O tym, co ważne. I nie o koronawirusie.

Jest coś pokrzepiającego w tym, że w obliczu sytuacji na świecie mogę pozwolić sobie, by usiąść i oddać refleksji, a nie martwić się o nasze przetrwanie (na razie) – oznacza to, że jestem szczęściarą i mocno to doceniam. Od kilku dni zastanawiam się, nawet jeśli zaistniała sytuacja to efekt działań ludzi, to czy sama matka natura nie chwyta nas za mordy i nie zmusza, by się zatrzymać, pokazując, że cały ten nasz indywidualizm, posiadanie, gromadzenie dóbr, martwienie się bzdurami, wieczna gonitwa są gówno warte.

Mamy dużo szczęścia żyjąc od kilkudziesięciu lat w kraju nie dotkniętym wojną ani głodem – nie twierdzę, że idealnym, ale myślę, że bez trudu moglibyśmy wymienić listę państw, które zrobiłyby wszystko, by być na naszym miejscu. Nie zamierzam rugać siebie ani nikogo, że nie docenialiśmy normalności, która zostaje nam teraz (oby na chwilę) odebrana. Czuję się rozpieszczona – niedawną beztroską, dostępnością do żywności, leków, aktywnościami w których wyręczają mnie lub wspierają sprzęty i internet.

Dopiero konieczność zrobienia zapasów na dłuższy wyjazd w celu kwarantanny na odludziu pokazał mi namiastkę tego, jaka tak naprawdę jestem bezradna i cholernie dało mi to do myślenia. Ja jednak nie o tym.

W obliczu, w którym gospodarka staje na głowie, przekonujemy się, że nic nie możemy zaplanować, a odpowiedzialność ciąży na nas wszystkich, chce się podzielić czymś innym.

Nie pisałam o tym, ale nie pisałam w ogóle z wielu powodów, które są wtórne. Jestem od wywoływania uśmiechu a nie rozgrywania spektakli i seriali na Waszych oczach, ale od wielu miesięcy w mojej rodzinie nie działo się dobrze. Właściwie mogę powiedzieć, że zapracowywaliśmy sobie na to od kilku lat.

Aby spłycić tą opowieść dodam tylko, że determinacja, by samodzielnie zasiąść za kółkiem nie była podyktowana tylko potrzebą przełamania lęku – ot prowadzenie auta to także ostatni bastion mojej zależności – od męża, komunikacji, kogoś z boku, a w obliczu serii zawodów na ludziach byłam absolutnie zdeterminowana, by postawić wyłącznie na siebie.

Zasadniczo wywiesiłam białą flagę, wróciłam na terapię, miętoliłam w dłoni kartkę z numerem telefonu prawniczki, przeliczałam ile kosztują małe mieszkania i stanowczo informowałam, że chcę rozwodu i spokoju, że nie wierzę, nie chcę, chcę być sama, nie szarpać się i nie miotać. Tu pozostawię kropkę jeśli chodzi o analizę mojej sytuacji osobistej, bo nie ma się co tak wybebeszać, kiedy w kraju dzieją się poważniejsze rzeczy niż moje mikrodramaty.

I nagle jeb.

O tym, że nie da się planować, życie zaskakuje, jesteśmy jako ludzkość od siebie zależna, o efekcie motyla, o tym, że trzeba się opamiętać w gonitwie po więcej albo że na to już za późno słyszeliśmy nie raz.

Nie wiadomo, co się wydarzy, bo każdego dnia ogłaszane są nowe fakty i nowe liczby, ale wszyscy zgodnie twierdzą, że najgorsze przed nami.

Nagle nie ma kłótni o pieniądze,
bo stracimy je wszyscy, a te, które mamy zyskają zupełnie inną wartość.

Nagle nie ma zaabsorbowania pracą,
bo nie możemy jej wykonywać i ogrom biznesów nie podniesie się z kryzysu – teraz awans, podwyżka, stara pensja tego samego dnia miesiąca, zlecenie stają się nie normalnością, a wspomnieniem, marzeniem i nadzieją.

Nie ma „ja jestem najważniejszy”,
bo jeśli nie usiądziemy na dupach razem, bez przekrzykiwania się kto ma gorzej każde ja i wszystkie ja razem będą na swój sposób w dupie.

Nagle amnezja.Nie pamiętam, co absorbowało mnie i martwiło 2 tygodnie temu.

Jest wieczór. Telefony bez zasięgu leżą gdzieś na parapecie. Telewizor nakręcający spiralę strachu został wyłączony. Kończę zmywać naczynia, córka rozkłada kredki i razem siadamy do stołu.

Codzienność sprzed zaledwie kilku dni jest wspomnieniem – mąż nie wychodzi do pracy, zamknięto przedszkole córki, plomba, która wypadła musi poczekać, wszystkie moje zlecenia na marzec i kwiecień przestały być aktualne. W zeszły weekend miałam być konferansjerką na jakiś wielkich targach, w ten występować na pokazie charytatywnym, w ciągłej drodze od do, z, pomiędzy, w niedoczasie i kredytem w postaci „zaraz”, „kiedy indziej” i „później”.

Nikt nie wie, jak będzie wyglądała ta za tydzień, a spuszczenie ze smyczy wyobraźni generuje mroczne obrazy – będzie trudniej, będzie gorzej, będzie straszniej. Psychika broni się wyparciem.

Jest tylko tu i teraz, nic więcej.

Zawsze tak było, ale teraz życie darowało sobie metafory. Mamy to ogromne szczęście, że jesteśmy razem, oddaliliśmy się od ludzi, mój pesymistyczny charakter kazał mi oszczędzać pieniądze, a nie utonąć w kredytach i życiu ponad stan. Luksus.

Nagle z osoby, która zazdrości bogatym, przedsiębiorczym, podróżującym stałam się tą, której się zazdrości. Albo to tylko złudzenie, jutro karty się odwrócą, nikt nie wie.

Lenka projektuje dla mnie sukienkę na występy. Dla taty kombinezon w moro do lasu. Siedzimy razem przy stole i kolorujemy w ciszy. Rozmawiamy o kolorach, o tym, jak moja kreacja zachwyci publiczność i jak tacie przyda się nowy strój, kiedy wyruszy z kolegami na biwak. Zakłamujemy rzeczywistość, ale uśmiech, który owe kłamstwa wywołują jest nam potrzebny bardziej niż zapas ryżu.

Nie ma kłótni o to, że znów rozjeżdżają się plany na weekend.
Ucichły głosy, że ciągle mnie nie ma i pracuję.
Umarł temat pieniędzy, bo być bogatym to być zdrowym, to chyba dociera.
Wzajemne cechy charakteru, które miały doprowadzić do tego, że się w końcu pozabijamy, są jakby wtórne.

Wszystko wydaje się małe i nieistotne. Jakbyśmy przepuścili kawał czasu, powoli docierało, dlatego tak cieszy nas ta chwila.

 To nie historia o nawróceniu w czasach zarazy.Nie wiem, co będzie jutro, a już na pewno, czy moja rodzina przetrwa.Wiem tylko, że musiało się wydarzyć za dużo strasznych rzeczy, żebyśmy przypomnieli sobie, że potrafimy siedzieć razem przy stole i być przy nim naprawdę. Gatunek ludzki jest szalenie ułomny.

Życzę Wam aby pośród masy tych trudnych chwil znaleźli jak najwięcej tych wartościowych, a zaduma i wycieszenie pomogły nam wszystkim wdrożyć w sobie zmiany na lepsze.

Życzę Wam, abyśmy jak najszybciej mogli zweryfikować, czy się udało.

A Matce Ziemi nawet się nie dziwię, też wolałabym wyprosić takich beznadziejnych lokatorów jak my, którzy ciągle czegoś chcą, niewiele dają od siebie, niszczą i awanturują.

Nie znajduje dla nas usprawiedliwienia, a jednocześnie patrzę jak moje nieświadome, kilkuletnie dziecko projektuje mi beztrosko sukienkę i przed atakiem paniki uciekam w tulenie, dorysowywanie kwiatków, robienie kolacji.

Takie oto refleksje mam po pierwszych kilku dniach w odosobnieniu. I zachęcam do wyrzucenia z siebie tego, co w Was siedzi w komentarzach, na chwilę pomaga…

43 komentarze
  1. Zamknięta w domu z 2 dzieci i Mężem zdalnie pracującym po cichu przyznam że mi tu dobrze, ale ciii bo się spi… Życzę wszystkim odnalezienia troszkę siebie i troszkę tego z kim zostaliśmy zamknięci. Pozdrawiam Olka M.

  2. Ja podczas tego #zostajewdomu jestem jeszcze bardziej samotna… Sama i samotna i bez pracy…. Moze to banalne ale kiedyś wyjście do Lidla sprawiało mi frajdę…. Chciałabym się mieć z kim pokłócić…. Mieć kogoś dość podczas tej 'dobrowolnej izolachi’dla bezpieczeństwa.

    Pozdrawiam Cię i jak zawsze czekam na relacje 🙂

  3. Kiedyś wydawało mi się że rozwód to jedyna slusz A droga. Zabrakło rozmowy która u nas była fundamentem. Gdzieś w tym życiu nasze drogi się rozjechaly,ja w domu z dziećmi,mąż rozwijał się w pracy. Zawsze dzieci,mąż,dzieci. Zaczęłam się zamykać. Zaczęłam widzieć jak bardzo jesteśmy zafiksowani by MIEĆ A nie BYĆ. Postanowiłam że wywale wszystkie bebechy na wierzch i o dziwo nie usłyszałam z drugiej striny: przesadzasz,o co Ci znowu chodzi itd przegadalismy pół nocy. Zrozumieliśmy że oboje jesteśmy zmęczeni tą gonitwą. Nagle okazało się że znowu się rozumiemy,kochamy i mamy wspólne cele i pasje. Że mamy uśmiechnięte dzieci gdy widzą że rodzice się przytulaja i mówią kocham… te czasy są straszne,ale widzę że coraz więcej osób zauważa że pieniądzem życia nie kupisz A stracić je możesz szybko. A Tobie dziękuję,bo wielokrotnie Twoim story zostawiłaś mi znak pytania w głowie. Było warto.

  4. Trudny to moment dla nas wszystkich, teraz doceniamy te male rzeczy ktorych nie docienialismy wczesniej. Straszne dla mnie jest to że mimo tego że ja i moja milosc mieszkajac w jednym miescie nie mozemy sie spotkac. Ostatnio przebywałam wśród sporych skupisk ludzi , moja odporność na szczescie jest wysoka ale on niestety jest w pierwszej grupie ryzyka , przez tabletki ktore bierze i przez swoją chorobę. Tak blisko a tak daleko..

  5. Dla mnie to o tyle trudny czas, że tuż przed kwarantanną odkryłam, że mąż prowadzi podwójne życie od lat, że dlatego nas zaniedbywał, zdradzał. I tak teraz zostałam sama z dwójką małych dzieci, nie wyobrażam sobie życia z nim gdy to odkryłam, ale teraz tylko on nas odwiedza, żeby zminimalizować ryzyko. I teraz nie wiem jak bede żyč bez niego. Dziwny czas. Zbliża choć nie powinien. Daje do myślenia, ale czy da nam jeszcze szansę?

  6. Oj Olinku. Przez ponad 2 lata razem, półtora roku kiedy to jeździłam z nim i za nim po kraju, normalnie rzuciłam wszystko, spakowałam walizkę i mówię mu dawaj, jestem z Tobą. Po pół roku razem byłam tak okrutnie pozytywną i zaczarowaną o przyszłości pełnej fiołków osobą. Teraz wróciliśmy do punktu można by powiedzieć wyjścia-do Łodzi. Dużo przeżyliśmy strasznych rzeczy, pełnych stresu i z dnia na dzień walącego się gruntu pod nogami. No i teraz to się niby skończyło, niby wróciliśmy zapuszczac korzenie, urządzać swój dom i życia. Obydwoje mamy nowe prace, ja podpisałam umowę dosłownie tydzień temu. Remont to kosmiczne przedsięwzięcie, nic się nie skleja, nic się kurwa nie układa tak jak ułożyć się miało. I ja się tak strasznie boję, wracam do chaty po 8h nowej pracy w banku z starszymi ludźmi z tysiącem i jedną sprawą. Bez ŻADNYCH środków dezynfekcji, bez żadnej ochrony. Nawet jeśli złapie to świństwo nie mogę iść na płatne zwolnienie bo jeszcze mi nie przysługuje. Remont stoi, życie stoi, piękne plany zdają się być naiwnym snem z którego ktoś mnie wyrwał strzałem w pysk. Próbuję się uśmiechać, i mówić że jest dobrze. Trzymaj się!

  7. U mnie mimo wszystko dobrze się dzieje. Mężczyzna, który pracuje w Oslo, z którym widujemy się co 2 tygodnie na weekendy, przylecial na tydzień do kraju, po czym wyszła ta cała kwarantanna więc został ze mną w Polsce, w końcu mamy czas dla siebie, remontujemy mieszkanie, oglądamy kabarety, dużo rozmawiamy, ale najważniejsze że jesteśmy razem, szczęśliwi, a każda wspolna godzina tylko uświadamia mnie coraz bardziej w tym jak bardzo jestem kochana I jak bardzo kocham. Trafiłam na tego jedynego, w końcu. Wierzę, że wszystko się ułoży i wróci do normy. Pozdrawiam serdecznie ? ❤️

  8. Nadal nie zostal am w domu, pracuje, w UK mamy wszystko pootwierane. Zminimalizowalam fb jak tylko mozna, od pol roku starlam sie wylacza tel podczas weekend ow, a ciesze I sile znajduje kiedy wyruszam na dlugi spacer bad kanalami posrod zieleni z dala od zgielku. Pozdrawiam I zycze duuzo spokoju w glowie jak I w sercu ❤️

  9. Mi brakuje swobodnych wyjść, cieszenia się ze słońca, bo mamy tak bardzo ciepło. Wiem, że nie mam na to wpływu ale nie pracuje, w tym miesiącu będzie brakować mi na mieszkanie, nie wiem co zrobię ale będę musiała z czegoś zapłacić. Dzieciom również brakuje wyjść. I kolegów. Mi spotkań z ludźmi. A do tego tyle jest nieporozumień, które naprawdę nie są na potrzebne.. A tobie wam życzę miłości ? zrozumienia i wszystkiego dobrego. ?

  10. Nie wiem od czego zacząć, wszystko posypało się ok sześć miesięcy temu. Nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać, nie potrafiliśmy siebie słychać i odeszłam. Może zbyt dużo miałam oczekiwań od życia, partnera, ale wiem jedno nie pozwolę siebie ograniczać. Nie rezygnuję z marzeń, życie mamy tylko jedno ,połowę mam już za sobą więc teraz czas dla duszy i ciała jest najbardziej przeze mnie pożądany. Łatwo nie jest budować nową rzeczywistość, w której funkcjonuje. Któregoś dnia natrafiłam na ” mamwatpliwosc.pl i bardzo Ci dziękuję. To jest mój codzienny okruch radości ,stały punkt dania. Pozdrawiam.

  11. Jestem 20 lat po ślubie. 2 córki . 16 i 7 lat. Nie jest łatwo. Byliśmy bardzo młodzi jak podjęliśmy świadomą ( tak mi się wtedy zdawało) decyzję o założeniu rodziny. Wszystko zaplanowane 😉 . Ale pierwsze 14 lat to były totalne upadki. Już miał być rozwód. Już koniec. Ale walczyliśmy. Może dla dzieci. A może czuliśmy że coś jeszcze jesteśmy w stanie uratować. Decyzję które podjęliśmy by walczyć o nasz związek nie spodobały się najbliższej rodzinie. Po prostu spakowlismy sie i wyjechalismy mieszkać do innego kraju. Tam gdzie nie ma tych wszystkich którzy na nas pasożytowali. Tak okazało się że nasza najbliższa rodzina zywila się naszą energią przez tyle lat. Teraz jesteśmy jak nastolatki. Nawet nasza 16 mówi że jesteśmy okropni. I mamy zachowywać się porządnie. Myślę że warto walczyć. Tak bywa trudno. Brak kasy, brak czasu itd… Myślę jednak że trzeba zrozumieć że liczy się tu i teraz. Ze dzieci wcześniej czy później nas zostawią by żyć własnym życiem. A my zostaniemy sami …we dwoje z mężem czy żoną. I co wtedy. Myślę że lepiej jest się dogadać wcześniej. A co do niezależności. No cóż tak jest to ważne. Sama uczę to moje dziewczyny. Ale rodzina to zobowiązanie i masa poświęcenia. I sporo wyrzeczeń. No ok. To tak ode mnie. Myślę że więcej możemy pogadać przy kawusi 🙂

  12. Ola, wydaje mi się, że wiem o czym piszesz. Latem ubiegłego roku też byłam pewna, że już po moim małżeństwie, rozwód i koniec. I nagle przyszedł rak, w jego obliczu wszystko przestało być ważne, a to co przeszkadzało stało się w ogóle niewidoczne. Minął prawie rok, jest między nami naprawdę…różnie, ale rzeczy, które nas trzymają są ważniejsze od tych, które nas dzielą.
    I dziękuję, że to forma pisana, jednak jestem starej daty (jak to strasznie brzmi, a nie mam jeszcze 35 lat!!:)) i wolę czytać, niż słuchać

  13. Myślę, że matka natura od dawna daje nam znać,że ma nas juz serdecznie dosc. Nie widzimy tego, bo nie chcemy tego widzieć, jak wielu innych rzeczy przed którymi się ukrywamy, nie dopuszczamy do siebie. Biegniemy w popłochu przez ten świat złudnych wartości, nie zastanawiając się czy jest w tym jakikolwiek sens. Nie ma czasu na to by usiąść i pomyśleć o tym kim jestem i czy naprawdę jestem tym , kim chciałbym być. Co tak naprawdę jest ważne? Niby wszyscy wiemy, że zdrowie i rodzina ponad wszysyko ale to tylko teoria w praktyce wygląda to niestety zupełnie inaczej. Mam nadzieję, że to co sie teraz dzieje na świecie, zmusi wiele osób do refleksji i kiedy to wszystko się już skończy
    ( bo wierze że tak będzie) jakiś odsetek ludzi zmieni swoje myślenie i już nigdy nie zapomni o tym co tak naprawdę jest najważniejsze.

  14. Fajny tekst!
    U mnie akurat ten czas to dobry czas dla mnie i dla syna (17 lat) długie inteligentne fajne rozmowy bardzo nas zbliżyły
    Na nowo wpuścił matkę do „swojego świata” i całkiem ciekawie w nim jest! Mąż to inna bajka – RAZEM ALE OSOBNO(POD TYM WZGLĘDEM JESTEM STRASZNIE SAMOTNA)
    PO 20 latach nasze drogi całkiem się rozjechały i co raz częściej zadaję sobie pytanie czy jest szansa czy może lepiej to przerwać o nie tkwić w tej pustce wyrzutach i nienawiści
    Kiedyś był dla mnie wsparciem dzisiaj jest raczej balastem
    Narazie zdrowie dopisuje i oby tak zoztsło
    Co nas nie zabije to nas wzmocni
    CZAS DA ODPOWIEDŹ NA WSZYSTKO

  15. Strasznie się boję bo jestem w grupie ryzyka ja siedzę w domu ale mąż musi jeździć do pracy inaczej nie miałabym co jeść nie mamy żadnych oszczędności żyjemy tylko z jego pracy,ale boję się o niego strasznie ??

  16. Świetny tekst. Sama bije się z myslami od paru dni nad tym co się dzieje. Scenariusze są przerażające. Ja tego nie kwestionuje . Ale ludzie tak się na to wszystko nakręcili ze nie widać już żadnych pozytywów. Ja to pisze -osoba bardzo pesymistyczna i czarno widząca . Miałam ochotę wykrzyczeć na fb żeby wrzucili zdjęcia jak dziecko maluje, albo jak pieką ciasto albo że komuś w rodzinie dziecko się urodziło itp. Chodzi o jakiś pozytyw , coś radosnego i ze nasze życie w domu z dziećmi daje nadzieje i radość Przecież ten czas coś wnosi w nasze życie. Mamy czas dla siebie. Przewartościowało się całe nasze życie tak uważam. Byliśmy zapatrzeni w siebie i mieć. A teraz to nic nie jest warte. Z każdej strony bombarduja nas czarnymi scenariuszach. A takie nerwowe oczekiwanie tylko nas dobija ,dlatego skupmy się na naszych bliskich i tym co daje nam poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Mój pomysł na dziś – robienie z córkami ogródka warzywnego w szklarni. I mam zamiar realizować więcej takich pomysłów jak tylko to bedzie mozliwe ,w tym trudnym czasie. A jak będzie coś lepiej to zajmę się problemami .

  17. Piękne przemyślenia. Życzę żebyście wrócili stamtąd oczyszczeni, szczęśliwi i żeby kwarantanna nie była potrzebna aby częściej robić sobie takie wspólne wyjazdy.

  18. U mnie z dwójką maluchów nic się nie zmieniło. Dzieciaki nie chodzą do placówek, więc ciągle jesteśmy razem i codziennie stawiam czoła. Do sklepów ich nie zabieram bo serio, to wątpliwa przyjemność biegać za 1,5 roczniakiem i 4 latka, więc zakupy ogarnia mąż wracając z pracy. Mieszkamy na wsi, 3 dom pod lasem więc spacery uskuteczniakm jak zawsze. Tylko napięcie jest większe niż zazwyczaj. Właśnie siedzę i doceniam to co mam. Mąż jest weterynarzem. Jest potrzebny, zwierzęta chorują pomimo koronawirusa. Pracuje w bezpośrednim kontakcie z ludźmi, w mieście są zarażeni. A dziś dostał informacje, że jedna z lekarek z lecznicy leży na zakaźnym, czekałam na wynik testu w dużym stresie. Wynik przyszedł ujemny. Odetchnęłam. Co bedzie dalej? Tak bardzo trzymam kciuki zebysmy jako społeczeństwo zdali ten egzamin zenspolecznej odpowiedzualnosci bo inaczej… Weterynarz będzie leczyl nasze zapalenie płuc.

  19. Podziwiam. U mnie podobnie, choć nie tak dobrze na linii mąż- ja. Nadal brak porozumienia. Coś we mnie pękło. Zarzadzilam domowa separację. Podzieliłam wydatki. Zajelam obrączkę. I jeżyku kolczasty przysięgam dostałam skrzydeł…. jeszcze nic nie poszło do sądu. To zaledwie moje ustalenia. Niby nic, a ja jakbym do życia wróciła….
    Za to z Synek lat 2 każdego dnia odkrywamy się ma nowo ??? i to jest totalna magia ???

  20. Mieszkam od 7 lat w Niemczech i to co się dzieje w Polsce obserwuję w Tv. W tym czasie oboje z mężem musimy pracować (niestety zdalnie się nie da) Ale pojawił się strach utraty tej pracy. Mąż zamyka się w sobie, wie że jak straci pracę nie podniesie się z tego. Nie wiem jak mu pomóc, sama się boję. Powrót do Polski nie wchodzi w grę. Bilans zachorowań rośnie…strach….Ale Ty Olinko pomagasz, dziękuję Ci za to z całego serca. Bądźcie zdrowi

  21. Ja również już w niedzielę po podziękowaniu ekipie remontowej na jakiś czas „wrócicie jak się uspokoi”, bo chory onkologicznie ojciec w domu i nie chciałam żeby obce chłopy mi lazily po domu. Po opuszczeniu pola bitwy przez ekipę mimo że brud, smud i narzędzia w całym domu zostawione,ale mimo to już w niedzielę, gdy odwołane zostały wszystkie spotkania, wizyty u lekarzy, kontrole, zajęcia i zadania. Mam 3 dzieci i tatę w domu o narzeczonym nie wspomnę bo ma pracę wykazda wrócił w piątek i zostało mu wynajęte mieszkanie na dwa tygodnie. Samo kwarantanna. Przesunęliśmy datę slubu narazie na nie wiadoko o kiedy. Miał być w kwietniu. I nas w niedzielę gdy te wszystkie sprawy odeszły i zostałam sama z dziecmi i tata w domu, na szczęście mam duży dom z ogrodem więc klaustrofobii nie dostaje od zamkniecia, ale nagle zrobiło mi się tak błogo, spokojnie i przyjemnie Miko strachu i mimo lekki odpoczywam od tego pędu, ciągle życia w niedzoczasie, ciągle jeżdżenia przedszkole, szkola, lekarz, sklepy, sprawy na mieście, gdzies obiad ugotować posprzątać ciągle na 120%… Nagle poczuła ufff spokojnie możesz usiąść, dzieci mogą pobiegać nie ma ciśnienia, żadnego, siedzisz zamknięta w swoim domu, jest miło, cicho i spokojnie… I nawet może chciałabym żeby to wszystko jeszcze jakiś czas pptraflo bo to nie chodzi o to że to są wakacje ale czas na złapanie oddechu zatrzymanie się. No i oczywiście co cały czas powtarzam oby to się skończyło bez strat w ludziach… Pozdrawiam, ściskam, spędźcie ten czas ucząc się znów siebie ?

  22. Jestem, przeczytałam.
    Pierwszy raz przy kawie i śniadaniu, po wypragnionym powrocie z 7tygodniowym wcześniakiem ze szpitala do domu.
    Tak bardzo na to czekałam.
    A teraz tak bardzo się boję. Wsparcia mało, raczej heheszki „nie przesadzaj” „masz paranoje”. Proszę tylko o brak odwiedzin, ograniczenie wyjazdów męża i teściów i mycie rąk. Nie zrobiłam zapasów na miesiąc, nie sieję spiskowych teorii, nie buduję bunkra. To chyba nie paranoja a strach matki o to co najważniejsze… ja przez ostatnie 7tygodni widziałam na prawdę dużo i mam dość szpitali.
    Ola, tyle w Tobie wrażliwości, dobra, czułości i troski. Przytulam.

  23. Jeżyku dziewczyny przeczytałam te komentarze! Jakie Olinek ma mądre czytelniczki! Ile historii! Życzę wam by każda znalazła swoje szczęście w życiu i dużo zdrowia w tym chorym czasie! Olinek nie mówiłaś co się dzieje wcześniej ale ja między słowami wyczułam wasz kryzys, walczcie! Nie jest łatwo lekko i przyjemnie ale wróćcie do tego co was połączyło, do tamtych uczyć, do tamtych relacji, macie urocza córkę, warto walczyć!

  24. Ja podczas tego czasu chodząc do pracy do dużego sklepu spożywczego zostawiając dzieci same w domu lub czasem z mężem jeżeli w tym samym czasie nie jest w pracy staram się nie wpadać w panike. Wychodzę biegać samotnie do pracy jadę rowerem na około i tylko jedno mam w głowie chciałabym jak Ci którzy mogą posiedzieć z rodziną w domu.

  25. Hm, gdy wirus zaczął szaleć u nas też pomyślałam by stąd uciec… Ale musielibyśmy wsiąść w pociąg, a to mało bezpieczne, poza tym nawet hotele nie chcą gości że strachu przyjmować… I tak tkwię w domu 4 dzień. Pracuje w przedszkolu, więc zrozumiałe, że nie pracuje, córka ma wolne od szkoły, ale syn codziennie jeździ komunikacja do pracy, nikt nie wie czy czegoś za chwilę nie przywlecze. Doskonale to u nas widać, że facet mało się przejmuje takimi sytuacjami. Ja drugi tydzień jadę na xanaxie by to przetrwać… Mam nadzieję, że uda nam się zwyciężyć, czego sobie i Wam życzę ?

  26. Bardzo dużo chciałam napisać. Lecz napisze tylko że jestem zdołowana – pracuję w szpitalu, w służbach technicznych i to od niedawna żeby było trudniej. Choć wiem, że teraz to nie tylko praca, albo właśnie dlatego.
    Nie mam sumienia zostać w domu, bo jest strasznie dużo nowych rzeczy do zrobienia w budynkach, które mają pomóc w walce z epidemią. Nikt w domu nie rozumie co przeżywam, nikt. Każdy ma swoje problemy, mimo że wróg jeden.

  27. Uwielbiam Cię taką na luzie i właśnie doceniającą małe rzeczy! ??? i pamiętam ten moment, kiedy na instastory mówiłaś, że nie wiesz co się dzieje, bo ze strony obserwujących jest zero reakcji… po cichutku i nieśmiale przyznaję się, że też byłam w tych osobach, bo nie wyrabiałam z tą… hmmmm… gonitwą trochę? A teraz na szczęście wrócił stary Olinek i aż rano czekam na Twoje instastory! ??? buziaki i powodzenia! ???

    I choć aktualna sytuacja dla nikogo nie jest łatwa, to myślę, że większości pomogła zrozumieć, co tak naprawdę ważne jest w życiu. Doceniajmy zdrowie, miłość i bliskich, którzy są dla nas najlepsi jak tylko potrafią, amen!

  28. @Aśka ja też jestem sama i samotna. Mieszkam sama, rodzina w innym mieście. Boję się milczącego telefonu. Jeśli chcesz pogadać o czymkolwiek, to nie ma sprawy. W końcu może tak ma być, że przez to cholerstwo ludzie mają się poznawać. Napisz maila sylwiorek83@wp.pl

  29. Mój związek zaraza dobiła. Rzygam dosłownie nerwami. Niby szczęście bo nie ma w tym dzieci ale ostatnią próbę podjęliśmy 2 tyg przed tym co ma miejsce. Miała być większa uważność, czas itd. Spotęgowały się za to absolutnie wszystkie problemy z ostatnich tygodni bo '(facet z przeszłością) jestem ku….wa znowu ze wszystkim sama bo jako jedyny musi siedzieć z dzieciakami bo była żona ma na wszystko wypie..dolone. No nie da się bez przekleństw. I niby wiadomo że dzieci są najważniejsze ale chyba cholera nie jedyne jak już się z kimś wiążesz. I nie przetrwamy bo każde gówna dawaliśmy razem ale mieliśmy fundament, którym byliśmy my sami a teraz ten fundament miał się dopiero odbudować no i….. co najlepsze? Nawet nie mam czasu na załamanie nerwowe trzeba zapie..dalac żeby utrzymać firmę którą ogarniamy razem a teraz tym bardziej przed dłuższy czas nie ma szans że odejdę z pracy gdzieś indziej. Nie wiem czy jemu czy sobie strzelić w łeb. I to jego niezrozumienie ale o co mi chodzi…..

  30. Jak ja Cię uwielbiam babo, ze wszystkimi wadami, zaletami i wątpliwościami, jesteś mega inspiracją do wzięcia życia za rogi a jednocześnie brania go takim jakim jest- mega sztuka

  31. Cześć Olu, odkryłam cie bardzo niedawno bo mieszkam we Włoszech i śledzę mniej polskich blogerów. Ale musze przyznać ze jestes super i myślę, że najważniejsze jest wlasnie twoje wywoływanie uśmiechu na naszych twarzach, no i potem niespodzianka jest też i inteligencja i refleksja. Dzieki wielkie za to.
    Ja siedze w domu od ponad 3 tygodni, i to jedyne miejsce gdzie czuje sie w miare bezpieczna ( jestem poddawana chemioterapi, wiec ryzyko ogromne). Niestety boje sie wlasnego męża bo nadal pracuje i jak wraca do domu najchętniej wrzucilabym go do wanny z 95% spirytusem. Ale daje radę, walcze. Tez ograniczam tv bo tylko ataki paniki mozna od tego dostac. Za to baaardzo chetnie ciebie sobie poczytam. Tutaj krąży hasztag #tuttoandrabene #wszystkobedziedobrze więc tego sie trzymamy. I nie bagatelizujecie ryzyka, jest ogromne niestety. Pozdrawiam i followuje.?
    Kasia P.

  32. Jak dobrze Cię posłuchać. Nazywasz rzeczy po imieniu i to jest dla mnie najcenniejsze. Siedzę w domu z mężem, synem, synową w ciąży i wnuczką. Umieram ze strachu o córki które mieszkają daleko ode mnie. Moja wewnętrzna kura domową, matką polka, drży i modli się o nich wszystkich. Sama latam po zakupy, bo tak bezpieczniej dla nich. Oczywiście to błędne myślenie bo mogę coś przywlec. Jednak lepiej chociaż w ten sposób ograniczać kontakty. Dobrze że przynajmniej mamy duzy ogród, mieszkamy w małej miescinie to możemy trochę powietrza zażyć. Ale ja marzę choć o jednej chwili bez myślenia o innych, o chwili egoizmu i zajęcia się tylko sobą. Stara baba jestem już a nie umiem wyluzować i zająć się sobą.
    Gadaj i to dużo bo twoje gadanie, zajebiste przerywniki i upiększenia, powodują że się uśmiecham, a czasami ryczę ze śmiechu. Tak trzymaj Okutku. Pozdrawiam Aga

  33. Od niedzieli w szpitalu. Na szczęście nie korona. Ale paskudne zapalenie płuc, które bardzo powoli się leczy. Ilość ludzi, którzy się zaangażowali w opiekę nad moim dzieckiem i zwiezryncem totalnie mnie rozwaliła. Bo ostatnio miałam mysli, jak mi źle, jaka jestem samotna, jak się że wszystkim szarpie.
    Dwa dni spędziłam na granicy światów. I teraz nieważne że za chwilę nie będę miała kasy, że nie wiem czy będę miała dalej pracę czy nie. Najważniejsze to wrócić do domu, przytulić syna, wyglądać zwierzaki. Reszta się ułoży. Nie wiem jak ale się ułoży.

  34. Na swoim przykładzie zaobserwowałam, że w związku jak jest dobrze, sielankowo to i porozmawiać potrafimy, i pośmiać się z siebie, ale jak tylko przychodzi ten trudniejszy czas, nie za bardzo wygodny dla nas.. to nie potrafimy znaleźć tego najprostszego rozwiązania, najlepszego leku jakim jest rozmowa. Ja zwykle zamykam się w sobie, duszę to co mnie boli, a po kilku dniach udaję, że nic się nie stało. Zazwyczaj w głowie pojawia się pytanie: może to nie ten? może nie powinnam brać z nim ślubu? ale jak już rozkminię swoje dylematy to pukam się w głowę i zdaję sobie z tego sprawę, że nie znajdę drugiego takiego, który rozśmieszy mnie do łez kiedy tak naprawdę mam ochotę go zabić, ani takiego, który będzie stał za mną i dmuchał w moje skrzydła żebym mogła wzbijać się na swoje szczyty. Fajnie jest mieć kogoś takiego obok ?
    My dopiero uczymy się podczas największych złości, usiąść i spokojnie rozmawiać. Jest ciężko, ale moja ukochana babcia zawsze mi powtarza, że tylko rozmową jesteśmy w stanie rozwiązać każdy problem.

  35. A ja trzymam też kciuki, żeby Twoje usługi nadal były potrzebne, bo z rozkręcaniem działalności trafiłaś w wyjątkowo beznadziejny czas…
    I na pewno to też generuje Ci kupę stresu, który nie ułatwia siedzenia w domu z rodziną

  36. Warto walczyć o fajny związek, o dobrego faceta, dobrego ojca, kogoś na kim możesz polegać. Z naszymi wymaganiami wobec siebie i innych jest coś nie tak. Każdy związek ma cienie i blaski, a ja mam wrażenie, że my wciąż gonimy za ideałem (siebie również), który nie istnieje i co więcej, wmawiamy sobie, że już lepiej nam będzie w samotności iść przez życie. Ja akurat lubiłam być sama, cieszyć się tym na różne sposoby, ale oparcie jakie znalazłam w mężu, mimo że świetnie sobie radziłam sama, wiele dla mnie znaczą. Nadal jestem wolna – ale nie jestem samotna. Czemu tak często kobiety trzymają się kurczowo beznadziejnych, zdradzających typów, a dobrych odpuszczają z powodu różnicy zdań i bałaganu w sypialni? To ogólna refleksja, nie na temat Waszego związku, za ten po prostu pozostaje trzymać kciuki 🙂 Nie odpuszczaj!

  37. Ten rok źle się zaczął, najpierw tak niby mało znacząco zimy nie było ani śniegu, to pestka. Potem umarł ktoś kto w moim codziennym życiu byl uzupelnieniem wszystkiego czego nie mialam. Teraz to paskudztwo, które napawa strachem i niepewnością jutra. Próbuję trzymać stabilność i rozsądek w tym obłędzie, nie jest latwo. Mówię sobie, że on chciałby bym sobie z tym wszystkim radzila, i że patrzy na mnie skądś tam i jest dumny, że radzę sobie i potrafię się uśmiechać i być życzliwa dla innych . A od wczoraj wieczór znam już Ciebie Olinku, trafilam przypadkiem, i zachwycilo mnie co piszesz i jak wyrazasz co czujesz. i zostanę czytajac Twoje opowieści . Zdrowia nam wszystkim w tych trudnych czasach.

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.