Ten wpis opart jest na faktach. Tak, tych autentycznych!
Na osi czasu normalnego człowieka można by czerwonym markerem zaznaczyć kluczowe dla niego punkty, zielonym oddzielić od siebie określone etapy życia, złotym (na bogato) zdefiniować określone cele. No ale nie u Radomskiej.
U mnie wszystko zawsze wali drzwiami i oknami, jak księża po kolędzie. Moja oś czasu byłaby zabazgraną kartką, w połowie zamazaną na czerwono, z notatkami przy zielonych punktach „że, ee, jednak nie”, obsypana złotym brokatem, który absolutnie niczego nie zmienia i nic nie wnosi oraz ze śladami rozlanej kawy, moich łez i odcisków dłoni Lentola.
Kiedy doświadczam jakiegoś ważnego zdarzenia, to zaciskam oczy i wstrzymuje siku jak na rolleroasterze, bo wiem, że to jest J***E DOMINO. I nie pozostaje mi nic innego jak związać włosy, żeby nie wchodziły mi w rozdziabioną ze zdziwienia japę i zakasać rękawy. Nie inaczej jest od dwóch lat. Daruję jednak Wam tą rzewną opowieść i przewinę oś czasu do stycznia 2015.
Uczę się,by obronić magistra, zajmuję Lenonem, niebawem ruszam do nowej pracy, dopełniam papierologii i robię zapiekankę ziemniaczaną.
Tylko dziś i to przed 9 zdążyłam zostać bohaterką i uratować życie córki dwa razy, najpierw od zadławienia się płynem do płukania, a potem kawałkiem odgryzionej słuchawki. Ba, zdążyłam posprzątać łazienkę na błysk. Na błysk, bo w życiu się tak nie świeciła jak po 5 litrach płynu do płukania wydartego cudem dziecku na czas. No i przypudrować na twarzy deficyt snu, cierpliwości i sił, zainstalować dziecko w wózku, oddelegować do placówki opiekuńczo-wychowawczej (jeszcze nie poprawczak, ale pracujemy nad tym) i ruszyłam do pierwszego z brzegu fotografa, bo każda godzina bez dziecka na wagę złota liczona. W celu wykonania zdjęć do dyplomu. I, na Boga, doświadczyłam podróży w czasie.
Byłam w roku 1971. Pani fotograf najpierw zrugała autorów wszystkich moich zdjęć do dokumentów wyzywając ich od nieudaczników. I powiedziała, że ona mi pokaże! Nie sprecyzowała mi co, bo nie wiem, czy chciałabym to zobaczyć.
Potem zagrałam w filmie, Python naćpany tarzał się na zapleczu, założę się. Przez 60 kolejnych minut Pani próbowała zrobić z niczego (czyli ze mnie) coś na miarę okładki Vogue’a, albo przynajmniej Twojego Imperium.
Urocza staruszka miała 130 lat, większego niż ja zeza, co utrudniało komunikację oraz okulary umyte smalcem. Chwytałam się tych przywar, aby jakoś zrekompensować sobie deficyty, jakie sama u mnie odkryła. Przez godzinę uśmiechałam się, nachylałam, prostowałam,poważniałam wypełniając komendę jak najbystrzejszy pies i to bez ani jednego ciasteczka. Pani powoływała się na swoje wieloletnie doświadczenie, dryg fryzjerski i umiejętność poprawiania tego i owego za sprawą makijażu. To,co napisałam oznacza, że: moją asymetryczną twarz, za grube szkła, potargane włosy, krzywą jedynkę oraz krzywe usta poddała wyrafinowanym zabiegom kosmetycznym.
Przysięgam na swoje dziecko, że fotograf czesała mnie grzebieniem, który pamiętał młodość Bolesława Chrobrego, przypudrowała mi twarz specyfikiem, którego używali Egipcjanie do mumifikacji zwłok, a który można kupić na rynku i szemranych aukcjach na Allegro. Walkę krzywym ustom wytoczyła podziabaną i rozgrzebaną pomadką, którą nakładała mi na twarz … zapałką.
Mój wewnętrzny głos udławił się ze śmiechu i kaszlał, więc jestem zdziwiona, że zdjęcia w ogóle wyszły ostre. Pani fotograf (tu cytat) wykonała mi wiele pięknych fotografii, abym mogła wybrać. Wierzę jej na słowo, bo niestety ich nie widziałam,ale z braku laku i nieumiejętności powstrzymywania łez, wybrałam pierwsze lepsze.
Dzięki Pani wiem już, że jestem piękna. Zupełnie jak każda uczennica podstawówki z 84′ po trwałej ondulacji. Brakuje mi tylko aparatu na zęby. W gratisie dostałam pocztówkę i propozycję przeniesienia mojego zacnego oblicza w formie rysunku na papier. Ta propozycja nieco mnie jednak onieśmieliła. Wrodzona skromność nie pozwoliłaby mi zachwycać się aż tak i powielać mojego wizerunku.
Niemniej jednak zdjęcie wyląduje na lodówce. Po to, żebym pamiętała, jak dobrze jest mieć poczucie humoru, kiedy inne argumenty zawodzą.
No i, żebym sobie mogła przypomnieć na starość i wówczas, gdy od tajemniczej pomadki nakładanej zapałką oraz pudru z suszonych myszy, dostanę parcha lub innej rzeżączki na twarzy.
Jeżeli zrobienie zdjęć wiązało się z tyloma przygodami, obawiam się, że ze strachu nie dotrę na obronę… Pani fotograf kazała się polecać, zatem polecam…
…spragnionym wrażeń.
_________________________________________
Podobało się? Udostępnij tylko dzięki moim zarwanym nocom i Twojemu uznaniu ten blog przetrwa.
Moje przemyślenia są takie, że w życiu boję się czterech rzeczy… Matki, fryzjera, dentysty i fotografa… co do fotografa nie wiem co gorsze, Twoja czy moj wioskowy. Z laska i pretensja posadzi na stołku, kaze patrzeć na dłoń, cztery razy zmieni jej polozenie, dodam ze pstryka zanim zdążysz zareagować. I choćbys sie przed chwilą z gow*** bila nie wpadnie na to zeby powiedzieć zeby wytrzec twarz. A potem wybieraj z czterech gownianych zdjec…
Ale zdjęcie wyszło rzeczywiście przepiękne!
Ale zdjęcie wyszło rzeczywiście PRZEPIĘKNE! 🙂
W naszym pięknym mieście, była kiedyś pewna Pani fotograf… Rezydowała w ciągu małych sklepikopodobnych pomieszczeń, tuż pod stadionem Klubu sportowego na literę W. Zdjęcia robiła piękne, cudowne i do dzisiaj nie wiem jak Ona to zrobiła… Zdjęcia charakterystyczne – czarno białe, robione starym aparatem (znaczy się nie cyfrowym czymś, tylko aparatem, takim z naświetlaniem etc.). Jezeli ktokolwiek pokazywał zdjęcie „dowodowo-dyplomowe, od razu dawało się rozpoznać gdzie zostało wykonane, wystarczyl rzut oka. Niestety gdzieś się przeniosła, gdzie, nie wie tego nikt. A szkoda takiego talentu który chociaż na zdjęciu da prowizorkę „Tak, zasługuję na dyplom/ pracę/ nie wyglądam na urodzonego wariata”. Czasami mam wrażenie, że to własnie dzięki temu zdjęciu dostałam pracę 😉
Patrz, a ja dziś w Zgierzu byłem oddelegowany do zrobienia sobie pamiątkowego foto do dowodu, tudzież skrobaczki do szyb. Jak widzę, straciłem bardzo dużo, u mnie jakoś tak było dziwnie normalnie spokojnie : dzień dobry, usiądź, usmiechnij się, poczekaj zapłać….
Od dwóch lat mam nieważny dowód osobisty. Wypełniłam wniosek, ale wciąż nie mam odwagi, żeby zrobić zdjęcie. Całe szczęście, że oszczędzili mi tego przy wymianie prawo jazdy, pan zerknął w system, stwierdził: „wiele się pani nie zmieniła przez te 7 lat” 🙂 i zostawił stare zdjęcie. Kiedyś nadejdzie ten moment, może wtedy spakuje mandżur i wpadnę do Miasta Łodzi, żeby się poczuć jak siksa po ondulacji 😉
P.S.
Piękna będzie z Ciebie magistra 😉
Jestem spłakana ze wzruszeń. Zdjęcie koniecznie daj w złotą ramkę!
Radomska nawet zdjęcia robione kalkulatorem pokazały by że jesteś piękna. Bo jesteś i nie mam co do tego wątpliwości…
Jakoś na zdjęciu nie jesteś do siebie podobna 😛
Rok temu robiłam zdjęcia do nowego dowodu, taka byłam zestresowana tym faktem, że mi okulary parowały od oczu (serio – nie płakałam) a fotograf dziwił się czemu na zdjęciu mam niewyraźne oczy 😛
Choć przeżycia hardcorowe, zdjęcie wyszło odlotowe 🙂
Wystawiasz face pod publikę to se tak rzeknę, że do kształtu Twojej uroczej buzi nie bardzo pasuje kształt oprawek, które masz teraz (te trójkątne uniesione ku górze po bokach). Znacznie lepiej się „komponują” te ze zdjęcia na górze. Ale masz zbyt dużo zdrowego dystansu do siebie żeby to miało znaczenie, mam nadzieję 😉
Nie no fota bomba! I temat na notkę:) Lubię takie dziwaczne spotkania, oj lubię!:)
Ostatnio jedna z koleżanek blogerek poszła w MIEŚCIE zrobić zdjęcie córce do dowodu, pod szumną nazwą zakładu fotograficznego, reklamowanego szyldem, zastałą skromne mieszkanko umeblowane książkami, prześcieradła i święte obrazki wisiały na ścianach-to kącik artysty- leciwy pan zrobił kilka zdjęć, uczesał dziecko w paincie i na pytanie ile zarobił, odrzekł: „co łaska”.
jeszcze lepsza *.*
Padłam, leżę, nie wstaję 😀 Nie wiedziałam, ze okulary myje się smalcem, ale w końcu człowiek całe życie się uczy 😀 A co do zdjęcia, to Ola idź być ładna gdzie indziej, bo o kompleksy przyprawiasz! 😉
Zdjęcie piękne, a ja śmiałam się tak głośno przy czytaniu, że obudziłam dziecko. To znaczy TY mi obudziłaś dziecko! To teraz JA Ci obudzę dziecko, chcesz? No właśnie! 😛
Puder z myszy, hahahahahahaha…
Zdjęcie jest naprawdę ładne, ale wisisz mi za chusteczki do czyszczenia ekranu, bo przez Twoje teksty zaplułam go już z pierdylion razy (na Twoje szczęście to chusteczki z Lidla 😉 )
Przynajmniej wyglądasz jak grzeczniejsza wersja siebie. Mnie na dyplomowym tak zfotoszopowali, że do tej pory a intewiuuuu przesłuchiwacze nietaktownie pytają „O, to pani..?” 😉
Pani fotograf byla artystka.Zalezalo jej na tym co uzyska a nie tylko na zebranej kwocie.Bravo pani fotograf ;zdj super!!
Hahahah 🙂 dobre, a najlepsze że ja mam bardzo podobne doświadczenie z fotą do dyplomu, starsza pani tak się wczuła że mało mi uszu nie zaczęła czyścić i peruki zakładać. Ta sama pani czy może to taka moda na seniorki fotografki-stylistki w ŁDZ? Ta moja na Bałutach była. Tyle, że efekty w moim przypadku nawet po godzinie wysiłków nadal były opłakane, więc chyba jednak inna:]
swietny tekst, jak zwykle:D
A zdjęcie wyszło super (znaczy się, rzeczywiście kobieta jest artystką, jak takimi narzędziami Cię potraktowała, bez udziału photoshopa, i nie wyszłaś po zabiegu jak własna karykatura) – tylko że wyglądasz na nim jak swoja siostra 😉
No widac rodzinne podobieństwo, ale majaąc to zdjęcie do porównania, to w życiu bym Ciebie nie rozpoznał na ulicy (porównując zdjęcie do Ciebie z TV) 🙂
Jakbym czytała o Pani Czechlewskiej 🙂 wizyty u niej się zawsze tym koniczyły. Godzinne ustawianie a po wyjsciu od niej praktycznie nie byłam w stanie się poruszać ale na foto wycnodziłam jak Pani z telewizji czyli dokładnie jak Ty 🙂 Miło wspominam te wizyty..
Fotograf na Organizacji WiN? Byłam dzisiaj, jak zawsze, bo zdjęcia zwykle były cudne.
No ale nie tym razem.
Zatem, POSZUKUJĘ DOBREGO FOTOGRAFA W ŁODZI. Bo tego, co dostałam dzisiaj, w dokumentach nosić nie będę.
nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Ten tekst nie miał bowiem na cel nikogo obsmarować, a jedynie rozbawić. 😉
Przesadzasz 🙂 Na zdjęciu wyszłaś naprawdę ładnie 🙂