Problematyczni rodzice

lentolek

Jeden z ostatnich tekstów wzbudził wśród Was ogromne poruszenie. To, do jakich refleksji i wniosków doprowadził, jednak mocno mnie zadziwiło. Kierowałam ten tekst do wybranej grupy mam, wierząc, że jest to mniejszość, bo tak bywa, nie ma takiej możliwości, żeby wszyscy byli szczęśliwi realizując nawet podobne role. Tymczasem….

Okazało się, że co druga matka nie jest szczęśliwa i ma dziecko z burakiem. Dzięki tekstowi utwierdziła się w przekonaniu, że to normalne i tak już jest  (!) O zgrozo. Inna grupa mam doszła do wniosku, że wcale nie jest u nich tak strasznie i że szalenie współczuje tym wszystkim frustratkom. Bezdzietni, po jednym tekście internetowym  głęboko analizować zaczęli swoje rodzicielskie predyspozycje. Proponuje zrobić jeszcze test w Bravo i przeczytać horoskop w Super Expressie ;).

A teraz odważna teza, która może spotkać się z chłostą. TO NIE NASZE DZIECI, ŻYCIE, PARTNERZY, TEŚCIOWE  unieszczęśliwiają najczęściej. A kontrast pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością.

Aktualne pokolenie rodziców było wychowywane w przekonaniu, że może więcej i lepiej. Dorastaliśmy w wolnej Polsce, a nasi rodzicie wierzyli w mit demokracji i karmili nas bajkami o niezależności, indywidualizmie, wierze we własne siły i poleganiu na sobie samym.  Chcieli dla nas wolności o której sami nie mogli marzyć. I tak dorośliśmy. Wierząc, że chcieć to móc, że trzeba ciężko pracować, że jesteśmy fantastyczni, zajebiści i niezastąpieni. Wolni, przede wszystkim wolni. Możemy być kim chcemy, jak chcemy, gdzie chcemy i z kim chcemy. WOW.

Rodzicielstwo staje się kolejnym etapem życiowej kariery. „Must have” po odhaczeniu studiów, podróży życia. Jesteśmy tacy niezależni, fajni, czemu by się nie rozmnażać, w końcu możemy wszystko! A potem mamionemu frazesami o indywidualności i niezależności rodzi się dziecko. I budowane od lat poczucie własnej wartości, zaspokajanie własnych potrzeb i samorozwój stają się przydatne jak schody do windy. I dramat nie polega na faktycznym stanie rzeczy i na tym, że jest tak strasznie trudno. Ale na tym, co nam się wydawało.

Okazuje się, że dziecko ma w dupie nasze wykształcenie, potrzeby, zwyczaj oglądania filmów w czwartek i miłość do spania w sobotę do południa. Że ma w dupie nasze traumy z dzieciństwa, niedoskonałości, ambicje, prace do wykonania. Dziecko chce jeść, czuć się bezpiecznie i być blisko nas.

Bo rodzi się całkowicie nieświadome. Zależne od nas. Jesteśmy jego rękami, głową, poczuciem bezpieczeństwa, wszystkim. On małym kosmitą rzuconym w inną czasoprzestrzeń na której jedyne, co znajome, to rodzic, rodzic wiecznie zdziwiony i wkurzony, że dziecko domaga się jego obecności rykiem. Rykiem odczytywanym jako wymuszanie i terror. Przecież to oczywiste, noworodki rodzą się bez umiejętności siedzenia, ale z opanowaną do perfekcji sztuką manipulacji, nie?

Powiem coś, co zaboli. To nie nasze dzieci są absorbujące, niegrzeczne, nieznośne. To nie one pozbawiają nas wiary w siebie. Nie mamy prawa mieć pretensji do istot, które nie potrafią obsłużyć własnych rąk,  którym obiecaliśmy bezgraniczną miłość, a którym co chwilę stawiamy warunki. To my  sami. I nasza nieumiejętność radzenia sobie z tym, że życie wymyka się spod kontroli, że nie na wszystko możemy mieć wpływ. Nasze przyzwyczajenie, że świat leży u naszych stóp, że jesteśmy Panami swojego czasu, że to my i nasz psychiczny komfort jest najważniejszy. To nie rodzicielstwo rujnuje  poczucie wartości. Okazuje się, że to poczucie wartości było fasadowe i pozorne, wyrażane w tym, jak wyglądaliśmy i co robiliśmy. I jest weryfikowane wówczas, kiedy okazuje się, że nie umiemy tak po prostu usiąść na dupie, w brudnej koszulce, niedoskonali, bez wszelkich atrybutów, które gromadziliśmy wcześniej,ciągle chcąc więcej, niewyrobieni i powiedzieć- TAK TEŻ JEST OK. Ciągle jesteśmy tam i wtedy i gdzieś potem, nie tu i teraz, z kimś kto nas potrzebuje. Naszymi dziećmi.

Miłość warunkowa, którą serwujemy swoim dzieciom, to towar niezgodny z umową, do jakiej się zobowiązaliśmy. Rodzicem nie jest się wtedy, kiedy ma się ochotę, siłę i czas. Niemowlę nie pojmie, że musimy iść na squasha, napisać tekst i się wyspać.I tu nie chodzi o to, że ja odmawiam rodzicom zaspokajania swoich potrzeb. JA wytykam nam jedno -ciągle skupiamy się nad tym JAK MY SIĘ CZUJEMY.

Nasze dzieci są małe i bezbronne tylko przez chwilę. Naszym zadaniem jest wypchnąć je w świat tak, żeby dały sobie radę, wierzyły w siebie i w to, że są wartościowymi ludźmi, których warto szanować i kochać. A często pierwsze, czego się dowiadują to to, że unieszczęśliwiły swoich rodziców, bo zabrały im to,co sprawiało im frajdę, że nie są tak cudowne, jak ciepła kawa, sen i awans w pracy, że zasługują na szacunek i miłość, ale po spełnieniu szeregu karkołomnych warunków.Wchodzą w dorosłość z balastem nie do zniesienia- od urodzenia nie spełniły oczekiwań, bo nie spały na zawołanie, nie zjadały,co trzeba, nie rozumiały NIE, były męczące, denerwujące.  I ciągle słyszą, że rodzic się dla nich poświęcił.

A to słowo, które każdy rodzic powinien wyrwać ze swojego słownika. Bo jest potworne.Jeśli mamy cierpliwość,czułość wobec swoich dzieci, tylko kiedy są potulne, śpiące i grzeczne, to przestańmy się zastanawiać, dlaczego one są nie takie jak trzeba, ale co z nami jest nie tak. Ciągle skupieni na tym, jak sami chcielibyście być traktowani i co nam nie odpowiada w nowej roli, nie poświęcamy nawet kilku minut na refleksję, jak czulibyśmy się słysząc słowa, których w złości są adresatami nasze dzieci? I czy nie łamałyby nam serca.

Rodzicem się zostaje po to, aby BYĆ RODZICEM, aby doświadczyć bezgranicznej, dwustronnej miłości. Przeżyć na własnej skórze, jak drobne rzeczy potrafią uskrzydlić, a jak wiele przerazić. Przekonać się, ile jesteśmy w stanie znieść w imię tej miłości. Przypomnieć sobie, że życie to nie skrupulatny plan i że to naprawdę nic złego, nie wiedzieć, wahać się, wątpić, zastanawiać. Bo to ta cholerna miłość stanowi naszą wartość jako gatunku ludzkiego. I tylko ona po nas zostanie, kiedy nas zabraknie, nie awans i auto. O ile nie spierdolimy.To może być szokujące, ale rodzicielstwo jest częścią prawdziwego życia. A w prawdziwym życiu nie da się wszystkiego zaplanować, jest się zależnym od innych, ma się lepsze, gorsze dni, pozytywne i negatywne odczucia. To jest proces, przygoda, masa przeżyć i doświadczeń. Czas który zapierdala i nie wróci. I za którym wszyscy będziemy tęsknić.

I dziś narzekamy na swoje noworodki, jutro przedszkolaki, potem nastolatków, a na końcu dorosłych. Dorosłe dzieci, które nie będą chciały znać ludzi, którzy wiecznie mieli wobec nich jakieś pretensje, pretensje o własne kompleksy tak naprawdę. I będą panicznie bały się rozmnożyć, bo rodzice im wmówią, że dzieci to tylko ból, wyrzeczenia i to mityczne poświęcanie się. Zatem jeśli taka wasza rola- kupujcie, konsumujcie, dbajcie o siebie, skupiajcie na swoich potrzebach i nie miejcie dzieci, jeśli przez gardło Wam nie przejdzie, że ktoś może być ważniejszy dla Was niż Wy sami. I nie stękajcie potem, że Wasze życie jest puste i pozbawione sensu,bo nawet jako królowie życia na Seszelach narzekalibyście na nadmiar słońca i suche pięty. BO BYCIE RODZICEM JEST ZAJEBISTE TYLKO TRZEBA UMIEĆ TO DOCENIĆ. Życie bywa okropne, ale bez względu na pełnioną rolę.

I ostatnie, dla tych, którzy na poważnie twierdzą, że gdyby nie dzieci byliby szczęśliwsi,spełnieni, bogatsi etc. – zdradzę Wam sekret- wcale nie. Bylibyście tak samo sfrustrowani tylko z innych powodów, bo taka już Wasza natura I WYBÓR. Czas dorosnąć i zrozumieć, że zostanie rodzicem to nie jest transakcja wymienna za którą wystawia się dzieciom rachunek, a dzieci nie wyleczą naszych kompleksów, nie zaspokoją ego, nie dowartościują, jeżeli jesteśmy zakompleksieni i niedowartościowani.

Jeszcze raz, gorące uściski dla tych naprawdę przemęczonych i smutnych do których kierowałam poprzedni tekst. I kop w dupę na rozpęd dla całej reszty malkontentów.

92 komentarze
  1. I Masz rację. Nie zawsze się z Tobą zgadzam ale teraz tak. Na maxa. Bo sama bywam zmęczona, niewyrobiona z bieżącą robotą itd, itp. Ale kocham swoje dzieci nad życie, chociaż padam czasem na pysk i nie mam siły na nic.

  2. Gdybym znała te prawidła będąc dzieckiem, pewnie oszczedzilabym sobie mnóstwo kompleksów, lęków i stresów jako dorastające dziecko, nastolatka. Całe życie myślałam, że to ze mną jest coś nie tak i, że wychowanie mnie było wręcz heroizmem. I mimo, że teraz juz rozumiem wiele prawideł, jakimi kierowali się moi rodzice obwiniając mnie za rzeczy, na jakie nie miałam najmniejszego wpływu to i tak nuta niepewności na życie zostaje. Dziękuję za ten tekst.

    1. bo to jest w jakimś sensie nadludzki wysiłek, ale nadludzki wysiłek dla najważniejszego człowieka we wszechświecie. Ja na przykład kompletnnie w mojej wizji swojego rodzicielstwa zignorowałam fakt, że moja mama była JAKAŚ, w sensie, że miała ludzkie cechy- bywała zmęczona, wściekła, niewyspana etc. A teraz sama złoszczę się na 15 miesięczną córkę, że nie rozumie, że nie mam siły. Rodzicielstwo to lekcja pokory. I odkąd mam córkę moje relacje wyglądają zupełnie inaczej z mamą, o wiele lepiej. Nie bój się, o tym co niefajne da się opowiedzieć, ale to,co cudownie jest nie do opisania.

      1. „I odkąd mam córkę moje relacje wyglądają zupełnie inaczej z mamą, o wiele lepiej.” To zazdroszczę. Bo ja, odkąd mam córkę, zastanawiam się częściej, jak ona i ojciec mogli mieć mnie i moje rodzeństwo (dom pełen wrzasków, agresji wyładowywanej na nas przede wszystkim przez ojca wszystkim, co wpadło w ręce, alkoholu itd.). Pojawiam się u mamy dość rzadko (ojca już nie ma) i wkurza mnie to udawanie, jak to jest cudownie. Taka dobra babcia dla wnuczki, a dla dzieci… szkoda gadać. Moje urazy najchętniej urwałyby relacje, no ale wnuczce krzywdy nie robi, wręcz przeciwnie.
        A moje macierzyństwo? Bardzo je lubię i szczerze o tym mówię, nawet jeśli patrzą na mnie z niedowierzaniem i doszukują się drugiego dna. Bo przecież nie mogę być szczęśliwa „poświęcając” się dziecku. Powinnam karierę robić, a nie w domu „siedzieć” 🙂

  3. Nic dodac,nic ujac. Zawsze to my sami. Dziecko jest jakie jest a moim obowiazkiem jest dac z siebie wszystko,dopoki jestem najwazniejsza i to ja ksztaltuje jej rzeczywistosc. I dobrze,ze umiem po takim napadzie biadolenia docenic jakie to wspaniale,choc odpowiedzualne uczucie, byc mama.

  4. Kurczę ..nie wiem , jak to ugryżć..z jednej strony mnie zycie nie zaskoczyło dzieckiem, moja córcia była dluugo wyczekana, wymarzona , spełnia moje wszystkie oczekiwania…jest ..poprostu jest, i tak jak piszesz widzę , ze my-rodzice jestesmy dla niej całym swiatem, kazdy jej usmiech , spojrzenie jest dla mnie darem losu, codziennie dziekuje , ze ją mam , ze jest zdrowa, radosna..Bywają chwile kiedy nie moge ruszyc sie na krok , wisi mi przy nodze jak zmywam naczynia , jak sikam czy odkurzam , jak odpycha inne osoby, nawet swojego ojca , ktory mnie przytula ale naprawde nie przychodzi mi do glowy zeby sie na nia gniewac, złoscic ze chałupa nieogarnięta a ja niewyspana..wiem , ze to są jej dowody bezwarunkowej milosci do mnie.Oczywiscie nie raz musialam wziac 10 glebokich wdechow kiedy po raz 6 wstawalam w nocy, albo moj dzien zaczynal sie o 5.30 ale to byly ulamki sekund..Jestem MAMĄ i nigdy bym sie z nikim nie zamienila!
    Z drugiej strony uslyszałam w tv po raz kolejny o pobiciu dziecka, dwulatka i serce mi peka, nie ogarniam, nie wiem, nie rozumie..o co kaman??????jak mozna do kur.. jasnej?????jak mozna?czy to jest wyładowanie frustracji?bolesne zderzenie z rzeczywistością???

  5. Świetny tekst i święte słowa. Sama jestem dzieckiem matki, która się poświęciła dla dzieci. I zgadzam się z tym, że nie jest miło uslyszec cos takiego od rodzicielki nawet jeśli nie mówi tego w złej wierze. Ale może dzięki temu, że wiem co mnie bolało jako dziecko i dziecko już dorosłe sama będę lepszą matką, bo chce nią kiedyś zostać. Jak dorosne…

  6. Miłość rodzicielska nie jest czymś, co jest odwieczne i niezmienne. Wyglądało to różnie, w różnych czasach. Trudno mi wyrokować w sprawie kultur plemiennych, ale coś jest na rzeczy, że jeszcze nie tak całkiem dawno temu, kto mógł, oddawał dziecko mamkom i niańkom, potem wysyłał do szkół z internatem, skąd dziecko wracało już jako ktoś, z kim można pogadać. Nikt się nie przejmował, że coś przegapił, jakiś ważny etap w jego życiu. Miłość rodzicielska jest warunkowa i jest wytworem kultury. Wiem, to super niewygodna wieść. Zasłyszana na wykładzie (od profesora z dwójką dzieci). Być może Ci, których tutaj podsumowujesz, to ci, którzy z chęcią cofnęliby się o te sto, sto-parę lat w czasie ;).

    1. Owszem, ale sto lat temu niewiele wiedzieliśmy o ludzkiej psychice, a na depresję się krwi upuszczało.

  7. Bardzo dobry tekst. Uważam, że z macierzyństwem jest jak z dążeniem do wyznaczonych celów. Gdy dążymy do celu, napotykamy mnóstwo przeszkód i problemów, które na początku wydają się nam nie do przejścia/rozwiązania, mamy wiele momentów zwątpienia, być może zaliczamy nawet jakieś drobne porażki. Jednak gdy już osiągniemy ten upragniony cel, odczuwamy ogromną satysfakcję z tego, że udało się nam mimo wszystko. Ważne, żeby w każdym momencie starać się dostrzegać pozytywne strony macierzyństwa, przede wszystkim to, w jaki sposób zmieniło nas ono na lepsze, ale nie tylko.

  8. A mi jest czasem po prostu trudno, tak zwyczajnie. Nie skarżę się, nie narzekam, jestem uśmiechnięta i mam mnóstwo energii, a przychodzi moment, że jestem zmęczona. Zła. Na siebie, że może za bardzo śrubuję wymagania w stosunku do siebie i partnera, ale szlag mnie trafia, jak słyszę, że mój syn mówi: „tato, pograj ze mną”, a słyszy odpowiedź, że tata jest zmęczony, przecież był w pracy. Boli mnie to jak diabli. Zostawiam brudne gary, podłogę w połowie mycia. Siadam i gramy. Kłócimy się o to często, bo on nie widzi problemu. Twierdzi, że jestem przewrażliwiona, przecież ja osiem godzin pierdzę w stołek w biurze, a on „ciężko” pracuje. Taki buc. Tyle w temacie. Samo życie.

    1. niestety… ponad to widzę że mężczyzna wychodząc z domu przestaje być ojcem. nie zastanawia sie czy dziecko zjadlo sniadanie, ma gile do pasa czy zrobilo kupe. on pozostaje dawnym sobą. wraca do domu i wtedy wciela sie w role ojca. bycie matka to zupelnie co innego. caly swiat kreci sie w okol dziecka. twoje potrzeby schodza na dalszy plan, bo nie ma nic gorszego niż widok zawiedzionej minki. u mnie często bywa podobnie. ojciec tez bywa zmeczony a dziecko lepi sie do niego jak super glue. bo go nie ma, zadko bywa a jak jest to tak jak by go nie bylo :/

  9. To, co piszesz w tym tekście jest tak oczywiste jak oddychanie. Serio trzeba to ludziom pisać? Chyba muszę podziękować po raz kolejny mojej rodzinie za to, jak zostałam wychowana, bo dla mnie to żadna nowość.
    Kocham spać, nienawidzę wstawać rano (o czym mój mąż się przekonał wiele razy). Moja córa o 6:30 budzi nas radosnym „wstawamy, już dzień”. Zawsze mam ochotę zniknąć jak to słyszę, ale nigdy nie przyszło mi nawet do głowy mieć pretensję do dziecka. Jakbym zasypiała o 20:30 to też bym była wyspana. Do siebie mogę mieć pretensje, że znów do północy łaziłam po domu. ;o)
    Oczywiście, że moje życie wyglądałoby inaczej bez dziecka. Pewnie miałabym więcej par butów, w których i tak nie chodzę. Może więcej zagranicznych podróży za sobą, więcej kolacji w knajpach, filmów obejrzanych w kinie, książek przeczytanych i niedziel w łóżku spędzonych a za to mniej siwych włosów i plam z marchewki na bluzkach. Nie znałabym wszystkich przychodni w okolicy, taksówek z fotelikami i najkrótszej drogi do szpitala. Bagatelizuję. W obie strony. Wiem. Ale czy moje życie byłoby lepsze, a ja szczęśliwsza? Myślę, że wątpię. ;o) I w życiu nie usłyszy Madame ode mnie, że się dla niej poświęciłam, bo ja się nie poświęcam. Ja ją po prostu kocham.

  10. do tej pory słyszę że wszystko co w życiu robili to robili z myślą o nas (mowa o mnie i moim bracie). dorastanie w przekonaniu o ty ze jestem niewdzieczna i butna wykształciło we mnie pewną formę służalczości… dopiero mąż uświadomił mi, że wdzięczność a bycie chłopcem (dziewczynką?) do bicia to dwie różne rzeczy.nie pchałam się tutaj, to była ich decyzja. tak samo jak teraz to moja decyzja że mam cudowną dwulatkę w domu. pewnie że się denerwuje bo jak się nie denerwować jak opakowanie plakatówek znajduje sie na scianie. ale ja z niczego nie rezygnuje. to swiadomy wybor. cenię sobie ponad wszystko czas soedzony z rodziną. jasne, kazdy potrzebuje minimum przestrzeni dla siebie, ale ze moj swiat jest zrujnowany i jestem nieszczesliwa? moj swiat dopiero stanał na nogi w momencie kiedy Zosia przyszła na świat

  11. Czy nie to napisałam właśnie w komentarzu pod tym problematycznym wpisem? I zmieściłam się w mniejszej liczbie znaków 🙂 Jak komuś mózg zarasta egoizmem to nie powinien mieć dzieci tylko zajmować się całe życie sobą. Tak jest uczciwie! Świat naprawdę jest prosty tylko człowiek sam sobie komplikuje.

  12. Tak… Stanowczo nadal będę postulować za wydaniem książki „Jak urodzić, żyć i przeżyć” made by Radomska.
    Z pozdrowieniami odwiecznym uwielbieniem :*

  13. Dokładnie tak. Jesteś bardzo dojrzałą osobą, mimo że młodą. Wielu dużo bardziej doświadczonych, dużo starszych rodziców nie może tej prostej prawdy zrozumieć latami. I fundują swoim dzieciom smutne dzieciństwo oraz niekończące perspektywy terapii w przyszłości

  14. Ach jakby pięknie było gdyby nasi rodzice przeczytali ten tekst przed naszymi narodzinami. Gdyby brali pod uwagę to, o czym piszesz, że ich lęki, wątpliwości, kompleksy przejdą na nas, ich dzieci. Może wtedy rzadziej słyszelibyśmy, że za słabo, za mało, że nie tak. Że tak ciężko i niewdzięcznie być rodzicem TAKIEGO dziecka. Jakiego? Takiego, na jakie nas wychowali.

  15. cyt. „kontrast pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością” – oczywiście, bo to źródło każdego rodzaju cierpienia. Buddyzm uczy o tym od 2500 lat, jednak ludzie potrzebują najwidoczniej jeszcze kolejnych 2500 lat żeby pojąć tą banalną prawdę…

  16. Ostatnio w wieku 24 lat dowiedziałam się, że mama poświęcała dla mnie tyle rzeczy i z tylu musiała rezygnować. Wina zawsze leżała we mnie, nie w tym że byłam zostawiana sama sobie, wszystko co złe to ja. Pytanie jest jedno – to po co w ogóle moi rodzice zdecydowali się na mnie? Odpowiedź dość prosta – wpadka. Bardzo długo byłam porażką i rozzczarowanniem. Samoocena na mega minusie, zero pewności siebie, brak umiejętności w nawiązywaniu jakichkolwiek znajomości, tysiące przepłakanych nocy i chwil. Bardzo trudno zbudować siebie od nowa. Oczywiście nie byli żadnymi tyranami itd. Chodzi o to, że nie dali mi żadnego przygotowania, wsparcia. Po prostu zepchnięta na środek oceanu, z minimalnymi umiejętnościami dryfowania na plecach, z poczuciem beznadziejności, zamknięciem na świat, ogromną samotnością i głosem obijającym się o ściany głowy, który świdrującym piskiem mówi „jesteś porażką, nic Ci się nie uda, jesteś do niczego”. Ciężko się odbić od tego.

  17. Wiem. Kocham swoich Rodziców najbardziej na świecie. Szkoda, ze taki tekst nie dostał sie w moje łapy, gdy byłam pare lat młodsza. Łatwiej byłoby mi zrozumieć i przeżyć pewne kwestie. Dzis tez zakładam, ze nigdy w życiu nie popelnilabym takich błędów jak moi rodzice; obarczając mnie ciężarem mojego wychowania i ich wyrzeczeń w związku z tym. Ale póki co nie mam dzieci i teoretyzowanie teraz w praktyce moze wyglądać zupełnie inaczej za pare lat. Ale swojej Lence za to dasz wiele pewności siebie na przyszłość taka postawą i mądrym rodzicielstwem. Odciążysz ją z niepotrzebnego poczucia winy, z którym ja się zmagam do dziś. Pozdrowionka dla Was!

  18. Ola, nie mam dziś czasu na elaboraty, ale odezwać się muszę – mądre to, co piszesz. I ważne.
    Puszczam w świat!

  19. To jest NAJLEPSZY tekst o rodzicielstwie, jaki przeczytałam odkąd jestem rodzicem. Gratulacje za spostrzegawczość i ruszenie tematu.

  20. Do takiego samego wniosku doszłam jakiś rok temu i jestem na etapie wprowadzania go w życie z coraz lepszym skutkiem. Dziękuję 😉

  21. Myślę, że pewna doza egoizmu wobec swoich potrzeb i bezwarunkowa miłość wobec dziecka mogą wzajemnie się przenikać. Moi rodzice „zaprosili mnie na świat” będąc już dojrzałymi ludźmi (z bagażem rodzicielskich doświadczeń nabytych w toku wychowania dwójki mojego znacznie starszego rodzeństwa). Dorastałam w poczuciu, że jestem największym szczęściem, jakie mogło im się na ziemi przytrafić. Mówili mi to często, nawet wtedy gdy przynosiłam w zeszycie dwóję, lub gdy ktoś z rodziców koleżanek przychodził ze skargą na moje krnąbrne zachowanie. Mimo to, pamiętam z dzieciństwa komunikaty, „znajdź sobie jakieś zajęcie”, „pobaw się sama”, „teraz nie mogę, bo oglądam film, zmywam, etc.”. Jasne, było mi wtedy przykro, ale nauczyłam zajmować się sobą. Nabyłam wiele umiejętności szybciej niż rówieśnicy, nauczyłam się sama rozpoznawać i realizować swoje potrzeby. Teraz jako dorosła osoba wiem, że dostałam skarb na całe życie: przekonanie, że można kochać, nie rezygnując z siebie. Że może czasem warto skorzystać z pomocy teściowej, niani, koleżanki. Zrobić coś tylko dla siebie, naładować akumulator, by potem promieniować miłością na innych. Ze zdwojoną siłą.

  22. 100%! Ja dopiero przy dziecku zrozumiałam, co tak naprawdę jest ważne. I nie brakuje mi imprez, chlania i… tja… Wolę siedzieć z dzieckiem. Bo ono za chwilę tym dzieckiem być przestanie, a jedyne, czego będę żałować za naście lat, to nie że nie przeimprezowałam kolejnych nocy, ani nie zrobiłam zajebistej kariery w korpo. Tylko tego, że nie poświęciłam czasu swojemu dziecku. Najważniejszej osobie w moim życiu. Pozdrowienia!

  23. Mam nadzieje ze napiszesz update do swoich przemyslen jak 15to misieczniak bedzie mial 15 lat… Bycie rodzicem nastolatka to jest dopiero sprawdzian z maciezynstwa!

  24. Wszystko to prawda.
    Od siebie mogę dodać, że po roku bycia rodzicem nadal nie zawsze wykazuje się empatią na takim poziomie jakim bym chciała. Jednak nie zmieniłabym swojego życia, przynajmniej nie w aspekcie mojej rodziny. Fakt, że bywa ciężko, ale z drugiej strony bywa też zabawnie i rozczulająco i to tak, że w życiu bym się nie spodziewała, że można mieć radochę z tego, że dzieć nauczył się robić „cacy cacy”.
    Najtrudniej było na początku, kiedy właśnie na własnej skórze doświadczałam tego, że moje potrzeby nie są już główną wykładnią mojego życia. Kiedy zaakceptuje się ten fakt i zmiany same w sobie wynikające z zostania rodzicem robi się nieco łatwiej. Jednak do akceptacji tu i teraz jeszcze mi sporo brakuje, bo zawsze myślami jestem na etapie „jak już”, „jak już wyrżną jej się dwójki”, „jak już zacznie chodzić” itd. przez umyka mi czasem sporo fajnych „teraz”, ale pracuję również i nad tym:)

  25. I znowu utonęłam we łzach, tak to już jest jak się zostaje szczęśliwą, a mogę śmiało powiedzieć najszczęśliwszą na świecie matką. Naprawdę świetny tekst,, ale czy to trzeba pisać… bycie rodzicem to zaszczyt, nie każdy może a wielu by chciało. A Ci co niechcą a muszą pytają się czy nie ma żłobków/przedszkoli gdzie dziecko może być cały tydzień…
    Od urodzenia mojej Rybionki żyję chwilą z nią dla niej, bo dzięki niej mam + 100 % energy I nie ważne jest wtedy nic,
    Dziękuję Ci :).

  26. hm… moje przemyślenia, a co ja tam wiem, jestem facetem, ojcem 3 dzieciaków, każde z nich przeżywałem/przeżywam inaczej. Powyższy tekst jest po prostu dobry. Cieszę się, (obserwując co niektórzy wyrabiają dookoła mnie) że są ludzie którzy myślą w ten sposób. Dzieci – to góra:
    smutku i radości, zniechęcenia i nadziei, bezsilności i wiary, tchórzostwa i odwagi…

    Pozdrawiam Tata

    ps.
    Gdy patrzę w te upierdliwie wpatrzone we mnie oczka mojej najmłodszej Córy, z jednej strony mam już dość ;(, z drugiej widzę tę głębię miłości i nie wyobrażam sobie życia bez niej (z pozostałą dwójką podobnie 😀 )

  27. Ola…dałaś mi do myślenia…jaki obraz daje starszemu gdy narzekam że młoda nie idzie spać, a ja skonana wkurwiam się że nie mogę czegoś zrobić…masz rację to ze sobą trzeba coś zrobić…
    dziękuje za ten tekst…

  28. Matko ile prawdy w każdym słowie tego tekstu,
    Dobrze, że istnieja jeszcze tacy co sie nie boją i walą prosto z mostu co im w duszy gra 🙂

  29. Nikt się nie rodzi rodzicem, uczymy się tego w praktyce. Ja mając już dorosłe dzieci widzę, że popełniłam kilka błędów, za to wszystkie w dobrej wierze i z miłości. W oparciu o fakty i widzę, jaką miałam wtedy. I myślę, że tak ma każdy rodzic przynajmniej kilka razy w swoim rodzicielskim życiu.

  30. dobry tekst, ale zauważ, że „szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko”, czyli dziecku będzie lepiej gdy matce się poprawi komfort życia, a nierzadko matce sie poprawi komfort życia dopiero gdzie dziecko się trochę usamodzielni, więc wychodzi na to, że to dziecko stanowi problem… 😉

    A na poważnie – prawdziwym problemem jest, gdy matka miała jakies wyobrażenie dotyczące siebie jako matki, tego, że będzie dawać radę, że miłość do dziecka i miłośc od dziecka dadzą jej siłę, że bedąc w końcu najlepszym specjalstą od swojego dziecka będzie wiedzieć co mu jest, a nie – zgadywać, stresując się pełną odpowiedzialnością za decyzje i możliwość pomyłki, że będzie w stanie pogodzić macierzyństwo z trochę większą cząstką dawnego życia niż mikroskopijnym ulamkiem, że dziecko będzie choc odrobinę nie utrudniać podstawowych czynności zapewniających mu przeżycie – jak karmienie czy usypianie 😉
    Bo wtedy naprawdę ma poczucie, ze to macierzyństwo to syzyfowa robota.

  31. Od pewnego czasu czytam z zaciekawieniem tego bloga. Ba nawet ostatnio szukając materiałów do pracy semestralnej natknęłam się na jakąś pracę mgr czy licencjacką w której ten blog był przykładem 🙂
    Nie jestem jeszcze rodzicem ale mam nadzieję że będę.
    Sama jestem dzieckiem rodziców z pretensjami i wyrzeczeniami. Pomimo że jestem „dorosła” to odczuwam dyskomfort, że przeze mnie to czy sro i że to właśnie dla mnie to wszystko. Super tylko ja tego nie chcę. A już na pewno nie chce w przyszłości wychowywać dziecka w takim klimacie. Bo to podcina skrzydła i baaardzo skutecznie zamyka na klucz dziecko w złotej klatce.

    1. każdy popełni swoje błędy i to jest na swój sposób piękne. wszyscy bekniemy 🙂 dziękuję za ciepłe słowa!

  32. Świetnie napisane. Przede wszystkim własne, przerobione, z doświadczenia, z dnia każdego. Oby coraz więcej tak świadomych kobiet-mam.Pozdrawiam 🙂 Oświata Oświcona:-)

  33. Bardzo podoba mi się ten artykuł.
    Całe życie słyszałam od matki tylko o jej nieziemskim poświęcaniu się.
    Problem polegał na tym (z mojej perspektywy jako dziecka), że nic z siebie nie dawała, nie miała w sumie czasu tylko wymagała i karała, po czym płakała mówiąc, że jestem córeczką taty, a to ona się wiecznie dla mnie poświęca. To straszne i krzywdzące słyszeć coś takiego będąc małym dzieckiem. Jak dorastałam słyszałam jej plany co mam robić jako dorosła by jej żyło się dobrze. Sama obecnie boje się myśleć o dzieciach, bo wiem jaka to odpowiedzialność i obawiam się, że sama mogłabym je jakoś skrzywdzić na całe życie, chociażby w jakimś moim ciężkim dniu np.: po pracy, mówiąc im coś podobnego jak mi mówiła matka.

  34. swietny tekst, szczególnie to o manipulującym noworodku – o dziwo mnóstwo ludzi tak myśli i stosuje zasadę „nie noś na rekach, bo sie przyzwyczai i bedzie wymuszal:” Noworodek?? Chore podejście! Od pierwszych chwil dziecko potrzebuje nas i naszych rąk! Lulania, tulenia, głaskania BLISKOŚCI!

  35. rozwalił mnie ten artykuł i Twoje słowa! bardzo mi się podoba i tak bardzo poczułam to co piszesz, aż mi ciarki przeszły po plecach. Nie mam dzieci i właśnie dużo wątpliwości i poczucia tego o czym piszesz i taka jest prawda, uwielbiam czytać o prawdzie

  36. Mam 45 lat, trójkę dzieci (w tym jedno prawie dorosłe) i, dziewczyno! Zgadzam sie z Tobą w stu procentach! Dokładnie tak samo myślę. Dzięki. 🙂

  37. W roli rodzica trzeba sie odnalezc,to niejest to cos czego nauczysz sie na studiach.Niezawsze jest pieknie i kolorowo ale napewno w wiekszosci sytuacjach jest wesolo :)Moja cora ma 9 miesiecy i niezawsze jest latwo ale to niema znaczenia dla mnie poniewaz kazdy trud jest zaspokajany jej cudnym usmiechem albo psotami ktore sprawiaja ze kocham ja jeszcze mocniej i mocniej. I zgodze sie z Toba niema co sie frustrowac na dziecko za zly dzien lub pokrzyzowane plany bo ono jest,,Bogu ducha winne”.Te male istotki chca od nas tylko i wylacznie milosci i poczucia ze przy nas zawsze moga czuc sie komfortowo i bezpiecznie 🙂

  38. Tekst super. Otwiera oczy na postrzeganie wielu spraw, na dzieci, na rodzinę, na kolejny dzień. Jestem jednym z czworga dzieci mojej mamy. Nigdy, przenigdy nie usłyszałam od niej i moje rodzeństwo też, że poświęcała się nam, czy robiła to i owo, bo miała nas. Mimo, że nasz tata zmarł wcześnie i bywało jej bardzo ciężko samej we wszystkim z małymi dziećmi, to mimo wszystko miała i nadal ma czas dla swoich dorosłych już dzieci. Dużo z nami rozmawiała i nadal rozmawia. Bawiła się. Przytulała. Mam szczęście, że mam taką mamę. Teraz ja próbuję i chcę być taką mamą 🙂

  39. Lepiej się nie da tego napisać. Czas wyrzucić listy oczekiwań, a po prostu zacząć BYĆ dla dzieci i z dziećmi. Dziękuję za uświadomienie, tego co jest najwazniejsze w byciu rodzicem.

  40. Komentarz pozytywny: Nie przeczytałam do końca bo szkoda mi czasu. Tekst na pewno mądry i trafiony ale przeminie jak wszystkie inne dobre rady. A szkoda. Najgorsze jest to że najwięcej do powiedzenia mają ci co najmniej robią. Niech każdy to interpretuje jak chce.

  41. Mam nadzieję ,że teraz nastąpi koniec w posyłaniu na fb itp. Tekstów w stylu „jestem pralką, zmywarką, suszarką, budzikiem …ale to nic ” 😉

  42. Super! Podpisuje sie pod tym tekstem obiema łapkami ;0D. Bardzo MADRY tekst i warty przeczytania .
    Mam dwojke Dzieciaczkow i nie przypominam sobie, zebym kiedykolwiek zalowala, ze Je mam. Sa Darem od Boga. Staram sie Je szanowac i tego samego Je ucze wzgledem siebie i innych ludzi.
    Rodzicielstwo jest czasem NAUKI i UCZENIA – uczymy Dzieci i od Dzieci. Przynajmniej ja tak ten termin pojmuje. One maja prawo do roznych zlych chwil, dni -tak samo jak kazdy z nas,dorosly.
    Jeszcze raz- naprawde Trafiony Tekst dla nas rodzicow.
    Gratulacje
    Pozdrowienia dla Rodzicow i Ich Pociech 😉 😉 😉

  43. Świetny teskt i bardzo prawdziwy! Popieram bezwarunkową milosc
    dziecko i jego milosc to największy skarb jaki możemy znaleźć w zyciu. Usłyszeć kocham Cie mamusiu to lepsze niż wygrana w totka!

  44. Rewelacyjny tekst, podpisuje się pod każdym słowem obiema ręcoma! Kobieto jesteś oświecona 🙂 wnioskuje o dyplom sorboński z życiowej mądrości dla Ciebie! Chętnie bym posiedziała z Tobą i naszymi hałaśliwymi dzieci, w rozciągniętym dresie i powymieniała poglądy przy koperkowej herbcie dla niemowląt 😉

  45. W 100% się zgadzam,jestem matką dwojki dzieci,staramy się z mężem dużo czasu spędzać z naszymi pociechami 3l i 4.5m syn i córka,z mojej strony problem zabawy jest taki,że lubie naprawiać,pisać,układać puzle,malować,a syn auta auta auta ewentualnie klocki-córa na cycu i to co on chce,to nawet gdy się poświęce-pobawie w to czego nie lubieto cyca córce muszę dać,chce ona zainteresowania;) ale staram się dawać obojgu siebie;) miłości mają zanatto;) nerwy rzadkość,bo staram się rozumieć a nie krzyczeć. Np mieliśmy gości z dziećmi,synusia pomysł,idę do kuchni,coś cicho dzieci się bawiły,patrze a podłogi całe wymazane pisakami;) uśmiałam się i pomyślałam,najwyżej szczotka w ręke i wyszoruje,ale na szczęście zeszło bez problemu;). Kocham swoje dzieci,nie miałam rodziców w dziecińswie,bo
    praca ,z mężem mam umowę,teraz macierzyński,później wychowawcze,dzieci syn od września do przedszkola, później córa a ja do pracy innej niż dotychczas,do takiej gdzie ja będę decydować ile przyjmę zleceń itp bo dzieci potrzebują mnie i tate a z tatą mamy dobrze,bo pracuje koło domu i my często z nim jesteśmy 😉 nie ma co się denerwować,trzeba myśleć i rozmawiać;)

  46. Super tekst. Nie do konca jestem pewna czy przeczytanie tego jednego artykułu zmieni coś w rodzicach, którzy do tej pory tego nie zrozumieli. Wiem,ze dużą rolę odgrywa nasze wychowanie i to w jaki sposób traktowali nas rodzice, ale kiedy zakładamy rodzinę to jesteśmy dorosłymi i rozumnymi ludźmi. Wiemy co jest dobre a co nie i mamy wpływ na to w jaki sposób my będziemy troszczyć się o nasze dzieci. Mój tata wychował sie w rodzinie gdzie jego matka myślała (i nadal myśli) tylko o sobie, a ojciec pił, bił, ganiał z siekierą, az w końcu się zapił. Mój tata jest kochany, widziałam go pijanego raz w życiu. Troszczył się o nas mimo, że nie umiał wyrażać uczuć, ale robił to w inny sposób. Moja mama to w ogóle prawdziwa MAMA. Nie znam odrzucenia, poświęcania się dla dzieci, zmęczenia itd. Samej troszkę gorzej mi idzie z dziećmi, ale myślę,że w całokształcie nie najgorzej. Już dziewięć lat siedzę z dziećmi w domu i chyba po prostu brakuje mi ludzi w moim wieku na codzień

  47. I o zgrozo!!! dostałam tego kopa od Ciebie.
    Jestem córką wiecznie nieszczęśliwej matki i obojętnego ojca. Od zawsze nie spełniałam wszelkich oczekiwań….mamusia zawsze niezadowolona a tatuś ciągle wpatrzony w tv.
    I co najgorsze jestem podobną matką.
    Zaczęłam chodzić na terapię, chcę polubić swoje dziecko, mimo, że kocham Synka nad życie, że chce Go tak po prostu polubić. Czas coś zmienić

  48. Bo jeśli ktoś sobie nie uświadomi tego, że dziecko to też mały człowiek, który ma prawo do lepszych i gorszych dni no to potem się mówi o poświęceniu. Mój synek ma 3 miesiące i jakoś nie czuję bym się poświęcała. Przecież to ja go chciałam on się na świat nie pchał – mówiąc dobitnie. Właśnie jesteśmy p szczepieniu i mamy „gorszy dzień” – trudno nie będzie posprzątane, pomyte i wypielęgnowane ŚWIAT SIĘ NIE ZAWALI. Komuś to przeszkadza to ma problem moje dziecko ma dzisiaj „gorszy dzień” i ma ochotę się poprzytulać – po to na świat je wyciskałam. A to, że ja nie chodzę wiecznie uśmiechnięta, pachnąca i elegancka to też nie wina mojego synka. A też nie róbmy z siebie takich herosów – jeśli ktoś oferuje nam, że popilnuje chwilkę dziecka to na to pozwólmy. Możecie nazwać mnie wyrodną matką ale jeśli ktoś mi proponuje godzinkę „posterunku” to korzystam.

    1. Zgadam się w stu procentach. Jednak mi nikt pomocy nie oferuje a szkoda. Bo czasem 15-20 minut na prysznic bez nerwów, że maleństwo zapłacze, by mi się przydał. Zaś co do sprzątania prania i wymuskania domu to ja mam na to „zlew”. Tyle że partnerowi i przyszłej teściowej się to nie podoba i wiem że za moimi plecami po mnie jadą. Ale moja kruszynka jest najważniejsza! 😀

      1. A POPROSIŁAŚ O TĄ POMOC? Nawet nie, czy zakomunikowałaś to, że chcesz wziąć prysznic w spokoju? Oni się nie domyślą, nigdy. Przysięgam, naszych mężczyzn wychowały kobiety, które udawały, że nie mają potrzeb, dlatego tak im dziwnie, że jest naprawdę inaczej.

        1. Oj prosiłam nie raz. Wczoraj się nawet przez to pokłóciłam z nim bo jak to: ja chcę drugi dzień z rzędu wziąć prysznic? Miał pretensje że nie może sobie najpierw piwka otworzyć tylko grzecznie iść pod prysznic i zająć się Maludą bym ją dostała swoje 15 minut na szybki prysznic. Masz rację jako jedynak został wychowany przez matkę nie mająca problemów bo i jak je mieć jak synusiem zajmowała się babcia albo sąsiadka z bloku?
          Pozdrawiam cieplutko wszystkie matki z nie kumatymi mężczyznami. 😉

  49. Pracuję w przedszkolu. Codziennie mam kontakt z rodzicami dziećmi, którymi się opiekuję. Ja jestem w pracy 8h. Dzieci, bywa, że po 10h. Ja wracam do domu i szykuję zajęcia dla dzieciaków na kolejny dzień, wypełniam dokumentację, organizuję kolejną imprezę przedszkolną…czasu dla siebie – totalnie zero (plus taki, że własnych dzieci nie mam). Ale mam czas dla tych dzieci, dla których czasu nie maja ich rodzice. I niejednokrotnie słyszę od nich „mamo”, bo zwyczajnie im się myli. W końcu to ze mną spędzają więcej czasu… Katar, kichanie, gorączki…dla rodziców to nic. Przysyłają nam takie kaszlące i z jednej strony rozumiem, bo sami muszą iść do pracy; a z drugiej…tacy rodzice, którzy nie pracują. I tylko mówią, że nie widzą tej choroby. Bo bez dziecka lżej i łatwiej oddać w czyjeś ręce „niech się męczą inni”.
    A, i jedno jeszcze…według mnie, to te „Smutne Matki” i wszystko dookoła nich, to po prostu wina rozwoju świata, który pędzi nieubłaganie i nie ma czasu zwolnić na chwilę. Wszystko musi być na JUŻ. Pęd za informacją, za nowiną, wiedzą, za pieniądzem, pracą. Im więcej wiesz i masz pełniejsze CV tym lepiej. Zrobisz więcej. To przeraża i ja tak sobie myślę, że jakbym miała rodzić, to wolałabym żyć w jakimś miejscu, gdzie to życie płynie trochę wolniej…

  50. Zajebisty tekst. Dziękuję, że ubrałaś tak pięknie w słowa wszystkie moje myśli w tym temacie.

  51. O widzisz, właśnie dziś potrzebowałam przeczytać ten tekst. Moje maluchy są od tygodnia chore i przyjęłam na klatę już tyle jęków, stawiania oporu i prób manipulacji, że nic tylko siąść i płakać, krokodylimi łzami. Dla oczyszczenia.

  52. ktotonapisal…o-zgro-zo.
    przeczytam jeszcze kilka razy, azeby nie wyciagnac pochopnych wniosknow…..

  53. Rewelacyjne podsumowanie. Podobna tematyka pojawiła się niedawno u mnie na blogu. Zbulwersowałam się tym, że ciągle natykam się na blogach, w komentarzach szczególnie, na narzekające matki, rozczarowane swoimi dziećmi. Usłyszałam na to, że jeśli ja cieszę się macierzyństwem przez większość czasu i nie uważam, że jest tak straszliwie ciężkie to kłamię, ubarwiam i wyszło, że to ze mną jest coś nie tak. Normą staje się narzekanie i posądzanie wszystkich dookoła o swoje nieszczęście – dziecko i partnera najczęściej. A czepiałam się tylko do matek permanentnie niezadowolonych, matek, których dzieci już maja parę lat, więc nie kwalifikują się te matki pod depresje poporodowe, czy chwilowe upadki, bo się jeszcze nie przyzwyczaiły do swojej nowej roli. Przecież bycie rodzicem to nie obowiązek, ktoś nie chce, nie musi się na to decydować. Nie wierzę, że tyle ludzi zaliczyło wpadki. Dziecko to nie jest pies, czy kot kupiony w prezencie na święta. Tym czasem okazało się, że więcej kobiet ma właśnie te negatywne odczucia. Zresztą nawet jak nie chwalą się tym anonimowo w necie widać w rzeczywistości. Ile malutkich dzieci, które trafiły do szpitala jest pozostawionych samych sobie, ich matki wcale nie decydują się z nimi w tym szpitalu zostać choć mają taką możliwość i prawo? Ilu rodziców awanturuje się by móc w przedszkolu, czy szkole jak najdłużej trzymać dziecko, najlepiej od 7 do 19, w święta, w ferie, wakacje też by chcieli, aby przypadkiem samemu nie trzeba było się dzieckiem zajmować? Ilu rodziców pozbywa się swoich dzieci kupując im drogie gadżety, aby tylko mieć je z głowy. Dla mnie to nic innego jak tylko egoizm i niedojrzałość.

  54. Trafiłaś w samo sedno! Tym razem zgadzam się z Tobą w 100%. Z drugiej strony często łapię się na poczuciu winy bo moje 18-miesięczne dziecko śpi jak anioł, rano bawi się na łóżku do 10 aż mama się wyśpi, pierwszą chorobę zaliczyło miesiąc temu. Czasem mam wrażenie, że powinnam się schować i nikomu o tym nie mówić, bo Jaka ze mnie matka, skoro dziecko od 8 tyg.ż. śpi całe noce itd…

    Chciałam jeszcze dodać, że cieżko mi się czyta tę szarą czcionkę, może dałoby się ją troszkę przyciemnić?

  55. Bardzo ciekawy artykuł. Zazwyczaj tylko czytam, nie komentuje ale ten tekst i wypowiedzi czytelniczek bardzo mnie zainteresowały. Sama jestem mama 8 miesięcznego smyka, którego kocham nad życie, nawet bardziej. Nie potrafię wyobrazić sobie zycia bez niego. Kocham, kiedy rano budzi mnie swoim beztroskim uśmiechem, kiedy się denerwuje i w kolko powtarza sylaby „ma ma ma ma” kiedy wyciąga raczki w moim kierunku i kiedy pluje ze śmiechu ulubiona zupka. Jednakowo kocham go kiedy ma gorsze noce z powodu ząbkowania czy gorączki mimo mojego zmęczenia. I w nosie mam że obiad nie gotowy, pranie nie wywieszone. Na to będzie czas później, bo moim oczkiem w glowie jest mój syneczek. Moze swoja miłość wyniosłam z domu rodzinnego choc nie zawsze bylo kolorowo (bylam wielka buntowniczką) to na dzień dzisiejszy moje relacje z rodzicami sa wspaniale, na nawet najlepsze w moim zyciu 😉 pozdrawiam

  56. Świetny tekst. Taka prawda. Osoby, dla których własne dziecko jest uciążliwe może nie powinny mieć dzieci…. Tylko wtedy, gdy się o tym przekonują jest za późno…

  57. To klasyczna definicja problemu – różnica pomiędzy tym co jest, a tym co chciałaby sie mieć, jest kanwą wielu frustracji i nieszczęścia… Świetnie, że o tym piszesz! Podoba mi się także tekst o poświęcenie, sama jak to słyszę, to zastanawiam się – kto powołał to dziecko na świat? czyja to odpowiedzialność, aby dać mu tyle, ile ono potrzebuje, a nawet więcej? Dochodzę do wniosku, że większość rodziców nigdy nie dorosła do tego, aby nimi być. Rodzi się dzieci, bo tak wypada, bo juz czas, a potem zonk, bo koledzy, bo squash… Od jakiegoś czasu myślę ze znajomą o konkretnym warsztacie dla młodych, który otworzyłby im oczy na pewne sprawy, o których w PL się nie mówi albo wręcz kłamie. Chyba czas coś zrobić. Pozdrawiam! 🙂

  58. I znów w samo sendo… Ja to w każdym krytycznym momencie swojego macierzyństwa które wyobrazalam sobie inaczej powtarzam: ciesz się kobieto że twoje dziecko cię potrzebuje, że chce bliskości, że chce żeby je ponosić, poprzytulac, pospiewac, poczytać, pomoc… Bo być może za jakiś czas zamknie się w swoim pokoju, włączy głośno muzę a na probe przytulenia powie- mamo daj spokój! Serio pomaga, aż się chce wycalowac każdy fragment ciałka tego malucha ?

  59. Mamą nie jestem, nie wiem czy będę. Ale jeśli mi się uda, to dzięki Tobie będę „bogatsza”.. Dzięki Ci za to 😉

  60. Zdecydowanie jestem smutną matką. Czasem mam wszystkiego i wszystkich dość. Mam ochotę wziąć swojego Synka pod pachę i jechać w chuj daleko i mieć w dupie co na to świat, jego wiecznie zajęty sobą tatuś, społeczeństwo, rodzina i znajomi. Początki mojego macierzyństwa były koszmarem każdej przyszłej matki. Oczywiście ciąża była zaplanowana i wyczekana, generalnie ochy i achy. Z mojej strony oczywiście, bo mój partner- to tak średnio. Moja Mama zawsze mówi: kobieta zostaje matką jak zajdzie w ciążę, a mężczyzna ojcem kiedy po raz pierwszy zobaczy swoje dziecko. Odczułam to dość dotkliwie w czasie ciąży. Mój partner to nie typ: oj, kochanie, może odpocznij, ja to zrobię. Pomyślałam więc, że po porodzie dokona się cudowna zmiana. BŁĄD. Żadnych zmian. Raczej pretensje do mnie i świata: jak to? To ja już się nie napiję wódeczki z kolegami? To ja już nie mogę realizować swoich pasji? Jak to, to ja już nie mam 5 godzin tylko i wyłącznie dla siebie w ciągu dnia?
    No przecież ty nie pracujesz, tylko w domu siedzisz. No to się kurwa wykaż.
    Przecież po porodzie na każdą kobietę spływa wiedza tajemna i ona już wie co jest 5.
    Myślę, że to jest mój największy smutek. Samotność w starciu z rzeczywistością i wybujałymi oczekiwaniami. Moimi też. I to, że czasem po prostu chciałabym, żeby ktoś poklepał mnie po plecach i powiedział- well done.
    Mimo tego wszystkiego nie zamieniłabym się z nikim. Mój Synek jest najcudowniejszy na świecie. I koniec. I każda łza, każda nieprzespana noc i zarzygana bluzka jest tego warta.

  61. Ale trafiłaś w punkt i w moment, mój makijaż spłynął -DZIĘKUJE CI za ten tekst… Bo oto ja, właśnie dziś stałam się niestety taką matką o jakiej piszesz…sfrustrowaną, obrażoną na cały świat i swoje 4 miesięczne cudo, że moje życie się zmieniło, że straciłam wolność i niezależność… To dzisiaj wykrzykiwałam mężowi, że siedzę w domu całymi dniami uwiązana przy łóżeczku i obsługuje cały tydzień naszą córkę- a dlaczego bo okazało się, że nie pojedziemy w trójkę do sklepu (WTF-a tak, to byłoby moje pierwsze wyjście do marketu/sklepu/ludzi od jakiś 2 miesięcy-mieszkam na podkrakowskiej wsi i zostałam pozbawiona mojego auta, więc z buta trochę ciężko do cywilizacji;)- ogólnie sytuacja taka, że jeśli mąż mnie gdzieś nie zawiezie to… pies pogrzebany) zapłakana, obrażona nakrzyczałam na dziecko, że robi mi na złość… smoczek wypluwa i jeszcze ciągle kwęka!!!! jak może!!! kwękania i popłakiwania te postanowiłam ignorować, odpalić neta w komórce i sfochana na mego niemowlaka (bo przecie wsi przez niego) looknąć na FB… no i lookam… i co mi się wyświetla przed oczami -Twój tekst…. Ryczeć mi się chce do teraz, bo niby to wszystko wiedziałam (że dziecko zmienia wszystko… i wiem, że na lepsze), ale co innego wiedzieć ,a co innego przeczytać o sobie i o tym co przed sekundą się robiło najważniejszej istocie we wszechświecie przez swój egoizm…. Dziękuję raz jeszcze, dałaś mi niezłego kopa tak, że aż zabolało… serducho. To wszystko co robię dla córci to przecież zaszczyt…o którym zapomniałam… pozdrawiam ciepło

  62. Zastanawiam się czy tylko w macierzyństwie potrafisz znaleźć receptę na szczęście, czy to po prostu TWOJA recepta? A co z ludźmi, którzy po prostu nie chcą mieć dzieci? Nie, nie przez nadmiar ambicji, zawrotną karierę czy coś w tym rodzaju. Nie chcą, bo nie. A czasem je mają, bo zmusiła ich do tego presja. Sytuacja. Brak wyboru. Co z nimi? Czy oni też są nieszczęśliwi, bo nie potrafią odrzucić własnego ego, właściwie ustalić priorytetów? Czy Ty, Olu Radomska, wierzyć, że w scenariuszu „bez dziecka” da się żyć w pełni? W pełni szczęśliwie? W pełni w zgodzie ze sobą? To nie atak czy coś. Serio się zastanawiam, bo wylewa się z Ciebie tyle matczynych emocji, że zastanawiam się, czy widzisz jeszcze świat bez pryzmatu roli matki.

    1. bez problemu Patrycja 🙂 i to był tekst o rodzicielstwie i o tym pisałam, jak będę pisac o nie-rodzicielstwie podzielę się opglądami innego sortu 🙂 nie wydaliłam całego mózgu z łożyskiem, jakoś jestem o siebie spokojna i nie mam problemów z tym, że każdy ma swoja receptę na szczęście i kibicuję znajdywaniu własnych, a nie podażaniu za tłumem ! 🙂 pozdrawiam!

  63. Kilka dni temu napisałam pod tym tekstem dość gorzki komentarz. Mówiłam, że cudów nie ma i takie tam. Gówno prawda. Są. Ojciec mojego dziecka wcale nie jest aż takim burakiem na jakiego go tu próbowałam wykreować (trochę jest, ale nie aż tak ;)). Rozmowa- klucz do rozwiązania wszystkich problemów. Takie proste i takie trudne. Mój Dziadek zawsze powtarza: bo w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz.
    Nikogo to nie obchodzi, wiem. Musiałam to sprostować dla siebie samej. Spać bym później nie mogła.

  64. Nieposiadanie dzieci to najcudowniejsza rzecz, jaka spotkała mnie póki co w życiu, mam nadzieję że to się nigdy nie zmieni <3

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.