Cofnijmy się w czasie na moment. Odstawmy kubek z czarną kawą, która smakuje jak ścierwo i już, dobrze wiesz, od lat nie pobudza. Wróćmy do czasów, w których piliśmy kakao.
Zdejm te szpilki dziewczyno, widzę ten plaster i odcisk. Olej, że noga Ci śmierdzi i następnym razem zainwestuj w but, a nie ciapciaj ze straganu. Chłopaku odepnij ten guzik w koszuli, bo blokujesz dopływ krwi do mózgu. Zbladłeś, urlopowego słońca smyrnięcia ślady zacierając i wyglądasz jakbyś był chory. A pamiętaj, byczku kosmaty, że na umowie o dzieło L4 to tylko konfiguracja klawiszy, którą wciskasz czołem tracąc przytomność z wycieńczenia przed kompem.
Miejmy przez moment znów 12 lat, pierwsze dramaty i miłości, w czasach, kiedy nie wiązały się też z pierwszą ciążą. Bądźmy znów tą być ta konstrukcją pośrednią, wylepioną przez pijanego artystę, ni dzieckiem ni kobietą, tudzież chłopcem, jeśli się upieracie, pryszczatym transformersem z przetłuszczonymi włosami z pretensjami do świata o to, że ciągle ma jakieś pretensje do nas.
Te portki z krokiem w kolanach wspomnij, chłopaku,z wiecznie uflaganymi skarpetkami i pochyl się nad matki pracą, skoro je jakimś cudem do białości dopierała. Dziewczyno pierwszy puder wspomnij też, skradziony mamie, wklepany w twarz pobladłą i młodzieńczą, kolorystyką przypominający jednak bardziej odchód psi niż arabską karnację, nieprofesjonalnie, ale oszczędnie, tylko do linii szyi.
Wspomnij ten zeszyt z wycinkami gwiazd, złote myśli, karteczki pisane szyfrem, Na zawsze Razem wypiskiwane ze Stachurskim po stokroć, brokat na powiece, pierwszy taniec przytulaniec czy tam chłód ściany, co podpierała, ale nie umiała dowartościować, poklepać po ramieniu,ego, tyłku.
Wspomnij i zadumaj się ze mną. I opowiedz mi CO TO BYŚ…
BO JA BYM!
Z dziką rozkoszą wstawałabym teraz na 8, zżynała pracę domową w szatni przeżywała kartkówkę z biologii. Martwiła się obciachowymi butami-szmaciakami na zmianę i tym, że konieczność ubierania się w stonowane kolory tłumi moją osobowość, której zasadniczo nie miałam jeszcze. Miałam za to zawsze piękne zeszyty, przepisywane nocami dziesiątki razy przez nerwicę natręctw bezlitosną.
Swój bunt wyrażałabym kłócąc się z katechetką zamiast tłamsić w jelitach te wszystkie KURWY MAĆ niewywrzeszczane. Bała się najbardziej lekcji fizyki, a nie bezrobocia, choroby i śmierci.
Miłość do pisania ulokowana w szkolnej gazetce, a dylemat dotyczący tego, czy umrę jako znarkotyzowana gwiazda filmowa czy niedoceniona pisarka, zostawiona pod sceną. Na której z gracją odgrywałam Najświętszą Panienkę w jasełkach.
W tym szkolnym, hermetycznym świecie, w którym najważniejsze były rzeczy, które dziś ledwo pamiętam, którym życzyłam, by zdechły, a teraz tak bardzo powołałabym do istnienia. Żal przeokrutny, że tego świata już dla mnie nie ma.
Pozostało tylko utulać zmęczoną mordę do poduszki i pocieszyć się, że kiedyś wyglądała gorzej. Wzdrygnąć się na wspomnienie parszywej grzywki. Z pokorą przyjąć przegraną walkę między praniem, pisaniem, zmywaniem, a potrzebą snu. pocieszyć się, że ta rata kredytu to już ostatnia.
I łypnąć okiem na zeszyt z piękną okładką, który kupiłam, z sentymentu, żeby nocą, przez niedoleczoną nerwicę natręctw pisywać w nim. Może w końcu książkę.
Albo po prostu listę zakupów.
A CO TY BYŚ….?
Cześć!
Czytam Twojego bloga już od dłuższego czasu, ale dziś się postanowiłam ujawnić.A to za sprawą tego trochę sentymentalnego wpisu 😉
Dobrze jest przypomnieć sobie te szkolne czasy,mimo że jestem dopiero na studiach.Mimo to tęsknie za kartkówkami, za tymi zmartwieniami, które wtedy wydawały się wierzchołkiem góry lodowej. Wróćcie, proszę!
Jeżeli napiszesz książkę, to będę stać w kolejce całą noc byleby ją tylko mieć.
Uwielbiam Twoje poczucie humoru połączone z ironią. I Twoje dobre serce, jesteś niesamowita przez to co robisz!
Musiałam to napisać.
Miłego Dnia!
O to to to to! Dobrze prawisz. Sama ostatnio coraz częściej sobie powtarzam 'co to durnemu człowiekowi w przedszkolu przeszkadzało, że dorosnąć tak chciał, a teraz by wiele oddał za dzień takiego bezmózgowia i olewancji, chyba, że chodziłoby o to, że ulubiona bajka się skończyła’. Co prawda młodsza jestem, dzieci jeszcze nie mam, ale już dotknął mnie problem bezrobocia, rachunków, czynszu i całej reszty pretensji, które teraz ja mam do świata. A, że tak zacytuję z słowa Twoje z bloga drugiego, 'najgorsze przed Tobą’. Pozdrawiam 🙂
Zjeść. Widzieć. Poczuć Lody Mikado, te cytrynowe. Czasem pinokio. Zapp i calipso. Wodę. Grodziską. Chrupki z koperkiem. I kukuryku, z naklejką w środku. Patyk z orzecha. Państwa i miasta. I sklep u Wieśki. Album z naklejką. Pogoń rowerem, bieg po cmentarzu. I ten aparat na skrzynce na listy. Co się zagubił. Stary plac zabaw. Ze starą zjeżdżalnią. Tę cholerynkę, tuż za cmentarzem. I to przedszkole. Co zupą pachniało. Mudlankę przy murze, i głośne szuuuuuukaaaaaam. Zapach piwnicy, i klatki schodowej. Tę grę w siatkówkę. Koniecznie przez bramę. Ja tam bym chciała. I do tej szkoły. Jeszcze się cofnąć. Tej co to w niej nienawidzę. Wąskich korytarzy z szafkami. Żółtej lamperii. Księdza od religii. I baby od chemii. Niebieskiego plecaka i prostej drogi pod górkę. Tej co to w niej popierdalam jakieś szkicowniki antyczne na plastykę, smaruję ołówkiem Nike z Samotraki, swoją gębę umieszczam na portrecie damy z łasiczką, udaję, że znam angielski i mówię, że nie pójdę tam więcej.I dalej jeszcze.!!! dalej dalej…!!!
Ech, no ja to raczej sobie marzę o wehikule czasu. Jest co najmniej kilka takich sytuacji, gdzie dałbym sobie w pysk i kazał coś zrobić inaczej. Albo nie robić w ogóle.
Bo wracać do swojego dużo młodszego ciała i przeżywać ten cały syf ponownie to chyba bym nie chciał (zwłaszcza, że przez całe dzieciństwo miałem deja vu, więc chyba już mi sie to zdarzyło 😉 ).
Nie lubię też wspominać, oglądać archiwalnych zdjęć swoich (zwłaszcza) czy cudzych też nie.
dopowiem jeszcze dla ścisłości – myśleć o przyszłości też nie lubię i staram się jak najrzadziej. A za teraźniejszością także nie przepadam…
Kiepsko to wygląda 😉
Wiees opowiadam z nostalgia bo to za mną i mogę idealizowac. MP tego co pamiętam to nienawidzioam swojego życia od najmdloesych lat!byłam emo zanim to stało się modne 🙂
Podobne przemyślenia miałam 1 września, a zeszyt zanim przeczytałam Twój wpis wybierałam jakieś pół godziny w Emipku :D:D:D
Co ja bym?
Czytała czytała czytała. I spisywała zadania z matmy 😀
Lizała rany po fizyce i wędrowała na lody truskawkowe „do budki”. I wiele szalonych chwilll ale miejsca mi by nie starczyło :(((
też bym wróciła do czasów szkolnych i przedszkolnych ogólnie do dzieciństwa…kiedy wracając z przedszkola zachodziło się do kiosku na gofra, do lekcji muzyki które lubiłam ale wstydziłam się śpiewać, do zabaw w ganianego po szkolnych korytarzach, ślizgawki za szkołą, pierwszego zapalonego czerwonego Marlboro, do pierwszych ściąg pisanych na ręce/ławce/ piórniku, do pałeczkowych lodów, do bawienia się do wieczora na dworze i wołającej z okna mamy, dłubania słonecznika za grosze, wymienianie się karteczkami, oranżady w butelce, wakacji spędzanych na wsi u babci/kuzynostwa, kiedy z babcią zbierało się jajka albo chodziło po mleko… wstawało się o 7 mimo, że to były wakacje…ech łezka się w oku kręci :/
Ja bym chętnie do czasów wróciła ławki szkolnej. Moja była nazywana 'lożą szyderców’. Zawsze na końcu, zawsze sama. Zawsze szyderczy uśmiech, za którym Pan os fizyki ponoć tęsknił przez ferie. Piękne czasy.
Ja mam dwa rodzaje takich stanów…
Jedno to zapach pasty do podłóg gdy wchodziło się do Liceum. Strach przed fizyką, uniesienia polonistyczne spowodowane ideą „zmienię świat”, bluźnienie gdy się nie trafiło w bramkę na boisku, szkolne dyskoteki gimnazjalne i noszenie piwa pod kurtką i wylewanie swoich emocji w gazetce, ewentualne ukrywanie się na lekcjach WFu w bibliotece (co by tłumaczyło mój obecny stan – jednoczesny dywan na udach i miłość do Stasiuka). Smak kawy z automatu, kiedy kolejną noc z rzędu siedziało się nad materiałami do bzdury matury.
Drugi to wchodzenie do szkoły wyłożonej linoleum kiedy było już ciemno, a wychodziło się kiedy było jeszcze ciemniej. Drogi autobusowe spędzone nad nutami, a nocą próby spłodzenia analizy fugi słuchając jej po raz tysiącpięćsetdwudziestydziewiąty. I słuchanie Floydów na zajęciach. Kiedy problemem było to, że spóźniło się 96, na Aleksandrowskiej są korki, Herbata w termosie wystygła, a Pani Henia kanapki zrobi dopiero za pół godziny, albo nie ma sali do ćwiczeniówek i na marne jechałeś przez całe miasto. Albo co gorsza zabrakło kawy w automacie, ewentualnie nuty na chór zostawiło się w tramwaju. Siedziało się na ławce przed szkołą i gadało o życiu. Ewentualnie o zaliczeniach z Historii muzyki, albo kto, gdzie, z kim i dlaczego.
Teraz człowiek nadal się zastanawia kto, gdzie, z kim i dlaczego, zamiast nauczycieli znosi szefa (Jednego, przez osiem godzin +!) Wróć szkoło z 6 godzinami zajęć i przerwami co 45 minut. Gdzie zimą nosiło się glany, a nie kozaki, czółenka czy też jeszcze inne obuwie na podeszwie nie przekraczającej 1 cm.
Trochę czasu już minęło, a ja nadal tęsknie tak samo jak gdy opuszczałam tych ludzi i te budynki. Teraz ludzie inni, jakieś młokosy, a budynki zmodernizowane przez Fundusze z UE. Człowiek wchodzi i nie poznaje. OK, mignie jakaś znajoma nauczycielska twarz („Kowalska, co Ty tutaj robisz?” mimo, że zdążyłaś 2 razy zmienić nazwisko) a niektóre z nich nawet znajome za bardzo. Na tyle, że dzieliłaś z nimi ławkę. A teraz siedzą po tej drugiej stronie biurka. Gdyby Ci biedni uczniowie wiedzieli…
Taka pora szkolna…
„Jesienią zawsze zaczyna się szkoła, a w knajpach zaczyna się picie”.
Wracam do tych miejsc i do resztki ludzi, którzy tam zostali. Pani Henia już nie robi kanapek, bo zastąpiła ja jakaś firma cateringowa.
Jedyna martwiącą mnie rzeczą jest to, że mój kalendarz dalej obejmuje termin wrzesień 2014/sierpień 2015 a nie rok 2014 lub 2015. Nie wiem czy z tego wyrosnę, nie wiem czy tego chcę 😉 Takie zahaczenie stopą o czas, gdy człowiek miał co innego w głowie niż czynsz do zapłacenia.
Dziękuję za ten wpis :*
P.S. Też cierpię na ten syndrom zeszytowy…
Gdzieś, ktoś rzucił na TwarzoKsiążce, że cierpi na „syndrom zeszytowy Jerzego Pilcha: kiedy widzę ładny zeszyt, muszę go kupić, a potem leży pusty bo szkoda mi w nim pisać” ( TK „Czytam w wannie” ). Podpisuję się prawą i lewą łapcą. Zastanów się Aleksandro czy też na niego nie cierpisz przypadkiem 😉
Bardzo.całe alts orzepisywalam zawqrtosci zeszytów w te z ładniejsza oprawa i zbieralam puste bo były ładne.bo ładne zessyty jesdzilam do miasta 30km ode mnie kupować w papiernicsym bo nq wsi nie było.dokladalwm se swoich oszczędności i wmawialam mamie ze tsnie jak barszcz dlatefo tak robię. O.a ja dziękuję za ten komentars.bardso bardzo
Może Cię zaskoczę, ale chyba przeżyłbym wszystko tak samo… chociaż wiadomo, że chciałoby się mieć wiedzę i mentalność z teraźniejszości…
Dzięki Tobie wróciłem na chwilę do szkolnej ławki, odliczałem sekundy do początku przerwy, pytając o to zawsze tego samego kolegę – który miał funkcję miernika w klasie. Kocham szkołę i chcę do niej wrócić!!! Aaaaaaa! Piszę to siedząc w pracy… 🙁
P.S: Muszę tu zaglądać częściej 🙂
P.S: Wolałaś Backstreet Boys czy N’Sync? 😀
Ja byłam trochę za młoda na ten szał Ale kiedy powiedziałam o tym siostrze to zdradziła mi ze Carter z Bb ma młodszego brata.No to się koxhalam w młodszym bracie Cartera z Backstrwwt Boys ;D
Oj, chciałabym się cofnąć do zerówki, chciałabym. Tylko do tego okresu, bo było świetnie. Totalna beztroska.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie: http://www.szeptyduszy.blog.onet.pl
He he, problem w tym, że gdyby nawet cofnąć czas, to znowu najważniejsze będą dla mnie pryszcze na czole, klasówka z biologii i to, czy z chłopakiem zaliczymy drugą bazę…
Gdybym teraźniejsza „ja” znalazła się znowu wtedy i w tamtym ciele, to bałabym się coś zmieniać. Bo jakbym nie straciła cnoty w wieku 17 lat, to bym nie wskoczyła tak szybko do łóżka z moim obecnym mężem i pewnie by tym mężem nie został. I fajnej córki bym nie miała. No wiesz, efekt motyla. Nie nie nie. Jest dobrze jak jest 🙂
Same herę ;-))
A ja bym…urwala sie z polaka, puczyla sie z A. do matury w kawiarni, a potem pognala na angielski. Koniecznie poszlabym na skwerek na szluga albo za apteke. Kupilabym rano bulke i kabanosa albo jogurt pitny w zaleznosci czy akurat bylam na jednej z miliona diet czy 'lepiej nie bedzie, olewam’. Bieglabym na tramwaj i liczyla, ze skoro dzis mamy na te sama godzine to na siebie w tym tramwaju wpadniemy. Stanelabym w kolejce po hot doga z surowka i poszla do szafki wziac zeszyt do matmy. Po raz setny uslyszec 'uczylas sie’ i 'moze przelozymy?’ . Czekac na piatek, zeby isc na impreze 'bo wszyscy tam beda’. Miec gdzies co autor mial na mysli, zapomniec stroju na wf. Ale z tego wszystkiego chyba przede wszystkim, najbardziej i z pelna swiadomoscia …chcialabym widziec moich przyjaciol codziennie. Isc po szkole do G. robic projekt, na piwo lub po prostu posiedziec. Wiedziec, ze jutro sie zobaczymy, tesknic tak potwornie kiedy ktos zachoruje i z usmiechem na twarzy biec w poniedzialek do szkoly bo juz po chorobie a tyle sie wydarzylo. Tego, ze wszyscy byli blisko, na ogarniecie sie ’15 minut i bede’…tego nie docenialam najbardziej
A ja ….. hmmmm … a ja chciała bym wrócić do czasu liceum. Znowu mieć dredy i wyjebane na cały świat. Nie martwić się co będzie jutro , pojutrze za rok. Nie planować, nie kontrolować …. bawić się jakby jutro nie istniało ….
Och ja bym bardzo chetnie wrocila do czasow liceum! Do tej pory to najlepszy okres w moim zyciu. Najwiekszym problemem wtedy bylo wybranie przedmiotow na mature i ciuchow na sobotnia impreze. Cudnie bylo… Teraz moja mlodsza siostra to wszystko przezywa a ja zadroszcze jej cholernie. Ja tez chce tak, jeszcze raz!
Pozdrawiam
A
Jak jak wspominam szkolne czasy najczęściej myślę sobie- ale człowiek był wtedy głupi 😀 Cofnąć się w czasie- pewnie, ale tylko z obecną wiedzą 🙂
Jak tak czytam komentarze, to myślę, że albo byłam nieszczęśliwym dzieckiem, albo wyrosłam na szczęśliwego dorosłego, ewentualnie jestem jakaś nienormalna.
Wcale nie chciałabym cofnąć się do tamtych czasów. Do tych głupich problemów które były końcem świata, do poczucia, że sama nie wiem kim jestem i czego chcę, niedopasowania do reszty świata. Ył. Już wolę te 'dorosłe’ problemy – przynajmniej mam już świadomość, że wszystkie się kiedyś kończą i że nie ma tego złego. Wolę szukać swojego własnego miejsca na świecie, niechby i było zapyziałym kątem gdziekolwiek, ale moim, dochodzić do tego co dla mnie ważne i co jest mi potrzebne. Nie mieć poczucia zależności od wszystkich innych. No nie wiem. Bycie tą konstrukcją pośrednią wspominam jako czas wielkiego niepokoju i smutku, brrr. Dopiero zmierzając się z historiami, których wcześniej sobie nawet nie wyobrażałam mam poczucie, że staję się kimś konkretnym, mną, coś wiem i coś umiem, uczę się szczęścia i spokoju i cieszę się, że te lata już za mną. Uf.
W sumie ani nie byłam dzieckiem pokrzywdzonym przez los, ani teraz nie jestem kimś wybitnym, ale w czasie się cofać nie chcę. Nie wiem dlaczego bardziej pamiętam te wszystkie niepokoje i smutki niż beztroskie latanie po podwórku popołudniami. No. to uzewnętrzniłam się i dalej nie wiem co ze mną jest/było nie tak 😉
Nie da się do tego wrócić, ale czy to źle? Czy na pewno docenialibyśmy wszystko tak samo, gdyby wszystko mogło powrócić na pstryknięcie palców? Czy nie cała paranoja polega na tym, że będąc dzieckiem chcemy być niezależnymi dorosłymi, a w dorosłości ciągnie nas do beztroskiej dziecinady? To suma sumarum i tak dosyć przewlekła postawa dzieciucha, któremu wciąż nie dogodzi, niezależnie od tego co ma.
nie twierdzę, że było dobrze-nienawidziłam, chciałam uciekać, umierać i dorastać. ale nie miałam pojęcia co się czai dalej ;D
oh! Gdybym mogła wrócić do LO! Ci ludzie, codzienny bieg za autobusem ( po jakimś czasie kierowca mnie wypatrywał i czekał jak dobiegnę), 20 min drogi ściśnięta jak sardynka w puszce, pół godzinny marsz do szkoły po to aby stwierdzić z grupką przyjaciół ” to co? nie idziemy na historię?”, siedzenie godzinami w szatni zamiast na lekcjach ( niesamowite marnowanie czasu!), albo całodniowe wagary przesiedziane na bulwarach (200m od szkoły) , jedynym zmartwieniem była zołza od angielskiego, albo brak nieprzygotowań z historii, no i co wymyślić mamie kiedy zapyta „jak było w szkole?” kiedy się w niej nie było? pierwsze imprezy i papierosy na sztuki i … miłość ta jedyna, najważniejsza, na całe życie, po której nie ma już śladu. Ja gdybym się teraz mogła tam cofnąć.. chodziłabym tak samo na wagary, z tymi samymi ludźmi, a później na koniec semestru zaliczała wszystko na 5, żeby mama się nie dowiedziała, że teoretycznie sprawiam problemy wychowawcze 🙂 Chodziłabym bez sensu z moimi przyjaciółmi, znów robilibyśmy sobie zdjęcia w różnych ciekawych miejscach, palilibyśmy papierosa „po trzy”, puszczalibyśmy wodze naszej wyobraźni, co mam wrażenie, śmieszyło tylko nas, no i nie dałabym się wmanewrować w żadne zabawy w miłość. Cieszyłabym się, że wracam do domu po „ciężkim dniu” a tam obiadek pachnący czeka, zakupy zrobione, wyprane, posprzątane, tylko wyprasować trzeba, bo mama nie lubi.. Mama.. nie kłóciłabym się z nią tak, przecież miała zawsze rację… A jeśli sięgnąć do czasów, kiedy było jeszcze lepiej..siedziałabym ze swoją przyjaciółką wyklejając zeszyt z wycinkami z Bravo, czy Bravo Girl na temat Britney Spears czy innej Shakiry, słuchając kasety nagranej funkcją dyktafonu z radia i przewijanej ołówkiem 🙂
Dziękuję, za ten wpis, że mogłam na chwilkę wrócić do przeszłości..
Piękny fotomontaż ;D
Witam,
Szkoła nie była dla mnie dobrym okresem i teraz jak słyszę że czas do szkoły, z ulgą sobie myślę, że szkoły pokończone i nie trzeba już zrywać się o 8 rano i pamiętać o worku na buty na zmianę… jedyne co w szkole było fajne bo blondyn z równoległej klasy w którym platonicznie się kochałam… i to było fajne…
pozdrawiam cieplutko
Dobrycoach.bloog.pl
ojjjjj radomska gdybym…. gdybym wiedziała jak będzie wyglądać moja pierwsza sesja na studiach nie spinala bym się tak z matura i nie marudzila jak to mam dużo do nauki. gdybym wiedziała z czym przyjdzie mi sie skonfrontować w życiu dorosłym korzystała bym więcej z życia s nie oglądała wszystkie odcinki zbuntownego anioła. jednak najbardziej żałuję że nie dostrzegalam tego że moi bliscy umierają… zdecydowanie więcej czasu i uwagi bym im poświęciła
Ja tam szkołę dobrze wspominam. A co najważniejsze Britney!!
Oddałbym dużo, by chociaż móc wrócić na chwilę do czasów studiów, by móc wrócić chociaż na jeden weekend….. marzenia ściętej głowy ;/
a na mnie jesienne klimaty działają zupełnie inaczej niż na większość ludzi, jestem pełen energii i działania 🙂
A tak spytam: mój komentarz do tego artykułu zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach i się nie dodał, czy może zdecydowałaś się go nie opublikować z jakichś przyczyn? 😉