Wygórowane oczekiwania wobec mieszanki poliestru i bawełny.

Zrobiło się potwornie zimno i jakby życiorys był skorelowany z pogodą – w nim też jakby mniej znośnie i komfortowo. Siedzę zanurzona w papierach z kartką podzieloną na 3: kolumna tego, co zrobić do pracy, tego, co moje i tego, co dla domu. Wybija 14 i radosnych ptaszków odhaczających kolejne pozycje z listy jakby nie słychać.

Postanawiam poprawić sobie nastrój. Przecież „tylko pracuję „, ciągle „coś muszę”, ostatnie wydatki to zakupy w markecie, naprawa w łazience, wizyta elektryka. Należy mi się. Przecież już wiem, że nikt nie zapuka do moich drzwi z radosnym uśmiechem, nikt poza mną nie wie, czego potrzebuję…

Takiej, dajmy na to, spódnicy. Kontrafałdy, kieszenie, energetyczny kolor, iluzja talii, której nie mam, no muszę mieć. Muszę, teraz. Należy mi się! Waham się między czerwoną, a zieloną, wybieram rozmiar i… Jeszcze tylko sprzątnę pranie, kupię, poprawię sobie nastrój i wrócę do laptopa pracować.

Z naręczem złożonych niedbale rzeczy podchodzę do szafy. Wylewa się z niej masa rzeczy – wiele, których kocham, sporo takich, których żal i niemało takich, które miały poprawić nastrój, sprawić, że poczuję się JAKOŚ, będę WYGLĄDAĆ JAK… Przesuwam dłonią po dwóch spódnicach sprzed miesiąca.

Były niedrogie, mogę bronić się sama przed sobą, ale… Miałam je na sobie może 3 razy. Jest zimno, pracuję z domu, coraz częściej wybieram wygodę zamiast urody, kiedy niby założę te dwie, które czekają w koszyku na sfinalizowanie transakcji? I gdzie ten poprawiony nastrój? Tak ma to wyglądać? Tego chciałam?

Niby tak. Żyjąc z pensji męża nie raz zarzekałam się, że kiedyś będę kupowała sobie, co zechcę, wiedząc, że nigdy nie kupuje zbyt drogo. Karmiłam się tą wizją i oto jest. 8 godzin etatu, kolejne 4h dziennie w swoich sprawach online. Połowa życia oddana temu, co ma generować zyski. Lwia część pozostałej obowiązkom i snu.

I nagle okazuje się, że mogę tak – mieć tą swoją nową spódnicę, przymierzyć i być może uśmiechnąć się do lustra, albo jednak stwierdzić, że iluzja nie wyszła. Ja to wciąż ja. Zdjąć, żeby nie pognieść i wrócić do zarabiania pieniędzy na wszystko, co ważne i na to „co mogę, co mi się należy”. Zerkam na wirtualny koszyk. Spódnice nadal piękne i niedrogie, tylko ja… Jakoś odechciało mi się kolejny efekt pracy zmaterializować w postaci czegoś, co wylewa się z szafy – i niczego nie zmienia.

To się zaczyna w dzieciństwie i jest przekazywane nieświadomie.

Kiedy było mi smutno, mama robiła budyń, podawała deser, smażyła naleśniki i nie żałowała czekolady. Kiedy źle, tata zabierał na lody albo przynajmniej dawał lizaczka.
Alkoholem świętuję sukcesy i podlewam smutki, zajadam stres, jakby jedzenie miało magiczną moc. A przecież nie ma. Przecież to tylko przywoływanie pozytywnych skojarzeń, kiedy nie umie się rozbrajać emocji. Taki deser to w zamierzeniu „jest mi przykro, że cierpisz, ale jestem obok i robię co w mojej mocy”, a efekcie? Porcja cukru i poczucie, kiedy już opadnie we krwi, że… To nie to. Nie tak.

To samo z rzeczami. Ile można ich mieć? Ile gromadzić? Ile na nie wydać i co zyskać? Kurtka daje ciepło, czy buduje prestiż? Auto umożliwia transport, czy łechta ego? Ile spódnic w szafie sprawi, że będę czuła, że mój wysiłek i czas poświęcony na pracę ma sens? Czy to nie idiotyczne sądzić, że spódnica zrekompensuje mi coś, przytuli, poklepie po ramieniu, doda sil i wiary w sens tego co robię?

Wygórowane oczekiwania wobec mieszanki poliestru i bawełny, Radomska.

I nagle zachciało mi się żyć. Wyjść
Widziałam Bohemian Rapsody i nawet mi się nie podobał film, ale zachwycił fakt, że mogę mieć swoje zdanie, bo widziałam, wyszłam z domu, spędziłam czas na nierobieniu niczego, żeby napełnić się bzdurą w środku i odziać na zewnątrz. Oglądałam 7 uczuć w kameralnej sali maleńkiego kina i byłam zachwycona,  choć przejęta, kąsałam obrazy i próbowałam chwytać myśli. Byłam na premierze „the Star Is Born”, wróciłam poruszona i zapłakana, a  soundtrack do znudzenia.
I przez cudowny zbieg okoliczności trafiłam na „Nędzników”. 3 godziny emocji, koncertów najwyższych lotów, głosów niemal z nieba i dogrzebanie się do prawdy, którą zgubiłam. Prawdy o dziewczynce, która mieszkała na wsi i z zapartym tchem oglądała wszystkie czarno-białe musicale z shirley Temple, zamierając przed TV w każdą niedzielę.

Jak to się stało, że dziecko, które kochało musicale uznało, że to głupie i wyparło to z siebie na ponad 20 lat? Jaka logika podsunęła wnioski, że wydawanie ciężko zarobionych pieniędzy na rzeczy głupie nie jest? Płakałam cały spektakl i tylko częściowo przez wydarzenia na scenie. Nagle poczułam, że ktoś mi oddał zaginioną część siebie, na której odnalezienie nie liczyłam.

Jest jeszcze tyle do zobaczenia: na scenie, ekranie, w życiu, tylu miejscach. Każda niekupiona rzecz może mnie zbliżyć do tego, co warte zainteresowania, a nie ubrania i tworzenia iluzji talii.

Bardzo wieje. Lista obowiązków nie chce się skrócić. Zamykam kartę sklepu i laptopa. Chcę poczytać. Chcę pożyć. Nie kupić. Dotrzeć do emocji, które napędzają do życia, a nie błądzić. Nie kawy z podwójnym karmelem za 20 złotych mi trzeba do szczęścia.

A Życia.

Takie to oczywiste. Wszystko, co najpiękniejsze w mijającym roku, nie miało absolutnie nic wspólnego z rzeczami.
Prawie 30 lat. I nadal musi się od nowa uczyć, że spełnienia i spokoju nie kupi. Chyba jestem kretynką. A Ty? Pouczysz się ze mną sumiennie, o tym co ważne i warto…?

fot. Niezastąpiona Karolina Szubert – @onicniepytaj

58 komentarzy
  1. A ja właśnie dziś powiedzialam chłopakowi, że może zamiast prezentu jedzmy gdzieś na parę dni, skoro całe wakacje spędziłam w pracy od 9 do 21. I,że z tego więcej będzie przyjemności niż z rzeczy, które się chce, ale ich nie potrzeba. Także rozumiem dokladnie co autor miał na myśli 🙂

      1. To zapraszam pod Kraków!!!Mieszkam na wsi ale mam dom czworo dzieci i fajnego niedoszłego leśnika męża stolarza. Pokoje do spania też mamy. A do Krakowa 30 min i w mieście 5 rodzeństwa! Dwie znają Cię na pewno z bloga. tylko napisz i już.

      2. Kochana Radomska! Właśnie zamknęłam 26kart. Tak 26! Z ciuszkami i bucikami, „których przecież potrzebuję, są w dobrej cenie…” Otwieram nową na stronie biura podróży. Nie za szmatami cały tok pracowałam. Tym bardziej, że z szafy wypadają. Teściowa mnie wiele nauczyła, miała kobieta. Między innymi tego, że co posmakuje i zobaczę nie zabierze mi nikt. Bardzo refleksyjny tekst. Dodam do ulubionych i będę zaglądać, gdy znów otworze kartę: „przedmioty”.

      3. Olinku, zapraszam do Wrocławia, nocleg u mnie masz jak w banku. Na Jarmark też Cię zawiozę, tramwajem, a co! Dla Lenki mam towarzystwo dwóch mych córek a męże się dogadają ?

        Jarmark u nas do samiutkich Świąt ?

        A, i dziękuję za ten tekst, tego mi było dziś trzeba…

      4. Jedź, zostaw prace, pakuj rodzinę i jedź! Wrocław jest piękny a jarmark warty wyprawy. Ja zrobiłam tak w zeszlym roku i nie żałuję. Wspomnieniami karmiłam się cały rok:)

  2. Jeden z lepszych tekstów! W końcu mogę się w zupełności zgodzić z Twoim podejściem do sprawy. Oby więcej ludzi mogło dostrzec taka „pułapkę”, w którą większość z nas wpada…

  3. 50 lat. A nawet 52. I nadal się uczę sumiennie o tym co ważne i warto. Jesteś tylko rok starsza od mojego syna, mogłabyś być moja córką, a dajesz mi swoją mądrością kopniaka w tyłek i otwierasz oczy na prawdy oczywiste, o których zdarza mi się zapominać. Dziękuję za ten tekst…bardzo dziękuję. Idę ŻYĆ!!! Jeszcze zdążę, mam nadzieję….

      1. Z koleżankami trzymalysmy się zasady: wydasz kasę na ciuchy, ponosisz, wyrzucisz i tyle ale na imprezę z przyjaciółmi jak wydasz to zawsze zostaną wspomnienia ?

  4. Dziś wszystko stało się jasne… Moja historia… To ja gdy zaczynam patrzeć na siebie z boku… Kolejny przybrany kilogram to słone łzy i czekolada. Jak znaleźć siebie po tylu latach robienia wszystkiego na przekór? Jak odkopać te tłuste, kilogramy zmarnowanych lat?

  5. Często piszę tu komentarze, których nie wysyłam, bo później wydają mi się głupie, albo za długie… Teraz napiszę tylko, że to wspaniały tekst i tak trzeba żyć ? Brawo?

  6. Moja mama mówi, że jakość życia, to co ludzie posiadają, na co ich stać w ciągu ostatnich 50 lat wzrosło nie o 100 czy 200% ale o jakieś kosmiczne, niepoliczalne procenty… i nie jest dziwne że ludzie młodzi gonią za materialnymi dobrami, bo my nie znamy innych czasów, ale dziwi ją że ludzie starsi zapomnieli jak było kiedyś i ile się miało, i że też narzekają że mają za mało. Ja nawet dziś myślałam o tym jak przyzwyczajamy się do wygody, do dóbr, dwa lata temu male mieszkanie w bloku na kredyt, a potem z nieba mi spadło i dostałam dom powiedzmy 'w spadku’… i czasem myślałam, że sąsiedzi mają nowy, ładny, a ja mam prawie w moim wieku dom, tyle przy nim pracy, zapomniałam jak rok temu cieszyłam się że go mam, a jeszcze wcześniej że nawet nie śniłam o tym że kiedyś będę mieć… człowiek przywykł i już by na coś ponarzekał… Trzeba sobie przypominać co ważne, tyle mamy, a nigdy nie czujemy że już dość.

  7. O a dziś akurat z dziećmi oglądałam film zatytułowany Minimalism na Nx. A teraz ten wpis. No jak nic znaki, żeby nie kupować expressu do kawy 🙂
    A tak na poważnie, to jest jak walka z wiatrakami: status społeczny teraz określa stan posiadania, te jabłuszka i inne takie na nogach, kółeczka na autach i „płacę to wymagam”. Ci co żyją bez brania w łapę to frajerzy, ci co pracują dla kogoś to fajtłapy- wystarczy tylko posłuchać ludzi właśnie w Twoim wieku. Nie znają prawa, oddają władzę w cudze ręce… nawet zwierząt nie chcą mieć…
    Jak obronić przed tym własne dzieci?
    „A ja mam w domu kota, rybki oraz psa…”

  8. Właśnie zamknęłam 26kart. Tak 26kart z ubraniami i butami, „które są mi potrzebne, w dobrej cenie…” Moja teściowa mądra kobieta nauczyła mnie wielu rzeczy. Miedzi innymi, że co posmakuję i zobaczę nie zabierze mi nikt. Otworzyłam nową kartę: biuro podróży. Mocno otwierający oczy tekst. Dodam do ulubionych i wrócę zanim otworze pierwsza kartę z cyklu szmaty.

  9. Kochana ! Czytam jakby o sobie. Cóż wiekowo jesteśmy równe 🙂 bardzo potrzebowałam tego tekstu, na wiele rzeczy otwiera oczy i potwierdza to w co śmiałam wątpić czasem. Dziekuje za to co robisz ! ?

  10. Tak jest Trzeba żyć Ja wiem o tym tez ale gonie tak ze odkładam często życie na później, zaraz po tym jak zrobię, jak zarobię, jak odłożę… aż w końcu położę się do trumny i będę miała wtedy czas… żeby żyć ?

  11. Do galerii handlowej mamy 30 km. Szykujemy się jak na wyprawę w kosmos. Po drodze pan wiozący wózek złomu i refleksja…
    Jedziemy na weekend do poznania i żałujemy 9.5 ziko na sok by rozdać niewidomemu panu co się okazuje klamczuszkowi. Ale sumienie trochę podreperowane. Ludzie mówią na nas skanerzy A my z mężem nie potrzebujemy żyć jak inni. Oglupieni konsumpcjonizmem. Na takich ludzi mówimy „masa”. Zawsze jak inni. Nie być A mieć. „No zobacz nasz samochód najlepszy na parkingu ” uhu.

  12. O mamo… Radomska. Zrobiłaś mi dzień, a właściwie noc… Czuję że nie zasnę. Wielokrotnie żeby uciszyć krzyczący ze środka głos kupowałam kolejny stos książek, kolejne bluzki a nawet chipsy. Zajadałam stresy patrząc na piękne książki na regale na których czytanie już czasu zabrakło. Ależ to próżne z mojej syrony … Zaspokajanie swoich głupich zachcianek , które pomogły na chwilę… Na ułamek sekundy, nawet nie na dwie… Naprawdę najpiękniejszy tekst jaki od dawna miałam okazję czytać. Jakie tam czytać – pochłonąć całą sobą. Jutro odlubiam wszystkie outlety książkowe i nie, zajmę się sobą naprawdę.
    Dziękuję ?

  13. Moje dziecko miało urodziny. Dużo gości, dużo prezentów, miła atmosfera. I kilka kopert z pieniędzmi. „Tylko kup za to zabawkę i daj znać jaką. Żeby nie poszło na życie!”… Uważam, że w domu mamy wystarczająco wszelkich zabawek, nie wiem co miałabym jeszcze kupić za te dodatkowe pieniądze. Nie chcę uczyć dziecka nadmiernego materializmu.
    A tu taki artykuł. Dziękuję Olinku, jak zwykle dajesz do myślenia.

    1. Na przekór, za te pieniążki zafundować dziecku choćby wyjazd w góry. Wspomnienie, nie kolejna zapomniana zabawka w kolekcji.

    2. Od trochę ponad roku staram się trzy razy zastanowić, czy coś kupię. Nie dlatego, że mnie nie stać. Pytam się, czy jest mi to potrzebne. Zwykle nie jest. Rodzinnie zaczęliśmy wybierać przeżycia zamiast rzeczy. Kino w prezencie na urodziny dla córki. Karnet spa mąż dostał ode mnie ostatnio na swoje urodziny.
      Dla dzieci nie kupujemy ton zabawek, bo po co. Niemowlak ma ciuszki po znajomych i prośba do dziadków, by mu nic nie kupować więcej, bo nie ma potrzeby. I tak toniemy w nadmiarze rzeczy, które krok po kroku chcemy eliminować. I nie że jakiś minimalizm od razu. Ale po co je trzymać w szafach, skoro mogą się komuś przydać.
      A w prezencie dla córki zawsze chętnie jest widziane na przykład dorzucenie się do czegoś, na przykład zeszły dzień dziecka to było zbieranie do półkolonii, na które chciała iść. Stać by nas było, ale taki prezent był fajny dla niej.
      I jeszcze fakt, że nie mamy samochodu… patrzą na nas dziwnie momentami, a tak naprawdę samochód nam niepotrzebny na własność. Może kiedyś. Bardziej po to, by na działkę do rodziców pojechać niż po cokolwiek innego. Teraz nam niepotrzebny zupełnie. Ani praktycznie, ani do karmienia ego.
      Chaotycznie piszę, wybacz. Tekst super, będę o nim myśleć za każdym razem przed wydaniem pieniędzy. I nie tylko wtedy. Lubię Twoje przemyślenia ^^

  14. … Nie przespane noce to u mnie standard od….. Nawet już czas się zatarł tak to długo trwa…. Kłopoty taki powód, kłopoty finansowe… Kto lubi o nich czytać?!! SŁUCHAĆ?! my lubimy tylko ludzi szczęśliwych, a Ci nieszczęśliwi słuchając „będzie dobrze” wolą zamknąć się w domach, w sobie. Bardzo lubię czytać Twoje teksty, słuchać Cię….. w tej kwestii po latach baaaardzo chudych finansowo moje zdanie jest takie: takowe kupowanie bez głowy i wszystkiego uważam za bezsensowne. Pamiętam za czasów liceum kiedy mojej mamy nie było stać na wiele… Kurcze tak w sumie to jak sobie przypominam to na nic, o czym marzyłam… A marzyłam o butach Martensach. Tak wiem takie przyziemne, takie materialne. Żeby spełnić swoje Marzenie poszłam do pracy, a że od zawsze miałam jakieś tam zdolności manualne biegałam po ośrodkach wypoczynkowych i pytałam czy czasem nie potrzeba im osoby która zajęła by się dekoracją np. świąteczną, andrzejkową itp no i potrzebowali, nie wiem czy z litości słysząc że chcę zarobić na martensy. No i zarobiłam, byłam najszczęśliwszą młodą osobą na świecie, nosiłam je wiele lat dbałam, czyściłam (śmiesznie bo nawet dziś będąc u mojej mamy jeszcze nie czytając Twojego tekstu wspominałam z nią właśnie tą historię) i dziś będąc już dorosłym człowiekiem, mając dwie córki, będąc w dramatycznej sytuacji życiowej związanej właśnie z finansami za sprawą ludzi którym zaufałam zostając bez mieszkania, pieniędzy odebrałam od kuriera buty Martensy dla mojej córki, która marzyła o nich od…. Nie pamiętam już jak długo. Odkładałam i Odkładałam i dołożyłam. Wiem zaraz zaleje mnie fala hejtu… Nie ma kasy, mieszkania a kupuje takie buty…. Ale jakoś powiem Ci mało mnie to obchodzi bo wiem ile radości sprawią te buty mojej córce. Czy kupowanie szczęścia nie daje? Z perspektywy czasu powiem daje… Tylko trzeba to robić mądrze bo oczywiście 50 bluzka w szafie zaciera radość z jej posiadania.

  15. Ja jestem z Tych co nie lubią zakupów i to nie dlatego że nic mi się nie podoba ale ze względu na rozmiar, ale dzięki temu nie kupuje masowo rzeczy , nie odwiedzam podlinkowanych stron. Od 4 lat jeździmy z dziećmi na wakacje, mąż rozumie że muszę czasem odpocząć ,nie protestuje ja mu mówię że w czerwcu jadę na weekend do Radomskiej ,nie rozumie tej fascynacji ale szanuje. Równowaga to podstawa , wieczorem przed snem znajdź 3 min na podziękowanie za to co masz , uspokojenie nerwów dnia codziennego bo nikt absolutnie nikt nie zwróci Nam straconych chwil , ?

  16. Petarda. W punkt opisane. Ha zawsze wychodzilam z założenia, że pieniędzy mi nie szkoda tylko na pozdroże. To jedyne na co wydajemy bogacac się. Książki sa na drugim miejscu:p

  17. Bardzo fajny tekst.
    Straszny ten konsumpcjonizm, to prawda. Płacimy innym za wychowywanie naszych dzieci, bo chcemy dla nich jak najlepiej, a potem dziwimy się, że ich nie poznajemy.

  18. Oleńka!
    Zrobiłaś to!! Napisałaś znów tekst po którym ciężko ukryć wzruszenie. Poruszyłaś temat bardzo istotny i tak powszechny w dzisiejszych czasach. Też się borykam z tym każdego dnia walcząc z męża konsumpcjonizmem.. z tym co lepsze, co nowsze, co fajniejsze.. Nastąpił moment, że mój mąż stwierdził, że jak nie będzie miał więcej pieniędzy to będzie nieszczęśliwy.. A ja staram się uczyć go spojrzeć na świat z innej strony.. Mam wrażenie, że powinnam mu tak jak mojemu 5 letniemu synkowi pokazywać biedne i głodne dzieci z Afryki.. by wiedział, że mamy wiele i wcale więcej nie potrzebujemy. Metka o Nas nie świadczy a kolejny gadżet uszczęśliwia tylko w momencie zakupu. Chyba ten tekst przeczytam w domu na głos 🙂 By skłonić do refleksji przed świątecznym zakupowym szaleństwem… Pozdrawiam Cię gorąco i dziękuję ?

  19. Odwieczne pytanie „mieć czy być”. Ja na szczęście jakoś nie mam tego poczucia, że muszę sobie coś kupować, jakoś tak od zawsze miałam tak że kupuję tylko to co muszę (za wyjątkiem roślin, na to akurat umiem dużo wydać 😀 ale później cieszy jak rosną, jak można je rozmnażać i puszczać dalej w świat).
    Ale nie wiem czy Cię to pocieszy, ale to „być” to jakoś tak nie zawsze też poprawi humor. U mnie np zawsze sprawiało mi radość tworzenie, malowanie, rzeźbienie itp, a ostatnio robię to jak za karę, jak już wracam z pracy z biura i mam chwilę dla siebie… Czasem po prostu nic nie cieszy i nie wiadomo co z tym zrobić 🙁

    Zmieniając temat. Jest taka fajna bajka, może widziałaś „Sekrety morza”. Pomyślałam sobie o niej, gdy pisałaś o tych lodach, deserach i budyniach na pocieszenie. Według mnie jakoś ta bajka, idealna dla każdego wieku, w odróżnieniu od tych wszystkich kolorowych, skaczących, słodko pierdzących śpiewających bajek, ma też takie piękne drugie dno – każdy ma prawo być czasem smutny i to jest normalne.

  20. Hm, czytam Cię długo i chyba zbliżony nasz wiek, wiek dzieci jakie posiadamy, bycie tym pokoleniem w tym świecie teraz daje podobne przemyślenia.
    Bo u mnie nie musicale, a książki wróciły. Przecież je pozerałam w gimnazjum, liceum w każdą wolną, chwilę, w nocy, w autobusie. No i wreszcie to ten rok, gdzie wykrajam czas na czytanie. W podróży zamiast smartfona trzymam książkę. Wiem, że to lubię najbardziej, a nie kolejny cień do powiek, na który okazji nie ma.

  21. Dopiero co wczoraj Teść zapytał mnie i Chłopa co chcemy na gwiazdkę. Jakież było jego zdziwienie gdy jednogłośnie stwierdziliśmy, że urlopu… albo spokoju chociaż. Takich dożyliśmy czasów, że prawie wszystko mamy na wyciągnięcie ręki, możemy sobie pozwolić na wiele przyjemności, ale ta najbardziej upragniona jest tak mało osiągalna.

  22. Albo te szkolenia wszystkie, ebooki. Kupiona obietnica lepszego jutra.
    Dzięki Ola, dużo mi wyjęłaś z wirtualnych koszyków dziś. I wczoraj. Bo czytałam dwa razy.

  23. W punkt to wszystko co piszesz, ja też od jakiegoś czasu staram się wzbogadzać swoje wnętrze a nie wnętrze szafy, otaczam się pięknymi przedmiotami, ale sama staram się je robić bo chodzenie na skróty przestało mi wystarczać. Głośno dyskutuję o swoich myślach i znalazłam przyjemność na spędzaniu czasu sama ze sobą z książkami i muzyką. Nadrabiam tematy psychologii, która kiedyś była konikiem a później życie codzienne przysloniło to i owo oraz czytam WO to nic, że z opóźnieniem bo Babcią mi zbiera. Radomska Ty z tą mądrością twoją napędzasz mnie i kopiesz w dupkę i za to Cię lubię oraz dziękuję ?

  24. Ciągle nam czegoś brakuje, ciągle za czymś gonimy.. coraz rzadziej chcemy a częściej musimy…
    jesteśmy niezadowoleni z siebie, z życia, szukamy dookoła pocieszaczy i wymówek na wszystko. Zaczęliśmy za bardzo skupiać się na „mieć” zamiast „byc”.

  25. Tekst tak prawdziwy! Właśnie dzisiaj chodziłam po sklepach, przymierzałam, były ładne, z promocji i wogóle….. Ale jakoś nie dawało to wszystko radości, której się spodziewałam. Nie zmazało przygnębienie i zmęczenia. I tak w końcu pomyślałam, że nawet jeśli kupię to nic to nie zmieni. Bo ani nie potrzebuję ani nie chcę tak naprawdę. Najwyższy czas zrobić dla siebie coś naprawdę wartościowego a nie z „wyprzedaży”. Dziękuję Ci za ten tekst!

  26. Dlatego też od jakiegoś czasu piętrzą mi się książki zamiast ciuszków. Gdy długo nie czytam czuję, że nie żyje w pełni, taka jakaś mało wartościowa się czuję. A co do podróży to uwielbiam i masę inspiracji dodaje mi prenumerata Travelera. Nawet jeśli nie pojadę za chwilę to natchnę się, napatrzę i wpiszę na listę must see ❤️

  27. Nie jesteś, nawet nie wiesz jak dużo dajesz ludźmi. Jak wiele ja Ci zawdzięczam, mam nadzieję że kiedyś się spotkamy i będę mogła Ci podziękować osobiście.

  28. Ja doszłam do podobnych wniosków po chorobie. Niestety zdrowie też musiałam sobie kupić, by móc żyć, bo na zabieg z NFZ mogłabym się nie doczekać… Pierwsze co zrobiłam po operacji, to zmiana sposobu myślenia o rzeczach materialnych… Zrobiłam porządek w szafach i w życiu. I pojechaliśmy na urlop. W końcu. Bo nie było nic ważniejszego. I okazuje się, że nie potrzebujemy tego wszystkiego co mamy materialnego. Potrzebujemy siebie i czasu. Moje dzieci(lat 3 i 5) oddały prawie połowę zabawek dla dzieci z domu dziecka, bo te dzieci nie mają mamusi. Spłakałam się jak bóbr. Najstarsza (lat 12) oddała ciuchy. Bo ma ich za dużo!? Posiadanie nie gwarantuje szczęścia. Trzeba być człowiekiem. I żyć. Nie wiem czy do końca w temacie ? jest 5.30? tak czułam że muszę.. Trzeba żyć. Rzeczy się nudzą. Życie nie. A dobro wraca.

  29. Na kolejne (przy okazji bardzo okrągłe) urodziny zażyczyłam sobie nie rzecz (kolejne błyskotki czy torebkę…), a emocje – bilet na koncert Bon Jovi… „darłam dla nich włosy z głowy” w podstawówce z moją przyjaciółką, teraz po 25 latach razem z Nią tam pójdę i wiem, że tych wrażeń i emocji nie zabierze mi nikt ?

  30. Ja zainwestowałam w zeszłym miesiącu w siebie, oddałam się pod opiekę dietetyka ale nie żeby wcisnąć się w nową kieckę czy spodnie. Po to żeby poczuć się lekko i dobrze, listopad to był dla mnie miesiąc diagnozy tarczycy, nowe leki, nowe nastawienie do swojego organizmu. Ale wreszcie się wysypiam, mam siłę i energię nie po to żeby latać po sklepach, po to żeby bawić się z córką we wróżkę, żeby piec z nią pierniki, żeby je ozdabiać i nie padać po godzinie na ryj. Dobry tekst Olinku, taki idealny na ten cały przedświąteczny szał, żeby było więcej, lepiej, ładniej, drożej 😉

  31. To jest jeden z najbardziej aktualnych tekstów naszych czasów!!!! Zgadzam się z Tobą w 1000 % Jestem pod wrażeniem tak jak w prosty sposób przekazujesz tak ważne i warte zwrócenia uwagi rzeczy. Wszystkiego dobrego

  32. O to to to to. Trzeba żyć, przede wszystkim żyć. Rodzina była sceptyczna, że 2 lata po studiach zamiast brać ślub i kredyt na mieszkanie, z chłopakiem rzucamy pracę, sprzedajemy co się da i wyruszamy w podróż dookoła świata. Dzisiaj, po 10 miesiącach podróży oglądają zdjęcia i piszą „ale Wam zazdroszczę!”. Mam nadzieję że przestaną zazdrościć i też zaczną żyć 😉

  33. Tak sobie myślę, że swego czasu wszyscy zalecali idealną równowagę w życiu w każdej dziedzinie.
    Zwłaszcza w czasie poświęconym na zarabianie, sen i życie rodzinne. Albo zarabianie i wydawanie, albo między być i mieć.
    Ale chyba ideałem jest stan zmiennej równowagi. Albo może stan statystycznej równowagi?

    Chodzi mi o to, żeby w dowolnie wybranym krótkim okresie (dzień, miesiąc, itp.) tej równowagi nie mieć, ale by w perspektywie dłuższego okresu czasu (np. roku) go osiągnąć.

    Bo własnie czasem szczęście dają pieniądze – poczucie stabilności finansowej, bezpieczeństwa;
    czasem zakupy – tego chyba nie trzeba komentować 😉
    a czasem – jakieś przeżycie, strawa duchowa, katharsis.

    I jak ktoś permanentnie żyje w jednym z tych stanów, to w końcu to przestaje być fajne. A stan stabilnej, trwałej równowagi daje w końcu poczucie nudy.
    Także trzeba wiedzieć kiedy przeskoczyć z jednego stanu w drugi, jak bardzo można sobie „przegiać pałę”, żeby potem z ulgą, poczuciem odkrycia dawno zapomnianej przyjemności zmienić styl życia 🙂

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.