, to wielbiliśmy się, że tam powiem, miłością ciężką.. F. uwielbiał sprawdzać moją cierpliwość i wytrzymałość. Pewnego dnia nie wytrzymałam i mówię:
– F. skoro tak ci ze mną źle, to umówmy się, że mnie tu nie ma, rób co chcesz, ale ze wszystkim też radź sobie sam..
F. zadowolony, 5, 10 , 15 minut.. Ja zadowolona również, bo o dziwo, spokojny jak nigdy, w dodatku siedzi i rysuje.. Nagle wstaje, bierze obrazek z rękę, przychodzi do mnie i słodkim głosem, z jeszcze słodszym uśmiechem mówi:
– Zobacz, co ci narysowałem.
Ja udaję twardą, nie reaguję, przecież mnie tu nie ma..
Ale F. się nie poddaje i jeszcze słodszym głosikiem, z oczami jak u kota ze Shreka mówi:
– Ale proszę, nie złość się, zobacz co Ci narysowałem..
Myślę sobie: Olaboga, matko boska, choć raz, choć jeden jedyny wygrałam… Więc z radością i samozadowoleniem nachylam się by owo arcydzieło obejrzeć.
W tym momencie F. pokazuje mi obrazek i krzyczy:
– „POTWORA, KTÓRY CIĘ ZJE!!!!!” i spokojnym krokiem odchodzi…
U nas najfajniejsze są rozmowy. Jak Hanka miała 2,5 roku, to zaciekawił ją dźwięk wody płynącej rurami kanalizacyjnymi. Stałyśmy akurat w garażu i rury bulgotały bezpośrednio nad naszymi głowami. Pierwsze skojarzenie Hani było całkiem trafne: „Pan zrobił siku.” Ale ja niestety postanowiłam podrążyć:
– Nie wiadomo, czy pan. Może to była pani. I może nie zrobiła siku, tylko się kąpała i spuściła wodę z wanny.
Hania z namysłem: „Pani się kąpała z tatą.”
„Masz ci los – pomyślałam. – Z jakim tatą?!”
– No, z naszym tatą, to się chyba nie kąpała – próbowałam przegonić tę wizję.
Na to Hanka stwierdziła triumfalnie i bez śladu wątpliwości w głosie:
– Pani się kąpie z kolegą!
– Ahaaaa… – poddałam się. Już w sumie lepiej z kolegą.
Z wczoraj…
– Mamo mamy jakis keczup albo majonez?
– Nie mamy
– Ale nie mamy, bo ” w tym domu tego nie jemy, bo to niezdrowe i sama chemia”, czy nie mamy, bo zapomnialas kupic?
#stasiek
Kilka chwil z życia naszej rodziny pod wodzą trzyletniej Don Corleone Zofii. Na szczęście do tej pory mrożące krew w żyłach historie nas omijają, ale atrakcji nie brakuje. Chociaż trudno spamiętać wyczyny latorośli, zwłaszcza jak jest drugie, które zaczyna dorównywać inwencją twórczą. Parę dni temu wyczytałam, że najlepszym sposobem no to, żeby baterie łazienkowe były długo czyste jest wyczyszczenie olejem i wypolerowanie – osad nie zostaje. Spróbowałam… Skuteczności sprawdzić niestety nie zdążyłam, bo Zofia parę minut później, pod przykrywą mycia rąk, sprawdzała, czy lekko rozbełtanym w wodzie mydłem da się szczelnie baterie obkleić. Da się… i to nie tylko baterie, nawet poślizg po oleju nie przeszkadza. Można też sudokremem wysmarować całą lalkę, bo „pupą ją ścipała”. A rozmoczony w wodzie papier toaletowy idealnie nadaje się do obłożenia nim połowy wyposażenia łazienki „No mamo, to są takie plasterki przecież”. Ostatnio przedszkolanka pożaliła się, że Zofia na hasło „dzieci sprzątamy zabawki” momentalnie musi iść siku :-). Niestety młoda sypnęła się przed Panią, która w końcu poszła za nią sprawdzić co z tym sikaniem. Zośka stała za drzwiami poprawiając rajty- że niby się ubiera – na widok pani wychyliła się tylko i konspiracyjnym szeptem zapytała „pośpiątali już?”. Przedszkolanki sikały ze śmiechu opowiadając mi to, a ja nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać 🙂 Ale i tak jest najukochańsza, najcudniejsza, najpiękniejsza i w ogóle Naj – jak każda córa zakochanych rodziców:-) Pozdrawiam inne matki walczące (i ojców też!), a w szczególności Ciebie Droga Radomosko i Szefowo Lentosławo!!! Aha, jeśli chodzi o wybór w razie ewentualnej acz wątpliwej wygranej, to wybralibyśmy coś dopiero na miejscu pod dowództwem niezastąpionej królowej Zofii i księcia Stanisława 🙂
proszę o kontakt w sprawie nagrody, Joanno!
Dzisiejsza wycieczka do Warszawy z Dziećmi…
Bartek (5 lat) miał za zadanie zapamiętać jak najwięcej miejsc, które odwiedziliśmy…
Po powrocie do domu po raz trzeci powtarzamy wspólnie gdzie byliśmy i co zwiedzaliśmy…(wymienia – Pałac Kultury, Zamek, Wisła, syrenka, Pendolino, Metro…)
Pytam – a taki duży park, z alejkami, gdzie spacerowały pawie, z kwiatami, z pałacem na wodzie, gdzie była wiewiórka, to jak się nazywał?
Bart myśli myśli… i po chwili:
….
– kibelki?
I jeszcze jedna z ostatnich historii..
Bart – lat 5 vs Mama;)
Poprosiłam Synka, żeby pomógł mi i zwinął bandaż.
Sporo czasu Mu zajęło to zwijanie, ja w tym czasie rozwieszałam pranie. Po około 10 minutach przychodzi do mnie i mówi:
– wiesz mamo, a w innej grupie w przedszkolu jest taka dziewczynka, ale ona ma na imię Wanda, a nie WANDAŻ!
Trzecia ostatnia już…
Tym razem z serii – Bart – lat 4. Jedziemy autem. Siedzi z tyłu ze swoją 2-letnią Siostrą. Ucisza Ją: „Cicho! Bo przyjdzie Ździcho. I rozgoni to warzywo”
Cieszę się niezmiernie, że nie tylko ja mam w domu małego szatana!;) Mój niespełna 2 letni synek – Julek okazał się niezwykłym higienistą i pedantem. Pewnego pięknego, majowego dnia postanowił umyć swoje zabawki. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt, że wykąpał je w toalecie! Jakie było moje zdziwienie gdy weszłam, a moje małe rączki zanurzone po łokcie kąpały klocki Duplo i pluszowe misie… „Mama pać-myju myju!”. Z perspektywy czasu wydaje nam się to śmieszne, ale wtedy gdy łowiłam sitkiem skarbry małego czyściocha, nie było mi do śmiechu;)
Julek jest również artystą-malarzem. Szykowałam dla męża romantyczną kolację z okazji 3 rocznicy ślubu. Młody siedział w kuchni i wyjątkowo grzecznie układał puzzle. Pochłonięta siekaniem, smażeniem, przyprawianiem i zachwycaniem swoim dziełem kulinarnym nie zauważyłam, że pańcio zmienił plany i wywędrował. Po chwili udało mi się go zlokalizować. Ufff mój kreatywny chłopak był cały w jednym kawałku! Szkoda tylko, że nasz jeszcze ciepły i pachnący nowością telewizor był cały wysmarowany Sudocremem! Jak już szczękę zebrałam z podłogi, a tatuś wrócił z pracy zmęczony jak dziki koń po westernie, to zabraliśmy się za czyszczenie telewizora wacikami i płynem do demakijażu. Telewizor udało się uratować, szkoda tylko, że romantyczny nastrój wystygł razem z kolacją;) Odkąd Juleczek demoleczek pojawił się na świecie nasze życie nabrało nieprzewidywalnego i szybkiego tempa!;)
Moja ulubiona historia z synem to jak miał za cztery latka. Była zimą. Wszędzie pelno śniegu. Młody grubo odziany w czapkę i kombinezon. Śnieg skrzypi, strój szelesci. Stoją z sąsiadkami chwałę się synem, że taki grzeczny , że ułożony ze posluchany Bo mieszkamy tu od niedawna. Nagle chciałam zwrócić uwagę jego na piękny zachód słońca . Było wręcz magicznie.
I wołam.
Synuś zobacz jakie piękne niebo
A ten leci i się drze ” mamo co jebło”
Mina mogę ja sąsiadem bezcenna
Do dziś na samo wspomnienie śmieje się do siebie.
Nasz Don Corleone to Zofia, lat 3. Na szczęście do tej pory mrożące krew w żyłach historie nas omijają, ale atrakcji nie brakuje. Parę dni temu wyczytałam, że najlepszym sposobem no to, żeby baterie łazienkowe były długo czyste jest wyczyszczenie olejem i wypolerowanie – osad nie zostaje. Spróbowałam… Skuteczności sprawdzić niestety nie zdążyłam, bo Zofia parę minut później, pod przykrywą mycia rąk, sprawdzała, czy lekko rozbełtanym w wodzie mydłem da się szczelnie baterie obkleić. Da się… nawet poślizg po oleju nie przeszkodził. Można też sudokremem wysmarować całą lalkę, bo „pupą ją ścipała”. A rozmoczony w wodzie papier toaletowy idealnie nadaje się do obłożenia nim połowy wyposażenia łazienki – „No bo mama, przecież to są plasterki takie”. Ostatnio przedszkolanka pożaliła się, że Zofia na hasło „dzieci sprzątamy zabawki” momentalnie musi iść siku. Niestety młoda sypnęła się przed Panią, która w końcu poszła za nią sprawdzić co z tym sikaniem. Zośka stała za drzwiami poprawiając sobie rajty- że niby się ubiera – na widok pani wychyliła się tylko i konspiracyjnym szeptem zapytała „pośpiątali już?” 🙂 Pozdrawiam inne matki walczące, a w szczególności Ciebie Droga Radomosko i Szefowo Lentosławo!!! Aha, jeśli chodzi o wybór w razie ewentualnej acz wątpliwej wygranej, to wybralibyśmy coś dopiero na miejscu pod dowództwem niezastąpionej królowej Zofii i jej młodszego brata księcia Stanisława 🙂
Moj syn Marcel pokazujac mi wnetrze swojej buzi: Mamo patrz wyskoczyl mi avatar!
Ja: Afta synu, afta….
I drugi. Marcel dowiedziawszy sie ze jestem w ciazy prowadzil mnie za reke przez boisko pod szkola i tlumaczyl kazdej napotkanej znajomej osobie doroslej i rowiesnikom te slowa: Wyjasnilo sie! Moja mama nie jest gruba! Serio! Ona bedzie miala dziecko!
#dziekisynu #nochristmasforyou
Nelo, lat 4.
Po matce fan niespodzianek. Na bazie jego pomysłów mogliby pracować latami studenci z HollyUĆ 🙂
W dniu moich urodzin wpadł z przedszkola, wręczył z tatinkiem prezent i rzekł, że to nie koniec prezentów. Szykował jeszcze jedną niespodziankę.
Jako dziecię nieograniczane w kuchennych zabawach sklecił dla mnie tort. Trochę wody i mąki w miseczce, a we wszystko wetknięte świeczki.
Przybiega dumny, blady woła mnie do kuchni i krzyczy :NIESPODZIANKA.
Z wrażenia zaniemówiłam…
Dziecię więc dodało:
– No tato podpal świeczki.
Tata, nie podpalił, turlał się ze śmiechu patrząc na piękna papkę ( tort), z powtykanymi na wierzchu TAMPONAMI ( oczywiście sznureczkiem w górę – taki tam świeczkowy knot)…
TAK SIĘ ROBI MOI MILI NIESPODZIANKI URODZINOWE :p
A z asortymentu IKEI kochamy drewniane zabawki, a ta kuchnia skradła nasze serca:
http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/60319972/
To chyba godne miejsce do przygotowanie tortu na zbliżające się urodziny ojca 😛
http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/60319972/
Mój juz jest troche oklepany. Wracamy jak prawdziwe Janusze z wywczasu w edżipcie i dumnie pokazujemy zdjęcia pozowane na tle pięknych hotelowych aranżacji ogrodu klasą i szykiem dorównującym krasnalom ogrodowym. Na jedym ze zdjęć moja 2 letnia córka z ojcem obok goryla z gipsu. Dziadki kleszcza z zachwytu nad zdjęciem i pytają, kochanie a kto jest na tym zdjęciu? Odpowiedź oczywista, „Zosia, tata i mama”. Nie wiem czy chciała mi w ten sposób powiedzieć że malpa ze mnie czy ze może pora na laserową depilacje
Radomska przybij piątkę! Nie będę tu wymyślała nowości bo mózg mam dziś ociężały… O ile mojego 7 latka ogarniałam bez większych problemów tak moja 2 (i 2 m-ce) latka pokazuje mi co dzień jak kolorowe może byc życie …. Takie krótkie podsumowania opisujące moją codzienność:
1. Julia
5:00
– maaaamaaaa!
– Julcia spij jeszcze jest wcześnie …
– już się wyspilam
5:20
– mamooo mleko mi zrób
5:40
– mamoo ale nie lez juz … mamo co robimy?
5:45
– mamo zrobię siku na podłogę. ..
– przekonalas mnie …. idziemy do łazienki … daj mi chwilę to się umaluje …
Po paru sekundach
– już?
– nie jeszcze nie
– JUŻ!
Mam umalowane jedno oko ale co mi tam … o tej godzinie jakie to ma znaczenie ….
Po wypiciu 5 niby herbatek i zjedzeniu 5 na szczęście niby muffinek …. zabawie w wycinanie ….. malowaniu ….. czytaniu …..
– mamoooo co robimy?!
– #@$&* (w myślach)
8:00
Tatko puszcza strzałę … oddzwaniam :
– nie chciałem Was budzić …
!!!!!!!!!!!!
(na marginesie dodam, że codziennie wstaje do pracy 5:30 więc w weekend marzyłam by pospać do 7)
2. Maciej
Maciej ogląda reklamy.
– Mamo, musisz mi kupić ten lineaslim.
-Yyyy, po co kochanie?
– Bo wiesz, ja jem dużo naleśników a on pobudza rozpad tłuszczu. :O
Jak tylko mężu wróci z parumiesięcznej delegacji bierzemy się za remont pokoju starszaka bo idzie do szkoły. Biurko musimy kupic i łóżko nowe i stolik jakiś…. także ten tego …. 😉
Jak skończymy pokaże before i aftore ;P oczywiście z mebelkami IKEA 😀
A to jeszcze jedna scenka z ostatnich dni…. Wizyta z Julią u lekarza….. Ponieważ Jula miała straszny kaszel, który w gabinecie magicznie przeszedł, pani doktor kazała Julii głęboko oddychać czego moja ponad 2 latka nie potrafiła. Pani doktor zrobiła więc jej parominutowy instruktaż jak dyszy zmęczony piesek i mówi teraz Julia pokaże nam jak robi piesek…. Na co Julia HAU HAU…..
A mówią że nauka nie idzie w las :O
I jeszcze jedno z ostatniej niedzieli…. Ponieważ Julia nie potrafi usiedzieć w miejscu parę sekund, każde wyjście nasze, również do kościoła kończy się wymownymi spojrzeniami osób przebywających w naszym otoczeniu i naszymi nadszarpnietymi nerwami….. Po kolejnej mszy poinformowałam szanowną małą że koniec, ze mna do kościoła więcej nie idzie….
Jest niedziela dzwonia dzwony (kiedyś na pytanie Julii co to za dźwięk powiedziałam, ze dzwony kościelne bija bo Pan Jezusek zaprasza do kościoła) Julia przybiega do mnie i mówi:
– Mamooo szybko jedziemy do kościoła bo dzwony biją.
– nie, kochana ty nie jedziesz bo ostatnio cyrk odstawiałaś ….
Jula zarzuca ręce na biodra i stanowczo odpowiada:
– JADĘ! Pan Jezusek mnie też zaprosił!
No i dyskutuj tu z 2 latką……..
Małe szefostwo także u nas pełni swoje obowiązki.
Razu pewnego Nasz syn postanowił sprawdzić odporność Taty swego na srogi mróz.
Mieszkaliśmy wtedy u teściów – niesłyszących. Ja wykorzystując chwile że jesteśmy w komplecie pobiegłam na zakupy zostawiając Synka z Tatą i babcią. Babcia również wykorzystując chwile poszła do drugiego pokoju na ulubiony serial a Tatuś postanowił zrobić sobie przerwęw zabawie z synem i zapalić papieroska. Na szczęście jego ubrał się w kurtkę bo gdy tylko domknął drzwi balkonowe Synuś podbiegł i przekręcić klamkę. I tym to sposobem zamknął Tatusia na balkonie w piękna pogodę -13 stopni ? Tatuś próbował przekonać synusia żeby otworzył ale niestety był mało przekonujący, synuś najpierw go wymiał a potem poszedł dalej układać klocki. Oczywiście walenie w szybę sobie odpuścił bo przecież Mamusia i tak go nie usłyszy. Także skomlał w nadziei że Syn będzie litościwy. Oczywiście telefonu nie miał przy sobie. Na jego szczęście wróciłam wcześniej i mógł skończyć wietrzenie w ten jakże ciepły dzień. Pół godzinki w kapciach ale za to w kurtce na -13 stopniowym mrozie jak znalazł żeby wyskoczyć na fajeczke. Dotlenił się tak że już do wieczora Mu starczyło. Komentarze były już zbędne ?
Hej! Super konkurs! Moja kochana niemalże trzylatka Lucy będąc pod opieką dziadków bo rodzice właśnie wykańczają dom i kończą roboty budowlane, pod naszą nieobecność i ku pociesze babci wymyśliła sobie korale;) Przebieg sytuacji trochę dramatyczny, ale ja prawie sikałam ze śmiechu w drodze do dziadków, aby ów korale obejrzeć. Tel. do męża dzwoni jego ojciec : Piotrek przyjeżdżaj!! – Ale co się stało??
-Przyjeżdżaj!!!
-Tato ale co się stało?? UWAGA!
-Łucja założyła sobie nocnik na głowę!! Mina męża bezcenna!! ja blada ze strachu przy nim dre się:- ale co się stało??
– Że co, jak??
mąż do mnie: założyła sobie nocnik na głowę ja: ale ona już nie robi na nocnik
mąż: tato ale jaki nocnik ten fioletowy??
– Nie tą nakładkę na sedes
Maż: no to ściągnijcie!!
– nie da się!! blokuje się na uszach! i ona płacze jak ja podchodzę do niej z sekatorem!! Przyjeżdżaj!!
Ja: gdzie ona to ma??
mąż: na szyi
Ja : oddycha nie dusi się!!
mąż: nie! tu jest luźno ale przez uszy nie przechodzi!!
ja: jak się nie dusi to spoko już jedziemy!! Płakałam ze śmiechu jak jechałam samochodem zadzwoniłam do mojej mamy i słowa nie mogłam powiedzieć tak się zachodziłam! Przyjeżdżamy na miejsce! dziecko zapuchnięte od płaczu nie rozumie dlaczego dziadek z wujkiem podchodzą do niej z dziwnymi urządzeniami ! Babcia blada niemalże płacze razem z wnuczką!! podjęliśmy próbę zdjęcia ale nie szło!! bo moja zdolna córka założyła stroną gładką nakładkę i przez głowę weszło ale już w drugą stronę nie szło!! Babcia w tym czasie pranie z pralki wyjmowała! na co łucja „babcia zobać jakie mam kojaje!” babcia uśmiechnęła się: no fajne ale trzeba zdjąć bo to brudne jest! No i zaczął się dramat! My z mężem jak ją zobaczyliśmy pękaliśmy ze śmiechu!! na co teściowa: To nie jest śmieszne!! Finał akcji był taki że musieliśmy na siłę przytrzymać Łucje i rozciąć deskę sekatorem! Zapraszam na mojego Fb jest relacja ze zdarzenia!
Co prawda nie jesteśmy z łódzkiego ale i tak się wybieramy do IKEA po zakupy do pokoiku małej!! chcemy jeszcze krzesełka i stolik dla małej rozrabiary!
P.S. mamy takie samo łóżeczko z IKEA dla małej ale co wieczór okupuje je także tata 86 kg wagi i daje rade!! 😀 Pozdrawiamy
Mój syn jest małym potworkiem i każdego dnia odwala nam takie numery, że myśląc o dniu kolejnym już mam stresa co on jeszcze wymyśli, jestem już prawie siwa 😉 Jego ulubione miejsce do histerii i wszelkich tego typu akcji to oczywiście sklepy, dlatego staram się jak najrzadziej je odwiedzać w towarzystwie tego małego terrorysty. Niestety zdarzyło się parę razy, że do sklepu musiałam mimo wszystko z nim wstąpić i oto dwie mrożące krew w żyłach historie, dzięki którym jeden znany market omijamy wraz z mężem szerokim łukiem:
1) Małż wziął syna do sklepu z własnej (nieprzymuszonej!) woli, sesese nie wiedział co czyni. W sklepie oczywiście w każdej alejce znalazła się jakaś rzecz, którą syn musi koniecznie mieć! Udało się jednak mu wyperswadować, że gumiaki czy sól czosnkowa nie są mu potrzebne, ale pozostały jeszcze pyszne słodkości przy kasie..gdy mąż odmówił batonika z ust mego jakże bystrego syna padły słowa: „tato! jak nie kupisz mi tego batona, to mama się dowie że sikasz do zlewu!!!”. Chyba takiego buraka jak wtedy mój mąż nie spalił nigdy..nie pomogły tłumaczenia, czy obracanie tekstu w żart, ludzie z drwiacymi usmiechami wiedzieli swoje 😉 i my nadal nie wiemy skąd w ogóle mu coś takiego przyszło na myśl! No chyba, że…. hmm
2) znając swojego syna w życiu nie powinno mi przyjść do głowy, żeby brać go do marketu, nawet jeśli brakło w domu składników na obiad, powinnam tego obiadu nie zjeść 😀 no ale głód wygrał, poszliśmy. Oczywiście atak na słodycze jak zwykle w alejce pełnej czekolad (chciałam ominąć, nie udało się..), stanowczo powiedziałam że nie kupujemy i po ataku histerii i czyszczeniu nogawkami podłogi udało się dojść do kasy, dziwnym zbiegiem okoliczności syn jakiś grzeczny i nic nie wspomniał o kupnie drażetek przy kasie, już coś wtedy mi zaśmierdziało. Nie myliłam się. Nie musiałam długo czekać na odwet za niekupienie mu słodkości: „Mamo, czemu schowałaś te batoniki do kieszeni?! Przecież trzeba za nie zapłacić!” Nosz…#argh&#$% szok odjął mi mowę. Ludzie na mnie, kasjerka na mnie. Zaczęłam się tłumaczyć jakbym miała z czego! A mój syn ze spokojem: „Mamo nieładnie tak kłamać..przecież wszyscy wiemy, że lubisz czasem coś ukraść” badabummmm pozamiatane, choćbym wywaliła wszystkie kieszenie, opróżniła torbę i zdjęła skarpetki, nic by to nie dało, politowanie z jakim patrzyli na mnie ludzie..mimo moich koślawych tłumaczeń, że syn lubi zmyślać itp itd Gdy wyszliśmy ze sklepu znerwicowana pytam: „Synu! Jak mogłeś tak nieładnie skłamać, narobiłeś mamie wstydu, przecież dobrze wiesz, że mama by w życiu czegoś takiego nie zrobiła..wiesz, że nie wolno brać rzeczy i za nie nie zapłacić..”, a syn na to z uśmiechem: „wiem, ale nie chciałaś mi kupić batona, to masz za swoje :-D”
Myślę, że już całkiem niebawem czeka mnie wycieczka do jakiegoś wariatkowa, bo jestem już bliska szaleństwa 😉
Jeszcze jedna sytuacja z moją Majką 🙂
Maja miała wtedy lat jakieś 2,5 I chodziła do żłobka. Odebrałam ją wracając z pracy I po przyjściu wzięłam się za obiad, kto miał 2,5 latke w domu ten wie, że ugotować obiad nie jest wtedy łatwo. Rozwiązaniem niemal pewnym ale jakże niewychowawczym jest bajka :D. No więc tak, zapodałam bajkę w TV, sama krzatam się w kuchni, wstawiam , obiad, zmywam itd. Nagle uderza mnie cisza (moje dziecko mówi od rana do wieczora bez przerw) , ręce zanurzone w wodzie z płynem do naczyń I wołam
JA: Maaaaja gdzie jesteś?
Maja: W pokojuuu
JA: aha ok, a co robisz?
Maja: maluję
JA: aha no dobrze
spoko, sobie myślę, znalazła sobei zajęcie mogę dokończyć zmywanie….
! nagle moje myśli wystrzelają w kosmos, wyobraźnia pokazuje wymalowane wszystko…….
JA (z drżącym głosem I paniką): Dziecko a co malujesz?
Maja: BLUZKĘ!!!!!
ufff, to była tylko bluzka a nie ściany/drzwi/pościel/łóżko/sufit czy co tam jeszcze dało by się wymalować 😀
Rzecz działa się w kościele. Okrągła rocznica ślubu moich teściów. Zamówiona Msza, przygotowana cała obsada tj czytanie, psalm itp. Ja miałem pilnować naszego dwulatka baaardzo ruchliwego. Żona siedziała ze starszą córką z przodu. Pełen kościół ludzi. Niczym niezmącona cisza. No właśnie- cisza. Poczułem się lekko zaniepokojony. Nie ma Młodego! A przed chwilą jeszcze stał obok mnie. No nic co, pewnie poleciał do tyłu ( lubił ganiać wokół kościoła). Idę sprawdzam- nie ma. Obszedłem cały kościół- nie ma. Dochodzi 18, słychać głos dzwonków na rozpoczęcie Mszy, organista zaczyna śpiewać, razem z nim cały tłum…..a księdza, który powinien wyjść nie ma…..
Nagle na sam środek ołtarza wychodzi mój dwuletni syn z DZWONKAMI W RĘKU i woła donośnym głosem-
OOOO UDAŁO MI SIĘ, ZADZWONIŁEM!!!! Jak przez mgłę pamiętam jak go stamtąd ściągałem, a piorunujące spojrzenia Pań zasilających pierwsze rzędy ławek natychmiast skierowały mnie do wyjścia z kościoła….:)
P.S. Przydałby się regał na wiecznie walające się zabawki. Nie wiem jak to się dzieje, ale one jakimś cudownym sposobem się mnożą.
Nie dodałam że przydałoby nam się biurko na początek drogi artystycznej
Moja córa jeszcze nie mówi ale moja siostrzenica to prawdziwa mistrzyni ciętej riposty 🙂 Jedziemy pewnego dnia samochodem z siostrą i siostrzenicą gdy nagle coś bardzo brzydko delikatnie mówiąc „zapachniało ” wtedy Malwina wypaliła :
M: Hmm coś tu śmierdzi …Mamusiu a Ty się dziś umyłaś ? 🙂
3,5 roku – Kaja. Nie znosi myć głowy. Wrzeszczy wtedy wniebogłosy tak, że oczekuję natychmiastowej wizyty opieki społecznej tudzież innych służb socjalnych. W zeszłym tygodniu na samo wspomnienie szamponu zaczęła jojczeć i popłakiwać. 10 minutowa dyskusja w wannie pt. „Myjemy”. „Nie chcę”. „Myjemy”.” Nieeeeeee” doprowadziła mnie do szału, ale cóż to. Umyć trzeba, postanowiłam sięgnąć po nadargument. Przyniosłam nożyczki i mówię: „Myjemy albo obcinam”. Kaja obróciła się do mnie tyłam i rzekła: „Dobla, tnij.”
Jak żyć?
A bon przeznaczyłybyśmy na nowe łózko 🙂
W naszym haremie gdzie tylko maz jako sultan zachowuje z nas dwojga odrobine pokory do wszystkich dziewczyn zadza one…trzy nieposkromione, nie do ogarniecia zwyklym zapracowanej matki, mieszczacym niezliczone informacje wiedzy codziennej i wyimaginowanej umyslem. Kazda ma swoje racje ktore w polaczeniu ze soba wcale nie tworza jednolitej racji. Mrozacych krew w zylach jest mnostwo, skarg sasiadow niestety tez..ale nie na nie o nie nie…na to ze to one same sobie krzywde robia nawzajem?!!! Nie sposob tego wszystkiego zapamietac chyba faktycznie przydal by sie notatnik ale w gruncie rzeczy kto by mial czas i pamietal akurat o notowaniu tego bo na pewno nie JA!Krotka anegdotka , nie mam czasu na wiecej choc i tak juz o dziwo w spokoju dosc sporo wypocin wyszlo: Sara -,dzis lat 4 lekoman na potege polykala by wszystko na co by tylko dostala pozwolenie i smakosz mietowych zelek przyklejanych do muszli klozetowej. Tak dokladnie historia lubi sie powtarzac. Kupilam, przykleilam, zniklo, przykleilam, zniklo, przykleilam, zniklo…ja w zamysle nad faktem czy my tyle kozystamy z toalety?Maz kierowca zadko w domu, ja ze 3 razy na dzien, wiec kto? Otoz kto inny tak apetycznie potrafi przezuwac zelowata, mietowa, smacznie ciagnaca sie w buzi zelke z ducka z biedronki, a wez jej wygrzeb palcami to zostana same kikuty, zaprawiona juz w smaku, uodporniona za wszelaki kamien na zebach zajadala do drugiego roku zycia. Lekarz?po pierwszym zjedzonym glutku zero reakcji majacych negatywny wplyw na jej zdrowie, zachowanie, skoro w kiblu zabija bakterie…
Dzisiaj podczas obiadu dowiedziałam się, że moja córka Zofia (wciąż lat 3) nie zje takiej ryby, bo słyszała że „filulety” to bardzo groźne ryby i ona się ich boi 🙂
A tak w ogóle to przypomniały mi się historie moich bratanic. Jedna, mniej więcej ok 2,5 r. zaprowadzona przez mamę do przedszkola (tylko po koleżankę, nie była jeszcze przedszkolakiem ) została zagadnięta przez panią, jak się okazało znajomą babci:
– Adusia, a ty masz babcię Halinkę?
– Mam.
– I jeździsz do babci czasem?
– Nie jeżdżę!
_ Nie jeździsz?
– Nie jeżdze, samochód nam się spie….lił, nigdzie nie jeździmy! 🙂
Bratowa chciała się spalić ze wstydu, wyszła na patologię 🙂
Druga czteroletnia bratanica, zagadnięta przez mojego kolegę „Darka napijesz się z nami piwa?” odpowiedziała „Nie mogę. Antybiotyki biorę!” 🙂
Kilka historyjek z życia codziennego z Kają:
Moja córka bardzo lubi bajkę Piraci z Nibylandii i nie było w tym nic dziwnego… Ale podłapuje zwroty z tejże bajki. Ma nieco ponad dwa lata, więc sporo przekręca. Jesteśmy na placu zabaw kiedy ma latorośl nagle zaczęła wołać ”AHUUJ, AHUUUJ”.Tylko ja wiedziałam , że chodzi jej o okrzyk piracki „A H O J”.
Podczas jednej z wizyt na cmentarzu (cisza, spokój) moja córka podbiegła do okrągłego kamienia nagrobnego i chciała go wziąć w rączki wołając „bam,
bam”. Sądziła, że to piłka. A na widok wiewiórki, gdy mój mąż zawołał: „Basia, Basia”, Kajcia powiedziała „baba?”. Teściowa ma na imię Basia. 🙂
Dwulatka ma swoje nastroje jedzeniowe, albo ich brak. Normalne. Ale siłą rzeczy próbujemy rożnych sposobów, żeby coś jednak zjadła jak dopadnie ją totalny brak apetytu. Jedna ze sztandarowych metod: „brzuszek mówi, że jest głodny”. Na co Kaja nie zastanawiając się, ani chwili: „mój brzuszek tańczy-patrz, mamy brzuszek głodny. Mamo rób niam niam”. Nie ma to jak skuteczne odwrócenie uwagi 🙂
Wspomnę tylko, że dziś chciała bardzo pomóc w myciu podłogi, więc poświęciła swojego kubusia waterrrr i wypolerowała nim DYWAN!
Pozdrawiamy serdecznie i cichutko liczymy, że skapnie nam jakiś bonik, bo niedługo odbieramy nasze pierwsze prawdziwe M i przydałyby się fajne dodatki, albo czadowe łóżeczko dla Kajci. 🙂
Czytając historie z życiorysu Lentosławy mam wrażenie, że moja Matylda jest klonem lub siostrą bliźniaczą Leny i zostały rozdzielone w szpitalu. Moich palców rąk i stóp brakowałoby, że by opisać wszystkie historie tak śmieszne, że aż straszne.Niejaka Matylda R. lata dwa i pół bryluje w towarzystwie śpiewem, wspinaniem się najwyżej, jak się da (ostatnio była to brama wejściowa do naszego domu – wróżę jej karierę złodziejaszka okradającego bogate dzielnice naszego miasta) oraz rozbieraniem się – nagość jej nie straszna. Spokojnie odnalazłaby się na plaży nudystów. Znajomi już się do tego przyzwyczaili – gorzej z inną, dość konserwatywną grupą społeczeństwa, ale do rzeczy . Niespełna 2 tygodnie temu kuzyn panny M. miał występ przedszkolny, który odbywał się w kościele ( przedszkole katolickie, to i występ przed biskupem na niedzielnej mszy murowany) . Matylda, jak na wielką artystkę przystało nie mogła siedzieć spokojnie wśród publiczności, ledwo dzieci zaczęły swoje wystąpienie -kiedy to na scenę wyszła ona i wspaniale odnalazła się w temacie zupełnie nie znając repertuaru. Nie zdziwiło jej nawet, kiedy pani nauczycielka pominęła ją w rozdawaniu obrazków, które dzieci prezentowały podczas występu, postanowiła podejść do Pani i samodzielnie się obsłużyć, wziąć ilustrację i powrócić na scenę. Nawet kiedy dzieci opuściły już scenę i pozostała tam jedna dziewczynka śpiewająca Matylda twardo stała obok wspomagając jej występ swoim freestajlowym tańcem. Nie byłaby to historia zbyt nadzwyczajna gdyby nie pointa – po powrocie okazało się, że córa stała przed publicznością, biskupem i całą księżowską świtą w sukience pod którą nie było majtek. Po prostu nie zostały one założone, a matka nie wpadła na to,że córka nazbyt frywolnie podchodzi do sprawy. Nie wspomnę już o tym, że widziałam filmik z tegoż występu – córka zawiązuje sobie bucik – chyba nie muszę mówić nic więcej…
A z historii mrożących krew w żyłach z działu remontowo-budowlanego:
Panna M. ma Młodszą Siostrę – obecnie 5 miesięcy. Ja matka tak bardzo zafrapowana niemowlakiem nie widziałam nic nadzwyczajnego w tym, że Starsza latorośl postanowiła skorzystać z toalety na piętrze.Bawiąc się w najlepsze z Matyldą, która już dawno dawno z pięterka wróciła usłyszałam dziwny odgłos. Kapanie. Zwabiona do łazienki na parterze stanęłam nasłuchując czy to na pewno tutaj – moim oczom ukazała się wielka kałuża, a z sufitu sączyły się wielkie krople wody. Bardzo twórcza- mająca zadatki na inżyniera Matylda w łazience na górze włożyła do odpływu umywalkowego tampon i zostawiła odkręconą wodę efekt wyżej opisany.. nie próbujcie tego w domu.
Nie wiem czy mam wymieniać więcej, ale wiem , że z Lenką spokojnie by się dogadały – nie wiem tylko czy coś by jeszcze zostało z pomieszczenia, w którym przyszłoby się bawić.Nie wiem czy jest sens narażać łódzką Ikee na takie straty 😉
W każdym razie my już sporo umeblowania mamy, ale przydałoby się jeszcze biurko i namiot na obecny letni podwórkowy czas 🙂
Franio, jak zawsze doprowadził mnie do wybuchu śmiechu, kiedy powinnam zachować powagę 😛 Wystarczy kilka słów z jego ust 😀
– Moja mama je gile z nosa, wiesz?
– Franiu, powiedz coś o sobie, nie o mamie 🙂
– Ja też :>
Ładna, milutka, nowa pościel by nam się przydała, kocyk, a może też regał z wysuwanymi pojemnikami na całe mnóstwo rzeczy i szafa. Z pewnością dużo rzeczy, ale nie chcę aż tak wybiegać w przyszłość 🙂 Górna pozdrawia Bałuty 😉
hihi czytam komentarze Was wszystkich i to ja zbieram szczene z podłogi. Moja córka jest tak wspaniałym dzieckiem choc nie mówi jeszcze jakoś super ale uwierzcie mi ze jej pomysłowość nie zna granic 🙂 przez ostatnie 20 miesięcy nauczyłam się znajdować psa w różnych szafkach 😉 ale o maly włos pogotowie na sygnale zabraloby mnie a nie Jule ! Ktoregoś pięknego dnia krzatajac się po domu w pszukiwaniu kolejnej zaginionej pary butów znalazłam (bardziej zobaczyłam ) wiszące za pralka nogi mojego dziecka !;) Gwiazda postanowiła schować buty do pralki ale wchodząc do niej usnela ! 😉 nie wiem jak ona to zrobiła jakim cudem wcisnela się do tego bębna ale uwierzcie mi było to straszne ! już myślałam że jej się coś stało a tu bach ona śpi !
Julcia lat 3. Wlazla za dluga firanke i za niej wyglądała wiec babcia mowi Julcia zrob teatrzyk, powiedz wierszyk!
Julcia zaa firanki: Wierszyk!
Kurtyna.
Julci rozmowa o brzuchu.
I bylam u Ciebie w brzuchu?
Tak bylas u mamy w brzuszku a potem Pan doktor cie wyciągnął.
Po chwili zadumy: Zjadlas mnie?!
Wsiadamy do auta i Julcia zawsze jest przez nas zagadywana zeby nie zasnela a ta podroz bedzie dluga wiec moze spać. J: gdzie jedziemy? Daleko. I bede mogla spac? Tak. I nie bedziecie mnie o nic pytać?