Miałam taką koleżankę… /wszyscy jesteśmy skurwielami/

Miałam kiedyś taką koleżankę, którą miał chyba każdy w podstawówce. Tą Gośkę, o której oceny mama pytała zaraz po tym, jak powiedziało się, że u mnie cztery z minusem. 

Dsc 3458 1
fot. Michał Szubert – Szubert Photography

Co miała niby te same jeansy, ale z logo big stara, przez co własne nie cieszyły tak bardzo. Imienną definicję tego, do czego powinno się dążyć, a z powodu braku czego odczuwać dyskomfort.

Sukces przewyższający rangą sukces Gosi był jak wślizgnięcie się do świata, w którym nie wolno ci być, bo jest nie Twój. Jak jeansy z logo. Trzecie miejsce cieszyło jak grand prix dopóki ona miała czwarte. I to nie było personalne, boziu broń, po prostu. Było magiczne, potrzebne, uzależniające – jak liścik wsunięty przez dolną szparę na amen zamkniętych drzwi, które pragniesz otworzyć z naiwną informacją „może jednak można?”.

Paradoksalnie incydenty utwierdzały tylko w poczuciu, że jest pewien niezmącony porządek rzeczy, który możesz szturchnąć czy z perspektywy owego porządku raczej nienachalnie musnąć, ale on nadal pozostanie niewzruszony.
Teoretycznie możesz odwiedzić kilku gwiazdkową restaurację, ale mowa ciała i brak obycia zdradzi, że to incydent. Przypadek a nie przeznaczenie. Stali bywalcy wytkną cię palcem, a znajomi z baru mlecznego znienawidzą za zdradę. W efekcie: nadal nie możesz aspirować do innych miejsc, a jednocześnie to przypisane przeklina cię za zdradę. Potem żyjesz ze wspomnieniem o takiej ekskluzywnej kolacji, która raczej się nie powtórzy i ulubiona zalewajka jakby staje w gardle.

Próby naruszania porządku tracą sens.

Tu nie chodzi o materializm, choć to, o czym piszę, było widoczne także w stanie posiadania. W domu, aucie, kolekcji płyt, możliwościach, więcej niż jednej parze butów na sezon i to co roku.

A o to poczucie, że niektórym wolno więcej, mogą więcej i już zawsze – będą w i ę c e j.

Czy Gosia to wiedziała? Pewnie tak. Czy czuła się lepsza? Myślę, że widownia złożona ze stęsknionych za jej codziennością oczu odbierała w dużej mierze tą możliwość. Tak jak prawo do tego, czego my doświadczaliśmy bez ustanku –

frustracji, poczucia bezradności, niezmąconego przekonania braku sprawiedliwości, możliwości pożalenia się i powiedzenia głośno „no kurwa, nie tak miało być”. I choć każdy ma prawo przeżywać smutek, złość, rozczarowanie, bo to przecież ludzka rzecz, nieważne czy jedziesz przez życie traktorem czy ferrari, to myśmy jednak Gośce to prawo odebrali.

W zamian za te jeansy z logo, piątkę ze sprawdzianu bez wysiłku, własny pokój na poddaszu, poważanie wynikające z nazwiska i posad rodziców. Nikt nigdy Gochy nie zapytał, czy pasuje jej ta transkacja i rola symbolu dziecka szczęścia.

A że wszyscy, jak jeden mąż, sufit starych traktujemy jak podłogę i oczekujemy więcej, tym trudniej było się Gośce ze swojej podłogi cieszyć. Miała to, czego my tak bardzo chcieliśmy, nie wiedziała jak to jest nie mieć, a jeszcze nie wolno jej było – ani powiedzieć: mam, frajerzy, ani narzekać, że nie to nie takie i nie dość – bo byśmy ją żywcem rozszarpali. I to po cichutku, każdym kąśliwym, wysączonym jak jad słowem. No bo jak, kurwa źle, gdzie ci źle, księżniczko, czego jeszcze brak, w dupie się przewraca!

Gosia wyjechała tak wcześnie, jak było to możliwe. Piękny rodzinny dom z dużą działką i wszystko, co zna z dziecięcych lat, raczej nie doczeka się powrotu. Nie dowiemy się, za czym gonił ktoś, kto według nas miał wszystko, a może raczej – czy przypadkiem nie uciekał.

Migawki z życia Gosi stały się ilustracją naszych marzeń. Taki dom, choć inny projekt. Takie auto, może innej marki i koloru. Takie wykształcenie i zdolności, choć może zupełnie inne kierunki i dziedziny. Niemal każdy chciał być Gosią. A jednocześnie nikt nie zapytał jej, jak to jest być nią.

Gosia uciekła tam, gdzie nikt nie wie, czy zajmuje się jej mama ani że przeszła do dalszego etapu konkursu matematycznego bez przygotowania i w mig łapała chemię i fizykę, której nie ogarniała tak dobrze i łatwo żadna z dziewcząt z jej klasy. Zainteresowanie Gosią zbledło. Pewnie gdzieś jeszcze ktoś boleśnie upraszcza we wspomnieniach jej perypetie, może zupełnie niesłusznie zakłada, że kiedykolwiek było jej w życiu lżej i dalej przez nie sunie w skradzionym zawsze niesprawiedliwej sprawiedliwości bobsleju. Na moment temat powrócił, bo zmarł jej tata.

Przystojny, obrotny, inteligetny. Jeden z tych, co po zmianie systemowej po 89’ nie załamali rąk, a zakasali rękawy. Rzeźbiarz codzienności, której my pragnęliśmy, a którą Gosia  po prostu miała. Nie wiem, czy dobry ojciec, przyjaciel, człowiek, który był, słuchał wspierał. Nie wiem. Wiem, że odszedł. I odchodził w cierpieniu, które w dupie ma dobre wspomnienia, ładne domy, (nie)szczęśliwe rodziny i plany.  W zasadzie znałam go z widzenia, ale nekrolog uruchomił lawinę wspomnień. Tyle, że nie o zmarłym.

O Gosi. O jeansach, o pokoju na poddaszu, o poczuciu bycia nie dość, o zazdrości, o goryczy.

***

Wszystkich nas to czeka, wiem. Większość za wcześnie, zawsze niespodziewanie. Nigdy łatwo. Ale to nie koniec przejął moje myśli, a gorzka prawda, że życie ma w dupie ma poczucie czasu.

Możesz mieć coś i 100 lat, ale jak stracisz, to ból rzuci na nie taki cień, że ciężko będzie dostrzec powody do radości. Możesz czerpać, gromadzić, celebrować latami, a przyjdzie moment, w którym mimo tysięcy znanych słów na usta będzie się cisnąć – i po chuj to było? Po chuj?

Nie pamiętam już na czym polegała magia jeansów z logo. Dom, choćby najpiękniejszy, stałby pusty. I życie ani razu nie zapytało o średnią ocen ani konkurs. Kilka dekad jest mglistym wspomnieniem.

A wszystko, co  tak naprawdę istnieje to – nekrolog i ja przed nim.
Świadomość, że dziś jeszcze zdążę wypić z tatą szklankę domowej roboty wina i pooglądać razem telewizję, bez słów.

Że jestem winna przeprosiny, które nic nie znaczą.

Za to, że kiedykolwiek odbierałam z zazdrości radości i sprzedałabym duszę, żeby się zamienić. Za to, że dziś duszę mogłabym oddać tylko po to, by zamiana nie była możliwa.

Przepraszam, Goch.
Za to, że wszyscy jesteśmy skurwielami.
Za przeprosiny, które niczego nie zmienią.

33 komentarze
  1. Taką „Gośką” być…. ile razy tłukło się po głowie, a teraz… szkoda, że się tej Gosi wtedy nie utuliło, choć być może, ona tak bardzo się przed tym broniła…
    P.s. Przesłuchałam Twojego audiobooka i czytając ten wpis slyszalam Twoj głos- dziękuję ❤

  2. Pozamiatane?Chciałam coś napisać, ale nic nie przychodzi mądrego do głowy oprócz „Przepraszam Gośka” ?

  3. Dzisiaj dowiedziałam się, że dwa dni temu zmarła, nagle, moja koleżanka. Dwa lata starsza ode mnie. Gosia. Inna Gosia. Żyła zupełnie inaczej niż ja: z dnia na dzień, kasę zarobioną ciężką pracą wydawała na podróże, których jej zazdrościłam – nawet nie skrycie, ale nie z zawiści. Chciałam zwiedzać miejsca, w których ona była, ale mnie brakuje odwagi aby żyć jak Gosia. A Gosia żyła pełną piersią. Co chwilę odwiedzali ją znajomi, przyjaciele, rodzina. Albo to ona była w odwiedzinach. I wrzucała piękne zdjęcia z zakrapianych imprez. Myślałam wtedy: za dużo tego, za mocno, za często. Odsunęłam się, przestałam ją odwiedzać. Dla mnie była zbyt zachłanna na świat, W niedzielę zaprawiała ogórki. Znajomi piszą dzisiaj na jej FB o niej „Kolorowy Ptak”, „Dusza Towarzystwa”. A ja się zastanawiam czy ona wiedziała, że ma tak mało czasu? Czy dlatego była taka zachłanna na świat? Żegnaj Gosiu.
    Śmierć wywołuje w ludziach różne refleksje. Ja dzisiaj jestem wdzięczna, ze poznałam Gosię.

  4. Byłam taką Gosią. Przejebane, zarôwno dla mnie, jak i dla moich rówieśników. Cały czas się zastanawiam jak zminimalizować szanse na powtórzenie scenariusza u mojej córki. Bo kurde, gwiazdkę z nieba bym jej dała, ale nie chcę żeby ktoś poderżnął jej nią gardło 🙁

  5. Tak taka Gocha i u mnie była. Zawsze jej zazdrościłam. Miała kasę, chłopaków na wyciągnięcie ręki, piękna, mądra…ale nie szczęśliwa jak się później okazało. Ciągłe kłótnie w domu. Nawet dowiedziałam się później, że tata ich zostawił dla innej. Tak się pieniądze skończyły. Nie znam jej dalszej historii, ale wiem, że nie było czego zazdrościć a cieszyć się tym co się miało. A miało się wiele szczęścia i ciepła rodzinnego. Bez pieniędzy, ale zawsze kochana.

  6. Najpierw miec taka koleżankę….a potem w dorosłym życiu, kiedy te sukcesy „przychodzą tak łatwo” nią w pewnym sensie być….Trawa u sąsiada jest zawsze bardziej zielona. Większość rzeczy materialnych w dorosłym życiu nie przychodzi jednak sama, to kwestia wyrzeczeń, ciezkiej pracy, dobrych wyborów i decyzji. Ale oceniać i tak jest łatwiej. Zazdrościć bez zapoznania się z kontekstem tez. Najcenniejsze są jednak relacje i to w nie warto inwestować cala duszę. Od przybytku glowa nie boli, ale jak kogoś ubedzie to boli, piekielnie…..

  7. Bo każdego problemy są jego największymi. Chyba każdy miał Gosię w klasie. U mnie Gosia była Krzyskiem… później zmarła Krzyskowi siostra i wpadł w dragi… nikt nie pytał wcześniej Krzyska jak się czuje, bo zakladalismy, ze ma bajeczne życie. Szczęście w nieszczęściu Krzysiek był przebojowy i nawet niepytany mówił jak się czuje.
    Byliśmy dzieciakami, uczyliśmy się życia. Teraz, jako dorośli, tez się jego uczymy, ale z bagażem doświadczeń, inna wiedza i innym fokusem. Nikt nie uniknie skurwielstwa, choć w tych naszych dziecięcych oczach nie jest ono skurwielstwem.

  8. Dla mnie wszyscy wiecznie byli Gosią na swój sposób. Teraz chcę być sama sobie Gosią, choć jest to cholernie trudne.

    A wszystkim Gosiom, które napotkałam w życiu : ja też przepraszam, ale też dziękuję, byłyście cenną częścią i przy okazji lekcją. Odebrana z opóźnieniem, ale nie nigdy

  9. Dawno nie zaglądałam na bloga. Przeczytałam to i mnie wmurowało. Jestem/byłam „Gosią”. Z markowymi spodniami i niezłymi ocenami w szkole jeszcze ileś lat temu. I z nieżyjącym od niedawna ojcem. A te pseudo rywalizacje za dzieciaka (które zauważyłam wiele lat za późno) były tak toksyczne, że do dzisiaj nie mogę sobie z tym poradzić.

  10. Chyba każdy potrzebował takiego tekstu żeby „się obudzić”. Cieszmy się najzwyczajniej z tego co mamy. Czytasz mi w sercu Olinku!

  11. A ja miałam Gosię z bogatszego niż mój domu, która zawsze miała wszystko o co poprosiła. A ja nie, ale nie robiłam z tego dramy. Znałyśmy się z Gosią całe życie, przez jego większość będąc przyjaciółkami. Po latach wpadła w tarapaty finansowe, a ja wpadłam w wir ratowania jej. Kiedy już opadł kurz, wydział na jaw, że jej rodzina co mogła to zakredytowała, a ich biznes opierał się na oszukiwaniu ludzi i wyłudzaniu od nich kolejnych pieniędzy żeby spłacać długi. W tle historii kłamstwa i wielokrotne przekraczanie postawionej w końcu przeze mnie granicy.
    Zaufania nie odzyskasz w takim tempie w jakim je tracisz. Czasem życzę jej źle, czuję wewnętrzną satysfakcję, kiedy jej się nie układa. Moje poczucie sprawiedliwości jest zaspokojone kiedy wiem, że coś u niej nie tak. Czy źle się z tym czuję? Trochę tak, a trochę nie. Widocznie jestem skurwielem do potęgi…

  12. Każdy z nas jest „inaczej” popierdolony – to słowa mojego męża z którymi zgadzam się w 100%

  13. Byłam taką Gosią – ojciec lokalny celebryta, fajne ciuchy, luksusowe wakacje za granicą, władny pokój w pięknym domu, wypasione słodycze do szkoły i ładne zeszyty. Zaangażowana, niepracująca mama, która przywoziła i odbierała ze szkoły. Nauczyciele patrzący zawsze trochę bardziej przychylnie, bo ojciec sponsorował szkolne remonty.
    Dzieciaki dręczyły mnie przez całą podstawówkę – niby tylko tak delikatnie, ale zawsze byłam poza grupa. Wyśmiewali moje zagraniczne wakacje tak, że zazdrościłam im tygodni u babci na wsi. Bo ja takiej babci nie miałam. Wyśmiewali ciuchy, telefon, nadopiekuńczą mamę.
    Nikt nigdy nie zapytał, jak to jest na prawdę. Wszyscy, łącznie z nauczycielami wielokrotnie zignorowali siniaki na nogach, widoczne na wuefie. Nikt nie zapytał, dlaczego zdażyło mi sie wybuchać histerycznym płaczem, w momencie niepowodzenia. To był kolejny super powód do śmiechu.
    A potem, jak byłam już nastolatką, moi rodzicie się rozwiedli. Ojciec odszedł do dużo młodszej. Cała okolica miała temat do rozmowy. I jaka satysfakcję!
    Zrobiłam to, co Twoja Gosia – uciekłam. Na kilka lat bardzo daleko, teraz niby już całkiem blisko, ale zupełnie odcięta od tego co było.
    Wnioski? Robić swoje, nie zazdrościć, korzystać z tego, co się ma.

    1. I dzięki Olinku za tekst. Poruszył jakąś strunę, której nie chciałam ruszać, ale pewnie to dobrze.
      Pisz dziewczyno i nie odpuszczaj!

  14. Zapewne każdy z nas zna taką „Gośkę”…
    Po przeczytaniu Twojego tekstu, zrobilo mi sie smutno i nostalgicznie… Moja „Gośka” tez miała przerąbane.. Choc wtedy zapewne wszyscy, zwłaszcza Jej rówieśnicy myśleli zupełnie odwrotnie..
    Dzis czuję wstyd i zażenowanie tym, jak się niejednokrotnie zachowywałam w grupie.. Bo przecież w grupie razniej… ? Ehhh, ze tez człowiek dopiero po 20stu czy nawet 30stu latach zastanawia siw nad tym jaka krzywdę wyrządzał biednej dziewczynie czy też chłopakowi…

  15. Dziękuję Olinku…. miałam taka „Gośkę” … jak każda chyba z nas. Twój tekst jednak- niestety – uświadomił mi że te „Gośki ” to nie tylko zjawisko lat przeszłych… lat dorastania. Obawiam się że mamy „Gochy ” i w dorosłym życiu. Zawsze był jest i będzie ktoś kto ma pozornie lepiej, fajniej, jego życie jest „lepsze,” , a my nadal czujemy się gorsi … niedostatecznie dobrzy.

  16. Z Gosi robi się święta, a Gosia może taka jak my i miała te samo siano w głowie tyle, że miała lepsze oceny. Moje oceny nie były super, bo rodzice byli nikim dla nich ważni, po za zasięgiem ich chciejstwa jako miastowych (dyrektor PGR i kolporter gazet). Szkoła była dla mnie horrorem od takich właśnie Gos i ich braciszków, którzy pokazywali gdzie jest mój margines i innych dzieciaków. Gosie bawiły się na dyskotekach za kasę z przemytow alkoholu do Szwecji, a ja stałam jak słup pod ścianą, żeby mnie nikt nie zauważył, bo znów powiedzą, że Gonzo przyszedł. Gosię były sprawczyniami mobbingu, bo nikt im nie podskoczył. W swojej dziecięcej głupocie były okrotne i bez skrupułów. Znałam jedna Gosię która wydawała się być ok. Do czasu. Nie pasowałam już jako przyjaciółka kiedy zaczęła spotykać się z chłopakami. Wybrała inne Gosię. Jedyne co mam dzięki Gosiom to twarda dupe. Aż dziwię się, że wtedy się nie zabiłam. Grzeczne, ciche dziecko, po którym Gosię mogły jeździć do woli, a ich rodzice i nauczyciele nauczyli ich jednego: mieć i wszystkich nieprzydatnych olewać. Mualt swoje problemy, nie neguje tego, ale one wspominają lata młodzieńcze jako beztroskie, a ja gdybym miał przeżywać je jeszcze raz to zabiłabym się teraz, na już.

  17. Opowieść o zazdrości bliska jest każdemu…Ja zazdrościłam koleżance wiecznie uśmiechniętej mamy, która nigdy nie stosowała kar i pozwalała robić co się chciało. Moja ciągle była pełna obaw, które przelewała na mnie. Jej problemy były moimi problemami. Nie było łatwo sprostać wymaganiom, a jednocześnie matkować własnej matce… Mimo wszystko nauczyłam się, ze jak są kłopoty, to trzeba je rozwiązywać, a nie uciekać od nich. Moja kolezanka nauczyła się, ze zawsze ma być wesoło. Jak było mniej radośnie, to zaczęła uciekać w narkotyki..

  18. Kilka lat po maturze dowiedziałam się, ze byłam taka,, Gosia”. Zakompleksiona samotna ambitna niekochana perfekcjonistka. Dusza towarzystwa, wiecznie uśmiechnięta, przepełniona szczerym strachem i brakiem zaufania do wszystkich istot ludzkich. Tym bardziej nie rozumiem. Jeśli życie waszych,, Goś” wyglądało podobnie to każda z nich była wystraszonym i zagubionym dzieckiem, które dobrymi ocenami czy wygranym konkursem walczyło o atencję… Może taty, może mamy,a może kogokolwiek.

  19. I ja miałam taką Gośkę! Najlepsze stopnie, ciuchy bo ojciec w Ameryce, faworyzowanie przez nauczycieli bo Goski wyższy status społeczny. Potem pojawily sie problemy psychiczne, zapewne zwiazane z trzymaniem dziecka w złotej klatce. Dziś ja jestem dla niej taka Gośką! Paradoks? Życie…

  20. u mnie była Asia. kiedy poznałam ją bliżej, dowiedziałam się jeszcze, że miała starszego brata – Jurka. och mieć starszego brata, czarne loki, czerwone paski. niedościgniona. Na szczęście dla mnie ona zmieniła szkołę, oczywiście na lepszą naszą „czwórkę” . na szczęście później nie porównywałam i nie aspirowałam do niej, a na studiach pojawia się taka Gosia,której było w naszym zawodzie łatwiej. Asia dziś jest partnerką mężczyzny w wieku taty (ach tak, taty nie miała), a Gosia miała pięknego męża, krótko, ale miała. Czy zamieniłabym się dzisiaj? Nie. Nie współczuję, nie zazdroszczę. Na szczęście szybko ogarnęłam swój los, wcale nie najgorszy i czepiłam się swoich marzeń. Spełniły się w trój-, czwór, x nasób. Mieszkam w najpiękniejszym mieście Łodzi, mam najpiękniejsze dzieci po trudach, super męża, z którym drę koty i kocham. Nie zamieniłabym. Szkoda, że nikt nie wpaja nam tego, kiedy Asia, czy Gosia siedzi w pierwszej ławce. Nikt nie mówi, że pomimo tej ławki ona też potrzebuje normalności. A ja nie muszę i nie mam powodu, żeby być jak Ona. Bycia sobą trzeba uczyć od razu, bo i tak wszystko mija. I tak wszyscy będziemy na nekrologach i ktoś o nas pomyśli, że ona to była!!! była… i nie ma, a czas płynie dalej. Tu i teraz, to się liczy.

  21. Pomijając cały temat, masz niesamowity dar ujmowania problemów w jednym zdaniu:
    „wszyscy, jak jeden mąż, sufit starych traktujemy jak podłogę i oczekujemy więcej”.

    Ile razy próbowałem to jakoś sensownie ująć w słowa i nie zaplątać się w wyjaśnieniach. A Ty – jedno zdanie (a w zasadzie fragment, napisany przy okazji) – i wszystko jasne.

    (Pewnie ciężko Ci było pisać rozprawki w szkole, gdy trzeba było się rozpisać na kilka stron kancelaryjnego, skoro udawało Ci się temat zamknąć w 3 zdaniach;))

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.