Ty też masz w sobie Mariolę? O pracy, aspiracjach, kasie i możliwościach.

Ta dziewczyna, którą widzisz na zdjęciu, to Mariola. Pewnie zauważyłeś, Cwany Lisku, że Mariola nie ma mojej japy. Być może przyszło Ci nawet do głowy, że Mariola nie jest Radomską, ale prrr.. nie zagalopuj się w swoich rozważaniach hardły młokosie! Bo Mariola jest trochę Radomską. Tyle, że ładną i z talią.

Mariola od dzieciństwa chciała zrobić ze swoim życiem coś kreatywnego i skupiała się na realizowaniu swoich pasji. Nie była prymusem, ale potrafiła dobrze kombinować. Ma gadane, wyczucie chwili, łatwo nawiązuje kontakty, ale wie też, że osobowość to nie wszystko. Dlatego już w liceum, kiedy koledzy skupiali się na usyspywaniu jedynie białych ścieżek, a koleżanki, bazując na urodzie i znajomościach, wybierały te najłatwiejsze, ją interesowała  tylko jedna ścieżka- własnej kariery zawodowej.

Mariolę na studiach trochę pogięło. Nowi koledzy  (starzy aplikowali na odwyki, nie uczelnie)  rozsmakowywali się w studenckiej wolności, rozpuście i bezeceństwach, a ta, jak ostatnia dziwaczka, dobrze się uczyła, udzielała w studenckich organizacjach, nie szczędziła sił i czasu na praktyki, staże, zdobywanie doświadczenia i budowanie swojego CV.

Matka Marioli była najszczęśliwszą w całej rodzinnej wsi! Nie dość, że córka wyrwała się jej do miasta i nie zaszła  w ciążę z przypadkowych chłopcem na dyskotece, a studiowała pilnie na prestiżowej uczelni, to jeszcze wymarzyła sobie posadę o zupełnie światowej nazwie- zapragnęła być PR-owcem.

Prawda była mniej bajeczna, a rzeczywistość nieco bardziej wymagająca wobec Marioli, ale Mariola poza łbem na karku, inteligencją i sprytem, cechowała się także pokorą i cierpliwością. Wiedziała, że wszystko, co robi zaprocentuje w przyszłości. Że drzwi, które były dla niej zamknięte,kiedyś  otworzą się przed nią szeroko i powitają czerwonym dywanem. Wyobraźnia Marioli nie ogarniała jednak tego, że kompletnie nie będzie się umiała wtedy zachować. Bo Mariola ma problem, z którym boryka się wielu z Was.

Jest zatem swego rodzaju, nieliterackim przykładem every(wo)mana.

Skończyła stosowne studia, odbyła masę staży, praktyk, popracowała w zawodzie i najzwyczajniej w świecie pragnie czegoś więcej. Na co dzień z podejmowaniem decyzji radzi sobie świetnie- wie, czego pragnie i dokąd zmierza, ba, kilka razy udało się jej wyjaśnić swojej mamie, że naprawdę nie jest głodna, ale…

Mariola wraca ze swojego polowania na pracę, jak niezdarny myśliwy z polowania na niedźwiedzia. Robi, co może, ale jej niedźwiedź wciąż pozostaje nieosiągalny. Bo Mariola nie ma pojęcia o głuszy w jakiej żyje niedźwiedź i kompletnie nie wie, czego może się po niej spodziewać.

Mariola niby wie, co umie, ile potrafi, jak dobrze jest doświadczona i wykształcona, ale kiedy próbuje to wszystko sklecić w całość, to wtedy tak strasznie trzęsą się jej ręce, że efekt, zamiast wzbudzać zachwyt, wzbudza ból d…

To czego brakuje Marioli poza wiarą w siebie, to wiedza o warunkach panujących w głuszy zwanej … rynkiem pracy.

Ja też mam w sobie Mariolę. (To metafora, nie jestem znowu w ciąży!)

Odkąd pamiętam, robię rzeczy fajne, istotne, albo przynajmniej perspektywiczne, a mój stan konta tego nie dostrzega. Mam w sobie coś z nieświadomej swojej wartości Marioli, który nie wie ile powinna wymagać w zamian za swoją pracę. Nie mam pojęcia czego się spodziewać i oczekiwać, jak odnieść swoje oczekiwania do tych, którzy są w podobnej sytuacji jak ja, ile mi brakuje, aby stać się jedną z tych lepszych i bardziej pożądanych (w pracy, na inne pożądanie już nie liczę)

Ty też masz ją w  sobie, jeśli nie potrafisz negocjować ceny tego, co ma według Ciebie wysoką wartość- własnej pracy.

Mam możliwość pomóc sobie i Tobie stłamsić tą Mariolę w sobie. Bez rozlewu krwi, rozpaczy, z pełną premedytacją i niezbędną wiedzą. Za pomocą niezwykle sprytnego narzędzia, które wyposaży nas w merytoryczną wiedzę.

Jak? Daj mi kilka dni. Mam plan.

Zanim jednak dowiesz się co i jak, zwierz się cioci Radomskiej ze swoich przygód na rynku pracy.

Strzelałeś kiedyś podając potencjalnemu pracodawcy kwotę wynagrodzenia, która by Cię zadowalała?

Dowiedziałaś się przypadkiem, że koleżanka pracująca przy biurku obok, przy dokładnie tym samym zakresie obowiązków zarabiała więcej i trafił Cię szlag?

Na smutne, gorzkie, zabawne, opowiastki o waszych perypetiach na rynku pracy czekam!

Tekst jest efektem współpracy reklamowej.

Jej szczegóły poznacie za kilka dni.

talkilla

26 komentarzy
  1. Nie wiem czy dziesiątki wysłanych bez odzewu CV to powód do dumy/płaczu/załamki/wstydu? Całe szczęście mieszkałam z rodzicami więc dach na głową był i ciepły obiadek również, a później szczęśliwym stafem będąc na stażu w urzędzie (nie)pracy przyszli ONI moi potencjalni pracodawcy-trafiło się ślepej kurze ziarnko :). Rozmowę kwalifikacyjną odbyłam na baczność w jednym z pokoi, kilka dni później byłam już ich pracownicą, trwa to niezmiennie 4 lata…

    Co do anegdot, rozbrajające są te wszystkie etapy rekrutacji na urzędowe stanowiska (umowa na zastępstwo!): Etap 1 -test z ordynacji podatkowej. Etap 2 test z szybkiego pisania na klawiaturze numerycznej. Etap 3 redagowanie dokumentu w wordzie. Etap 4 rozmowa kwalifikacyjna. A w konsekwencji na stanowisko i tak dostaje się osoba, która ma „plecy”. ech…

  2. Tyle jest jeszcze innych uwarunkowań, że głowa boli. Ale w tej branży praktycznie niepowodzenie niczym specjalnie nie skutkuje. Nie zarobię, wywalą i tyle. W innych można coś sknocić i wtedy może być różnie. Po co te uwagi ? Bo dzisiaj wszyscy pytają za ile. Sam nie wie co przed nim a już od kasy zaczyna. Pokaż się, trochę pokory bo gdy pójdziesz ostro to możesz upaść. Przez zazdrość ci pomogą. Bo ci się układa, więc na złość. . Paskudne te ludzkie charaktery, ale to prawda. Urocza Radomska problemu nie widzi i słusznie. Jej priorytet to Lenka. Ciągle przypominam a Ona znów się porywa ! Przekona się, niebawem. Pozdrawiam. 🙂 🙂 🙂

  3. Dzwoni pani, oczywiście najpierw wysłanie odpowiednio (słowo kluczowe) przygotowanego CV) i selekcja spośród set chętnych, etap 1 – hurra zadzwonili. Rozmowa z panią Jakże Ważną z Jakiejśtam Firmy Rekrutującej. Standardowe pytanie – aplikowała pani na stanowisko….. ? No skoro macie moje CV to chyba aplikowałam? Rozmowa po polsku, potem po angielsku – po 3 można się nauczyć na pamięć – w reszcie stwierdzenie, że może oddzwonią, ale się muszą skonsultować. Skoro Pani jest Jakże Ważna to po co konsultacje? Ale OK. Po nerwowym okresie oczekiwania Pani oddzwania. Z datą spotkania i nazwiskiem prowadzącego. OK Czyli mamy Etap 2. Hurra. Jadę na spotkanie. Ma je prowadzić Pan Prezes, który ma ewentualnie być moim szefem. Przyjeżdżam punktualnie, a Pan Prezes okazuje się nie mieć czasu. Czekam 10 min. No co mam zrobić? Czekam. Przychodzi. No hmm przepraszam, ale wie pani tyle spraw na raz.. Jasne. Wiem. No to przejdźmy do rozmowy… Z pytań niestandardowych – proszę sobie wyobrazić, że jestem kierowcą i się spóźniłem przez co firma straciła dużo pieniędzy. Musi mnie pani opieprzyć. 0.o Robię oczy jak 5zł, ale próbuję. Podobno byłam jedną z 2 osób, które w ogóle spróbowały. Pytanie standardowe – ile chce pani zarabiać. Jak najwięcej ! No ale ile. Mówię kwotę 2200 brutto. Pan mi powiedział, że psuję rynek i mówię za mało. Może dlatego mi nie dał pracy? Bo poza tym, podobno byłam świetna.. Ale pracy nie dostałam…

  4. Hahaha! Radmosko, jak zaszłam w ciążę z młodszą córką to na zastępstwo zatrudnili chłopaka zielonego w mojej dziedzinie – więc łaziłam do roboty do ósmego miesiąca a potem codziennie odbierałam po 5-6 telefonów, nawet kurka na porodówce! Przed powrotem usłyszałam jaki to z niego wspaniały pracownik i nie ma to jak chłop! A potem wyszło- że narobił bałaganu w papierach ogromnego! Szef dostał solidnie za to po głowie- i okazało się że była to moja wina bo zaszłam w ciążę! Ale czara goryczy przelała się gdy okazało się, że zarabiał 180% mojej pensji….. Od tamtej pory mam w tyłku pracę, robię co muszę, jak muszę wziąść opiekę nad dziećmi to nie kombinuję i biorę. A realizuję się w mojej pasji – szyciu :p (pracy nie zmienię – ze względów wygodnickich – blisko do domu i kończę o 15)!
    Ot do 15 robot, a po 15 – matka, żona, rękodzielnik, wspomagacz wszelakich akcji – kobita szczęśliwa!

  5. Właśnie sobie uświadomiłam, że na drugie powinnam mieć Mariola… Ostatnio zetknęłam się z badaniami na temat zarobków w PR i okazało się że zaniżam statystyki. Zaczęłam jak zapewne większość – od niskiej stawki, bo przecież jeszcze się muszę tyle nauczyć, bo ciężko teraz o pracę, bo ważny jest rozwój. Tylko im więcej obowiązków, więcej pracy, więcej wymagań, jakoś tak coraz bardziej nie lubię tej Marioli we mnie. To czekam na złoty środek na stłamszenie jej 😉

  6. do mania Marioli to sie nie przyznam, bo będzie, że gender;)

    Ale coś w tym jest. Pamiętam, że w Urzędzie Pracy robili jedną sensowną rzecz – na początku szkolenia na które się zapisałem zrobili małe szkolenie z szukania pracy, włącznie z etapem rozmowy kwalifikacyjnej. nagrywanej na kamerę. Później nam to odtworzyli. Z komentarzem autorskim faceta co podczas rozmowy siedział za biurkiem na temat poplnionych błędów.
    No i się okazało, że feministki sobie mogą wywieszać transparenty o tym, że kobiety zarabiają za mało, ale problemem częściowo są ich wymagania. ŻADNA kobieta podczas tych pozorowanych rozmów nie powiedziała, że chciałaby zarabiać więcej niż najniższa krajowa (co z drugiej strony może też wpłynąć na to, że przy zblizonych kwalifikacjach nikt faceta nie zatrudni, bo ten ma wyższe wymagania…).

    Świetna sprawa, ale takie rzeczy powinno się organizować w szkołach średnich i na studiach.

    A poza tym, to w ogłoszeniach o pracę pracodawcy powinni podawać widełki. Bo naprawdę trudno się wstrzelić, jak się aplikuje na jakies kompletnie nowe dla nas stanowisko jak mamy żadnego punktu odniesienia. Bo przecież nikt ci nie da do przestudiowania układu zbiorowego w firmie do której startujesz… A do tego jeszcze zapis w umowie o tajności wynagrodzeń…

    Ale i w mojej obecnej firmie miałem fajna rozmowę z szefową – miałem punkt zaczepienia do tematu:
    – Wiesz, mam już wykształcenie z naszego kierunku, właśnie obroniłem inzyniera…
    – Gratuluję. – i poszła.
    Ech, kompletnie nie umiem rozmawiać na temat zarobków, czy swoich oczekiwań. Źle mnie rodzice wychowali, nie umiem sam się chwalić.
    I kompletnie nie mam zdolności dyplomatycznych. Albo walę prosto z mostu, albo nie wiem jak się wypowiedzieć, kiedy mi na czymś zależy.

  7. Obecny rynek pracy jest w kiepskim stanie. Płacimy za to wszyscy wysoką cenę. Nic raczej z tym nie zrobimy. Nie ma sensu też się załamywać, choć czasami trudno nie złapać doła. Niemniej jednak głowa do góry. Życie czasami potrafi zrobić nam miłą niespodziankę.

  8. -No więc w drogerii na R pracowała Pani trzy miesiące, w firmie xyz staż 3 miesiące, w yzx trzy miesiące praktyk… czego oczekuje Pani od naszej firmy?
    – Zatrudnienia na trzy miesiące.

    A już poważnie ostatnio po długim czasie byłam na rozmowie kwalifikacyjnej. Posada dobra więc postanowiłam spróbować. Było nas trzech, w każdym z nas inna krew ale tylko jeden wychodząc powiedział do Pani prezes „To cześć Iwona”.
    Na takie dictum niestety nawet martwa Mariola (którą też w sobie mam) nie pomoże, a są to sytuacje wcale nie rzadkie :/

    1. o nas Łońska, tak zupełnie prywatnie, to będzie inny tekst. chodzi mi po głowie od jednej z naszych rozmów.

      Ja mam odwrotny problem- kilka razy ktoś dał mi pracę, bo tak strasznie mnie polubił, jako znajomy właśnie. Potem się okazało, że jako znajomą można mnie dymać na 10 sposobów, płacić prawie nic i przy kawie chwalić się pantoflami wartymi 3 moje pensje. Dlatego marzę o pracy bez pleców, na normalnych zasadach.

      JEszcze taki ze mnie frajer..

  9. Bardzo fajny podejmujecie temat z Maćkiem. Jestem ciekawa jego rozwinięcia.

    A odnośnie anegdot, to miałam takie doświadczenie w pracy jako freelancer-fotograf. Również po znajomości wpadło mi zlecenie, zgodziłam się. Zapytano mnie o kwotę, podałam, przystali na nią (nie była zbyt wygórowana, bo… było mi głupio). Zrobiłam sesję, zdjęć było o wiele więcej, niż było w planie, więc więcej czasu na obróbkę poświęciłam, ale co tam, przecież to „po znajomości”.

    Zdjęcia się „bardzo podobały”. Poprosili o kolejną sesję, na której było dwa razy tyle modelek. Powiedzieli „wyślij nam faktrę”. Wysłałam. Rachunek dwa razy wyższy, niż poprzednio, bo i zdjęć było dwa razy tyle.

    Pieniędzy do dziś nie otrzymałam, a tamci ludzie do dziś, mimo wyliczenia ile czasu zajęła mi obróbka (wyliczyłam stawkę godzinową – jak na fotografię, wręcz uwłaczającą, no ale „po znajomości”). A oni nadal nie rozumieją, dlaczego dwa razy tyle.

    Może trochę nie w temacie, bo tu miało być o marketingu, ale wydaje mi się, że ten problem dotyczy wielu branż. I sprowadza się do czegoś, czego niestety nas nie nauczyli w szkole – wysokiego poczucia własnej wartości i … twardej d.

  10. I jeszcze przypomniała mi się sytuacja z Polski, dokładniej z Gdańska.

    Jestem po studiach mgr, mam dwuletnie doświadczenie w mediach (prasa), plus udzielanie się w organizacjach studenckich, na festiwalach, wolontariat, itd.

    Szukam stałej pracy w agencji PR. Wymagania: CV plus dwa artykuły. Wysyłam zgłoszenie. Zapraszają na rozmowę.

    Na rozmowie same „ochy” i „achy”. „Takie doświadczenie, w znanym tytule, czytałam pani artykuły”. „A może pani szybko napisać tekst promocyjny na temat X?” Mogę. „Świetny!”.

    Jedyny problem dla nich to to, że mam w CV wiele zagranicznych wyjazdów (byłam raz na praktykach za granicą i raz na kursie językowym). „Martwi nas to, że jest pani ZBYT ciekawa świata. Jeszcze nam pani wyjedzie po miesiącu.” Ha, ha, ha.

    Mimo tego proponują mi:

    – miesiąc pracy za darmo, od 8 do 16, 5 dni w tygodniu (nazywają to „szkoleniem”)
    – po tym miesiącu możliwość zatrudnienia na umowę zlecenie, 1500zł na rękę.

    Następnego dnia kupuję bilet do Londynu.

  11. Firma, której nazwę pominięto nawet w ogłoszeniu, szukała stażysty w roku copywritera w dziale marketingu internetowego. Nie ma nazwy, nie ma strony www, a KRS pod nazwą podaną w stopce ogłoszenia odsyła do jakiejś właściwie już nie działającej firmy, której strona www nie wygląda, jakby przyglądał się jej choć przez chwilę specjalista od dowolnego marketingu.

    Zapytałam e-mailowo, czy mogę dostać jakieś informacje nt. firmy i czy szukają tylko stażystów. Odpowiedź przyszła szybko, że właśnie się „restrukturyzują”, otwierają nowe działy i szukają też spec. ds. marketingu internetowego i jeśli jestem zainteresowana – również mogę przesłać CV.

    Choć z wykształcenia jestem geografem, od 3 lat, jednoosobowo zajmuję się redakcją (pisanie i moderacja, facebook, newslettery…), administracją, obsługą partnerów i całą resztą problemów związanych z działaniem turystycznego serwisu internetowego oraz projektowaniem związanych z nim aplikacji mobilnych wysłałam.

    Nie mam wykształcenia zw. z marketingiem, lecz mimo to wysłałam CV wraz z umotywowaniem swojej kandydatury w treści-maila. Zaproszono mnie na rozmowę – było rzeczowo, sympatycznie, padła nazwa firmy, dla której miałabym pracować i zakres obowiązków specjalisty (copywriting odrzucono).

    Zaproponowano staż bo na praktyki umiem za dużo, a na marketingu znam się za mało. Po 3 miesiącach za 1200zł na rękę miałam mieć szanse na stałe zatrudnienie i „standardowe zarobki dla branży”. Problem w tym, że zadania, za które miałam być odpowiedzialna znacznie przekraczały standardy stażu, zwłaszcza, że nie byłyby wykonywane pod okiem mentora.

    Może będę żałować, ale grzecznie odrzuciłam tę ofertę.

  12. teraz strach mówic za ile sie chce pracować bo jak sie powie za małą kwote to ocena- bez ambicji a jak za dużą kwote to co ona o sobie myśli.Najbezpieczniej szukac w sobie powołania do prac , których nikt nie chce wykonywac wtedy ty rządzisz 😉

  13. Moja anegdota:
    Żegnam się „dobrowolnie” z moją pracą. Praca – dobre korpo, dobre zarobki (jak na humanistkę), wiadomo. Szukam nowej pracy. Znajduję ogłoszenie. Bardzo fajne miejsce. Stanowisko bardzo ambitne. Nie spełniam wszystkich kryteriów. W ogłoszeniu podane są widełki – sporo powyżej średniej krajowej, niższe od mojej ostatniej pensji, ale kaman, to jest obiektywnie w Polsce wciąż bardzo dobra kasa! Zgłaszam się, choć nie spodziewam się sukcesu.
    Przechodzę pozytywnie rekrutację. Dostaję pracę.
    Niedługo potem spotykam znajomego, któremu od jakiegoś czasu nie układa się na rynku pracy, nie może znaleźć dla siebie miejsca. Dzielimy się historiami z poszukiwań pracy. Opowiadam o tej mojej nowej. On mówi, że widział to ogłoszenie, podobało mu się, ale nie zgłosił się, bo przestraszyły go te widełki. W sensie – że za wysokie! Że na pewno za taką kasę to oni szukali niewiadomokogo!

    Morał?
    1. Nie przejmuj się tym, że nie spełniasz wszystkich wymagań – to są na ogół pobożne życzenia rekruterów
    2. Jak marzą ci się dobre zarobki (a komu się nie marzą?) to się ich do licha nie bój!

  14. Ha po dziś dzień szlag mnie trafia bo kolega biurko dalej przy tym samym zakresie bowiązków zarabia 700 zeta więcej niż ja ale pocieszam się ze 500 zeta od podstawy już sobie wyrwałam i lada dzień będe wyrywac dalej. Najbardziej szlag mnie trafia że ja sie staram zapitalam jak z motorkiem w dupie a inni nie a maja lepszy stan konta 🙁 Chce poznać twój plan Naprawde bardzooo

  15. Byłam kilka lat temu na rozmowie w sprawie pracy na stanowisku recepcjonistki. Pan sprawdzał mój angielski i niemiecki, przydałoby się znać jeszcze rosyjski, ale nie znałam, komunikatywność zawsze spoko, uśmiech na plus. Stawka? 3 zł za godzinę. Plus premia w zależności od obrotów hotelu. Z rozbawieniem zapytałam, ile wynosiła najwyższa premia „od obrotów”. Pan powiedział, że to różnie, ale tak 400 zł. Powiedział, że do mnie zadzwoni niezależnie od decyzji. Odpowiedziałam grzecznie, że może wyrzucić moje CV.

    W 2013 myślałam o zmianie pracy, branża ta sama – marketing internetowy. Miałam wtedy czteroletnie doświadczenie. Zaproponowali mi pensję, od której na tym stanowisku zaczynałam w innej firmie.

  16. ja negocjować swoją stawkę chyba potrafię i do dzisiaj pamiętam jak się zdziwiłam, kiedy pierwszy raz bezczelnie i spokojnie wypowiedziałam jaką kwotę uznam za jedynie słuszną i… dostałam tę pracę. może więc jestem już antyMariolką, ale rozwala mnie w pracodawcach inna sprawa. wyciskanie z pracownika jak z cytryny. nazwijcie mnie nieambitną, ale mnie naprawdę satysfakcjonuje dobre wykonywanie swojej roboty, które absolutnie nie zaniża standardów mojego stanowiska. kurde, dlaczego mam rezygnować z kawy z Pelą, albo właśnie nie rezygnować, ale kłamać, że matka mi umiera, tylko dlatego, że szefu ma taką potrzebę? już nie rezygnuję. kurde: „nie mogę, mam inne plany”. pewnie jestem już na liście „do zwolnienia”, bo szykuje się restrukturyzacja i od jakiegoś czasu budowane są kolejne progi wymogów. ja chyba jestem już wyschnięta cytryną… kuva men

  17. Jestem mamą dwóch małych brzdąców i w tzw. międzyczasie dzieciowym próbowałam zmienić pracę. Idąc na rozmowę myślałam cały czas, aby tylko przez przypadek nie wspomnieć o tym, że mam dzieci (praca była w korpo, więc dzieciowe nie mile widziane). W trakcie rozmowy (dwie panie – żadna bez obrączki-w moim wieku) tak kierowały rozmową, abym powiedziała, jaka jest moja „sytuacja domowa”. Jak przyznałam w końcu, że mam dzieci, to usłyszałam…. no tak… mamy dwie takie mamy w zespole…. jakoś sobie radzą z tą sytuacją…. Szczęka mi opadła 🙂 No cóż, kampanie społeczne kampaniami, a rzeczywistość jest taka jak wcześniej. Mama ma przechlapane i kropka. Oczywiście nie muszę pisać, że nie oddzwonili.

  18. Dziś rynek pracy jest w słabej formie, coraz bardziej opłaca się założyć własną działalność niż pracować u kogoś, bo tak duża suma bezrobotnych to mniejsze zarobki..

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.