Krótka opowieść o miłości.

W publicznych przedszkolach niewiele się zmieniło na przestrzeni ostatnich dwudziestu paru lat. Ot, te szafki, które kiedyś miałam na wyciągniecie ręki, sięgają mi może do wysokości bioder, a dzieła sztuki porozklejane po tablicach nie przywodzą już z taką pewnością, jak kiedyś, myśli, że tworzył je ktoś wybitny. Jaki ten los przewrotny – daję słowo, że słyszę swój własny piskliwy głos, który z absurdalnym podnieceniem opowiada, że ten rysunek, ten tamten, właśnie tam, krzywo zabazgrany kurczak z czerwonym dziobem, który wygląda jakby sam coś rozszarpał, a potem dla odmiany coś jego, to mój, kiedy w tej samej chwili mama pomaga mi zainstalować buty, a już mój świergot został zastąpiony przez głos Lenki, która z wypiekami opowiada o malunku. I głos mnie, zniecierpliwionej, że się tak grzebie. Dziś krótka opowieść o miłości do dziecka.

Jeszcze wczoraj…
Jeszcze dosłownie wczoraj to mi ktoś podciągał rajstopy pod same pachy, wycierał buzię z pasty i prosił, żebym była grzeczna, jak gdyby było to w ogóle realne po otworzeniu oczu o chorej porze porannej. Przed chwilą dosłownie mama zarywała noce nad maszyną do szycia marki Łucznik, żeby swoją sukienkę ślubną przerobić na kreację księżniczki dla mnie, a tu, dzień dobry, wtorek 7:30, bardzo miło Państwa widzieć, bal przebierańców zaczyna się za godzinę. Będzie fotograf, poczęstunek, bal. Zupełnie, jak dwadzieścia kilka lat temu – inwazja księżniczek, supermanów i zorro, wyśmienita zabawa, chyba Państwo pamiętali?
I tu, o, dokładnie, znajduje się punkt, w którym podobieństwa się kończą. Na wyposażeniu brak – nie tylko maszyny marki Łucznik, przebrania w postaci arcydzieła sztuki rzemieślniczej oraz wzruszonej matki – dumnej z siebie i dziecka.
Jest siarczyste kurwa mać, że o takich rzeczach powinno się informować rodziców wcześniej, telefonicznie albo osobiście, a nie, na tablicy ogłoszeń wyklejonej jak tablica parafialna zastępem kartek i UWAG oraz OSTRZEŻEŃ, równoważona dla odmiany dopiskiem, że dziś na śniadanko angielka z pasztetem,  ogórek kiszony i kakao.

Poczucie winy
O mało nie utopiłam się przez zalewające mnie poczucie winy. Moje dziecko tam, wpatrzone w kreacje dam 3-4-5 letnich, poruszających się z gracją typową dla tego wieku i noszonego poliestru okraszonego tiulem i brokatem. Oczy Lenki powoli pokrywające się cienką taflą dziecięcych łez, które wypalają sumienie do głębokości rdzenia kręgowego. Poczucie, najgorsze ze wszystkich – zawiodłam.

Mogę żartować, że nie ogarniam, że mylę i gubię, że nie wiem i zastanawiam się za często. W teorii to nawet rozczulające. W takich chwilach zastanawiam się jednak, czy nie lepiej byłoby Ci Córciu w domu, w którym mama czeka na domowników ze śniadaniem o 6, choć prasowała do 2 i nikt nie ma wątpliwości, że wie najlepiej, a jak nie wie, to znaczy, że nie wie nikt. Czy nie lepiej z mamą, która dotrzymałaby słowa i poukładała Ci w szafie, nie przeoczyła, że drastycznie tak i niespodziewanie wyrosłaś z rozmiaru 92, skoro ja ciągle kupuje Ci ubrania z taką metką?
Dodałabym jeszcze coś o mamie, która pamięta, aby regularnie i sumiennie podawać probiotyk po antybiotyko terapii, a skierowanie na rehabilitacje realizuje zanim zgubi, ale nie mam czasu. 50 minut do balu. 20 do rozpoczęcia pracy.

Mission impossible?
Do hurtowni zakradłam się wejściem dla pracowników, bo czynna od 9, czyli za późno. I za kilka dni, bo inwentaryzacja. Koniec świata, sprzedaż wstrzymana, dziecko zawiedzione. Kilkuminutowa przemowa, rzewna i wzniosła, przerywana zadyszką wynikającą z narzuconego sobie tempa wypluwanych słów – że dałam dupy, znów, ukażcie mnie, niechaj spłonę, ale ocalcie dziecko przed znienawidzeniem własnej matki, traumą i terapią. Prawie klękłam.

Resztka karnawałowych strojów kurz się na wieszakach. kreacje księżniczek też, ale w rozmiarach, które interesować mnie będą za 3 lata a nie o 7:50. Katastrofa. pośród indian, minionków i królów niekoniecznie trzech, znajduję. Tandetny i paskudny, z nieprzepuszczającego powietrza materiału, ze skrzydłami zrobionymi z barwionych sprayem rajstop – strój motylka. Brzydki, za drogi, potencjalnie niepasujący. Serce złamane, ale to nie stan mojego jest powodem do zmartwień.

Strój dociera wraz z ojcem, który gotów był oskalpować z kostiumu pierwsze napotkane dziecko, byleby odziać swoje, który mimo zwolnienia poszpitalnego i kołnierza ortopedycznego oraz korków na drodze, gdzieś kwadrans po 8 dotarł na miejsce. Dziecko już zdążyło zauważyć, że jeśli zostało na dziś przebrane to, dzięki niewyprasowanej bluzce i wymiętych spodniach, po raz kolejny po prostu za córkę nieogarniętej Radomskiej.

Dostrzega skrzydła. Nie ma mniej przy niej, ale poprosiłam o relacje tyle razy, że czuję, iż wiem lepiej, co się tam działo.

Dzienkunie, dzienkunie, slicny, jestem Lenką motylkiem.

Tłum wstaje, klaszcze, wiwatuje. Rodzice rzucają się w sobie w ramiona. Ojciec robi tryumfalny ślizg na kolanach wzdłuż dziecięcych szafek, do holu wpada orkiestra, która narzuca melodię „we will rock you”, matki nie mogą opanować wzruszenia, jedna odnotowuje odpłynięcie wód płodowych, bo i jej nienarodzone chciało zobaczyć, jak wygląda miłość. Tak było, na pewno. Zamiast rozczarowania, niepewność miziająca jelita jak wieloziarnisty chleb popity skiśniętym kefirem. Na pewno nie wyszliśmy znowu na idiotów, którzy nie powinni mieć dziecka, psa, ani nawet wszy. Dyrektorka wręczy nam z pewnością piękne kotyliony i dyplomy. Żółte, jak papiery, którymi powinniśmy się legitymować.

***

Przepraszam Cię, Córeńko. Bóg  i panie z hali hurtowni zabawek mi świadkami, że prędzej umrę niż z premedytacją Cię skrzywdzę, choć tak często zdarza mi się zawieść. Przepraszam po stokroć, Cudzie Mój. Zasługujesz na to, co najlepsze, na suknie szytą przez najlepszą, najodpowiedzialniejszą i najrozsądniejszą z mam, na tatę, który piałby z zachwytu na Twój widok 4 dni przed balem,  na spokój i zaufanie, bez konieczności mówienia:

Ej, lodzice, jestem wasą cólką, musicie mnie nakalmić!

Masz tylko nas. I zapewnienie, że pewnie można mieć rodziców lepszych od nas, ale na pewno nie takich, co kochają bardziej, mam nadzieję, że mi uwierzysz i nie zwątpisz…

***

Zostaw maila, bo dużo się dzieje, wiesz?
[wysija_form id=”1″]

20 komentarzy
  1. Jak ona to za parę lat przeczyta, to powie, że ten motylek jest paskudny (gdyby to była szyta trzy dni suknia, też by tak powiedziała:)), a jak za paręnaście, to powie, że mieć Radomską za matkę, to zajebista sprawa:) Świetny tekst:)

  2. Nie wiem, czy Cię to pocieszy, ale jakiś czas temu organizowany był bal andrzejkowy w przedszkolu córci, obowiązywał strój galowy. Cały wieczór przed imprezą tłumaczyłam latorośli zatem, że to nie bal maskowy, że dzieci się nie przebierają i że nie pójdzie w nowej sukience Elsy, bo innym dzieciom będzie przykro itd itp
    Do przedszkola zawiózł ją dziadek, odebrałam ja i słyszę: „mamooo, a inne dzieci były przebrane, a ja nie i jest mi smutno…” serce mi stanęło w gardle, łzy wściekłości w oczach, na co moja córcia: „oj, żartowałam, nie przejmuj się tak mamo!” Głaz z serca, łzy z oczu, wielkie uff. Wieczorem włączam kompa, na przedszkolnym profilu widzę zdjęcia z imprezy, a tam… dziewczynki-Elsy, księżniczki, wróżki, motylki.. i moja smutna córcia w „stroju galowym”, smutna 4-latka, która widząc łzy w oczach mamy skłamała, by nie robić jej przykrości – choć jej samej przez cały bal było przykro…i do tej pory mi głupio.. ( a już ze dwa lata minęły!)

  3. Śliczniejszego motylka nie widziałam! 😀 Matko Radomska znów dałaś radę i tylko to i ten cudny Lenonowy uśmiech sie liczy! 🙂

  4. Czytając Cię widzę siebie kilkanaście lat temu i teraz tez tylko tematy inne. Kiedyś zapominałam płacić komitetu rodzicielskiego, stawiać się na zebrania , przyprowadzalam dziecko w dwóch różnych skarpetkach. Teraz dupę ratuje mi tylko to ze mam inteligentne dziecko które czasem samo ogarnie co trzeba. Np zapłaci sobie za książki bo po raz setny zapomniałam dać mu kasy. Ale tak sobie myśle ze pomimo tego ze milion razy o czymś zapomniałam nie zapominam ze go kocham nad życie! I mówię mu to każdego dnia. I dalej przykrywam go w nocy bo wydaje mi się ze zmarznie. I wiesz co? On tez mi mówi ze mnie kocha i przytula się jeszcze czasem. I chce spędzać czas ze mną (czasem 😉 wiec to ze nie ogarniam tej kuwety chyba nie jest tak istotne 😉

  5. kocham Cię Radomska-)) jestem babcia …młodą!!! hahhha czytam!!!inspirujesz!!!pozwalasz zrozumieć szaloną mamę mojej wnuczki ukochanej Dobrawki

  6. a motylek cudny!!!!dałaś radę,i to najważniejsze-) Lenka szczęsliwa cudna i kocha Cię najbardziej na świecie…tak!!

  7. Czyli była szybka akcja ze szczęśliwym finałem 🙂 Pocieszylas mnie tym wpisem bo nie wiem czy Twój czy mój numer był „lepszy” … Otóż na dziś był ogłoszony uroczysty Dzień Babci i Dziadka dwukrotnie przekładany z uwagi na plagę przedszkolnych chorób szalejacych od dwóch tygodni. Nasze babcie i dziadek pracujące w dodatku my wynieslismy się pod miasto wiec wiadomo było ze nasze dziadostwo ; ) nie dopisze. Ja, matka ciągle coś tluczaca psujaca i słabo skoordynowana ruchowo ciążowo wyjechałam oczywiście na ostatnią chwilę. Jako kierowca bombowe który więcej stoi niż jeździ zaparkowalam jakieś 5 min biegiem od miejsca przeznaczenia bo tam zawsze jest miejsce parkingowe wolne i bezpieczne. Także biegiem pognalam z ciążowa zadyszka dwie minuty do występu. Wbiegam do Domu Kultury nerwowo rozglądam się po wieszak ach na których wisi jedno okrycie … i tu mi się robi gorąco – myślę – a może pomyliłam godziny ? A może … dni ? Może to nie dziś ?! Łapę w gorączce jakiegoś pana pytam gdzie występ a pan zdziwiony pytaniem odpowiada ze to przedszkole nie zapowiadali na dziś występy ze owszem miał być dwa tygodnie temu ale się nie odbył. .. o kur … myślę … co jest grane ? Dzwonie do p dyrektor nie odb kom. Dzwonie do męża mowie ze nie ma ani występu ani dziecka i w sumie to nie wiem gdzie jej szukać … Dzwonie do przedszkola na stacjonarny odbiera jedna z pań i mówi ze występ właśnie trwa … w przedszkolu … Biegne drzacymi kończynami widząc oczami wyobraźni zrozpaczona Tole która krzyczy ze chce do mamusi której tam nie ma ! Co sił w nogach odpalam boinga przeparkowuje bliżej przedszkola bo przecież wszystkie miejsca zajęte przez rodziców i dziadków przbywszych na czas ? wbiegam upocona zziajana do sali gdzie wszystkie miejsca zajęte przez dziadków babcie rodziców filmujacych występ i słyszę od pani – Tosia właśnie skończyła mówić swój wierszyk … Nie muszę mówić co poczułam w tym momencie i jak przykro mi było ze zawiodłam … ale moje dziecko chyba nie było tym zbytnio przejęte tylko wyszczerzyło zębiska w uśmiechu ze mnie widzi i ochoczo tańczyła z kolega w parze do piosenki o jabluszku i kolejnej o krakowiaczku a ja natka oszołom drzaca ręką uwiecznialam telefonem ten wzruszający występ. Także ciesze się że nie tylko ja 😉 matko Radomsko i życzę Nam lepszej organizacji i ogarnięcia haha

  8. Gościu, uratowałaś sytuację, razem ją uratowaliście, a my widzimy zdjęcia Lenki w stroju – odpuść sobie te wyrzuty sumienia, no spójrz na Nią.. :)))

  9. ejjj, my też polegliśmy na dniu babci i dziadka.Zaprosiłam prababcię, jedyną starszą osobę z rodziny, z którą córka ma regularny kontakt i którą nazywa babcią. Stwierdziła, że 'nie wysiedzi”, nie nie nie, nieważne że te występy to jedna piosenka była a potem ciasto. Sama chodzi do kosmetyczek, fryzjerów i na szopingi po galerii handlowej jak się jej mazidła skończą, z chodzikiem. Uroczystość miała się odbyć w poniedziałek, po ponad dwutygodniowej nieobecności naszego przedszkolaka, więc została w domu, piosenki i tak nie umiała, pojechała pierwszy raz na nartach i supcio. Poszła we wtorek, tata ją odebrał a ona zachmurzona, nauczycielka mówi, że żadnego dziadka i babci córki nie było. Masakra, pomyliliśmy dni. Do tego nie było nas przy niej, w domu rozgoryczona, że nie było jej babci ani dziadka (lubi mojego tatę, chociaż tylko kilka razy widziała), miałam ochotę zamordować, ale nie miałam kogo. Taki żal do siebie, do tej szopingowej prababci, do świata, że własnego dziecka nie uchroniłam. Wieczorem w wannie, jak była tylko sam na sam ze mną, bez młodszej siostry i taty, wręcz zawyła „nie było mojej babci i dziadka a innych dzieci były’. Chcąc odczarować sytuację poszliśmy do tej prababci po 1.5 tyg., córka ma przed wizytą powiedziała, że chce kupić niedobre ciasto tej babci. 3 latka ma.

  10. Ja tam bynajmniej ryczę??… przeczytałam i patrzę na swojego „motylka”. Bal jeszcze przed nami (za dwa tygodnie). Dziękuje, nie zapomnę ?

  11. Super jest ten motyl!
    Ty też niczego sobie ?
    Dałaś radę, Matka! Głowa do góry, cyc do przodu i heja! Jedziemy dalej!
    :-*

  12. Lenkę ,poznałam natychmiast ,przed przeczytaniem tekstu,jest cudnym dzieckiem ,nie widziałam stroju ,tylko jej wielkie, uśmiechnięte oczy.To szczęśliwe dziecko..Pielęgniarka szczepienna.Ela.

    1. ;O A możemy wiedzieć skąd konkretnie, bo zmieniałyśmy przychodnie, a ja kojarzę tylko uroczą pielęgniarkę-babcię Kornelki? 🙂

  13. gratuluję zdolności szybkiego opanowywania kryzysowych sytuacji. 🙂

    Jak się taka uda, to człowiek czuje, że żyje, prawda? 😀

    Nasz problem jest taki, że mały zawsze choruje dzień przed, więc jakoś w trakcie takich imprez siedzi w domu. A jak już raz były występy dzieci i jakimś cudem nie zachorował, to występował, dopóki nas nie zobaczył. Potem przyszedł, siadł na kolanach i już nie było takiej siły, która by go odkleiła 😉

    Więc na przyszłość wniosek – musimy się chować po kątach, żęby nas nie widział 😀

    1. Prawo Murphiego rodzicielstwa zawsze działa. przypominam że pracuję w firmie dystrybuującej zabawki, to uratowało moją godność.

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.