Oj mam tak.

Mam tak, że wydaje mi się, że pieczywo u ciebie w domu zawsze świeże i chrupiące, a moje wali spulchniaczami i nawet, jak świeże, to wiem przecież, że z mrożonek. Mam tak, że wydaje mi się że pomyliłam wagony, nie kumam języka tych Azjatow wokół siebie, którzy ciągle mi mówią, że nie pasuję, że czegoś nie umiem, że nie wolno. I tylko dlatego, że jest ich więcej o jakieś tam miliony. Oj mam tak.

Mam tak że mi głupio, że ambitnych marzeń notuję deficyty, a nawet jak nie, to sił na ich realizację owszem, głupio mi, że kiedy inni ciężko pracują na swoje niebo, mi wystarczy sen. Jak najwcześniej i do jak najpóźniej. Tak mam, właśnie. Tak mam że wydaje mi się czasem, że każdy waży mniej i nawet jak jest grubszy to wygląda lepiej. I że u niego wpływa to od razu ba jakość życia a u mnie ja to ciągle ja, co bym nie zmieniła. Masz tak? I jak już robię co mogę i ile mogę go ciągle mnie męczy, że inni robią i mogą więcej.  Albo mają i nie muszą.
Mam tak że nabieram się jeszcze na te historie – o porodach jak pierdnięcie, o domach czystych jak oddział intensywnej terapii, o dzieciach rumianych i ułożonych jak włosie w dywanie perskim na tych salonach, na które nikt nie zaprasza, a nawet gdyby – to gdzie tam ja. Mam tak, że miewam przekonanie, iż nie pasuję tam ani ja ani moje adidasy w kwiatki – ja nie wytrzymiem presji, one kolejnego prania.
Mam tak, że zapominam że jestem niebrzydka i niegłupia. I święcie wierzę, że wszyscy tak twierdzą. I bywa nawet, że mnie to boli choć wiem, że tak naprawdę mają mnie w dupie a jak im służę do podnoszenia nastroju to znaczy, że ja biorę lepsze leki. Mam też poczucie winy, że powinnam coś wielkiego w dużym świecie, a zajmują mnie pierdoły tu, pod nogami.

Mam tak że opisuje wam poetyckie i patetycznie chwile wzruszenia macierzyńskiego, a za dwa dni głupio mi przed samą sobą się przyznać, że gluty z piachem mam poprzyklejane do twarzy, nie wiem, czy swoje, czy jej  i nie wiem też, która z nas ryczała głośniej. Miewam chwile, że uważam te wszystkie teorie o wychowaniu, o zdrowym życiu, o niebiciu i biciu za gówno warte kocopoły wykryte na glinianych tabliczkach tylko po to, żeby walić się nimi w łeb. Bijesz  – nie bijesz, żresz czy nie wszyscy umrzemy, jestem zmęczona.

A przyznać się że gdybym miała czas, to bym pukała do drzwi wegan wegetarian i wszystkich tych ludzi którym wydaje się że są lepsi od innych i lepiej od nich wykorzystują swoje życie i na wyższą chmurkę z widokiem na żubry i ekologiczne uprawy zapracowują i pytała po kolei – ale że tak serio ci się chce? Albo kazałabym się zbierać ludzkości każdego dnia i przypomnieć sobie ze będziemy tęsknić za tym wszystkim, co przeklinamy i że nam się już wszystkim w dupach przewraca. ile byśmy nie potrzebowali, to chcemy  więcej lub inaczej. Bo jak nie męczy nas głód, kataklizmu, wojna, choroby i śmierć to się okładamy –  powietrzem  alergiami i wpływem ciśnienia krwi na nasze samopoczucie. jakby czasem naprawdę musiało coś pierdolnąć, żeby nas przywołać do porządku. Słyszałaś kiedy, żeby w powstaniu warszawskim ktoś narzekał że go łeb boli? Jak bolał to krótko, bo potem umierał…

Mam tak, że czytam i przeglądam, ile to godzin zajmuje światu dyskusja na temat szkodliwości mięsa, które sam sfabrykował, nabiału który sam wymyślił i roślin, które żyją na tej samej niszczonej planecie i ciśnie mi się na usta – a może by tak mniej się przejmować tym, co żreć, a bardziej jak żyć? Nie wiem, czy mnie rozumiesz, zawsze jest jakaś inna piękna idea, która też byłaby warta uwagi, a nie zapomnienia w cieniu tej, akurat wybranej przez tłum. Może jestem za głupia, ale narzekać na jakość żywności i szczycić się zmianami w diecie to… jak obciąć sobie samodzielnie rękę i popisywać się umiejętnością operowania kikutem?

Mam tak, że się przejmuję i zupełnie nie wiem, kiedy jest „za mało” a „za bardzo”. Ile to „wystarczająco” i czy to coś właściwie zmienia?
Mam tak. Rozważam alternatywne scenariusze. Przeprowadzam w głowie rozmowy, które nigdy nie miały miejsca. Doskonale wiem, co powiedziałabym nieżyjącemu dziadkowi. I tej miłości, która miała być na zawsze. I tej wywłoce, o której chciałabym nie pamiętać, a jednak ciągle mnie męczy.  Nikt jednak nie pyta. Mam tak, że głupio mi przejmować się tym, co nikogo już nie obchodzi, o czym każdy już zapomniał.
Mam tak że się boję tego jak mnie dziecko zapyta, kim chciałam zostać i dlaczego się nie udało. Gdzie po drodze na scenę teatrów, rynki wydawnicze, zgubiłam się i dotarłam tu gdzie jestem ciesząc że jest jak jest wypierając, że mogło być lepiej? Bo mam tak, że męczy mnie często, że mogłoby być jakieś lepiej, jakieś mniej, jakieś bardziej.

Czasem nie śpię, bo wyobrażam sobie dziwne rzeczy.
Czasem nie mogę spać bo mi przykro kiedy tak sobie uwalę że wszyscy są lepsi i szczęśliwsi albo gorzej, że zupełnie nie, bo to jeszcze oferuje to poczucie winy. Zdarza się że budzę się idiotyczne zmęczona tym co powinnam dzisiaj zrobić i wmawiać sobie, dlaczego tego, co naprawdę chcę nie dam dziś zrobić rady. Mam tak że nie chce się nikomu tłumaczyć i przypodobać, ot czuje się źle i zastanawiam się, czy też tak masz..?
Mam tak, że jak nie zaplanuję, co mam zrobić, to połowę zapomnę. A jak zaplanuję, to zbyt ambitnie i zanim wykonam ułamek już jestem zmęczona.
Mam tak, że obśmiewam, to wszystko, co kiedyś mnie bolało, a dziś uważam za durne. Te pomysły z dupy wzięte na czas wolny, jak lekcje oddychania, dosłownie. Te przepisy na kanapkę z masłem i szynką. Te panie ładne, co najpierw się wyszpachlują, powciągają, zrobią i wykreują, żeby przekonać siebie i innych, że są tak piękne spontanicznie. Żeby nie przyznać się, że darzą się wstrętem i nie potrafią na siebie patrzeć bez filtrów i wsparcia obcych rąk, które pokazywaniem kciuków w górę dają znak, że jest w porządku.

Mam tak, że zupełnie mi nie robi, czy jestem dla ciebie ładna, gruba, czy brzydka i jak ci z tym, że taka właśnie jestem, bo to nie zmienia tego, co czuję ja. A czuję różnie, sprzecznie i absurdalnie. I czasem zupełnie nie ogarniam.

Masz tak?

Jesteś – kropka, nawet jeśli nie zrozumiałeś/aś. Bo ja do końca chyba też nie. A siebie to już na pewno!

46 komentarzy
  1. Mam tak, że czasami mam zupełnie gdzieś, że jestem singielką, a wszyscy zakładają rodziny, zaręczają się i hajtają. A potem mam tak, że mi strasznie przykro z tego powodu, bo w gronie znajomych rozmowy tylko o przygotowaniach ślubnych, zaręczynach, czy wychowywaniu dzieci – tematy mi tak bliskie i znajome, jak fizyka kwantowa.
    Mam tak, że kocham swoje życie i nie zmieniłabym nic, a za chwilę boli jak diabli, że geny nie dały talentu muzycznego, bo z nim na pewno stałabym już na deskach teatru, albo siedziała w Holyłudzie kelnerując i biegając na przesłuchania. A potem przypominam sobie przecież, że kelnerka ze mnie żadna.
    Mam tak, że patrzę na innych i zazdroszczę im życia, a potem dociera do mnie, że widzę tylko 1% z ich życia, a nic nie wiem o ich problemach i pewnie nie ma czego zazdrościć, bo nie mają ani lepiej ani gorzej, tylko inaczej. A potem i tak zazdroszczę.
    Mam tak, że czuję się strasznie niedojrzała do tej całej dorosłości i przy poważnych i dojrzałych znajomych mam wrażenie, że zatrzymałam się w rozwoju tak gdzieś w okolicach siedemnastki. A potem zastanawiam się, na ile oni dojrzeli i na ile są gotowi, a na ile udają, że nic ich nie przeraża, bo nic innego im nie pozostało, jak dobra mina do złej gry.
    Mam tak, że staram się i planuje, a z reguły i tak wychodzi zupełnie na opak, inaczej i bez planowania.

  2. Zwłaszcza my matki tak mamy. Bo słyszymy, że jakaś tam robi własne chusteczki dla dziecka, bo te sklepowe mają e,x, y i z w ogóle powodują raka i choroby straszne (jakie to nie wiadomo). Albo, że inne to piorą w orzechach albo karmią tylko marchewką wyhodowaną we własnej doniczce. A inna to w ogóle dziecko na basen zapisała jak miał tydzień i teraz pływa jak rekin, a ma dopiero 3 latka. Pewnie grass i always greener gdzie indziej. Ale nauczyłam sę zdrowego podejścia do dziecka i do siebie. Czasami mi nadal odbija i robię za 17 osób w domu/ pracy/ przy dziecku. A czasami mam wysrane, ze gary są w zlewie, bo u pani x też są, może na 3 dni, ale na fejsie się nie chwali. Ale tekst słuszny. Każdy tak ma mniej lub bardziej 😉

  3. Bo gdziekolwiek człowiek by nie poszedl, jak bardzo chciałby uciec, to od siebie samego i chorej glowy nie ucieknie.

  4. . Z tym dojrzewaniem też tak mam, czuję się na 17 oj kilku lat. I zbyt często myślę- dorosłość jest chujowa i bez sensu. I pomyśleć że tak bardzo chciało się być dorosłym! „Będę mogła robić wszystko!” Oczywiście… Ale teraz też liczy się konsekwencje tego „wszystkiego”… Także pytanie pt. „Dorosłość. Czy robię To dobrze?” Zadaję sobie codziennie… Polecam popatrzeć na komiksy Sarah Scribbles, jak ona wie co ludzi czasem trapi, nawet z takich pozornie nieistotnych rzeczy.
    Pozdrówki Olcia, nie jesteś sama w tym kociokwiku.

  5. Mam tak szczegolnie z dorosloscia. Mimo ze mam juz 25 lat, meza i 5 letniego syna. Jakos tak nie chce dorastac choc powinnam, ale nie jest mi z tym zle.

  6. Cześć. Ja tak trochę od czapy, tzn. niekoniecznie do tematu wpisu. Stwierdziłam, że popełnię u Ciebie pierwszy komentarz i może sprawię tym uśmiech na Twojej twarzy. Śledzę Cię na instagramie i odkąd zaczęłaś dodawać filmiki, jeszcze bardziej nie mogę wyjść z zachwytu 🙂 Rzadko można spotkać osoby z takim dystansem, „jajem”, tak naturalne i super słodkie. Czasem naprawdę słodsze niż Lenon (czy to możliwe?!) I to na filmikach w pełni widać, jaka Ty jesteś piękna. Zazdroszczę, tak pozytywnie, tych wielkich jasnych oczu, pełnych ust, zawadiackiego spojrzenia. No śliczna jesteś i napatrzeć oraz nasłuchać się Ciebie nie mogę 🙂 Dobra, inteligentna i świetna babka z Ciebie. Wiem, że często bywa niekolorowo i zupełnie nie w kwiatki, ale trzymam za Ciebie kciuki, żeby było już tylko lepiej. Ludzie, którzy mają Cię w pobliżu, to wielcy szczęściarze. Jestem od Ciebie starsza, choć nie założyłam jeszcze rodziny. Ale jeśli kiedyś się na to odważę, to mam nadzieję, że będę choć w niewielkim stopniu tak dobrą mamą, jak Ty. I pisz bloga zawsze, bo skąd będę wiedzieć, że Ty też tak masz… 😉

  7. Mam tak, że zastanawiam się, jakim cudem stoję w tym miejscu, w którym stoję. Mam tak, że nie potrafię prześledzić, w którym momencie zamiast w gabinecie psychoterapeutycznym wylądowałam w redakcji gazety i zamiast słuchać ludzi, to piszę bzdurne artykuły o ryżu i oprawach oświetleniowych. Mam tak, że czasem nie ogarniam, dlaczego wpierdalam babeczkę, zamiast pocić się i robić wszystkie pompki z Chodakowską, bo za pasem ślub. Mam też tak, że sprzątam chatę na wysoki połysk, bo dom ślicznej sąsiadki obok, zaiwaniającej na etacie na wysokim stanowisku, z dwulatką cudną jak z obrazka jest sterylny jak OIOM. I zastanawiam się, kiedy ona ma czas być śliczna, szczupła, przesympatyczna, gotować kompociki, ganiać z Małą po ogródku, rwać chwasty i jeszcze wyszorować dom na połysk. Podejrzewam metaamfetaminę.
    Mam tak i wtedy daję sobie mentalnego plaskacza w twarz. Bo moje niebo jest nieco inne, ale zapracowałam na to, co mam. Widać pracowałam zbyt mało. Stanowczo zbyt mało…

  8. Nie mam tak. Może dlatego, że rozumiem, że „co żreć”, jak wychować dzieci i jaki mieć dom to właśnie jest to magiczne „jak żyć”. Człowiek wyprodukował wiele rzeczy, często z chciwości, z głupoty i z krótkowzroczności. Świat poszedł do przodu, ale jeśli my dzisiaj odwracamy głowę od tego co stoi za kurczakiem kosztującym 11 zł za kg, to niestety oszukiwaliśmy ewolucję. Zmian dokonują ludzie, którym się chce, lepszy świat budują ludzie, którzy wychowują dzieci na dobrych ludzi. A to, co dzieje się dzięki ludziom, którym „się nie chce” widzimy codziennie w wiadomościach.
    PS tekst, oprócz tego, że bardzo zagmatwany, trudno się czyta z uwagi na błędy, literówki i przecinki w najmniej spodziewanych momentach.

    1. pisałam, jak czułam, masz racje, wrócę i poprawię rażące błędy. Ależ oczywiście, że staram sie być świadoma, żyć dobrze i wychowywać dziecko na człowieka, który wniesie coś więcej poza marudzeniem, ale mam dni, kiedy chwilowo kończy mi się entuzjazm. Po prostu. i czuję się zagubiona, bo ludzie poświęcają życie dla idei, które dla mnie są… zwykłym przemyśleniem, ot, jednym z miliarda wniosków, którym nie ma się co tak szczycić.

      Za błędy przepraszam. Pisałam w biegu, ale to mnie nie usprawiedliwia. Dzięki za merytoryczny komentarz. Kłaniam się, w razie jakichkolwiek uwag, wal tu lub na maial: radomska@mamwatpliwosc.pl

  9. Każdy tak ma. Czasem. Ale z tym stękaniem nad niezrealizowanymi marzeniami to trochę przesada. Przecież Ty młoda jesteś! Czytałam, że ostatnio jakaś 80-latka obroniła doktorat co to całe życie go chciała zrobić. Tak, że dużo czasu masz na realizację czegokolwiek, albo i nie, jak tam sobie poczujesz. Życie jest od życia a nie od zamartwiania się 🙂

  10. Nie wiem czemu tak się tym wegetarianom dostało, oskarżasz ich tak, jakby to oni sami hodowali zwierzęta w nieludzkich warunkach, by po robocie lecieć wykrzykiwać hasła wegetariańskie przed zamrażarką z mięsem w supermarkecie. Ale to tylko taka dygresja. A co do Ciebie, to…. nie wiem czy wypada mi tu sadzić jakieś parapsychologiczne rady, ale nie przyglądaj się zazdrośnie ambicjom, osiągnięciom i aktywnościom „tych lepszych”. Zamiast marnować na to czas, posłuchaj siebie. A jeśli Twoje „ja” mówi Ci, że najbardziej na świecie marzy, by się je..bnąć i przez chwile przestać desperacko starać się stać „lepszą”, to znaczy, że to właśnie powinnaś zrobić. Przecież wiesz, że z perspektywy dziejów świata zarówno te ambitne kariery w korpo, partycypacja w wernisażach sztuki współczesnej jak i Twoje nic nie robienie będzie tam samo i cudownie bez znaczenia. Czemu więc Twoje tu i teraz nie może być po prostu szczęśliwe, czemu nie może składać się z prostych rzeczy, z prostego bycia spokojnym człowiekiem, który kocha siebie i dzięki jest tak po prostu dobry dla świata? Fajna jesteś Radomska, to serio wystarczy nawet Twojej córce.

    1. ja się podzieliłam chwilowymi wątpliwościami, które często mnie zatrzymują. co do wegetarian – sama ograniczam mięso, ale że mam alergie żywieniowe to spektrum mozliwości mam ograniczone, więc raz na jakiś czas je jem, niemniej jednak absolutnie to popieram. Chodziło mi raczej o sytuację, w której nie wiem np. robimy protest przeciwko bestialskiemu traktowaniu zwierząt i angazujemy w to całe swoje siły, a co z innymi, mniej-niemniej ważnymi tematami? Dlaczego mamy narzucac innym akurat ten, dlaczego uważamy się za nieco wartościowszych, bo skupiliśmy się na jednym?

      Jak ktoś pomaga innym i jest uczciwy, ale uwielbia żreć mięcho to co? ma prawo się nazwać ok człowiekiem? Bo żeby dostosować się do tych wszystkich norm, to chyba trzeba się sklonować, bo sporo z nich sobie przeczy. A jak ktoś jest kutafonem dla ludzi, ale weganinem? Ta kwestia jedzenia-niejedzenia mięsa to tylko przykład. Możesz tu wpisac dowolny problem, który dzieli ludzi, na podstawie których się wartościujemy, rozumiesz?

      Co do Leny, jak to mówią „wychowujesz, starasz się, inwestujesz, a ono i tak pójdzie do gimnazjum” 😉 pozdrawiam i dziękuję za wyczerpujący komentarz. Radomska

      1. Rozumiem Twoje dylematy moralne. Sądzę jednak, że zamiast analizować tryliardy kombinacji (czy wziął psa ze schroniska, ale jest nie wegetarianinem to jednak dobra czy zła osoba i czy w kontekście jego życia, ja jestem chujowa, przeciętna czy niemal święta), powinnaś ze sobą się ułożyć i odpowiedzieć na pytanie kiedy Ty, zgodnie ze swoim sumieniem, będziesz się czuła ze sobą dobrze. Bo w tym wszystkim chodzi o Twoje sumienie (i ewentualne regulacje prawne;p). To ty w sobie musisz poczuć, co dla Ciebie jest dobre, a co złe, co dla Ciebie jest priorytetem, a co mniej Cię porusza. Koniec końców psychika jednego człowieka nie jest w stanie znieść tragedii całego świata, a co dopiero aktywnie ten świat w każdym aspekcie ratować. Tak samo jak jeden człowiek fizycznie nie może pomagać głodnym dzieciom w Afryce, ofiarom wojny, zwierzętom, robić karierę naukową, zwiedzać świat, pracować w korpo na stanowisku wysokiego szczebla, mieć psa i kota ze schroniska, wychowywać szczęśliwe dziecko, dbać o męża i relacje z przyjaciółką. Ale jak się zdecydujesz chociaż na jedną opcję (np. być fajną mamą, spokojną i nierozgoryczoną światem), to już będzie super dobrze i jak sądzę – lepiej niż u większości ludzi.

  11. Mam tak samo jak Ty… Mam tak, że nie wiem, że się zastanawiam, waham, analizuję i za dużo myślę, a na koniec tego całego procesu dochodzę czasem do wniosku, że to myślenie jednak bez sensu było. Czasem nie warto za dużo roztrząsać, za długo rozważać, za głęboko w sobie gmerać. Czasem trzeba po prostu machnąć na to wszystko ręką, i niech się dzieje. Daleka jestem od bezrefleksyjności i biernej postawy, ale życie jest jedno, więc… trzeba żyć 🙂
    Wiesz, to mój pierwszy komentarz tutaj, choć czytam Cię od bardzo dawna. I choć wiele Twoich tekstów podobało mi się ogromnie, to ten sprawił, że poczułam z Tobą jakąś mentalną więź, jakieś porozumienie na poziomie emocji, wątpliwości, obaw i nie wiem, czego jeszcze, ale miło było to poczuć. Pytasz, czy tak mam, a skoro pytasz, to pewnie też masz momenty, kiedy Ci się wydaje, że zupełnie sama jesteś z tym swoimi przemyśleniami, z tym analizowaniem, z tym, co nie pozwala zasnąć, z tym, co kłębi się w głowie, kiedy oczy, mimo środka nocy, uparcie pozostają otwarte. Odpowiem Ci więc, żebyś wiedziała na pewno – nie tylko Ty tak masz, nie jesteś w tym sama. I niech to choć trochę umniejszy Twoim wątpliwościom, bo człowiekowi zawsze jest lepiej, jak się zorientuje, że nie tylko jego coś trapi. A swoją drogą – masz wokół siebie dobrych ludzi, masz kogo kochać, warto się na tym skupić. Jest dobrze, Radomska. Uśmiecham się do Ciebie mocno :))

  12. Czasem mam tak ze przejmuje się totalnie wszystkim nawet tym czy nie za późno wstalam chociaż mam dzień wolny… Czasem mam wrażenie ze jeszcze za nim skończę zdanie juz się przejmuje tym co powiedziałam bo może nie powinnam. Także ja mam tak…

  13. Mam tak. Prawie codziennie tak mam. I często w głowie przeżywam życie innych, które widzę na fb i insta i myślę sobie „nooo, tym to się udało”, „ci to są ale szcześliwi”, „tamci NA PEWNO nie mają kredytu, a jeśli mają to nie taki, jak ja”. I tak w kółko. A potem wracam na krótką chwilę na ziemię i przypominam sobie, że ja też mogłabym pokazywać na fejsach moje cudowne życie zrobione przez filtry do zdjęć, ale nie chce mi się. Bo co kogo obchodzi jak ja żyję. Chociaż nie, tu chodzi raczej o to, że ja żyję, a oni są na fejsie po sto razy dziennie. I nie pokazują tam kłótni, łez i nerwów. Więc chyba wszyscy tak mamy, a przynajmniej większość z nas. Ta lepsza, normalna większość, oczywiście 😉 Radomska, jesteś świetna i liczę, że przybijemy kiedyś pionę na żywo. I wrzucimy zdjęcie tej piony na fejsa! 😀

      1. jezusie, Radomska, Ty mi odpisałaś!! 😀 kartkę w kalendarzu z dzisiejszą datą pokoloruję na różowo! choć powinna to pewnie być nie dziś, a tydzień temu, ale nie zawracajmy sobie głowy detalami! z Poznania do Łodzi nie jest tak daleko – uważaj, żeby Ci brwi w geście zdziwienia nie uciekły poza czoło jak zapukam do Twych drzwi 😀

        1. Wbijaj w sobotę do Parku Jana w Łodzi – jest event plenerowy, będę ja, żarło i kawa 🙂 Utulam, nie mam wątpliwości, tylko krzycz TARASIUK AGATA, GUŚKA Z KOMCI! na bank skojarzę!

          1. w tę sobotę to ja się wbijam w sukienkę sprzed lat dwóch, szpilki i weselę z młodą parą…
            na kawę i z kawą przyjadę inną razą. niepocieszonam.

  14. Też tak mam. Czasem częściej, czasem rzadziej. Jestem człowiekiem tak jak Ty. A to najbardziej ludzka cecha chyba.

  15. Aż oczy mnie się spociły… wyjęłaś to z mojej głowy i ubrałaś w słowa. Zazdroszczę Ci. I uwielbiam ?

  16. Oj tak, bardzo i wciąż.
    A te rozmowy co się nie odbyły, te zajebiste riposty, które przyszły do głowy nagle w olśnieniu – tydzień po rozmowie i niewykorzystane pałętają się po głowie (dlatego tak lubie maile – dają czas na wymyślenie fajnego tekstu :))

    A tym kim chciałem być… ogólnie to chciałem zawsze mieć świety spokój… a ponieważ zawsze tak jest, że praktycznie niemożliwe jest zostać tym kim sie chciało i robić to co sie chciało (bo nawet jak – przykładowo chciałbym być piekarzem „na swoim”, to mając własną piekarnię nie będę mię czasu na pieczenie, tylko usy, zusy, srusy i tona papierow… rozumiesz), więc w efekcie nie mam nawet tego. Tak więc warto mierzyć wysoko, bo i tak sie tam nie dojdzie. Ale przynajmniej będzie się wyżej niz nisko… 😉

    Mam też tak, że wszyscy dookoła mnie wiedzą lepiej ode mnie, ze powinienem chcieć wiecej, starać się bardziej… I to tez wkurza, bo człowiek uwikłany w różne relacje nie zawsze może powiedziec – a weźcie się -*- odwalcie…

  17. Trochę mnie ukłuło, bom wegetarianka ;p Nie czuję się od nikogo lepsza, nie jem mięcha od 3 lat, bo nie chcę. Nikomu nie narzucam swojej opinii, w ogóle najchętniej nie mówiłabym na ten temat. W rzeczywistości jest tak, że to mięsożercy dopytują nonstop dlaczego, po co. Za wszelką cenę chcą udowodnić, że moje postanowienie jest kretyńskie i tak niczego nie zmieni. Myślę, ze tak naprawdę tłumaczą to nie mnie, a sobie. A już odmowa zjedzenia mięsa przy rodzinie: przy babci, cioci i wujku, to jest cholernie męczące, wierz mi! Najtrudniejsze w byciu wegetarianinem jest ignorowanie tych pobłażliwych spojrzeń i traktowania Cię jak wariatki. Trochę jak na imprezie, na której odmawiasz alkoholu 😉 Pzdr Radomksa:)

    1. AAANIAAAA to był przykład, wstaw sobie tam „utlenianie włosów” – ja też odkrywam jedzenie bez mięcha, powiem więcej, zaczyna mnie ono autentycznie brzydzić. Piątka!

      1. Oj wiem wiem, ale postanowiłam przy okazji się wyżalić. Ja nadal mam łezkę w oku, gdy widzę gulasz, reszta mnie nie rusza! 😉 Powodzenia! No i dodam jeszcze, że MAM TAK! 🙂

    2. To jak w „Moim wielkim greckim weselu”:
      „- Jest wegetarianinem. Nie je mięsa.
      – Jak to nie je mięsa!!!… ooo to nic… zrobię jagnię…” ;))

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.