Pamiętam jak na pierwszym semestrze studiów socjologicznych z wypiekami opowiadałam mamie o tym, czego dowiedziałam się na zajęciach z socjologii rodziny. Moja siostra miała wtedy malutkiego synka, a ja rozprawiałam o tym, że instynkt macierzyński to wymysł kulturowy, a nie naturalny odruch biologiczny, bo kobiety oddawały niegdyś swoje dzieci na wychowanie mamkom. Nie mogłam pojąć, jak można oddać siebie dziecku i uważałam, że to straszne. Moja mama uśmiechnęła się tylko i powiedziała, że kiedyś zrozumiem. Dziś wypomina mi to za każdym razem, kiedy obcałowuję Lenkę albo dzwonię, żeby powiedzieć o każdym nowym słowie, którego się nauczyła. Pamiętam też słowa położnej- wraz z narodzeniem dziecka, rodzi się w kobiecie lwica albo kwoka. Co i kiedy rodzi się jednak w tacie?
Nawleczony bardzo chciał mieć rodzinę i jarał się każdym etapem ciąży. Nigdy nie zapomnę jak popłakał się, kiedy przyniosłam do domu pierwsze USG. Siedział z nim w dłoniach i patrzył z zachwytem, jakby widział coś niesamowite. Dodam, że widział mój jajnik, a nie dziecko 🙂
Potem rytualnie, co piątek, czytaliśmy co dzieje się w moim brzuchu. Mariusz niezmordowanie puszczał mojemu brzuchowi pozytywkę, nawet kiedy ja już spałam, żeby dziecko rozpoznało jej dźwięk po narodzinach. (Efekt był taki, że my znienawidziliśmy tą melodię, a Lenka miała ją kompletnie w nosie..). Co wieczór przytulał się do bęca i z nim gadał albo po prostu patrzył oniemiały, jak się rusza. Kiedy pod koniec martwiłam się kilkoma rozstępami powtarzał niezmordowanie, że kocha mnie, kocha mój brzuch i kocha te rozstępy, bo to wszystko razem da mu córkę. Blade już ślady po ciążowym brzuchu zdarza mu się całować do dziś.
Mimo zaangażowania tak naprawdę „dotknął” ojcostwa dopiero po porodzie. Mnie zawieziono na pooperacyjną salę, a on spędził z naszym noworodkiem pierwsze godziny. Osłupiały, przerażony, bezradny. I zakochany. Jeżeli za miłość matki odpowiadają hormony, to ewidentnie mają też zdolność zarazić tą miłością ojca.
W naszym przypadku ojciec obudził się w Mariuszu dzięki temu, że chciał tatą zostać, że był ze mną w czasie porodu, widział, przez co przeszłam, jak bolał mnie każdy ruch i krok. Nasza relacja nabrała zupełnie innego wymiaru, a on szacunku. Do mnie, do swojej mamy, do kobiet w ogóle.
Ciężko jest kochać noworodka
Być może to, co napiszę, spotka się z linczem, ale według mnie naprawdę ciężko kochać noworodka. Szybko okazuje się, że istota z brzucha nie ma za wiele wspólnego z rozkrzyczanym, przerażonym malcem, którego trzeba się po prostu, dzień po dniu, nauczyć. Mariusz wziął miesięczny urlop i towarzyszył mi we wszystkich czynnościach. Z racji karmienia to ze mną Lenka chciała przebywać najdłużej i ja mogłam ją łatwiej uspokoić, ale w tym czasie on ogarniał wszystko,co mi czuwanie nad małą uniemożliwiało. Mimo braku kontaktu, mimo nieustającego ryku Lenki, on niezmordowanie ją nosił, tulił do gołej klaty, wymyślał piosenki, a kiedy już miał naprawdę dosyć, opadał z sił, chował się na kwadrans na balkonie. Po to, aby oglądać jej zdjęcia… Codziennie marzyliśmy, żeby usnęła choć na chwilę, a po kwadransie siedzieliśmy już obok niej, gapiąc się jak śpi.
Miałam to szczęście…
… że Mariusz nigdy nie miał problemów z okazywaniem czułości naszej córce. Potrafił piać do wózka nawet na środku ulicy i każdego dnia po powrocie z pracy obcałowywać tak, jakby nie widział jej rok, a nie kilka godzin. Do dziś potrafi dzwonić do mnie kilka razy dziennie, żeby dowiedzieć się absolutnie wszystkiego- czy spała, co jadła, jaki ma humor, co będziemy robić. Kiedy słyszy, że w żłobku ktoś Lenkę ugryzł lub uderzył, najchętniej rozszarpałby oprawcę na strzępy, a kiedy to Lena okazuje się inicjatorką bójki, cierpliwie tłumaczy, że tak nie wolno. Od progu rzuca torbę i zabiera się za leczenie misia, noszenie na baranach, tańce i tulenie. Między nami bywa różnie, nie raz pewnie trzasnęłabym drzwiami, ale życie z kimś, kto dał mi dziecko i kto jest naprawdę świetnym tatą, to zupełnie inna historia.
Lenka ma prawie dwa latka, wynagradza nam początkowe przygody każdym nowym słowem, umiejętnością i gestem. Od prawie dwóch lat mamy nową wspólną pasję i jest nią nasza córka. Kiedy zdarza się, że kłócimy się przy niej, robi wszystko, żeby rozładować napięcie, przynosi zabawki i próbuje nas rozbawić. A potem woła nas oboje, łapie za szyje i nakazuje, byśmy jednocześnie ją całowali mówiąc magiczne zaklęcie: Mama, Tata, Jenka (Lenka)…
Jesteśmy omylni i nerwowi. Każdego dnia uczymy się swojej roli od nowa. I masa rzeczy przed nami. Chłoniemy jednak każdą lekcję. Kiedy Lenka w czasie zabawy za mocno zainstaluje w tacie swoje zęby, a on odruchowo wrzaśnie z bólu i krzyczy, ona się kuli i robi smutna. W takich sytuacjach nawzajem próbujemy racjonalizować sytuacje. Tłumaczę, że ona jeszcze nie rozumie, jaką ma siłę i że po prostu kopiuje nasze zabawy „w odgryzanie nuny”, „zjadanie pępka” itp. Scena kończy się fochem taty, który po kwadransie wraca i rozbrojony miną Lenki przeprasza ją za swoją reakcję, a potem tłumaczy, że zrobiła mu krzywdę. Topór wojenny zakopuje oczywiście Lenka, jednym całusem.
Piszę to wszystko, bo rzadko poruszam tu temat ojcostwa. Bo miłość ojcowska jest dla mnie jeszcze większym fenomenem niż ta macierzyńska, którą mogę sobie racjonalizować ciążowymi hormonami, biologicznym powołaniem do wydawania na świat potomstwa, kobiecą wrażliwością. Bo mając w domu takiego ojca, absolutnie nie pojmuje zjawiska ojców uchylających się od sprawowania opieki nad swoimi dziećmi. Ja, w razie rozstania (którego nic nie zapowiada, a już na pewno nie nadchodzący ślub 😉 miałabym odwrotny problem. Mariusz nigdy w życiu nie pozwoliłby na to, aby zostać z małą rozdzielonym. Widzę to nawet kiedy wyjeżdżam z nią do dziadków, po dwóch dniach rozmawia ze mną zupełnie zdołowany i nie raz brał wolne, żeby wrócić do nas szybciej.
I te oczy
Kiedy jesteśmy mali wszystko jest nowe i wszystko nas zachwyca. Teraz wyjście z Lenką na każdy spacer to przygoda. Dziecko uczy nas jarania się motylami, mrówkami, ostatnio zafascynowała ją nawet rzeczka ze ściekami. To jest naprawdę ekstra. W nas, dorosłych, ta radocha z czasem przygasa, nic nas nie dziwi, uważamy, że wszystko już znamy, a prawdziwe życie zacznie się gdzie indziej, kiedy indziej, u kogoś innego, nie nam, nie teraz. Dlatego z takim zachwytem patrzę na Lenkę z tatą. Tylko przy niej, nawet po najcięższym dniu w pracy, przy największej chandrze, jego oczy się śmieją. Kiedy nie ma się siły z nią bawić i po prostu podziwiaj siedząc obok, bije od niego duma, której nie jest w stanie stłumić żadne zmęczenie. To jeden z najpiękniejszych widoków i moich powodów do dumy na świecie.
Po co ten tekst?
I piszę to wszystko, żeby powiedzieć przyszłym i aktualnym ojcom coś jeszcze. Podziwiam Was. Nie macie zazwyczaj żadnych wzorców, wymaga się od Was bycia i samcem alfa i czułym misiem, a mimo to, robicie wszystko, żeby okazać swoją miłość. Coraz więcej z Was jara się zabawą ze swoim dzieckiem na placu zabaw, a nie marzy o tym, żeby zostawić je za furtką i usiąść w spokoju na ławce. Coraz mocniej się angażujecie. Coraz więcej rozumiecie, jakiej logistyki wymaga zaplanowanie dnia z maluchem, jesteście bardziej wyrozumiali i pomocni. Uczycie się odwdzięczać swoim matkom (i być może ojcom) za cały trud, posyłając dobro dalej, swoim dzieciom i ich matkom.
Wiedzcie jedno, dobrego ojca swoich dzieci kocha się, szanuje, lubi i podziwia po stokroć bardziej, mocniej. Bardzo się cieszę, że jednego z Was mam w domu!
Fajny tekst 🙂 faktycznie w całym tym chaosie i zamieszaniu wokół matki i dziecka zapomina się o ojcach. Ja mam to szczęście, że mój chłopak bardzo dużo daje od siebie i mnie i naszemu synkowi 🙂
Lubię zaglądać na Twojego bloga. Mam często podobne odczucia i miło jest widzieć, że nie zwariowałam. No, w każdym razie nie tak do końca 😉 Kiedy czytam Twoje stare wpisy widzę, że przeżywałaś to, co ja przechodzę teraz. Przynajmniej Twój blog mnie nie dołuje 😀
Brawo tata Lenki! Brawo tata mojej zosi! Brawo dla wszystkich ojców z prawdziwego zdarzenia. Ja uwielbiam usunąć sie w kąt i obserwować jak razem gotują bawią sie w chowanego czy wyglupiaja włączając w to sztuki walki. Nic nie napawa mnie taka radością jak świadomość posiadania tak zajebistej rodziny. W życiu nie mogło mnie spotkać nic lepszego od lukasza… Gdyby nie on nie było by zosi, NAS.
Cieszę sie waszym szczęściem i trzymam kciuki za wszystkie te chwile które są próba związku.
Radomska pozytywnie – to zawsze warto przeczytać:)
Świetny tekst, ciekawe spojrzenie na sprawę. Dziś nieco inaczej spojrzę na ojca mojego potomstwa. Dzięki.
…. A, i gratuluję świetnego Nawleczonego i genialnej córki!
Popłakalam się czytając to. Świetne!!
Czytałam test w kilku częściach, w przerwach wachlując sobie oczy, żeby się nie popłakać. Dla mnie nie ma nic bardziej rozczulającego i pięknego niż ojciec zajmujący się swoim dzieckiem. Tak jak pisałaś, miłość matki jest dla naszego społeczeństwa normą, nic wyjątkowego. Ciągle jeszcze w niektórych miejscach czy rodzinach pokutuje pogląd że ojciec jako głowa rodziny nie może sobie przeszkadzać dziećmi, bo musi zarabiać. Natomiast tatuś przewijający maluszka, tatuś z maluszkiem na spacerze, tatuś uczący chodzić to piękny widok. Sama coraz częściej myślę o dziecku, rozmawiałam o tym z moim partnerem i powiedział że też chciałby zostać rodzicem. Widzę jaki jest dla mnie – czuły, delikatny, wyrozumiały i wierzę że dla naszego dziecka będzie będzie równie wspaniały. Wierzę że ojciec mojego dziecka dorówna ojcu Twojego dziecka, Radomska 😉
Czy to hormony przedporodowe (termin za 2 dni) sprawiły, że spłakałam się jak bóbr? Nie, to głębia Twojego przekazu. I niewymuszona mądrość. Jako przyszła matka spoglądająca na przyszłego ojca, dziekuję z ten post.
Uwielbiam Cię pani Radomska za ten tekst:)
Ja nie mam wątpliwości:)
<3
Wrzasnie na dziecko… szok! Patologia!
Czytaj ze zrozumieniem….
Świetnie że masz w domu takie wsparcie, muszę tobie powiedzieć że czytając ten tekst poczułam się jak bym czytała o moim mężu. Jest fantastycznym ojcem naszych 2 córeczek. Pozdrawiam
Uwielbiam takie teksty. Prawdziwe. W których nic nie trzeba dodawać.
To prawda, tatusiowe są niesamowici. I często niedoceniani. Ja staram się jak mogę doceniać swojego. Od tygodnia siedzi z naszymi dwiema córkami nad jeziorem podczas gdy ja zostałam w mieście i pracuję. I nie wyobraża sobie urlopu bez nich.
Tez mam w domu taki skarb o imieniu Mariusz. Piekny tekst..
Zupełnie jak bym czytała o moim Ropuchu 🙂 Jaki by nie był, jak by mnie czasem nie wkurzał, dla Liwki jest cudownym ojcem. Jeden jej uśmiech, okrzyk „tata” odgania zmęczenie i choćby spędził 16 godzin w kuchni gotując dla tabunu ludzi, zawsze dla niej ma czas i cierpliwie znosi jej gryzienie po nosie, skakanie po plecach i wrzaski 🙂 dla niego jest to najwspanialszy moment dnia. Nie musi tego mówić. To widać w jego oczach, gestach 🙂
I nigdy nie traci okazji żeby z nią się pobawić, potulić 🙂
Gratuluję Wam takich ojców dla Waszych dzieci. Bo to skarby 🙂
Wzruszyłam się czytając ten tekst… a potem jeszcze bardziej, patrząc na leżącego obok cudownego tatę mojego synka <3
Do mojej szwagierki przyszła w pewne niedzielne przedpołudnie znajoma jakaś. Opowiadała historię jak to jechała przed chwilą autobusem i widziała ojca jadącego z roczną córką, jak on się zajmował tym dzieckiem, jak widać było ciepło i uczucie, jakie to wzruszające było… Na to rozległo się pukanie do drzwi i wszedłem ja z dzieckiem. Kobieta zaniemówiła, bo to o nas właśnie opowiadała.
Po latach córka kończyła gimnazjum, miał być bal klasowy z tej okazji. Poszły z mamą kupować kreację. Wróciły po kilku godzinach z niczym, za to spłakane, zdenerwowane i skłócone… Wziąłem dziecko do auta – pojechaliśmy w miasto. Pierwszą wybraną przez nią kreację spokojnie odradziłem. Drugą kupiliśmy.
Wróciliśmy po godzinie do domu. Dziecko szczęśliwe, bal się udał. Żeby było jasne: córka z mamą kochają się na zabój. Poważnie.
Gdzieś po drodze były jeszcze spacery we dwójkę po górach, rozpoznawanie drzew po wyglądzie liści, nauka jazdy na rowerze, pływanie. Był też koszmar, gdy chodziła do przedszkola i to ja przez dwa dni w tygodniu byłem odpowiedzialny za jej ubranie i wyekwipowanie na tę okoliczność.
Do ideału ojca pewnie sporo mi brakowało. Nie poświęcałem jej czasu baaardzo dużo. Była jeszcze ciężka praca, były też jakieś własne zainteresowania. Dziecko nie było pępkiem świata. Po prostu kochałem ją od pierwszych jej dni i kocham nadal. Nad życie. Z całą odpowiedzialnością za każde z tych dwóch słów.
<3! :)
Bardzo mądry artykuł, wynikający a Pani obserwacji i przemyśleń.
Dodam tylko że ja wychowywałem wraz z żoną bliźniaczki (dwie dziewczynki), zachowywałem się tam samo jak Pani mąż. Nie zastanawiałem się nigdy nad tym dlaczego tak jest, że ojciec tak właśnie potrafi kochać. Dla mnie to jest oczywiste, tak powinno być. Gratuluję męża.
Czytałam ten tekst jak opowieść, coś, co kiedyś gdzieś się przytrafiło i w ogóle mnie nie dotyczy. I tak niestety było. Nigdy nie doświadczyłam ojcowskiej miłości dlatego zazdroszczę Wam wszystkim i Waszym maluszkom, że mają kochających rodziców i pełne miłości domy. Jedyne o czym marzę to stworzyć swojemu dziecku dom, którego ja nigdy nie miałam. Prawdziwy mężczyzna, który stanie na wysokości ojcowskiego zadania to skarb, a znalezienie takiego powinno być priorytetem dla kobiety. Żeby stworzyć sobie i dzieciom bezpieczną przyszłość.
Witam. Super tekst – mega dużo pozytywnej energii. Fajnie jest czytać jak wypowiadacie się w superlatywach o swoich mężach, kochankach itp. Ciesze się, że wpadł mi ten tekst właśnie dzisiaj [ 5 dni po narodzeniu mojego synka 🙂 ] Pozdrawiam .
Powodzenia 🙂 masz czas czytać,więc chyba nie jest tak źle 😉
ja niestety nie mam tak jak Ty 🙁 spłakałam się a to dlatego że poczułam w sercu żal… wylał się w postaci łez…
Szczęśliwie moja córka też ma wspaniałego tatę i właściwie prawie cały tekst jest dokładnie o nim , o moim mężu . Good Job Radomska 🙂
Zazdroszczę ojca Twoich dzieci. Aż się popłakałam bo to co przeczytałam to tylko moje marzenia. Ja miałam wspaniałęgo tatę i taki wzorzec wyniosłam z domu niestety mój mąż odkąd mamy dziecko wiecznie gdzieś łazi, 10 razy w ciągu dnia jeździ do sklepu, bierze wszystkie nadgodziny w pracy. W ciągu dnia jedyny czas jaki poświęca dziecku to wtedy kiedy przyjeżdzą do domu i dziecko biegnie się do niego przytulić. Na tym koniec potem jest telefon i TV. Jak proszę, żeby się z dzieckiem pobawił to odbiera to jak atak, przykry obowiązek. Nie widzę u niego chęci ani potrzeby obcowania z własnym dzieckiem. Zawsze się wykręca, że on taki zmęczony, że tak na nas haruje więc należy mu się relaks i czas dla siebie. Nie powinnam się temu dziwić, teśc był takim samym ojcem, za to teraz jest świetnym dziadkiem, poświęca więcej czasu dziekcu niż jego własny ojciec.
A mi się nie podoba ;P. Fajnie się czyta, bardzo, bardzo szczerze miło i chce się więcej, fajnie piszesz o ojcostwie i jacy oni kochani itd, ok… Ale za co im dziękujesz ? Za to, że robią to co powinni ? Tak rozumiem, w tym kraju to norma – matka polka, matka plastrem na ciężkie sytuacje, matka zalatana, niewyspana, matka bez życia, matka ma zatracić siebie i taki jej zaj***ny obowiązek, jak i bycie na marginesie w sytuacjach społecznych, a także domowych, należy się jej jak psu – buda. Ale dlaczegoż taki bulwers – bo zabolało mnie to, że droga kobieto, świadomie lub nie stawiasz faceta na piedestale bo pokochał swoje dziecko… Psia mać z miłością matczyną, miłość faceta ! O ! To jest rzecz do gloryfikacji, czemu stawiasz siebie nisko? Czemu stawiasz swoje ciało, hormony, psychikę, które przeszły przez najbardziej rewolucyjną rzeź przez jaką, w sposób najbliższy naturze, może przejść kobiece ciało, jaką jest ciąża i poród – dlaczego stawiasz je poniżej ? To mnie autentycznie boli, mądra kobieta, przebojowa, a jednak wpis zalatuje jakąś naszą narodową naleciałością aby kobieta w mężczyźnie widziała bożyszcze i ani myślała stawiać siebie ponad nim. Wielu jest przysłowiowych jełopów, prawdziwa kumulacja, ale nie powinnaś, oczywiście to tylko moje odczucie, stawiać tych nie „jełopowatych”, ponad kobietą – bo są ewenementem, którego btw coraz więcej. Tak, miło się patrzy na zaangażowanych w swoje dzieci ojców, że miłość aż kapie ale to powinno być NORMĄ społeczną jak i najnaturalniejszym odruchem rodzica obojętnie której płci wobec dziecka. Czy Twój facet nie patrzy z równym zachwytem na Ciebie bawiącą się i zajmującą córeczką ? Na pewno tak jest i może nawet nie chciałby traktowania jego miłości do dziecka jako coś bardziej wyjątkowego, a jeśli by chciał to niech zejdzie na ziemie 🙂 Tyle, dziękuję, za możliwość wypowiedzenia się 🙂