I po co ta wybitność?

MARILYN MONROE

Nikt nie chce być przeciętny. Bycie naj to nie tylko potrzeba podjudzana przez nasze próżne ego i kompleksy, ale i społeczny wymóg. Najgorszych się wyszydza i niszczy, najlepszych podziwia i kocha. Przeciętni… Przeciętni są żadni i charakteryzują się … brakiem charakterystyczności.

Ludziom łatwiej przełknąć, że są głupi, śmieszni, żałośni, a nawet brzydcy, ale obelgi, że są nijacy udźwignąć nie potrafią. Czasem zdaje się, że lepiej być złym niż pospolitym (można się pocieszać, że słowo jest w modzie i w końcu ludzi znudzi, ale kiedy piszę ten tekst nie ma dwunaste, nic jeszcze nie piłam ).

Ja zwyczajnym często zazdroszczę – tym, którzy nie mają żadnej pasji, obsesji, talentu, którego realizacja wiąże się ze zniewoleniem. Zasypiają, bo są zmęczeni i wstają, żeby zrobić co do nich należy – sen z powiek spędzają im przyziemne sprawy, nie dusi ich poczucie, że zmarnowali dzień, że nie spełniają marzeń, nie robią wystarczająco dobrze ( czyli lepiej niż ktokolwiek inny) tego, do czego są powołani. Przynajmniej taką mam nadzieję i przynajmniej  im tego życzę. Dziś też skupię się na tym, co na obiad. Nie zbawię świata, nie zawalczę o marzenia, ot, rozwieszę pranie.

Nie o zwyczajnych jednak ten tekst. A o wybitnych, znanych, szanowanych i podziwianych.

Życie obarczone skokami adrenaliny wygląda dobrze tylko w amerykańskim filmie i w wywiadzie dla Vivy.  Za talent i możliwość dokonywania rzeczy niesamowitych życie wystawia wysoki rachunek, absolutnie nieproporcjonalny do wartości narzędzi, którymi przychodzi nam dysponować.

Ten dysonans zagłusza się kreską, szklanką, kochanką, żetonami w kasynie, igraniem ze śmiercią. Dopóki nie pada konkretne nazwisko można powtarzać banał, że za wielkimi osiągnięciami i wynagrodzeniami kryją się wielkie dramaty, choroby, uzależnienia, samotność odwrotnie proporcjonalna do ilości wpatrzonych z zachwytem oczu.

Chciałoby się rzec, że lepiej nie gonić, nie wykańczać się, nie dążyć do osiągnięcia wyimaginowanych celów. Chciałoby się rzec – co Ci po łzach rozpaczy tłumów, skoro docenią (o ile w ogóle) kiedy już Cię nie będzie? Kiedy nie będziesz już mógł nawet zgorzkniale powiedzieć, że masz ich w dupie, bo w dupie będziesz mógł mieć tylko robaki konsumujące Twoje zupełnie pospolite, wybitnie nieutalentowane zwłoki?

„Jak spadać to z wysoka, żeby opowiadać innym jak fajnie się leciało” – komu? Co opowiesz z mordą roztrzaskaną o bruk, choćby i złoty? 

Tylko bycie wybitnym, innym  i ten pęd o więcej,mocniej, lepiej to przecież nie jest kwestia wyboru.

haha

Najlepsi żyją krócej. A lepszy to nie synonim szczęśliwego. Panie Robin, śpij Pan wreszcie spokojnie. Już niech nie szarpie nic, nie dręczy i nie wykańcza.

To co dziś u Was na ten obiad…?

 

 

 


 [R1]onych

43 komentarze
        1. 😉

          W dużym skrócie – padamy na pysk. Aczkolwiek są pewne postępy. Reszta na maila, jak znajdę chwilę – pewnie bede go dłubał po kawałku, więc spodziewaj się go za parę dni najwcześniej.

  1. Doslownie 5 minut przed przeczytaniem Twojego wpisu dotarla do mnie wiadomosc o smierci pana Robina i pomyslalam dokladnie o tym samym o czym przed chwila tu przeczytalam… Ciezko jest byc najlepszym, utalentowanym i slawnym w tym okrutnym, przepelnionym brakiem zrozumienia swiecie…
    Pozdrawiam
    PS. U mnie dzisiaj ogorkowa, z wczoraj.
    A

  2. Radomska, Ty jak coś napiszesz, to to jest jedna z niewielu rzeczy, która wbija mi się do bani, później rozkminiam, rozmyślam, analizuję kubusiowym moim rozumkiem – czyli dobre to… Proste to, tylko pytanie dlaczego na co dzień o tym się nie dyskutuje tak głębiej, niż tylko „pijany aktor na pudelku tarza się po ziemii”….
    U mnie barszcz ukraiński (tak się nazywa, nie ze politycznie coś tu nakręcam), z przedwczoraj.

  3. Dopiero niedawno obejrzałam „Skazanych na bluesa” – jakie straszne życie wiódł Riedel. I jak strasznie musiało być Robinowi, że targnął się na życie.
    Wrażliwcy tak już mają – ofiarowują światu swoją niezwykłą osobowość, a ten odbiera im w zamian wszystko, nawet chęć, by na nim pozostać. Cieszę się, że nie jestem sławna i aż tak wrażliwa…
    No własnie a propos: u mnie mielone. Mamunia robiła.

  4. Tak sobie właśnie dziś myślałam, że najwybitniejsi, najmądrzejsi, najbardziej utalentowani itepe ludzie jakich znam, to bez wyjątku ludzie bardzo melancholijni i samotni. Z drugiej strony – depresja jest wyjątkowo egalitarną chorobą i przeciętniaków dopada tak samo często, jak tych nieprzeciętnych.

  5. Ha, wcale się nie zdziwię, gdy na pogrzebie R.W ktoś z rodziny przeczyta jego list pożegnalny, zakończony słowami: „Było mi miło. A teraz nie dajcie czekać kelnerom. Pora na stypę. Wypijcie za mnie, bym szczęśliwie dotarł na Druga Stronę Wasz R.W „.

    Jego córka wygląda na romantyczkę i marzycielkę, obiecała na Twitterze, że będzie często spoglądać w gwiazdy w poszukiwaniu Ojca.NIektórzy wolą żyć długo i powoli. Lubią poczucie bezpieczeństwa, tkwiące w rutynie.. Inni- przeciwnie: spalają się jak fajerwerki.Szybko lecz efektownie…. Śpij dobrze, R.W. Dzięki za Twoje role w ” Przebudzeniu ” i Pani Doubtfire. W jakiś tam sposób dały mi one wiele do myślenia… Odpoczywaj, niech inni teraz biją się o wszystko.Ty już nie musisz…

  6. Podoba mi się to co piszesz! Nie przestawaj! 🙂 Zapraszam do siebie, dzisiaj zaczęłam i boję się, że przestane dodawać wpisy po pewnym czasie z powodu braku czytelników. 🙁
    Serdecznie pozdrawiam. 🙂

  7. Moją dzisiejszą reakcją było zdziwienie, takie zwykłe, proste, niedowierzające, bo on miał być zawsze- to tak, jakby Anthony Hopkins nagle umarł. To takie nienaturalne i dziwne. Aktorzy, ludzie charakterystyczni w naszej podświadomości po prostu muszą być, bo inaczej nas to właśnie dziwi jak dzieci…

  8. Zwyczajni nie mają lepiej. Znam wielu zwyczajnych i szarpią nimi te same dylematy i walczą równie mocno i zapalczywie z niemocami i niezrealizowanymi marzeniami!
    Pan W. przegrał, ci mniej wielcy (w postrzeganiu przez ogół) cierpią również, ale umniejszają swoje cierpienie.
    Nie umniejszaj tego, co zrobił pan W. To najłatwiejsze wyjście, przynoszące więcej szkody innym, a jeno ulgę sprawcy zajścia.
    To egoistyczne i łatwe!
    Poradzić sobie z tym, od czego pan W. uciekł, jest o wiele cięższe.
    Nie mówię tego, jako katolik, bo do katoliczki mi daleko.
    Mówię, jako człowiek, który w obecnej sytuacji mógłby wybrać podobne (czytaj takież) wyjście, ale walczy, bo nie chce krzywdzić swoim tchórzostwem innych.
    Nie ma co piać, ale żałować, że panu W. brakło siły i wsparcia.
    Może leków…

    1. racja
      zabrakło mu siły do walki

      ja raz byłam blisko, dawno temu …

      teraz mam dzieci i takie głupie pomysły trzymają się ode mnie z daleka

      na obiad: chyba kanapkowo, dzieci do babci wyjechane a mąż podpadnięty

  9. mnie często dopada poczucie zmarnowanego dnia, bo z moim grafikiem nie zmieściłam sie w 1 dobie, ale to jest tylko powód do tego aby grafik dnia odchudzić.
    Najgorsze jest to ze najwięcej czasu w grafiku zajmuje rozwieszanie prania itp.

  10. Ja też pisałem o Robinie zwracając uwagę na problem pandemii depresji ogarniającej cały świat. Pełno wokół nas różnych „wrażołków”, którzy nawet przed sobą się nie przyznają do choroby. Otoczenie może ich uważać za dziwaków, a oni cierpią. Mam nadzieję na to, że ta śmierć zwróci uwagę ludzi na podstępną chorobę duszy i będą lepiej rozumieć siebie, swoich bliskich i przyjaciół , znajomych w pracy. Rozumieć i pomóc im.
    Sami też musimy bardziej rozważnie wybierać to, co dla nas najlepsze i najzdrowsze, zwłaszcza w dłuższej pespektywie

  11. Chciałabym być nieprzeciętna; mieć pasję/talent, która pchałaby mnie do przodu, nie dawała spać i pozwoliła realizować marzenia, jednocześnie czyniąc ze mnie ciekawego człowieka – takiego, z którym każdy chce porozmawiać na imprezie u kumpla w domu, bo zaraża energią, a o swojej pasji opowiada z dzikim entuzjazmem.

    Zamiast tego nie dosypiam z powodu nocnego karmienia piersią i zazdroszczę wszystkim niezwyczajnym… bo w zwyczajności są takie same pułapki, o których piszesz, ale człowiek nie jest chociaż nieinteresujący, bo gada ostatnio tylko o dziecięcych kupach.
    Zwyczajność też bywa wymagająca – jako pani domu, żona i świeżo upieczona mama ciągle sobie wrzucam, że jedno pranie dziennie to za mało, że dom powinien być gruntownie wysprzątany przynajmniej raz w tygodniu, a pomidorowa to słaby obiad…

    …dlatego dziś upiekę schab 🙂
    I hope 😉

      1. Ola, ale Ty masz pasję! Piszesz. Niejednokrotnie po nocach, z powiekami podpartymi zapałkami, ale robisz coś dla siebie. Masz plany na przyszłość (choćby ten związany z napisaniem książki), a i w towarzystwie zapewne nie narzekasz na brak interlokutorów, skoro nawet o wyprawie na bazarek potrafisz opowiedzieć w zabawny sposób 😉

        Tacy jak ja, zwyczajni, boją się mieć plany większe, niż upieczenie ciasta, bo (jak słusznie zauważyłaś wyżej) żeby je zrealizować z przytupem, który usłyszy świat, trzeba być perfekcyjnym.

        A jak tu zostać mistrzem w swoim fachu, jak człowiek ledwie ma chwilę się po swędzącym tyłku podrapać?

        Na wybitność trzeba mieć czas.
        Inaczej nie ma sensu próbować.

  12. to coś uważa się za kogoś wybitnego . wątpię , czy sama piszesz te przemyślenia z dupy . pewnie masz tam cały sztab ekspertów i klakierów . śmiechu warte .
    no , ale ja jestem stary , niemodny , nie ustosunkowany i do tego inwalida – ergo nie ma mnie .

  13. Nie wiem co jest złego w byciu przeciętnym. Spokój, bezpieczeństwo, przewidywalność ? Jeśli to się komuś nudzi lub uważa, że to złe, to chyba nie wina tego świata, ale osobowości.

  14. @taniaenergia, właśnie to jest złe, a raczej nudne, bezpłciowe. Życie nie jest spokojne, bezpieczne i przewidywalne. Jeści to zrozumiesz i zaczniesz żyć pełnią życia, wtedy poczujesz, że żyjesz.

  15. Ludzie nieprzeciętni to często ludzie obdarzeni wrażliwością i dużym stopniem indywidualizmu, często nie są oni rozumiani przez innych – tych przeciętnych.
    A z drugiej strony ja czasem zazdroszczę takiej pani w sklepie w różowej bluzeczce, jej problemy to problem tipsów, że w solarium podwyższyli ceny itp., a taki nieprzeciętny martwi się, ma lęki – bo z nieprzeciętnością wiąże się większa samoświadomość, ma pod górkę…
    pozdrawiam cieplutko
    dobrycoach.bloog.pl

  16. Po pierwsze – cytujesz jedną z moich ulubionych piosenek Łony więc nie mogłabym nie przeczytać postu. Nie żałuję, bo po drugie – zgadzam się z Tobą, ludzie boją się przeciętności, chcą być dziwni. I z dalszą częścią tekstu też się zgadzam, nie wiem czy spojrzałaś na stronę R.Williamsa na facebooku, gdzie „lajki” rosną z każdą sekundą. Ciekawe czy wcześniej odróżniali Jego od pewnego śpiewającego Brytyjczyka:)

  17. „Dziś też skupię się na tym, co na obiad. Nie zbawię świata, nie zawalczę o marzenia, ot, rozwieszę pranie.”
    A może właśnie teraz są czasy zbawiania świata przez zwyczajność? Hmm… Ot, takie pytanie mi wpadło i aż się nad nim zastanowię w tak zwanym międzyczasie, czyli między zrobieniem jednej i drugiej całkiem zwyczajnej rzeczy, którą zrobić trzeba. Pozdrawiam.

  18. Cóż… Pan Robin chyba żyć inaczej by nie umiał i nie chciał.. Czasem w takich chwilach myślę sobie, że przeznaczenie może jednak istnieje – on został stworzony do bycia gwiazdą, ja do przeciętnego żywota szarej osoby 😉 A może myślę tak sobie po to, żeby zagłuszyć swoje myśli o własnej nijakości. hmmm

  19. Głęboka prawda w prostej i krótkiej formie. Właśnie taka powinna być polska blogosfera. Naprawdę świetny artykuł, który zadecydował o tym, że na pewno będę tutaj jeszcze wracać. Pozdrawiam i do przeczytania!

    1. Jestem podobnego zdania. Tekst na wysokim poziomie w pełni ukazuje rozterki ludzi myślących 😛 Nie jestem jednak do końca pewna, by żyć mechanicznie od pracy do blatu kuchennego i wykrochmalonej pościeli.

  20. Dosadnie, strasznie lubię, jak rzucasz tym treściwym mięsem. W tym kraju nie można być wybitnym, bo ludzi wybitnych się tłamsi, gasi, utrudnia im życie….

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.