Wiesz co jesz? – czyli o chemicznym fristajlu.

farma

Na początek trochę wspomnień z dzieciństwa i wierszyk Tuwima:

Wszyscy dla wszystkich- fr. wiersza

Murarz domy buduje,
Krawiec szyje ubrania,
Ale gdzieżby co uszył,
Gdyby nie miał mieszkania?

(…)

Tak dla wspólnej korzyści
I dla dobra wspólnego
Wszyscy muszą pracować,
Mój maleńki kolego.

Pamiętam to swoje podniecenie, kiedy odkryłam w dzieciństwie, że świat jest tak fajnie skonstruowany, że każdy ma do zaoferowania coś, czego potrzebuje ktoś inny. I tą zgagę, kiedy czytałam ten wierszyk małemu siostrzeńcowi wiedząc już, że to bzdura, kilkanaście lat później.

Duża już jestem i trochę już widziałam, ale są kwestie, które nieustannie mnie dziwią. Wiadomo, że światem rządzi pieniądz i to w imię i dla pieniędzy ludzie mordują siebie nawzajem (lekkość z jaką piszę to oczywiste dla mnie zdanie aż mnie przeraziła…). Ja jednak nie pojmuję po co pieniądze komuś, kto i tak za chwilę sam zostanie wykończony? Dziś o żywieniu.

Radomska wymyśliła sobie, że wprowadzi trochę zmian do swojego intensywnego życia i wypełnionego nudnymi kanapkami menu.  Morfologia karmionej córy nie wyszła najlepiej, a o ile sama dla siebie się zmobilizować nie mogę, tak dla Lentośki niebo na patyku i ciuciu na drągu! Poczytałam, posłuchałam, popytałam i… przestała być głodna.Oto kilka wniosków.

Nabiał?

Nie lubię, nie mogę, jestem alergikiem, no ale coś jeść trzeba i wykluczyć nabiał ze wszystkiego bardzo ciężko. Bałam się, że jem go dużo w lodach, ale sprawdziłam etykiety- tam go w zasadzie nie ma, jest tylko gówno i cukier. uff.

O mleku…

Mleko dają krówki. Dziecięca logika każe wierzyć, że krowy to ssaki powołane do istnienia, aby dawać ludziom bazę dla serków z kawałkami czekolady i Bakusiów oraz kakao.
A tymczasem…

Krowa produkuje mleko jak każdy ssak dla swojego potomstwa. Dokładnie tak samo, jak ja teraz dla swojej córki. Trochę obrzydliwe to porównanie chyba – wyobraź sobie, pijemy to,co Radomska produkuje w piersiach, fe? To nie koniec.

Proces laktacji jest inicjowany dzięki oksytocynie, która wytwarzana zostaje w czasie porodu. Utrzymuje się tak długo, jak zostaje podtrzymana poprzez stymulacje wymion. Co robią rolnicy?

Zapładniają krowy tylko po to, żeby pordukowały mleko, albo też po to,by zabić małą krowę szybko (cielęcina taka droga, taka pyszna, ojej…) lub łaskawie dać jej trochę pożyć (wołowina taka popularna)

Cielątko ma szansę possać wytwarzany dla siebie pokarm tylko kilka dni, dopóki produkowana przez krowę siara nie zamieni się w pełnowartościowe mleko. Potem- nara cielątko! Młode dostaje sztuczną chemię, bo biznes musi się kręcić i hajs zgadzać. I kawa z mlesiem smakować Ci jutro w pracy.

Świnia nieba nie widzi

Świnia nie widzi nic, bo jest trzymana w klatce tak małej, że nie wie nawet gdzie ma ogonek. Swoje liczne potomstwo w tak dużej przestrzeni często zwyczajnie zadeptuje lub dusi. Świnia zje wszystko – od paszy po plastik, jest niewybredna. Dzięki chemii i osiągnięciom przemysłu rolniczego prosię w kotleta zamienia się już w kilka miesięcy. Za sprawą syfu z pasz stworzenie to tak multiplikuje swoją masę, że dziwię się, iż dresy z siłowni tego samego nie żrą, głupi i uradowani.

O kurach pewnie wiesz- nie mają dziobów ani pazurów, no bo jeszcze pomyślałyby o samobójstwie, a jajka się przecież same nie zniosą. Z pisklęcia w KFC transformują w zaledwie 3 tygodnie. 

Owoce i Warzywa

Jabłka wielkości arbuzów, w których nie ma nawet pół robaka. Brokuł, który już po zakupie może spokojnie przetrwać w lodówce kilka tygodni. Truskawki wielkości jaj. Kto mi wmówi,że jemy zdrowo? Nawet producenci żywności dla niemowląt mają swoje sposoby na robienie wałów – do badań oddają wybrane próbki żywności rosnącej na skrawkach nienawożonej ziemi. Reszta? Chemical freestyle!

Oczywiście zachęcam do zakładania własnych eko gospodarstw i odcięcia się od zepsutego świata tudzież do korzystania ze sklepów eko w których bochenek chleba kosztuje 20 zł.

Ale przede wszystkim do udzielenia mi pomocy. Pomocy w znalezieniu odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie.Oto zagadka.

Producent wędlin i mięs wie, że produkuje gówno napakowane chemią, soją, wodą i glutenem. To oczywiste (i znów ten nieprzyjemny brak zdziwienia…), że będzie chciał zarobić jak najwięcej,czyli zoptymalizować ilość sprzedawanego mięsa. Oczywiste także, że dla swoich bliskich produkuje żarło „na boku”, bo przecież nie będzie truł swoich dzieci!

Trucie cudzych dzieci w zamian za kasę na utrzymanie własnych jest spoko.

Niemniej jednak- czy producent zdaje sobie sprawę, że być może jego dzieci jedzą dobrej jakości mięso, niestety nadal gówniany chleb na spulchniaczach i boziajednaraczywiedzieć  i owoce pełne pestycydów?

Żaden wytwórca nie jest samowystarczalny. Małe gospodarstwa produkujące żywność bez syfu wymierają, bo ludzie wolą dużo tanio Tesco. 

Dlaczego ludzie sami się świadomie trują dla pieniędzy, które muszą wydawać na leczenie schorzeń wywołanych przez syf z jedzenia?

A może po prostu nie wiemy,co robimy?

I czy tak naprawdę mamy jeszcze wybór? Da się zdrowo i normalnie żyć, czy określenie „Zdrowo” jest zarezerwowane już tylko dla eko oszołomów i bogatych ludzi, których stać na jedzenie bez chemii?

Na „deser” filmik obnażający naszą hipokryzję. Obejrzyjcie koniecznie i podzielcie się wrażeniami.

KLIK

Mam nadzieję, że macie mi do napisania coś optymistycznego. 

 

21 komentarzy
  1. Temat rzeka. Najkrócej: można i to wcale niedrogo. Razem z moim facetem jesteśmy najbardziej upierdliwymi konsumentami w okolicy, ale dzięki temu ograniczyliśmy chemię w żarciu (nawet Tesco ma produkty z dobrym składem, leżące poza działem dla hipsterów). Trochę to wymaga wysiłku (i grubych szkieł do czytania etykiet), ale tendencja dotycząca składu produktów jest raczej pozytywna i coraz więcej producentów rezygnuje ze szkodliwych konserwantów na rzecz naturalnych (sól, kwas cytrynowy itd). A chleb można piec w domu i to wcale nie wymaga wiedzy tajemnej ani godzin spędzonych na przygotowywaniu. Wiem bo jestem leniwa 😀

  2. wpierdzielam od kilku dni truskawki z własnego ogrodu, które własna matka wyhodowała…a ja raz wypieliłam!:D ot…takie ci coś optymistycznego!:) pyyychota są!:) Da się ZDROWIEJ Radomska, bo zdrowo zupełnie, to już żadne pokolenie po nas się nie doczeka! jak żyć???
    Pzdr!:)

  3. Filmik wstrząsający, aczkolwiek rzeczywiście gdzieś w podświadomości istnieje wypieranie tego wszystkiego… Wpis jak zwykle genialny. Moja wiara w ludzi znów osłabła.

  4. Oj chyba się nic pozytywnego nie znajdzie. A dodatkowo wczoraj obejrzałam na Planete dokument o wpływie pożywienia na raka i… dopóki światem będzie rządził pieniądz (a to się raczej nie zmieni) oraz banda grubasów (no omówmy się takiej otyłości to za naszych dziadków nie było, a jak była, to się delikwenta jednego z drugim po cyrkach obwoziło razem z kobietami z broda itp. ku uciesze gawiedzi), to maszynka będzie sie sama nakręcać. Tylko ja sie zastanawiam, bo można odłożyć sobie na spokojna starość i swoim dzieciom…i wnukom. Tylko na co komu, do kury-nędzy więcej kasy niż jest w stanie odłożyć+przejeść+wysrać?!

  5. Owszem – mam coś pozytywnego do napisania – że nie cofnęła mi się chałeczka z kakao, które konsumowałam w trakcie oglądania tego filmu… a czemu się nie cofnęła? Bo tak mnie wryło, że siedzę nieruchomo. Chyba tylko dlatego…

  6. „Owoce i Warzywa
    Jabłka wielkości arbuzów, w których nie ma nawet pół robaka.”

    no i po tym zdaniu już wiem, że średnio wiesz o czym mówisz, albo naginasz rzeczywistość tak, żeby wygodnie Ci było patrzeć przez kalkę/film/kliszę na to, na co chcesz akurat patrzeć.
    Pozwól, że wyjaśnię Ci kilka rzeczy jako sadownik/rolnik ze zbiorami idącymi rokrocznie w dziesiątki tysięcy ton i mam nadzieję, że odbierzesz to jako to pozytywne coś odpisane (wedle ostatniego zdania).
    A. jedne są odmiany małe, inne duże, jeszcze inne średnie; „wielkie” jabłko to pojęcie bardzo, bardzo względne i stosunkowo mało istotne zarówno dla konsumenta, sadownika i skupującego. Nie znasz maksymalnych rozmiarów sztuki na zbiór i nas tez to nie interesuje.
    B. do Twojej ręki trafiają tylko owoce prima sort, najlepszej jakości i stanowią one (w zależności od gatunku) tylko procentową część rocznego zbioru. Te, które uważasz za „najzdrowsze”, czyli te ze skazami, popękane trafiają do innych skupów – przemysłowych (zarówno przy zakładach spożywczych/produkcyjnych i wolnych strzelców) i idą do tych wszyyyyyyyyyyyyyyyyystkich soków i napojów, papek dla dzieci, jogurtów które i tak pijesz i zjadasz. Tam masz te swoje uwielbione robaki i guły, które pamiętasz ze szczenięcych lat. Tylko, że ich tam nie ma, ale o tym niżej.
    C. jeśli w sklepie, szczególnie w porach od lutego do końca lipca trafiasz jabłka, to są one z chłodni i mają przynajmniej pół roku, w związku z tym, że zbiory są lipiec/sierpień-wrzesień/październik. Te, które uważasz za zdrowsze, czyli takie, co mają plamki, obicia etc. Były po prostu nieodpowiednio przechowywane i są identyczne jak te „ładne”, tylko mają obniżona jakość wyjściową. Ale my, sadownicy mamy tą jakość wyjściową do klienta obniżoną przez nieprawidłowe przechowywanie i transport przez sklepy, że tak powiem – w dupie, bo…
    D. dostarczamy towar, który podlega bardzo, bardzo surowym normom i ograniczeniom. Nie możemy używać chemikaliów, które są zagrożeniem dla zdrowia i jest to, kurwa mać, badane przy skupie jabłek/truskawek/whateva. Mamy nie takie wskaźniki jak trzeba, to tracimy naprawdę grubą, grubą forsę. Z drugiej strony, jeśli nie użyjemy żadnych nawozów i oprysków, to cały KILKULETNI zbiór i uprawa pójdzie się za przeproszeniem jebać. Co roku w różnych regionach Polski (w Polsce są dwa gigantyczne zagłębia jabłkowe, jedne z największych w Europie i na świecie) są klęski nieurodzaju, bo ktoś decyduje się nie pryskać drzew i akurat na niego pada jakaś tam plaga/klęska. Traci się naprawdę kwoty z przynajmniej (!) pięcioma zerami. Wiesz kto jeszcze na tym traci? Ty. Bo wtedy sięgasz po jabłko z takich regionów świata (vide – Turcja, Afryka, Azja – Chiny gównie, południe Europy), gdzie ludzie mają w dupie wskaźniki dot. norm spożywczych. I żresz tą chemię, bo nie ma innego wyjścia.
    E. nie ma warzyw, owoców nie pryskanych. Jeszcze raz powtórzę – nie ma ich w obiegu rynkowym, do którego masz dostęp. A jeśli są (takie z domowej jabłonki, grządki), to NIE JESTEŚ w stanie ich nigdzie kupić, chyba, że pójdziesz prosto do ich właściciela). Przykro mi. Następnym razem jak pójdziesz na bałucki/Barlicki, i baba będzie Ci mówić, że to nie pryskane, eko-jabłko fresh&fit, to to jabłko na 99,5% będzie pochodzić gdzieś z moich okolic, może nawet z mojego sadu. Smacznego! Było pryskane, żebyś była zdrowa, bo…
    F. nawet nie masz pojęcia ile jest rodzajów grzybów, pleśni i robaków atakujących jabłka/truskawki/[wstaw co chcesz]. Nie masz ZIELONEGO pojęcia jak bardzo są one szkodliwe przy spożyciu. Dajesz dziecku eko-produkt? Zastanów się jak bardzo jest eko, skąd pochodzi i poczytaj jakie tam mają gatunki grzybicy na jabłonkach i jakiego pleśniaka właśnie dajesz dziecku. Samo zdrowie. To nie są już czasy, kiedy wyszłaś za dom, zerwałaś papierówę i było ok i zdrowa sraka. Każdy owoc i warzywo, które kupujesz jest z produkcji MASOWEJ. I jako taka, jest narażona na najgorsze, najbardziej złośliwe plagi. Chcesz zdrowego robaka? Po prostu idź i opierdol dżdżownicę z jabłkiem, będziesz mieć co chciałaś. Nie chcesz jeść tamtych robaków/pleśni/grzybów. Uwierz mi.
    G. Oszołomy sieją ploty. „Nawet producenci żywności dla niemowląt mają swoje sposoby na robienie wałów – do badań oddają wybrane próbki żywności rosnącej na skrawkach nienawożonej ziemi. Reszta? Chemical freestyle!”
    tu mi już ręce razem z dupą opadły. Nie wiem czy się orientujesz, pewnie nie – że ludzie to złośliwe penisy. Gdyby coś takiego miało miejsce, to jeden sąsiad z drugim zgłosiłby to gdzie trzeba i tracisz kurwa MILIONY ZŁOTYCH. Za stworzenie zagrożenia życia i bycia podstępnym chujem. Już pomijam to, że żywność „niechroniona” nie jest przez nikogo dopuszczana do obiegu wielkorynkowego. There goes Twoja teoria, że papki dla dzieci nie są pryskane (skrót myślowy).
    Po drugie, skąd wpadł Ci do głowy taki pokrętny pomysł, że „producenci żywności” mają jakieś swoje pola i sady uprawne i na nich wybierają, to co sprzedają? Sady są własnością prywatną. Oni je co najwyżej skupują od takich ludzi jak ja – mają normy, są pobierane próbki z dostaw. Wiesz jak wygląda dostawa? Podjeżdżasz ciężarówką z jabłkami przemysłowymi (czyli NIE prima sort, w żadnej papce dla dzieci nie ma owoców pierwszego gatunku, nieważne co piszą na etykietach – nie stać ich byłoby na to, bo prima sort jest po prostu drogie – 3-4 razy droższe niż przemysłówka, za papkę płaciłabyś >20 zyla), zwalasz je na kupę, idzie babka/koleś z laboratorium, bierze 2-3 jabłka z całej kupy, idzie do laboratorium, trze i od razu na miejscu bada. Jak jest złe, to won swołocz. I teraz uwaga: pojedyncza naczepa jabłek waży około 13-14 ton. Jesteś w stanie sobie wyobrazić ile to jabłek? Dużo. Dużo w chuj. To jest wielkość ~3 Transitów ustawionych koło siebie. Już? Policz teraz jakie są statystyczne szanse, że pani z labo wybiera akurat te 2-3 jabłka, które są z tego (wyimaginowanego) hipotetycznego, niepryskanego poletka. Już? No. Dzięki and think about it.
    H. polecam jeść Glostery (wybieraj te najciemniejsze, najbardziej czerwone, prawie czarne) i dzieciom i dorosłym, mimo, że są często niedostępne, drogie i idą na eksport, bo polaki-cebulaki myślą, że są genetycznie mutowane i niezdrowe, bo im się wydaje, że są „za ładne”… Większość jest z Polski i są wychuchane jak pupa Twojego niemowlęcia. Bo jabłka i truskawki to są poniekąd moje dzieci, wiec zanim następnym razem powiesz o nich jakiś farmazon, dwa razy się zastanów, bo obrażasz swoją niewiedzą pracę moją i kilku pokoleń mojej rodziny wstecz.

    1. no i kocham kocham Cię za ten komentarz i lecę po jabłka!!! i może wyjaśnię skąd te stwierdzenia- moja mama pracujew firmie transortowej w której kierowcy wożą towar dla jednejz firm produkujących słoiczki i to oni opowiadali jej o tych wałkach, więc ja uwierzyłam. Sami kupują od nich „jabłka dla swoich” – stąd te tezy w tekście.

      Absolutnie nikogo nie chcialam obrazić! Wręcz wywlekę ten komentarz na fb, niech wiedzą i widzą! kłaniam się bardzo nisko Kochana!

    2. Uwielbiam Cię za ten komentarz- serio ;). Mój tata jest sadownikiem więc wiem o co chodzi. Piszesz bloga? Bo fajnie się czytało 😀

    3. te ogrodnik to co napisales sie kupy nie trzyma i najzwyczajniej w swiecie pieprzysz glupoty( uzywam slowa pieprzysz by podkreslic tak jak ty swoja znawczosc w temacie).

  7. Mam dwa krzaki pomidorowe na balkonie. To oznacza, że przy dobrych wiatrach zjem w tym sezonie kilka ekologicznych pomidorów. Jeśli dziecko nie zje wcześniej krzaków. Zapraszam na degustację w okolicach sierpnia. Może nawet bazylię do nich wyhoduję.

  8. O tym co ludzie robią dla siebie, a dla obcych była taka historyjka: W pewnej miejscowości gospodarz z piekarzem mieli umowę. Każdego dnia gospodarz przywoził piekarzowi kilogram świeżego masła, piekarz natomiast dawał mu kilogramowy bochenek świeżo upieczonego chleba. Pewnego dnia piekarz postanowił sprawdzić, czy gospodarz aby na pewno nie oszukuje go na tym maśle. Położył je na wadze i okazało się , że jest mniej niż kilogram. „Gwałtu, złodziej, oszust!” – poszedł z tym do sądu. Wezwano gospodarza na rozprawę i w trakcie przesłuchania okazało się, że biedak nie ma nawet wagi wskazówkowej, coby miarę 1 kg odważyć, tylko taką prymitywną, bez skali. Sędzia zapytuje, jak więc wydziela codzienną porcję masła dla piekarza? „Wysoki sądzie, sprawa jest prosta. Codziennie rano biorę od piekarza mój bochenek chleba, kładę go na wagę i odmierzam równoważną porcję masła.”

  9. Kato, oslupialam z wrazenia. Na mojej grzadce mam troche koperku i natke pietruszki. Wychowalam sie na bio, bo kiedys nie bylo mozna inaczej, a teraz jadam konserwanty bo tez inaczej nie mozna. Mam nadzieje,ze doczekam poznej starosci. Jutro zrobie na deser mus jablkowy, na twoja czesc. Pozdrowienia, udanych zbiorow zycze.

  10. Jedzenia niezdrowych rzeczy całkowicie uniknąć się nie da, ale są proste sposoby na ograniczenie ich zawartości w diecie. Ja upierdliwie czytam listy składników na opakowaniach (im krótsza, tym lepiej), kupuję mniej – ale lepszej jakości produkty (i tu uwaga: nie zawsze wysoka cena świadczy o lepszej jakości). Interesuję się tematem i uważam na to, co tylko udaje, że jest zdrowe: soki z kartonu, jogurty z owocami, syropy malinowe/z róży od chemicznej babci (najbardziej podoba mi się smak „malina z lipą” – rzeczywiście, lipa), muesli z syropem glukozowo-fruktozowym (syf gorszy od białego cukru). Rzadko jem na mieście, bo lubię wiedzieć co jest na talerzu (a zresztą na częste posiłki poza domem i tak mnie nie stać…). Ograniczam białe pieczywo, najchętniej w ogóle piekłabym chleb w domu, bez ulepszaczy, gdybym miała czas (jest nawet taka strona, http://przepisnachleb.pl/, znalazłam ją już dawno temu, jeszcze nie wypróbowałam, ale łan dej…). Ograniczam mięso, bo uważam, że naprawdę nie muszę jeść go codziennie, to nawet zdrowiej dwa razy na tydzień. To samo mleko – ostatnio odkryłam, że mi szkodzi i że czarna kawa też jest spoko.

  11. To nie moherowy berecik, czarna sukienka. Skoro człowiek się w tym dobrze czuje to jego sprawa. Każdy jest narażony na pokusy, i często się im poddaje, lecz to nie jest groźne, to jest ludzkie. Jedni chodzą na koncerty do Filharmonii, inni do kościoła. Każdemu dobrze gdzie dobrze się czuje, więc nikomu nic do tego. Niebezpieczni są katolicy, którzy w imię Boga walczą krzyżem z drugim człowiekiem. Gdzie pokora i miłość bliźniego? Sami grzeszni , palą na stosach w imię własnych grzechów. Przed takimi chroń nas… Katolik to dobry człowiek z nożem pod pazuchą?

  12. Zdrowa żywność. No nie ma czegoś takiego. Studiuje medycynę, mam mikrobiologię. Jak pan sadownik stwierdził: albo robale albo pleśń. To że coś się samo robi nie znaczy że jest zdrowe. Pasteryzujemy bo to niszczy bakterie. Bakterie które moga naprawde niezły bajzel zrobić w organiźmie. Poza tym nie można przesadzać w żadną stronę. Normy sa jakie są. Żywność z konserwantami nie była, ale jest i już zostanie. Jeśli dziecko nie bedzie przywyczajone do konserwantów, to może dostać nawet alergii na jakiś produkt. Tak samo w druga strone – obcując z bakteriami nabywamy odporność. Po prostu nie liczmy zimą na świeże truskawki i wszystko bedzie spoko. Nie żryjmy kilo kurczaka dziennie i bedzie spoko. A nabiał trzeba jeść! białko jest potrzebne, wapń tym bardziej, polecam.

  13. Czesc Radomska! Swietny wpis. Bardzo lubie Twoje artykuly, bo zwyczajnie poprawiasz mi nastroj 🙂 Oprocz jedzenia poruszylabym kwestie kosmetykow, wody, powietrza(chemtrails). O kosmetykach mozna poczytac tutaj http://www.ewg.org/skindeep/ . Wiele wspanialych kosmetykow mozna wykonac tanio samemu w domu. na przyklad skrub do ciala – zmielona kawa plus oliwa z oliwek lub olej kokosowy. Trzeba czytac sklady gotowych kosmetykow i unikac parabenow i PEGow.

  14. Pewnie 95% produktów w dzisiejszych czasach nie jest zdrowa. Natomiast nie usprawiedliwia to nas, aby jednak starać się spożywać zdrową żywność. Przykładowo, zacząłem sam piec chleb z mąki ekologicznej, na własnym zakwasie, z cukrem nieprzetworzonym i z solą morską. W ciągu tygodnia może z pół godziny poświęcam na dokarmianie zakwasu i włożeniu produktów do maszyny do chleba. Tak więc da się.

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.