Dziś przepis na prosty, jak zaspanie do roboty, chleb. Rzekłabym nawet, że to jedna z dosyć przeze mnie przekąsek, choć zasadniczo ziarna i to w takiej ilości robią mi wiejską dyskotekę w jelitach. Bez wątpienia jednak to ulubiona przekąska moich kolegów z pracy. Nie żebym ich częstowała (łakomstwo góruje nad przyzwoitością u mnie, tak jak poczucie humoru nad urodą, sorry, akceptuję to.) – po prostu ta sama ilość ziaren, która robi mi prywatkę w okrężnicy, jest przeze mnie przeżuwana tak długo i namiętnie, że … milczę. A dostąpienie ciszy w moim towarzystwie to marzenie wielu. Dziś przepis na bezglutenowy, prosty i pyszny chleb. Nada się na coś tam w wersji kanapki, ale ja opitalam na sucho, bo inwencja w porze śniadaniowej to nie jest moja mocna strona.
Dodatkową zaletą chlebka jest fakt, że składa się z 4 składników i nawet mój mąż ogarnąłby ich zakup, gdybym jeszcze mu w tej dziedzinie ufała. Ponadto nie wymaka użycia żadnej tajemnej maszyny, zakwasu, czy cholera wie czego, co sprawia, że odechciewa się i żreć chleb i żyć. Wystarczy pradawna forma tzw. keksówka, papier do pieczenia, piekarnik i blender*. No i nie ma cukru, nabiału, glutenu. Uśmiechu Brada P. też nie, ale z racji łatwości przygotowania, będzie mu wybaczone.
Składniki:
- wersja lenia: gotowa mieszanka zbóż tj. ta z Rossmanna zawierająca siemię lniane, sezam i pestki dyni – 500g
Wersja nie lenia: załóżmy, że masz w domu jakieś otwarte torbiszcze pestek dyni, sezamu i czego tam jeszcze, kuione na fali wiary w zdrowe żywienie i promocji w dyskoncie. Czas na nie i wyjątkowo nie mam przez to na myśli zbliżającej się daty ważności. - 3 dojrzałe banany
Mój mąż ma takie natręctwo, że proszony o dojrzałe, kupuje zielone. Nie wyplenisz, nie wyjaśnisz. Przestałam walczyć. Kiedy śpi to napieprzam go takim po łbie aż zczarnieje. Opcjonalnie, gdyby przemoc budziła w Was wstręt, polecam wstawić na noc do lodówki, schować do torebki i dać trzyaltce do ponoszenia, albo zapakować w papierową torbę i poczekać. I tak, ostatni pomysł też wydaje mi się absurdalny. - czubata łyżka tłuszczu, u mnie: olej kokosowy.
Mam, to szastam. Rzekłabym smutno, że olej kokosowy to jedna z nielicznych modnych rzeczy, jaką posiadam, ale niestety nie mogę się nim chwalić, pokazać z nim na mieście, upchnąć kluczy i portfela, zatem chwalę się tu. - płaska łyżeczka soli, ja dodałam himalajską, bo drzemie we mnie mały hipster, a co.
Himalajska, nie wiem dlaczego, ale usłyszałam o niej, kiedy żarłam karmelowe lody z solą. To kupiłam. Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że mam cokolwiek wspólnego z podróżami innymi niż do roboty.
Potrzebujesz ponadto:
- blendera
- formy “keksówki”
- piekarnika
- silnej woli, żeby nie zeżreć ziarenek, bo on nadmiaru można dostać sr… zawrotu głowy, powiedzmy
- papieru do pieczenia
I jazda:
- Banany blendujemy na masę gładką jak kupa niemowlęcia po marchewce z jabłkiem. Dodajemy łyżkę oleju, łyżeczkę soli i miętolimy raz jeszcze, dla pewności, że wszyscy widzą, iż nam zależy.
- Do masy wspujemy ziarna. Miętolimy łyżką aż zorientujemy się, że to męczące i nudne.
- Keksówkę wykładamy papierem do pieczenia i przelewamy doń naszą tajemną masę.
- Piekarnik ustawiamy na 160 i pieczemy 50-60 minut.
Wskazówki: Jak brzegi zaczynają się rumienić, możesz wyjmować. Jak śmierdzi spalenizną, znaczy, że zjebałaś i musisz otworzyć okno. Życie.
Keksówka wystarczyła mi na 4 dni, ale nie żałowałam sobie, kroiłam w prostopadłościany na bogato, a co. Fajne było to, że chlebek zjedzony o 9 sprawiał, że głodniałam dopiero koło 13. Trzymałam w lodówce owinięty w folii, żeby się nie popsuł i żeby mąż mi nie zechlał, bo jak żreć, to pierwszy, ale jak trzeba kupić dojrzałe banany, to zawsze coś odwali.
Zapraszam, nie na kolację, nie do sypialni, ale tu:
Radomska na intagramie & Radomska na fb.
A jeśli zostawisz mi swój e-mail, skrobnę czasem coś miłego, a może nawet zabawnego?
[wysija_form id=”1″]___________________
- blender to taka wersja wibratora dla każdej lebiody, która uważa, iż seks jest przereklamowany, a szybkie ogarnięcie jadła całkiem miłe.
Wiem co to blender 🙂 dostałam od męża w prezencie zeby mu dobry sos czosnkowy robic bo ma różne wymienne koncowki 😉 przepisu sprobuje na pewno. Pozdrawiam
No dobra- dziś kupiłam silikonową łyżkę do mieszania więc z tej okazji może w sobotę dokupię czarne banany i zrobię ?
przypadek?! NIE SĄDZĘ!
Dziewczyno, Ty KONIECZNIE ksiazke kucharska musisz napisac i gwrantuje,ze bedzie bestsellerem i uczni Cie bogata, bo piekna,madra i dowcipna juz jestes!
Nie wiem, co moj maz powie na wstawianie na noc do lodowki, ale OK.
czy jeśli go zrobię to będę mogła rzucić od niechcenia kolegom z pracy, których nie kocham, że “szanuję Twoją pszenną kajzerkę, ale wiesz, ja to sobie chleb sama piekę”? 😀
Ups I did it! Not again, pierwszy raz! Właśnie siedzi w piekarze. Nie mam wagi – dla swojego dobra:P – więc na oko poszły te ziarna:D Robiłam już chleby z trzech przepisów, i żodyn nie trafił do mojego brzucha w sensownej ilości, wszystkie ptaki dostały! Mam nadzieję, że Twój przepis zatrzyma tą karuzelę zakalców!
Pytanie z serii absurdalnych,ale zadanych serio: jak to smakuje? Bardziej jak ciemny chleb czy ciasto bananowe? A może jeszcze inaczej?
Smakuje ziarniscie i chrupiaco. Jest lekko słodkawe ale to nie przeszkadza połączyć to z czymś wytrawnym. Ja pokochałam z neutralnym masłem orzechowym
.