To się wydarzyło przypadkiem – ktoś wywołał mnie do odpowiedzi i poprosił o 5 faktów o mnie i w jednym z nich napisałam, że moi rodzice się rozwiedli, a ja, zamiast traumy i poczucia posiadania rozbitego domu, mam dziwny żal, że stało się to tak późno, kiedy byłam już dorosła. W odpowiedzi dostałam dziesiątki wiadomości, które mniej więcej brzmiały podobnie „potrzebowałam to usłyszeć, dzięki”. I może powiem coś bolesnego, ale tak -moim zdaniem istnieje cholernie duże prawdopodobieństwo, że dziecko nie podziękuje Ci za to, że się nie rozwodzisz.
Autorki tych wiadomości potrzebowały usłyszeć, że składając pozew o rozwód nie zniszczą psychiki swojego dziecka. Jedno zdanie wystarczyło, by poczuły lekką ulgę – że gdzieś tam, jakaś kobieta, bez znaczenia, że akurat ja, napisała, że chciałaby rozwiedzionych rodziców dużo wcześniej. Bo one biją się z myślami, co wieczór przed snem rozważają za i przeciw, za jest wyraźne jak neon nad burdelem, ale przeciw szarpie jak konwulsje – jak zniesie to dziecko, jak sobie poradzę, jak się utrzymam, co powie rodzina, a co jeśli będzie trudniej, co jeśli „rozbijanie rodziny” (która faktycznie nie istnieje) to błąd?
Nie odpowiem na te wątpliwości, bo jakim niby prawem miałabym to robić? Nie mogę mówić w imieniu dzieci rozwodników, nie mogę mówić w imieniu dorosłych, których rodzice rozstali się, kiedy wydawać się mogło, że czeka ich wspólna starość, wnuki i bambosze. Mogę mówić tylko w swoim i posilać się wynikającą z nich refleksją. A brzmi ona tak…
To nie rozwód jest dramatem.
Dramatem jest sytuacja, w której przed nim powstrzymuje fakt, że jest się finansowo zależnym od kogoś, kogo się nie kocha – bo swoją niezależność z własnej woli lub bez poświęciło się dla dzieci i rodziny, a druga strona ma to w dupie.
Dramatem jest dorastać w domu bez miłości. Mimochodem chłonąc wiedzę o tym, że awantury są normalne, że cisza jest normalna, że rodzice, którzy mówią dziecku, że się kochają, mogliby się pozabijać, gdyby zostali sam na sam, to nic niezwykłego i „wszyscy tak mają”.
Dramatem jest brak widoku ojca, albo obcowanie z jego manekinem. Dramatem widok mamy z zapuchniętymi oczami, która niezmordowanie twierdzi „że nic się nie stało i coś jej wpadło do oka”.
Dramat to słyszeć wieczorem, jak ludzie, którzy twierdzą, że kochają siebie i dziecko, obrzucają się gównem. Jak wtedy można myśleć o tym, że miłość jest dobra, skoro ludzie, którzy wycierają sobie tym pojęciem mordę, swoim zachowaniem absolutnie temu przeczą?
Dramatem jest być obarczonym oczekiwaniem, że samemu się ułoży swoje życie lepiej, bo „rodzice przecież zrobili wszystko, a nawet wytrzymali razem” dla dobra dziecka i teraz ono musi sobie poradzić, dać poczucie, że zostało dobrze wychowane i stworzono mu wystarczające warunki do rozwoju. Musi poradzić lepiej. A wiedzę JAK to zrobić ma wziąć wziąć skąd? Z książek? Z internetu?
Naszym rodzicom wpojono, że ślub oznacza „razem aż po grób” – i nie wiem, może dzięki temu, że wchodzili w związek małżeński jako bardzo młodzi ludzie i tak naprawdę dorastali razem, a może dlatego, że mieli jasno wytyczone przez społeczeństwo role, a jeszcze dlatego, że nie mieli gdzie uciec, im się udawało im się wytrwać w związku, mimo, że się nawet nie lubili? To tylko sugestia, której fala rozwodów pośród małżeństw z długim stażem przeczy.* A wśród rozwodników dominuje argument „odchowaliśmy dzieci, możemy się rozejść”.
No brawo. Super, że stworzyliście przepełniony nienawiścią, rozgoryczeniem dom, wypuściliście jego owoc w świat i postanowiliście podarować sobie spokój. Brawo!
____________________________
Miałam 23 lata, kiedy rozpadła się moja rodzina. Przyjęłam to, bo tworzyłam już własną i czułam, że każdy jest kowalem swojego losu. Żałowałam, że tak późno. Moich rodziców to doświadczenie bardzo zmieniło.I przykro mi chyba z jednego powodu – ja ich nie pamiętam takich szczęśliwych i beztroskich, jakimi bywają teraz. Mają nowe związki, partnerów i zaczęli żyć. Zdjęli ze mnie i siostry to poczucie, że „musimy się im odwdzięczyć” za „ich poświęcenie” i późno, bo późno, ale lepiej niż wcale, czerpią z życia. Tyle z osobistych refleksji. A bardziej ogólnie?
Twoje dziecko raczej też Ci nie podziękuje. Nie zrozumie, że byłaś dzielna. Zapamięta, że byłaś smutna.
I że diametralnie zmieniałaś swoje zachowanie i wyraz twarzy, jak Twój mąż miał wrócić do domu. Zapamięta i uzna może nawet, że to normalne, że taka jest cena za posiadanie rodziny. Może stwierdzi, że nie chce jej ponieść i całe życie będzie uciekać przed nawiązywaniem relacji? A może będzie wiązać się z każdą przypadkową osobą, która obdarzy go ciepłem i da przynajmniej złudzenie poczucia bezpieczeństwa? Lub co gorsza – będzie się czuć winne temu, że zmusiło rodziców do bycia razem dlatego, że przyszło na świat? Nie wiem.
Nie wiem też, czy jesteś ofiarą przemocy domowej, zdrady, a może paraliżującej ciszy i poczucia, że ten związek byłby chyba wpisany na listę porażek i to, co Cię powstrzymuje, żeby go przekląć, to właśnie dzieci. A może po prostu coś zdychało pomalutku, aż padło i nie chce zmartwychwstać albo żadne z Was nie ma ochoty na wskrzeszanie? Nie wiem. Każdy przypadek jest przecież inny.
Dzieci są jednak bystrzejsze i czują więcej niż nam się wydaje. I ja nadal podtrzymuję – że wolałabym parę rozwodników, kiedy byłam dzieckiem, bo oboje kochają mnie nad życie i na bank zrobiliby wszystko, żebym wynagrodzić mi swoje rozstanie. Może nie spędzilibyśmy weekendu we 4, ale wiecie co? Nigdy tego nie robiliśmy. A tak miałabym może wspomnienia fajnych chwil z każdym z nich z osobna? Już się tego nie dowiem.
Reasumując.
Według mnie to nie rozwód jest problemem. I nie uważam, że skala rozpadów związków jest równoznaczna z niedojrzałością małżonków i brakiem „zaparcia, by o związek walczyć”. dla mnie to gest ogromnej odwagi – bo stawia do góry nogami wszystko i niesie ze sobą wiele pytań. Ale wierzę, że można się rozwieść po ludzku – z szacunku i miłości do tego, co się razem przeżyło i powołało do istnienia, w tym najważniejszego dowodu, że się było dla siebie kimś ważnym – dzieci.
I może to utopia, bo ponoć rozwody sprawiają, że w ludziach budzą się zawistne bestie nastawione na zemstę, ale jednego jestem pewna – że rozstanie z kimś, kto Cię unieszczęśliwia nie może być trudniejsze niż wegetacja obok niego, bo zmarnowanie swojego życia w imię „strachu”, „dobra dziecka”,”konwenansów” to po prostu bezsensowna ofiara, której nikt nie doceni, nawet sama hojna autorka czy autor. Prędzej skończy z głęboką depresją.
A jakie jest Wasze zdanie? Warto jest być ze sobą „dla dzieci”? Można się rozstać „po ludzku”?
_____________________
* chodzi oczywiście o obraz tych małżeństw, które się rozpadły a nie smutne podsumowanie, że „wszystkie były tak złe”, bo wiem, że wielu z Was miało szczęśliwe rodziny i fajne relacje między rodzicami.
Z perspektywy dziecka z wpadki -nie ma nic gorszego niż małżeństwo z rozsądku i bycie w związku tylko dla „dobra dziecka”. Małżeństwo bez miłości nie ma sensu. Dziecko czuje, że coś jest nie tak, te wszystkie kłótnie, ciche dni, smutne twarze rodziców wpłyną na jego przyszłość. Lepiej wziąć rozwód niż fundowac dziecku taki obraz rodziny.
Jestem dzieckiem z wpadki i zgadzam się z Tobą w 100%, moi rodzice wzięli ślub bo tak trzeba było, takie były czasy. Rozwiedli się za późno, za każdą kłótnie obwiniałam siebie itp. To co siedziało w tedy w mojej głowie, rzutuje strasznie na to co dzieje się dzisiaj. Trauma kłótni, ich (rodziców) impulsywność zrobiła mi większą krzywdę niż ich rozwód. Pozdrawiam
Moja sytuacja była dokładnie taka sama. Rodzice wzięli ślub, „bo tak trzeba”. Rozwiedli się jak miałam trzy lata i była to najlepsza decyzja jaką wtedy podjęli. Cieszę się, że tak się stało, bo każde z nich jest od wielu lat szczęśliwe w nowym związku. Nigdy nie rozumiałam tych współczujących spojrzeń kiedy mówiłam, że rodzice są po rozwodzie. Nigdy nie chciałam, żeby byli znowu razem, bo wiedziałam, że będzie się to wiązało z ciągłymi kłótniami dwójki nieszczęśliwych ludzi, którzy niestety po dzień dzisiejszy nie potrafią na siebie patrzeć, mimo że minęło już ponad 20 lat. Szkoda tylko, że nawet po rozwodzie nie potrafili ze sobą zwyczajnie rozmawiać, bez bliższych kontaktów, od tak, bo mają razem dziecko, które zasługuje na odrobinę normalności.
Ja nie jestem dzieckiem z wpadki… ale takimi sa moje dzieci… Pierwsza ciaza w wieku 20lat, szok… i slowa mojej mamy, przeciez MUSICIE wziac slub, dziecko musi miec ojca, co powiedza inni… Wtedy nic nie powiedzialam, pokornie wyszlam za maz… Pamietam, ze rok pozniej juz chcialam rozwodu… ale tkwilam w tym gownie nadal, bo dziecko, bo jak sobie poradze, bo, bo, bo… Zaszlam w ciaze z drugim dzieckiem, poszlam do pracy bardzo szybko, nigdy nie moglam liczyc na meza… Starsze dziecko poszlo do komuni, a ja juz mialam napisane pozew rozwodowy, ktory zlozylam zaraz po komuni. W dniu rozwodu stwierdzilam, ze to byla najlepsza decyzja mojego zycia i tak tez czuly/czuja moje dzieciaki 🙂
Też jestem od rodziców rozwodników, którzy rozstali się gdy miałam 7 lat. Sprawa wyglądała nieco inaczej, bo poszkodowaną była moja mama, w momencie gdy mój ojciec korzystał z życia. Dopiero po 10 latach stanęła na nogi i jest teraz wielka bizneswoman. Czemu to pisze. Bo od 2 lat jestem mężatką, odpowiedzialnym i rozsądnym mężczyzna, bo tak wpajala mi mama, babcia – idealny, pracowity, rodzinny. A ja czuję, że wegetuje, że wyszłam za mąż za jego rodziców, jestem wściekła, że nie uprzedził mnie, że zostanę samotną matką a jego zobaczę każdego dnia 10 minut przed snem… I jak żyć, kiedy jest dobrym człowiekiem, a ja czuję jak bardzo jest mi obcy i nie chce fundować jazdy swojemu rocznemu prawie dziecku..
Skoro jest dobrym człowiekiem, to zasługuje na szczerą rozmowę. Trzeba przede wszystkim porozmawiać i zweryfikować, czego oboje chcecie od siebie i życia. Może można coś zmienić, naprawić, zmienić nastawienie. Podejrzewam, że skoro wasze dziecko ma niecały rok, to pewnie jesteś kobietą na macierzyńskim. Znam ten stan i rozumiem twoje rozterki w tym względzie, że mąż wraca późno z pracy. Sporo się zmieniło, jak sama wróciłam do pracy. Życzę szczęścia i wielu szczerych rozmów
Witaj Anna mam podobnie, na mojego męża nie można nic złego powiedzieć,jest pracowity,utrzymuje cała naszą czwórkę,jest lepszym ojcem dla naszych dzieci niż mój był był dla mnie. Ale jest coś co nie pozeala mi cieszyć się życiem z nim. Cierpię na depresję poniekąd przez niego,jak mam gorsze dni to on się obraża i noe ofzywamy się do siebie. Jest wiele sytuacji, w których czuję się winna np.nie podam mu śniadania na czas a on zamiast sam zrobić coś na szybko to wychodzi z domu głodny. Nie mam w nim sparcia,zrozumienia ani pomocy ? i jeszcze to zmuszanie do seksu. Pogłębia to tylko moją chorobę i nie widzę wyjścia z tej sytuacji.
Basia, pierwsze i ostatnie zdanie Twojej wypowiedzi wykluczają się. Wyjście z sytuacji jest jedno: musisz pomyśleć o sobie i o dzieciach, nie zasłaniając się argumentami, dlaczego Twój mąż jest dobrym ojcem. Dobrym ojcem może być też z dala od Ciebie. Proszę, zrozum, że dobry człowiek nie zmusza drogiego człowieka do niczego.
Jakbym czytała o sobie… Mój mąż również jest bardzo dobrym człowiekiem, ale dużo zmieniło się po ślubie, a jeszcze więcej po narodzinach dziecka. Czasem mam wrażenie, że najważniejsza jest jego rodzina, tradycje i przekonania, spychając na dalszy plan mnie, o mojej rodzinie nie wspominając. Zarabia znacznie więcej, sam wykończył nasz dom i mam wrażenie, że podchodzi do tego tak, że powinnam być mu dozgonnie wdzięczna… Sam natomiast nie docenia tego, że kiedy on po pracy malował ściany ja poświęciłam wszystko by zajmować się dzieckiem wręcz 24/7, gotować, sprzątać, a też mam swoje ambicje i chciałabym nieco odsapnąć… kiedy już to wszystko się skończyło i mamy wolny czas a ja mówię głośno o swoich potrzebach słyszę tylko, że marudzę. Czy to naprawdę tak wiele kiedy chce się spędzić czas z mężem i dzieckiem inaczej niż w domu osobno lub u teściów na obiedzie, urodzinach siostry, siostrzeńca itp. a np. wyjechać gdzieś na odrobinę romantyczny dzień tylko w trójkę, bo dziecko nie ma jeszcze roku? A było tak pięknie kiedy musiał się o mnie starać…
Bylam wychowywana w rodzinie gdzie moja mama caly czas uswiadamiala mnie i moja siostre ze milosci nie ma ,ze kobieta musi wyjsc za maz, ze trzeba miec dzieci itd. Nigdy sie nie rozwiedli moi rodzice i niebawem beda obchodzic 45 rocznice slubu nie z milosci.
Teraz ja jestem zona i matka i staram sie nie powielac bledow ktore popelniali moi rodzice. Niestety od dluzszego czasu czuje sie bardzo samotna w moim malzenstwie. Maz pracuje i staje na rzesach zeby zapewnic nam wszystko co potrzeba.
Jest jednak druga strona medalu. Moj maz woli czas spedzac w pracy niz w domu z racji mojej depresji i zaburzen z jakimi zmaga sie nasze jedno z trojga dzieci. Kiedy jest w domu nie rozmawia ze mna, nie spedza z nami czasu a potem wieczorem wrecz wymusza sex. To jest niesmaczne.
Roczne dziecko nie bedzie pamietac traumy przecie, latwiej mu bedzie zaadoptowac sie do przyszlych sytuacji.
Dokładnie tak jak piszesz Ola. Ja zapytałam mojej mamy dlaczego tak późno? A kiedy powiedziała mi że to dla nas… stwierdziłam… to nie wiedziałaś, że byłoby nam lepiej samym… Taka smutna refleksja…
Moi rodzice wzieli slub, bo mama wpadla ze mna. To bylo prawie 40 lat temu i do tej pory sa razem…nieszczesliwi, zgorzkniali i zyja obok siebie, a nie razem. Jako dziecko pamietam, ze nie radzili sobie emocjonalnie z wychowywaniem, bywali agresywni badz obojetni i tylko sie krytykowali. Nie rozumiem, dlaczego ciagle mieszkaja razem. Moim zdaniem wogole nie powinni byli brac slubu ze soba. Zyje w poczuciu, ze moje przyjscie na swiat zgotowalo im ten los.
Sama kilka lat temu sie rozwiodlam, bo nie bylo juz szans na bycie razem. Mieszkam z corka, ktora widzi szczesliwa mame i szczesliwego tate. Mam dobry kontakt z bylym mezem, a paradoksalnie moja corka spedza z ojcem wiecej czasu niz gdy bylismy malzenstwem
Bardzo madry tekst. Polska to niestety taki taki kraj, w ktorym ksiadz (osoba bez dzieci i partnera) mowi nam jak zyc i rozwiazywac problemy malzenskie. Pamietam, jak moj ojciec wracal do domu pijany i jak moja mama powtarzala mi kiedy probowalam jako nastolatka namowic ja na rozwod i bycie szczesliwa – “nie bije mnie, ze wszystkim innym da sie zyc”. I to byly slowa ksiedza ktory dodatkowo uwazal, ze zycie nie zawsze uslane jest rozami i czasami czlowiek musi sie poswiecic.
Straszne.
Bardzo szybko się dzisiaj wiążemy, a ponad połowa małżeństw się rozpada. Jeżeli już się tak spieszymy i wiążemy ze sobą swoje życia, potem warto chociaż spróbować uratować związek, który stworzyliśmy. My z żoną chodziliśmy na terapię do https://www.psychologgia-plus.pl/. Cieszę się, że dałem się jej przekonać. Czasami potrzebny jest ktoś taki, kto będzie może nie tyle mediatorem w związku, ale pokieruje rozmową. Terapia zrobiła nam bardzo dobrze. Wreszcie naprawdę ze sobą porozmawialiśmy.
Olinku znów pojechałaś. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Mój syn ma w tej chwili 17 lat i od 6 lat pochodzi z „rozbitej rodziny” ale dziś u mojej mamy na grillu właśnie jakoś został poruszony ten temat i powiedział że ona ma fajnie bo ma dalej mamę i tatę którzy się nie kluca już a też ma w pakiecie dodatkowe babcie bo Kasi mama i Zygmunta mama czyli rodzice naszych nowych partnerów. Wiec moim zdaniem godnie z klasą i po ludzku zawsze mozna się rozstać ? pozdrawiam
Cudownie, że to piszesz <3 Od 3 miesięcy wiem, że podjęłam najlepszą decyzję. Najlepszą dla mnie, dla naszej córki…mimo to dobrze to czytać. Dziękuję :*
Pokazałam ten tekst mojej mamie, która bardzo wzruszyła się czytając go. Te łzy mówiły same za siebie.
Przekaz bardzo konkretny, mocny i słuszny.
Olinku, dziękuję !
Uwielbiam Twoje teksty. Tak bardzo chciałabym znaleźć czas, żeby przeczytać Twój blog „od deski do deski”.
Czytając to co napisałaś….Hm masz dużo racji,mam 16 lat i żałuje,że moi rodzice jeszcze się nie rozwiedli,a dzięki swojemu postępowaniu w pewnym stopniu doprowadzili mnie do problemów ze zdrowiem psychicznym.Być może zle mówię,ale to jest moje zdanie
Ja mam 25 i moi tez się nie rozwiedli i tez nigdy im za to nie podziękuje. Była już terapia, jest psychiatra, wspomnienia awantur, a tak naprawdę to nie tylko wspomnienia, bo awantury trwają do dziś, wyparły prawie wszystkie dobre wspomnienia z dzieciństwa. I tak, nie podziękuje, a są dni, że mam wręcz ochotę m.in. za to porządnie nawrzucać.
jestem w podobnej sytuacji niestety. przytulam mocno.
Hej wszystkim! Tak czytam te wszystkie wasze komentarze, wsparcie jedna dla drugiej, ale chcę abyście spojrzały na to z drugiej strony: a co stałoby się jeśli byście zostały np. Przy mężu. Co zamiast wylewać swoje żale w internet stawilybyscie czoła problemowi? Jesteście dziećmi: dlaczego nie powiedziałaś rodzicom, że nie chcesz żyć w takim domu? Wydaje mi się że jedynym sposobem na szczęśliwe małżeństwo i rodzinę jest rozmowa. Jeśli wasze dzieci nie rozmawiają z wami o problemach swoich to znaczy że ich nie słuchacie lub co gorsza ignorujecie. Życie i małżeństwo to nie tylko same uniesienia ale też pot i łzy. Pamiętam mame jak czasami płakała jak byłem mały. Ale nie płakała z powodu złego męża lecz z powodu bezsilności. Zwykłej, ludzkiej. Bo jak zająć się piątka małych dzieci na raz? Nie można. A jednak to dzięki temu co widziałem jak byłem mały ze strony mamy, a później to co usłyszałem od ojca będąc dorosłym, że pracował w polu abyśmy mieli godne dzieciństwo zrozumiałem jak być dobrym mężem i rodzicem. Że nie będzie kolorowo ale będzie trzeba charowac. I trzeba włożyć między bajki to że bez ojca czy matki dziecko się wychowa. Tak wychowa ale nie będzie doroslym lecz dzieckiem w ciele dorosłego. I najprościej jest wyjść. Zamknąć drzwi. A co jeśli zostaniesz, ? Co jeśli twój mąż zechce porozmawiać a ty zbywasz go bo chcesz przeczytać coś na forum. Sam mam teraz 4 dzieci wiec wiem o czym mówię. Dopóki dzieci z wami rozmawiają i czują się przez was kochane to jest najważniejsze. A jeśli czekacie na podziękowanie od dzieci to jesteście co najwyżej egoistkami. Bo największym podziękowaniem dziecka dla rodzica jest stworzenie własnej kochającej rodziny. To tyle w temacie.
Kiedy mówiłam znajomym, że rozwód rodziców był dla mnie błogosławieństwem patrzyli na mnie albo jak na wariatkę, albo z politowaniem. Widok mamy, która w końcowej fazie małżeństwa, bała się o moje i swoje bezpieczeństwo było czymś bardzo wyniszczającym. A przecież gdyby rozstali się chociaż kilka lat wcześniej, mogliby oszczędzić sobie tylu dramatów, okropnych słów i morza wylanych łez.
Olinku, wspaniały tekst, mocny przekaz, i jeśli komuś pomoże podjąć decyzję we właściwym momencie to uwierz, będzie Ci wdzięczna/-y do końca życia za te słowa.
Pewnie jest jak piszesz. Tylko co jeśli jeszcze chwile temu byliśmy cudowna, kochająca się rodzina, stawiana za przykład. Bez awantur, bica i tego całego syfu, taka fajna normalna, po prostu rodziną.
Nagle ukochany człowiek przychodzi i mówi koniec. Przestałam Cię kochac. Odchodzę. Zostajesz sama, z tym małym wesołym czteroletnim chłopcem. I ten chłopiec patrzy teraz na zapłakane oczy, i pyta czy jestem smutna bo tęsknie za tata…
wtedy odpowiadasz: tak, jestem smutna i potrzebuję czasu synku, żeby ułożyć sobie wszystko na nowo. Nie martw się, w życiu dzieją się różne rzeczy, kiedy smutne trzeba się cieszyć, a kiedy smutne, to płakać. Tak mi się wydaje..
Mam tak samo, tylko zostalam w styczniu z 1,5 Roczniakiem. Bylismy ze sobą prawie 11 lat, niecale dwa lata po slubie. Moja rodzina i znajomi postrzegali nas za super parę, a potem rodzinę. I nagle 1 stycznia dowiedzialam sie tego o czym piszesz.
Jako dziecko nie rozwiedzionych rodziców, które odczuwało po wielokroć skutki braku rozwodu. Uważam ze najgorsze co istniej to związek bez miłości i szacunku jako przykład dla takiego dziecka.
100% prawdy…
Kocham Cię za ten tekst. Wprawdzie ja się nie rozwodzilam bo z ojcem moich córek nie mieliśmy ślubu, ale po kiedy starsza miała ok. 3 lata a młodsza ok. 1,5 roku podjęłam decyzję o odejściu. Po wielu burzach, dawaniach szans z mojej strony i walce o rodzinę zdecydowałam, że najlepsze co mogę dać moim dzieciom to inne życie bez Niego. Po 2,5 roku zdecydowanie moge powiedzieć że nie żałuje. I wierzę, mam nadzieję że dziewczynki nigdy nie będą miały mi tego za złe.
Nie zawsze się z Tobą zgadzam, ale zawsze z zaciekawieniem czytam. Dzisiejszy tekst – 100% moich myśli… Moi rodzice rozeszli się jak byłam w klasie maturalnej. Zrobili to o jakieś 4-5 lat za późno. Myślę, że miałabym więcej ciepłych myśli o czasach, kiedy było dobrze. Teraz trochę przyćmiewają je wspomnienia z ostatnich lat ich małżeństwa.
Jak ja Cię rozumiem… U mnie też klasa maturalna… „Ucieczki” z domu do znajomych, na obozy, kolonie, w góry… Wszystko byle nie być w domu i na to nie patrzeć, kosztem nauki, kosztem kiepskiej matury, kosztem zdrowia psychicznego i wiecznego strachu w obecnym, dorosłym już życiu. Minęło 10 lat, a ja ciągle na te wspomnienia mam ucisk w gardle i mokre oczy, czy to kiedyś minie?
Z perspektywy czasu wiem, gorszym dramatem dla dziecka jest widok ludzi noszących się nawzajem,ludzi których dziecko kocha bezwarunkowo. Żałuję, że tak późno podjęłam tę decyzję. Olinku Twój tekst może pomóc tym którzy właśnie teraz są na rozstaju dróg.
Ja żałuję bardzo, tak czasami chcialabym cofnąć czas…. By szybciej… ale ja wtedy byłam dzieckiem, co mogłam zrobić. I tak w wieku 15 lat zrobiłam więcej i więcej przyjełam ma klatę niż nie jedno dziecko ( zbyt dużo, zbyt traumatycznie by pisać). Ale w końcu szczęśliwi wszyscy ? by jednak nie było za słodko miałam 20 lat jak urodziłam synka i nie chciałam, bo tak jest !!! Jesteś w ciąży to ślub! Tak nadal takie cuda istnieją. Powiedziałam nie ? może i dzięki temu, może nie…. 13 lat tyle jesteśmy razem…. 10 lat po cywilnym, 8 po kościelnym ? chyba samo mowi za siebie ???
Dziekuje
Rodzice rozstali się gdy miałam 10/11 lat – okej, na początku łatwo nie było. Ojciec casanova, a mama nagle zdeżyła się z dzeczywistością. Jasne! Były łzy na początku i pretensje, ale to trwało tylko chwilę. Później moja superMama stanęła na wysokości zadania – okazała się super zaradna i dzielna. Tato się ogarnął i były nawet wspólne wigilie, urodziny itd. Teraz każde z nich ma drugą osobę obok siebie i są szczęśliwi. Ja mam 23 lata i jestem im wdzięczna,że się rozstali. Miałam fajny dom, bez awantur z uśmiechniętą mamą i tatę, który też był szczęśliwy. Skończyły się durne kłótnir i żale, nawet dogadywali się lepiej. Teraz szanują się i dogadują, bo mają wspólne dzieci – to jest fajne.
Tez jestem zdania ze lepiej sie rozwiesc niz byc na sile jednak mam wrazenie ze w dzisiejszych czasach bardzo szybko dochodzi do rozwodow. o zwiazek trzeba dbac, partnerzy musza chciec osiagnac konsensus a nie tylko byc nastawionym na siebie. Czuc troche empatii jedno do drugiego. Teraz o to bardzo trudno.
Bardzo prawdziwy;życiowy i dający do myślenia tekst. Mnie osobiście zakreciła się łezka w oku bo jestem na takim „zakręcie ” życiowym i nie wiem jak to będzie. Dziękuję za ten tekst. Pozdrawiam.
Moi rodzice rozeszli się, gdy miałam 11 lat i chociaż na początku wydawało mi się to straszne, bo dzieliło mnie z tatą 400 km i w każde święta pojawia się wielki dylemat z kim je spędzić, to wiem, że tak musiało być. Nie mogłam znieść ciągłych kłótni w domu. I jestem im cholernie wdzięczna za to, że potrafili się ze sobą dogadać i rozstać w normalny sposób. Niestety w przeciwieństwie do nowego partnera mojej mamy, który rozwodził się 8 lat… i chociaż nie mam już swoich dziadków, to zyskałam nowych, wspaniałych dziadków i kilka fajnych kuzynek. 🙂
Bardzo wartościowe i ważne słowa dla każdego!!
Dziękuję! Pochodzę z rodziny toksycznej, przemoc fizyczna , psychiczna do tego fanatyzm religijny:/ od kilku lat mieszkam z dala od tamtego miejsca… jedyne co we mnie jest to ból, żal, rozgoryczenie, brak wiary w ludzi… po wyprowadzce dostaje tylko negatywne ciosy, obrzucanie mnie najgorszymi słowami na przemian połączone z fałszywą chęcią wybaczenia mojej decyzji odnośnie wyprowadzki … o jedno zawsze prosiłam „rozwiedzcie się” do dzisiaj te osoby są razem, co gorsza usłyszałam,że dopiero teraz są szczęśliwi. Tego jest tak dużo, jak funkcjonować w tym świecie jak człowiek jest tak poraniony ? Zazdroszczę wszystkim znajomym, którzy wiedzieli,że dom rodzinnych to ich azyl… może kiedyś i ja odnajdę równowagę… do wszystkich Kobiet, które żyją z oprawcą – dajcie dzieciom szczęśliwe dzieciństwo , nieważne ile macie pieniędzy , czasu- dzieci najbardziej zapamiętują obraz a nie słowa. Pozdrawiam serdecznie i ściskam ciepło ❤️
Bardzo mądry tekst… Mam przyjaciółkę,której koniecznie muszę go dać do przeczytania,gdyż tkwi w małżeństwie z człowiekiem nie tyle złym,co żerującym na Niej,a poza dziećmi nie łączy ich już nic. Zero miłości,wsparcia,namiętności… Dziękuję za to,że można się z Tobą nie tylko pośmiać,ale też przeczytać coś inteligentnego i życiowego 🙂
Moja sytuacja jest podobna. Moi rodzice od dawna prowadzą fikcję małżeńską. To cholernie męczące, patrzeć na nich albo słuchać wzajemnych pretensji. Doskonale wiem, że lepiej byłoby im osobno, z drugiej czuję się trochę jak mała dziewczynka, która tego nie chce. Oczywiście udowodnili już nie raz, że kochają najmocniej mnie i mojego brata i nie chodzi tu o to, że boje się, że zabraknie mi nagle miłości rodziców- bo nie zabraknie. Ale przeszywa mnie strach przed tym nowy, które mogłoby nadejść lub kiedyś nadejdzie.
Jak zwykle w sedno. Zgadzam się w 100% z każdym słowem. Tylko byle nie brakwało ludziom odwagi na te poważne kroki. By nie odbierali sobie szans na szczęście…
Oczywiście,że masz rację. Może jakby moi rodzice rozwijali to nie wyniosłabym takiego obrazu rodziny z domu.Pełnego żalu,pretensji,przekleństw,braku szacunku.Ale jak w moim związku zaczęło się to samo to po prostu zabrałam dzieci i odeszłam.Bo co może być gorszego niż świadome stworzenie własnym dzieciakom piekła? Gorzej być nie mogło. Dopiero z drugim mężem nauczyłam się co to znaczy fajny dom.I wiadomo ,że nie zawsze jest łatwo i jakaś kurwa czy inne pierdol się poleci ale za minutę siadamy i rozwiązujemy problem.W spokoju i z szacunkiem dla drugiej osoby. I z tego jestem dumna, że na to się patrzą dzieci ze tego się uczą !Miłości, radości i szacunku?
Najpierw kurwa czy pierdol się a potem siadacie i rozmawiacie z szacunkiem?
Jak jest „pierdol sie” to raczej brak tutaj szacunku…
Dzięki.
4,5 roku po rozstaniu. Moja decyzja. Małżeństwo nasze pt „wzór”, ale oczywiście dla wszystkich z boku, a w środku….dramat. ocknęłam się, gdy młody (2 latka) zaczął przenosić nasza agresję. To był ten kubeł, który utwierdził mnie we wcześniejszych wątpliwościach.
Dziś dzieci są szczęśliwe, bo tata ma nową żonę i jest tam szczęście, a u mnie mają swój dom. Oazę, w której razem uczymy się radzić sobie z emocjami. Bo lekko nie jest 😉 jeden rodzic na dwójkę, to często mało, nawet rąk do pracy. Jednak nie żałuję. I radzę sobie. Raz lepiej, raz gorzej. Ale przecież na świecie sama nie jestem. Jest rodzina. Znajomi. Przyjaciele.
A dzieci dojrzewają w środowisku, gdzie konflikty się rozwiązuje, nawet jeśli jest to rozwiązanie małżeństwa. I widzą spokój.
Dziś wiem, że to lepsze wyjście i cieszę się, bo, akurat u mnie, to nie było to. I życie to potwierdziło.
Wiem , że muszę to zrobić. Ale nie mogę bo ogranicza mnie fakt, że nie mam dokąd pójść i nie dam rady się utrzymać. Jestem sama i nie mam na kogo liczyć.
Dasz radę.Babeczki są silne.Ja to zrobiłam o kilka lat za późno.Syn obecnie z problemami, ja obwiniająca się o wszystko.Trzymam kciuki.
Tak samo mam i ja. 6 lat po ślubie, córki mają 5. Od 3-4 lat nasze życie to dramat przeplatany spokojem. Ja wszytsko, on nic. I nie wiem co dalej. Za co, gdzie i jak? Totalny mętlik bo widzę że dziewczynki widzą dużo, i często pada pytanie 'mamusiu, dlaczego płaczesz?’…
Jestem w takiej samej sytuacji, nie mam dokąd pójść,nie mam pracy… Stoję przed trudnym wyborem, ale wiem,że muszę to zrobić dla dzieci i własnego zdrowia psychicznego. W moim małżeństwie od dawna nie dzieje się dobrze,jest alkohol,przemoc psychiczną, chorobliwa zazdrość,prawie rok temu wyprowadziłam się z dziećmi i zamieszkałam u mamy,lecz przez jej chorobę (Alzheimer)musieliśmy wyprowadzić się od niej,żeby nie przysparzać dzieciom niepotrzebnie stresu. Nie mieliśmy dokąd pójść,więc wróciliśmy do niego. Na początku było w miarę spokojnie,niestety wszystko wróciło. Wiem,że nie mogę na niego liczyć w jakiejkolwiek sytuacji i z wszystkimi problemami muszę radzić sobie sama,chyba przyszedł czas na rozstanie. Muszę znaleźć pracę i wynająć mieszkanie i wierzę w to,że uda nam się. Nie chcę fundować dzieciom takiego życia i niepotrzebnego stresu.
Skoro pije , skoro sie zneca ?
Dlaczego Ty masz sie wyprowadzic z mieszkania pod chmure .
Niech on to zrobi , bedzie ciezko i trudno , ale mozesz oprawcy sie pozbyc .
Nie zrob tego bledu , ktory zrobilam ja .
Jemu zostawilam wszystko , wyszlam z dziecmi , pod chmurke .
To był koszmar , co przezylismy.
Bedziesz chciala porozmawiac , napisz .
molla35@o2.pl
Pozdrawiam.
Jestem po rozwodzie i teraz z perspektywy czasu wiem że to była najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. Była cholernie trudna , najgorszy okres w moim życiu , ale kiedy te emocje opadły i minęło trochę czasu, to zaczęłam Żyć! A czas po rozwodzie wykorzystałam na rozwój siebie ! Zaczęłam na nowo oddychać, śmiać się , bawić ! A później przyszła miłość i mój ukochany synek! I teraz jest tak jak być powinno! Rozwodząc się nie mieliśmy dzieci więc to była inna sytuacja, ale wiem że nieszczęśliwa mama/tata nie dadzą szczęścia swojemu dziecku. A to te małe istoty są najważniejsze , więc skoro chcemy żeby były szczęśliwe to dajmy im szczęśliwy dom. A dom to nie budynek tylko my i nie ważne czy razem czy osobno ale ważne żebyśmy byli szczęśliwi, to wtedy oni będą 🙂 Średni że mnie pisarz ale mam nadzieję że w miarę czytelnie ???. Świetna robota Olinek!
Trafione w punkt. Ostatnio moja przyjaciółka się rozwodzila. Wiele osób się dziwiło, że przecież wzięli ślub to muszą być razem, muszą dla dzieci itd. Ja powiedziałam jej tylko, że jestem z niej dumna. Dumna z tego jaka jest odważna. Nie sztuką jest być z kimś za wszelką cene, sztuką jest umieć podjąć tak trudną decyzję, która ostatecznie wyszła wszystkim na dobre.
Moi rodzice też się rozwiedli, niestety za późno. Kiedy tata powiedział mi o ich decyzji to ja się autentycznie ucieszyłam. Czekałam na to bo widziałam jak bardzo oboje się męczą, jak gasną w oczach. Jednak mam żal że zrobili to tak późno, bo dzisiaj czuje skutki tego jaką rodzinę miałam…
Bardzo wazny tekst. Na szczescie moi rodzice byli ze soba poki smierc ich nie rozlaczyla. Smierc wydarla nam Tate, mojej mamie meza.
Tekst o doroalych dzieciach rozwodnikow BARDZO WAZNY
Niestety moja przyjaciółka ,,K” popełniła błąd( przynajmniej moim zdaniem i zdaniem naszej wspolnej przyjaciółki ,,L”)… wyszła za mąż w wieku 20 lat… znając chłopaka niecały rok tylko dlatego ze wpadli… I jej głupie gadanie bo ona chce żeby dziecko miało nazwisko ojca a ona chce to samo nazwisko co dziecko… Jakby to ująć… podejście ,,zakochanie gimnazjalistki”? Chyba trochę tak… obie z L uważny że to była bardzo głupia decyzja… nie wątpimy w to ze im się uda… ze stworzą dom i cudowne dzieciństwo synkowi… chodzi o to że nie mieli nawet czasu się dobrze poznać… teraz mieszkają razem… cały czas są razem… momentami 24h/dobę… nie maja czasu nawet za sobą zatęsknić a jeśli już to tęsknota jest po 15 min jak jedno z nich wyjdzie na zakupy albo z dzieckiem na spacer… gdy mąż jest w pracy to K mało w depresje nie popada… Przez prawie cale liceum trzymałyśmy się we trzy… mogłyśmy zawsze pogadać o wszystkim… z K potrafiłyśmy godzinami gadać przez tel… Hehehe… czasmi sie śmiałyśmy że nasze rozmowy nie trafia krócej niż 45 min… a teraz… nawet nie ma czasu na 10 min rozmowy… i akurat nie dziecko jest tu problem… Gdy była jeszcze w ciąży jej mąż miał rozmowę o prace… zaproponowałam jej kawę i ploteczki niedaleko miejsca gdzie jej mąż miał rozmowę… a ona ze nie bo chce być przy mężu… Serio?! On jest dużym chłopcem i da radę… ale odpuściłam i zaproponowałam ze spotkamy się na kawę po tej rozmowie a ona ze nie może bo idą z mężem na zakupy… bla bla… powoli obie z L czujemy że przez męża K nasza przyjaźń powoli się rozpada… i my rozumiemy ze K ma teraz inne… ważniejsze obowiązki… ale mąż to nie wszystko… z mężem nie zawsze można pogadać o pierdołach… mąż nie zawsze doradzi czy lepsza miętowa sukienka czy błękitna… dobrze mieć przyjaciółkę albo dwie… a K jest tak w niego wpatrzona że świata poza nim nie widzi… boimy się z L że gdy przestanie działać moc ,,różowych okularów” po prostu się sobą znudzą… bo będą sobą po prostu przesyceni… i wtedy zaczną się zgrzyty… kłótnie… i w najgorszym wypadku rozwodem… Rozwodem z powodu przedwczesnej decyzji o ślubie i młodym wieku… z powodu ze nie mogą już na siebie patrzeć bo maja się po prostu dość… albo znając K skończy się na tym że będzie na każde przynieś podaj pozamiataj… Zostanie sama bo przyjaźń przyjaźnią ale kontakt już się powoli urywa… bo mąż najważniejszy… bo mąż ma racje… i później po prostu zaczyna się tworzyć ,,toksyczny” związek… niestety
Kochana! Myślałam, że jestem odosobniona w takim myśleniu. Marzyłam o rozwodzie rodziców mniej więcej od 15 roku życia. Nieraz zaskoczona byłam, kiedy u koleżanek widywałam rodziców rozmawiających ze sobą, trzymających się za ręce albo o zgrozo, dających sobie buziaka. Teraz mam 38, a moi rodzice dalej żyją pod jednym dachem, ale nie ze sobą (psychiczna patologia). I aż dziw bierze, że mimo takich wzorców jestem w stanie przekazać swoim dzieciom coś przeciwnego – wesoły dom pełen miłości (no dobra, nie zawsze ?). Mam wrażenie, że Tobie też się udaje. Ale jak się ma takie umiejętności wyciągania trafnych wniosków, to musi się udać ? Życzę Ci więc, żeby Twoja córka była mocno zdziwiona, kiedy od koleżanek dowie się, że ich rodzice nie dają sobie buziaków ?
Zgadzam się z Tobą w 100% ale… Dzieci inaczej postrzegają świat dorosłych, np. poważne rozmowy między rodzicami,którzy nie używają wulgaryzmów,nie podnoszą głosów wydają im się kłótniami. Odkryłam to,gdy z moim mężem któregoś razu zaczęliśmy rozmawiać na jakiś poważny temat,przyszło moje dziecko (jeszcze wtedy w wieku przedszkolnym) i patrząc na nas stwierdziło „znowu się kłócą!”,po czym wyszło. Nawet nie masz pojęcia jak mi się wtedy zrobiło przykro,ponieważ my jesteśmy zgodnym,kochającym się małżeństwem i rzadko kiedy się kłócimy,a już na pewno nie kłócimy się przy dziecku. Cały czas próbujemy uświadomić młodemu,że świat nie zawsze jest taki,jaki on myśli że jest. Rodzicielstwo weryfikuje wszystko to,co było kiedyś dla nas niezrozumiałe, jak byliśmy dziećmi,tylko trzeba mieć otwarty umysł i obserwować to,co się dzieje dookoła. Pozdrawiam ciepło
my mamy bardzo wybuchowe charaktery i kiedys sie pozabijamy i też się boję, że lena odbierze to kiedyś jako bardzo zły dom z którego bedzie chciala uciec, bo sie naoglada seriali o kochajacych rodzinach…
Otóż to, z drugiej strony dziecko musi poznać i doświadczyć również tych złych emocji (oby ich było jak najmniej). Lena wie,że ma kochających ją rodziców, ale nigdy nie wiesz co siedzi w tej małej główce i jak ona Was postrzega – warto rozmawiać nawet z takimi maluchami na trudne tematy. Bardzo ważną rolę odgrywa w małżeństwie szacunek do drugiej osoby. Ja słynę z bardzo ciętego i wulgarnego języka (szczególnie w pracy ;)),ale uwierz mi nie przeszło by mi przez gardło,gdybym miała powiedzieć w złości do mojego męża „ty debilu”, czy „wyp….alaj” i mam nadzieję,że to klucz do udanego małżeństwa,bo z tego co obserwuję inne pary/małżeństwa,to oni w połowie tyle szacunku nie mają co my. To smutne. Temat rzeka,a to przecież Twój blog 😉
A mnie się wydaje, że dzieci powinny widzieć, jak rodzice się kłócą, ale obowiązkowo powinny widzieć, jak się godzą! Z mojego doświadczenia, nie ma nic gorszego niż ciche dni, albo udawanie przy dzieciach, że nic się nie dzieje. A dzieciaki wyczuwają więcej niż nam się wydaje (one mają szósty zmysł…)
Wczoraj oglądałam świetną bajkę o przygodach dziewczynki i o emocjach które kierowały jej życiem gniew strach smutek radość każdy miał inna postać ale …. najważniejsze przesłanie na koniec bez smutku radość nie jest odczuwalna i doceniana . Wszystkie emocje są potrzebne żeby funkcjonować . NJGORSZY jest ich brak . I wtedy wali nam się świat .
Lepiej docierające się dwa wybuchowe charaktery niż obojętność cisza spokój i szczęście tylko na pozór
Dziękuję Ci, ja własnie stoje na rozstaju a Twoj tekst uświadomił mi ,że moja decyzja o rozwodzie jest słuszna.
<3
Z tego co zauważyłam jesteśmy dokładnie w tym samym wieku, moi rodzice również się rozwiedli jak
bylam już dorosla (miałam 20 lat).
Od ok 11 roku życia, kiedy już dokładnie rozumiałam każde wypowiedziane słowo w kolejnej kłótni, kolejne dni w ciszy lub smutna mamę i ciagle zdenerwowanego ojca, marzyłam wręcz, żeby w końcu się rozwiedli. Co musi czuć dziecko, które nie pochodzi ze słownikowo patologicznej rodziny, ale prosi w wieczornej modlitwie Boga, aby ta rodzina się rozpadła?
Niby mieliśmy wspólne wakacje, niby były wspólne święta, rodzinne imprezy etc. Ale właśnie wszystko było na niby. Tak właśnie zapamietalam większość swojego nastoletniego życia.
Dziś rodzice, podobnie jak Twoi, wiodą szczęśliwe życie z innymi partnerami. Jednakze głównym skutkiem ich przedłużonego na sile małżeństwa jest to, że moje relacje z ojcem dziś są nijakie, prawie żadne, co jest bardzo przykre dla mnie, ale staram się o tym nie myśleć. Dla przykładu, mam 10 lat młodszą siostrę, która już dorastała w rozbitej rodzinie. Ona nie przeżyła tego, co ja, bo była za mała, aby rozumieć. Dla niej rozwód rodziców, jako 10 latki był lekka traumą, z której się szybko otrząsnęła, bo rodzice jak mogli, wynagradzali jej to. Dziś ma 19 lat i z tata dogaduje się świetnie, bo ma go za totalnie innego człowieka niż ja i ich relacje nie zostały zepsute toksyczna atmosfera w domu.
Pamiętajcie, nieszczęśliwi rodzice to nieszczęśliwe dzieci.
Pamiętaj,że nie wszytko wygląda tak,jak Ty to widziałaś jako dziecko. Ja po bardzo długim czasie bronienia w myślach swojego ojca,który mnie wychowywał, podczas gdy moja matka wyjechała do pracy za granicę, zrozumiałam, że kłótnie pomiędzy rodzicami,to nie tylko wina matki. Teraz traktuję moich rodziców na równi, nie tłumaczę ani jednego,ani drugiego. To również ma wpływ na naszych rodzicow, jak my sami ich traktujemy jako dorośli ludzie. Moi rodzice nie rozwiedli się,mimo że kilkukrotnie im to proponowałam,czasami jest lepiej,czasami się do siebie po prostu nie odzywają, ale teraz widzę różnicę…
Dziękuje za ten tekst. Moi rodzice rozwiedli się gdy miałam 23 lata… mimo że miałam swoją rodzinę i synka na świecie przeżyłam to bardzo, myślę że bardziej niż gdybym była dzieckiem. Poznali się młodo i młodo brali ślub. Ja z siostrą byłyśmy planowane…ale od początku klepali biede. Tata zimą nie pracował, zaczęły się kłótnie, wtrącała się babcia-mama taty… doszedł alkohol i awantury… tata nas kochał, bo kiedy nie pił był świetnym ojcem… ale z dzieciństwa w większości pamiętam strach, czy wróci z pracy trzeźwy i będzie grał z nami w gry, na gitarze, pojedzie na rowerach czy przyjdzie pijany i zrobi mamie awanture o nic… najgorsze było jak wpadał w ciąg. A ja ze szkoły która była na przeciwko sklepu przez drzwi wyglądałam czy już jest i pije… jak byłyśmy z siostrą nastolatkami nie raz mówiłyśmy mamie żeby dali sobie spokój. Ona trwała… dopiero jak długi urosły do ogromnych rozmiarów, wyjechała do Anglii i to zmieniło sytuację. Teraz każde z nich ułożyło sobie życie po swojemu. Mama lepiej, ojciec gorzej… czy mam żal? Mam ogromny… do tej pory się zbieram psychicznie, czasami jest lepiej czasami gorzej
.. wiem że dzieci widzą więcej…
Sama pochodzę z rodziny, w której odkąd pamiętam rodzice nie byli razem. Prowadzili dwa osobne życia choć nigdy się nie rozwiedli, żadne z Nich się nie wyprowadziło. W jakims stopniu zawsze miałam do Nich żal o to, że nigdy nie podjęli konkretnej decyzji. Broń Boże nie moge powiedzieć, że brakowało mi miłości z ich strony, nigdy ta sytuacja nie odbiła się bezpośrednio na mnie, choć po latach uwazam, że za długo patrzyłam na obraz tej mojej nieidealnej rodziny i śmiało mogę powiedzieć, że teraz, gdy jestem już dorosła, jestem w miejscu, w którym powinnam podjąć decyzje o tym, czy chce założyć rodzinę z moim obecnym narzeczonym … mam wątpliwości, właśnie przez to, że nie miałam w domu rodziców, którzy tworzyliby „małżeństwo idealne”, którzy pokazaliby mi, jak należy żyć z drugim człowiekiem. Pomimo tego, że rodzice się nie kłócili, nie było między Nimi nienawiści nie wspominam tego wszystkiego dobrze. Dlatego jako „dziecko” z rozbitego małżeństwa mogę śmiało, z ręka na sercu powiedzieć, że bycie razem tylko dla dziecka jest najgorsza decyzją, jaka istnieje. Tym bardziej w sytuacji gdy między rodzicami dochodzi do awantur i kłótni. Pamiętajcie, że dziecko wyczuwa zarówno miłość, jak i nienawiść między rodzicami. 🙂
Mam 28 lat. W zeszłym roku w wypadku samochodowym zginęła moja mama. Kiedy miałam lat 21, mieszkałam we Wrocławiu a moi rodzice jakieś 100km ode mnie. Pewnego pięknego dnia, mama powiedziała tacie, że ona się wyprowadza. I nie, to nie była obietnica rozwodu. Było między nimi tak źle, że prosiłam tatę o rozwód. Tata się nie zgodził, bo „to Wy jesteście moją rodziną”. 3 lata temu wprowadził się do domu. Walczyli ze sobą. Jedno na drugie gadało mi przez telefon. Depresja. Mój brat żył, i żyje, w swoim informatycznym świecie. Nagle ten wypadek. I wiecie co powiedział mój tata? Że na koniec , a był to akurat ich urlop, było normalnie.. Tak jak na początku ich związku. Było pięknie.Wiem, że są problemy, ale podziwiam siłę i walkę mojego taty o rodzinę. Wierzę usilnie w to, że wraz z mężem będziemy wspólnie walczyć o nasze dobre życie małżeńskie…Tak jak mój tata walczył o swoje małżeństwo.
Z perspektywy pedagoga pracującego i z dziećmi i z dorosłymi: Trwanie w nieszczęściu i braku miłości to złudne poczucie dobrego wyboru. Taka sytuacja męczy i niszczy dorosłych a dzieciom przekazuje nieprawidłowe wzorce i wyobrażenia. One to wiedzą i czują na długo przed tym zanim dorośli o tym powiedzą. Dzieci nie są głupie, one po prostu są dziećmi.
Dziękuję za ten tekst Olinku, może doda on komuś odwagi w podjęciu tej ogromnie trudnej decyzji!
Z perspektywy dziecka – niedziecka, które od 22 lat myśli „może to dziś coś w nich pęknie” w pełni się zgadzam, popieram i dziękuję Ci Olinku za ten wpis. Za ten i każdy kolejny. Mam nadzieję, że nigdy nie przestaniesz pisać, bo w końcu znalazłam wartościowe miejsce w Internetach. Dziękuję ?
Rozstalam się z byłym, gdy nasz syn miał trochę ponad rok, dla niego taki stan rzeczy będzie normalny i nie musi znosić naszych kłótni. Moi rodzice rizwuedli się gdy mialam 14 lat, fajne wspomnienia mam z dzieciństwa, potem tyllo kłótni, bicie, wypominanie i walka o dzieci…
Ja mimo iż z drugiej strony barykady (mama wychowywała mnie sama) w 110% zgadzam się z Tobą Olinku ! Dziecko odnajdzie się w każdej sytuacji w życiu gdy ma wsparcie rodziców a rodzice którzy nie wojują ze sobą mają więcej sił wspierać dziecko .
W sumie nie mam dzieci ale jestem podczas rozwodu jeszcze chwilę temu myślałam że powinnam zrobić wszystko żeby ratować to malzenstwo bo tak trzeba myślalam sobie ze pewnie gdyby były dzieci to by do tego nie doszło ale wtedy właśnie ciągnelibysmy to wszystko tylko dla nich. Dlatego teraz czytając twój tekst wiem że to w pewnym sensie jest mega egoistyczne ale nie można unieszczesliwiac siebie nawet w imię dobra kogoś innego. Musimy mieć odwagę odejść od tego co nam nie służy. Jesteś wielka!!!! Nawet nie wiesz jak się cieszę że jestes ???
Mój komentarz to również perspektywa dziecka „z wpadki”. Po 15 latach moi Rodzice się rostali, tzn Mama tak zdecydowała, wybrała inne życie, z innym mężczyzną. Nie próbowała tłumaczyć Nam, dzieciom, mnie i moim młodszym braciom, nowej sytuacji. Po prostu tak i już. Zagubiona 15-latka nie jest w stanie zrozumieć, albo jest, chłonie słowa matki o agresywnym Tacie, o alkoholiku. Po 3 latach zrozumiałam, że większość z tych słów była przekoloryzowana, niepotrzebna. Teraz po 10 latach każde z Rodziców ma swoje życie. Tata pogodził się z sytuacją, niedawno poznał Kobietę, jest szczęśliwy, dba o siebie. Mama ma swoją rodzinę od wielu lat, ale jej nienawiść, zazdrość, daje się odczuć na każdym kroku.
Tak jak napisałaś, również wolałabym, gdyby sytuacja w domu, rozstanie, rozwód Rodziców był szybciej, jednak ze zdrowym podejściem. Może nie usłyszałam tyle razy, że zmarnowałam życie. Teraz wiem, że to nie ja byłam winna, że pojawilam się na świecie, gdy moja mama ledwo skonczyla 17 lat… jednak wtedy… przez to byłam zamknięta w sobie, brak pewności siebie zrobił ze mnie szarą myszkę, która boi się mieć swoje zdanie. Dziś jest inaczej, owszem pamiętam wszystko, co się działo, jednak patrzę z uśmiechem w przyszłość i zrobię wszystko, by swoim przyszlym dzieciom nie zafundować takich „wrażeń”.
Super, że poruszasz tematy, o których rzadko się mówi, dziękuję?
Doskonały tekst. Ja też, córka rozwodników, poczułam ulgę kiedy ta fikcja się zakończyła. Ciśnienie zeszło i nastąpił spokój… Natomiast moje już dorosłe córki mówią, że odejście od ich ojca było najlepszą rzeczą jaką zrobiłam w życiu. Dla siebie i dla nich.
„Mamo dlaczego wybrałaś nam takiego tatę” tak zapytała mnie moja starsza córka (miała wtedy ok 6 lat). Co miałam jej powiedzieć? Po raz kolejny udawać że nic się nie dzieje że te wszystkie awantury kłótnie to jest normalne? To pytanie utwierdziło mnie tylko w decyzji która bałam się podjąć od dawna. A czego się bałam? Nie tego że sama nie dam rady bo zawsze byłam sama tak naprawdę, nie tego co powiedzą ludzie czy rodzina bo to mam w dupie to moje życie i nikt go za mnie nie przeżyje. W sumie to nie wiem na co czekałam chyba ciągle liczyłam że on się zmieni. Zmieniał się tylko na gorsze niestety. Zebrałam się w końcu złożyłam pozew rozwodowy i od 5 lat jestem „Panną z odzysku” mam dwie cudowne córki 11 i 10 lat które kocham i one kochają mnie. Mogę śmiało powiedzieć że jesteśmy szczęśliwe. Moje dzieci już mi podziękowały za to że tata z nimi nie mieszka i myślę że jak będą dorosłe nie zmienia zdania. Ja gdybym mogła cofnąć czas to jedyne co bym zrobiła to rozwiodła się wcześniej.
Jako dziecko rodziców, którzy są od lat właściwie tylko współlokatorami i nie tyle, że się nie kochają, tylko się nawet nie lubią, muszę przyznać Ci rację. Wolałabym mieć szczęśliwą mamę, nie słuchać ciągłych kłótni, cichych dni, wiecznego marudzenia jednego na drugie. Ojciec chyba nigdy nie dorosl do swojej roli, ożenił się, bo taka była kolej rzeczy, mama kochała go ponad życie, a on traktował ją zawsze okropnie. Przez lata wszystko mu wybaczala, teraz się już wypaliło. Od lat powinni być rozwiedzeni, czemu tego nie zrobią nie mam pojęcia, wszyscy byliby szczesliwsi. Chyba tylko przez konwenanse jest jak jest. To nie wpływa dobrze na nikogo, i ja i brat mieliśmy przez to spaczona wizję związku, kiedy poznałam teściów, którzy lubią spędzać każdą wolną chwilę razem wydawali mi się dziwolagami. Zdecydowanie uważam, że dla dziecka ma tylko znaczenie, czy rodzina jest szczęśliwa, a nie czy jest „pełna” i bycie ze sobą ze względu na dzieci jest absolutnie bez sensu.
Popieram to całą sobą. W moim życiu bywało różnie, ale nauczyłam się z tym żyć i wyciągnęłam wnioski z cudzych błędów. I dlatego zawsze ale to zawsze sobie powtarzałam, że ślub tylko z miłości – nie z obowiązku. I dlatego za mąż wychodziłam wtedy kiedy chciałam, a nie kiedy ktoś mi mówił, że muszę.
Jestem tego samage zdania . W chwili obecnej rozstaje się z ojcem mojej cudownej córci i robie to z miłości dla niej , ponieważ wlasnie chce uniknąć tego aby wychowywała się w domu gdzie są wieczne awantury i teorii ze kobieta ma pytać o pozwolenie czy może oddychać! Tego jej nie zrobię! A faceta się nie zmieni ! Na nas nowe zycie czeka . Pierwszy krok zrobiony! Brawo Radomska jesteś moim guru!!!?
Będąc dzieckiem bałam się awantur między rodzicami i to czego sie bałam często się zdarzało,potem były tygodnie ciszy i mijania się . W dorosłe życie wkroczyłam z obciążeniem DDA. Chciałam wyjść z tego domu z ich życia. Dziś mam 38 lat mieszkam z rodzicami oni dozyli 50 rocznicy ślubu a ja… współuzależniona ,16 lat z alkoholikiem i 2 lata po rozwodzie….
A ja mam 30 lat i rozstanie rodziców jest dla mnie trudne. Widać dzieckiem swoich rodziców pozostaje się na zawsze 🙂 Boję się, że nie dadzą sobie rady bez tej drugiej osoby, do tej pory dla mnie byli nierozłączni – mama chyba bardzo dobrze udawała zadowoloną ze związku z tatą 🙂
Po rozstaniu rodziców raczej nie było lpiej, może spokojniej ale nie szczęśliwej. My-dzieci niby już dorosłe, bo pełnoletnie, zawsze z jakąś pustką w duszy, nie umiejące ułożyć swojego życia.
Nie jesteś pierwszą osobą od której to „słyszę” co udowadnia, że lepiej mieć dwoje szczęśliwych rodziców osobno niż nieszczęśliwych razem. Rozstania są cholernie trudne. A gdy są dzieci, nawet trudniejsze, ale pamiętajmy o tym, że dziecko nie będzie może pamiętało konkretnych slow czy wydarzeń, ale zapamięta emocje. Moja córka (lat 3) gdy kolejny raz widziała mnie zapłakaną powiedziała mi, że nie chce mieć smutnej mamy, wiedziałam wtedy, że czas podjąć kroki w kierunku rozstania i rozpoczęcia życia na nowo.
Juz od jakiegoś czasu nie muszę przekonywać siebie, ze postąpiłam słusznie składając pozew, ale dylematy, o których piszesz towarzyszyły mi wiele lat. Dziękuje za ten tekst. W imieniu własnym oraz tych Matek-Polek, które stoją przed decyzja.
Mądre słowa… Nie pamiętam ile miałam lat kiedy mama się rozwiodła, pamiętam tylko że to małżeństwo to była fikcja i kula i nogi… więc rozwód jakoś nie specjalnie mnie wzruszył- ojca jako ojca i tak nie miałam, więc wisiało mi czy są małżeństwem czy nie… pamiętam tylko, że dzięki małżeństwu rodziców sama nie chciałam się z nikim wiązać, nie mówiąc już o małżeństwie. Związek moich rodziców był idealnym przykładem jak NIE POWINNO BYĆ i chyba za to powinnam im podziękować- pokazali mi jak NIE chce żyć i od czego mam uciekać…
Dzieki. Bardzo przeżyłam rozwód mojego brata. To glupie bo jestem osoba nie zaangażowana bezposrednio ale tez mi to bardzo pomogło. Rozstal sie z żoną z powodu jej wielkie miesiecznej zdrady. Ich syn, a moj chrzesniak ma 3 lata. Odcinalam mu pepowine. Nie spie po nocach i płacze od kiedy zdrada wyszła ma jaw, później rozwód. Do dzis nie wiedzialam czy brat slusznie zrobil. Dzis już wiem. Dziekuje.
Nie warto byc razem dla dziecka.To bezsensu..Ja jestem po rozwodzie ktory trwał 2 lata i rozwodziłam sie z całą jego rodziną..(ślub zreszta też z cała rodziną brałam)i do dziś walcze o córke (9lat)którą dostał byly mąż…?Napisze kiedyś scenariusz do filmu albo książke z seri horror w biały dzień..
Dziękuję
Ja rozwiodlal się gdy jedna z córek miała 2 lata,a druga 5 i o dziwo, najgorzej rozwód znioslam Ja,chociaż to ja go chciałam. Dla dzieci może było to o wiele łatwiejsze bo Tata mieszkal poza granicami Polski. Początki po rozwodzie były straszne nie tylko dla mnie,ale i dla dziewczynek,typowe prostackie przepychanki ze strony rodziny byłego męża, no bo jak mogłam zostawić taki ideał??a teraz ten ideał już rok nie widział dzieci, kontakt telefoniczny był w tym czasie dwa razy, wcale o niego nie pytają i śmiało mogę stwierdzić, że pomimo tego że tylko ja je wychowuje mam bardzo szczęśliwe córki??
Bardzo ważny dla mnie tekst. Jesteśmy dokładnie w momencie kiedy (jak sądzę) oboje zastanawiamy się nad rozstaniem. Chcemy sprobowac jeszcze terapii…może tylko dla czystego sumienia, może dla dziecka…nie wiem.
W punkt ! Moi rodzice też rozwiedli się jak miałam 23 lata. Też po po cichu zastanawiam się dlaczego dopiero teraz przecież wyciągali z siebie wszystko to co najgorsze. Teraz po prawie 6-ciu latach są amorki, fiołki, inne perspektywy i nowi partnerzy, zupełnie odmienieni ludzie !
PRAWDA? dokładnie to samo 🙂
Jestem dzieckiem rodzicow niestety nie rowiedzionych. Czasem zastanawiam sie jak by to bylo jakby jednak dawno temu ktoros z nich podjelo decyzje o roustabout, o ile zycie moje I mojego rodzenstwa byloby lepsze, spokojniejsze. Tak jak w Twoim przypadku wiem ze oboje rodzicow kochalo nas nad zycie ale nie bylo czasu na okazywanie tej milosci. Nauczona doswiadczeniem wiem, ze nigdy nie skazalabym moich dzieci na zycie w rodzinie w jakiej zylam ja sama. Niejednokrotnie w rozmowach z roznymi znajomymi wspominalam o tym, smutne jest to ze niektorzy nadal uwazaja ze warto zyc w zaklamaniu, w zwiazkach bez przyszlosci wmawiajac sobie ze dzieci kiedys za to podziekuja. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo potrzebowalam przeczytac taki tekst, dowiedziec sie ze to nie ze mna jest cos nie tak. Radomska jak zwykle w samo srednio.
<3...
Super tekst, u mnie w domu bywa różnie. Z tym ze u mnie na rodziców ma duży wpływ to że mieszkają z mama mojego taty, i to ona jest głównym powodem tych wasni. No ale niestety z nią się rozwodu wziąć nie da. Mam nadzieję że mimo to nie skończy się to rozstaniem moich rodziców bo to ich wyniszcza wyniszcza ich związek, dlatego ja obiecałam sobie że jeśli mam z kimś kiedyś żyć razem to bez osób trzecich.
Nie mogłaś wybrać lepszego momentu na publikacje tego artykułu ? wczoraj spakowałam mu rzeczy a dzis dzięki Tobie nie spanikowałam i nadal trwam, stoję murem za swoją decyzja??
Mam 25 lat,jestem po rozwodzie. Slub byl za szybko,bylam zbyt mloda. On byl wdowcem i mial syna zaledwie 2 letniego. Gdy odchodzilam po tym jak uslyszalam ze obraza mnie do innej kobiety,dostal po twarzy i wyszlam. Nie wrocilam. Po pol roku sie rozwiedlismy. Dzis bardzo sie z tego ciesze ze tak sie ulozylo. Ja mam nowego partnera,on kolejna zone ktora dala mu drugiego syna. Mysle ze nie warto spedzac zycie z kims do kogo nic sie nie czuje(jedynie nienawisc i zal), dzieci z pewnoscia wszystko widza i odczuwaja.
Pamiętam kłótnie rodziców i mamę która powiedziała „wiesz, że nie odejdę ze względu na dzieci” i mnie „krzyczącą” sobie w duchu właśnie ze względu na dzieci odejdź, daj nam żyć normalnie! Oczywiście że takie życie ma wpływ na moją dorosłość i moje małżeństwo, więc „dobro dzieci” powinno widnieć w rubryce „za” rozwodem A nie przeciw..
???
Moi rodzice są małżeństwem od 32 lat. Z ich rozmów między sobą i do mnie wynika, że są małżeństwem o co najmniej 30 lat za dużo. Jako dziecko mówiłam im, że wolę być w domu dziecka, albo, że chciałabym żeby tym małżeństwem już nie byli. Nie są szczesliwi. Pokazują to na każdym kroku. A 30 minut w ich towarzystwie jest trudne do wytrzymania. Mam już swoją rodzinę, nie mieszkam z nimi. A oni dalej tą „rodziną” chcą być. Tylko nie rozumiem dlaczego.
To chciałam przeczytać.Obcowanie z manekinem ojca to dramat.Kiedy mój ojciec zmarł miałam 16 lat wcale mnie to nie zmartwiło.Dziś jestem dorosła i nie tęsknię za nim ani trochę.To był dla mnie obcy człowiek w naszym domu,który nie wiedział nawet kiedy mam urodziny.Nigdy nie powiedział mi niczego miłego,nigdy nie powiedział,że mnie kocha,że jest ze mnie dumny.Mogę powiedzieć,że wychowałam się bez ojca mimo tego,że codziennie go widziałam.Mama była jego przeciwieństwem.Być może dlatego moje dzieciństwo uważam za szczęśliwe.Bo był ktoś,kto dał mi to,co powinnam otrzymać od obojga.
Czy można się rozwieść po ludzku… nie wiem. Mój mąż miał taki plan. Że może nawet będziemy się przyjaźnic. Tylko nie wziął pod uwagę jednego, że dla mnie każda rozmowa z nim budzi ból niewyobrażalny. Mam nadzieje, że już niedługo, właśnie jesteśmy w trakcie rozwodu. Dzieci nie mamy, ale dziś się z tego cieszę, nie było u nas kłótni, tyło z dnia na dzień powiedziane „to koniec”. Dlatego tak trudno
Dobry tekst, gdzieś tam wiedziałam o tym wszystkim ale dopiero po przeczytaniu tekstu i komentarzy doszło to do mnie w 100%. Moi rodzice są po rozwodzie już 4 lata (ja obecnie mam 31) i uważam, ze to powinno nastąpić o wiele wcześniej, ale Mama zawsze się bała czy da rade bez niego, oczywiście świetnie daje sobie rade tylko już z chorobami, które się pojawiły po życiu z ojcem, nabawiła się tego wszystkiego przez niego, i po co? Skoro mogło być już dawno dobrze, namawiałam ja do rozwodu już o wiele wcześniej, już byłyśmy dorosłe (mam jeszcze siostrę) i to była męczarnia a on się bawił naszym kosztem, naszymi nerwami i dobrze mu z tym było. On życie jak w Madrycie a Mama wiecznie w nerwach i stresie. Strasznie ja wyniszczył, tego nigdy mu nie wybaczę.
Mój ojciec niby był zawsze w domu ale nigdy tego nie odczułam, całe ciepło i miłość dała nam Mama i dzięki niej potrafię stworzyć kochająca się rodzine a już niedługo się powiększy ?
I jeżeli tworzyć rodzine to tylko przez miłość i chęć bycia razem a nie, bo nie wypada, co ludzie powiedzą albo jak będzie wygladac życie moich dzieci bez taty. Liczy się szczęście i miłość. Szczęśliwa Mama to szczęśliwe dzieci!
Moja historia zaczyna się od ślubu rodziców w 86′. Rok później urodził się mój brat. W 90 ja. Sielanka trwała jakieś cztery lata, kiedy to wszystko się wydało. Mama znalazła w organizerze na narzędzia listy miłosne do koleżanki z pracy. Reakcja natychmiastowa. Tata się wyprowadza. Płacz mamy pamiętam do dziś. Nie wiedziałam co się dzieje, nie rozumiałam… przytulałam i cierpliwie powtarzała, że wszystko będzie dobrze. Była próba powrotu, spróbowania od nowa i nagle… kochanka ojca jest w ciąży. Kolejny cios dla mamy, prosto w serce. Wtedy już na spokojnie decyzja wyszła z mamy strony, że nowe dziecko musi mieć tatę. Znowu się wyprowadził. Rozwód był dopiero trzy lata później, w 97. Bez orzekania, po ludzku. Tata zostawił mamie mieszkanie, które dostał z pracy. Zostaliśmy w nim sami, we trójkę. Tatę widywaliśmy, z początku dość często. Potem, stopniowo coraz rzadziej. Nie dlatego, że nie chciał nas odwiedzać. Przez jego nową partnerkę, matkę jego kolejnego dziecka, a mojej siostry. Dlaczego? Bo była zazdrosna. Myślała, że ojciec zamiast spędzać czas z nami spędza go z moją mamą. Mama przez te 20 lat, do teraz nikogo nie miała. Jej wybór. Choć uważam, że powinna. Nie zasłużyła na to, żeby być sama. My już dawno wyfrunęliśmy z gniazda (choć w przypadku mojego brata to dosłownie odfrunął i już nie wróci).
Teraz mam 28 lat, dwie córki (4 i 3 latka). Wychowuję je sama od dwóch lat, bo niestety ich tatę przerosły obowiązki i uciekł w alkohol. Nie chciałam, żeby to takiego pamiętały. I wiesz co Ci, Olu, powiem? Jest dobrze. Mój były jest dla dziewczynek kochanym tatusiem, nie boją się go. Ja się bałam. Nie pamiętają go pijanego. I dobrze. Widują się, kiedy on ma czas pod moim nadzorem, ale czują się z nim dobrze i wiem, że go kochają. Rozmawiamy ze sobą też normalnie, choć na początku było ciężko i przy każdej możliwej okazji sprowokował kłótnie. Wszystko da się zrobić, ale nic na siłę.
Pamiętam jak kiedyś w podstawówce koleżanka powiedziała do mnie, że mam szczęście, że nie mam taty (zginął w wypadku gdy miałam 7 lat) i tak trochę mi zazdrości bo mam spokój w domu… Wtedy nie do końca mogłam to pojąć ale jej słowa zostały ze mną do dziś. I dziś czytając Twój tekst pomyślałam właśnie o niej.
Mam 28 lat moi rodzice do tej pory się nie rozwiedli chociaż już w wieku nastolatki cały czas powtarzałam po co tak żyć. Wieczne kłótnie brak pomocy w pracach domowych ze strony ojca my zadawaliśmy zeby pomagać mamie we wszysykim. Potrafił wrócić z pracy położyć się i nie robić kompletnie nic i nawet potrafił patrzeć jak my dzieciaki rąbiemy drzewo, nosimy węgiel do piwnicy zeby napalić w piecu itp. Ale mama zawsze mowila jaki rozwód co ludzie powiedzą. A wszystko to bo mamy brata misjonarza No i jak to tak nie da rady nie wypada. Każdy z mojego rodzeństwa ma swoje życie a moi rodzice nadal mieszkają pod jednym dachem i nadal to samo chociaż teraz już trochę spokojniej. A o naszych psychikach nie wspomnę. I zawsze powtarzałam sobie za moje życie na pewno nie będzie takie samo mam nadzieje.
Wspaniały tekst. Taki prawdziwy i taki mądry. Pomimio swojego mlodego wieku jestem wlasnie przed takim dylematem czy trawac w związku małżeńskim ,,dla dobra dziecka” czy walczyc o swoje szczęście. Dziekuje bardzo mi pomogłas ? I love You Olinek ??❤❤
A Jeśli będą Cię trapić myśli czy to co robisz ma sens i czy warto przypomnij sobie ten tekst i te komentarze pod nim, wow..
Dokładnie! Olinku jesteś super! Zobacz ilu ludzi poruszylas
Moi się nigdy nie rozwiedli za to od zawsze były kłótnie i inne akcje. Nie mieli zahamowań żeby przede mną nadawać jeden na drugiego. Dziś już mieszkam osobno(to była najlepsza decyzja zeby sie stamtąd wynieść), żałuję że tak późno się odważyłam. Mam straszny żal, czasem winie ich nawet za to, ze sama sobie zycie nie ulozylam ale to długa historia…
Dziś jak słyszę od kogoś, że jest z meżem/żona bo dziecko… to chce mnie szlag trafić i mówię wtedy wprost co myślę.
Mocny dobry teskt. Niestety Moi rodzice rozstali sie dopiero po 30 latach malzenstwa. O 29 lat za pozno. Ja juz jestem dorosla, Moja siostra tak samo, a za przeproszeniem Ojciec musiał znaleźć kochankę by matka oczy otworzyła. Do dziś pamiętam strach w nocy jak ojciec wstawal do toalety, czy będzie się rzucał czy nie. Albo czy na następny dzień będą zaś wojny domowe i wyzwiska…. takie małżeństwo nie powinno mieć miejsca, nawet w przekonaniu, że dla dobra dzieci. Szkoda, że tak mało się o tym mówi, ludzie dalej mają takie przekonanie! Mam nadzieję, że Twój tekst dotrze do jak największej liczby osób i jebnie ich w głowę, może w moncu zaczną myśleć. Pozdrawiam.
Hej. Ja rowniez podziekowalam mojej mamie ze w koncu wziela rozwod. Zaluje ze tak dlugo sie meczyla z moim ojcem, ta atmosfera w domu, kłotnie. Gdyby to sie stalo wczesniej mogliby sobie ulozyc zycie od nowa…..pozdrawiam.
Ja pragnę tylko dodać, że rozwód jest dla dojrzałych ludzi, trzeba umieć wziąć ten rozwód na klatę. Niestety często dziecko staje się po rozwodzie kartą przetargową służącą rodzicom do robienia sobie na złość. Widziałam wiele sytuacji w których dziecko cierpi niezauważone bo rodzice są zajęci dopierdalaniem sobie nawzajem. Smutne, ale prawdziwe. Rozwód jak najbardziej, ale z klasą. Nie należy niczego robić wbrew sobie nawet ze względu na dzieci. Super tekst 🙂
Nikomu nie życzę rozpadu. Jest to dramat.
Nikomu nie życzę rozpadu rodziny. Jest to dramat.
Bardzo fajny tekst Tym razem moje łzy nie są ze śmiechu, a z czegoś innego… jak dojdę już do tego z czego to ci napisze ??
Dziękuję za ten tekst Olinku. Dzieki niemu po raz kolejny uświadamiam sobie, że dobrze zrobiłam nie czekając na to, że dzieci, że coś tam i jeszcze coś…
Zdecydowanie lepiej się rozstać niż udawać. Moje dzieci dziś cieszą się, że ich mama jest szczęśliwa. One dziś mówią mi mamusiu dobrze zrobiłaś!
Wstrzelilas sie tym tekstem idealnie w czas kiedy stoje przed takim dylematem. Od roku nosze sie z zamiarem rozwodu,ale chyba boje sie podjac ta ostateczna decyzje. Twoj tekst otworzyl mi oczy na pewne sprawy. Wszyscy w kolo odradzaja mi rozwod ze wzgledu na dobro dzieci. A tymczasem Ty tym tekstem i swoi doswiadczeniem uzmyslowilas mi ze rozstanie sie z ojcem moich dzieci bedzie dla nich tym ” dobrem”. Dziekuje Ci za ten tekst
Jak byłam dzieckiem marzyłam o tym żeby moi rodzice się rozwiedli.Niestety to nigdy nie zastąpiło.
Ludzie często (niepotrzebnie) żyją przyzwyczajeniami.. Dla siebie, dla dzieci, tak sobie i dla nikogo.. Rozstania zawsze bolą. . Mniej lub bardziej. . Ale często są bardziej niż potrzebne.. Wbrew pozorom pozwalają odżyć na nowo!!
Moi rodzice powinni wziąć rozwód dawno temu. Wszyscy bylibyśmy szczęśliwymi, lepszymi ludźmi. Jest mega trudną praca nad sobą w procesie tworzenia własnej rodziny, gdy ma się taki bagaż doświadczeń. A oni nadal w tym tkwią.
Dobrze napisane:) lubię czytać twoje wpisy:)!
Sama miałam 16scie lat jak matka zostawiła mojego Tatę, to ja z rodzeństwem namówiłam go do rozwodu, bo on z racji tego ze byłam wtedy jeszcze nieletnia to zastanawiał się nad ratowaniem tego związku, po 10 latach od ich rozwodu jest szczęśliwym rodzicem, a my dostaliśmy lekcje życia, ze właśnie nie trzeba z
Kims być na sile.
Olinek.. ten tekst jest mi tak bardzo bliski.. moi rodzice odkąd pamiętam zawsze żyli i żyją osobno- w jednym mieszkaniu- nie okazując sobie żadnych uczuć. Jestem ich pierwszym dzieckiem, byłam wpadką. Moi rodzice wzięli ślub, bo tak wypadało.. później urodziła się czwórka mojego rodzeństwa. I nigdy, nigdy między moimi rodzicami nie było widać żadnego uczucia, żadnej miłości. Matka w swoim pokoju, ojciec w swoim. Do tej pory żyją razem, a jednak osobno. 27lat. Nie rozwiodą się, bo wiara im na to nie pozwala. I też wolałabym, gdyby to skończyło się już dawno. Może każde z nich i z nas, mojego rodzeństwa byłoby szczęśliwe. Moja mama zaczęła robić kilka lat temu coś, co sprawia, że stała się szczesliwsza, ale równa się to z tym, że jej tutaj nie ma. Ucieka do pracy za granicę, a wracając do domu dwa, trzy razy do roku na tydzień, dwa w dalszym ciągu nie rozmawia z ojcem, śpi osobno.. yhh..
Jesteś boska! Moje dzieci mi nie wierzą, bo nie pamiętają jak było przed rozstaniem. Ale (wiem, że zdania nie zaczyna się od ale) nigdy nie było tak spokojnie i dobrze od kiedy jesteśmy sami. Pozdrawiam Ewa
Po 16 latach spędzonych z mężem postanowiłam, że już dość! Podepnę się Ola pod fragment Twojego tekstu, bo w moim przypadku to strzał w dziesiątkę – ,,po prostu coś zdychało pomalutku, aż padło i nie chce zmartwychwstać”. Byliśmy bardzo młodzi w momencie kiedy zaczynaliśmy tworzyć związek bo mieliśmy po 15 lat, razem czasy liceum, później studia, wspólne mieszkanie, generalnie sielanka, później zderzenie z rzeczywistością, dziecko, obowiązki i ,,otwieranie oczu”. Dostrzeganie wyraźniej wszystkiego czego wcześniej nie chciało się widzieć, albo pozostawanie w nadziei, że te wady zniknął ? Nie zniknęły, było ich więcej i coraz bardziej dawały się we znaki. Dziecko małe, nie rozumie… 2-3 latka, nie wie o co chodzi, nie pyta… Męczarnie totalne ale, co tam? Pełna rodzina jest przecież najważniejsza! Dziecko 5 lat, mama nie wyrabia psychicznie, tata ucieka w alko ale, co tam? Pełna rodzina najważniejsza! No i właśnie DUPA a nie najważniejsza!!! 9 miesięcy temu coś we mnie już tak pękło, że powiedziałam nie! I teraz jestem już po rozwodzie, moje dziecko zmieniło się nie do poznania, radość, otwartość aż z niej bucha i ze mnie też. Chce się żyć, już nikt mnie nie ogranicza, nie traktuje jak nieudacznika… Sama sobie i dziecku. Uwielbiam się za tą decyzję. Wiem, że moje dziecko, może mi za to nie podziękuje, ale będzie o niebo szczęśliwsze.
Ola, bardzo mądry tekst!!! Mam nadzieję, że otworzy oczy komu trzeba. Dziewczyny nie bójcie się bo, na prawdę, jak już podejmiecie tą decyzję nigdy jej nie pożałujecie, będziecie jedynie żałowały, że zrobiłyście to tak późno. Pozdrawiam cały Team Radomskiej!!! Buziole
Bardzo wazny tekst- ja cały czas stoję nad przepascią (tak mi się wydaje) i boję się podjąć ostateczną decyzję. Bardzo trudno rozstać się z człowiekiem, którego dzieci wprost uwielbiają, znajomi uwazają, że masz mega szczęście, że trafił Ci się dowcipny, przystojny gość. Tymczasem w domu masz ponuraka na kanapie, który permanentnie jest niezadowolony, jednak ten ponurak otacza Cię mega atencją i co parę dni skruszony po kolejnej mega kłotni powtarza, że kocha Cię nad życie i jesteś dla niego najważniejsza. A jednak każdy dzień kończy się awanturą, każdego dnia idziesz spać zapłakana, a dzieciaki to widzą i jak już tu kilka osób napisało, ściemnianie dzieciakom, że nic się nie stało jakoś chyba mija się z celem.
Mimo to czekam, boję się- samotności, porażki (to była miłość mojego życia, historia jak z bajki i happy end – do czasu), boję się, że dzieciaki mnie obwinią za rozpad rodziny i trwam… Ten tekst mam nadzieję dolał kolejną ważną kroplę do mojej czary i w końcu znajdę odwagę i siłę by zawalczyć o moje i dzieci szczęście.
Wiele historii przypomina również moją. Moi rodzice rozwiedli się za późno. Niestety ich związek pamiętam jako pasmo awantur, mój płacz, wstyd przed koleżankami, bo rodzice wtedy też musieli wykrzyczeć sobie wszystkie brudy. Oczywiście,że przeżywałam ich rozwód, ale teraz jak patrzę na mamę i widzę w niej tę radość z życia, to uważam, że już dawno temu powinna była powiedzieć dość. Szkoda mi tylko mojego brata, bo był z rodzicami w tym najgorszym okresie, słuchał tego wszystkiego i on już w ogóle nie pamięta moich rodziców uśmiechniętych w ich własnym towarzystwie. A najlepsze jest to, że tata zawsze powtarzał, że rozwiedzie się z mamą jak tylko dzieci dorosną. Serio? Tyle czasu czekać? Wegetować? Z perspektywy czasu rozumiem też trochę mamę, bała się, że sama nie da rady, ale zapomniała, że jest niesamowicie silną kobietą.
Gdyby moja mama i tata umieli czytać ze zrozumieniem, to też bym im to podetknął pod nos. Dorosłem, mam 25 lat i świadomość, że chcieli dobrze, ale nie wyszło. Ukształtowały mnie humanistyczne studia i myślący ludzie.
Szkoda mi tylko mojego dwunastoletniego braciszka. Oby wyrósł na mądrzejszego. Iż jest teraz i oby go nie popsuli swoją małżeńską codziennością…
Moje obrazy z dzieciństwa to pijany ojciec i płacząca mama, która nie ma co do garnka włożyć, bo ojciec poszalał. Może mama i przeżyła traumę w czasie rozwodu bo była pierwsza w rodzinie, niewiele osób ją rozumiało i wspierało. Do tego mój ojciec był osobą publiczną znaną dobrze wśród naszej wiejskiej społeczności, bardzo wścibskiej i nieżyczliwej. Miała trudny czas, ale po ponad 11 latach mogę powiedzieć, że teraz w końcu może być spokojna. Niestety ja, jako dziecko rozwiedzionych rodziców nie mogę się odnaleźć w związkach, ufam za bardzo, nie ufam, lgne do mężczyzn, którzy, tak jak mówisz, dają mi tylko odrobinę bezpieczeństwa. To długa droga, uporać się z tym i uświadomić to sobie.
300% prawdy – u mnie w domu nie było awantur, przemocy fizycznej, z pozoru całkiem dobra rodzina. Pod powierzchnią już nie było tak słodko – nie było miłości, wsparcia i szacunku, była za to cisza i niezręczne mijanie się w korytarzu. 3 pokoje, 3 łóżka, 3 telewizory i 3 osoby, które nie bardzo lubią ze sobą przebywać. Rozstanie nastąpiło kiedy miałam 19 lat, o jakieś 10 za późno, żadne już nie poukładało sobie życia, a szkoda bo to byli dobrzy, ciekawi ludzie, tylko nie dla siebie.
Jestem od Ciebie tylko rok starsza i miałam 3lata mniej kiedy moi rodzice „w końcu” się rozwiedli. Bo już zdałam maturę, bo poszłam na studia, bo „już można”. Zgadzam się z tekstem w 100%. Zdecydowanie wolałabym ich wtedy szczesliwych osobno i skupionych na mnie, niż żyjących obok i nielubiacych się. Długo by opowiadać… 😉
Szkoda, że tak późno czytam te słowa, ale chyba lepiej późno niż wcale. Jestem jeszcze przed rozstaniem choć mentalnie z żoną żyjemy już osobno. Niestety miałem ten sam dylemat czy nie dołożę dodatkowego chaosu w życiu mojego dorastającego syna (18 lat). Niestety jest faktem, że dorasta w domu generalnie pozbawionym radości, fakt braku agresji i wiecznych kłótni nic tutaj nie polepsza. Moje niezdecydowanie kosztowało mnie szansę szczęścia z kimś innym kogo kocham. Także nie, nie jest warto poświęcać własnego szczęścia czy trwania w związku bez radości dla mistycznego „dobra dziecka”. Szkoda, że sobie uświadomiłem to tak późno. Co do: Czy można się rozstać „po ludzku”? Uważam, że czasami można. W moim przypadku, choć jesteśmy wciąż w trakcie rozplątywania naszego małżeństwa, myślę, że jak na razie udaje nam się podejść to tematu dojrzale i relatywnie bez złych emocji dzięki temu, że zdajemy sobie doskonale sprawę z tego, że dobre chwile są już za nami i nie widzimy sposobu na ich reanimację.
Jeszcze raz dzięki za tekst, mam nadzieję, że pomoże innym podjąć tą w sumie nie łatwą decyzję, która przewraca wszystko do góry nogami ale też daje szansę na lepszą, radośniejszą przyszłość.
Moja córka miała 10 lat jak rozstałam się z mężem, sprawa rozwodowa ciągnęła się rok. W tym czasie mój były mąż stwierdził, że nie chce rozwodu. Zaczął wywierać na mnie nacisk twierdząc, że rozbijam „rodzinę”, dziecku rujnuję dzieciństwo itp. Wtedy przeprowadziłam rozmowę z moją córką, spytałam czy chciałaby żebyśmy mieszkali znowu razem, uprzedziłam, że będzie tak jak było wcześniej. Nie widziałam możliwości naprawienia moich stosunków z byłym mężem. I moje mądre dziecko powiedziało „NIE”. Od tego czasu minęło piętnaście lat, w rym czasie nie było ani jednego dnia, ani jednej minuty, nawet przez sekundę, nigdy, nie żałowałam mojej decyzji.
U mnie było nieco inaczej. Nie rozwodziłam się, bo na szczęście nie brałam ślubu. Wpadłam mając niewiele ponad 18 lat, urodziłam sobie dziecię na 19 urodziny. Facet sporo starszy a mimo to bardzo nie dorosły. I o ile była to młodzieńcza wielka miłość to po zajściu w ciążę wiedziałam, że rodzic z niego będzie jak z mysiej dupy wór na mąkę a partner jeszcze gorszy. Ze strony jego rodziny i mojej dalszej były naciski, że jak to, że dziecko to ślub i do końca życia razem. Podjęliśmy co prawda próbę wspólnego mieszkania (dla dobra dziecka, żeby nie było, że tak z góry to skreślam), ale okazało się, że miałam rację. Nie wyszło. Młody miał ze trzy miesiące jak wróciłam do domu mojej Mamy. I było dużo lepiej, choć na wsi, 7 km pieszo do najbliższego pociągu, bez bieżącej wody. Chłopu odwalało, przekonywał, obiecywał, twierdził, że mu zależy, ale na pytanie kiedy przyjedzie do dziecka mówił, że nie wie 😉 teraz syn ma ponad 8 lat, między nami jest lepiej, nadal widzą się sporadycznie, ale stosunki się unormowały. Mam nowego faceta, całkiem świeże dziecko, pierworodny ma, jak to ujął, „zapasowego tatę”, brata i ojca z którym rozmawia przez telefon. Nie widzę traumy z powodu najpierw samotnego wychowywania a później wprowadzenia mu w życie obcego chłopa. Jest nienormalny jak każdy w rodzinie, czyli na nasze normy zupełnie zdrów 😉 Od początku wiedziałam, że nie ma co wiązać się na siłę. Że bez sensu jest pokazywać dziecku taki wzorzec rodziny. Wolałam, żeby mama i tata rozmawiali raz w miesiącu, ale z jakimś szacunkiem i życzliwością niż byli oboje, razem na codzień, ale rzucając w siebie nożami. Wie, że go kochamy oboje. (Mama bardziej, ale to normalne 😉 ). Kiedyś, jak miał ze 3 lata zapytał czemu nie mieszka z nami tata. Wytłumaczyłam, że się nie kochamy, a żeby razem spędzać życie trzeba się kochać. A my byśmy się tylko kłócili. Tego nie chciał.
Jak zwykle w tym co piszesz jest dużo racji, jak zwykle jest to bardzo wyważona opinia, i widać, że przeżyłaś niemało i przemyślałaś też wiele spraw. Materiału na książkę masz w głowie od cholery 🙂
Ale wracając do tematu, od drugiej strony – nadchodzą takie czasy, że jeszcze będzie jak w humorystycznym opowiadaniu Rolanda Topora (swoja droga genialnego satyryka i autora króciutkich opowiadań punktujących naszą rzeczywistość).
Otóż napisał on taką historię, w której kochające się małżeństwo postanowiło się rozwieść – dla dobra dziecka. Bo przez to, że byli razem, to on był pokrzywdzony. Wszyscy jego koledzy mieli rodziców dawno po rozwodach, więc wszyscy dostawali 2x więcej prezentów, mieli 2x więcej wyjazdów, podwójne wakacje – bo każdy z rodziców osobno starał się dzieciom wynagradzać traumę rozwodu.
A on jeden miał gorzej, bo rodzice byli razem i się kochali:D
A co do mnie – no cóż, moi rodzice są razem długo, sądzę, że się kiedyś kochali, czy tak jest nadal to trudno powiedzieć. na pewno brakuje im wzajemnego szacunku. Kłótnie publiczne, publiczne wbijanie sobie wzajemne szpil jest u nich normą. Robią sobie to wszystko, czego nawet durne poradniki dotyczące wspólnego życia odradzają.
Na pewno ich charaktery, jakieś wzajemne zaszłości ciągle są w nich zadrą.
Byli gotowi się rozwieść parę lat temu, ale – być może z naszej winy – nie doszło do rozwodu. Nie wiem czy to dobrze, czy to źle. Ja widzę, że oni tak naprawdę się potrzebują. Bo zdrowie siada, bo jest tysiące spraw w których się uzupełniają, w których samodzielnie chyba nie daliby rady… Ale oni chyba tego nie dostrzegają.
Z drugiej strony – mieliśmy w rodzinie przypadek, gdzie małżeństwo po rozwodzie lepiej żyło ze sobą razem niż przed. Prawie jak w tym monologu:
https://www.youtube.com/watch?v=VpTNEYBhgB4
W każdym razie ja patrząc na nich długo nie wierzyłem, że będę w stanie założyć rodzinę i być lepszym jej elementem składowym niż moi starzy. I to, że jestem po ślubie, że mamy dzieci zawdzięczam tylko mojej żonie, jej wytrwałości i wierze we mnie. Nie wiem kto byłby gotów czekać i pracować problemami z drugą osobą przez -naście lat…
W każdym razie wiem, że w życiu mam jeden stabilny filar – ona. Tylko jej jestem pewien, tylko do niej mam absolutne zaufanie.
aha, zapomniałem o jeszcze jednej sprawie
Wszyscy dążą do ślubu, żeby się pobrać, żeby z kimś być, żeby kogoś mieć… A nikt nie myśli o tym, że to się dobrze skończyc nie może.
Przecież małżeństwo zakonczyć może tylko rozwód albo śmierć…
😉
Moi rodzice rozwiedli się, kiedy już miałam 18 lat. Późno, bo sama sprawa rozwodowa trwała jakieś 3 lata i późno, bo tak długo trwały szarpaniny i groźby w stylu „prędzej was pozabijam, niż dam ci rozwód” ze strony mojego ojca. Żałuję, że stało się to tak późno, chociaż rozumiem strach mojej mamy i to, ile sama ze sobą walczyła, zanim poczuła się na tyle pewnie, żeby zacząć walczyć o siebie i o swoje dzieci. Dzisiaj, 7 lat później, nadal męczymy się z systemem obronnym, który wypracowałyśmy w sobie w głowach przez lata awantur i braku jakiejkolwiek stabilizacji w domu, ale pracujemy nad tym, jesteśmy milion razy bardziej spokojne i szczęśliwe teraz, niż wtedy.
Ważny i potrzebny tekst, bo ludzie w kontekście rozwodu widzą zazwyczaj tylko przykry rozpad rodziny, a rzadko biorą pod uwagę, że tak naprawdę czesto to jedyny ratunek dla niej.
Dziękuję za ten wpis. Ja mogę się wypowiedzieć jako dziecko z takiej „nie-rozwiedzionej” rodziny. Rodzice pobrali się (chyba) z miłości, trochę na przekór swoim rodzinom. I podobno nawet byli szczęśliwi na początku. Podobno, bo nie pamiętam tych czasów. Potem przyszła trudna codzienność, problemy, w końcu i alkohol. Awantury, porozbijane w domu szyby, drzwi, samochody. Brak poczucia bezpieczeństwa, ciągle słyszeliśmy krytykę, wyzwiska, zarówno mama jak i ja z bratem – nigdy nie byliśmy dość dobrzy, jak na wymagania „pana i władcy”. Kiedy już zaczęłam ogarniać w miarę na czym ten świat stoi, namawiałam mamę na rozwód. Ale ona uparcie, że tak się nie robi, że on jest dobry i mądry jak nie pije, że przysięgała. Wyrosłam z mocno zaniżonym poczuciem własnej wartości, i ja i brat mamy za sobą próby samobójcze. Ja mam też za sobą kilka „związków” które polegały tylko na tym, że rozpaczliwie chciałam być z kimś, nawet jeśli on nie był tego wart i krzywdził mnie na każdym kroku. Teraz u rodziców sytuacja jest coraz gorsza, a mama ciągle liczy na to, że on się opamięta (po 25 latach), albo wykończy się sam. Naprawdę wolałabym, żeby się rozwiedli, zanim ojciec narobił takich szkód w naszej psychice.
Świetny tekst! Tak waży i potrzebny! Dziękuję!
Na szczęście nie przeżyłam takiego domu i rozstania lub jego braku, ale zgadzam się w 100%.
Dom pełen nienawiści jest okropny i nikt nie może w imię czyjegoś dobra mu takiego życia fundować.
Ja dla odmiany opowiem moją historię pozytywną. Jestem dzieckiem z wpadki, moi rodzice pobrali się zaraz po moim urodzeniu, byli młodzi, mieli 22 i 25 lat. Bywało różnie i czasami się kłócili, ale generalnie są bardzo udanym i kochającym się małżeństwem, nadal! Niedawno świętowali 30 lecie małżeństwa.
Widać na każdym kroku, że się kochają <3
I to jest wspaniałe 🙂 Dziadkowie to samo, do końca życia (śmierć dziadka) razem i tez tę miłość było widać 🙂
I dodam jeszcze, że mam nadzieję, że sama również stworzę taki związek.
Do końca z miłości, a nie z poczucia obowiązku, strachu czy czegokolwiek innego 😉
A ja dziękuję rodzicom, że pokonali trudności, znaleźli wspólne rozwiązania i dziś są małżeństwem z 30 letnim stażem. Kiedyś zepsute się naprawiało a nie wyrzucało do śmietnika. Gdyby nie Oni, gdyby w chwilach kryzysu, kiedy było ciężko wzięli rozwód to i ja pewnie dziś też borykałabym się z takim dylematem. Tymczasem wiem, że wszystko da się naprawić, wystarczy chcieć. A dla kogo jeśli nie dla dzieci? Trzeba dać Im przykład tak by zakładając swoją rodzinę wiedzieli, że fundamentem rodziny jest miłość, która wiele ma imion. Dziękuję kochani Rodzice, że świecicie dla mnie przykładem <3
Też jestem dzieckiem „późnych” rozwodników. Moi rodzice rozwiedli się kiedy miałam 24 lata. Wtedy uznałam to po prostu za formalność, ten związek nie istniał od jakichś 15 lat. Rozstali się po ludzku, bez niepotrzebnych dramatów. Tylko dlaczego tak późno? Dlaczego zafundowali mi i siostrze TAKI obraz małżeństwa? Dwojga zupełnie obcych sobie ludzi, których łączy wspólny dach, rachunek za prąd i dwie córki. W takiej właśnie kolejności. I myślę, że oni nie rozwiedli się wcześniej nie dlatego, że chcieli ciągnąć tę farsę ze względu na nas. Tak im było wygodnie. Sąd, rozwód, alimenty, może podział majątku. Kto by się w bawił? Dzieci dorosną to pomyślimy. A teraz nienawidźmy się w tych swoich czterech ścianach i jakoś to będzie. Dzieci przecież nie wiedzą i nie widzą.
W moim małżeństwie od dawna się nie układa. Właściwie byłam z tym człowiekiem, bo było mi wygodnie. Oboje pracowaliśmy, niczego nie brakowało. No moźe jedynie uczucia, żaru, szaleństwa. Tego zawsze chciałam. Ale było mi wygodnie. Każdy dookoła powtarzał ” on jest taki dobry, pracowity” więc byłam bo było mi wygodnie. Nie planowałam zachodzić w ciążę, ale stało się. Wiedziałam wtedy, że będę musiała być z nim do końca. Zmieniłam się. Byłam nerwowa, często zaczynałam kłótnie o byle co. Bo wiedziałam, że będę musiała z nim zostać. Kiedy urodził się nasz syn, robiłam co musiałam, ale bez głębszych emocji. Może to okropne, ale dopiero po kilku tygodniach nauczyłam się kochać własne dziecko. A mąż? Jako ten ” dobry i pracowity” zaczął pracować więcej, żeby na wszystko starczało. Doceniałam to, ale jednocześnie byłam zła, że nie mam chwili dla siebie, a kiedy przestałam dostawać pieniądze z macierzyńskiego, zaczęły się głupie komentarze: ” to moje pieniądze, żyjesz za moje pieniądze”, itd. Bolało, ale przecież mówił to w żartach, więc nie miałam prawa być zła. Czułam się brzydka, gruba niedoceniana zmęczona. Z każdym dniem czułam coraz większą frustrację, że nie mogę sobie pozwolić na wyjście z koleżankami. Nie usłyszałam ani jednego dobrego słowa. Moja rodzina dokładała do pieca : „dlaczego mały jeszcze nie chodzi, dlaczego mały jeszcze nie mówi”. Poznałam kogoś kto mnie nie oceniał. Pokochał taką jaką jestem. Kto widział, że kocham moje dziecko i staram się jak mogę. I mimo, że nie wyszło wciąż chciałam odejść, nadal chcę, ale nie mam gdzie. Moja rodzina stoi murem za moim mężem, moja najlepsza przyjaciółka się ode mnie odwróciła. Pracuję tylko na pół etatu, syn nie chodzi jeszcze do przedszkola. Oddaję mężowi prawie 800 co miesiąc („bo przecież nie musi cię utrzymywać” jak wytknęła mi moja mama ” chcesz odejść to odejdź i radz sobie sama a nie rób z siebie ofiary”). Pani psycholog do której chodzę z synem powiedziała, że powinnam założyć Niebiską Kartę, ponieważ mąż stosuje wobec mnie przemoc psychiczną ( nie zliczę ilości sms-ów i telefonów jakie dostaję kiedy jestem w pracy, nagrywa mnie zostawiając telefony z włączonym dyktafonem). Wiem, że jeśli to zrobię stracę na dobre rodzinę. Nie mogę znieść kiedy próbuje mnie dotknąć. Uciekam zostając dłużej w pracy, ale boję się, że mój syn na tym ucierpi. Moi rodzice obwiniają mnie i słusznie. Ja zdradziłam, ja rozbiłam rodzinę. Biorę za to odpowiedzialność. Ale jak mogę być z kimś kogo nie kocham? „Bo mam poświęcić się dla dziecka” słyszę w odpowiedzi. Czy poświęceniem jest to, że jego matka niedługo wyląduje w wariatkowie? Czuję się bezradna i naprawdę nie mam wokół siebie nikogo kto choćby chciał mnie wysłuchać. Bo przecież to ja jestem ta, która zawsze za dużo mówia, a on taki cichy i spokojny. Nie stać mnie nawet na pomoc prawną a na darmową się nie kwalifikuję, bo nie otrzymuję żadnych świadczeń i mam ukończone 25 lat. Chciałabym wyjechać, zacząć nowe życie, ale boję się, że mąż będzie chciał odebrać mi syna, a jak zapewnił mnie mój tata ” nie odbiorę ojcu dziecka”.
Darmowy prawnik jest w każdym mopsie i nie trzeba mieć świadczeń żeby z tego skorzystać. Nie wiem w jakim mieście mieszkasz ale są też fundacje i stowarzyszenia, które zajmują się tym tematem. Do tego w internecie strony dla kobiet w potrzebie. Wystarczy poszukać. Nie ma co patrzeć na rodzinę. Może to hardcorowe i przykre – ale jeśli rodzina robi z Ciebie najgorszą i wariatkę to na co Ci ona? Żeby tego do końca życia słuchać? Daj sobie spokój i ich olej. (Uwierz – dopiero wtedy nagle się zdziwią i zaczną Cię być może szanować, że ogarnęłaś). Nie ma sensu żyć w patologii. Oby Ci się udało wyrwać z tego bagna.
Jestem po rozwodzie i mimo trudu z nim związanego i strasznych przeżyć, wiem że była to najlepsza decyzja w moim życiu.
Moje dziecko ma teraz prawie 7 lat, jest jej ciężko zrozumieć że ma dwa domy. Jednak pomaga w tym psychologa dziecięcy. Polecam każdej mamie skorzystać z usług specjalisty. Czasem tylko po to by usłyszeć że to nie jest twoja wina i że nie musisz nadrabiać wszystkiego za drugą stronę, że mimo rozbitej rodziny musisz wymagać a nie rozpieszczać. Musisz wychowywać i tłumaczyć.
Teraz mam swoja niwa rodzinę, mam swobodę i .mogę się rozwijać. W małżeństwie nie miałam prawa do niczego. Ale ten typ tak ma!!!
Sama o sobie mówię że jestem zwolenniczką rozwodów. Jak widzę koleżankę która meczy się w małżeństwie ale mówi że jest z nim tylko dla dzieci, to mnie serce boli.
Mamy tylko jedno życie więc przyjrzyjmy je na własnych zasadach i bądźmy egoistkami. Tylko będąc szczęśliwa i spełniona kobietą, wychowam mądrze i w szczęciu swoją córkę.
Kobiety życze wam więcej odwagi do wprowadzania zmian w swoim życiu.
Mój genialny ojciec, po latach wojen, awantur, chlania i robienia rozrób, postanowił sprytnie poczekać aż ja będę już na studiach a młodsza siostra skończy 18 lat, żeby nie musieć mieć problemów pt. z kim dzieci w sądzie. Oczywiście w tym czasie już coś bzykał na boku. Okazał się być głupim niedorozwojem, z mózgiem niedorozwiniętego nastolatka, który próbuje „wychować” dzieci (chyba siebie). Do dziś pamiętam, gdy w pewnym momencie się na mnie wkurwił i złapał za gardło – powiedziałam mu wtedy, żeby ścisnął mocniej to będzie miał przesrane w sądzie. Odpuścił. Z chamami się nie rozmawia. Mimo, że pracuję w mieście, w którym mieszka, a nie jest ono duże – gdy raz na 2 lata mnie widzi udaje, że mnie nie zna. Z resztą. Po co utrzymywać kontakt z kimś kto jest pierdolniętym chujem. Tylko czekam na to aż się zestarzeje i przyjdzie biadolić (bo pewnie wtedy sobie o mnie przypomni), żeby mu pomóc. Hahaha – kopa w dupę i wracaj do nowej żony, Tyle w temacie. Są ludzie dobrzy i są po prostu tacy co urodzili się skurwysynami. Życie uczy, że od tych drugich należy się odizolować i to jak najszybciej. Etap „matki teresy” mam już dawno za sobą. Nauczylam się, żeby żyć trzeba dbać o siebie a nie o toksyczną przeszłość. Wyszlo mi na dobre. Tekst bardzo dobry.
Ostatnio mam wątpliwość w tym temacie. Bardzo dużo młodych par takich nawet 2 lata po ślubie się wokół rozwodzi.
Zawsze mówiłam, że jak będzie w moim małżeństwie bardzo źle to się rozwiodę. Teraz jednak mam wątpliwość…
Moi rodzice są 35 lat po ślubie i kiedy z nimi mieszkałam to większość czasu pamiętam jako wieczne kłótnie, ciche dni itd.
Jakoś to przetrwali, nie wiem jak prawdę mówiąc.
W momencie jak dzieci czyli ja i siostra wyfrunęłyśmy z gniazda i założyłyśmy własne rodziny oni jakby przeżywają drugą młodość. Są najlepszymi dziadkami dla mojej rocznej córki, są dla siebie świetnymi towarzyszami i dopiero teraz widzę jak bardzo się kochają.
I stąd moja wątpliwość. Jeśli rozwiedliby się lata temu nie mieliby tego co łączy ich teraz, a ja nie miałabym tak cudownego domu rodzinnego do którego jeżdżę z wielką przyjemnością.
Subiektywny tekst, który miesza w jednym worku zdradę, przemoc i „paraliżującą ciszę”. Autorka i część komentujących zna najwyraźniej inne przypadki „dzieci z rozbitych rodzin” niż ja, albo nie zna ich na tyle, aby zdjęli przed nią maskę. W dzisiejszych czasach, coraz częściej m.in. za sprawą takich tekstów jak ten w którym próbujemy uzasadnić swoją decyzje o błędnym doborze partnera kolejne pary małżeństwa rozwodzą się kiedy tylko, w ich życiu pojawią się jakiekolwiek problemy. Nie umiemy już walczyć o miłość.
Od początku do samego końca czułam się jakbym czytała o swojej rodzinie. Ja jetem z wpadki, dalszy scenariusz znany. Szkoda tylko, że jestem po 30tce, a rodzice nadal się nawzajem wyniszczają i nie potrafią przerwać zaklętego kręgu. Średnio było. Dni w których wszyscy się uśmiechali nazywałam „dniami dobroci dla zwierząt”. Ojciec dyktator, matka w głębokiej depresji, a ja… no cóż od 2 lat w terapii. Łatwo nie jest, ale mam nadzieję, że jest jeszcze dla mnie szansa na lepsze jutro.
Poruszający tekst. Komentarze jeszcze bardziej. Jednak pozwolę sobie dodać trochę miodu. Moi rodzice mieli kryzys kiedy miałam 12-14 lat. Głośne kłótnie, potem ciche dni, spanie osobno. Mama już prawie złożyła pozew. Przetrwali to. Dotarli się. Tata się wychował 😉 mama może też spokorniała. Teraz mają 60 lat przyjaźnią się i są dla siebie bardzo czuli. Dzisiaj cieszę się i mama też się cieszy ze nie postąpiła pochopnie. Ale w naszym przypadku kryzys nie odbił się na niczyjej psychice. Nie było przemocy czy alkoholu. Ot małżeńskie kłótnie, które umiarkowanych ilościach są także nauką.
W samo sedno. Pamietam smutek mojej mamy, pamietam ich milczenie. Kłótni nie było zbyt wiele ale jak juz sie zdążały to nigdy nie zapomnę jak obrażał mamę a ja byłem zbyt mały żeby jej pomóć. Jak tylko skonczylem 12 lat uświadomiłem sobie, że mama nie kochała mojego ojca którego nie można było pokochać. Był człowiekiem zimnym, wyrachowanym, poświęcającym czas pracy i swoim zainteresowaniom. W naszym domu nie było miłości…
kiedy dorosłem rodzice rozwiedli się a moja mama została sama i sama jest do dzisiaj. Kiedy odwiedzam ją samotność i zmarnowane zycie ma wypisane na twarzy. Zapytałem kiedyś dlaczego tak pozno sie rozwiodła, przecież mogła to zrobić dużo wcześniej kiedy byłem mały. Miała by czas na ułożenie sobie zycia z kimś innym, z kimś kogo mogłaby pokochać i kto obdazyl by ją uczuciem. Odpoiedziala ze rozbiła to dla mnie, chciała żebym zyl w pełnej rodzinie… brak mi słów! Dzisiaj mam grubo ponad 30 lat i nie moge znaleźć sobie kobiety z którą mógłbym założyć rodzinę, nie potrafię okazywać uczuć mimonże tyle ciepła dostałem od mamy. Nie warto czekac!!!
Moja Mama rozwiodła się stanowczo za późno. Mam trzy siostry, tylko najmłodsza, która prawie nie pamięta tego co się działo ma prawie normalny dom, reszta albo po rozwodach albo w chorym związku. Ja rozwiodłam się też zbyt późno, ale nie czekalam jak spora część kobiet aż dzieci dorosną, wolałam, żeby nie patrzyły na chory związek, bo potem same taki stworzą. Nigdy nie żałowałam rozwodu, żałowałam ślubu wymuszonego przez otoczenie……
Powiem tak, dzięki temu, że moi rodzice się rozwiedli dosyć wcześnie, byłam w stanie wybaczyć ojcu i nie żyć w nienawiści do niego. Przez to, że nie ma go w moim (naszym) życiu. Poza tym, jestem dumna z mamy, że z biednej, szarej dziewczyny stała się odpowiedzialną, zaradną kobietą.
Wspaniałe napisane!
Ja z drugiej strony barykady. To ja zagotowałam swoim dzieciom kiepskie dzieciństwo, za co teraz płacą. Wierzyłam, że się poprawi a gdy już przestałam, okazało się że tak naprawdę nie mam dokąd pójść. Zero wsparcia.Więc uciekłam za morze. Rozwiodłam się po prawie 20 latach (pierwsze podejście było po 15 ale sędzia uznała, że nie ma podstaw do rozwodu, bo „powód kocha”). I kupiłam sobie rozwodowy prezent, bilet na koncert ukochanego Depeche Mode 😉
Moi rodzice rozstali się cztery lata temu. O jakieś 28 lat za późno. Miałam być „późnym dzieckiem na zgodę”. Niestety moje przyjście na świat nikogo nie pogodziło, a jedynie postawiło mnie w roli rozjemcy, sędziego, przekaźnika i materiału na wyładowanie złości i frustracji. Od ponad dwóch lat jestem w terapii, po stanie na granicy załamania nerwowego. Próbuję poukładać swoje własne małżeństwo, a nie jest to łatwe, bo podświadomie kopiuję niektóre zachowania z własnego domu rodzinnego…
Jak ja to dobrze rozumiem.. Chyba od 12 roku życia modlilam się żeby moi rodzice sie rozwiedli. Toksyczna sytuacja trwająca przez lata w domu sprawiła, że mam ogromny żal do rodziców, szczególnie ojca.. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że to jaka teraz jestem, jak postrzegam swiat i ludzi w ogromnej mierze wynika właśnie z tej toksyny która wyniosłam z domu. Mimo to, że wyprowadziłam się z mamą od ojca (później rodzice się rozwiedli) ta Toksyczna sytuacja poniekąd trwała dalej – rozprawy o alimenty itp. I dziś mając prawie cwiercwiecze na karku tak strasznie zazdroszczę ludziom, których rodziny byly normalne, bo tak naprawdę to nie wiem jak to jest…
Nie ma nic gorszego niż bycie ze sobą na siłę „dla dziecka”. Przetrwałam tak rok i się rozeszlismy.
Zapamiętalam smutną mamę i manekina zamiast ojca. Obecny tylko w teorii. Odwieczna gra pozorów w imię „dobra dzieci”. Teraz gdy jestem już dorosla nie pamietam tego dobra. Nie chce wracac do domu rodzinnego, ktory kojarzy siez nerwami, stresem, smutkiem i udawaniem ze jestesmy szczęśliwa rodzina (bo przeciez pełną!). Moj brat uwaza ze uciekam, odwracam sie od nich. On czuje ten „dlug wdzięcznosci”, ja nie. Czy jestem zlym czlowiekiem? Pewnie cos w tym jest.. Ale jak tu nie uciekac, gdy wiesz, ze wprawdzie na drugim koncu Europy, ale masz swoj prawdziwie spokojny, dobry dom. Z kochającym mężczyzną, bez udawania, pozorów, krzykow. Mamo, dlaczego wybrałas nam takiego tatę, takie zycie, taki dom?
Pięknie napisane !!! Dziecko z rodziny gdzie rozwód tez był za późno ,dlatego ja na swoje szczęście nie czekałam
Tak długo jak moja mama i rozwiodłam się wcześniej nie dając sobie wmówić ze złe robię
Ja mam 33 lata i w takiej rodzinie się wychowałam, gdzie rozwód byłby „a co ludzie powiedza” mega wstydem. Tata często wyjeżdżał wiec opieka nad nami i domem spadała na mame, wzajemne frustracje, bo wracał zmęczony i chciał odpocząć, a mama zaganiała do pomocy nasilały się i rzeczywiście czasami widać było, ze się po prostu nie znoszą. Próbowali nie kłócić się przy nas, ale nie zawsze udało się ukryć buzujących emocji. Ja sama się rozwodzę, niestety mam trudności w nawiązaniu jakichkolwiek relacji damsko-męskich na dłuższa metę, na jakakolwiek mete. I szczerze nie wiem co jest tego przyczyna;( I to jest po prostu smutne. Boje się ze nie będę umiała przygotować córki do życia, bo nie będę wystarczającym przykładem. I pięknie to opisałaś w swoim artykule ze albo strach przed związkiem i kompletna rezygnacja albo pierwsze lepsze zainteresowanie… cena za poświęcenie rodziców okazała się naprawdę zbyt wysoka…
Ja się tak popłakałam że łeb mi pęknie chyba…. Niestety przeżywam rozwód i walkę o dzieci już 3 rok i to trwa i nie widzę końca tej traumy. Co gorsza moi rodzice żyją w toksyczny związku a ja jestem chyba tym najstarszym owocem które wsiąkło wszystkie najgorsze i najbardziej toksyczne soki….. Nawet ciężko mi tu opisywać co przeżyłam i przeżywam ale to piekło na ziemi a ja jestem nieustającym wojownikiem między jeszcze tymi niestety dwoma światami przeszłości i przyszłości przeplatające się dniami teraźniejszości. Niestety nikt nie odgadnie co jest lepsze rozwód czy tkwienie w tym shitcie…. Ja uważałam że rozwód bo jak można dzieci nauczyć miłości nie czując jej do drugiego człowieka. Wydawało mi się że ja zdołam dzieciom zastąpić miłość całego świata że ich ochronię, przyznaję nie zdołałam. Jeden wojownik nie zdoła pokonać armi bez wsparcia nie można…. Obarczona przeszłością i winą przez rodziców, Obarczona też obowiązkiem radzenia sobie ze wszystkim samemej, polegam na polu walki…. Nie ma rady nie ma recepty. Jednym się udaje drugim nie…. Prawo też stoi tylko za nielicznymi, ja trafiłam do tej grupy gdzie sprawiedliwość jest ślepa, głucha i nieludzka…. A depresja, niemoc, co to jest w obliczu życia i dzieci które muszę wychować i pokazać że ja wszystko mogę…. MUSZĘ!!!
Święte słowa, które powtarzam bardzo często słysząc argument ,że ktoś robi to dla dzieci .To czyli trwa w relacji bez miłości A często też szacunku .Zawsze mówię że taki przykład daje dzieciom , taka ich obarcza obroża. Pokazując że małżeństwo to ludzie którzy się nie szanują czasem nawet nie lubią. Dzieci bardzo często nas nie słuchają Ale korzystają z naszych przykładów podświadomie .trwanie w toksycznym związku to pokazanie dziecku przykładu na życie. I ja znam przypadek rodziny która tak spaczyła własnych synów, oboje nie są teraz w stanie ułożyć sobie życie bo w głowie za mocno siedzi przykład rodziców, którzy żyją osobno w jednym domu .rozwód nie jest super , zawsze jest traumą Ale bywa dobrym rozwiązaniem właśnie dla dzieci .Dziękuję Ci Olinku za ten tekst , szerz go bo to ciągle u nas temat tabu .
Rozwiodłam się gdy moja córka miała trzy lata. Dziś ma 13 i ostatnio powiedziała… dziękuję mamo że się rozwiodlas,tata nic się nie zmienił. Byłam dumna że oszczedzilam jej naszych kłótni i obrzucania się gownem. Amen
Dziękuję ,że mogłam to przeczytać . Jestem mama dwoch dziewczynek do lutego bylam mezatka mozna powiedziec ze szczesliwa (czasem zdarzały sie zgrzyty) w momencie gdy urodzilam mlodsza corke w kwietniu maz mnie pobil i odszedl. W tej chwili mieszka z kochanka corkami sie nie interesuje a ja czekam.na rozwod. 🙂 my mamy musimy byc twarde.
Podjęcie decyzji o rozwodzie to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu, byliśmy małżeństwem weekendowym mąż turowiec a kiedy był w domu to alkohol i ciagle awantury. Decyzja była trudna byłam zależna od męża finansowo na całe szczęście mieszkaliśmy w moim domu z moimi rodzicami na których pomoc i wsparcie zawsze mogłam liczyć . Dawanie kolejnych szans i obietnice poprawy męża ze przestanie pic były tylko obietnicami . Rozwiedliśmy się kulturalnie bez kłótni i wygrzebywania brudów przed sądem, rozmawiamy normalnie ale przyjaciółmi nie jesteśmy, każdy ma swoje niwe życie niwego partnera jest super i dzieci są szczęśliwe z tego jak jest teraz.
Świetny tekst. O rodzinach, dla których nie ma ratunku, bo rzeczywiście-teraz zbyt łatwo się poddajemy czasami i stąd większość związków trwa jakieś 3 lata. Rezygnujemy z błahych powodów,wierząc,że czeka nas lepsze (bo koleżanka ma faceta co jej codziennie śniadanko robi albo kwiaty do pracy wysyła,a ona się chwali na insta).
Bardzo bym chciała by moja mama wiele lat temu rozwiodła się z ojcem alkoholikiem,totalnie do niej niepasującym człowiekiem… i miała spokojne,szczęśliwe życie,partnera,na którego zasługuje. Dla niego pewnie oznaczałoby to totalne dno, choć o tym się nie przekonam. Bardzo bym chciała by odeszła choćby teraz. Ale dla niej za późno na zmiany,ona żyje od lat w swoim świecie,bierze leki,czerpiąc z muzyki i natury niewyobrażalną siłę by to wszystko znieść.
Codziennie boję się,że pęknie jej serce. Nie oceniam jej, proponuję pomoc, ale czasem nic nie możemy zrobić. Jestem za rozwodem, ale nie z powodu skarpetek zostawianych koło łóżka czy innego stylu spędzania wakacji.
Problem z małżeństwem polega na tym, iż dzisiejsze kobiety traktują mężczyzn jak zabawki i bankomaty. Przykro to mówić, ale wszystkie te traumy są często wynikiem niskiej inteligencji emocjonalnej Naszych Pań i braku szacunku do mężczyzn, pogardy dla nich i odmawiania im praw do uczuć. A biedne dzieci cierpią, że małżeństwo dla Pań nie jest żadną wartością, a jedynie kolejną przygodą w życiu.
Czytam te wszystkie komentarze i płaczę. Mam męża i dwoje dzieci,mój domu jest bez radości, szacunku ,szczerze nie mozna nazwać ho wogole domem.Cigle kłótnie, ciche dni już mnie przerastają, bo tak bardzo bym chciała mieć małżeństwo takie normalne ,chciałabym czuć się kochaną, chciałabym choć raz usłyszeć że jestem najważniejsza dla niego osoba,bo przez 12 lat nigdy tego nie usłyszałam. Mojego męża kocham i nienawidzę, i coraz częściej myślę żeby się rozstać ,tylko że jestem piepszonym nic nie wartym tchórzem ☹porostu się boję .
jakbym czytała o sobie, z tym że ja już miłości do mojego męża nie mam. Też boję się rozwodu. Nie samego rozwodu jako takiego ale wiem że mój mąż nie odpuści i nerwów mi napsuje, choć z drugiej strony już mam nerwy zszargane więc może lepiej odciąć się od toksycznego gada?
Witajcie, jestem o krok przed rozwodem, mam 2 dzieci w wieku szkolnym, oficjalnie jeszcze nic nie wiedza. Niestety sytuacja ciagnie sie juz kilka dlugich lat i wreszcie postanowilam dac jej kres. Musze sie z dziecmi wyprowadzic z domu bo mąż uważa , że skoro mam być szczesliwa bez niego to nie w naszym domu. Boje sie bardzo reakcji dzieci. Mąż nie chce z nimi o tym rozmawiac bo wina obarcza mnie i ja mam to zalatwic. 10 lat walczylam o ten zwiazek, ale poleglam. Nie klocilismy sie, raczej milczelismy, nawet miesiacami. Kazde z nas ma inne spojrzenie na swiat. Kazdy widzi szczescie inaczej. On typ meczennika, ja nastawiona na zmiany, pracowita, zaradna, samodzielna co jak sie okazalo nie do konca jest moja zaleta bo chodzilam do pracy zamiast dzieci bawic, no ale ktos musial, a moja pensja byla pewnym zrodlem dochodu i to nie malym. Jestesmy razem 21 lat od czasow liceum i chyba nigdy nie umielismy sie soba cieszyc i zyc pelnia zycia. Jest dobrym ojcem ale nie partnerem. Albo robie najlepsza albo najgorsza rzecz w zyciu.
Ja starałem się jeszcze przed ślubem być dla żony na każde zawołanie rycerzem na białym koniu. A ona to wykorzystywała w sensie bardzo dużo ode mnie wymagała. Stałem się pantoflarzem , ktorego wykorzystywała na potrzeby swoje i swojej rodziny. Koledzy próbowali mi to dać do zrozumienia, ale nie wiedziałem o co im chodzi. Teraz mamy małe dziecko, które oboje bardzo kochamy. Żona bardzo dużo sprząta, gotuje, pierze, prasuje i niby wszystko ok. Ale każdy mój sprzeciw, czy błąd który popełnię dostaję burę, a jeśli idę w zaparte lecą wyzwiska. Czasem też nie wytrzymuję i jej odplacam tym samym wtedy straszy rozwodem. Nie wiem, gdzie się podziac w domu, bo jak tylko usiądę na chwilę to zarzuca mi zabójcze spojrzenia. Jestem przynieś, wynieś, pozamiataj. A i tak wg niej leniem śmierdzącym. Mówię jej ze dom nie musi błyszczeć, a jak gary trochę poleżą to się nic nie stanie, to wtedy na mnie wybucha. Niby jak jej przytakuje jest milo i super, a jak nie to wiecznie agresja. Ja byłem kiedys wesoły i szczęśliwy. Teraz też jestem nerwowy jak ona. A żona wyniosła to z domu tj. agresję. Kocham nasze dziecko i nie wiem co dalej.
Osobiście kazałam mojej Mamie odejść od Ojca, kiedy miałam 16 lat… I po ich rozstaniu wreszcie miałam dwojga kochających rodziców… także tego…
Dziękuję. Bardzo dziękuję za ten tekst. Otworzyłaś mi oczy. Bardzo….
Dziękuję, że przypomniałaś ten tekst. Jestem właśnie w trakcie rozwodu. Mamy 2letnią cudowną córkę. Kocham ją i chcę dla niej jak najlepiej, ale nie potrafię zostać w związku z jej ojcem. Różnimy się pod każdym względem. Podejście do ludzi, do pieniędzy, do pracy, do porażek. Staram się myśleć pozytywnie, lubię ludzi, dawać im radość, staram się myśleć o przyszłości i coś odkładać, praca jest moją pasją i zwyczajnie lubię coś do niej robić. Kocham swoje dziecko ponad życie, ale wiem, że mogę robić coś więcej niż tylko gotować jej obiady. Wiem, że przy odpowiednim wsparciu wszystko bym pogodziła. Niestety, mój mąż ma na wszystko całkiem inne spojrzenie. Bardzo często się o to kłóciliśmy. Doszło do tego, że kazał mi rzucić pracę, bo jego zdaniem przez nią nigdy nie będziemy szczęśliwi. Mało tego on też nigdy nie przebierał w słowach. Czułam się bezwartościowa jako żona, matka, kobieta i człowiek. Dopiero w pracy miałam szansę dostrzec, że mąż nie do końca ma rację. Widzę, jak bardzo córka mnie kocha. I mam nadzieję, że pokażę jej, że jestem dobrą matką, nawet dając część serca swojej pracy. I że nigdy nie spełnią się słowa mojego męża, że w końcu córka przekona się jaka jestem i się ode mnie odwroci..
Tekst super i taki prawdziwy. Myślałam, że tylko ja mam żal do mamy że wcześniej nie rozwiodła się z ojcem. Uważam, że dzieciństwo moje i mojego brata wyglądało by inaczej, gdyby nie ta huśtawka nastrojów….na pokaz szczęśliwa rodzina a tak naprawdę pamiętam większość awantur, strachu i lęku. Mojego brata już nie ma z nami….popełnił samobójstwo w wieku 27 lat – nie potrafił sobie poradzić z odtrąceniem partnerki…ale czy to był główny powód? Według mnie NIE…. ja winie za to moich rodziców…niestety nie dali nam poczucia bezpieczeństwa i wartości…nie nauczyli że można na nich liczyć…że problemy można rozwiązać. Nie chce wspominać dzieciństwa…napewno było by lepsze gdyby rodzice byli by osobno a nie na siłę tworzyli rodzinę.
Tekst dający bardzo dużo do myślenia jeśli człowiek choć raz pomyślał nad rozstaniem. Przeczytałam wszystkie komentarze. Z każdego wyciągnę jakiś wniosek. Dziękuję za tak mądre teksty.
Jeszcze tego nie zrobiłam ale zrobię to – dzieki temu wpisowiPodziękuję rodzicom, że się nie rozwiedli. Ta historia mogła się skończyć inaczej ale mam kochających się rodziców wyszli z tego zwycięsko.
Najgorszy był dzień gdzie z łazienkowej półki zniknęły kosmetyki taty. Półka, która pękła w szwach nagle stała pustą.
Wykonali kawał dobrej i niewyobrażalne ciężkiej roboty.
Witam.Bardzo dobry tekst .Ja sama jestem zdania że jeżeli ktoś uważa ,że nie rozchodzi się tylko dla dzieci bardzo je rano.Ja jestem rozwiedziona od 2014 roku mam 3 synów teraz w wieku 17,15,13 lat i wiem że podjęłam słuszną decyzję.Oni nie mogli żyć w tej patologii jaką im oboje urządziliśmy przez to że koleżanka z pracy panna bez obowiązkow była bardziej dostępna niż matka która ciągle przesiaduje i wychowuje dzieci.Owszem po 5 latach próbujemy z byłym mężem coś odbudować .Idzie nam całkiem nieźle ?,ale zawsze liczę się z ich zdaniem .Jeżeli uważaliby że ich ojciec nie zasłużył na szanse nie dałabym mu jej.Oni widzą to inaczej i czym są starsi dużo mówią o tym i uczą nas rodziców.Dużo przeszli patrząc na awantury itd ale wynieśli bardzo wielka mądrość na całe życie.Tekst idealny.Pozdrawiam i życzę powodzenia.
Wróciłam do tego tekstu, bo moja koleżanka cały czas waha się nad podjęciem ostatecznej decyzji w sprawie rozwodu. Powiedziałam, że ma ten tekst przeczytać i się nieco zastanowić. Ja sama, jako dziecko wpadka pamiętam, że rodzice wiecznie się kłócili, obrazali. Pamiętam masę awantur. Rodzice mieli po 18 lat kiedy przyszłam na świat i dziś jest to dla mnie jasne, że nie byli gotowi na podejmowanie dojrzałych decyzji. Po 8 latach rozwiedli się. I mimo, że samego momentu rozwodu nie pamiętam, wiem że wtedy moje dzieciństwo bardzo się zmielo. Na plus. Niedawno o chodziłam 30.urodziny i rodzice razem przygotowali dla mnie obiad niespodziankę. Pierwszy raz od lat wszyscy (mama z mężem i moim rodzeństwem oraz ojcie ze swoją partnerką) usiedlismy przy wspólnym stole i świetnie spędziliśmy czas. I wolę takich rodziców, niż tych których pamiętam z dzieciństwa.
MATKI, KTÓRE SAMOTNIE WYCHOWUJĄ DZIECI I UZYSKAŁY JE Z POWODU STRONNICZYCH I DYSKRYMINUJĄCYCH OJCÓW SĄDÓW RODZINNYCH CZYNIĄ DZIECIOM KRZYWDĘ PRZEZ ALIENACJĘ RODZICIELSKĄ. WIĘKSZOŚĆ TYCH MATEK NIE WYTRZYMUJE TRUDÓW MAŁŻEŃSTWA. TO NIEDOJRZAŁE I NIEODPOWIEDZIALNE KOBIETY. W POLSCE WSPÓŁCZYNNIK DZIETNOŚCI TO 1,33.
TO 232 MIEJSCE NA ŚWIECIE (dane z 2014 r.). OZNACZA SIĘ, ŻE „MATKA POLKA” TO MIT. NALEŻY TO ZASTĄPIĆ TERMINEM POLSKA EGOISTKA.
TE POSTY POTWIERDZAJĄ, ŻE KOBIETY SZUKAJĄ NA TYM FORUM USPRAWIEDLIWIENIA ZA ZNISZCZENIE ŻYCIA SOBIE I INNYM.
Swietny tekst. Polecam niezdecydowanym wizyte u psychologa i poczytanie na temat toksycznych zwiazkow. Jestem z zona 13 lat. Pracuje, zarabiam niezle mozna powiedziec dobrze. Oboje z zona mamy swoje pasje. Mam taka prace ze 2/3 w tygodniu zona moze ja realizowa. Po porodzie 2 corki wzialem 2,5 miesiaca wolnego zeby zajmowac sie po polowie coreczka i zeby zona nie zbzikowala. Wiem ze zajmowanie sie malym dzieckiem to swietna sprawa ale rowniez meczaca. Niezbedne jest wymienianie sie zeby nie dostac pierd…No i tak dzielimy sie wszystkimi domowymi obowiazkami pieknie?? I co z tego jak ciagle slysze to nie tak nie srak, znowu czegos nie kupiles, zle poodkurzales, jestest niedojeb…itd itd. nie dotykaj mnie. Na to wszytko patrzy moja starsza corka i sama zaczyna sie tak do mnie zwracac bez szacunku. Sam pochodze z rozwiedzionej rodziny. Zaluje ze to stalo sie tak pozno. Moj ojciec traktowal tak moja matke jak mnie teraz moja zona. mialem taki wzorzec malzenstwa. Obiecywalem sobie ze moje takie nie bedzie i co? Jest tak samo. Dzisiaj moge powiedziec dla dziecka lepsi szczesliwi rodzice oddzielnie niz toksyczni razem
Wlasnie rozwodze sie i mimo płaczu i cierpień to jest najlepsza decyzja jaka podjęłam mam 20 letnie dzieci .powinnam to zrobić wcześniej…ale te dzieci rozwodnikow niestety muszą zrozumieć że taka decyzję nie podejmuje się z dnia na dzień do takiej decyzji trzeba czasu aby urosnąć w siłę ponieważ dzieci nie rozumieją naszego wychowania, naszych osobistych sytuacji to wy dzieci teraz przez nasze poświęcenie wiecie zeby nie powtarzać naszych błędów to wy dzieci macie lżej rozumieć żeby iść ku swoim szczęściu A my rodzice wspieramy was z nadzieją że będziecie szczęśliwsze i przekażcie to wnukom bo nasze pokolenie pochodzi z innej mentalności. Życzę wszystkim siły i motywacji do podjęcia takiej decyzji .
Jutro mam sprawę rozwodowa.. Pol roku mąż nie mieszka ze mną i nasza 6 letnia córka.. Około miesiąca temu zaczęliśmy że sobą rozmawiac normalnie.. I doszliśmy do. Wniosku aby walczyć o. Swoje małżeństwo.. Teraz sama nie wiem czy to właśnie nie względem dziecka.. Nie wiem co mam robić.. Boję się że jednak nie będę z mężem szczęśliwa..
Aby zrozumieć mechanizmy obronne dziecka przeciw czynnikom stresogennym, należy wziąć pod uwagę czy dziecko opanowało system językowy, czy też nie. Dziecko, które nie potrafi jeszcze mówić, tak naprawdę jest bezbronne w obliczu traumy i stresu. Może jedynie zamrozić swoje ciało i emocje, oraz wprowadzić prymitywne mechanizmy obronne. Czym dziecko jest starsze, tym stres i trauma ma mniejsze pole rażenia, ponieważ dziecko w późniejszym wieku może zwerbalizować swoje emocje, opisać traumę. Innymi słowy, częściowo już potrafi przy użyciu językowa bronić się przed zagrożeniem ze świata społecznego.
Serdecznie Pozdrawiam.
Artur
http://www.psychoterapiadysleksja.bialystok.pl
Rozwodzę się z żoną po 20 latach. Reakcja córki 18-letniej mnie odbiła. „Rozumiem co robicie, ale zgotowaliscie mi piekielne dziecinstwo” . Wszystko przez chrobliwa zazrosc żony, która kończyła się awanturami i rekoczynami. Będę żył z tym brzemieniem. A myślałem o rozwodzie od 10 lat, tylko jak zostawić dziecko…. To był błąd, ale czasu nie cofne. Wierzę że Córka dokona dobrego wyboru partnera, chociaż mówi że nie chcę nikogo o takich dylematów w przyszłości.
Dziękuję za ten wpis.. Ja też jestem w trakcie rozwodu, teraz walka na słowa, wymiana pozwów i odpowiedzi.. I prosta droga do rozwodu. Jestem z rozwiedzionej rodziny, nie miałam dobrych wzorców na życie, wybierałam zawsze nie tak. Aż w końcu trafiłam na swojego królewicza, z którym chciałam założyć rodzinę. Mieć szczęśliwą rodzinę, dziecko, dom ,psa.. i udało się… tylko między nami od początku było nie tak…bagatelizowałam sygnały, nie widziałam ich wcale. Myślałam że jak dwoje ludzi chce to się musi udać. Ja z rozbitej rodziny, z matką kochającą ale zaborczą i kontrolującą.. Ciągle krytykowana wyśmiewana, karana, szantażowana. Byłam osobą zależna od matki a później od męża . Mąż DDA o cechach narcystycznych który nie potrafi kochać, uparty, mściwy, karzący. I tak się narobiło przez 8 lat małżeństwa, że między nami nie zostało nic.. tylko obrazek rodzina, dobra praca, dom i pies. Myślałam często o rozwodzie, lecz moja utopia szczęśliwej rodziny paraliżowała mnie. 9 m-cy temu mąż oznajmia, że pragnie nowej rodziny, nowego życia… Przypłaciłam to załamaniem nerwowym, pracą z psychologiem… Ale z biegiem czasu uświadamiam sobie, że tak dalej nie mogło być, w imię czego tak się wykańczać…Tylko serce pęka mi gdy patrzę na swojego 7 letniego synka. Mam ogromne wyrzuty sumienia wobec niego…że się nie udało, że to porażka życiowa…Daliście mi nadzieję, że dam radę, że będzie lepiej, że mojego synka ominie jeszcze większe zło i będzie kiedyś szczęśliwy..
„A może będzie wiązać się z każdą przypadkową osobą, która obdarzy go ciepłem i da przynajmniej złudzenie poczucia bezpieczeństwa?”
Z jednej strony dobijające, z drugiej otwiera oczy.
Niby prawda. Jednak chyba za dużo tej narracji typu „lepiej się rozwieść niż tkwić….” za mało czasem wysiłku wkładamy w to, by się kochać i szanować ze względu na dzieci. Po latach małżeństwa miłość to konkretne działanie, a nie tylko uczucie. Motyle w brzuchu nie żyją wiecznie, a potem to już nasze starania. Nie wiemy co to komunikacja, nie chcemy spróbować terapii, mediacji gdy są kłopoty. Nie umiemy rozwiązywać problemów. A rozwód to tez nie jest rozwiązanie. Owszem, gdy jest pijaństwo, przemoc fizyczna, patologia, lub po prostu ktoś odchodzi, to rozwód jest nieunikniony. Ale jeśli ludzie się kłócą, nagle przestają się kochać, to znaczy że gdzieś coś zaniedbali. Warto się zatrzymać i spróbować odbudować to co było. Otrzepac negatywne emocje i wtedy okazuje się że można się dogadać. Rozwód to jest zawsze porażka. Mnóstwo stresu, trauma tak dla małżonków jak i dla dzieci, a życie po rozwodzie już nie jest takie samo.
Dzieci nie podziękują że się nie rozwiedliscie ale czy podziękują że to zrobiliście? Na pewno wolałyby, żebyście się pogodzili i zaczęli szanować.
Dziecko nie musi nam za nic dziękować. Ani za bycie razem ani za rozwód. Znam dzieci które właśnie mają pretensję o to że rodzice im zafundowali taka przygodę jak rozwód. A rozwód to ostateczność więc nie dziwny się że ludzie z tym zwlekają. Każdy rodzic, każdy człowiek chce dobrze i nikomu oceniać czy rozwiódł się za późno czy za wcześnie. Ja widzę że rodzice się kłócą, czasem bez sensu, ale nie dziwię się że siebie rozwiedli. Po prostu nie chcieli. Mama wiedziała, że będzie jej trudniej samej, a rozwód to niepotrzebna batalia. Czasem się tylko dziwię, że nie skorzystali z jakiejś fachowej pomocy, żeby to wspólne życie było lepsze. I myślę, że nawet gdyby się rozstali kiedyś to możliwe, że w kolejnych związkach, z innymi partnerami byłoby podobnie.
Cóż, nie wyniosłam z domu przykładu jak dobrze budować relację, popełniłam przez to wiele błędów. Ale wiem, że gdyby oni się rozstali to wcale nie byłoby lepiej. I wcale nie miałabym dobrego wzorca. A to przez to, że moi rodzice oboje mieli swoje za uszami. Rozwód nie rozwiązałby konfliktów ani problemów. Myślę że mogłoby być nawet gorzej. A ja jednak jestem wdzięczna i tacie i mamie, że zrobili co mogli, żeby nas wypchnąć w życie.
Osobiśćie jako dziecko, czyli osoba odbierająca tę całą sytuację, naprawdę podziękowałam im za rozwód, za rozejście, bo dogadać to się oni nie potrafili. Są ludzie dorośli, którzy nie potrafią rozmawiac i być w związakch, a mimo to mają rodziny. Dla mnie na przykłąd słowo rodzina nie znaczy zbyt wiele z tego powodu. Dla mnie rozejścia rodziców, a było ich kilka, nie były traumą, życie z charakterami tych ludzi, szczególnie matki, było i jest traumą. Dla mnie najwiekszą traumą życia jest fakt, że przez wieczny chaos, który mi zafundowali, nie użyłożyłam sobie żadnego życia, ani prywatnego, a co gorsza, zawodowego, bo taką psychiczna jazdę mi zafundowali.
Dajmy ludziom decydować czy i kiedy się rozwiodą. Nie oceniajmy. Jeśli odsuwają tę decyzję, to znaczy że nie są jej pewni. Za dużo tej narracji prorozwodowej. Brak porozumienia to nie jest powód by rozwalać rodzinę. To jest powód, by nad tym porozumieniem zacząć pracować, szukać pomocy u mediatora lub terapeuty, a nie u adwokata i w sądzie. Sąd to wojna bardzo często. Trauma dla wszystkich. Potem trzeba lat by wszystko podkładać na nowo.
„Dramatem jest sytuacja, w której przed nim powstrzymuje fakt, że jest się finansowo zależnym od kogoś, kogo się nie kocha – bo swoją niezależność z własnej woli lub bez poświęciło się dla dzieci i rodziny, a druga strona ma to w dupie”
To jest moim zdaniem błędne rozumowanie. Nie powinno być mowy o poświęceniu. Normalne, że wszystko ma swoją cenę i żeby coś mieć trzeba czasem poświęcić coś innego. Ale spójrzmy na to z drugiej strony: jeśli jedna strona się użala że poświęciła się dla rodziny i nie jest w stanie się utrzymać, to druga strona może zacząć wypominać, że tak ciężko pracuje żeby utrzymać rodzinę. To głupie. W małżeństwie ludzie są od siebie wspolzalezni. To jest naturalne. I jeden robi to, a drugi co innego. Jeśli kobieta zajęła się dziećmi i domem, to nie dlatego że się poświęca, ale że tak wybrała. Jeśli mężczyzna zarabia na życie to też tak wybrał i nie powinien medalu za to oczekiwać. Za to oboje mogą się nawzajem doceniać i wszystko co mają uznawać za wspólne i razem tym zarządzać.
Sęk w tym żeby to wszystko jasno ustalać. Tu chodzi komunikację. I to jest praca u podstaw. Niestety wiele małżeństw o to się rozbija. Bo nie dbają o relację i nagle odkrywają że się „nie kochają”. A przecież fajerwerki i motyle w brzuchu nie są wieczne. Później czas na świadoma i dojrzałą miłość, przyjaźń i bycie razem a nie osobno. Pokonywanie trudności i niedopuszczanie do tego by ta druga osoba stała się mam obca.
Mam podobny problem. Znam mojego męża od ponad 2 lat, również ta sama sytuacja -zajscie w ciążę i szybko ślub który już zaplanowała nam jego mama gdy tylko dowiedziała się o ciąży. Chciałam tego bo wiecie – to zauroczenie, motylki w brzuchu na początku itp. Myśl o tym, że będzie dziecko dawało mi poczucie czegoś takiego, że stworzymy rodzinę , taką jakiej ja nigdy nie miałam i o jakiej marzyłam gdy byłam małą dziewczynką. Niestety, mój mąż okazał się bardzo nerwowy, wybuchowy. Przez swoich rodziców był zawsze nauczony, że nic nie musi robić i wszystko mu podawali jak na tacy, więc tu zaczęły się już na początku problemy. O każdą pomoc, w domowych obowiązkach musiałam wywalczyć z nim, wykłócić się , gdy urodziłam syna byłam na urlopie macierzyńskim i słyszałam teksty, że to on zapie**ala na nas (gdzie ja pracuję od 4lat w jednej firmie i mam stabilne zatrudnienie) więc miałam wypłatę. Ciągłe teksty, że on mi coś dał , że on mi daje wszystko cały czas (mieszkanie kupili mu jego rodzice i każdy sprzęt do domu). Po jakimś czasie przy kłótni zaczęły się teksty z jego strony, że odbierze mi dziecko, że nie zasługuje na nie. O każdej kłótni wiedzą jego rodzice , a z mojej strony nikt nie wie nic ,ponieważ jego mama stwierdziła, że o pewnych rzeczach się nie mówi, więc powinnam milczeć. Ciągłe teksty ze strony teściowej , że nie rozumiem mojego męża, że on ma marzenia , a ja go męczę, gdy z mojej strony padły słowa , że odejdę to usłyszałam od niej że sobie nie poradzę sama, że chcąc odejść wcale nie myślę o dziecku tylko o SWOJEJ WYGODZIE , mój mąż ma wgląd do mojego konta, ale gdy ja pytam o jego konto to od razu krzyk „co to za rozliczanie i sprawdzanie mnie”. Wiecznie mnie przeprasza, że się zmieni , że już tych słów nie będzie, ale za tydzień , dwa znów jest to samo. Jak chce by coś mi pomógł , to automatycznie wychodzi z tego awantura, ponieważ ja się czepiam. Każde moje słowo , czy nawet gdy delikatnie zwrócę mu uwagę , odbiera jako atak. Mamy syna i to mnie nadal przy nim trzyma. Nie czuje nic do mojego męża, chciałabym odejść no wiem , że się nie dogadamy, ale boje się , że skrzywdzę tym dziecko. Jestem rozdarta i załamana …
Tyle lat temu napisany tekst, a będzie wciąz aktualny. Jestem córką rodziców, którzy rozwiedli się dopiero, gdy ja także miałam około 22-23 lat. Całe życie kłótnie, tylko nikt nie wiedział, czego one dotyczyły. Do tej pory nie wiadomo, kto bardziej w tym czymś, bo małżeństwem, związkiem tego nazwać nie można, zawinił. Nie można obwiniac mojego ojca, bo przeżyć z takim charakterem, jaki posiada moja matka, to wymaga naprawdę charakteru żółnierza albo odczulonego inwalidy. Do tej pory mówię, że najlepszym dniem mojego życia był ten, gdy dowiedziałam się, że oni się oficjlanie rozwiedli, bo ze sobą nie mieszkali dużo wcześniej. Rozchodzili się także, gdy byłam dzieckiem do 10. roku życia i nie robiło to na mnie większego wrażenia. Póki będę miała siłę w życiu, będę walczyć z przekonaniem, że bycie ze sobą dla dzieci ma sens i zawsze będę promować niezaleźność finansową obu stron związku, aby zawsze można było się relatywnie łatwo rozstać.
Większość piszących tu to kobiety, to zrozumiałe ale problem jest ważny również z męskiego punktu widzenia. Kiedy kobieta, którą się kocha i ubóstwia,
z którą łączy wydawałoby się wszystko, wybiera jednak powrót do męża, który ją zdradził i do dzieci, które przecież kochają tatusia w imię nagłych pryncypiów
i wymyślonego nagle nie wiadomo dla kogo miłosierdzia. Mając z jednej strony próbę współżycia z facetem, który jeszcze niedawno obracał inną kobietę
a z drugiej zupełnie nowe rozdanie, może niewiadome jak każde, ale za to z kimś, kto mógłby dać niebo. Zarówno jej jak i dzieciom.
Wybór nie jest taki prosty i w tym przypadku fatalny ale trudno polemizować z uczuciami matki. Nawet jeśli wiemy, ze robi życiowy błąd. Historie, jakich wiele