Jestem kobietą i chcę więcej.

Miałam do zrealizowania pomysł, który nie dawał mi spać już jakiś czas. Wiązał się z wyjazdem, poświęceniem kilku wieczorów i odłożeniu paru spraw na potem. Zerknęłam właśnie na zegarek kurwując siarczyście, ile jeszcze muszę zrobić, a potem nie usnąć, by zrobić to, co zrobić po prostu… Chcę. Nie satysfakcjonuje mnie rzeczywistość, w której jest tylko ciężka praca, by zaspokoić potrzeby innych albo zarobić pieniądze, a potem ewentualnie wydarty dobie z gardła moment na bezmyślny relaks. Brakuje mi pola do realizacji własnych ambicji i planów tak samo, jak czasu na długą kąpiel i lekturę. Nic nie poradzę. Jestem kobietą i chcę więcej.

Stoję nad zlewem szorując resztę naczyń, której nie dało się upchnąć w zmywarce. I wściekam się, bo tyle bym chciała, a tak bardzo nie mam już siły, choć to był zwyczajny dzień, pospolity wtorek czy piątek, a nie maraton z trójbojem i skokiem przez płotki.

Możesz mieć mnie za lenia, ale nie sprzątam codziennie. Mam brudne okna, w domu odkurza mąż, bo on nie opanował jeszcze magicznej sztuki olewania. Olewam naprawdę wiele spraw, żeby zaoszczędzić swój czas i nerwy, widzę, ile kosztuję moich rodziców niekomentowanie moich wyborów i to, że zawsze przyjeżdżają do mnie z własnym żarciem, bo nawet jak przekonuję o zmianach żywieniowych na lepsze, to uważają, że wymyślam. Taa, bo baby wymyślają. Mają fochy. Nie wiadomo o co im chodzi. Histeryzują. Marzą o małej wadze i dużych czekoladach. Nie uwłacza Ci to? Mi owszem. Jestem przecież kimś więcej!

Nie żebym podejrzewała siebie o jakieś wybitne zdolności, ale dlaczego Chopin jednak nie był kobietą? Co z Beethovenem? Czemu nie miał PMSa? Nie był babą? Czy Da Vinci nie mógł być Leonardą? Pewnie kobiety osiągałyby wtedy wiele albo i więcej gdyby tylko… Miały możliwość. Społeczne przyzwolenie na rozwój umiejętności innych niż mycie podłóg przy jednoczesnym gotowaniu obiadu. Te bogatsze może nie musiały, więc nie wierzę, że inwestowały tylko w perfumy i egzaltację, tyle, że ich pracy w rozwój intelektualny nikt nie doceniał. I wściekam się.

Nie byłoby Beethovena, Chopina i każdego innego wybitnego mena gdyby za jego plecami nie stała ta, co… umożliwiła mu działanie. Ile razy słyszałaś, jak ciężko żyć z artystą? On tworzy, robi wielkie rzeczy, a baba? Cóż, może co najwyżej uprać mu gacie i zapiać z zachwytu, że taki wspaniały koleś wybrał sobie właśnie ją. Artysta może mieć zmienne nastroje, dziwne pomysły, bo tworzy. Kobieta jak to miewa, to ma okres. I może robić rzeczy fajne i ważne, jeśli już posprząta, upierze i nie padnie na ryj. A i tak usłyszy, że nie dość dobrze, nie jak facet. No i kosztem dzieci!!! A może same to sobie robimy? Poświęcając swój cenny czas, często na pierdoły, oddając siebie w całości.

Wkurwiają mnie te podwójne standardy – kiedy ojciec dwojga dzieci wyjeżdża na kilkudniową konferencję słychać zewsząd oklaski, że mimo zobowiązań rodzinnych dba o swój rozwój. Kiedy wyjechałaby żona to klaski również wybrzmiałyby donośnie. I to ponownie dla męża za to, że odważył się zostać w domu z własnymi dziećmi i nie robił z tego problemu. Nie dzwonił z zapytaniem, gdzie jest łyżka, informacją, że dzieci ryczą, co ma zrobić na obiad. Bez odkrywania, że przygotowane na kilka dni jedzenie leży odłogiem, bo nagle wszyscy woleli chrupki i frytki i nie przeszkadzało im, że jedzą to samo. A co ja tam piszę, która z nas wyjechałaby sama na kilka dni? Co powie teściowa? Ludzie? Jak dadzą sobie radę? Czy odnajdę się na obcym terenie, gdzie nie mam obcykanego planu gry i muszę coś zupełnie innego niż przygotować zupę na obiad?

Tak, same to sobie robimy.

Sprowadzamy do roli lepszych lub gorszych gospodyń, akceptując albo szczerze nienawidząc tej funkcji. Jeśli chcemy czegoś więcej to najlepiej tak, żeby nie ucierpiało nic innego. Realizujemy siebie nadludzkim wysiłkiem i wiecznym poczuciem winy, kosztem snu. Kiedy czegoś pragniemy, to musimy pytać o zdanie i opinie. Kiedy coś robimy wszyscy inni każą nam siebie słuchać. Słuchać, że nie powinniśmy. Drażni mnie, że dla potencjalnego pracodawcy jestem mamą przedszkolaka, który choruje. Że moje koleżanki z pracy potrafią gadać głównie o dzieciach, choć doskonale to rozumiem – albo odnajdziesz radość życia w macierzyństwie lub pracy albo… Pobite gary. Wyrwanie czasu na cokolwiek innego graniczy z cudem, kosztuje bardzo wiele.

Drażni mnie to, jak przestajemy być partnerami do dyskusji nie dotyczących naszych rodzin. Drażni mnie to, jak wiele uwagi poświęcamy temu, czy mamy ładne paznokcie, dupę i fryzurę, a tak niewiele temu, czy rozwinęłyśmy nasze zainteresowania i pasje. Nasze dzieci patrzą i widzą, że dorosłość to żadna wolność, to niekończące się obowiązki i obezwładniające zmęczenie. Nie można w życiu mieć wszystkiego, owszem, sztuka wyboru jest trudna do opanowania, ale czemu ciągle wybieramy innych, a tak rzadko siebie, wyjście raz na kilka tygodni albo wolną godzinę traktując jak oręż, zwycięstwo. A nie ochłap i normalność…

Drażni mnie, że dzisiejszy feminizm to nie bądź kim chcesz i rób co chcesz, a bądź wszystkim, rób wszystko na najwyższym poziomie a dodatkowo bądź atrakcyjna, poświęcaj na to cały swój czas, tylko nie poświęcaj za dużo, bo to próżne. Czasu, którego nie masz.

Chcę wierzyć, że można spełniać na wielu polach,  bez zarzynania się i za wszelką cenę. Chcę wierzyć, że Lenka może i zapamięta brudne szyby, odgrzewane kotlety, zmęczoną matkę, ale i to, że ta matka wiedziała czego chce i dążyła do celu, choć było to trudne. I potrafiła zrezygnować siebie, ale i zawalczyć, kiedy było to zasadne. Nie chcę czekać, aż będę mogła zrobić coś dla siebie, niech świat poczeka, skoro przekonuje mnie do cholery i wmawia mi, że jestem dla niego taka ważna i beze mnie zginie. A raczej, bez mojego obiadu, co mi zwyczajnie uwłacza. Chcę wierzyć, że moje dziecko zachowa w głowie pozytywny obraz rodziny i uwierzy, że może być niezależne, ambitne, kreatywne i spełnione, a jednocześnie niewykończone. CHCĘ!

Chcę być kimś więcej. Wiem, że jestem kimś więcej i nie muszę udowadniać, że we wszystkim jestem najlepsza. A Ty?

____________

*Dla niedzieciatych, którzy zaraz napiszą trza się było nie żenić i nie rodzić. Macierzyństwo to najważniejsza i najbardziej wartościowa część mojego życia, przy której każda inna blednie i gaśnie i żaden osobisty sukces nie cieszy mnie tak, jak ten najmniejszy mojego dziecka i nie ma tu miejsca na logikę, tylko miłość. Lwia i najważniejsza część, ale … nie jedyna. Kropka.

Zostawisz mi swój e-mail?

[wysija_form id=”2″]
17 komentarzy
  1. Przemyślenia niedzieciatej.. Czasem dopada mnie takie straszne poczucie niesprawiedliwości i żądza pomsty, za te wszystkie pokolenia kobiet którym odebrano możliwość stania się kimś wielkim. Tym kolejnym Chopinem czy Beethovenem. I, że może te tysiące lat tłamszenia kobiet przyczyniły się do tego, że może, może jesteśmy trochę mniej inteligentne (ewolucja itp)? Jak to się stało, że dałyśmy się tak podporządkować?

    1. We mnie się gotuje. Inteligencję trzeba rozwijać, ale wiesz, jest 22 ciężki tydzień przede mną, ja znowu nie dziś, bo nie mam siły. Bo mnie wyssało to wszystko „co muszę”.. i taka siła w nas drzemie i … ciągle robimy sobie to samo. Myślimy za wszystkich o wszystkim a nie o sobie twierdząc że nam się nie należy albo wystarczy ociupinka…

  2. No, były też te z rzeczywistym wkładem w rozwój nauki czy sztuki mimo niesprzyjających okoliczności, dziwnym trafem mniej pamiętane niż ich koledzy.
    Ale tak. Same sobie to robimy. I sobie nawzajem…

  3. Napisałaś to co chciałam powiedzieć kilku osobom. Nie umiałam tego ubrać w słowa, robiłam to nieporadnie. Z nieśmiałością wyrażenie swoich myśli. Dziś im przeczytam!

  4. Podpisuję się rękami i nogami. Złapawszy się na tym, że zastanawiam się czy wypada wyjść z domu bez makijażu.

  5. A do tego jeszcze śmiesz się odezwać, zbuntować, zaprotestować, a w odpowiedzi pada „nooo… może kiedyś dorośniesz/zmądrzejesz/przeżyjesz swoje i to cię nauczy”. Ależ mnie krew zalewa.

  6. A ja nie mam takich odczuć. Wokół siebie mam różne kobiety – jedne niedzieciate z wyboru, bo chcą spełnić się zawodowo i podróżować w wolnym czasie. Inne bez dzieci choć się starają i chciałyby spełnić się w macierzyństwie – tak, może być takie pragnienie. Mam koleżankę w piątwj ciąży, która własnie jedzie na konferencję związaną z jej zainteresowaniami zawodowymi, a na co dzień jest świetną Matką. Moja własna Mama skończyła medycyne, urodziła naszą czwórkę a w międzyczasie zrobiła dwa stopnie specjalizacji i kontynuowała pracę zawodową. Jest teraz bardzo cenioną specjalistką, a z nawet gdy byliśmy mali, potrafiła z Tatą wyjść wieczorem bez nas, żeby odetchnąć. Wydaje mi się, że iluzja matki polki i ambitnego mężczyzny jest zwodna. To, że facet pracuje zawodowo i pojedzie na wyjazd służbowy to nie znaczy że spełnia swoje ambicje i rozwija pasje.

  7. Wszystko prawda. Dodam jeszcze, że nie dość, że same siebie katujemy, to jeszcze często zazdrośnie patrzymy, czy inne na pewno robią tak samo. W moim odczuciu najwięcej jadu na kobiety idące inną drogą wylewa się od reszty „przyzwoitych/porządnych/prawdziwych” kobiet/matek. A w tym wszystkim nie ma jednego głosu niestety. Jako grupa chcemy równych pensji i rocznego macierzyńskiego, równych szans i ustawowego parytetu w radach nadzorczych/partiach… Mnóstwo złości, jadu, frustracji i hipokryzji. A wszystko według mnie zaczyna się od tego pierwszego (drugiego, trzeciego) momentu, kiedy rezygnujemy z siebie na rzecz dobra kogoś innego, upajamy się tym, a potem mamy pretensję, że ten ktoś inny poszedł dalej, rozwinął się, coś osiągnął, a my nadal siedzimy w tym samym miejscu z naszą wywalczoną plakietką Matki Polki Męczennicy.

  8. A ja Cie rozumiem a nawet zazdroszcze
    Bo mam identyczna sytuacje i rownie powiedzmy zajmujacego małego bąbla
    Tyle tylko ze nie mam pasji niczego ,czemu chcialabym sie oddac brak celu:-( cóż mi sie nie udało niczego takiego znaleść dla siebie i tego ci bardzo zazdroszcze i trzymam kciuki zeby Tobie sie udawało?

  9. Gdzie sie podziała stara Radomska bo kolejny tekst to jakiś tekst, który można przeczytać na wielu innych blogach.

  10. Ja osobiście uważam, że kobiety za bardzo wszystkim się przejmują, a przecież jest powiedziane miej wyjebane a będzie Ci dane. Dlatego też niektórzy uważają, że „baba do garów”. Z drugiej strony kobiety są za to kochane, za to że dbają o to co ważne dla nich.

    1. to jest paradoks nie do pogodzenia. Tylko wiesz – wysoka samoocena i lubienie siebie nie powinno wynikać z tego, co się robi. jak się lubi siebie to tak po prostu, nie za listę osiągnięć. ciągłe robienie tych rzeczy za które nas kochają to… takie zaspokajanie tej potrzeby bycia kochanym, bo same siebie nie kochamy…

  11. Oj i nie wiem co tu napisać. Bardzo dużo racji aczkolwiek warto dodać, że sporo z tego co piszesz, to problem ogólnoludzki, nie tylko kobiecy. Bycie ojcem tez wiąże ręce i ucina wiele planów. Aczkolwiek faktem jest, że to kobiety mają skłonność do samopoświęcania się w imię nie wiadomo czego, a faceci do korzystania z takich dobrodziejstw. Widzę to tez u siebie w domu.

    I dużo racji masz też pisząc o podwójnych standardach. Ale to też dotyczy obu płci, dotyczy całej ludzkości i wielu dziedzin. A nie wiadomo czemu, wszelkie próby wyrównywania szans kończą się gnębieniem tej części ludzkości, która przez wieki miała lepiej. W imię wyrównywania historycznych zaszłości. I wymyśla się nowe pojęcia, bedące oksymoronami – jak „pozytywna dyskryminacja” W efekcie nie jest sprawiedliwiej tylko inaczej. A frustracja w ludziach rośnie.

    I rację masz, że kobiety robią to sobie same. I same nie doceniają siebie – pamiętam, ze kiedyś na kursie w PUP mieliśmy szkolenie z rozmów kwalifikacyjnych – żadna kobieta z pytaniem o zarobki nie wyszła poza najniższą krajową. Jeśli w ogóle jakaś zapytała o zarobki w ogóle.
    I rację masz, że kobiety robią to innym kobietom. Praktycznie nie ma wśród kobiet takiego braterstwa, które polegałoby na wzajemnym wspieraniu się, doradzaniu, bez wpychania nosa w cudze życie, bez dyrygowania. Życzliwego zainteresowania bez wtykania sobie szpil.
    I nawet jak kobiety chcą pomóc innym, to robią to w sposób, który de facto raczej szkodzi wszystkim. (tu wracam do „pozytywnej dyskryminacji”:) Tworzy się jakieś prawne potworki, jakieś wymagania, żeby kobiet było określone minimum – czy to w radach nadzorczych, czy to w polityce… Zamiast zastanowić się nad przyczynami, to się zmusza kobiety do działań, które być może ich po prostu nie interesują. Tworzy się jakies specjalne drogi na skróty, robi się rzeczy, które nawet według kobiet im uwłaczają – bo już czytałem opinie kobiet, że są traktowane jak upośledzone – że nie są w stanie samemu osiągnąć sukcesu, tylko trzeba robić dla nich specjalne ułatwienia.

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.