Nadejszła wiekopomna chwila… [KONKURS]

serce i rozum

Organizatorzy kampanii Orange założyli naiwnie, że skoro mam dziecko, pracę, bloga, nie chodzę głodna i brudna, to można mi zaufać i powierzyć misję testów sprzętu.  Skoro dziecko już ponad pół roku ma i nie mówili o niej w wiadomościach, to chyba ogarnie, e? No nie wiem.

Doczytali chyba też newsy o tym, że aktualny telefon poddałam wyrafinowanym testom wytrzymałości i dwukrotnie utopiłam go w toalecie. To na pewno dlatego telefon, który możecie wygrać jest wodoodporny, na bank.

Poniżej film. A w nim ja, moje skromne mieszkanie, córa, Nawleczony, pies, lodówka i dwa podbródki oraz Radomski sposób konwengerowania zainspirowanego i zafundowanego przez Orange.

Jeżeli lubicie to co robię, a on przypadnie Wam do gustu, udostępnijcie proszę u siebie podając adres bloga- będzie mi miło skorzystać jakoś na tym obnażeniu (jestem ubrana całe nagranie, przysięgam, nie zrobiłabym Wam tego!) i dotrzeć do paru osób więcej z moją pisaniną.  Z tym, że kolejną kooperacją reklamową nie będzie rozkładówka w piśmie dla panów już się pogodziłam, Nawleczony na szczęście już widział i planów dotyczących naszej wspólnej przyszłości nie zmienił.

A jeżeli chcecie wziąć udział w konkursie i wygrać telefon, z którego i ja mam frajdę korzystać i testować usługi Orange – Sony Xperia Z Kompakt wraz z całorocznym,darmowym dostępem do internetu mobilnego i stacjonarnego oraz telewizji.

Musicie odpowiedzieć na jedno, podchwytliwe pytanie:

Ja jestem atechnologiczna, wirusy w moim komputerze zeżrą mnie kiedyś całą razem z drugą brodą i okularami, ciągle miewam jakieś żałosne przygody. Interesuje mnie, czy jestem na świecie sama.

Co Wam najdurniejszego/najśmieszniejszego/najgorszego przydarzyło się w ramach obcowania z nowymi technologiami?

Dla tego, kogo historia chyci mnie za serce jak skurcz łydki nocy, telefon i pakiet usług.

Konkurs potrwa do 02.06.2013 – swoje odpowiedzi wraz z ADRESEM E-MAIL zostawiajcie pod tym wpisem.

Wyniki 03.06.2014 -zostawiajcie swoje maile, zwycięzce poinformuję również tą drogą, gdyby się okazało, że jednak profilu bloga uważnie nie śledzi (jak to?!)

Udanego seansu, życzę. Nie jedzcie przy tym, dobrze radzę.

Zobaczcie sami jaka jestem Radomska, Orange’owa i konwergentna. 😉

Więcej filmów blogerskich NA STRONIE AKCJI 12 KONWERGENTNYCH. HAWK.

Klikajcie, jestem w statystykach tylko krok za Donatanem. Moja mama tak mówi.

https://www.youtube.com/watch?v=qxReyAZTvLk

Tekst jest owocem współpracy z Orange. Owocem współpracy z Krzysztofem Gonciarzem jest film. 

A z narzeczonym córka ahahaha ;]

WIĘCEJ BLOGOWYCH FILMÓW ORAZ REGULAMIN KONKURSU NA STRONIE AKCJI

243 komentarze
  1. Radomsko, uwielbiam Cię. <3 Niech się testy dobrze testują, filmik wyszedł mega! Pozdro dla Gonciarza- widziałam jego filmiki z Japonii na YT.

    Niech konwergencja będzie z Tobą? 😀

  2. Nie no przeeeeeeeestań …. a wprawa po skarpetki na rynek to nie była emocjonująca ? :> Heh . Cieszę się ze znalazłam Twego bloga, i cieszę się ze masz pokręcone lekko poczucie humoru czasem czarne bo ta daje mi nadzieję że jest na tym świecie choć jedna osoba która wykminiła by momenty w których drę łacha z siebie i wszystkiego dookoła 🙂

  3. O mamusiu… trochę tego było, bo jestem technologicznym analfabetą, ale najbardziej spektakularna historia to historia z lodówką moich rodziców. Otóż rodziciele któregoś razu postanowili zmienić otwieranie drzwi lodówki ze strony lewej na prawą, nie informując mnie o tym. Ot, taki kaprys! Kiedy wróciłam do domu rodziców nie było, bo wyszli do znajomych. Głodna rzuciłam się do lodówki i… ni cholery nie mogłam jej otworzyć. Mocowałam się z dziadostwem dobre pół godziny, zadzwonić nie mogłam, bo nie znałam numeru do znajomych, a komórek wtedy jeszcze nie było.
    W końcu wkurzona zrezygnowałam z dostępu do świeżej i schłodzonej żywności pocieszając się kisielem, który udało mi się znaleźć w jednej z szafek.
    Na drugi dzień rodzice nie mogli opanować głupawki kiedy dowiedzieli się o wszystkim i historia stała się rodzinną legendą.

    1. Popłakałam się ze śmiechu, jaka piękna scena! Chociaż w sumie nie móc dostać się do lodówki to mój najgorszy koszmar, więc powinnam łączyć się z Tobą w bólu…

  4. Wstyd pisać i się przyznawać ale, choć wydawało mi się, że aż tak „lewy” nie jestem, błysk intelektu czasami i mnie jednak omija szerokim łukiem… Zmienialiśmy auto z nie najmłodszego już na takie troszkę nowsze, z „bajeramy” bo i „elektryka” wreszcie, i klima, i czujniki jakieś deszczu i cofania… Miód, malina normalnie. Duże, wygodne, wreszcie z „kopem” , słowem na wypasie. I jeden mały szczególik w tym autku – „kluczyk” bez kluczyka wtykany w taki „slocik” i przycisk START/STOP. I o ten przycisk się cała historia rozbija. Działanie tego ustrojstwa to automatyczne „kręcenie” silnika bez naszego udziału – wkładasz „kluczyk”, wciskasz sprzęgło i naciskasz Magiczny Przycisk a fura sama zaczyna odpalać auto. Po jeździe z kolei, naciskasz Przycisk i silnik się wyłącza. Komfort. Nowoczesność. W MOIM samochodzie.
    Auto kupione pod koniec listopada (ciepłego w miarę zresztą) jeździło i sprawowało się bez zarzutu. Do czasu. Zrobiło się na dworze zimno, przyszły mrozy i któregoś mroźnego zimowego dnia autko posłuszeństwa jednak odmówiło. Strach, wściekłość na poprzedniego właściciela, nerw na własną naiwność, że tak łatwo cię sprzedawca podszedł i rzęcha wcisnął. Ale próbować przecież odpalić trzeba więc znowu sprzęgło, Magiczny Przycisk, kręcenie silnika a to niestety, coraz słabsze i słabsze i słabsze i cisza… Akumulator zdechł. To chyba znamy przyczynę awarii, chociaż tyle. Marznąć nie ma co, można iść do domu – okej. Naciskam Magiczny Przycisk co by kontrolki pogasły (bo świeci się ich od cholery) i „kluczyk” wyjąć ale, się okazuje, nic z tego. „Kluczyk” w slocie, zegary świecą, kontrolki świecą, ja wduszam Przycisk – zero reakcji auta. Rób co chcesz. Zostaw nie zamknięte auto na noc (a wieczór był już przed 19), z „kluczykiem” w środku, obświecone w środku dokładnie. Wściekłość jeszcze większa na siebie, na auto i sprzedawcę. Do domu jak iść nie ma powertować fora a siedzieć i marznąć też mało sympatycznie więc męska decyzja – zostawiam pod blokiem auto w takim stanie jak powyższy i idę do domu rozwiązania szukać. W końcu i tak go nikt nie buchnie, bo akumulatorzyna padła. Zachodzę na górę, wyzywam na czym świat stoi, żona pyta co z autem więc jej z nerwamy referuję co i jak i, że „kluczyk”w takiej sytuacji nie wyjmowalny, na co ona, żebym został z młodą a ona zejdzie do auta. Więc ja znowu, że po co, że się nie da, że PRZECIEŻ PRZYCISK WDUSZAŁEM, NACISKAŁEM ze sprzęgłem, bez sprzęgła więc PO KIEGO ONA TAM JESZCZE IDZIE??? Szukać serwisu i namiarów trzeba a nie łazić w tę i z powrotem. Ale żona, jak żona zresztą, i tak poszła po czym po minucie, dwóch wróciła z „kluczykiem” w ręce… WYMIĘKŁEM… Się więc pytam jak to zrobiła – a ona spokojnie, że tam gdzie na Magicznym Przycisku jest napis STOP nacisnęła i wszystko pogasło, a slocik „kluczyk” wypuścił… Nie byle gdzie, jak ja – byle nacisnąć Przycisk (bo tak to działa) a dokładnie w miejscu napisu STOP… Bez komentarza…

  5. ja ogólnie jestem całkiem techniczny, lubie czasem pogrzebać w czyms technicznym – głównie w samochodzie ostatnio, jednak to sprzęt mnie nie lubi – głównie mój samochód ostatnio.
    Zauważyłem pewną prawidłowość, ze jak tylko cos w samochodzie naprawię, to zaraz coś się popsuje. Czasem nawet to co naprawię.

    W kazdym razie ja nie o tym – ogólnie problemów z komputerami i pochodnymi nie mam, ale czasem moje IQ spada do poziomu ameby.
    Przykladowo gdy w grze po załadowaniu planszy był napis „PRESS A KEY” obowiązkowo wciskałem „A”. Zorientowałem się, że to nie ma znaczenia dopiero pod koniec gry 🙂
    A z telefonami – pamiętam jak dziś kilka pierwszych doładowań ze zdrapek. Tam była instrukcja – cytuję z pamięci: „wpisz *125*14-cyfrowy kod doładowania#”.
    No i grzecznie wpisywałem: *125*14-xxxxxxxxxxxxxx# i dziwiłem się, czemu nie wchodzi. 😀

    1. o jezu nie byłam sama… ja wpisywałam *125*14*XXXXXX… raz nawet poszłam z awanturą do kiosku ;3

      1. ja to z tą zdrapką radziłem sobie w koncu tak, ze dzwoniłem na *500. I tu nie było problemu, z tym „14-„. Ale nie kojarzylem dlaczego tylko tak kod wchodzi 🙂

        A z samochodem to mam tak: wiem co się zepsulo, często wiem jak to naprawić, i boję się ruszyć. Ostatnio jak wymieniałem świece – czynność prosta i oczywista dla każdego – wykręcasz, bierzesz nową, wkręcasz i gotowe. udało mi się unieruchomić samochód, bo świecę ukręciłem.
        To się w benzyniakach podobno zdarza bardzo rzadko.
        Tak to u mnie wygląda oszczędzanie na mechanikach w stylu „zrób to sam”.
        Na szczęście stary golf to wdzięczny samochód do nauki, wybacza dużo, nawet zupełne wygotowanie płynu z układu chłodzenia 🙂

  6. no to ja już piszę.
    Dawno, dawno temu, kiedy ludzie mieli takie wielkie kwadratowe, czarno – białe telewizory, to często naprawa polegała na tym, że przychodził taki pan z lutownicą, zdejmował obudowę i lutował z tyłu takie male kropeczki. Czarna magia. Miałam kilka lat i byłam naprawdę przeszczęśliwa kiedy psuł się telewizor, nawet kosztem nieobejrzanej dobranocki, bo wolałam oglądać telewizor od środka.
    Minęło kilka lat, moje życie toczyło się utartym trybem. Miałam nawet swoj własny kwadratowy telewizor w pokoju.
    Pewnego dnia, kiedy rodziców nie było w domu, urządzenie szlag trafił.
    Ale, ale… moje synapsy szybko się połączyły i wydedukowały, że sama naprawię to ustrojstwo. Wygrzebałam z szafy narzędziowej lutownicę, zdjęłam obudowę. Niestety był to telewizor nowszej klasy i nie miał z tylu kropeczek, za to miał kolorowe przewody.
    Dwa tak sobie wisiały (dopiero potem okazało się że powinny tak wisieć), więc postanowiłam że je razem zlutuję. Co też uczyniłam.
    Nastąpiła wiekopomna chwila, kiedy trzeba było podłączyć telewizor do prądu.
    Powiem tak, to że dzisiaj mam nie urwaną głowę jest zasługą tylko i wyłącznie tatusia, który chcąc ukryć kable, wyciął w biblioteczce z tyłu dziurę i umieścił tam gniazdko. żeby cokolwiek podłączyć trzeba było włożyć głowę do szafki.

    W tym momencie kiedy wtyczka zbliżyła sie do kontaktu nastąpiło wielkie BUM. Pokój zrobił się dziwnie niebieski, strzeliły iskry, poczułam niewymowny smród spalenizny, a czarną ścianę musiałam kilka godzin szorować ze łzami w oczach.

    Przez długi czas rodzice nie zostawiali mnie samej w domu, a wszystkie klucze do szafek z niebezpiecznymi narzędziami zniknęły.

    Ot co!

  7. Czuję się wywołana do tablicy :))
    Jako totalne antytalencie technologiczne…
    Z telefonem na szczęście nie miałam przygód…od tego typu spraw mam po prostu 9 letniego Syna…
    Ale poczyniłam kiedyś posta „Jak w 5 minut pozbyć się przeszłości?”… http://szafaskrajnej.blogspot.com/2014/03/jak-w-5-minut-pozbyc-sie-przeszosci.html
    Jeśli to nie wbrew regulaminowi załączam linka..bo trudno mi przenieść kluczowy „obrazek”…historia prawdziwa..niestety..
    pzdr Gosia

  8. Nie martw się, absolutnie nie jesteś osamotniona w swoim upośledzeniu technologicznym! Do tej pory myślałam, że mój przypadek jest raczej niespotykany i jako 24latka nie powinnam publicznie uniżać się do wyznań i opowieści o moim „kalectwie”, ale poczułam się chwilowo ośmielona. Niestety nic nie poradzę, że podczas rozmów mojego narzeczonego ze śwagrem na temat najnowszych macbooków, macphonów i innych macaplikacji, którym brakuje tylko opcji spuszczania wody w kiblu, mam ochotę zapaść się pod ziemię, albo stanąć na wylotówce, złapać stopa i nigdy nie wracać. Kompletnie mnie to nie kręci. Jestem bardzo przywiązana do swojego, jak się okazuje przedpotopowego telefonu który może poszczycić się ledwie funkcją odbierania mmsów i płaczę jak bóbr kiedy niechcący któryś z aparatów utopię. Zdarzyło mi się to dwa razy – bo kto do cholery mógłby przypuszczać, że tylna kieszeń spodni nie jest najlepszym miejscem na trzymanie telefonu? No i cóż.. w jednej chwili zapominam po co do ów toalety weszłam, panika w oczach, wewnętrzne rozedrganie, nur do muszli klozetowej i.. suszenie! Wszelakie modły, koronka do miłosierdzia bożego i wszystkich świętych, sprzedaż duszy diabłu – nie pomaga nic (zdecydowanie nie polecam topić nokii – powiadam wam, nie są wodoodporne!).
    Ale to nic.. pamiętam jak kiedyś śmiałam się bezczelnie z ojca. Kupił sobie biedak pierwszy telefon, z serii tych którym prędzej można było człowieka zabić niż się do niego dodzwonić, a już na pewno nie wydłubanie sobie przy tym oka anteną było ogromnym wyzwaniem, i siedział.. z 200 stronnicową książką na kolanach, przez trzy kolejne dni, studiując jakie to niebywałe rzeczy można było uczynić z aparatem posiadającym niespełna dwanaście przycisków i czarnobiały ekran. Śmiałam się, śmiałam.. i mnie też dopadło. Nie spodziewałam się, że tak wcześnie, ale widać… „mamy teraz inne czasy”. Najbardziej kompromitujące zdarzenie, ze mą w roli głównej odbyło się całkiem niedawno.. Ukochany mój już dobrze wie, że nie jestem osobą, której można byłoby powierzyć jakikolwiek elektroniczny sprzęt, z elektryczną szczoteczką do zębów włącznie, ale pewnego dnia uwierzył we mnie i.. zaryzykował! W zasadzie to tyłka nie chciało mu się ruszyć z kanapy, ale uznajmy że kocha mnie na tyle że pozwolił mi zasiąść do jego bazy dowodzenia nad światem – komputera stacjonarnego. Rzecz w zasadzie błaha – miałam sprawdzić rozkład jazdy PKP, otwieram okno przeglądarki, wpisuję adres.. i.. nagle trach! Nie ma Internetu. Szlag by to trafił, ciśnienie mi skoczyło, że to cholera jasna zawsze musi zdarzyć się właśnie mnie.. Ukochany ręce załamał, ale siła grawitacji okazała się silniejsza i wydawał dyspozycję z miejsca dwumetrowego oddalenia. Cuda wianki uczyniłam, nic nie naprawiłam więc w ramach ostateczności kazał wcisnąć przycisk na ruterze. O jakiż to był błąd! Radość moja była wielka, a jakże.. Internet odzyskałam, pociąg sprawdziłam.. ale po 15 minutach przychodzi przyszła teściowa i pyta czy mamy Internet. Mieć przecież mamy, niczego nieświadomi zajeliśmy się czymś innym i niech ona sobie teraz walczy sama.. po chwili sms od śwagra zza ściany, że też nie ma.. Nie powiązaliśmy sytuacji, wszak zawodność nowych technologii rzeczą normalną, nie nasza broszka. Duży z niego chłopiec, na pewno wie co zrobić – w końcu śwagier :). Niczego nieświadoma, ulotniłam się szczęśliwa do siebie. Dopiero następnego dnia dowiedziałam się, jak to jednym przyciskiem wysadziłam całą sieć domową w powietrze, odciełam od wirtualnego świata teściową, śwagra, siostrę i babke.. a na dodatek – nikt nie wiedział jak to naprawić. Ukochanemu szczęśliwie udało się załagodzić sytuacje i po kilku godzinach walki na noże sieć odzyskać, ale że nie zażądał wtedy zwrotu pierścionka to istny cud..

  9. Historia krótka, trochę straszna, trochę śmieszna, sprzed kilku lat. Mojej przyjaciółce popsuł się telefon; wysłałam jej sms’a i jakimś przedziwnym trafem w polu „nadawca” zamiast mnie znalazł się numer jej byłego chłopaka, który jakiś czas wcześniej zapadł się pod ziemię (chłopak, nie numer).

  10. Nowe technologie są wspaniałe i, jak wiadomo, generalnie ułatwiają życie. W moim życiu zdarzają się jednak tak nieprzewidywalne i niewiarygodne historie (co może zaświadczyć moja rodzina i przyjaciele), że nawet technologie zdają się występować przeciwko mnie. Ale przejdźmy do samej historii.
    Miałem raz telefon z cyklu „nie do zdarcia”. Telefon był solidny i wagę swoją miał. W tamtym czasie był szpanerski, choć dziś określa się go mianem „model obronny”, albo sympatyczniej „cegła”. Z zasady był to telefon nie do zajeżdżenia, spadał z wysokości, nurkował w sedesie, przejechał po nim samochód prawie ciężarowy i wiódł przy mnie żywot niczym kaskader z filmów akcji lat 90-tych. Bateria trzymała bity tydzień a obudowa jakoś zawsze pozwalała się poskładać. Muszę nadmienić, dla tych, co nie wiedzą, że zwą mnie Mario-demolka i nie bez przyczyny, bo słynę z niezwykłego talentu do psucia przedmiotów niemożliwych do zepsucia, łamania metalu i przerywania szkła. Tym większy respekt budził telefon, którego naprawdę nie da się zepsuć, skoro król zepsucia (użyty tu w zupełnie nowym sensie), używa go z powodzeniem przez podejrzanie długi okres czasu.
    W owym czasie w moim domu częstym gościem była Pani Zosia-Zosieńka, serdeczna koleżanka mojej mamy. Podczas, gdy obie Panie zajadały ciasteczka, popijając herbatkę, ja wracałem ze szkół na rowerze. Musicie wiedzieć, że lało wtedy okropnie i waliły pioruny, ale ja, lekkomyślny młodzik, uznałem, że „zdążę przed burzą” i że „będę szybciej niż autobus”. Jak wiadomo, młodość musi się wyszumieć, więc ja, szumiąc na ulewnym deszczu, pędziłem na łeb na szyję, aż koło roweru zatrzymało się w zasranej dziurze (której oczywiście rano tam nie było). Nie przecząc prawom grawitacji, wyrżnąłem łbem o asfalt a z torby wyleciało mi wszystko, łącznie z telefonem, który oczywiście wtoczył się w największą kałużę, tuż obok studzienki kanalizacyjnej. Kratka kanalizacyjna już rozwierała swoją wstrętną paszczę, żeby go pożreć, aż tu nagle – możecie mi nie wierzyć, bo sam sobie nie wierzę, jak to opowiadam – walnął w niego piorun, aż zasyczało i poszedł z niego dym, mimo wody po kolana, w której się znajdował. A co tam, podrapany polik i krew z łokcia, pozbierałem się szybko, rozejrzałem, czy nikt nie widział i pozbierałem rzeczy. Podnoszę delikatnie nieszczęsny telefon i czuję, że chyba przeszedł mnie prąd. Ale telefon nawet się nie rozsypał, leżał sobie jakby nigdy nic w kałuży. Niezłomna bestia, myślę sobie. Lało jak cholera, więc pokopałem w koło, popatrzyłem, czy da się jechać – nawet się dało jako tako, choć koło do centrowania. Jakoś dotoczyłem się do domu, nie wiem jak, ale się udało. Wchodzę do środka, cały mokry, zakrwawiony i wkutwiony, że tak to określę łagodnie, na potrzeby mediów. Pani Zosia-Zosieńka i matka moja wyrodna patrzą na mnie jak na niezidentyfikowany obiekt latający i bezczelnie wybuchają śmiechem. Ratlerek Pani Zosi-Zosieńki, nieodłączny towarzysz życia, też wyszczerzył bezwstydnie zęby i mógłbym przysiąc, że się bydle parszywie śmiało, pod swoim zaślinionym nosem. No nic, przełknąłem tę gorzką pigułkę i poszedłem na górę zrzucić z siebie przemoczone szmaty. Wszystkie szpargały rzuciłem w przedpokoju, łącznie z telefonem nie do zdarcia.
    Nagle słyszę piski, krzyki i lamenty. Schodzę w gaciach samych, bo nie zdążyłem nic na siebie włożyć skromniejszego, patrzę a tu Pani Zosia-Zosieńka ratlerkowi robi usta usta, a moja matka lamentuje wniebogłosy. Co się okazało? Podłe bydle niewiele myśląc poszło grzebać w rzuconej przeze mnie torebce, wyszperał telefon i dawaj za gryzienie. Wtedy, wierzcie albo nie, połechtał go prąd tak nieszczęśliwie, że psina jęknęła i odskoczyła na metr. Matka mówi, że na dwa, ale ona zawsze przesadza o połowę. Wtedy ona i Pani Zosia-Zosieńka rzuciły się bohatersko „psince kochanej malutkiej” na ratunek. Dalej już wiecie.
    Takie to były losy telefonu nie do zdarcia. Od tego feralnego zdarzenia z ratlerkiem nie udało mi się już go uruchomić. Pewnie on też doznał szoku, że coś tak wstrętnego chciało go brać do gęby.

  11. Wibrator działa głośno z ajfonem, szczególnie wtedy, kiedy za płachtą przedzielającą pokój na studenckim wypadzie przypada Ci go dzielić z dziewczyną, której nie lubisz za najcieńszego laptopa w szkole, najnowszy model telefonu, najnowszy model słuchawek. Nic by nie było w tym dziwnego, gdyby ta maniura nie pchała tych gadżetów w publikę, lansując się nową tapetą na makbuku, albo ciągłym odbieraniem telefonów na ajfońcu (a może dzwonią do niej, bo ją lubią? i to ja jestem jakaś inna?).
    Zawadiacki uśmieszek przy śniadaniu i hihy za śmiechami. Słychać tylko pspspspspshehehehehhihihipsps i jej cieniutki głosik…
    aga154@vp.pl
    Agata

  12. Nie wiem, czy jest to historia na miarę zapisania się na kartach internetów, ale pozwolę ją sobie przytoczyć.
    Czas: ta chwila w życiu, gdy jesteś taki dorosły/dorosła, bo idziesz na studia.
    Prócz nadmiernej liczby przypadków z cyklu: „urządzenie podłączone do prądu działa lepiej, niż niepodłączone”
    miałam o sobie dość wysokie mniemanie – tajniki techniki niestraszne mi są! No, może oprócz jednej słabostki: allegro.
    Fajny serwis, ludzie sprzedają i kupują rzeczy, a ja mogę oglądać jak oni sprzedają i kupują. Bo nigdy brońciepanieboże
    jakieś zakupy przez internet! Sprzedawcy tacy nieuczciwi, ceny takie wysokie!
    Czas, jak już wspomniałam – pójście na studia. Wiązało się to z kupnem, drożej lub taniej, jakiegoś laptopa.
    Jako zagorzała przeciwniczka zakupów przez internet ślęczałam godzinami na allegro [sic!], próbując później dopasować obraz
    idealnego-laptopa-znalezionego-na-allegro do rzeczywistej oferty w sklepie. Bez sukcesów. Pytana: „L, a może jednak kupiłabyś przez internet?” zawsze miałam jedną odpowiedź: „Kupić laptopa przez internet? NIGDY!” Po czym kontynuowałam poszukiwania laptopa, niczym Świętego Graala, oczywiście w internetach.

    Udało mi się w końcu znaleźć wymarzony sprzęt, ale coś mi nie pasowało z ceną. Postanowiłam zgłębić temat, nie zgłębiając jednak zasad funkcjonowania allegro. Do dziś nie wiem co mnie podkusiło… Dla zdrowo myślącego człowieka, który opanował podstawową umiejętność czytania ze zrozumieniem i wyciągania wniosków może się to wydać nieprawdopodobne, no ale…

    Oferta „kup teraz”. No dobra, to klikam. Może tam się dowiem jaka jest ta ostateczna cena. Okno do logowania?
    Ok. Wpisuję dane. No, widzę cenę. Ale czy jak potwierdzę zakup to ona nadal będzie taka sama? Potwierdzam. Klik.
    Super, wszystko się zgadza. Ale w sumie to nie muszę kupować tego komputera, może znajdzie się coś lepszego w takiej samej cenie, a ten nie ma gwarancji… Klikam „cofnij”. Nie da się. No to jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze…

    Zanim zorientowałam się, że kupiłam tego laptopa i teraz to już tylko płacz i płać, nie pomoże tłumaczenie „oj tak mi się kliknęło” minęło jakieś 10 minut.
    Zlana potem, z mroczkami przed oczyma biegnę do mej rodzicielki mówiąc: „Mamo, znalazłam laptopa.
    I chyba tak jakby właśnie go kupiłam. Co teraz?”
    Mina mamy – bezcenna…

    I tak już 3 lata żyjemy w zgodzie ze sobą – ja (wcale nie mądrzejsza) i mój przypadkowy „nigdy-cię-nie-kupię-przez-internet”.

    1. Radomska założyła nawet kiedyś konto na Allegro. 2 dni później sama je jakoś zablokowałam iutraciłam dostęp. Moze to i lepiej, kupiłabym jeszcze laptopa… ;D

      1. znajomi do dziś się ze mnie śmieją, a współlokatorka przybiega jak tylko zobaczy, że przeglądam allegro: ej, ale wylogowałaś się? bo jeszcze coś kupisz.. na przykład laptopa..
        ha. ha.

  13. Sytuacja miała miejsce lata temu i wiąże się z moim pierwszym telefonem komórkowym, który miałem już od dłuższego czasu, ale dopiero pewnego „feralnego” dnia dowiedziałem się o nim czegoś nowego. Cóż to za funkcja napiszę później. W okresie tamtym pałałem uczuciem, jakże szlachetnym, do pewnej dziewczyny. Udało mi się nawet zdobyć jej numer telefonu i po dłuższym zastanowieniu zdecydowałem, że najlepiej będzie napisać sms’a. To oczywiście dlatego, iż sama myśl o rozmowie przyprawiała mnie o palpitację serca. Niestety sklecenie kilku słów jakimi uderzę do swojej wybranki okazało się nie takie proste. Siedziałem sobie na kibelku (powiedzcie kto nie pisze sms’ów z wc’eta) z telefonem w ręce i już kilka razy zdążyłem wykasować to co napisałem. Jako, że weny nie miałem i cykor ze mnie postanowiłem dać sobie spokój i opuścić to małe, ale dające mnóstwo prywatności pomieszczenie. W tym momencie zaczyna się horror, bo nie wiedzieć czemu zamiast przycisk „wyjdź” nacisnąłem klawisz odpowiadający komendzie „wyślij”, a że numer dziewczyny był już wybrany sms został wysłany. Pusty sms, bez żadnego tekstu, wysłany, nawet raport dostałem. Po co komu możliwość wysłania pustego sms’a? Jeszcze zapłacić za to trzeba jakby tam coś było. Przez jakieś dwie minuty łudziłem się, że może jednak nie doszedł. Wtedy dostałem odpowiedź (na pustego sms’a), której treść można zamknąć w kilku słowach: kto, co i po co. Musiałem zdecydować: zebrać całą swoją nędzną odwagę i wyjaśnić sytuację, albo udawać, że nikogo po tej stronie nie ma i wyjść na świra. Wybrałem pierwszą opcję.
    Tego dnia dowiedziałem się, że istnieje możliwość wysłania sms’s bez jakiejkolwiek treści, do tej pory nie wiem po co to komu. A jakieś dwa tygodnie później rozpoczął się mój pierwszy związek, który nie sprowadzał się wyłącznie do trzymania za ręce i trwał (wtedy rekordowe dla mnie) półtorej roku. Swoją drogą jeden z lepszych okresów w moim życiu.
    Dziękuję za uwagę i pozdrawiam.

  14. Moja historia jest straszna. Pamiętam swój pierwszy smartfon. Chodziłem z nim wszędzie, czasem nawet do WC. Pamiętam jak pewnego dnia siedziałem na sedesie za potrzebą fizjologiczną. Smartfon nagle zaczął dzwonić. Nie wiem czemu wystraszyłem się. Smartfon wpadł do sedesu. Próbowałem go ratować na wszelkie sposoby, ale to była jego pierwsza i ostatnia kąpiel. Smartfon zamarł po wyjęciu z sedesu. No cóż, ale dobrze że takie rzeczy dozwolone są już z nowymi smartfonami Sony Xperia które są wodoodporne.

  15. Komputer służy mi do korzystania z internetu i minimalnego użytkowania programu Word. Innych umiejętności nie posiadłam do tej pory i czuję, że to raczej się już nie zmieni. Pewnego dnia mój facet przywiózł mi używany laptop swojej siostry z Wielkiej Brytanii. Chciałam błysnąć humorem i trochę go wkręcić i zapytałam czy muszę kupić przejściówki do wszystkich kabli, bo jak wiadomo w Anglii mają inne kontakty, więc pewnie przy sprzęcie komputerowym i tych wszystkich portach USB i innych „dziurach” w komputerze jest tak samo. Mój facet ku mojemu zdziwieniu potwierdził i polecił mi żebym poszła do sklepu z elektroniką i kupiła potrzebne przejściówki. Dumna jak paw, że tak udało mi się trafić poszłam do sklepu i wywołałam u sprzedawcy śmiech przez łzy. Nigdy nie wstydziłam się tak swojej niewiedzy i zanim zastawię pułapkę, kilka razy sama przemyślę wszystko, aby w nią nie wpaść 😀

  16. Moja technologiczna ignorancja jest obiektem żartów męża i córki (współczesne dzieci mogą nas wprowadzić w kompleksy).

    Coś mi w głowie zaświtało, jakieś iluminacji doznałam i spytałam ich tonem mądralińskim:

    – Słuchajcie, jak zdefragmentuje się dysk komputera, to potem działa szybciej i sprawniej. Czy można zdefragmentować telefon?

    – Tak. Telefony, a zwłaszcza smartfony, DEFRAGMENTUJE się, rzucając nimi o podłogę – rzekł poważnym tonem mąż i wymienił z córką porozumiewawcze spojrzenia.

    Tak, Radomska, domyślam się, że nie rozumiesz co w tym niby śmiesznego, ale dla kogoś, kto się na temacie zna to jest śmieszne. Dla mnie też nie było, dlatego szybko zmieniłam temat.

    – O, aplikacja „Moja waga”. Zainstaluję sobie, ciekawe jak działa, pewnie oblicza BMI – powiedziałam niby do siebie, żeby pokazać, że mam luz, bluz.

    – Nie, to jest taka waga wbudowana w telefon – rzekł mąż, któremu zawtórowała córka, dodając uprzejmie:

    – Musisz, mamo, stanąć na telefonie: jak przetrwa, znaczy, że masz prawidłową wagę. Jak połamie się lub pęknie, znaczy, że ważysz za dużo.

  17. To było rok temu.Kolega za 2 tys kupił sobie latającego drona sterowanego za pomocą tabletu.Chciał abym poszedł z nim do parku go wypróbować.Oczywiście się zgodziłem.W parku po włączeniu mój przyjaciel zaczął nim sterować przeginając tablet na lewo i prawo i samolocik zaczął w powietrzu robić piękne ewolucję do czasu kiedy to ja przejąłem stery.Na początku szło mi swietnie aż do momentu kiedy to dron zatańczył nad głową jakiejś kobiety ktora spojrzawszy się do gory tak niefortunnie się cofneła z krzykiem iż wpadła do parkowej fontanny wypełnionej po brzegi wodą.Widok był niesamowity gdy w sekundzie zza murka wystawały tylko nogi uniesione do gory gdyż reszta ciała była zanurzona.Wszyscy co stali obok parskali śmiechem i nikt nie pomyślał aby pomóc tej biednej kobiecinie.W konwulsjach śmiechu nie miałem innego wyboru jak szybko wskoczyć do fontanny i pomóc tej nieszczęsnej kobiecinie która z pewnością wypiła sporą ilość wody z fontanny niczym słoń w Oazie.Po wyjęciu naszego biednego topielca ukazał mi się widok którego nie zapomnę chyba nigdy.Otóż przedemną mokra jak kura stała ciocia a dokładnie siostra mojej mamy a ja nie mogąc wydobyć z siebie słowa bo nie wiem jakim to cudem język z wrażenia mi zesztywniał niczym sopel lodu stałem jak sztywny pal Azji nie wiedząc czy się śmiać czy płakać..Teraz po czasie wiem że moja twarz zamiast ze wstydu się zaczerwienić,była purpurowo fioletowa .Oczekiwałem wtedy prawego sierpowego gdyż wiedzialem co ciocia potrafi ale na moje szczęście skończyło się na obopólnym wybuchu śmiechu. skorpionik8@tlen.pl

  18. Moja straszna historia zwiazana jest wlasnie z tym smartfonem… Xperia Z1 Compact.
    3 dzień odkąd go ma, idę ze znajomymi na plażę.
    Wodoodporny – mówili,
    idź do wody – mówili,
    nagraj filmik pod wodą – mówili,
    jak się coś stanie, odkupimy – „nie mówili”.
    No to poszłam. Okazało się, że nie jest wodoodporny na słoną wodę, ale tylko na słodką. Wiem wiem, że dla niektórych to logiczne, ale ja nie miałam pojęcia, że słona woda może zabić jakieś tam styki etc. moją, nową, kochanę Xperię….
    Pozdrawiam, morderca telefonów, Amelia.

  19. To bylo jakieś 5 dni temu. Od rana wlaczam laptopa, bo mail mialy przyjść arcywazny, z grafikiem. Zasiadam zadowolona z kawą, wciskam przycisk i… pojawia się nazwa producenta laptopa na ekranie, czekam, czekam, pół kawy wypiłam, a tu czarny ekran. Wyłączam i włączam i znów to samo. Przybiega syn i już widzę po jego minie, że wie o co chodzi. Przebiera kopytkiem po ziemi i i po cichu mówi „Mamo ja wczoraj grałem na laptopie”. Po czym robi zwrot, a że macha rękoma to co się dzieje? No co? Reszta niedopitej kawy wylewa się na klawiaturę. Myślę sobie ” No to zaje… dwabiście”. Ale nic to tylko laptop. Mija jakiś czas, około 2 godziny, siedze sobie ze smartfonem i oglądam zdjęcia, które straciłam na laptopie. Odkładam go na kanapę i akurat w tym momencie syn przybiega i siada… na smartfona. Szybka pęka ale telefon działa. Tylko moje wkurzenie się podwyższa. Wychodzi my na spacer ja, Młody i Mloda. Dzwoni mąż akurat w momencie kiedy walc że z zapięcie w wózku. Wiec odbieram i przytrzymuje telefon ramieniem. Nagle trach i smartfon ląduje nachodniku, szybka pęka do końca, a razem z nią ekran wewnętrzny. Do końca umowy pół roku, naprawa 250 zeta. Pożyczam od Mlodego telefon, model z funkcja samoobrony ( ale polifoniczne dzwonki ma 🙂 ). Ale nie myśl, ze to koniec. Po południu lasagne mi się zachcialo. Kupiłam w sklepie z owadem w szyldzie, wracam do domu i wrzuca ja do mikrofal i i nagle bum, iskry i cisza. Bo oczywiście zapomnialam, ze talerzy ze srebrnym obramowaniem się do mikrofali nie wstawia. Tym sposobem popsulam mikrofale. A na dobre zakończenie dnia, wieczorem właczam pralke, pranie się kończy, macam, obmacuję, a pranie zimne chociaż prane w 90 stopniach. Pralka kupiona pół roku temu. No i co? Poszła grzałka. Poziom wkurzenia osiągnął zenit kiedy po wyjściu z łazienki zdepnęlam zabawkę edukacyjną Mlodej, która w tamtym momencie przestala dzialac. Wiec smutny bilans 5 popsutych urządzeń jednego dnia. I jak tu żyć :):)

  20. Swoją historią chciałam pokazać jak za dużo elektroniki może doprowadzić człowieka do chwilowego odłączenia się od rzeczowego przetwarzania sygnałów z czaszki…

    pewnego czerwcowego dnia gdy ostatnie słowo mojej ostatniej ( i pierwszej ) magisterki zmaterializowało się w folderze „oł je je je koniec koniec koniec magisterka je je je „ postanowiłam w nagrodę sprawić sobie nowy telefon gdyż w poprzednim przestało mnie bawić, że dzięki wylanemu wyświetlaczowi mam szansę codziennie grać w „dźwiękogrę”, zgadując po głosie kim jest tajemnicza postać po drugiej stronie słuchawki… no ale do rzeczy – telefon nowy nabyłam.
    Wróciłam do domu podekscytowana prawie tak bardzo jak na komunii moją nową zieloną damką góralem z przerzutkami Shimano. Odpaliłam laptopa i postanowiłam podzielić się ze światem nową zdobyczą – na fejsiku of kors. „jeszcze tylko kawka” – pomyślałam następnie poczynając małą czarną. Tutaj zaczyna się omamienie, wzięłam kawę, do drugiej ręki skutecznie od 3 h przyklejony miałam nowy telefon ( bo testuje przeca czy aplikacja endomondo przeliczy ile metrów przelazłam z dużego pokoju do kuchni i czy może spaliłam przy tym jakieś kalorie ). Idę do pokoju i nagle olśnienie – nie ma mleka ! wolnej ręki na karton też więc postanowiłam, że rzucę telefon na kanapę ( w powietrzu też działa endomondo? ) i wrócę do kuchni…
    … rzuciłam kubkiem z kawą. Prosto w laptopa. Prosto w laptopa z moją ostatnią ( i pierwszą ) magisterką w folderze „oł je je je koniec koniec koniec magisterka je je je „. Mrugnął do mnie ostatnim blue screenem w swojej historii i tak pożegnaliśmy się czule, miło i łzawo.
    Nie, nie zrobiłam kopii zapasowej.
    Tak, telefon przetrwał.
    Nie, endomondo nie działa w powietrzu.

    justyna.styczen@gmail.com

  21. Mam pytanie.
    Konkurs jest organizowany wspólnie przez kilku blogerów.
    Do wygrania są te same nagrody, podawany jest link do wspólnego regulaminu, jednak niektórzy na stronie mają napisane inne zasady i przebieg.
    Czym to jest spowodowane?
    Jak interpretować taki konkurs? Indywidualnie dla każdego serwisu, a z regulaminu brać daty i nagrody?

    Informację o konkursie opublikowałem tutaj: http://www.e-konkursy.info/konkurs/136864,konkurs-orange.html

    1. regulamin jest wspólny,bo my blogerzy jesteśmy tylko narzędziem -konkurs organizuje Orange i Heureka 🙂 różnią nas daty rozwiązania oraz pytania konkursowe- każdy bloger ma jeden telefon z pakietem do rozdania, sam wymyśla pytanie i wybiera zwycięzcę.

  22. czytając powyższe historie to kurczę nic mi się aż takiego nie przydarzyło, jedna z deczko żenująca:
    telefon przestał mi działać, to znaczy działał, bo dzwonił, ale ja któregoś pięknego dnia przestałam słyszeć , no to co, idę do serwisu i informuję pana , że głośnik „się zepsuł”, bo nic nie słyszę,
    pan kazał przyjść po godzinie,
    no to przyszłam, z uśmiechem na twarzy pytam czy „telefon już działa”, pan promiennie się uśmiechnął i powiedział, że tak
    ha – super, no to pytam co było przyczyną (jakbym się na tym znała, ale co tam zapytam 😉 ), w odpowiedzi słyszę : wyczyściłem głośnik, bo był tak brudny…
    szkoda, że nie można się było zapaść pod ziemię ze wstydu…. 😉

    historia ta nie chwyta za serce ale daje przestrogę na przyszłość, co by po pierwsze mieć pokrowiec na telefon, a po drugie przed oddaniem do naprawy najpierw go wyczyścić 😉

    pozdrawiam ciepło 🙂

  23. Jestem wielkim śpiochem i często pracuje z laptopem w łóżku. Przeważnie po wyjściu z domu zostawiam go właśnie w tym miejscu. Niestety kilka lat temu, po ciężkim dniu w pracy rzuciłem się z całym impetem na łóżko, nie zastanawiając się czy pod kołdrą znajduje się coś jeszcze oprócz prześcieradła. Jedyne co z tamtej chwili pamiętam, poza potwornym bólem pleców, to huk pękającego ekranu laptopa. Na szczęście nie straciłem wtedy żadnych ważnych plików, jednak koszt wymiany matrycy swoje pochłonął. Od tamtej pory dokładnie sprawdzam, czy w łóżku nic się nie ukryło 🙂

  24. Świat dzieli się na ludzi technologicznie rozwiniętych, którzy pojmują ideę wysyłania łazików na Marsa, i tych słabo-ogarniętych- tych, dla których opanowanie pilota od telewizora jest osiągnięciem. Ja należę zdecydowanie do tych drugich. Po tej filozoficznej inwokacji przyszedł czas na średnio-śmieszną, lecz niestety prawdziwą historię o moim wypadzie do sklepu „nie dla idiotów” (więc nie wiem jak to się stało, że drzwi same rozsunęły się przed mym obliczem- nie musiałam nawet prosić pana Romka o otwarcie-i przekroczyłam jego próg). Używając już wyżej wspomnianego cudeńka o wdzięcznej nazwie „pilot” przelatując przez kanały wpadła mi w oko reklama laptopów z dotykowym ekranem! WOW! Jak pomacam to może dam radę- pomyślałam i wesołym krokiem udałam się do marketu. Patrzę i jest! Lapek z reklamy! Przesuwam paluchem po ekranie, przesuwam i…NIC! NIC nie drgnęło.. NIC się nie przesunęło! Za to kąciki ust sprzedawcy stojącego tuż koło mnie drgnęły w pobłażliwym uśmiechu. Tak tak… to naklejka była..nie ekran. DOTYKOWY DO CHOLERY!
    Cóż by to było gdybym tak pomiziała paluchem po telefonie, który nie okazałby się naklejką? Aż strach się bać pomyśleć!
    Buźka!

  25. Każdy mój telefon z dotykowym ekranem ( czyli mniej więcej 4) w pewnym momencie swojego żywota pękał. Nie wiem czy mam do tego jakiś wyjątkowy talent ale zazwyczaj po pół roku wyświetlacz był do wymiany. Najbardziej niefortunny wypadek zdarzył się kiedy zimą wysiadałam z samochody pod domem. Mając na sobie długi płaszcz, zapomniałam że w czasie jazdy położyłam telefon na kolanach i wysiadając po prostu go zrzuciłam na drogę, a podstępny śnieg zagłuszył upadek. Kiedy zorientowałam się że mój telefon przepadł, wyszłam przed dom i znalazłam go kilka metrów dalej, na świeżo odśnieżonej drodze. O dziwo po spotkaniu z pługiem, pomimo potłuczonej szybki nadal działał 🙂

  26. No problem,muszę dokupić dołdowanie .Idę więc do ulubionego sklepu i proszę o kartę Orange,a panienka dopytuje się ponownie :Orange? Odpowiadam z niecierpliwością :tak tak.po przyjściu do domu i wklepaniu już kilkakrotnym kodu nie ma oczekiwanego efektu.Czytam dokłdnie”co na paragonie,a tam „stoi jak wół” .”TAK-TAK”(Cała historia skończyła się jednakże bardzo wesoło,a ja już od tej pory potwierdzam kiwnięciem głowy.I zawsze dodaję uśmiech.Pozdrawiam!!

  27. Odkąd są smartfony, każdy z naszej dwójki jest zakręcony 🙂
    Jednak z każdej możliwej strony, pragniemy wodoodporną Xperię Sony!
    Dlaczego?
    Pewnego wieczoru upalnego, chłodziliśmy się z mężem i 1,5rocznym synkiem podczas kąpieli w wannie. W niedalekiej odległości rozbrzmiewały dźwięki naszych ulubionych piosenek puszczana z naszego (wtedy jeszcze ulubionego) smartfona.
    Zabawa była przednia: bańki mydlane, morze piany i gumowe kaczuszki 😛 My – dorośli tak bardzo wkręciliśmy się w wodne harce, że nikt z nas nie zauważył braku muzyki… Zerwał się mąż nagle: „coś się rozłączyło… (po chwili) gdzie mój telefon?”!
    Nasze oczy momentalnie skierowały się w stronę rozbawionego maluszka – teraz wszystko było jasne. Smartfonik padł ofiarą jego wiecznie niezaspokojonej ciekawości, trzeba było tylko zanurkować ręką w wodzie by po chwili wydobyć przemoczony telefon…. Smartfon umarł, ale nasza nadzieja na wodoodporne cudo od Sony umrze ostatnia 🙂

  28. Moja wpadka przydarzyła się z 10 lat temu gdy dostałem pierwszy komputer . Grałem sobie w grę gdy ten nagle się zawiesił a ja nie miałem pojęcia co się stało , byłem zrozpaczony , objeździłem znajomych którzy mieli komputery ale akurat ich nie było w domach .Więc ze łzami w oczach pojechałem do sklepu AGD i tam dopiero dowiedziałem się że wystarczy go zresetować , jak tak sobie teraz myślę to ten gościu w sklepie musiał mieć niezły ubaw

  29. Po powodzi byłem zmuszony wymienić całe wyposażenie kuchni. A że raczej w nowinkach technicznych jestem na bieżąco to wszystko po wyborze modelu zamówiłem w sklepie internetowym. A chcąc sprawić przyjemność żonie i spełnić marzenia wszystko zamówiłem jej w ulubionym kolorze inox. wszystko sprawnie dotarło i tak srebrna lodówka, kuchenka, okap, robot kuchenny i tylko zmywarka dotarła w pięknym złotym kolorze. Dwa dni zastanawiałem się jak to zareklamować i odesłać na drugi koniec kraju. Aż trzeciego dnia przyszło mi do głowy przyglądnąć się bliżej kupionej zmywarce. Okazało się że była bardzo precyzyjnie zabezpieczona złotą folią a pod spodem był jak najbardziej pasujący do reszty srebrny kolor. Całe szczęście że nie byłem porywczy i nie zareklamowałem od razu bo bym z siebie tylko wariata zrobił 🙂

  30. Skończyłem studia na kierunku „komputerowe wspomaganie programowania”, pracowałem z komputerami i sprzętem elektronicznym kilka lat. Myślałem że technika nie ma dla mnie tajemnic do czasu aż mój tato poprosił o uruchomieni glukometru. Rozłożył mnie przyrząd z jednym przyciskiem

  31. wysłałam komentarz już wczoraj ale widzę, że go nie ma więc może raz jeszcze i będzie?

    Swoją historią chciałam pokazać jak za dużo elektroniki może doprowadzić człowieka do chwilowego odłączenia się od rzeczowego przetwarzania sygnałów z czaszki…
    pewnego czerwcowego dnia gdy ostatnie słowo mojej ostatniej ( i pierwszej ) magisterki zmaterializowało się w folderze „oł je je je koniec koniec koniec magisterka je je je „ postanowiłam w nagrodę sprawić sobie nowy telefon gdyż w poprzednim przestało mnie bawić, że dzięki wylanemu wyświetlaczowi mam szansę codziennie grać w „dźwiękogrę” zgadując po głosie kim jest tajemnicza postać po drugiej stronie słuchawki… no ale do rzeczy – telefon nowy nabyłam.
    Wróciłam do domu podekscytowana prawie tak bardzo jak na komunii moją nową zieloną damką góralem z przerzutkami Shimano. Odpaliłam laptopa i postanowiłam podzielić się ze światem nową zdobyczą – na fejsiku of kors. „jeszcze tylko kawka” – pomyślałam następnie poczynając małą czarną. Tutaj zaczyna się omamienie, wzięłam kawę, do drugiej ręki skutecznie od 3 h przyklejony miałam nowy telefon ( przeca muszę sprawdzić czy endomondo przeliczy ile metrów przeszłam z pokoju do kuchni i ile kalorii spaliłam). Idę do pokoju i nagle olśnienie – nie ma mleka ! wolnej ręki na karton też nie więc postanowiłam, że rzucę telefon na kanapę ( endomondo działa w powietrzu?) i wrócę do kuchni…
    … rzuciłam kubkiem z kawą. Prosto w laptopa. Prosto w laptopa z moją ostatnią ( i pierwszą ) magisterką w folderze „oł je je je koniec koniec koniec magisterka je je je „. Mrugnął do mnie ostatnim blue screenem w swojej historii i tak pożegnaliśmy się czule, miło i łzawo.

    Nie, nie zrobiłam kopii zapasowej.
    Tak, telefon przetrwał.
    Nie, endomondo nie działa w powietrzu.

    1. jest jest Kochana, ja po prostu nie mieszkam w internecie, czasem córa absorbuje tak, ze zatwierdzam komentarze z opóźnieniem:) przepraszam!

      1. nieeee to była moja moja moja bardzo wielka wina. ja miałam namieszane w kompie, że nie widziałam jak już był. teraz namieszałam tutaj niczym czołowy spamer na pudelku, sorka !

  32. Mój telefon dostałam w 2007 roku pod choinkę, ciągle działa i niespieszno mi się z nim rozstawać ;> na samą myśl że kiedyś w końcu zakończy swój żywot czuję strach i nerwowe bicie serca. Moja historia banalna związana właśnie jest z nim, dotyczy sygnału dzwonka. Będąc na pewnej uroczystości, wśród grona ludzi usłyszałam że dzwoni telefon, pierwsza moja myśl „no Ci ludzie powariowali, żeby nie wyciszyć telefonu, jak to tak wypada” stoję rozglądam się, inni również. Któż to tak źle wychowany wśród nas się znajduje. Po dobrej chwili konsternacji, zdaje sobie sprawę że to z mojej własnej torebki dochodzą owe dźwięki… oj, ups.. czerwona jak burak przypominam sobie że w przypływie natchnienia ostatnio zmieniłam dzwonek. I po co mi były te zmiany ;p

  33. Moja najdurniejsza, najśmieszniejsza i najgorsza historia jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła miała miejsca już kilka lat temu..
    Wchodziły wtedy do sprzedaży telewizory 3D! oo to musi być cudeńko – myślałam. Kiedy więc byłyśmy z koleżankami w galerii, weszłyśmy do jednego z marketów z takim sprzętem. Od razu podeszłam do telewizorów i chwyciłam za okulary 3D. Patrzę na ten tv i patrzę i… nic!! żadnej różnicy nie widzę!! Mówię więc koleżankom, że to jakiś badziew, bo nic się tu nie dzieje. I wtedy podchodzi do mnie pan sprzedawca (który chyba słyszał co mówiłam) i mówi do mnie:
    – nie widzi Pani różnicy bo to nie jest telewizor 3D 🙂
    Ranyyy jakiego ja wtedy buraka spaliłam!! Dziewczyny to się turlały ze śmiechu, a pan sprzedawca usiłował swój śmiech zdusić w sobie choć słabo mu to wychodziło. Inni sprzedawcy stojący nie daleko nie ukrywali nawet, że ta sytuacja bardzo, ale to bardzo ich rozbawiła. Nauczyłam się żeby nic nie robić pochopnie i sprawdzać co testuję:)

  34. osz kurde wyłączyłam jakąś wtyczkę i dopiero teraz widzę komentarze – w tym mój konkursowy 😛 kuuuurde sorka za zamieszanie, nie autoryzuj proszę tych moich dwóch ostatnich komentarzy ( w tym tego) bo aż wstyd co ta technika robi z człowiekiem !

  35. Nie raz nie mogłam znależć kluczy, które zazwyczaj przebywały w moim otoczeniu. Wpadłam na genialny pomysł, żeby do kluczy dołączyć stary telefon (jako brelok). Kiedy nie mogłam ich znaleźć, poprostu telefonowąłam na numer”klucze” i zawsze je znalazłam.:)

  36. Moja najgorsza historia przydarza mi się teraz kiedy biorę udział w tym konkursie a znając moje dotychczasowe szczęście i tak na pewno go nie wygram!!!

  37. Moja przygoda śmieszna wygląda następująco. Mieszkam w domu jednorodzinnym- dookoła mnie podobne. Większość sprzętów w domu działa na wifi. Coś mi tam raz nie zadziałało i zacząłem poszukiwania sieci w ustawieniach. Po kilku sekundach wyskoczyły mi 4-ry. Dla zabawy sprawdziłem czy mogę się do którejś z nich zalogować nie znając hasła. Udało się! Po chwili…siedziałem u sąsiadów w kuchni widząc co jedzą (dobrze że nie w sypialni!), słysząc rozmowy oraz mając możliwość i dostęp do wszystkich plików w laptopie włączonym na kuchennym stole. Jako że to mili sąsiedzi „zza płota”- poszedłem i poinformowałem ich o tym. Baaardzo podziękowali. Podobno gość który im ten sprzęt konfigurował dostał po głowie 🙂

  38. Najgorszego:
    Wczoraj dowiedziałam się przez internet, że osoba kompletnie mi nie znana podszyła się pode mnie zatem odebrała za mnie 2 przesyłki.
    Najśmieszniejszego: Podpisanie mojej wypowiedzi przez pewien portal: Dorota Gardias zamiast Gargas.
    Najdurniejszego: Zapomnienie wyłączenia internetu w komórce (w moim wypadku równało się to stratą 120 złotych).

  39. Moja pierwsza praca. Początki! Do naszego (damskiego) działu przychodzi Pan Prezes:
    – Drogie Panie, kupiłem wam nowe komputery!
    Popuszył się jeszcze trochę, po czym zwrócił się do mnie:
    – Liczę na to, że jako najbardziej doświadczona w nowych technologiach (na studiach miałam informatykę) pomoże Pani starszym koleżankom odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
    Więc pomagałam. chodziłam zaaferowana od biurka do biurka i tłumaczyłam jak połączyć się z internetem, jak otwierać strony… myślałam, że to jest właśnie ta „technologia”, której nie znają starsze koleżanki. Aż pewnego poranka zniesmaczona Pani Teresa, swoją drogą wybitny specjalista, łypie na mnie okiem:
    -Weźże mi kochanieńka napraw te drzwiczki z byliczki… (i wskazując na stację dysków) :
    – Nie działa mi uchwyt na kawę!

  40. Dzięki internetowi nie spędziłem świąt zamknięty w katedrze… Wiele lat temu pracowałem przed komputerem w jednej z katedr na uniwersytecie; kilka katedr miało wspólny przedpokój. Były już godziny rektorskie – nie usłyszałem, że ktoś z sąsiadów wychodził – i zamknął na klucz wspólne drzwi na korytarz. Ja tego klucza nie miałem; nikt nie mógł usłyszeć mojego stukania. Groziła mi perspektywa spędzenia kilku dni w zamknięciu – na szczęście był internet – i w ten sposób udało mi się ściągnąć portiera, który otworzył drzwi z zewnątrz…

  41. Było to w czasach, gdy telefonia komórkowa dopiero co stawała się ogólnie dostępna. Znajomi musieli na jakiś czas wyjechać za granicę, a ponieważ posiadali nieduży, letni domek w odludnej okolicy, więc prosili mnie, żebym od czasu do czasu tam zaglądnął. Więc któregoś weekendu, razem ze swoja szwagierką, wybrałem na tę daczę. Szwagierka akurat była świeżym zakupie telefonu komórkowego i praktycznie cały czas a to sprawdzała czas, a to zmieniała dzwonki, a to szukała zasięgu. Jednym słowem – bawiła się nim. Po przybyciu na miejsce, od razu, oczywiście, telefon w ręce i chce zadzwonić do męża, że wszystko w porządku. Nagle z przerażeniem stwierdza: „Tutaj nie ma zasięgu!”. Poradziłem jej, żeby pochodziła po okolicy, zwłaszcza po górkach. Może gdzieś złapie zasięg. Z piętnaście minut tak chodziła, aż wreszcie poprosiłem ją, by mi go dała. Może ja będę miał więcej szczęścia. Patrzę się, a tam zasięg jest jak należy. Jakim sposobem ona tego nie widziała? „No, przecież pisze wyraźnie NIE”. „To NIE oznacza, że dzisiaj jest NIEDZIELA, a nie, że nie ma zasięgu.” A poza tym, moja szwagierka jest blondynką.

  42. Moja niesamowita historia miała miejsce 2 lata temu. Dorabiałam w wakacje pilnując dziecka w Białymstoku. Któregoś dnia po pracy, wybrałam się w odwiedziny do siostry na sąsiednim osiedlu. Pojechałam tam rowerem. W drodze powrotnej napotkała mnie wielka i ciepła burza z gradem. Nie dość, że przemokłam do suchej nitki to grad zsiekł mi skórę dosłownie 🙁 i telefon który miałam przy sobie różowy vodafone my C5-2v (sagem) pamiątka z wakacji w Grecji i zarazem mój pierwszy telefon dosłownie pływał w torebce pełnej wody :(.Ani po powrocie ani wcale nie wyjełam baterii tylko kartę. W środku cały czas była woda. Po kilku dniach sprawdziłam co z nim podłączając ładowarkę i nic… Miałam go wyrzucić do śmieci ale coś mnie od tego odwiodło. Za zarobione w wakacje pieniądze kupiłam nowy, bo to była potrzeba pierwszego rzędu na tamten moment. We wrześniu mając na pamiątkę tamten telefon włożyłam kartę,baterię,naładowałam i działa :)) . Co prawda na słońcu słabo widać ekran, głośnik nie super i kreska po środku w ekranie ale DZIAŁA :). To koniec tej historii. Dziękuję za przeczytanie, ktokolwiek czytał.:)

  43. Witam. Miałem w tamtym roku pewne zdarzenie. Byłem u wójka w Gdańsku. Kupiłem se smartphona na gwarancji. To mój pierwszy taki telefon i za bardzo nie wiedziałem do czego ta większa karta. Wsadziłem ją tam na miejsce karty sim i nie mogłem wyjąć. Wtedy poszłem do łazienki i znalazłem ciotki pensetę i na siłę ją wyjmowałem. Pourywałem styki 🙁 Żadna karta sim mi nie chciała działać. Poszedłem do gościa który mi to sprzedał, udałem że nie wiem czemu mi kart nie czyta on włożył swoją i też nic. Zawołał takiego drugiego i tamtem dokładnie obejrzał środek i mówi że styka brakuje. Dał mi nowy telefon a ten zabrał. Uf. To było zarazem najtrudniejsze bo wydałem sporo kasy, zepsułem i musiałem udawać. Najgłupsze bo to najgłupsza rzecz jaką mogłem zrobić. Teraz wiem że ta większa karta to kpamięcii. Wiem już wszystko o swoim telefonie. Ale jak się nie wie a wchodzi coś czego nie miałeś to wychodzą potem takie śmieszne kwiatki. Pozdrawiam:)))

  44. Mam kilka ciekawych historii związanych z technologią. Najbardziej rozśmiesza mnie wspomnienie, jak chciałem zostać nowoczesnym i oświeconym człowiekiem, instalując Linuxa na swoim laptopie. Już podczas instalacji zacząłem z wyższością patrzeć na użytkowników komercyjnej „Windy”, ale rzeczywistość dość szybko sprowadziła mnie na ziemię. Co najciekawsze- kilka dni szukałem sterowników czy oprogramowania do drukarki, święcie przekonany, że gdzieś coś takowego musi być- przecież drukarka bez tego mi nie ruszy. Szefowa wściekła, bo pracownik lata z pendrivem zamiast drukować ze swojego komputera, ja dostaję białej gorączki, bo na żadnym forum nic na ten temat nie ma, współpracownicy nabijają się ze mnie, że taki „nowoczesny” jestem- słowem: byłem na skraju załamania nerwowego. Na szczęście jeden z kolegów, którzy bardziej są w technologi „obtrzaskani” mi pomógł- włożył kabel od drukarki do USB i wszystko zaczęło działać. Samo! „To przecież Linux… Czegoś się spodziewał?” rzucił kolega na odchodne :).

    Kolejną historią, jest żart mojego ojca. Kupił sobie nowe auto, które uruchamiane było przy pomocy karty i guzika, a nie kluczyków (co wtedy było zupełną nowością). A że jest ważnym dyrektorem, od razu zbiegli się jego koledzy-pracownicy. Ojciec więc pokazał im sztuczkę: kiedy podchodził do auta, samochód samoczynnie się otwierał, a kiedy się cofał, automatycznie zamykał. Jako szkrab siedziałem na tylnym siedzeniu i obserwowałem, jak pracownicy ojca przymuszają go, żeby chodził w tą i z powrotem z podniesionymi w górę rękami (żeby nie było, że coś wciska) i wgapiają się w „cud” z westchnieniami: „ohhhh” oraz „ahhhh” (zależnie czy auto się otwierało czy zamykało 🙂 ). W końcu ojciec postanowił dobić ich kolejnym żartem i „wytłumaczyć” jak to się dzieje. Powiedział im, że to auto ma zaprogramowany kod genetyczny właściciela i rozpoznaje go po zapachu, a następnie otwiera drzwi, żeby mógł wsiąść. Największą bezdusznością mojego rodziciela był fakt, że przez długie lata nie wyprowadził ich z błędu 😀

    1. Nadeszla chwila kupna pierwszego smartfona.Mialam go w koncu w rece i nie moglam sie nadziwic jak to moze dzialac bez tych wszystkich przyciskow,bez klawiatury itp.Ale najlepsze nastapilo gdy w koncu ktos do mnie zadzwonil i jakie bylo moje zdziwienie ze ni w zab nie potrafilam odebrac rozmowy.telefon dzwonil i dzwonil a ja bezskutecznie smigalam palcami po szybce bez efektu.Ale nic poszlam po drugi telefon dzwoniac sama do siebie po 10 chyba minutach zrozumialam ze trzeba przesunac palcem dokladnie w slad za zielona strzalka po ekranie i taka byla moja pierwsza przygoda z technologia 21 wieku…

  45. Jako że pochodzę ze wsi, w kinie często nie bywałem i nie bywam, a mam 23 lata, kilka dobrych lat temu udaliśmy się do kina wraz z trójką znajomych. Nigdy nie miałem okazji kupować biletu, więc nie zagłębiałem się w tą banalną czynność.
    Nadchodzi czas kupowania biletu:

    -Pani: Poproszę ulgowy bilet na X, na godzinę Y.
    -Ja: Poproszę legitymację
    Kontrola przebiegła pomyślnie
    -Pani: Proszę wybrać sobie wolne miejsce.

    Akurat byłem tak zamyślony, że nie wiedziałem gdzie się patrzeć. Znajomi pokazują na „Ekranik”. Mówię im na głos szybko jakiś numer.

    -Oni: Ale czerwone to zajęte.
    -Ja: To niech będzie 46. (Pół tonem, nie wiedząc w jaki sposób wybiera się miejsce w kinie…).

    Nagle znajomy:
    -Wciśnij.
    Wciskam…i nic. Wpatruję się dalej w ekran.
    -Mocniej!
    Wciskam mocniej…i nic. Pomyślałem, że to stare ekrany oporowe i trzeba mocniej.

    Podnoszę głowę, a znajomi, jak i Pani obsługująca, są w tym momencie ugotowani ze śmiechu 😀

    Nie widziałem swojej miny, ale burak był jeden z większych kiedykolwiek 😀

    Taka była moja niechlubna przygoda z NOWĄ TECHNOLOGIĄ :))

  46. Jak to co? Męża znalazłam!

    Dzisiaj stwierdzam, że mając 22lata na karku ma się kaszankę w głowie 😉
    Wtedy będą na studiach imprezowaliśmy „grzecznie” co tydzień. Wymyślaliśmy dziwne zabawy ,zakłady i kary … pech chciał, że tamtym razem padło na mnie i karą było wylosowanie czyjejś męskiej komórki, później wybranie 13ego numeru w spisie i … profesjonalnie zaprezentować sex telefon! Tak z głupiego wica wyszła poważna sprawa-Waldek okazał się bratem współlokatorki, a kiedy dowiedział się o co c’mon stwierdził, że musi poznać tę wariatkę 😛 Dzisiaj czasami robie sobie jaja z męża i dzwonie do niego i nawijam tak jak wtedy 😉

  47. Pierwszy rok studiów (sam koniec lat 90-tych), ja i komputer wówczas byliśmy największymi wrogami, a tu jak byk w planie zajęć wpisane 'podstawy programowania’. Na moje nieszczęście przez pomyłkę system uczelniany przydzielił mnie na zajęcia z informatykami. Idę z duszą na ramieniu. Wykład jakoś przeżyłam, trochę danych, trochę historii. Za to laboratoria to już inna historia. Pierwsze polecenie: włączcie komputery. Wszyscy wokół mnie poruszają się, coś kombinują z pozytywnym rezultatem, a ja naciskam przycisk i nic. Nic się nie pojawia, ekran wciąż czarny. Po paru długich chwilach kolega siedzący obok ulitował się nad moją narastającą paniką i … włączył mi monitor. Zadowolona z siebie, że wciąż się nie rozpłakałam siedzę i słucham dalej. Gorsze przyszło jednak porę chwil później gdy kolejnym poleceniem było „wejdźcie w ….(tu nazwa najpopularniejszej wyszukiwarki), wpiszcie … (tu nazwa programu) i zainstalujcie go”. Nie muszę chyba dodawać, że nazwa wyszukiwarki nic mi nie powiedziała. Ale jak polecenie to polecenie. Podpatrując co wpisuje kolega i gdzie to zrobił, więc i ja wpisałam to tajemnicze słowo oznaczające wówczas dla mnie tylko okulary narciarskie. Czekam i czekam, a pół sali powoli pokłada się ze śmiechu. Wykładowca trochę skonsternowany podszedł do mnie, później do kolegi obok mnie i głośnym szeptem poprosił by zajął się 'panią gogle narciarskie nim jej komputer powiesi się ze śmiechu’. Od tego momentu do końca studiów miałam przezwisko 'gogle’, nawet wśród wykładowców. Ciekawym zjawiskiem odkrytym również na studiach było to, że większość komputerów, które zawiesiły się w cudowny sposób znów zaczynały działać jak tylko wyczuły moją obecność na horyzoncie. Skomentował to w równie zabawny sposób wykładowca od gogli „…Pani obecność działa na komputery tak jak straszenie osoby z czkawką, przestraszysz człowieka czkawka mija, Pani się pojawia i komputer ze strachu też zaczyna działać…”.

  48. Kiedyś, w samych początkach tabletów, próbowałem uruchomić i pobawić się jednym w pewnym dużym markecie, ale nie udało mi się go nawet uruchomić. Być może go jakoś zablokowałem, a może nawet zepsułem. W każdym razie gdy z nim walczyłem w markecie uruchomił się alarm, a z głośników dał się słyszeć niewyraźny głos mówiący coś o ochronie. Nie czekając dałem nogę natychmiast.
    Mimo iż nie myślę o sobie jak o Idiocie to jednak do dziś nie umiem obsługiwać tabletów i smartfonów. Uściski:)

  49. Moja córka potraktowała mój telefon jako gryzak. Ładny był, metalowy, taki święcący, z tyloma guziczkami. Bardzo jej się spodobał. Zaśliniła go na śmierć. Nauczyłem się wtedy, że nowe technologie nie idą w parze z niemowlakami.

  50. Jakiś rok temu dostałam tablet alcatel one touch evo 7. Było to na początku lat, a z powodu, że jechałam wtedy na wakacje to go ze sobą zabrałem. Było bardzo gorąco, temperatura dochodziła do 35 stopni, a ja jak głupia używałam tabletu prawie „non stop”.
    Przez to przegrzał się i nie dało go włączyć. Byłam bardzo smutna ponieważ chciałam chociaż trochę się nim „pobawić”.

  51. Jako osoba względnie starająca się pojąć otaczające nas zmiany w świecie nowoczesnych technologii, zdawałam się być całkiem pewna siebie, przekraczając pewnego pięknego, lipcowego dnia próg berlińskiej toalety.
    To nie było klasyczne załatwienie potrzeb fizjologicznych. Nazwałabym to raczej koszmarem spłuczki klozetowej.
    Ubikacja wyglądała niecodziennie. Kawałek podłogi z kratką w środku. Nieprzyzwyczajona do takich technologicznych rozwiązań, z trudem zdołałam zrobić to, co powinnam, a do czego podobno miejsce owo służy. „Wszystko fajnie”, pomyślałam, – „Tylko jak teraz spuścić…” Moją burzę mózgu przerwała zalewająca mnie po kostki fala niekoniecznie czystej wody. Próbowałam uciec. Za późno.

    Nie polecam, sikajcie pod drzewami.

  52. Witam,
    Fajny konkurs a film też ciekawy bo pokazuje Ciebie jako dziewczynę, z którą chce się zaprzyjaźnić, pójść na piwo, czy na kawę , szkoda że nie mieszkasz w Warszawie…
    Co do technologii, faktycznie się wszystko zmieniło. Teraz jak prowadzę ćwiczenia ze studentami, najpierw sprawdzam co jest w internecie i mówię studentom to czego w sieci nie ma albo jest trudne do znalezienia….
    Dzięki internetowi i niszowemu blogowi, który prowadzę, przekonałam się, że bezinteresowne dobro jakie czynimy, wraca do człowieka…czasem ktoś podziękuje, czasem ktoś napisze dobre słowo i to mnie cieszy…
    A Twój Blog pokazuje, że można pokonać trudne momenty, można znaleźć bratnią duszę, można żyć inaczej i być zadowolonym
    Ps polecę konkurs moim studentom
    pozdrawiam ciepło
    dobrycoach.bloog.pl

    1. na wszystkich 12 blogach biorących udział w kampanii trwają konkursy – wszystkie adresy na 12konwergentnych.pl 🙂 dziękuję za ciepłe słowa i pozdrawiam!

  53. Co to była za historia……………….. Pewnego dnia (około 4 lat temu), postanowiłam, że wkąńcu kupię sobie nowy TELEFON. Wszystko byłoby idealnie gdyby nie fakt, że kupiłam telefon, który posiadał EKRAN DOTYKOWY, kąpletnie nie wiedziałam jak się nim obsługiwać. Przez całe 2 dni zawzięcie szukałam KLAWIATURY, której nie było. Postanowiłam pójść do serwisu…………….. na moje nieszczęsie zrobiłam z siebie kąpletną idiotkę, która pochodzi z XII wieku. 🙂

  54. Moja historia jest zabawna, gdy patrzę na to dziś.. tu z tego miejsca.. w dniu, w którym miała miejsce towarzyszyły mi jednak zdecydowanie odmienne emocje. Jestem osobą typu „gąbka”, oznacza to, że w zadziwiająco szybkim tempie chłonę wszelaką wiedzę, samodzielnie, bez niczyjej pomocy rozgryzam wszelkie problemy. Moja wymarzona praca biurowa okazała się o wiele łatwiejsza niż sądziłam, bo jako człowiek „gąbka” rozwiązywałam w zadziwiającym tempie wszelakie problemy księgowe, sprzętowe i międzyludzkie. Pozostali pracownicy mieli problemy z każdym urządzeniem biurowym, mimo że pracowali z nimi od lat. Brak podstawowych umiejętności typu wymiana tonera czy podłączenie myszki nieraz przyprawiały mnie o chęć padnięcia na kolana i błagania o litość… Pewnego dnia w moim biurze zadzwonił telefon.. „Pani Paulinko proszę przyjść do mojego gabinetu, mam pewien problem”- usłyszałam głos prezesa. Po przyjściu poinformował mnie, że chciałby wysłać emaila z załącznikiem ale nie wie jak to zrobić. Stanęłam obok tłumacząc kolejno co ma „kliknąć” i gdzie „wejść”. poczta-> napisz nowy-> dodaj odbiorce wiadomości -> temat wiadomości -> napisz treść wiadomości.. i wtedy przyszła kolej na załącznik, poinstruowałam pana Prezesa, aby otworzył folder „moje dokumenty” a następnie „obrazy”.. I właśnie wtedy moim oczom ukazały się tysiące obrazków z nagimi paniami. Tak.. typowo pornograficzne obrazki, nie jakieś soft porno, czy piękne kobiece akty, tysiące obrzydliwych perwersyjnych zdjęć.. Potrafisz sobie wyobrazić co czułam? Ja, zwykły, szary pracownik właśnie zobaczyłam co mój szef ma na swoim służbowym komputerze.. Krzyczał coś typu „o Boże skąd to się tu wzięło, jakieś wirusy!” ale ja dobrze wiem, że pobrane na komputer zdjęcia nie biorą się z niczego. Ciężko było mi później wykonywać służbowe polecenia. Robiłam się czerwona przy każdym spotkaniu z szefem. Nie pracuje już w tamtym miejscu i dziś śmieje się z tej sytuacji. Domyślam się, że Pan Prezes od tamtej pory nie prosi nikogo o pomoc . Mam nadzieje, że zaczął używać komputera służbowe wyłącznie do pracy 😀

  55. Moja mała historia wydarzyła się trzy tyogdnie temu – po koncercie grupy Manowar w Katowickim spodku. Na koncert jechaliśmy dwiema grupami – jedna dzień wcześniej i my w dniu koncertu. Po zakończeniu wydarzenia postanowiliśmy się wszyscy spotkać i przywitać. Grupa, która była dzień wcześniej była już po kilku głębszych i po koncercie miała ochotę na after party (zwłaszcza, że mieli wynajęty hotel i chęć do dalszej zabawy), my niestety musielismy zbierać się w podróż powrotną do naszego miasta. W trakcie spotkania z ekipą nastawioną na dalszą zabawę po koncercie padł pomysł, żeby podwieźć ich do pubu gdzie za okazaniem biletu koncertowego było o 10% tańsze piwo. Pub znajdował sie około 4 km od hali koncertowej, a że ekipa była już bardzo „wesoła” i uraczona złotym napojem poprosili nas, żebyśmy ich tam podwieźli autem. Auto miało niestety 5 wolnych miejsc a nas było sześciu (3 z ekipy imprezowej) więc jeden koleżka postanowił, że pojedzie w bagażniku. Wesoło gromadką doszliśmy do środka lokomocji, zapakowaliśmy nadprogramowego kolegę do bagażnika i ruszyliśmy. Nieznając miasta wszyscy wyciągnęli smartfony i odpalilii mapy google, żeby gps doprowadził nas do miejsca docelowego – niestety jakieś złe fatum nad nami krążyło, gdyż u wszystkich ze smartofnami nie chiciała zadziałać aplikacja google maps (kolega w bagażniku też odpalił i miał to samo). Zastanawialiśmy się co jest nie tak – gps nie odnajduje drogi i za cholerę niewiedzieliśmy gdzie jechać. Przejechaliśmy jakieś 500 metrów, aż znaleźlśmy grupkę ludzi, która również wracała z koncertu i zapytaliśmy czy wiedzą jak dodrzeć do punktu dalszej zabawy. Chwycili za swoje telefony i co…? dokładnie ta sama sytuacja co u nas – mapy google nie pokazują miejsca docelowego. Przejechaliśmy jeszcze tak 300 metrów (podchmieleni koledzy już zaczęli zasypiać) a nawigacje dalej nieaktywne – zaczęliśmy się śmiać, że w dobie 21 wieku i wszechobecnej informatyzacji nie jesteśmy w stanie rozczytać głupich map… Śnięci koledzy postanowili, że dalsza jazda w nieznane nie ma dalszego sensu i opuścili środek lokomocji. Jak otworzyliśmy bagażnik po 20 minutach od ruszenia w trasę kolega już spał i trzeba bylo go wybudzić z letargu. Cała imprezowa grupka chwiejnym krokiem poszła w nieznane a my ruszyliśmy do swojego miasta. Dosłownie 2 minuty jak się rozstaliśmy raz po raz zaczęliśmy dostawać komunikaty na swoich smartfonach, że aplikacja google zakończyła aktualizację i mapy zaczęły działać 😀

  56. Kiedyś rozmawiałem ze swoją dziewczyna przed rozmową o prace,
    wydawało mi się że wyłączyłem rozmowę na ekranie dotykowym, jednak się okazało że słyszała cała rozmowę
    gonkiewicz@onet.pl

  57. Według mnie najgorsze jest to, że wraz z rozwojem technologii tracimy kontakt z ludźmi. Na każdym spotkaniu, można zaobserwować kogoś używającego telefon. Teksty „poczekaj tylko odpiszę na sms” „muszę coś sprawdzić” są już na porządku dziennym. Gdzie podział się prawdziwy (realny) kontakt międzyludzki…?! Technologie przeszkadzają w szkołach, na spotkaniach, a nawet na randkach.

  58. Ostatnio gdy na telefonie pisałam z bratem ciotecznym a gdy na czacie pojawił się kolega zamiast napisać do niego ,,hej” napisałam ,,gej” ;__;

  59. Omomom! To było okropne. Jakieś 7 miesięcy temu – sobota, dzień piękny i słoneczny. Nawet ptaki mi nie zaświergotały, że wydarzy się taka katastrofa! Rano wstałam, zjadłam śniadanie i zaczęłam „ogarniać” pokój – co wbrew pozorom nie jest takie proste! I wtedy (właśnie wtedy, kiedy mój pokój zamienił się w wielki wulkan ubrań i papierów) zaczęłam sobie robić zdjęcia. Mhm… byłam taka trochę nieuczesana, nieumalowana, jakby taka nie ubrana elegancko, a w dodatku z pięknym tłem mojego wulkanicznego pokoju. I… zawołała mnie mama. Telefon trzymałam nadal w ręce, co było wielkim błędem, ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. Bo około 10-minutowej rozmowie ocknęłam się, że nie zablokowałam klawiatury, a moja sesja zdjęciowa powędrowała wprost na włączonego facebooka. Koszmar! Tyle dostałam lajków i dziwnych komentarzy, jak nigdy w życiu. Od tego czasu… nie robię sobie głupich zdjęć telefonem. Nigdy więcej! 😀

  60. Moja historia wydaje mi się teraz bardziej zawstydzająca niż śmieszna, zwłaszcza, że zwykle jestem osobą przytomną i raczej dobrze obeznaną z nowymi technologiami.
    Może aż za dobrze.
    Pewnego letniego wieczoru udawałam się pociągiem na pewien znany polski nadmorski festiwal… wiedziałam, że kontrolerów będzie mnóśtwo, a godzina taka, że biletu nie było gdzie kupić poza automatami. Podchodzę do pierwszego – ekran działa, ale nie mogę nic kupić. Do ostatniego pociągu zostało parę minut. Lece szukać drugiego – to samo. Zobaczyłam jeszcze jeden, w którym ktoś właśnie kupił bilet. Poleciałam – i też nie mogę. Fatum jakieś, czy co? Nie było kogo poprosić o pomoc. No nic, pomyślałam, albo wsiądę bez biletu, albo spóźnię się na koncert… No to wsiadłam. I oczywiście zanim znalazłam konduktora napatoczyłam się na kontrolę.
    I tylko rozbawienie, politowanie i niedowierzanie gości uratowało mnie od mandatu. Bo okazało się, że przyzwyczajona do ekranów dotykowych i takich właśnie biletomatów w Warszawie dźgałam bogu ducha winne ekrany, przeklinając zawodność i złośliwość technologii, a totalnie zignorowałam w w 100% działające przyciski po bokach. Ale obciach…
    To chyba znaczy, że technologia ekranów dotykowych jest moim przeznaczeniem 😉

  61. Najdurniejsze co mi się zdarzyło to wzięcie tabletu do wanny pełnej goracej wody. Możecie się domyślić, jak to się skończyło… Chciałam poczytać książkę, skończyłam płaczem nad nie dającym się odratować sprzętem.
    Najśmieszniejsza związana z technologią sytuacja to pewnie mój brak wiedzy na temat wejść w nowych laptopach. Kupiłam nowego lenovo i przez kilka dni nie mogłam znaleźć wejścia na ładowarkę! Jakie było moje zdziwienie, gdy w końcu spojrzałam na końcówkę kabla i zobaczyłam, że jest płaskie i prostokątne a nie okrągłe jak we wszystkich laptopach które widziałam do tej pory! Najlepsze, że miałam wtedy dużo prac do napisania i nic nie mogłam zrobić przez kilka dni przez własną głupotę.
    Najgorsze co mi się przytrafiło to stracenie dwóch telefonów w ciągu roku. 🙁 Mieszkam aktualnie w Hiszpanii, dokładniej na Wyspach Kanaryjskich. Właściwie to mój pobyt tu dobiega już końca. Miał to być najcudowniejszy rok mojego studenckiego życia (erasmus). Jednak co będę wspominać? Złodziei… Dwa razy ukradziono mi telefon, w tym drugi raz zdarzył się wczoraj w pubie, byłam jedną z kilku nieszczęsnych ofiar – okazało się, że typ nieźle się obłowił… Telefonu nie odzyskałam i pewnie jest już wystawiony na ebayu czy coś.. Dlatego też zależy mi na zyskaniu nowego, niestety nie mam pieniążków żeby znów kupić kolejny.

  62. O tak… dokładnie jak wy mam swoją historię,
    przypominając ją sobie, muszę sobie coś łyknąć na uspokojenie 😉 hehe, nie no tak naprawdę nie jest mi do śmiechu, po opisaniu, potrzebna mi będzie znieczulica, niech mnie ktoś pacnie deską do prasowania. Dobra. Panie i Panowie, powaga.

    NOWE TECHNOLOGIE – WYMIANA KABLI NA ŚWIATŁOWODY.

    ZAŁOŻENIE INTERNETU – zamiana w moim domu kabli na światłowody i nowe okablowanie przerosło „specjalistów” którzy ponoć wymieniają je od lat… jak by nie mogli polecieć starymi dyskretnymi dziurami z kablami, zrobili nowe, za duże otwory, przecięli światło, dzwonek, próbowali wyrwać listwy ze ścian, twierdząc, że inaczej się nie da, a jednak się dało, klejenie kabli na klej który nie trzymał… tragedia dom wyglądał jak po przejściu burzy… Dziury przechodzące na korytarz czy do sąsiada były tak wielkie, że śmiało mogłam pobawić się w Big Sister (Brother raczej nie, bo mam w staniku nie w spodniach). No i co z tymi światłowodami wyszło, że się ze 100 razy łamały i od nowa zakładali.

    TRAGEDIA

  63. Bylo to jakieś 3 lata temu. Gdy moja mama zobaczyła w TV reklamę oferty w Orange Zetafon i telefon Samsung C3050 i chciała go mieć, ale nie chciała iść sama do salonu bo wiadomo, nie ogarnia za bardzo tych nowych wynalazków. Poszłam wiec z nią i długo nie czekałam by tego żałować. Pani w salonie zapytała, który telefon mama wybiera, wiec mama wybrała. Kobieta powiedziała ,,Samsung c3050, zaraz przyniosę z zaplecza´´ a mama na to ,,ale jak to, miał być za złotówkę a nie 30,50´´ No myślałam ze padnę, jednak wyrozumiałość Pani z salonu nie miała końca i skomentowała to tylko uśmiecham, przyniosła telefon i zapytała- ,,Miala Pani już kiedyś Samsunga, może będzie zbyt trudny w obsłudze? Na co moja mama, długo nie myśląc odpowiedziała – ,,nie nie, ja mam Orange´´. Musiałam za mamę odpowiadać, trochę się powstydziłyśmy, w domu jej to wszystko na spokojnie wyjaśniłam i do dziś z cala rodzina mamy z tego niezły ubaw a mama puszcza buraka jak słucha tej historii. Ale po to są dzieci by mamom pomagać i w razie czego razem się z nimi wstydzić 😀

  64. Dobrych kilka lat temu jak wchodziły myszki laserowe mój kolega w pracy stwierdził, że zaklejenie przezroczystą taśmą myszki będzie zabawne.
    Po kilku minutach zmagania się, nawet rzucenia okiem czy „świeci się” laser przystąpiłem do procedury resetowania jako recepty na wszystko. To też nie pomogło więc zaangażowałem w to dział IT, o dziwo też nie wpadliśmy na taki banalny pomysł jak możliwość zaklejenia lasera.
    Dopiero gdy zapadła decyzja, że akurat nie mamy żadnej zapasowej myszki na stanie i mogę iść do domu, ze względu na brak możliwości pracy to mój kolega przyznał się do tego co zrobił…bo przecież zamiast żartu prawie wyświadczył mi przysługę dnia wolnego.

  65. Najgorsza rzecz jaka może się wydarzyć, zapomnieć hasło do odblokowania. Ustawiłam sobie super symbol na moim smartphonie, któregoś słonecznego dnia nad jeziorkiem po kilku napojach wysokoprocentowych próbuje odblokować telefon raz, drugi trzeci, piąty no i w którymś momencie telefon się zbuntował i koniec telefon zablokowany. Panika co mam zrobić, co mam zrobić. Musiałam się wstrzymać, po powrocie do domu poszukać w internecie jaki jest dla mnie ratunek. No i pozostało mi przywrócić ustawienia fabryczne. Na szczęście wszystkie dane, zdjęcia muzykę miałam na karcie sim. Od tej pory nie zakładam hasła na telefon 🙂 Buziaki :*

  66. Gdy kupilem pierwszy smartfon byl to samsung galaxy pocket pierwsze co zrobilem chcialem wlozyc karte sim ale niestety nie dalo sie bo sim byla zaduza.gdy poszlem do komisu zapytalem sie oco tu chodzi a ten mi powiedzial ze to jest wejscie na karte sd gosciu mnie eysmial

  67. Moja najśmieszniejsza przygoda z obcowaniem z nowym sprzętem elektronicznym wydarzyła się kilka lat temu, ale pamiętam ją do dziś bardzo dokładnie. Na rynku zaczęły się pojawiać pierwsze konsole do gier od firmy Sony, a dokładnie PlayStation(PSX). Wszyscy ludzie interesujący się wszelkimi nowinkami technologicznymi byli oczarowani tą konsolą,jej możliwościami oraz wyświetlaną grafiką. Postanowiłem, więc namówić mojego tatę, żebyśmy kupili konsolkę używaną, ponieważ jak na tamte czasy PSX był strasznie drogi. Znaleźliśmy ogłoszenie w gazecie, gdzie pewna kobieta chciała sprzedać PlayStation w dobrym stanie, 100% działający w dobrej cenie. Od razu wsiedliśmy do samochodu z tata i siostra i pojechaliśmy zobaczyć sprzęt. Na miejscu chcieliśmy przetestować sprzęt. Syn kobiety podłączył konsole do TV , włożył płytę z grą i odwrócił konsolę do góry nogami. Pomyśleliśmy sobie z tata o co chodzi, jak konsola może działać do góry nogami, a w normalnej pozycji nie działa. Kobieta zarzekała się, że tak musi być i konsola jest 100% sprawna 🙂 Powiedzieliśmy kobiecie, ze to tak jakby pralkę postawić do góry nogami i w niej prać rzeczy 😀 Podziękowaliśmy tej kobiecie za świetny humor i z ogromnym uśmiechem na twarzy i nie powstrzymanym śmiechem wróciliśmy do domu 😀

  68. Ciekawe pytanie =) Wpadek z „nowymi” technologiami, które do tej pory są dla mnie nowe, było wiele, no ale próbuje sobie z nimi jakoś radzić … Pewnego dnia mój ukochany synek dzwoni do mnie z rana ( na mój telefon ze zwykłą klawiaturą ) , że przyjedzie do nas kurier z paczką zawierająca jego nowy nabytek kupiony w internecie czyli telefon, no i ja miałam odebrać ten telefon … Przyjechał kurier, odebrałam paczkę, no i ciekawość wzięła górę i chciałam sobie obejrzeć ten nowy nabytek mojego syna … Otwieram paczkę ( to było kilka lat temu ) no i widzę tam telefon, który nie ma klawiatury … No i taka zszokowana czekam na mojego syna, aby przekazać mu złe wieści o tym, że go oszukali…bo przysłali mu zepsuty telefon… Syn po powrocie ze szkoły z uśmiechem wysłuchał moich spostrzeżeń, a potem się roześmiał, że jest to telefon „dotykowy” i , że on nie potrzebuje zwykłej klawiatury… No i do teraz wypomina mi moją wpadkę co do nowych technologii, ale teraz sama posiadam takowy telefon dotykowy : )

  69. Kiedyś kupiłem DVD. Po jakimś czasie DVD przestało reagować na pilot, ale za to na telewizor. Strasznie się denerwowałem, próbowałem wszystkiego, grzebałem w ustawieniach i nic. W końcu postanowiłem oddać DVD na gwarancję. Odtwarzacza nie było miesiąc, ale w końcu przyszła wiadomość że mogę go odebrać. Jak się okazało zostałem wyśmiany (na szczęście w pozytywny sposób) i dowiedziałem się, że na samej górze pilota jest przycisk do zmiany na dvd albo telewizor… Pilot był wielofunkcyjny. Od tamtej pory wiem, że należy czytać instrukcję 😀

  70. Dwa lata temu postanowiłam wysłać sms-a do mojego chłopaka, mój telefon nie bardzo polubił się z mrozem (był grudzień) i postanowił spłatać mi fikusa. Zamiast wysłać sms-a (dość kompromitującego) tylko do chłopaka, wysłała się także do mamy, kiedy klikałam ”Mateusz” zaznaczyło się także ”mama” dostrzegłam ten błąd dopiero kiedy dostałam raporty doręczenia. Na szczęście moja mama udawała, że nic nie dostała (choć wiem, że było inaczej) uff 🙂 Od tego czasu dwa razy sprawdzam do kogo piszę 🙂

  71. doszczetnie spalilam majacego zaledwie 7 dni tableta próbując podładować go łądowarką do laptopa.. myslałam ze zobacze czy pasuje 🙁 co więcej, za pierwszym razem gdy wszystko błysło , chciałam sprawdzić czy za drugim razem tez tak błysnie 😀 Błysło !

  72. Chciałbym przedstawić moją najśmieszniejszą historię związaną z używaniem mojego pierwszego telefonu dotykowego.
    Pierwszy swój własny telefon dotykowy dostałem nie tak dawno, a tę historię pamiętam, jak byłoby to wczoraj.
    Nawet, gdy jeszcze nie posiadałem smartfona, uchodziłem wsród rodziny i znajomych za osobę znającą się na elektronice i nowinkach technologicznych. Zawsze pomagałem znajomym w wyszukaniu jakiejś funkcji w ich telefonie. Gdy dostałem swój telefon dotykowy od razu chciałem pochwalić się znajomym. Gdy spotkaliśmy się pochwaliłem się nowym telefonem, pokazywałem ukryte funkcje i robiłem zdjęcia. Wtedy coś mnie naszło i powiedziałem, by ktoś do mnie zadzwonił, gdyż mój telefon posiada funkcję Voice HD – czyli, znajomy usłyszy mój głos idealnie, bez jakichkolwiek szumów. Znajomy zadzwonił, a ja nie mogłem odebrać połączenia, nie wiedziałem jak! Należało przesunąć palcem w górę, lecz o tym, dowiedziałem się po chwili od największego laika w dziedzinie smarfonów, który sam posiadał zwykły telefon z klawiaturą. Znajomi w trakcie moich prób odebrania połączenia kładli się za śmiechu. Do dziś, gdy rozmawiamy, śmiejemy się z tej sytuacji.
    🙂

  73. Dziś jestem informatykiem, ale świetnie pamiętam moje perypetie z pierwszym komputerem, który dostałem do babci, będącej właścicielką zakładu pogrzebowego. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, na czym polega jego działalność. Znałem tylko nazwę firmy. Sprzęt z niej pochodził i był używany przez pracowników.
    Już pierwszego dnia złapałem wirusa i wszystkie ikonki na pulpicie wyglądały były słoneczkami Gadu – Gadu. Z tego powodu kliknąłem nie tę, którą chciałem i zobaczyłem zdjęcia… trumien. Moje oczy były jak pięciozłotówki! Nie bardzo wiedziałem, co to jest, ale uświadomił mnie kolejny plik z tysiącami zdjęć z pogrzebów…
    Chyba nie muszę opowiadać jaki szok przeżyłem!
    Pracownicy nie wpadli na to, żeby je wykasować, choć wiedzieli, że komputer trafi do dziecka.
    Bałem się, że mama mi go zabierze, więc postanowiłem, że usunę te pliki.
    Znalazłem w internecie wskazówki i postępowałem zgodnie z nimi, aż… wykasowałem cały system.
    Przestraszyłem się jeszcze bardziej, niż oglądając zdjęcia, więc postanowiłem go naprawić tak, jak tata odkurzacz. Wziąłem śrubokręt i rozkręciłem jednostkę centralną. Poruszałem kilkoma częściami i chciałem go skręcić, ale… wstając gwałtownie nadepnąłem na sok w kartonie ( czerwony kolor!), który brat zostawił na podłodze. Rozprysnął się na wszystkie strony i zalał także wnętrze komputera. Pomyślałem, że wezmę go pod prysznic i umyję. Tak też zrobiłem. Wrzuciłem go do brodzika i napełniłem wodą… Mama zaniepokojona hałasem dobiegającym z łazienki zorientowała się, że coś jest nie tak i weszła do niej. Gdy zobaczyła, co robię, stała jak wryta z pięć minut. Nigdy mnie nie biła ani nawet nie krzyczała. Należy do gatunku mam z wysokim współczynnikiem cierpliwości, więc kiedy odzyskała głos, wytłumaczyła mi ze stoickim spokojem, co zrobiłem źle po czym wyniosła jednostkę centralną do śmietnika.
    Tym sposobem w ciągu kilku godzin załatwiłem komputer na amen. Opowiedziałem mamie o fotkach, powtórzyła babci i kupiła mi nowy sprzęt. Targana wyrzutami sumienia rozpieszczała mnie jeszcze bardziej niż zazwyczaj.

    Teraz radzę sobie z technologiami o wiele, wiele lepiej niż w dzieciństwie, ale też zdarzają mi się wpadki. Ciężko za tym wszystkim nadążyć, bo rozwijają się w galopującym tempie. I dobrze, bo ułatwiają i umilają życie.

    PS. Filmik ubawił mnie do łez!

  74. Najgorszą, a zarazem najdziwniejszą historię związaną z technologią łączę z moim pierwszym smartphonem. Bardzo chciałam mieć taki wypasiony telefon, no bo wszyscy mają, jest szpan itp. itd. 😉 Prosiłam, prosiłam, no i dostałam owo cudo na gwiazdkę. Ale nie mogło być tak pięknie. Już na drugi dzień użytkowania telefon się zepsuł. Przegrzał się i zdechł. Był płacz, no ale trudno, oddałam do serwisu i dwa tygodnie później miałam telefon z powrotem. Ale to nie koniec tej dramatycznej historii. Miesiąc później historia powtórzyła się. I potem jeszcze były dwie takie sytuacje! Łącznie: cztery razy mój telefon odwiedził komis i zszargał mi nerwy. Co ciekawe od czasów ostatniej naprawy mam ten telefon już ponad rok i w ogóle się nie psuje! Mało tego, jestem nieco niezdarna i często mój smartphonik odczuwa skutki mojego roztargnienia. Co ciekawe, mimo licznych upadków, telefon ma tylko kilka zadrapań. Urządzenie z delikatnej i kruchej księżniczki stał się dosłownie tele-terminatorem! I weź to zrozum technologię. Zaczynam podejrzewać, że mój smartphone chce odpokutować za grzechy jakie popełnił na początku naszej znajomości 😉

  75. Sytuacja zgoła dziwna. Romantyczna i liryczna, zaraz potem – bez ogródek spontanicznie erotyczna. Jak wiadomo dwoje ludzi, zakochanych, zatraconych, gdy spotkają się SAM NA SAM i poczują dotyk dłoni, nie zerkają na zegarek – sprawa to nie wyjątkowa – czasu wszak nie zwykli trwonić, nie ma też, że 'boli głowa’. I w pospiesznych ciała gestach, w szale boskiej namiętności – światem zwykli nie przejmować, zatraceni w tej miłości. Bez kontaktu z otoczeniem, bez komunikacji – tele, niech nie dzwonią z pracy, z domu, niech nie dzwonią przyjaciele… Aż tu nagle w pewnej chwili, dźwięk znajomy w mej kieszeni -’dryń, dryń’ słyszę, 'dryń, dryń’ znowu nuty tej bezczelnej pieni… Mamusia – wskazuje wyświetlacz diabelski. Dotykam, choć ręka drży jakby złamana… Mamusia. Matula. Mateczka ma dzwoni. Tak właśnie – Teściowa moja kochana. I pot już na czole i głos się załamał… – Tak? Halo? Aaa! To Mama!
    I burgund maluje już moje policzki, a oczy wydatnie rozszerza wstyd z wnętrza: – My? Co? Nie! Wszak tamte guziczki.. ja… ja nie wciskałem! – a rumień mej twarzy powoli się spiętrza.
    – Mamusia nie krzyczy, ja wszystko wyjaśnię! – teściowa na koniec słuchawką jak trzaśnie… I nagle cisza. I śmiech do rozpuku. – Telefon na dotyk masz głupi ty tłuku…
    A morał tej historii jest prosty i niektórym dobrze znany – nie trzymaj smartfona w kieszeni, gdy jesteś zakochany ! 🙂

  76. Boję się nowych technologii i one chyba to wyczuwają. Chętnie je kupuję, lecz z ich używaniem czekam tak długo jak tylko mogę. Miałam już telefon, który sam leżąc na biurku wysyłam SMS-y, ale moje nowe Cudo jest niczym duch z jakiegoś cmentarza. Pewnego wtorkowego dnia siedząc w mojej kochanej pracy (telefon mam zazwyczaj przy sobie i wtedy też był obok mnie) usłyszałam znajomy dźwięk. Moi Podopieczni (pracuje z osobami niepełnosprawnymi) od razu zaczęli mówić: „Pani Gosiu telefon” więc otworzyłam czy prędzej moje etui, a tam widzę tylko znany mi znaczek zielonego ludzika androida. Żadnego podpisu czy też numeru. W ułamku sekundy przez moją głowę przeszła myśl „No tak znów się głupek zawiesił” (to oczywiście o moim smartfonie). Postanowiłam zatem pzreciągnąć zieloną słuchawkę, aby odebrać telefon jednak i tym razem mój sprzęt odmówił mi posłuszeństwa mimo iż denerwujący dźwięk mojego dzwonka wciąż dawał o sobie znak. Jak to zwykle bywa tak i w moim wypadku telefon ucichł,a w mojej głowie jawiły się pytania: „kto dzwonił i po co”, „Może coś się stało”(zawsze pierwsze przychodzą mi czarne myśli). W ramach troski o bliskich zaczęłam zatem dzwonić do mamy, taty, narzeczonego, brata, przyjaciółki, babci i innych, których nie sposób wymienić z pytaniem czy do mnie dzwonili. Na te telefony wydałam całą kasę z konta (było tego prawie 30 zł, bo wiecie jak się dzwoni to nie wypada tylko rzucić pytania „Ej dzwoniłeś do mnie przed kilkoma minutami??”, a że mam telefon z tak zwanego mixa to limit się kiedyś kończy). Zła, że zawiódł mnie telefon, który był taki piękny kiedy go kupowałam (szary i leciutki, idealny do kieszonki w torebce), zaniepokojona tym, ze nie wiem kto do mnie dzwonił i po co, wściekła, że skończyła mi się kasa na koncie i zostało całe 1 zł na minusie rzuciłam telefon na parapet, a on cholera odbił się od niego niczym na trampolinie i wypadł przez otwarte okno (przecież było tak ciepło pod koniec kwietnia). Nie wiem czy mogłam się zdenerwować jeszcze bardziej, ale miny moich Podopiecznych były bezcenne (strach i współczucie), a ja jak to zazwyczaj robię w stresujących sytuacjach zaczęłam się śmiać, a Podopieczni wraz ze mną. Po chwili jeden z Podopiecznych cichutko zadał pytanie: „Iść?” a ja skinęłam głową i po 2 minutach telefon widmo znów był na moim biurku. Upadek z 1 piętra na szczęście nie skończył się dla niego śmiertelnie (zawdzięcza to chyba tylko trawie za oknem i mięciutkiemu etui). Ta historia nauczyła mnie tego, że rzeczy martwe (szczególnie należące do mnie) są cholernie złośliwe. Nie można ich uspokoić głaskaniem i krzyk też nie pomoże. Moi najbliżsi tłumaczą to wszystko stwierdzeniem: „Jaki właściciel taki telefon” i pewnie chodzi im o moje roztrzepanie i malutką upartość. Minął już miesiąc, a ja i mój nieposłuszny wciąż musimy z sobą wytrzymywać, jednak przymykam już oko na jego zagrywki przeciwko mnie 😀

  77. Moja historia jest dość krótka, jednak do dziś koledzy z biura proszą mnie o załatwianie wszystkich spraw z firmowym informatykiem 😉
    Jakieś dwa miesiące temu,kolega informatyk zbierał od wszystkich pracowników dane na temat pewnych baz danych w naszych komputerach. Niestety, zamiast zeskanować bazę i zapisać wynik, jak pozostali, mi wyskoczył błąd i to zapisało się w PDF, a ja w całej swej przebiegłości, zamiast wysłać taki plik do informatyka,postanowiłam, że lepiej będzie to wydrukować, zeskanować i w takiej formie przesłać zainteresowanemu.
    Myślałam, że chłopak padnie ze śmiechu jak mnie zobaczył po odebraniu maila 😉

  78. Ja miałem kiedyś przygodę w łazience w którymś ze sklepów czy restauracji, dobrze już nie pamiętam gdzie to dokładnie było, ale z pewnością było to gdzieś w Trójmieście. Wchodzę do pomieszczenia i patrzę gdzie są krany bo chciałem umyć ręce.
    Podchodzę do kranów a tam poza samym kranem nie ma pokręteł.
    Wciskałem kran ale nic nie pomagało.
    Potem próbowałem kran przesuwać ale też nic nie dało.
    Próbuję szukać jakichś ukrytych przycisków na ślepo wciskając wszystko wkoło kranu i nic.
    Jakiś gość obok zaczyna śmiać się ze mnie a ja że mi było głupio ale potrafię śmiać też z siebie samego to również zaczynam się śmiać, że nie potrafię wykonać tak prostej czynności jak odkręcenie wody w kranie.
    Gość widząc, że ja się śmieję, śmieje się jeszcze głośniej.
    Jako że jego śmiech był jakby to powiedzieć, dość śmieszny to śmieję się z jego śmiechu i całej tej sytuacji.
    I tak oto dwóch śmiejemy się dość głośno, tyle że on ze mnie a ja z niego i z siebie.
    Gdy tak sobie już się pośmialiśmy, gość przy swoim kranie, wkłada dłonie pod kran i woda zaczyna sama lecieć.
    A to był po prostu kran na fotokomórkę, z którym pierwszy raz w życiu miałem kontakt 🙂

  79. Moa historia nie jest śmieszna ale za to bardzo pouczająca.
    Pewnego dnia, moja ukochana żona na portalu z ogłoszeniami znalazła super okazyjną ofertę zakupu dywanu. Nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że musiałem jechać gdzieś do czarnej du*y, żeby go odebrać(tzn. do Nowej Huty).
    Oczywiście jak każdy przyjezdny „mieszkaniec” Krakowa, bez nawigacji nie ruszam się z domu. Tak było też i tym razem wsiadłem do samochodu, ustawiłem nawigację i wyruszyłem! Przemierzyłem słynne Krakowskie zatłoczone aleje i udałem się w stronę huty. Szacowany czas przejazdu wyliczony przez nawigacje = 30 minut. Dojeżdżając do Huty, moja nawigacja zaczęła po prostu wariować a ja zacząłem panikować ile to się słyszy historii o bandach latających z maczetami?!
    Dosłownie przez chwilę oderwałem wzrok od drogi żeby spróbować ponownie wprowadzić dane adresowe do nawigacji. Wtem BUM! wleciałem w chyba największą dziurę na świecie ! Urwany zderzak, na szczęście taka była moja diagnoza od razu po tym jak się zatrzymałem. A co z nawigacją zapytacie. Na urządzeniu pojawił się komunikat „Brak sygnału”. Więc pozostałem w zupełnie nie znanym sobie miejscu z rozwalonym zderzakiem i strachem w oczach. Pomyślałem raz kozie śmierć, zapytałem o drogę przechodniów, ku mojemu zdziwieniu wszyscy okazali się nie zwykle mili, i nie pozostawili mi maczety w drzwiach samochodu. Nowe technologie są fajne i ułatwiają życie, ale czasem wystarczy wrócić do metod z przed paru lat żeby jeszcze bardziej sobie je ułatwić.

    PS. W końcu nie kupiłem dywanu, bo okazało się ze jest strasznie poplamiony tuszem, więc z zakupów nici, tylko doszedł koszt naprawy zderzaka. Ale za to żona gotowała mi przez ponad 2 tygodnie wspaniałe obiadki żeby wynagrodzić mi te chwile grozy 🙂

  80. Hej;)
    Z nowinkami-technologiami to miałam kilka śmiesznych przygód.
    Pierwsza ( i nie jednorazowa): Z przyzwyczajenia do korzystania z tableta często zdarza mi się dotykać monitora od laptopa… (chyba muszę sobie kupić laptop z dotykowym monitorem ;D )
    Druga: W nowo wyremontowanym dworcu w Gdyni korzystałam z toalety (również wyremontowanej) po zrobieniu swojego odwracam się żeby spuścić wodę, ale zamiast spłuczki – ściana, myślę sobie „no ładnie” i w tym samym momencie woda sama się spuściła z siłą wodospadu powodując u mnie mini zawał i już nie mini krzyk 😀 poczekałam aż inni opuszczą toaletę, żeby nie widzieli TEJ, która przestraszyła się wody ;d
    i trzecia już mniej śmieszna, ale jakże żenująca: na zajęciach z podstaw informatyki najprostsze zadanie- włączenie komputera. -„PANIE PROFESORZE KOMPUTER CHYBA NIE DZIAŁA!” -„jak nie działa? naciska pani duży guzik,? srebrny? na środku?” -„nie, ten u góry” – to proszę nie naciskać na guzik otwierania stacji CD, bo tak to pani tego nie włączy” …schowałam się pod ziemię 😀
    PS. też mam dwie brody !!!!!
    marzpaulina@gmail.com

  81. Pierwsza rzecz jaka przychodzi mi do głowy to ta kiedy miałam w ręce pierwszy raz telefon dotykowy. Niby nic nadzwyczajnego ponieważ każdy miał taki kiedyś pierwszy raz, ale ten był kolegi, w którym się kochałam .. Bardzo głupia sytuacja. Zapytałam czy mogłabym napisać sms do mamy, ponieważ mój się rozładował. Oczywiście dał mi telefon i poszedł na boisko kontynuować grę z kumplami. Wiedziałam, że telefon ma dotykowy ekran ale za wszelką cenę chciałam znaleźć klawiaturę. myślałam, że może się gdzieś wysuwa czy coś. W końcu nacisnęłam przycisk z boku telefonu i doszłam do wniosku, że klawiatura pewnie też jest dotykowa 😀 Dopóki Marek nie zeszedł z boiska, ja męczyłam się żeby wejść w wiadomości. Między czasie trafiłam na galerie, pooglądałam zdjęcia itp. Ale sms nie napisałam bo nie potrafiłam 😀 Kiedy Marek już podszedł do mnie, spytał czy napisałam, a ja nie chcąc wyjść na debilkę, która nie potrafi obsługiwać się telefonem powiedziałam, że tak i usunęłam sms 😀 Wróciłam do domu później niż mama prosiła i cały wieczór tłumaczyłam jej dlaczego nie dałam jej znać o której będę. Nie chciała mi uwierzyć, a później się z tego śmiała 😀 Jakiś czas później spotkała Marka i zapytała dlaczego mi nie pomógł sms napisać, że się martwiła. Wyobraźcie sobie jaki wstyd spojrzeć później mu w oczy 😀 Już później go unikałam, a teraz mieszkając razem, wspominamy dawne czasy i śmiejemy się z tego razem.

  82. Dawno dawno temu, kiedy większość telefonów nie posiadała funkcji ekranu dotykowego, stałem się posiadaczem HTC SPV M3000 z wysuwaną klawiaturą qwerty. Wracając późnym wieczorem z lekko zakrapianej imprezy na swej drodze napotkałem patrol policji. Panowie w odblaskowych kamizelkach, świecąc mi latarką po oczach poprosili o telefon w celu wykluczenia jego kradzieży. Nie myśląc zbyt długo wyjąłem swój jakże nowoczesny na ówczesne czasy telefon i okazałem do kontroli. Jakie było ich zdziwienie widząc telefon bez klawiatury 😀 a przecież w celu sprawdzenia telefonu musieli wpisać kod na numer IMEI. Spoglądając na siebie, jednocześnie wzruszając ramionami zwrócili mi telefon przepraszając za zaistniałą sytuację 🙂 oczywiście mógłbym im pomóc w poszukiwaniach klawiatury… ale po co 😀 ? w końcu jestem tylko szarym, niczego nie świadomym obywatelem podlegającym rutynowym kontrolom aparatu władzy 🙂 dalsza podróż do domu minęła mi z lekki uśmiechem na twarzy… i satysfakcją 😀

  83. Jakiś czas temu w naszym mieszkaniu było spotkanie ze znajomymi, którzy mają małego chłopca w wieku około 2 lat. Podczas, gdy my raczyliśmy się herbatą i ciastem, chłopiec dotykając wyświetlacza piekarnika pod blatem kuchennym koniecznie chciał włączyć sobie jakąś gierkę. Zachowanie jego sprawiło nam dobrą zabawę. Cóż, może kiedyś to będzie możliwe.

  84. Dawno dawno temu, kiedy większość telefonów nie posiadała funkcji ekranu dotykowego, stałem się posiadaczem HTC SPV M3000 z wysuwaną klawiaturą qwerty. Wracając późnym wieczorem z lekko zakrapianej imprezy na swej drodze napotkałem patrol policji. Panowie w odblaskowych kamizelkach, świecąc mi latarką po oczach poprosili o telefon w celu wykluczenia jego kradzieży. Nie myśląc zbyt długo wyjąłem swój jakże nowoczesny na ówczesne czasy telefon i okazałem do kontroli. Jakie było ich zdziwienie widząc telefon bez klawiatury 😀 a przecież w celu sprawdzenia telefonu musieli wpisać kod na numer IMEI. Spoglądając na siebie, jednocześnie wzruszając ramionami zwrócili mi telefon przepraszając za zaistniałą sytuację 🙂 oczywiście mógłbym im pomóc w poszukiwaniach klawiatury… ale po co 😀 ? w końcu jestem tylko szarym, niczego nie świadomym obywatelem podlegającym rutynowym kontrolom aparatu władzy 🙂 dalsza podróż do domu minęła mi z lekki uśmiechem na twarzy… i satysfakcją 😀

    mietex48@wp.pl – mail dla pewności 😉

  85. Poszlam kiedys na solarium.W gabinecie byla nowka lozko pani wytlumaczyla mi wszystko co i jak a ja z usmiechem powiedzialam ze wszystko zrozumialam wszystko wiem i przystapilam do przygotowywania sie do opalania.Kiedy juz bylam gotowa polozylam sie na lozku i wcisnelam przycisk start.ale ku mojemu zdumieniu nic sie nie dzialo.lezalam tak chwile myslac ze zaraz pewnie sie wlaczy, ale nic sie nie dzialo.Wstalam, polozylam sie, wstalam i dalej nic.Stalam tak jak Pan Bog mnie stworzyl i nie wiedzialam co mam robic.Nie pozostalo mi nic innego jak ubrac sie i wyjsc poprosic o pomoc.Pani smiala sie ze mnie.Okazalo sie ze trzebabylo wcisnac przycisk krotko a ja go przytrzymalam i solarium automatycznie sie wlaczylo i wylaczylo.Ale to nie koniec przygod podczas tego opalania.Kiedy juz „loze” sie uruchomilo i lezalam relaksowalam sie przy muzyce postanowilam wyprobowac niektore przyciski.I tak pokolei:nawiew cialo, nawiew buzia, mocniej, slabiej i ten super przycisk – bryza.Wyobrazcie sobie jak moglam podskoczyc na lozku kiedy zaczela na mnie kropic woda.Takie zimne i raptowne „uderzenie”. To bylo tak niespodziewane.Do konca opalania lezalam juz spokojnie i nie przyciskalam zadnych przyciskow.Wiadomo??Moze jakbym przycisnela kolejny to zaczelabym lewitowac w tym lozku 🙂 wolalam nie ryzykowac.Podczas kolejnego opalania Pani rowniez poinformowala mnie o mozliwosci wlaczenia bryzy, ale ja podziekowalam za ta funkcje :))

  86. Mnie wirusy nie zżerają, bo mam Mac’a. Nie dzieje mi się nic, bo mam Mac’a. Nie mam o czym pisać, bo mam Mac’a. Strasznie nudne życie z tym Mac’iem! Czas przerzucić się na PC-ta! 🙂

  87. Pamiętam, jak założyłam Internet i żeby się z nim połączyć trzeba było na pulpicie albo dwukrotnie kliknąć ikonkę „Internet” albo prawym klawiszem wcisnąć „połącz”. Ja oczywiście, jak zawsze rozkojarzona, nie słyszałam, jak miły Pan serwisant o tym mówił i po jego wyjściu, kolejnego dnia nie mogłam się połączyć z Internetem. Przeklinałam wszystko i wszystkich, aż w końcu zadzwoniłam z wielkimi pretensjami do dostawcy, który przyjął zgłoszenie (myślał, że wielka usterka), a po przyjeździe i sprawdzeniu sprzętu zapytał, czy nie zapomniałam czegoś włączyć?! Ależ miałam buraka na twarzy! Na szczęście nie musiałam ponieść opłaty za nieuzasadnione zgłoszenie awarii 😉
    Kolejna „przygoda” tyczyła się myszki od komputera (te ustrojstwa mnie nienawidzą – psują się na potęgę!). Poszłam do sklepu, kupiłam myszkę, położyłam na biurku zamiast starej, odpaliłam komputer, łapię za myszkę, a tam nic. Przez pół godziny nie wiedziałam co się dzieje, wściekła już miałam ją odwieźć do sklepu i złożyć reklamację, aż mój narzeczony wpadł na pomysł, żeby sprawdzić, gdzie ją podłączyłam (czy to na pewno to wejście) i się okazało, że nie podłączyłam jej wcale! Oczywiście było mi wstyd za to mój ukochany miał niezły ubaw ze swoimi kolegami, bo oczywiście musiał się tym podzielić z nimi.
    Na tym nie koniec… Najbardziej żenująca była chyba sytuacja z telefonem dotykowym ;/ Kiedy zadzwoniła znajoma (z góry wiedziałam po co), odłożyłam telefon na stolik i zaczęłam sama do siebie gadać (często tak mam, jak nie mam się komu wygadać, a coś mnie wkurzy 😉 ) nie pamiętam, co to dokładnie było, ale coś w stylu „O matko znowu ona, tylko ludziom d**pę zawraca, nie mam co robić tylko latać po mieście i załatwiać za nią wszystko, nikomu nie pomoże, wszystkich ma w d**pie, a jak jej coś trzeba to wie, gdzie dzwonić…” – mniej więcej tak to brzmiało. Jakież było moje zdziwienie, kiedy podczas tegoż monologu zrobiłam przerwę na oddech a z telefonu usłyszałam „No ładne rzeczy… Mogłaś mi to powiedzieć w twarz! Więcej Cię o nic nie poproszę! Żegnam”. Okazało się, że telefon jest bardzo czuły i kiedy go odkładałam na stolik musiałam po prostu odebrać połączenie. Było mi trochę głupio, ale z drugiej strony mam spokój od tej znajomej 😉
    Z największym uśmiechem wspominam chyba sytuację z solarium (chociaż wtedy było mi wstyd, jak cholera). Nowo otwarte solarium, najlepszy sprzęt, mega promocje, więc poszłam wypróbować. Wcześniej podczas opalania włączałam tylko muzykę i nawiew, więc kiedy leżąc już na tym łóżku, opalając się w najlepsze nagle usłyszałam (nigdy dotąd nie słyszane) głośne syczenie, a po chwili pryskającą na mnie wodę wyskoczyłam jak poparzona z krzykiem, że solarium zepsute, że mnie spali i w ogóle. Zdążyłam tylko przykryć się tuniką, zawołam Panią z obsługi i roztrzęsiona zaczęłam opowiadać, jak zasyczało i zaczęło coś pryskać i to dokładnie tak samo, jak w (chyba w drugiej części) „Oszukać przeznaczenie”. Widok miny Pani z obsługi i innych klientek bezcenny! Kiedy już zostało mi wytłumaczone, że to tylko natrysk, która ustawiła poprzednia klientka i że się żywcem tam nie spalę, szybko się ubrałam, podziękowałam i wyszłam. Przez dłuższy czas tam nie chodziłam, ale kiedy już myślałam, że wszyscy o tym zapomnieli wybrałam się na małe opalanie. Właścicielka powitała mnie z uśmiechem na twarzy i pytaniem „Co oglądałam przed przyjściem do solarium, żeby wiedziały, jaka historia może mi się przydarzyć podczas opalania” 😉

  88. Cześć ! Moja najzabawniejsza historia z technologią miała miejsce w toalecie na uczelni.
    Historia dość krótka, mianowicie bardzo chciałam skorzystać z toalety, a była dość spora kolejka, więc poprosiłam o wpuszczenie mnie przodem i tak się stało. Były to pierwsze dni na uniwersytecie i pierwsze spotkanie w magicznej kabinie. Gdy tak robiłam to co miałam robić magle woda sama spuściła się z kibelka i leci i leci. Tak bardzo się tego przestraszyłam, że krzyknęłam, bo pomyślałam ze tu jest jakaś kamera niewidoczna i to na zasadzie psikusu. W mojej głowie zabrzmiała myśl: „dorwę Was kimkolwiek jesteście”. Pospiesznie się ubrałam i chciałam otworzyć drzwi ale zamiast pchać, to pociągam do siebie co mnie bardziej zmartwiło, doprowadziło do większej frustracji, i strachu oraz krzyku. Zbiegli się ludzie, słyszałam krzyki: „co tam jest ? w czym Ci pomóc ?” Szarpnęłam klamkę w drugą stronę, otworzyłam drzwi. Pełno ludzi patrzy na mnie i pyta: co się stało ? Ja odpowiedziałam, że woda sama się spuściła z kibelka … gdybyście widzieli ich miny, a potem słyszeli śmiech. Rozniosło się to po całym uniwersytecie, do dziś mi jest to wypominane, ale sama uważam, że to najbardziej zabawna sytuacja w moim życiu ; )

  89. Jakiś czas temu, mojej Narzeczonej wysiadł monitor. Jako, że wiedziałem co mogło się popsuć, szybko to naprawiłem.
    Pomyślałem sobie, że przy okazji można zrobić żart jej Siostrze.
    Z racji tego że otaczają nas nowe technologię postanowiłem ją wkręcić . Otóż odkręciłem podstawę monitora LCD (płaskiego).
    A następnie położyłem go na biurku i podłączyłem. Efekt był bardzo ciekawy, gdyż rzeczywiście wyglądał jak duży, gruby tablet. Gdy Siostra zobaczyła rzekomy cud techniki wmówiliśmy jej że to nowoczesny monitor dotykowy . Najlepsze było to, że używając programu do zdalnego sterowania komputerem, z innego komputera sterowałem kursorem myszki po ekranie. Tak, że serio wyglądało to jak by ona nim sterowała. Następnie wyszliśmy, a po jakiś 15 minutach dostajemy telefon: „Chyba się coś popsuło bo 15 min już klikam i nie działa ” . Nasza reakcja: bezcenna.

  90. Hmn powiem krotko, raz miałem takiego dziwnego wirusa, który samoczynnie uruchamiał mi komputer. Szczerze powiedziawszy było to dość przerażające, bo jak wytłumaczyć to ze o 2 w nocy budzi Cie działający komputer jak wszyscy śpią O_o! Na szczęście kuzyn znający się wtedy dobrze na sprawach związanych z pc zrobił format i wgrał jakiś program antywirusowy, ale przeżycie było, wstając po 3 razy w nocy, żeby wyłączyć komputer 😀 Na szczęście sam ogarniam teraz takie rzeczy 😀

  91. Moja historia jest żałosna i krótka, bo aż wstyd mi o niej opowiadać. Było to parę dobrych lat temu w USA, gdzie byłam na wyjeździe służbowym. Zamierzałam wybrać jest metrem na drugi koniec miasta. Musiałam sobie kupić bilet. Zapytałam się i kazano mi to zrobić w automacie w środku pojazdu. Ja zamiast włożyć centy do automatu wpychałam je na siłę do….. kasownika. Nawet mający wszystkich gdzieś Amerykanie mieli ze mnie niezły ubaw. Przyjechała dziewczyna zza „żelaznej kurtyny”…..
    email: asiula749@wp.pl

  92. Najgorszą rzeczą dla mnie było to, że mój smartfon rozładował mi się w czasie mojej wycieczki rowerowej, a byłem od domu oddalony o 20 kilometrów.

  93. Idealny facet może mieć kiepski tyłek i klatę, ale musi mieć głos ! Kręcą mnie męskie głosy. Krzysztofa Hołowczyca mogłabym słuchać bez przerwy… Jak przystało na prawdziwą babkę moja orientacja w terenie jest lekko nieprecyzyjna 🙂 No i oczywiście postanowiłam kupić nawigację. Fajny monitorek, przyssał się jak glonojad do szyby mojego auta. Myślę sobie … z takim wynalazkiem dojadę wszędzie. Rzadko jeżdżę sama w dalekie trasy, lecz tym razem nie miałam wyboru. Początek świetny…jedź prosto aż miniesz Krosno, kieruj się w stronę Helu. Jesteś u celu, prowadził Cie…i gdzie ja do diabła jestem?!
    Polna droga, w koło pola, las a w oddali jakiś traktor. Naglę mija mnie coś czarno białego…krówka, jedna, potem następne…aż wreszcie sympatyczny gospodarz wytłumaczył mi łopatologicznie jak dojechać tam gdzie chciałam. Po tej przejażdżce z Panem Hołowczycem stwierdziłam, że pewne rzeczy trzeba brać na chłopski rozum.

  94. Pamiętam moją przygodę z pierwszym telefonem komórkowym, to była jeszcze taka cegła. Niechcący zadzwonił mi w kieszeni telefon do mamy i usłyszała jakim pięknym językiem rozmawiałyśmy z koleżankami na podwórku. W domu było gorąco jak wróciłam.. 😛 😉
    Kolejną przygodę jaką sobie przypominam była już z czasów studenckich i dotyczyła drukarki, kiedy w pośpiechu drukowałam pracę,żeby zawieźć na uczelnię. Trochę się „wieszało”, ale nie kontrolowałam tego robiąc inne rzeczy. W końcu poszedł wydruk i dobrze,że ostatecznie się zorientowałam, bo to nie była moja praca tylko list do kogoś, który drukowałam poprzednio użytkując tego urządzenia. Na szczęście nie oddałam go zamiast pracy 🙂

    1. pierwsza zasada”sprawdz czy sie rozlaczylas po zakonczeniu rozmowy”- za duzo ludzi wie juz,ze ich nie lubie ;]

  95. Jeszcze jedna przygoda z telefonem przypomniała mi się.- W nocy napisałam sms o treści :”Przyjedź po mnie” i wysłałam przez pomyłkę do mojej szefowej.

  96. Historia nie o mnie, ale byłam świadkiem:) w pracy korzystamy z komputerów, klawiszami Ctrl+Alt+Delete włączamy, wyłączamy komputery, logujemy się do systemu itp. Koleżance nie chciało zadziałać, tzn żadnego efektu nie było po wciśnięciu klawiszy, przełożona powiedziała jej żeby wyłączyła „z palca” komputer, a Marta wyłączyła…. monitor:)))

  97. Mam zapłacić kartą w kasie za kosiarkę. Oczywiście moje myśli krążą już po ogrodzie i nagle słyszę proszę wpisać PIN. Biorę do ręki terminal, zakrywając klawiaturę wpisuje 4 cyfry i enter. Za chwilę słyszę transakcja nie wykonana. Proszę jeszcze raz. Ponownie 4 cyfry i zielony przycisk. Dalej nic. Myślę jest niedobrze trzeci raz i aut. I w tym Momocie pani kasjerka wykazała się refleksem. Ale pan używa innego czytnika, karta jest w tym i mi go podała z uśmniechem. Okazało się że przy kasie były dwa czytniki kart, ja chciałem płacić tym niewłaściwym. Wpisałem PIN dostałem rachunek i jazda kosić. PS. Czasami pytają się mnie przy kasie czy karta jest ,,zbliżeniowa”? Ja na to opowiadam, nie jest wierna tylko mnie. Pomijam fakt że nie wiem jaka jest. Spamerem nie jestem może troszkę szpanerem jak koszę taką kosiarką.

  98. Wielu może nie pamiętać tych prehistorycznych czasów, kiedy to żeby skorzystać z internetu trzeba było wyjść z domu, pójść do najbliższej kafejki internetowej i zapłacić za godzinę użytkowania tego cudu techniki na starym wieszającym się stacjonerze z monitorem o tyłku wielkim jak dziura budżetowa… ale do rzeczy! Sytuacja wydarzyła się właśnie w takiej kafejce w moim mieście, nazwijmy je Dziura Wielka. Wraz z koleżanką odmówiłyśmy sobie chrupek serowych i zrzuciłyśmy się na godzinkę neta. Jak przystało na prawdziwe gimbusiary, zamiast przeglądać edukacyjne strony, weszłyśmy dla jaj na jakiegoś czata dla niewyżytych dewiantów. Z jednym osobnikiem rozmowa się rozkręca, najpierw jakieś głupoty, potem już konkrety – skąd z piszesz? z Dziury Wielkiej, wow, ja też! a skąd dokładnie? z kafejki, czy może jesteś jednym z tych bogaczy, którzy mają już neta w domu? ooo, też z kafejki! a z której? (Dziura Wielka miała kilka)… i tu, po odczytaniu odpowiedzi odwróciłyśmy się za siebie i od razu złapałyśmy kontakt wzrokowy z naszym rozmówcą… oczywiście, każde z nas ostro paliło Jana i udało, że się po prostu rozgląda po sali (co to? aaa coś mi się zdawało, czytajmy dalej te stronę o parzystokopytnych), hmmm dziwne, rozmowa na czacie się jakoś urwała:P

  99. Sytuacja prześmiewczo śmieszna, choć nie dla mnie. Zbliżał się sylwester (2012/13), przyjechała do mnie rodzina na co dzień żyjąca w UK i na starcie jak już się rozsiedli padła prośba, czy można by podłączyć ipoda, zaoferowałem pomoc, a byłem przygotowany, w gniazdku już tkwiła przejściówka na angielską wtyczkę. Przedłużacz był pod stojącą jeszcze choinką, ale co za problem, wystarczy przykucnąć i maksymalnie się wyciągnąć. I tak się męczę parę minut, podchodzę do zadania po raz dwudziesty i wciąż nie mogę umieścić ładowarki w gniazdku, rodzina już się śmieje z czym to mam problem i dopiero po chwili orientuję się, że korzystają z ładowarki mającej tradycyjne wejście. Po dziś dzień, jak mam coś podłączyć do prądu, to słyszę głupie pytania, czy może pomóc?

  100. Cztery lata temu w okresie wakacyjnym byłem z rodziną we Włoszech w miejscowości Jesolo (niedaleko Wenecji). Po południu zdecydowaliśmy udać się do jednej z restauracji. Na moje nieszczęście tuż przed wejściem do środka „narobił” na moje przedramię ptak, prawdopodobnie mewa. Poszedłem więc do toalety umyć ręce, ale też przy okazji z niej skorzystałem. Podchodzę do kranu i próbuję go jakoś odkręcić. Nie ma żadnych pokręteł ani nawet uchwytu, był tylko jakiś wyświetlacz. Pomyślałem, że ta bateria jest na czujnik ruchu tak jak ma to miejsce w niektórych kinach, więc przystawiam do niej dłonie i próbuję w różny sposób je układać, ale nic się nie dzieje. Machałem tymi rękoma jak nienormalny. Z kolei na wyświetlaczu nic nie dało się wcisnąć pomimo tego, że wydawał jakieś dźwięki. Byłem w środku jakieś 10 minut. W końcu wyszedłem zapytać się rodziny. Z toalety skorzystała tylko moja kuzynka, ale też nie była w stanie odkręcić wody. Tylko moja mama zna język włoski i mogłaby zapytać się np. kelnera, ale akurat po złożeniu zamówienia wyszła razem z ciotką. Podobno kran mógł działać z komendą głosową, ale to są tylko przypuszczenia. Nie miałem już okazji tego sprawdzić i do tej pory mnie to zastanawia.

  101. Najśmieszniejszą rzeczą, jaka przydarzyła mi się podczas obcowania z nowymi technologiami była sytuacja, podczas której ja, świeżo upieczony posiadacz telefonu Sony Xperia L, zdjąłem z niego folię, uruchomiłem, przeprowadziłem wstępną konfigurację i już ucieszony, że telefon mam gotowy do użytku zacząłem odkrywać jego możliwości. Zanim to jednak zrobiłem otrzymałem już swoje pierwsze połączenie przychodzące! Po chwilowym odsłuchaniu dzwonka z jakże wtedy fenomenalnego głośnika owego telefonu, odebrałem. Proszę sobie wyobrazić jakie zdziwienie mnie ogarnęło, kiedy dzwonił właśnie przedstawiciel mojej sieci komórkowej z rewelacyjną ofertą przedłużenia umowy, na której warunkach mam otrzymać najnowszego Iphone’a od Apple’a 😀 Konsultant nie potrafił zrozumieć, dlaczego jedyne co usłyszał w odpowiedzi na swoją ofertę to gromki śmiech. Rozłączyłem się i dalej cieszyłem swoim ulubionym Androidem 😉

  102. 3 lub 4 lata temu dostałem nowy telefon od rodziców. Marzyłem o takim i przez parę miesięcy chodziłem za nimi i mówiłem ” kupcie mi telefon”
    W końcu się doprosiłem. Już pierwszego dnia musiałem coś zrobić jak to ja. Biorę telefon do ręki i chce zadzwonić, ale nie mogę. To wyślę sms-s, ale też nie mogę.
    Teraz nie wiem co się dzieje. Ojciec mnie skrzyczał że nowy telefon już zepsułem. Na następny dzień pojechaliśmy do salonu i pani tam mi powiedziała że na moim koncie mam -150 zł!
    Doznaliśmy szoku. Już myślałem że tata nie da mi więcej telefonu. Ale doładował mi konto za 3x50zł. A sieć zwróciła mi na konto kasę.
    Taka przygoda z nowoczesnością i internetem 😉

  103. Ostatnio zrobiłam taki numer, że do tej pory się z niego śmieję. Otóż na co dzień namiętnie korzystam z tabletu, więc jestem przyzwyczajona do przewijania stron i powiększania wyświetlanych obrazów – wiadomo czynność powtarzana regularnie wchodzi w krew. I teraz taka sytuacja – mąż wraca z zakupów i ,jak zawsze, rzuca mi na stół gazetkę marketową. Oczywiście od razu zabrałam się do lektury i wtedy moją uwagę przykuł fajny mikser z misą. Niestety obrazek był mały, a tekst pod nim pisany maczkiem. Więc zaprzęgłam kciuk i palec wskazujący do roboty i dawaj. Akurat w tym momencie moja brzydsza połowa wyszła z łazienki i pyta się co robię? Ja na to, że próbuję powiększyć obrazek ale bez skutku, że coś nie działa. Mężu padł ze śmiechu, a ja kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że próbuję powiększyć obrazek w gazetce marketowej zacisnęłam nogi w X i także w brecht.
    Nawet teraz nie mogę przestać się śmiać, a mój przykład idealnie pokazuje jak szybko człowiek przyzwyczaja się do e-rzeczywistości i jak trudno zarazem powrócić do starych nawyków 🙂
    iwona.okularczyk@interia.pl

  104. Pewnego dnia, przyszłam do domu, dziecko poprosiło mnie o telefon komórkowy żeby pograć, a ja zaczął rozmawiać z mężem, że zamierzam iść do szefowej po podwyżkę.
    Opowiadałam, że dziś mi się nie udało bo nie było przełożonej w pracy, zaczęłam argumentować dlaczego powinnam ją otrzymać itd…
    Na drugi dzień przychodzę do pracy, pukam do prezesowej i słyszę wiem, wiem, wiem 400 Ci nie dam ale 300 oki. Ja czerwona myślę skąd ona wie …. I nagle zdałam sobie sprawę, że musiała usłyszeć moją rozmowę.
    Zerknęłam na wybrane numery a tam połaszczenie z dnia wczorajszego, to mój mały urwis niechcący ułatwił mi tą sprawę.

  105. Moja praca polega na pomaganiu klientom naszej firmy w obsłudze naszego oprogramowania, zatem często zdarzają mi się sytuacje, że klienci mają problemy z obsługą komputera/internetu 😉
    Jednak najśmieszniejsza sytuacja, która mi się przytrafiła była to odpowiedź pewnej Pani, która na pytanie: jakiej przeglądarki internetowej Pani używa ?- odpowiedziała Mozzarelli 😉

  106. Haha. Warto zacząć, że nie pochodzę z dużego miasta, a nowoczesne „wynalazki” często mnie szokują, przez co nie wiem jak się zachować. Tak więc moja historia zdarzyła się nie w zeszłoroczne wakacje, tylko te jeszcze bardziej „poprzednie” 😀 Wraz z rodzicami pojechaliśmy do babci, która mieszka w Niemczech, w dodatku na południu, prawie pod granica z Francja. No, a my – ludzie z północy, więc podróż była długa. No, i cała akcja rozegrała się w Niemczech, na stacji benzynowej, przy autostradzie. Mi i mamie bardzo chciało się skorzystać z toalety. No, ale gdzie jest ta toaleta na stacji? Poszłyśmy do obsługi, myślę sobie hmmm….a co mi tam, zaszpanuje językiem niemieckim i się zapytam gdzie jest toaleta. no tak, pamiętam z lekcji niemieckiego i to na pewno pewnie „wo ist….” ale jak powiedzieć toaleta, hmmm… tojlet – za miękko i po angielsku, niemiecki taki twardy język – powiedziałam toalette. Dobra, spoko, pani z obsługi skumała, bo wskazała ręką gdzie i zaczęła tłumaczyć. No, ale za to ja już jej nie zrozumiałam. No poprzytakiwałam, udałam, że rozumiem, podziękowałam i poszłam z mama szukać toalety, w kierunku, który pokazała pani. DOBRA, jest toaleta. I własnie w tym momencie zaczyna się cyrk, z moim udziałem. Przy wejściu automat z bramka typu „nie zapłacisz, nie wejdziesz”. Jedno „ojro” od osoby! Wrzucam im ten pieniążek, ale oczywiście złośliwość rzeczy martwych, nie mogła mnie opuścić, nawet przy wejściu do toalety. Pcham ta bramkę, walę, a gdzie tam, po co się otworzyć. W lekkim stresie sprawdzam automat, któremu moja moneta się nie spodobała i musiałam jeszcze raz ją wrzucić. Dobra, jestem. W końcu. Idę do kabiny, wiadomo, to, to, to, te sprawy. Spuszczam wodę, ale woda się od razu nie spuszcza, tylko słyszę jakieś bruuuum, maszynę pracująca! Myślę, kuuurde, nie no super, pewnie coś popsułam. Patrze, oczom się wierzę! Deska sama się myje i obraca! Nieee nooo, gdziee w Polsce takie rzeczy. Widać, że ze wsi przyjechała. Kolejny przystanek – mycie rąk. Wszystko okej, na szczęście, dzięki Bogu, w Polsce są krany na dotyk! Pięknie ogarnęłam. Rączki umyte, pachnące. Czas wysuszyć. Suszarki nie ma, jest „pudło” z recznikami papierowymi. Patrze, no coś słabo wystają, wsadzam rękę i ciągnę za ręcznik, taaaa, chciałabyś, jedynie co urwałam jakiś mały kawałek ręcznika. Myślę, o co chodzi. Macam to pudło, aż dotknęłam jakiegoś „prostokąta” i ręcznik zaczął sam się wysuwać, i własnie wtedy zrozumiałam działanie tego urządzenia. Oczywiście, towarzyszyła mi temu moja mama. A Niemki zmierzyły nas tak, jakbyśmy przyjechały ze wsi, aby odbić im ich miejsca pracy. No cóż. 😀 Historia dla mnie przekomiczna, a jeszcze śmieszniej musiała wyglądać w oczach świadków.

  107. Dość dobze pamiętam pierwszy kontakt z moim dotykowym telefonem:) zaznaczam, że mialam wcześniej kontakt w pracy z dotykowymi telefonami ale z marką Samsung jeszcze nie, a wiec do historii:) Przyszedł czas na moje urodzinki, wiec dostałam wymazonego Samsunga Galaxy Ace. Rozpakowałam, naładowałam, przełożyłam karty no i działam. Pobawiłam sie nim troszke, napisalam kilka smsów, zadzwoniłam i spoko działa. Na drugi dzień uzytkowania dzwoni mąż a ja odbieram na wszystkie sposoby i co i nic. Nic nie działa żaden przycisk! Stwierdziłąm ze zepsuty. Zdesperowana po wielu probach i nerwach drepcze do salonu gdzie go zakupili i mowie ze nie moge odebrac cos jest nie tak. I twardo mówie pewnie ma wade. A pan jednym ruchem odbiera połączenie i mówi, że wszystko działa trzeba tylko przeciągnąc palcem po pulpicie, a na nim jest wszystko napisane jak odebrac. Oczywiscie spaliłam buraka, podziękowałam i wyszłam. Wracając tak sie hihrałam, aż sie przechodnie krzywo patrzyli 🙂 Do tej pory wszyscy wspominamy moj pierwszy kontakt z moim pierwszym wymazonym dotykowcem:)
    Pozdrawiam:)

  108. Dość dobze pamiętam pierwszy kontakt z moim dotykowym telefonem:) zaznaczam, że mialam wcześniej kontakt w pracy z dotykowymi telefonami ale z marką Samsung jeszcze nie, a wiec do historii:) Przyszedł czas na moje urodzinki, wiec dostałam wymazonego Samsunga Galaxy Ace. Rozpakowałam, naładowałam, przełożyłam karty no i działam. Pobawiłam sie nim troszke, napisalam kilka smsów, zadzwoniłam i spoko działa. Na drugi dzień uzytkowania dzwoni mąż a ja odbieram na wszystkie sposoby i co i nic. Nic nie działa żaden przycisk! Stwierdziłąm ze zepsuty. Zdesperowana po wielu probach i nerwach drepcze do salonu gdzie go zakupili i mowie ze nie moge odebrac cos jest nie tak. I twardo mówie pewnie ma wade. A pan jednym ruchem odbiera połączenie i mówi, że wszystko działa trzeba tylko przeciągnąc palcem po pulpicie, a na nim jest wszystko napisane jak odebrac. Oczywiscie spaliłam buraka, podziękowałam i wyszłam. Wracając tak sie hihrałam, aż sie przechodnie krzywo patrzyli 🙂 Do tej pory wszyscy wspominamy moj pierwszy kontakt z moim pierwszym wymazonym dotykowcem:)
    Pozdrawiam:)
    HANDZIA1@interia.pl

  109. Nie wiem czy wypada ujawniać tego typu sprawy, bo są to raczej takie, o których powinno się zapomnieć jak najszybciej. W każdym razie, krótko po zmianie starego poczciwego telefonu, na jakże mądry smartfon niefortunnie pomyliłam adresatów mojego sms-a. Ale nie, nie, nie, to nie była taka ot, zwyczajna omyłka, napisałam zamiast do swojego chłopaka, do jego ciotki wiadomość następującej treści: zrobiłam cztery kupki od rana, a jest dopiero 11. Po tym musli mnie tak czyści chyba.
    Na całe szczęście poczciwa kobieta odpisała po chwili, że trzyma za mnie kciuki, co by wszystko ze mnie nie wyleciało.
    Najadłam się wstydu co nie miara, ale cóż…

  110. Najśmieszniejsza sytuacja jak mi się przydarzyła w ramach obcowania z nowymi technologiami to ta w której nowy telefon wpadł mi do studni. Dziekuję

  111. To chyba będzie najgorsza rzecz, w związku z nowymi technologiami jaka mi się przydarzyła 😉 Około 3 miesiące temu, zakupiłam nowy telefon, po czym starałam się bardzo uważać na niego, ponieważ mój telefonik wart był ponad 1000zł. Tydzień temu podczas, gdy gościłam na herbatce mojego kolegę, na czas mojej chwilowej nieobecności w pokoju, przyszło mu do głowy, aby zrobić mi żart i ściągnął mi aplikację która po potrząśnięciu symuluje wygląd pękniętego ekranu. Kiedy już wróciłam z herbatką dla kolegi, potrząsnął moim telefonem i podarował mi go. Chyba możesz się domyślać co się potem stało.. Wystraszona, nie mająca pojęcia, że to tylko głupi żart, z emocji go upuściłam i naprawdę ekran mi się zbił.. Do śmiechu mi nie było. 🙂

  112. Moją wpadką technologiczną po której do dziś mam pamiątkę byłą obsługa skype-a na smartfonie.
    Wcześniej nie korzystałam z komunikatorów bo nie miałam takiej potrzeby ale poznałam chłopaka z którym nie mogłam sie widywać na co dzień. Postanowiliśmy rozwiązać ten problem poprzez video rozmowy.
    Zainstalowałam skype-a podałam mój nick i przyjęłam zaproszenie.
    Siedząc na kanapie po dość burzliwej nocy na mieście, z „pandą” pod oczami, wyciągniętym swetrze, cierpieniem wypisanym na twarzy i adekwatnej do całej stylizacji fryzurze kombinowałam jak napisać wiadomości tekstową do owego chłopaka, w pewnym momęcie zobaczyłam siebie na ekranie, widok wykrzywił moją twarz po czym zaczęłam głośno mówić do siebie kombinując jak to wyłączyć… udało się…ale okazało się, że nie jestem taka
    „głupia” i odnalazłam wiadomości… ale video…cała sytuacja się zarejestrowała i poszła w świat do mojego lubego. Oj chyba nie muszę mówić jaka była moja panika…przewertowałam pomoc skype-a od A do Z licząc na to, że gdzieś znajdę instrukcje usunięcia wysłanej wiadomości…nic z tego…
    Do dziś jestem nazywana Romkiem przez tego chłopaka, który stał się moim mężem, a wiadomość jest dalej w jego posiadaniu odtwarzana przy każdej towarzyskiej okazji. Nie dawno pojawił sie na świecie też nas syn i zapewne i on będzie miał okazję obejrzeć film, a później jego dzieci, a później dzieci jego dzieci itd.

  113. Naprawdę twierdzisz, że jesteś atechnologiczna?
    Zaczęło się, gdy miałam 5 lat. Na mikołajki dostałam wymarzoną grę elektroniczną – Wilk i Zając, kultowa w tamtych czasach – popsułam ją już w drodze do przedszkola. Na pierwszej lekcji informatyki w liceum, lat temu tyle, że już trochę wstyd się przyznawać, kopnął mnie prąd, gdy próbowałam włączyć komputer. Potem było już tylko gorzej.
    Aktualnie już nawet nie przejmuję się tym tak bardzo. Urodziłam sobie syna dwa lata temu. Niecierpliwie czekam aż zacznie mówić i będzie mi wszystko tłumaczył. Zaczynając oczywiście od pełnych rezygnacji słów: „Oj, mamo, przecież to takie proste…”.
    Chociaż to nie jest tak, że ja nigdy nie wiem, co należy zrobić, gdy wysiądzie internet, komputer się zawiesi, gdy coś nie chce się wyłączyć itd. Często wiem, co nacisnąć, jak zresetować itp. I robię to. Raz, drugi, trzeci… Przy trzecim klnę już tak głośno i soczyście, że mój mąż sam przychodzi z odsieczą. Przychodzi i patrzy. Patrzy i pyta: „Ale co Ci tu nie działa?”. Bo wystarczy, że on tylko podejdzie, by wszystko wróciło do normy. I to mnie chyba frustruje najbardziej. I z tego powodu klnę najbardziej siarczyście. Nawet jeżeli nie zadziała od razu, to gdy facet zrobi to, co ja przed chwilą, po awarii nie ma śladu:
    – No przecież ja tak samo – jęczę z rozpaczą w głosie.
    – Wiem, wiem – odpowiada spokojnie. Jakże drażniący jest ten spokój.

    W biurze mamy radio. Jak to w biurze. Szitowa stacja ustawiona cały dzień, żeby było neutralnie. Nieważne. Przez biuro przewija się dziennie kilkadziesiąt osób. Radio gra. Siadam przy biurku z radiem. Cisza. Radio milknie. I ja się pytam dlaczego? I nie wiem.
    Pamiętam ze studiów wykłady z pedagogiki specjalnej. Prowadząca je pani doktor słynęła m.in. z dużej ilości biżuterii i ciętego dowcipu. Gdy brała do ręki bezprzewodowy mikrofon, przestawaliśmy ją słyszeć z powodu zakłóceń. Zawsze prosiliśmy na początek o zdjęcie srebrnych bransolet i wisiorów. Któregoś dni zdjęła, ale zakłócenia nie ustały.
    – To pewnie moja spirala, ale na to już nic nie poradzimy – stwierdziła ze śmiechem.
    A ja co? Nawet na spiralę zrzucić nie mogę. Ewentualnie na złoty łańcuszek, który dostałam na komunię. Pozostaje mi pogodzić się z tym, że jestem jakaś dziwna. I liczyć na to, że z litości dostanę telefon z darmowym internetem. Jak mi jeden wysiądzie, zamiast kląć (jako matce nie wypada mi już tego robić tak głośno, by poczuć ulgę) – włączę sobie drugi 🙂

    Na mnie nawet fotokomórki w sklepowych drzwiach nie działają. Przyzwyczaiłam się, że co i rusz automatyczne drzwi zamykają się akurat w momencie, gdy w nich stoję. Ale chwilę grozy przeżyłam, gdy drzwi windy zamknęły się z moim niewiele ponad rocznym dzieckiem w środku. Wiedziałam tylko, że windę ściągnął ktoś z góry. Jak dzika biegłam przez 7 pięter, by na ostatnim, dziesiątym, zastać mojego uśmiechniętego syna, wpierniczającego spokojnie bułkę na rękach u przerażonej i zszokowanej obcej pani, która nie mogła pojąć sytuacji i nie wiedziała, co począć z dzieckiem. A ja, mając już zgubę w ramionach, z nerwów i nadludzkiego wysiłku podczas sprintu, niemal zemdlałam padając na schody. Dzieciak oczywiście miał ubaw, my z panią, w szoku, nie mogłyśmy wymówić słowa.

    Podejrzewam, że w tym zalewie konkursowych odpowiedzi żądna jesteś czegoś o wiele bardziej żenującego i kompromitującego. No dobra… Głęboki oddech. I piszę.

    Od prawie półtora roku prowadzę blog. Zebrałam się na odwagę i myśląc „Raz kozie śmierć” zgłosiłam go na początku roku do konkursu na Blog Roku. 3 razy przeczytałam regulamin i wszystkie procedury. Wysłałam zgłoszenie i czekałam na odpowiedź. Nie przychodziła. Zestresowana zaczęłam nagabywać znajomych blogerów, którzy też zgłaszali swoje strony – każdy dostał odpowiedź. O co chodzi, o co chodzi? Napisałam maila do organizatorów. Odpisali, prosząc bym sprawdziła zakładkę Spam w swojej skrzynce. O! Nawet nie wiedziałam, że mam taką zakładkę – wiadomość czekała na mnie od kilkunastu godzin. Gdy wydało się na jakim poziomie leży moja biegłość w funkcjonowaniu w internecie jako uczestnika konkursu na internetowy blog, miałam ochotę zapaść się pod ziemię. O tym ile godzin (niemal dobę) dodawałam na stronie obowiązkowy konkursowy baner napisałam nawet post 🙂

  114. „FAKTY” są takie, że to „SPRAWA DLA ORANGE” i nie tylko 😉 i z pewnością kategoria wpadająca w „TRUDNE SPRAWY”, „NA WSPÓLNEJ” konkursowej drodze, można prowadzić zawiłe „ROZMOWY W TOKU” i wymienić „90210”, „Dlaczego Ja?” powinnam wygrać ten telefon Sony Xperia Z Kompakt. Wiedzą to tylko moi „PRZYJACIELE”- , gdy próbował się do mnie dodzwonić Jankes z Radia ESKA, a ja leżąc w wannie miałam mokre ręce i nie mogłam odebrać swojego dotykowego telefonu i powiem więcej byłam tak zdezorientowana upuściłam go i … utonął w wannie. Moja „RODZINKA.PL” zrobiła mi prawdziwą „WOJNĘ DOMOWĄ”.To była „STAWKA WIĘKSZA NIŻ ŻYCIE”, a ja zaprzepaściłam taką wygraną, bo taka ze mnie typowa „BLONDYNKA”. Ale „TO NIE KONIEC ŚWIATA”, bo „PRZEPIS NA ŻYCIE” to ” M jak Mam Gadane i na tym pozostane „….

  115. Po zakupie nowego telefonu przechodziłem stan wstrząsu technologicznego, gdyż przestawiałem się z klawiatury na dotyk i pewnego dnia gdy umówiłem się z koleżanką na kawę zadzwoniła do mnie moja dziewczyna. Po krótkiej rozmowie starając się, aby nie wyszło na jaw, że piję kawę z inną schowałem telefon do kieszeni i zacząłem bajerować koleżankę po kawie poszedłem do mojej kobiety i okazało się, że się nie rozłączyłem i ona wszystko słyszał. Zerwała ze mną, ale po jakimś miesiącu czasu wróciła twierdząc, że z nikim nie było jej tak dobrze jak ze mną. Tak, że w mojej sytuacji nowa technologia wyszła mi na dobre gdyż dowiedziałem się, że moja druga połowa zrobi dla mnie wszystko.

  116. Witam. Historia, którą za moment opowiem jest jak najbardziej prawdziwa. Mam nadzieję, że uda mi się w miarę krótko…i zrozumiale ją opowiedzieć, gdyż w dalszym ciągu sama nie wiem jak to się stało :).
    Wydawać się by mogło, że to będzie kolejny zwykły dzień w pracy. Postanowiłam, jak zazwyczaj to robię, zadzwonić na chwilę na telefon domowy do męża, który nie pracuje i przebywa w domu. Jakie było moje zdziwienie kiedy usłyszałam jednak pewien kobiecy głos. Na pytanie „Czy jest Leszek?” usłyszałam jedynie „Nie, nie ma go”. Pomyślałam sobie, że pewnie wybrałam zły numer. Chwilę potem ponownie zadzwoniłam i znów słyszę tą samą odpowiedź. Pytam zdziwiona „Gdzie jest Leszek?!”. Tym razem dowiedziałam się, że „Leszek jest daleko”. Zaraz potem za telefony komórkowe chwyciły moje koleżanki z pracy, które również próbowały się dodzwonić do mojego męża. Bezskutecznie! Po kilkunastu telefonach w dalszym ciągu odbierała, lekko podirytowana już, ta sama kobieta. Po parunastu minutach postanowiłam zadzwonić jeszcze raz lecz jak się można domyślić nie odebrał mój mąż. Po krótkiej rozmowie zdałam sobie jednak sprawę, że skądś kojarzę ten kobiecy głos. Mieszkam i pracuję na wsi, gdzie raczej każdy każdego zna dlatego też podczas rozmowy spytałam się „Czy ja przypadkiem nie rozmawiam z panią Anielą?” Jak się okazało to była rzeczywiście ona. Pomyślałam sobie „Co tutaj jest grane?! Jak to możliwe, że dzwoniąc na swój numer telefon odbiera całkiem inna osoba?”. Żeby było śmieszniej, pani Aniela (80 letnia staruszka) mieszka w domu z jedną z moich koleżanek. Gdy zaraz po tym incydencie zadzwoniłam do niej, ta z niedowierzaniem odpowiedziała mi jedynie „To niemożliwe! Trzy miesiące temu zlikwidowaliśmy telefon stacjonarny.” Jakie też było jej i moje zdziwienie gdy dzwoniąc na mój numer rzeczywiście dodzwoniłam się do domu mojej koleżanki.
    Zaraz potem zadzwoniłam do punktu obsługi klienta i starałam się wytłumaczyć co się stało. Oczywiście pani, z którą rozmawiałam nie chciała uwierzyć i powiedziała, że pierwszy raz słyszy o czymś takim, jednak odpowiedziała, że tym się zajmą. Rzeczywiście, po kilku godzinach od naszej rozmowy wszystko wróciło do normy.
    Tylko pani Aniela skarżyła się później mojej koleżance, że wszyscy dziś szukają Leszka pytając się gdzie on jest… 🙂

    Wniosek z tej historii jest taki, że nigdy nie można ufać najnowszym technologiom. 🙂

  117. Witaj Radomska! 🙂
    Moja przygoda jest ciut rodzinna i do tego dość mocno związana z telefonem. A zdarzyło się to podczas mojego wyjazdu samochodowego do naszych kochanych sąsiadów za zachodnią rzekę. Mam rodzinę w Niemczech i spędzaliśmy u nich ostatnie kilka miesięcy.
    Pomijam już w moim przypadku zgodne ze stereotypami umiejętności prowadzenia samochodu, jechałam sama, wszyscy byli już na miejscu, oprócz brata, który musiał wrócić do Polski i przy okazji dał pożyczył mi swój telefon (nieplanowany test wykazał, że mój poprzedni gracik nie lubi wody). Tuż przed wjechaniem do Stuttgartu postanowiłam, że zakupię starter lokalnej sieci, musiałam dopytać rodziny gdzie dokładnie się spotkamy ponieważ nawigacja zaczynała powoli zdychać. Zadowolona kupiłam kartę, którą to musiałam wyciąć do rozmiaru microsim (w moim poprzednim nieżywym już telefonie takiego ustrojstwa nie było, brat oczywiście kupił telefon z micro) sprzedawca nie był w ciemię bity, nie pomógł w wycinaniu, jedynie użyczył nożyczek. Możliwe, że jego genialny plan nakręcenia sprzedaży by poskutkował gdyby nie fakt, że dowiedziałam się jak bardzo fatalnym wycinaczem kart sim jestem dopiero kilkanaście kilometrów dalej – karta nie działała. Do tego przy wjeżdżaniu w głąb miasta fotoradar pstryknął mi zdjęcie, przy czterdziestu kilometrach na godzinę! No nic, życie. Druga karta zakupiona, na szczęście ta miała rowki dzięki którym można było ją wyłamać, ale co? Niśt dojcz czytatejszyn! Kupiłam starter praktycznie bez środków na koncie za to z usługą darmowego internetu! na szczęście wystarczyło na smsa do mamci z prośbą żeby wysłała mi numer doładowujący na ten numer. Byłam już praktycznie w centrum i jakież nagle ogarnia mnie zdziwienie – kolejny raz musiałam przekroczyć prędkość, ale to przecież niemożliwe, wlokłam się ledwo ponad dwadzieścia na godzinę, oburzona odbijam w prawo, wracam kilkaset metrów i znów tą samą ulicą, tym razem bardzo dokładnie śledzę prędkość, no dwadzieścia kilometrów na godzinę ani ciut więcej. PSTRYK! Znowu, w tym samym miejscu, ufff ulga, pewnie fotoradar jest zepsuty. Dojeżdżam do centrum i oczywiście muszę czekać na wiadomość z kilkunastocyfrowym kodem praktycznie pół godziny, „smykałkę” do elektroniki mamy najwidoczniej w genach bo po tym czasie przychodzi wiadomość „siedem trzy pięć…”. (nie zdziwiłabym się gdyby mamcinka pisząc tak długiego smsa się aż spociła). Ale koniec końców docieram na miejsce spotkania, cała rodzina mnie wita, większość pewnie zdziwiona, że udało mi się dotrzeć w jednym kawałku 😉 Opowiadam cioci historię z fotoradarami i w tym momencie wszyscy w śmiech. Okazało się, że to fotoradary do zdjęć na których sprawdzane jest czy kierowca ma zapięte pasy. No tak, kto na ostatnie kilka kilometrów w mieście zapina pasy? Na pewno powinna zrobić to osoba, która specjalnie wraca pstryknąć sobie jeszcze jedno selfie w lepszej, wytrzeszczonej pozycji, lecz nie ja. Na szczęście wszystko skończyło się w miarę dobrze a niemieccy strażnicy utwierdzili się w przekonaniu, że za wschodnia granicą wciąż twarda komuna i ciemnogród 😉

  118. Mój pierwszy telefon dotykowy??? Oh yes….! Cud, miód, malina i bąbelki. Zachwytom nie było końca… Mówiłam do niego, głaskałam, przytulałam itp, itd. (ogólnie jestem normalna…). Potem się do niego przyzwyczaiłam i zostawiałam byle gdzie.
    Pewnego dnia miałam zaplanowane większe zakupy, więc wsiadłam do autka, a telefon wpakowałam do kieszeni spodni. I wtedy się zaczęło….!!! Choć jeszcze nie wiedziałam co…. Skupiłam się na jeździe i słuchaniu moich ulubionych „Arktycznych Małpek” (chyba też śpiewałam… na pewno śpiewałam… O nie!!!). Gdy wysiadłam z auta zobaczyłam na wyświetlaczu mój ulubiony tekst: MASZ 1 NOWĄ WIADOMOŚĆ TEKSTOWĄ. Moja euforia jednak szybko przebyła drogę od zdziwienia po szok i niedowierzanie, gdy zobaczyłam od kogo jest ten sms… Autorem był Tak podpisałam chłopaka, którego kilka razy widziałam na uczelni…. Jego nr zdobyłam po krwawych walkach i ciężkich ranach, wpisałam na początek listy kontaktów, żeby kiedyś może się odezwać….. No i się odezwałam i to jaaak! W sms-ie było napisane: „Też lubię ten zespół. A tak wg jestem Kamil”. Cała proteza mi wypadła…. Okazało się, że telefon podczas jazdy sam się odblokował i wykonałam do niego dokładnie 11 połączeń (zupełnie nieświadomie)…Niestety albo stety niektóre z nich odebrał, więc słyszał moje wyjce i krzyki (śpiewaniem tego nie nazwiesz)…
    Moja pierwsza myśl: Ale z cb idiotka!!!
    Mój pierwszy odruch: zmienić uczelnię, zmienić miasto, a najlepiej wypracować jakieś nadludzkie zdolności kamuflażu, żeby nigdy więcej go nie spotkać…
    Ale potem pomyślałam: NIE BĄDŹ GUUUPIA! NO RISK NO FUN!!! No i zadzwoniłam do Mr Kamila…. Musiałam się gęsto tłumaczyć, żeby nie uznał mnie za wariatkę, ale na szczęście miał spore poczucie humoru.
    W sobotę idziemy razem na kawę. Nie wiem co z tego wyjdzie, może coś, może wielkie nic…. Ale przynajmniej jest zabawnie i to wszystko dzięki telefonowi 😛

    Mój mail to: elwira.flis@op.pl

  119. Moja koleżanka postanowiła odnaleźć „drugą połówkę”. W tym celu założyła konto na jednym z portali randkowych. Nie miała o tym pojęcia i wypełniała oraz akceptowała kolejno wszystkie pojawiające się okienka. Na drugi dzień okazało się, że przez przypadek koleżanka rozesłała „zaproszenie do randki” do wszystkich osób, do których kontakt miała zapisany na kocie pocztowym z którego się rejestrowała, a zatem wiadomość otrzymali m. in. wykładowcy z uczelni, pracodawca oraz współpracownicy, rodzina i znajomi xD Na szczęście wszyscy, łącznie z koleżanką mieli dystans i poczucie humoru 🙂

  120. Pewnego dnia wracałem pociągiem z koleżankami z Pragi. Wracała z nami bardzo głośna grupa studentów z Anglii, gdy już się upili i pośmiali zasnęli. Niedaleko nas na jednej ze stacji wsiadła para małżonków z córką ok 16 lat. Zaczęli pić wino i próbować różnego rodzaju serów i rozmawiali po francusku. Zaczęliśmy ich obgadywać, że są pijakami bo wszędzie z winem chodzą i chcieliśmy się też pośmiać z ich degustacji, więc w internecie zaczęliśmy sprawdzać różne rodzaje serów. Zaczeliśmy do tego ich przedrzeźniać niewybrednie po polsku i krytykować. Wszystko pięknie, internet bardzo nam pomógł, ale zapomnieliśmy sprawdzić pociągu na przesiadkę i musieliśmy zrobić to na dworcu w Katowicach. Gdy sprawdzaliśmy rozkład okazało się, że owa pani jest Polką – zapytała nas, o której pociąg do Krakowa!? Zrobiła to specjalnie, a my większego wstydu niż wtedy nie przeżyliśmy 😀

  121. Ja bardzo przekornie: zawsze bardzo dobrze radziłam sobie z urządzeniami elektronicznymi i elektrycznymi ;D Wszelkie nowinki były dla mnie czymś ciekawym, a nie strasznym.
    Dlatego tym bardziej dziwnie mi wspominać historię, która wydarzyła się zaraz po tym,
    jak zamieszkałam ze swoim chłopakiem.
    Pierwszy dzień, pierwsze śniadanie. Wiadomo, chciałam, żeby było idealnie. Mój plan był bardzo prosty: zrobię śniadanie, a potem razem zjemy je na tarasie.
    Co w tym trudnego? A jednak. Moim wrogiem okazał się toster.
    Zrobiłam wszystko tak jak trzeba, włożyłam całość do środka i zamknęłam urządzenie. Miałam kilka minut, więc zajęłam się czymś innym, a kiedy usłyszałam charakterystyczny dźwięk, chciałam wyciągnąć tosty. Wtedy okazało się, jak bardzo podstępnym urządzeniem jest toster.
    Nie mogłam go otworzyć!
    Ze środka zaczął się już wydobywać zapach spalenizny, a ja dalej mocowałam się z zamknięciem. Moje idealne śniadanie właśnie dosłownie się paliło, więc nie mogłam dać za wygraną.
    W całej tej sytuacji zapomniałam, że mogłam toster po prostu odłączyć od prądu …
    Pomyślał o tym dopiero mój chłopak. Na śniadanie zjedliśmy w końcu tylko kanapki, bo pechowy toster nawet po kilku dniach nie chciał się otworzyć. 

    mail: irmisun@gmail.com

  122. Jako że jestem facetem zazwyczaj nie mam problemów z nowymi technologiami 😉 Choć z tym różnie bywa. Kiedy kupiłem sobie rok temu tablet byłem tak zafascynowany tym całym przesuwaniem, tapaniem itp… że w pewnej nocy, kilka dni po zakupie tabletu w pół śnie próbowałem wyłączyć budzik w moim starym wysłużonym już telefonie – właśnie przewijaniem i tapaniem. Jak już uświadomiłem sobie absurdalność sytuacji nie potrafiłem pohamować się od śmiechu. Na szczęście już rozgraniczam ;D

  123. Przez nowe technologie narobiłam sobie ostatnio największej wiochy na mieście 🙂 Był piękny słoneczny dzień. Otworzyłam okna w samochodzie ciesząc się z ciepłego powietrza wpadającego do wnętrza samochodu. Stojąc na światłach w korku przypomniałam sobie, że miałam oddzwonić do dawno niewidzianej koleżanki. W listopadzie. A maj mamy 😀 Miałam do niej dwa numery i nie wiedziałam, który jest aktualny. Wybrałam jeden z nich i czekałam na połączenie. Zestaw głośnomówiący mam. Nagle z głośników ryknęło „Ona tańczy dla mnie”. Aaaa! W popłochu rzuciłam się do zamykania szyb w samochodzie, bo inni tez mieli pootwierane 😀 No cóż, to nie jest moja ulubiona muzyka…. Strzeliłam buraka, wyciągnęłam wnioski na przyszłość i pojechałam dalej. A potem okazało się, że z tego numeru ta moja koleżanka zrezygnowała i aktualnie należał do kogoś innego. Hmm, to też mi ulżyło 😀

  124. Cześć 🙂
    Na początek chciałem zwrócić uwagę na to, że ” Konkurs potrwa do 02.06.2013″. Coś tu się nie zgadza, czyż nie? 🙂

    Jestem człowiekiem, który podąża za nowinkami technologicznymi; smartfony, komputery. Któregoś dnia musiałem skorzystać z bankomatu, a było po godzinie 8:00. Ja znajdowałem się obok dużego centrum handlowego. Wiedząc, że jest w nim bankomat mojego banku poszedłem z niego skorzystać. Podchodzę, wkładam kartę i pojawia się wybór języka. Normalne, jak zawsze… ale… Nie ma klawiszy po bokach! Zdziwienie niesamowite. Nie wiedziałem co mam zrobić, żeby chociaż oddało mi kartę. Po kilkudziesięciu sekundach wpadłem na pomysł, żeby nacisnąć paluchem na ekran. Okazało się, że jest dotykowy, a nikt nie raczył dodać takiej informacji, chociażby na obudowie. Cieszy mnie tylko fakt, że po godzinie 8:00 nie było wokół mnie wielu osób 😉 Spaliłbym się ze wstydu.
    Już wiem na przyszłość, że mogę się z takim sprzętem jeszcze spotkać.

    Pozdrawiam 🙂 Krzysiek.

  125. Było to dobrych kilkanaście lat temu(koniec lat 80,lub początek 90),jeździliśmy co tydzień z kolegami z naszej małej mieściny do miasta wojewódzkiego
    (nie mylić z Kubą Wojewódzkim)popływać na jedynym w okolicy krytym basenie.Z dworca PKS do pływalni trzeba było dojechać autobusem komunikacji miejskiej,
    ja jak zwykle kupiłem w kiosku bilety,wsiadamy do autobusu i jak co tydzień przeciskam się przez tłum ludzi do kasownika,wkładam bilety i
    szukam wajchy,dźwigni czy jak tam zwał,a tu lipa nie ma.Z posępną miną taranuję drogę do następnego kasownika,sytuacja się powtarza,co jest,wandale popsuli
    kasowniki???W końcu zlitował się nademną jakiś podciwy dziadek i wyjaśnił mi głośno i wyrażnie(tak aby cały autobus słyszał),iż pare dni temu zmieniono kasowniki
    z mechanicznych na elektroniczne (nie trzeba żadnej wajchy ciągać,wystarczy wsadzić bilet i kasownik sam robi resztę),i że ja jako młody chłopak powinienem
    się trochę orientować w tych sprawach.Jak ci wszyscy ludzie popatrzyli na mnie to nie opiszę,wyskoczyłem na pierwszym przystanku i do celu dotarłem z buta).
    A mówią,że to młodzi szybciej łapią nowinki…;)

  126. Przyznaję że jestem antytalentem jeżeli chodzi o urządzenia elektroniczne. One po prostu się na mnie uwzięły jak pies na kota i jak tylko mnie widz od razu przestają działać. Ale zacznę od początku mojej fascynującej przygody z elektroniką. Zaczęło się parę lat temu kiedy to internet wkraczał na salony. W niedzielę internet działał normalnie, a kiedy wieczorem brat wyjechał na studia wszystko szlak trafił. Od Poniedziałku nic mi nie działało, próbowałam coś naprawić przez telefon z bratem, ale nic się nie działo. Stwierdziliśmy że się popsuł Router i muszę czekać do piątku aż wróci i kiedy nastał ten dzień włączyliśmy komputer i internet po prostu działał. Czyli morał z tego taki, że nie chciał ze mną współpracować. Kolejną tragiczną wręcz historię przeżył moi znajomi, którzy chcieli mi pokazać zdjęcia na swoim laptopie i kiedy położyli mi go na kolanach po prostu zrobił się niebieski ekran i padła płyta główna komputera…. Masakra co?!
    Ale nadal się nie poddawałam i starałam się żyć dalej z moim przekleństwem. Nadarzyła się znów piękna historia na próbę nowych technologii i dostałam od narzeczonego piękne radio do samochodu. Po jakimś tygodniu radio zaczęło fiksować przeskakiwało samo z radia na płyty i odwrotnie. Oddałam więc narzeczonemu radio bo stwierdziłam że jest popsute ale On uruchomił je w swoim aucie i jeździł z nim kilka tygodni i nic się nie działa, dopóki ja nie wsiałam do samochód.
    Opowiem jeszcze jedną rzecz, która przytrafiła mi się tydzień temu, kiedy to chciałam pooglądać TV i po włączeniu czarny ekran. Włączam wyłączam stukam pukam wciskam wszystkie guziki na pilocie i NIC?! Co tu zrobić?! Szlak mnie zaraz trafi, więc wyłączyłam i sobie poszłam. Po kilku godzinach rodzice wrócili do domu włączyli TV i CO?! Oczywiście działał….
    Taka to moja historia o której mogła bym tak opowiadać bez końca.. Żal mi samej siebie bo zawsze coś popsuje i rodzina wie że lepiej mi nic do ręki nie dawać elektronicznego..
    POZDRAWIAM

  127. Dolny Śląsk. Był rok 1997. Powódź tysiąclecia. Hektolitry wody, zerwane linie energetyczne, brak prądu i początki ery GSM. Gdy zbliżała się wielka woda zostałam sama z synem. Jako, że drogi wyjazdowe były zalane na opuszczenie wioski było już za późno. Domek parterowy i lichej konstrukcji nie stanowił dobrej ochrony przed falą powodziową. W kontekście szabrowników i ochrony dobytku wybór między domem sąsiadów, a solidnym, wysokim z płaskim dachem budynkiem gospodarczym był prosty. Z synkiem wdrapaliśmy się na dach i tam obserwowaliśmy jak woda zalewa okoliczne pola i kilkudziesięciocentymetrową falę odgradzającą nas od świata. Mając jedynie najważniejsze dokumenty, telefon i kilka drobiazgów czekaliśmy na pomoc. Zajęta obserwowaniem wody na pytanie Piotrusia, czy może pobawić się telefonem szybko skinęłam głową.
    Po kilku godzinach, gdy woda nie opadała, a wręcz jej przybywało, a pomoc nie nadchodziła postanowiłam zadzwonić by wezwać straż by nas i sąsiadów ewakuowali. Wyciągam telefon i o mało nie padłam. Telefon rozładowany. Okazało się, że synek bawiąc się telefonem rozładował go do końca. Ja durna nie przewidziałam tego…
    Szok i przerażenie co teraz.

    ***
    Później okazało się, że stacjonarne działały i to jeszcze przez dwa dni po powodzi aż do chwili gdy drzewo podmyte przez wodę nie spadło na słupy z kablami telefonicznymi.

    mój mail: danabarbara@onet.eu

  128. Pewnego słonecznego dnia wybrałam się do mojego kochanego chłopaka. Mieszkamy od siebie jakieś 15 minut drogi na piechotkę ,a że mieszkamy na wsi wybrałam się do niego pieszo. +30 stopni ,toteż miałam na sobie krótkie spodenki i topik. Nic nie zapowiadało tego,co miało za chwilę nastąpić. Gdy byłam już w połowie drogi poczułam na sobie lekkie krople deszczu. Mysle sobie 'no coz. wiadome jest ,ze w lecie sa przelotne opady deeszczu’ takze nie przejelam sie tym bardzo. Aż tu nagle nie luneło ! Poczułam się jakby wóz strażacki pomylił mnie z pożarem lasu ! no coz… deszcz deszczem – pomyslalam. jednak zapytacie pewnie co to ma wspolnego z elektroniką? Otóż miałam przy sobie w spodenkach swój nowiusieńki telefon galaxy sII ,który był całkowicie zalany… Gwarancja mi tego nie objeła i tak oto pozbyłam się po tygodniu swego cudownego modelu telefonu. Od tamtej pory przynajmniej nauczyłam się nosic ze soba torebke 😛

  129. Gdy po raz pierwszy dostałam telefon dotykowy do ręki zupełnie nie wiedziałam jak on działa. Dziwnych sytuacji związanych z nauką było sporo. To wszystko działo się u mojego chłopaka. Raz zadzwoniłam do mamy, po skończonej rozmownie nie mialam pojęcia jak się rozłączyć, na ekranie nic sie nie pojawiało. Odłożyłam telefon sądząc, że po chwili „samo sie wyłączy”. Okazało się później, że mama też nie nacisneła zakończ. Minuty leciały a połaczenie wciąż trwało, o czym nie miałam zielonego pojecia. Jak się po czasie okazało, mama słyszała mnie i mojego chłopaka podczas intymnej sytuacji. Oczywiście znając ją nie zrobiła tego celowo, tylko po czasie gdy podeszła do swojego telefonu coś sprawdzić natrafiła na ciekawe odgłosy. i od razu się rozłoczyła 🙂 kiedy mi to opowiadała myślałam, że spalę się ze wstydu 😉

  130. 10 lat to kupa czasu, 10 lat temu komórki, i to nie te szare, dopiero zaczynały robienie hałasu.
    I właśnie 10 lat temu przydarzyła mi się (już nie rymowana) przygoda w dwóch odsłonach, będąca wynikiem obcowania z nową technologią, telefonem komórkowym. Ach.
    A było to tak: miałam kiedyś 2 koleżanki: Wiolę i Ewelinę, z którymi zyłam dość szczęśliwie w trójkąciku…Jednakże jak się pewnego dnia okazało, nie był to trójkąt do końca szczęsliwy, bo oto dostałam od Ewelinki SMSa skierowanego do Wioli, a mówiącego o tym, jaka to ja, Kasia, jestem zła, mało fajna, głupia i ogólnie niewarta zachodu. No fakt, może najmilszym człowiekiem na świecie nie jestem, ale żeby od razu pisać o tym SMS-y? Dodam, że chwilę później dostałam drugiego SMS-a, przepraszającego za pomyłkę i do dzisiaj nie wiem, który z nich z nich był bardziej obraźliwy 😉
    Druga odsłona mojego dramatu związanego z nowymi technologiami jest niemal identyczna, tyle tylko, ze tutaj to ja wysłałam SMS-a do Grzesia o…Grzesiu. Na szczęście nie było w nim nic obraźliwego w sposób oczywisty, bo był jedynie cześcią dłuższej konwersacji, ale pomimo wszystko, aż się zaczerwieniłam 😉

    Kasia.

  131. Jestem osobą obytą z nowinkami technologicznymi, ale nie zawsze tak było. ;p
    Za czasów dzieciństwa kiedy to miałam około 5-6 lat moi o wiele starsi bracia wykorzystywali moją naiwność i często mnie straszyli.
    Jak wiadomo nie wiele wydarzeń pamięta się z tego okresu dzieciństwa, a jednak ten jeden moment utkwił mi bardzo głęboko w pamięci. Otóż, były to początki „wielkiego” Gadu-Gadu. Wtedy było to coś jak Facebook dziś. Jeden z braci wytłumaczył mi co to jest i jak działa, ale niestety podkoloryzowań nieco swoją wypowiedź i dodał, że jeśli słoneczko koło zegarka zacznie migać raz na żółto, raz na czerwono, to znaczy że coś się dziej z komputerem, a jak słoneczko zapali się na czerwono to trzeba uciekać, bo komputer zaraz wybuchnie. Oczywiście w rzeczywistości była to tylko oznaka, że nie ma połączenia z internetem. Pewnego dnia gdy bracia jeszcze spali, a komputer był wolny, bez chwili namysłu usiadłam przed nim i włączyłam jakąś grę. Po paru minutach zauważyłam migające słoneczko. Pamiętam jak osłupiałam i liczyłam ze koniec końców stanie się żółte, lecz zmieniło się na czerwone. Od razu zaczęłam płakać, ściągać braci z łóżka i o godzinie 6 rano postawiłam cały dom na nogi. Być może chciałam nawet wyciągać rybki z akwarium, ale śmiech braci dał mi do zrozumienia że się tylko ze mnie nabijali. Po części wydaje się to śmieszną historią, ale w tak młodym wieku przeżyłam traumę i pamiętam, że przez parę lat odpuściłam sobie gry na komputerze, których i tak nie rozumiałam. 🙂

  132. Problem znany mieszkańcom mniejszych miast lub też tak zwanych „dziur” nazbyt dobrze. BRAMKI W METRZE.

    Historia jest prosta i do bólu głupia.
    Koleżanka wygrała podwójny bilet na Rocktoberfest Party (Eska Rock, świeć Panie nad Twoją duszą) i od Polskiego Busa do Stodoły trzeba było jakoś się dostać. Metro było tuż obok dworca, na którym wysiadłyśmy. Umówiłyśmy się z moim bratem (słoiki sobie pomagają w końcu, co nie?). Stał po drugiej stronie tych przeklętych bramek. Kupno biletu poszło całkiem gładko, gorzej było z przejściem. Bramki broniły się zaciekle niczym Gandalf na moście w Khazad-dûm; mimo upartego przykładania biletu do czytnika no nie chciały puścić. Czemu? TO BYŁY BRAMKI WYJŚCIOWE.

    Przeżyłam jeszcze jedną beznadziejną historię, przynajmniej dla mnie. To było rok temu, wzięłam mój pierwszy telefon dotykowy w salonie i jeszcze nie do końca umiałam go obsługiwać. Akurat z kimś rozmawiałam kiedy nie wiem w jaki sposób włączyłam tryb głośnomówiący i cały autobus dowiedział się, że, cytuję „TY JAK COŚ CHLAPNIESZ TO JAK MARTWY GOŁĄB O PARAPET”. Uciekłam z autobusu na najbliższym przystanku XD

  133. Mając pierwszy raz smartfona w dłoni, nie wiedziałem kompletnie co zrobić. Przeszukiwałem opakowanie od niego w celu znalezienia jakiejś klawiatury.. Kiedy już się zorientowałem, że nie ma, to jakimś cudem uruchomiłem go. Jednak tu czekała kolejna niespodzianka. Próbując cokolwiek na nim zrobić cały czas mi się klawiatura obracała, szczególnie podczas pisania wiadomości.

  134. Początek lat 90., wycieczka wiejskiej szkoły do Warszawy. Punkt obowiązkowy – McDonald’s, „pierwszy raz” dla 10-letniego Łukaszka. Z jedzeniem poszło łatwo, po jedzeniu – jak na dobrze wychowane dziecko przystało – odrobina higieny…
    W łazience kran był, brakowało jednak w nim kurków. Podejrzana sprawa. Mały Łukasz próbuje naciskać na różne sposoby – woda nie leci. „Zepsuty?” – Łukasz uderza małą piąstką w armaturę. Nic. Podchodzi pan, mówi „przepraszam”, podstawia ręce. Woda leci, a policzki Łukasza pokrywają się rumieńcem.

  135. Koleżanka z pracy zaraz przed emeryturą postanowiła podnieść kwalifikacje na jednej z wyższych uczelni (tryb zaoczny). Rozpoczęła „programowanie”, które polegało na przepisywaniu kodu na komputerze. W pewnym momencie wszystko zniknęło – owoc kilku godzin pracy. Labidzenie, płacz, wyzwiska, totalne załamanie itp. Zwróciła się o pomoc do mnie. Co się stało? Okazało się, że po zapełnieniu całej strony automatycznie pojawiła się nowa pusta. Wystarczyło przewinąć ekran klawiszem PgUp lub strzałką do góry i cała praca znów pojawiła się na ekranie. Najśmieszniejsze jest to, że koleżanka otrzymała tytuł mgr inżynierii oprogramowania.

  136. Moją mocną stroną – jeśli chodzi o nowoczesność i komunikację – jest kreatywność, umiejętność porównywania za pomocą cytatów, metafor, bezproblemowe sięganie do pamięci i korzystanie ze swoistej bazy liczb, artykułów, informacji. I chyba tyle, bo – chociaż marzyłam, by było inaczej i ciągle próbuję sobie wmówić za pomocą afirmacji jaka to jestem świadoma i elastyczna technologicznie – cienko idzie mi ze wszystkim, co wiąże się już chociażby z prądem. Z techniką i technologią.
    Pamiętam, że już od początku tak było. Młodsze rodzeństwo organizowało sobie ogniska w domu (w koszu na śmieci, w popielniczce, na parapecie między oknami, w szafie…), a ja ciągle bałam się podpalić gaz. Potem budzili mnie rażąc prądem z bateryjki. No to co, że to tylko bateria?!! Taka pobudka nie jest miła!
    Jak kupiłam sobie komputer – za samodzielnie zaoszczędzone pieniądze – to popsuł mi go starszy brat. Stwierdził: „Popsuł się. Po prostu przestał działać”. Miałam spore wątpliwości, bo czegokolwiek Damian dotknął, dziwnym trafem się psuło. Ale i tak nie miał kasy, więc nie było sensu ściągać z niego choćby na naprawę.
    Komórki (telefony) miałam zawsze chyba najstarsze, w bardzo opłakanym już stanie, słowem – dziadowskie. Bardzo przyzwyczajałam się do nich i nie mogłam jakoś „przejść” na inną. Zwieńczeniem akcji „Paulina woli to, co sprawdzone” (a tak naprawdę: „Boję się tego, co nowe”) było kupienie nowego aparatu fotograficznego i wyjęcie go z pudełka… po dwóch latach. Wiem, wiem, wiem!! Wstyd.
    I ta rozlatująca się komórka, z której – dosłownie – co chwilę odpadał jakiś przycisk, bo namiętnie wysyłałam smsy. Miałam już nową. Ale nieee – „stara jest lepsza”.
    Najciekawszym wydarzeniem była moja praca związana z badaniami edukacyjnymi dzieci – tak się bałam pracy z tabletem, że tuż przed pierwszym dniem badań nie mogłam spać i bolało mnie serce. Mimo, że wszystko powiedzieli i zademonstrowali mi na szkoleniu (był ten egzamin, który przecież zdałam!:), i tak czułam strach. Ustępował z każdym badaniem (pewnie dlatego, że oprócz antytalentu do technologii mam wielki dar świetnego, naturalnego kontaktu z ludźmi), by pojawić się na nowo z całą swą intensywnością zaraz po zakończeniu badań – trzeba było przesłać dane za pomocą internetu. Czyli: ściągnąć specjalny program (aaaaa!!!!), zainstalować je na swoim laptopie (taa, doczekałam się laptopika:), zgrać pliki z tabletu, upakować je za pomocą ów programu i wysłać. Nie obyło się bez wymówek, odkładania tej części pracy, rozżalonych telefonów do firmy („Co mam robić???”) (bo też – jak to z programami – tablet podczas badań się zawiesił ze trzy razy, musiałam przerwać badania, potem miałam kilka plików dot. tego samego badania i nie wiedziałam, który z nich ostatecznie wysłać, takie tam…). W końcu poprosiłam o pomoc swojego chłopaka, obiecując mu połowę wynagrodzenia (nie przyjął) który raz dwa wysłał mi to do firmy. Okazało się, że i on miał problemy „z prościutkim mailikiem”, bo cała akcja (jak się PÓŹNIEJ okazało – później, czyli po moich nerwach..) pt.”badania” była w zasadzie dla celów sprawdzenia narzędzi (które były w fazie dopracowywania, a więc nie musiały być doskonałe – z której to cechy chętnie korzystały), a nie – zebrania wyników.
    Cóż, hmm, ogólnie to…. myślę, że nie jest źle 🙂
    Che, che – wiecie, co jest najśmieszniejsze? Wiele osób sądzi, że ja się świetnie znam na komputerach, itp. Nie mam pojęcia, skąd im się to bierze. Pewnie stąd, że jestem dobra w wielu innych rzeczach, taki „efekt aureoli” 😉 Nie wyprowadzam ich z błędu 🙂

  137. Choć ta sytuacja nie będzie nadzwyczajna,
    Opowiem wam o niej – jestem lojalna.
    W końcu Jolanta to imię moje,
    a oto moje technologiczne podboje :
    nie pamiętam dokładnie kiedy to było,
    lecz dosyć mocno mi się to utrwaliło.
    Do hipermarketu wybrałam się na zakupy,
    Po składniki do ogórkowej zupy.
    Wyborem produktów podekscytowana,
    wypełniłam koszyk szczerze uradowana.
    Podeszłam do kasy, lecz nie było kasjerki,
    Rozejrzałam się wokół, zerkając na barierki.
    Poszukując wzrokiem kogoś do kasy,
    Chwyciłam jeszcze dwa ananasy.
    Wówczas zrozumiałam- samoobsługa!
    Wow! To postępu cywilizacyjnego zasługa.
    Pośpiesznie ruszyłam do automatycznego „robota”,
    Słuchając instynktu, ot, nie dziwota.
    W polecenia głosu się wsłuchiwałam,
    I jak spłoszona sarna się zachowywałam.
    Ciągle wykonywałam jakiś błąd,
    myślałam :„mam ochotę uciec już stąd!”
    Wreszcie, kiedy już zapłaciłam,
    Z wielką ulgą tę kasę opuściłam.
    Wtem ochroniarz zaczepił mnie zdumiony :
    „czy pani zakup został zakończony?”
    Nie zapłaciłam za wszystko – jak się okazało,
    A jakby tego wstydu było mało,
    Sąsiad widział tę całą sytuację,
    I pod nosem wycedził „ha, miałem rację”…
    Tak zakończyły się moje technologiczne podboje,
    A hipermarketów do dzisiaj nieco się boję…

  138. Parę miesięcy temu zakupiłem smartfon znanej firmy. Smartfon ten miał być wodoodporny, jak się okazało po paru dniach korzystania z niego, nie był. Pewnego razu wrzuciłem telefon do akwarium zupełnie przypadkiem(Chciałem nakarmić rybki) jednak zbytnio nie przejmowałem się tym, bo wiedziałem, że jest wodoodporny, po wyciągnięciu z akwarium, telefon w ogóle nie reagował..Szybko napisałem reklamację do tej firmy i wysłałem im zalany telefon. Firma ta okazała się w stosunku do mnie wyrozumiałością i w zamian za zalany telefon przysłali mi najnowszy model ich smartfonu a także była umieszczona kartka z napisem, że zapewniają, iż ten smartfon na pewno wodoodporny. Jak widać rzeczy martwe lubią robić na złość, mam nadzieję, że smartfon, który dostałem posłuży mi kilka lat 🙂

  139. Może nie jestem ATECHNOLOGICZNA, ale próbując dostosowywać się w
    zawrotnym tempie do otoczenia,
    zdarza mi się napotykać nieprzewidziane trudności.
    „Nieprzewidziane”, ponieważ jestem takim typem typa,który ciągle wizualizuje
    sobie co to zaraz będzie.
    I kiedy już wydaje się,że nic nie może mnie zaskoczyć wyrastają przede mną jak
    grzyby po deszczu, kosmiczne”drzwi”.
    A to wszystko dzieje się w pierwszym dniu nowej pracy!
    Patrzę na to coś, takie metalowe, podłużne, migające lampkami, a Pan w portierni czeka
    aż zrobię pierwszy krok.
    No i robię! A on nie zdąży krzyknąć, że proszę poczekać!!! A ja już wiszę przewieszona w
    połowie
    na tych „drzwiach”.
    I zastanawiam się co się dzieję!
    Przerzucam się z powrotem na początek przygody, a Pan z portierni z obrażoną miną,
    przykłada kartę do urządzenia na ścianie, zapala się zielona lampka, a „drzwi”
    pod wpływem mojego nacisku,przemieszczają
    się razem ze mną na właściwą stronę.
    Dodam,że cała moja nowa firma, jest na-szprycowana technologią nie z tej ziemi.
    I pewnie jeszcze nie raz przyjdzie mi mierzyć się ze swoim małym zawstydzeniem.
    Np. zamawiając kawę z automatu, który drobnym maczkiem napisane ma „Proszę postawić
    SWÓJ kubek”.
    Tak też spłynęła mi kawa, z monetami, na dno automatu:P
    Pozdrawiam
    Wszystkich
    „Zaskoczonych”

  140. Moja historia jest trochę inna niż reszty, bo nie dotyczy telefonu komórkowego, a trochę innej technologii: mianowicie automatycznie otwierających się drzwi.
    Pewnego razu, dość niedawno, chciałam udać się do jednego z łódzkich sklepów z elektroniką. Przekonana o tym, że żyjemy w takich czasach, kiedy drzwi otwierają się jak tylko się zbliżę czekałam na tą chwilę, niestety nie nastąpiła ona. Stałam przy drzwiach dłuższą chwilę, robiąc krok w przód, krok w tył, w końcu z miną obrażonego dziecka odeszłam tupiąc przy tym nogami ze złości. Jak się domyślasz po chwili ze sklepu, całkowicie bez problemu, chwytając za klamkę, wyszło kilka osób. Niestety czasami brak technologii może być większym problemem niż jej obecność 🙂

  141. Było to pewnego dnia,właśnie co kupiłam sobie tablet i do tego tą podstawkę/obudowę z klawiaturą,postawiłam go na biurko to wyglądał jak mini laptopik,moja mam przyszła do pokoju chwyta za myszkę od komputera i próbuje coś włączyć a komp wyłączony,myślała ze wejdzie w tablecie na coś a to to przecież jest dotykowe,mowie wam wyglądało to super,jak próbowała wejść i krzyczała ej czemu to nie idzie? gdzie ten kursor od myszki 😀
    E-mail : doncik0000@wp.pl

  142. Parę lat temu, postanowiłem jechać z dziewczyną nad morze autem (zawsze jeździliśmy pociągiem ale nie tym razem). Z racji żeby dojechać nad morze musiałem przejechać całą Polskę postanowiłem zakupić nawigację. Bagaże spakowane, auto zatankowane, nawigacja ustawiona i w drogę. Nawigację ustawiłem na omijanie dróg płatnych i trasę najkrótszą. Po przejechaniu jakichś 300 km, głównie drogami – jakby to określić – wiejskimi, oddalonymi od dużych miast, stwierdziłem że chyba coś jest nie tak. Ale przecież nawigacja powinna prowadzić mnie prawidłowo, więc postanowiłem ją przestawić na „trasę najszybszą” i ku mojemu zdziwieniu dystans jaki pozostał do celu wynosił ponad 600 km… Co się potem okazało, przez przypadek gdzieś nieumiejętnie wcisnąłem, i ustawiłem trasę przez jakieś miasto które w ogóle nie było po drodze nad morze i dlatego droga zboczyła ponad 200 km od trasy docelowej. Takim to sposobem była to najdłuższa i najbardziej stresująca wyprawa na wczasy. Teraz zanim wyruszę sprawdzam ustawienia nawigacji po kilka razy, żebym znowu nie miał „przygód” w trasie. W końcu człowiek uczy się na błędach 😀

  143. Moja najgłupsza sytuacja z udziałem nowych technologii miała miejsce ładnych kilkanaście lat temu i na szczęście obyła się bez świadków. Można by ją trochę, tylko trochę, tłumaczyć tym, że suma zim które dane mi było w życiu oglądać nie wykraczała wtedy poza dziesięć. Był to czas kiedy urządzenie takie jak telefon komórkowy dopiero zaczynało pojawiać się w domach w jakiejś większej ilości. Patrzyłam na komórki mamy, taty i starszego brata nieufnie i stanowczo odrzucałam propozycje by mi też coś takiego sprawić. Nie! A po co mi, zaraz się zacznie „a czemu nie masz przy sobie telefonu?”, „a czemu nie odbierasz?”, „a gdzie ty w ogóle jesteś?”. A takiego! Nie chcę!

    Cóż, przyszedł czas kiedy okazało się, że telefon może się jednak przydać – tak wyjątkowo oczywiście. Kiedy siedziałam sobie sama w domu wyniknęłą jakaś sprawa niesłychanie dla mnie ważna i nie cierpiąca zwłoki. Nie pamiętam dokładnie, ale zapewne chodziło o światowy pokój, inwazję obcych lub lek na raka, w każdym razie okazało się, że koniecznie, terazzarazjuż potrzebuję czegoś od matki mojej jedynej. Która jest teraz w pracy. Ot, problem logistyczny. Zaczęłam krążenie po domu i jest! Bratowa komórka leży sobie spokojnie na półeczce. Siadłam na łóżku i w skupieniu zajęłam się studiowaniem interfejsu przedpotopowej Nokii. Kontakty… mama… i teraz zielona słuchawka, tak? Przyłożyłam telefon do ucha i czekam. Nagle słyszę sygnał dzwonka z drugiego pokoju więc biegnę – to chyba telefon taty. Musiał teraz zadzwonić? Chyba go zostawię. A może to coś ważnego? Odbiorę, a ten pierwszy rozłączę i tak nie odpowiada. Mając dwa telefony w rękach pomerdałam kolejność i najpierw odebrałam przychodzące połączenie mówiąc odruchowo „halo” do słuchawki. Wtem słyszę, że mama jednak odebrała i coś powiedziała. Spanikowana rzuciłam do niej szybko, że muszę się rozłączyć i zaraz zadzwonię, po czym powróciłam do nieznanego rozmówcy z telefonu ojca by dowiedzieć się jakąż to sprawę tacie przekazać. Rozmówca, który to jeszcze przed sekundą coś szwargotał teraz nie tylko zamilkł, ale i zakończył połączenie. Odsunęłam telefon od ucha i przyjrzałam mu się uważnie, a w miarę jak na moją głowę spływało zrozumienie tak na moją twarz wpływał karminowy rumieniec. Tak, przeprowadziłam fascynującą rozmowę telefoniczną sama ze sobą. Szybko odłożyłam telefony tam gdzie były i wróciłam do swoich spraw które jednak mogły trochę poczekać.
    Ło matko i córko, dobrze że nikt tego nie widział…

  144. co było najgorsze.. wybuchł mi pare lat temu iphone będąc w kurtce w kieszeni. do tej pory nie wiem co się stało 🙂
    Dobrze że nie trzymałem go w ręku albo w kieszeni przy ciele

  145. Nigdy nie interesowałam się nowościami w technologii… i pożałowałam tego 10.05.2012 roku na ustnej maturze z języka angielskiego, gdy wylosowałam zestaw „Modern technology”. W jednej sekundzie zrobiło mi się gorąco, zimno, miałam mroczki przed oczami… byłam świadoma, że nieznajomość tematu może spowodować oblanie matury ! To było straszne uczucie! Maturę zaliczyłam, o dziwo, jakimś cudem wybrnęłam z tego, ale od tej chwili raz na jakiś czas czytam o różnych nowinkach w świecie technologii. Nigdy nie wiadomo kiedy może się to przydać:)

  146. Historia nie moja lecz mojej mamy. Zasłyszana przeze mnie osobiście :). Druga połowa lat 90′, kiedy to telefony komórkowe powoli stawały się dostępne dla typowego Kowalskiego i nie każdy wiedział do końca jak to wszystko działa. Rodzice zdecydowali się na kupno tego przełomowego wynalazku. Mama postanowiła zadzwonić do koleżanki i pochwalić się nowym nabytkiem (’my już są Amerykany’ i telefon mamy :)). Rozmowa w skrócie wyglądała mniej więcej tak:
    M: Cześć Halinko, dzwonie do Ciebie z mojego nowego telefonu, jakbyś też taki miała to mogłabym Ci wysłać SMS… itd.
    H: Ooo, a co ten telefon jeszcze potrafi?
    W tym momencie mama rzuciła dla jaj:
    M:Wiesz, widzę Cie nawet w tym momencie na ekranie i wiem co robisz!
    H: Boże, a ja taka nieuczesana!

    Do dzisiaj, po ponad 15 latach, mamy niezły ubaw z tej sytuacji.
    Pozdrawiam, Michał
    email: mwptaq(at)gmail.com

  147. Kilka miesięcy temu w pracy moja a-technologiczna koleżanka poprosiła mnie o pomoc przy uruchomieniu internetu w smartfonie, ponieważ sama nie umiała tego zrobić. Usłuchawszy jej prośby uruchomiłem transfer danych i oddałem jej „słuchawkę”. Wzięła ją do ręki i po kilku sekundach stwierdziła, że operator chyba popełnił jakiś błąd, bo ona zamawiała pakiet 1gb internetu, a ma 3gb. Zapytałem jej a skąd wiesz, że dostałaś 3gb internetu? Odpowiedziała mi: bo tutaj na górze w rogu jest napisane 3G 😀

  148. Ehh… niedawno poszłam do biblioteki, gdzie musiałam skorzystać z Microsoft Worda 2007, w domu używając starszej wersji. I weszłam w ten program, nie spodziewając się niczego niezwykłego, kiedy zobaczyłam, że nie ma tam żadnych opcji. Nic- żaden wybór czcionki, rozmiaru, wierszowania. Pomyślałam – „coś tu jest nie tak, i jak ja mam teraz pracować? Ktoś zepsuł Worda!”. Po chwili przyszła moja koleżanka… najechała na pasek „Narzędzi główne” i wszystko było tak jak powinno być. poczułam się tak głupio, że chciałam zapaść się pod ziemię. Wstyd mi mojej głupoty, jak mogłam na to nie wpaść?! Jak teraz o tym myślę, zżera mnie od środka.

  149. Kilka miesięcy temu w jednym ze sklepów „nie dla idiotów” bawiłem się jakimś tabletem z Androidem, a że jestem (nie)skromny strzeliłem sobie #selfie. Jakoś tak wyszło, że nie usunąłem tego zdjęcia i wyszedłem. Kilka dni później, kolega podrzucił mi linka do spotted, „bo ten ziomek wygląda jak Ty”. Okazało się, że szuka mnie dziewczyna, której się spodobałem 😀 (pozdrowienia dla Magdy). Dla ciekawskich dodam, że nie było happy endu, zostaliśmy znajomymi z Facebooka.

  150. Było to już dawno, dawno temu… Będąc jeszcze dzieckiem wraz z bratem ciotecznym lubiliśmy spędzać czas u dziadków a dokładniej w starej szopie dziadka, w której trzymał on masę starych przedmiotów, narzędzi i temu podobnych rzeczy. Jak wiadomo dla dzieciaków takie miejsca to istny raj. Pewnego dnia przyszła dość dokuczliwa burza a schowanie się w takiej szopie bez opieki dorosłych, udawanie, że ta szopa to „nasz dom” było czymś ahhh… aż trudno to opisać. A że było dość ciemno postanowiliśmy włączyć światło do którego włącznik był dość wysoko i to właśnie wtedy dostaliśmy olśnienia: A dlaczego by nie włączyć światła 20 kg młotkiem, który znajdował się nieopodal ?! Wspólnymi siłami podnieśliśmy młot, z całych naszych sił uderzyliśmy w włącznik … I tak ! Przez nasze ciało przeszedł prąd było to uczucie którego nie zapomnę do dzisiaj, wysokie napięcie dokończyło resztę i zmusiło dziadka do usunięcia tej drewnianej stojącej tam chyba 1000 lat budowli 🙂 Wtedy nauczyłem się, że aby obcować z nową technologią trzeba być odrobinę rozważniejszym człowiekiem.

  151. Nigdy nie myślałam ,że pokona mnie mój własny laptop.A jednak. Były to moje początki obcowania z nim, no coś tam już wiedziałam o obsłudze a ze Skype korzystałam po raz drugi z życiu. Zadowolona dzwonię sobie do kolegi z roku,dodam że zalrżało mi bardzo żeby wypaść na tak…oczywiście wideorozmowa. Piękna czerwona sukienka, równie czerwone usta,a za laptopem czerwone wino na odwagę. Ale dzwonię tylko zapytać o jakieś tam notatki. Każdy powód jest dobry:) Rozmawiamy sobie, pogaduszki, uśmieszki, hihih hahah i na zakończenie buziaczek-wirtualny. Wszystko było by ok gdyby nie za ciasna sukienka, która opięła mnie tak że wzdęcie osiągnęło poziom FULL> I gdy tylko się pożegnaliśmy i myślałam ,że rozmowa jest zakończona, dałam sobie luzu. Głośne prrrr rozległo się echem po pokoju….nie tylko moim! Zapomniałam się rozłączyc….a włosy niby nie blond. W życiu nie słyszałam takiego ryku-śmiech kilku chłopów w akademickim pokoju obleciał całe miasto i wpadł do mojego pokoju echem! I tak zostaliśmy przyjaciółmi,albo raczej….znajomymi….dalekimi znajomymi.

  152. A ja pamietam, jak to telefony komorkowe wchodzily kilkanascie lat temu i do mojej kolezanki ze studiow zadzwonił dziadek. Wyjechala na studia z malego miasteczka do „wielkiego miasta”. Dziadek próbował sie połączyć kilkanaście (a może kilkadzieiąt ) razy i nic. Nagrał się na pocztę głosową. Kolezanka nie zwrociła uwagi i nie oddzwoniła. Następnym razem będąc w „domu” zapowiedziała się na wizytę u dziadka. Wchodzi, a dziadek ją wita bukietem kwiatów, odszykowany. Ta stoi jak wryta. Po czym dziadek mówi:” Wnusiu, ja zawsze w Ciebie wierzylem, wiedziałem, że jak do Stolicy wyjedziesz to szybko karierę zrobisz. Ledwo miesiąc studiów, a Ty juz swoja własną sekretarkę masz. Odbiera Twój telefon, jak nie możesz podejść. Super. Tylko wiesz wnusiu, jakaś niekompetentna. Chyba, ze sto razy jej mówiłem, zeby Ci przekazała, żebyś oddzwoniła, a ona zapomniała……”
    Do tej pory się z tej historii zaśmiewamy, a rok był wtedy 2000!!!!!Pozdrawiam Cię serdecznie Agnieszko G.

  153. Dobrych parę lat temu, gdy chodziłam jeszcze do gimnazjum i nie wiedziałam co to świat, przydarzyła mi się fatalna historia. Nie byłam orłem w dziedzinie elektroniki, tym bardziej, że sama nie miałam komputera w domu. No wiec, nastała lekcja informatyki. Pani była czymś zajęta, każdy robił co chciał. Jedni grali w durne gierki, inni przeglądali Internet. A ja? Weszłam sobie na pocztę, by sprawdzić, co słychać (oczywiście sam spam). Znalazłam jednak list, który mnie zainteresował. Kolega z klasy wysłał maila z tematem „Ważne, odbierz jak najszybciej”. Rozglądam się po klasie – nauczycielka gada z dyrektorem, który właśnie przyszedł. Koledzy sobie grają. No więc otworzyłam list, a tam TAKI HAŁAS, że myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Na cały ekran wyskoczyła wielka, animowana krowa i zaczęła muczeć i wyć. Próbowałam wyłączyć to ustrojstwo, wyciszyć, cokolwiek! Ale się nie dało… Oczy wszystkich były zwrócone na mnie, a ja spaliłam buraka. Chłopaki śmiali się do rozpuku, nauczycielka była zmieszana, a dyrektor był mega wkurzony – nie wiem, czy bardziej na mnie, czy na chłopaków. Od tamtego momentu wszystkie maile sprawdzam w samotności!

  154. TROCHĘ BRONIŁEM SIĘ PRZED SMARTFONEM. Wmawiałem sobie, że mi toto nie potrzebne, że telefon jest do dzwonienia, i że w życiu nie wydam więcej niż dwa złote miesięcznie na mobilny internet.

    Błąd.

    To był jeden z pierwszych wieczorów z moją niby-smartfonową NOKIĄ Z SYMBIANEM. Była bardzo wczesna wiosna, a ja od czasu do czasu pomagałem jednemu starszemu Panu w pracach w jego wielkopowierzchniowym sadzie. Ogólnie rzecz biorąc – przycinaliśmy drzewka owocowe.

    Dziadzio miał zdrowy zwyczaj budzić się mniej więcej o czwartej nad ranem. I nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby tylko o tej porze nie dzwonił do mnie przerywając mój sen REM i nie pytał jakby nigdy nic: „To co Karol, przyjedziesz dzisiaj?? No, to zbieraj się powoli”.

    4 AM!

    Pewnego „samego ranka” nie zdążyłem odebrać takiego telefonu od Staruszka (czyt. nie obudził mnie wystarczająco szybko ryk dzwonka telefonu). Nacisnąłem na ślepo i kompletnie domyślnie listę połączeń. Przyzwyczajenie z konwencjonalnej komórki.

    Oddzwaniam zatem na ostatni numer. W słuchawce słyszę zaspany głos: „Haloooo, kto to?…” (głos wyraźnie zaspany, jakbym kogoś zdarł właśnie z…). Zmarszczyłem brwi. Przecierając oczy sprawdzam adresata połączenia. ZADZWONIŁEM DO GOŚCIA, Z KTÓRYM ROZMAWIAŁEM POPRZEDNIEGO DNIA W SPRAWACH SŁUŻBOWYCH!

    O 4 AM!

    Ledwo wymamrotałem: „Pszszsepraszszam, pomyłka…” i rozłączyłem się. Tego rańca zapamiętałem jedno: żeby obsługiwać smartfona, musisz patrzeć na ekran! 😀
    kunat.karol@gmail.com

  155. Najśmieszniejsza rzecz jaka przytrafiła mi się w związku z nową technologią, nie dotknęła mnie bezpośrednio, aczkolwiek miałem w tym duży współudział. Podczas zakładania maila na tablecie wujka (mail miał być dla niego), zapytałem nieświadomie:
    – Wujek, na jakiej stronie chciałbyś mieć tego maila. Odpowiedź wujka:
    – Nie wiem, może być na Windows.
    Oczywiście całe towarzystwo, które było w okół, wraz ze mną buchnęło śmiechem, a tą jakże krótką anegdotę wspominamy do dziś.

    Pozdrawiam

  156. Zostawiłam roczne dzieciątko z teściową i pobiegłam do pracy. Wcześniej udzieliłam jej krótkiej instrukcji korzystania ze starej Nokii. Żeby jej było łatwiej zostawiłam jej plakietkę z moim numerem tel (tę, do której mocujemy kartę SIM) -nie umiała korzystać z książki telefonicznej. W „razie czego” miała zadzwonić…ale się nie doczekałam. Wracam do domu, pytam teściową, czemu nie zadzwoniła i co słyszę ?
    -Aaaaa….bo ja nie wiedziałam, jak taką wielką kartę do tego telefonu włożyć, żeby zadzwonić.
    Ręce opadają 😀 do dziś korzysta z bezprzewodowej domówki, inne telefony z nią nie współpracują.
    I pomyśleć, że na poczcie pracowała 🙂
    Ciężka dola nauczyciela obsługi komórek/ smartfonów 😀

  157. Mój małżonek lat temu kilka miał tendencję do gubienia telefonów. Zacznijmy od roku 1999 i zacnej Nokii 5110, którą ukradli mu w knajpie. No, ale nic to. Przez jakiś czas był spokój. Aż do pojawienia się telefonu marzeń, czyli Nokii 6310i. Sławetny ten telefon przeżył kilka ciekawych zdarzeń. Pierwszą przygodę Nokia miała zimą. Małżonek pojechał do pracy na późne popołudnie, było już ciemno, zaczynał prószyć śnieg. Przed wyjściem do pracy wyszedł z psami. A że jedna sucz miała rzadką… przypadłość, to chyba godzinę później musiałam z nią wylecieć na szybką kupę. Dzwonię więc do ślubnego, aby oznajmić mu o tej wątpliwej przyjemności. Ku mojemu zdziwieniu na trawniku widzę migający na niebiesko śnieg! Oczywiście, 6310i wypadła mu jak się schylała, żeby zebrać klocka. Drugą przygodę ten sam aparat zaliczył znowu na spacerze z psami, na szczęście w nocy. Wypadł sobie na ścieżkę i na szczęście było na tyle późno, że nikt już po nas tamtędy nie szedł i udało się go zlokalizować, znowu po migającym niczym świetlik wyświetlaczu. Trzecia przygoda Nokie spotkała w toalecie… Małżonek poszedł siusiu, klapnął sobie na sedesie, żeby poużywać owego „i”. Poprzeglądał sobie jakieś newsy, po czym położył telefon na klapie od kosza na bieliznę. Ściągnął majtusie i chciał wrzucić do prania, podniósł więc klapę kosza, a nokia uroczo zrobiła PLUM! I zanurkowała w czeluściach sedesu. Nie wahając się ni chwili ręka małżonka podążyła w ślad za nią. Na szczę-ście (a propos, jak jest „szczęśliwy” w zdrobnieniu? ………… „siusiam śliweczki”) w sedesie był wyłącznie nr 1. Po wyciągnięciu, wyłączeniu, wypłukaniu i dokładnym wysuszeniu tak telefonu, jak i ręki, okazało się, że ręka nie śmierdzi, a nokia działa. Tylko przyspiesza wszystko 8 razy – czas, tempo dzwonków….:) Czwartej przygody niestety nokia nie przeżyła, bo utopiła się w jeziorku gdzieś w okolicach Ślęży… Pokój jej baterii!

  158. Ok.. Nowe technologie.. Czy do tego zalicza się też używanie mózgu? ;p Obstawiam, że w takiej dobie naszej rzeczywistości mózg to nowa technologia ;p i Droga autorko blogu.. Panowie, Panie..zacni internauci ble ble.. udało mi się nie użyć mózgu! ;p To żaden powód do dumy.. ale taki rzeczywisty i pewnie bliski wam wielu 🙂 Pomijam tutaj ładowanie telefonu bez podłączenia ładowarki do prądu i pomijam fakt, że zrobiłam płatki na mleku BEZ MLEKA w mikrofali, która prawie się nie spaliła xD Ostatnio z koleżanką szłyśmy na imprezę.. fajnie fajnie..alkohol te sprawy.. Ciemno i nacisk na pęcherz ;/ Więc idziemy „w krzaki” – no kto nie chodzi gdy potrzeba mówi „muszę siusiu”.. no kto? ;p No i poszłyśmy wyłączając mózg ;p Wpadłyśmy do rowu ;p To mózg chyba był już niedostępny.. lub niezaktualizowany. Koleżanka prawie jadła piach.. nie uwierzyłam – musiałam spr.. Krok do przodu.. i koniec ;p Jestem sobie w rowie i mam ubaw taki jak wiewiórka na widok orzeszka ;p To jedyna wpadka jaką w życiu zaliczyłam xD Jedyna wpadka bez konsekwencji dodam ;p No czy z mózgiem byśmy wpadły do polskiego Rowu Mariańskiego? ;p Nie… chyba nie ;p Pomyśleć jak to się stało? A w sumie..mam to gdzieś ;p Kolano zadrapane.. rajstopy (dobrze, że te z biedronki:) podarte.. Mózg już ogarnięty ;p Co mogę chcieć więcej od życia? ;p Chyba więcej wyłączonego mózgu 😀

  159. U mnie sprawa wygląda tak – jestem ogromnym geekiem i maniakiem nowych technologii, więc korzystam z nich naprawdę często i może przez to udaje mi się unikać wpadek. No, a przynajmniej zazwyczaj… Jedna z historii była tak głupia i śmieszna, że aż dzisiaj ciężko mi w to uwierzyć. Otóż posiadam na stanie słuchawki z mikrofonem, kosztujące kawał grosza, więc liczyłem na dobrą jakość dźwięku. Pewnego dnia, aby je przetestować postanowiłem pograć w coś online, ze znajomymi. Podpinam słuchawki, podpinam mikrofon, no i gramy… Pytam o to jak mnie słychać i dostaje odpowiedź, że tak, jakbym siedział w studni. Myślę sobie – no nic, słuchawki z mikrofonem widzę kosztowne, ale jakość raczej kiepska. Pograliśmy sobie jakiś czas, zrobiliśmy przerwę i postanowiłem sprawdzić ustawienia systemowe dot. nagrywania dźwięku. Co się okazało? Mikrofon był WYŁĄCZONY, a dźwięk szedł przez mikrofon wbudowany w laptopa. Tragedia – nic dziwnego, że brzmiałem jak Darth Vader nadający ze studni. 😉

  160. Jak sobie o tym pomyślę, nadal jest mi strasznie głupio.. Całą rodziną byliśmy w Tatrach, szliśmy nad Morskie Oko, kiedy pewien straszy Chińczyk poprosił mnie o zrobienie zdjęcia jemu i jego żonie. Pokazał na swój telefon (był to smartfon, ale wtedy jeszcze nie znałam takiego słowa) i wskazał palcem kamerę z tylnej strony. Następnie ustawił się z żoną na tle wodospadu i grzecznie czekał aż wykonam „zadanie” 🙂 Nadeszła wiekopomna chwila.. Musiałam zrobić zdjęcie urządzeniem, które pierwszy raz widziałam na oczy. Więc spojrzałam do wskazanej przez staruszka kamerki. i.. niestety nic tam nie ujrzałam.. było czarno…Oderwałam wzrok i moim oczom ukazała się Chińczyk z żoną turlający się ze śmiechu. Mało tego, nagle zauważyłam, że przyjechali oni z wycieczką i większa część Chińczyków także nie ukrywała rozbawienia. Nigdy nie byłam tak zawstydzona!!! Staruszek odwrócił urządzenie i pokazał mi gdzie mam patrzeć. Wtedy cała grupa podeszła do zdjęcia i zestresowałam się jeszcze bardziej, że znów zrobię coś głupiego. Ale udało się- pstrykłam im fotkę! I tak nauczyłam się robić zdjęcia smartfonami! W smartfonach podczas robienia fotek patrzy się do ekranu, a nie do kamerki 😉 Często wspominam to wydarzenie i myślę sobie, jaka to byłam głupia 😉 Pozdrawiam!

  161. Szczytem takiej znajomości techniki była u mnie w domu moja mama. Kilka lat temu jak tylko weszły na rynek papierosy elektroniczne mama dostała cały zestaw w ramach odzwyczajania się od palenia. Doszykowałam jej od razu jednego i mama poszła sobie zapalić na swoje ulubione miejsce. Jakie było zdziwienie całej rodziny gdy po chwili usłyszeliśmy- „ALE TO SIĘ NIE CHCE PALIĆ!”. Consuetudo est altera natura- mama podpaliła zapalniczką papierosa elektronicznego 🙂 O dziwo nie zaszkodziło to temu egzemplarzowi- służył jej jeszcze długo 🙂
    mail- kociko@interia.pl

  162. Wigilia 2013. Od tygodni planuję oświadczyny. Wszystko relacjonuje mojemu przyjacielowi, on mnie wspiera, podpowiada nowe pomysły i rozwiązania. Wszystko ukryte w idealnej tajemnicy przed moją dziewczyną…30min przed wszystkim przyajciel wysyła do mnie SMS: „trzymaj się, wszystko pójdzie dobrze…” ja odpisuję: „trzymaj kciuki za chwilę najważniejszy moment w moim życiu, mój świat się zmieni…” Wchodzę do domu – a dziewczyna pyta: „a co się dziś zmieni…? ” hehe, mój smartfon wybrał ulubiony kontakt do smsa zamiast odpowiedzieć przyjacielowi… 🙂 i jak sie to skończyło? – za dokładnie 26 dni bierzemy ślub 🙂 POZDRAWIAM wszystkich zakochanych! 🙂

  163. Zdarzenie to miało miejsce kilka lat temu. Kiedy w moim domu pojawił się pierwszy telefon komórkowy, a technologia ta była nowością – nie umiałam nawet poprawnie napisać SMS-a. Niezwykle denerwująca okazała się metoda słownika ustawiona automatycznie w tym bezprzewodowym urządzeniu. Wystukiwanie właściwego słowa, a co za tym idzie – krótkiego tekstu, okazywała się nie lada wyzwaniem. Próby zapanowania nad ‘’mechanizmem’’ wielokrotnie kończyły się niepowodzeniem. Z odsieczą przybył również wujek, który próbował udzielić nam kilku niezwykle cennych rad. Dopiero kiedy ‘’zaprzyjaźniliśmy’’ się z instrukcją i udało nam się obeznać z opcjami w telefonie – udało nam się opanować klawiaturę. Przyjęliśmy to z ogromną ulgą – gdyż na dłuższą metę ‘’zabawa z literkami’’ była niezwykle irytująca, a humor który towarzyszy podczas kontaktu z nowościami – zastępowały nerwy. Teraz to wydaje się niezwykle śmieszne, gdyż tą ‘’nową sztukę’’ obecnie doprowadziłam do perfekcji.
    Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło. Mimo, że ten niedorzeczny problem pochłaniał sporo czasu i nerwów – mieliśmy okazje podszkolić naszą znajomość synonimów, którymi zastępowaliśmy poszczególne wyrazy – ‘’zbyt skomplikowane’’ by prawidłowo zakodować je w formie elektronicznej.

  164. Z technologią jestem za pan brat. Nigdzie nie ruszam się bez smartphona. Ostatnio wracając samolotem do kraju siedziałem obok starszego bardzo miłego pana, który przyglądał mi się przez połowę lotu. Okazało się że intrygowała go mapa z której korzystam sprawdzając swoją pozycje GPS.
    – „Czy to jest …. smartfon?…. ee… nie, smartfony są inne” – zadał pytanie retoryczne.
    – „Tak, to smartfon” odpowiedziałme.
    – „Hmmmm, a co on robi teraz?” -zaciekawienie Pana rosło. Przysunął się do mnie wyraźnie oczekując szczegółowego opisu.
    – „posiada mapy, gry, internet, ….” – wymieniałem wszystkie funkcje które przyszły mi do głowy.
    – „a da się nim dzwonić?”

    Okazało sie że prezmiły starszy pan nigdy nie widział smartfona. Wracał od rodziny z Paryża i był bardzo zagubiony. Rozmowa trwała 2 połowe lotu. Ze zdziwieniem oglądał zdjęcia wykonane pod wodą telefonem, a na koniec gdy zaproponowałem że znajdę mu transport komunikacją miejską na dworzec (w aplikacji) stwierdził że koniecznie taki musi mieć, bo u niego w miejscowości nigdy nie ma aktualnych rozkładów wywieszonych 😉

    To była bardzo sympatyczna przygoda dla mnie, a zapewne dla tego człowieka jedno z bardziej interesujących doświadczeń z technologią. Dzięki temu wierze, że starsi ludzie również chcą korzystać z nowych technologii tylko trzeba pokazać im zalety i wyjaśnić w przystępny sposób. Ci którzy twierdzą że jej nie potrzebują, bardzo często boją się ośmieszenia, wolą tradycyjne rozwiązania. Nie ma w tym nic złego, ale tak miło czasami zobaczyć babcie która mieszka daleko na ekranie smartfona rozmawiącjąc przez Skype 😉

  165. CZASEM FAJNIE BYĆ BLONDYNKĄ
    Był piękny, słoneczny dzień, ptaszki śpiewały, wiaterek powiewał, kwiatów zapach unosił się. Idealny dzień na rower, piknik, spacer, generalnie na łapanie słońca i wdychanie świeżego powietrza. Cóż innego mogłabym robić w ten wyjątkowy czas… No tak, pewnie spodziewaliście się zastać uśmiechnięta mnie na łące z obiektywem skierowanym w biedronki, pszczoły, kwiatki i takie tam wszystko. Niestety JA w ten cudowny dzień zamknęłam się w pokoju z masą papierkowej roboty, szumiącym wiatrakiem i potem ściekającym z czoła. Gdy już piękny dzień minął, robota skończona nadszedł czas na drukowanie. Stała sobie w kąciku taka mała fajna, stara drukareczka, zupełnie niepozorna. No więc klik, klik, papier pyk, START. Oho, nie idzie. Papier się zaciął, strasznie coś trzeszczy, panika. Starałam się jednak zachować resztki trzeźwości i spokojnie wyciągnąć papier z drukarki. Poszło mi wprost… beznadziejnie. Papier podarty, ja cała w tuszu, drukarka udaje, że zdechła. Dalej jednak, myślę sobie, JA, narzeczona inżyniera, naprawiaczka wszystkich sprzętów w domu, przyjaciółka technologii, JA nie dam rady?! Rozkręciłam drukarkę. Iii na tym się skończyło. Nawet nie mogłam jej z powrotem złożyć. Szybko wsiadam w samochód, drukara na tylne siedzenie i dawaj to serwisu. Jednak zanim wyszłam założyłam tylko troszkę większy dekolt, no i te wysokie szpilki. Z najsłodszym uśmiechem na twarzy witam panów serwisantów i mówię jak było: „No wie pan co, przyszedł jakiś pan z innego serwisu na telefon, rozkręcił sprzęt, powiedział, że SIĘ NIE DA, wziął kasę i poszedł i co ja mam biedna teraz zrobić, panowie na pewno się lepiej znają niż ten fachowiec…” Jeszcze tylko zatrzepotałam rzęsami i czekałam. No i mówi, taki przystojny, młody, widać jeszcze ambitny: „Eee, noooo, yyy tak proszę zostawić, na jutro sprawdzimy” W głowie mówię: Słucham? Na jutro… o nie, działaj Gabryśka, działaj. No więc troszkę pozarzucałam blond włosami, pouśmiechałam się jak idiotka i błagam: „Ohh, ale szef mnie wyleję z pracy, jak nie będę mieć wszystkiego gotowego, ja muszę, proszę pana, ja muszę mieć tą drukarkę… Ja wiem, że pan potrafi…” A młodziak na to: „Nooo, tak, eee, proszę za godzinkę przyjść”. Za godzinkę drukarka jak nowa, ja szczęśliwa, a chłopaki z serwisu mieli chociaż się z czego pośmiać. A raczej z kogo. 1:0 dla technologii.

  166. Ja może opowiem o kupnie nowego telewizora- mąż zachorował na nową technologię (parę lat temu) a płaskie telewizory dopiero wchodziły na rynek dla tej biedniejszej części narodu i namówił mnie by takie „cóś” sobie kupić. A że wszędzie trąbili, ze te telewizory odbierają telewizję cyfrową, a my żadnej cyfrówki nie mieliśmy postanowiliśmy, że coby odbierać na nowym cacku dokupimy także pakiet od jakiegoś operatora – wybór padł na, niestety Cyfrowy P… Kupiliśmy, przywieźliśmy, mąż podłączył do prądu telewizor – oczywiście zero obrazu więc szybciuteńko pobiegł dokupić telewizję cyfrową. Wrócił z dekoderem – podłączył i zaczął zabawę z ustawieniami. Pominę fakt, że akurat ten dekoder z antena sat współpracować nie chciał i niczego złapać nie dało rady. pominę fakt, że aby się z tym cudem jakoś uporać mąż wydzwaniał na infolinię Cyfrowego gdzie ktoś instruował co dalej robić, a wszystko to i tak w efekcie niczego nie dało. Po 2 dniach bez telewizji, po wiszeniu na telefonie całe poranki i wieczory mężu memu, zaświtało w głowinie, że tak – wprawdzie początkowo telewizor podłączał pod antenę z dachu i było zero obrazu ale przecież nie przeszukiwał wcale telewizora coby znaleźć jakieś kanały… Wszedł w ustawienia, ponaciskał i w telewizorze odnalazł się i obraz i dźwięk i pięknie odbierające kanały telewizyjne bez konieczności podłączania dekodera… Żadne z nas jakoś na to 2 dni wcześniej nie wpadło bo dekodera na pewno byśmy nie kupowali… Koniec końców zerwaliśmy umowę, odesłaliśmy dekoder, dostaliśmy rachunek za telefon na infolinię – ponad stówę (!) a po następnych 6 miesiącach odzyskaliśmy kaucję za odesłany dekoder. I tak to nowa technologia zawitała i pod nasze strzechy a mąż jaki widzi reklamę Cyfrowego w momencie przełącza kanał na inny…

  167. Nowe technologie mogą przysparzać wielu trudności, to wiemy nie od dziś. Sama boleśnie przekonałam się o tym na własnej skórze, zresztą niejednokrotnie. Te dwie historie najbardziej utkwiły w mojej pamięci, a kochająca rodzina i znajomi nie omieszkają wspominać o nich, kiedy kończą się tematy do rozmów.
    Pierwsze zdarzenie miało miejsce na zeszłorocznych wakacjach, pełny luz, odpoczywamy nad morzem. Prawie udało mi się zapomnieć, że jestem we Władysławowie, a nie na Bali. Znajomy postanowił, że tak piękne chwile trzeba uwiecznić i chwycił telefon mojego najlepszego przyjaciela. Jako profesjonalny fotograf, ustawił naszą jakże reprezentatywną grupkę wzdłuż brzegu i kazał nam przesuwać się dalej. Powiedział, że następne zdjęcie zrobimy pod wodą, a ja oczywiście odebrałam to jako jeden z jego licznych, równie mało śmiesznych żartów. Kiedy jednak na 1, 2, 3… cała ekipa, łącznie z drogocennym sprzętem – pod nieobecność jego właściciela, raczącego się hotdogami n-tej świeżości z nadmorskiego baru – zanurzyła się, krzyknęłam. Zaczęłam wyzywać znajomego od idiotów, debili, użyłam też nieco mniej cenzuralnych określeń. Uciekłam się nawet do aktu przemocy fizycznej, pod postacią bezcelowego i mało efektywnego walenia zwijającego się ze śmiechu delikwenta. Dziwiłam się, jak udaje mu się zachować dobry humor.
    – Wiesz, że ten telefon kosztował ponad 1000zł?! – zawyłam.
    – Wiesz, że w cenę wliczona jest możliwość robienia zdjęć pod wodą? – Uśmiech nie schodził z jego ust, a wszyscy znajomi naśmiewali się ze mnie. Chciałam być dobrą przyjaciółką, ale moja (nie)wiedza z zakresu technologii po raz kolejny – i na pewno nie ostatni – stała się powodem żartów i ogólnego rechotu.
    Druga sytuacja jest nieco krótsza, ale nie mniej zabawna, dla postronnych przynajmniej.
    Technologia nie znowu taka zaawansowana, ale bardzo, bardzo zdradliwa. Na święta dostałam od rodziny nowego laptopa, łącznie z zestawem słuchawek. Musiałam zostać na uczelni trochę dłużej, więc stwierdziłam, że podczas nieco nudnego wykładu, umilę sobie czas muzyką. Z początku ciężko było mi włożyć kabel do otworu w laptopie, ale się udało. Przynajmniej tak myślałam, dopóki wszyscy na wykładzie nie dowiedzieli się, że od czasu do czasu słucham sobie dla żartu piosenek popularnego, młodzieżowego zespołu – One Direction. Okazało się, że kabel nie został wciśnięty do końca. Ale hej, zawsze są plusy. Wykładowca nie wyciągnął żadnych konsekwencji, bo stwierdził, że dawno już się tak nie śmiał…

  168. A u mnie niedawna sytuacja taka. Po kryjomu, korzystając ze służbowej komórki męża (zakazany owoc kusi, oszczędność kusi, oj kusi…) zadzwoniłam do siostry swej na małą pogawędkę. A że ostatnimi czasy jej telefon często odbiera kolega – żartowniś, który udaje, ze jej nie ma / albo pomyłka, nie zdziwiłam się, jak w słuchawce usłyszałam męski głos. Proszę więc 'głos’, aby podał telefon mej pięknej siostrze, a głos bardzo zdziwiooony. Ja ciągnę dalej i pytam: „A ty kolego już po pracy? To się jak zwykle nie napracowałeś!”. 'Głos’ odpowiedział coś jakby bełkocząc, a ja, żeby nie myślał że może bez poczucia humoru jestem monologuję dalej „Oj nie kochaniutki, tym razem żarcik załapałam. A na piwko po pracy idziecie?” Nagle 'głos’ pyta: „Rozmawiam może z żoną pana R….G….?” A ja (oo ma inteligencjo!) myślę sobie 'skąd kolega – żartowniś zna imię i nazwisko mojego męża??’ Ano znał!!! Bo szefowie widzą w telefonie, jak im pracownik dzwoni!!! (do dziś twierdzę, że podczas dzwonienia palec mi się nie omcknął, tylko telefon źle połączył..) P.S szef jakoś dziwnie 'żartu’ nie załapał, mąż tym bardziej…

  169. Syn jakiś czas temu, poprosił mnie abym wysłał mu „strzałkę”, jak będę wyjeżdżał z domu. Cóż, odblokowałem klawiaturę, wszedłem w SMS i wkleiłem do wiadomości znak, wyglądem najbardziej zbliżony do wspomnianej wcześniej „strzałki”. Mina syna i jego znajomych, kiedy po niego przyjechałem – bezcenna.

  170. Kilka dni bez internetu i Radomska by mi zwiała z konkursem! 😉
    KAŻDA Twoja nowa notka to dla wielka radość! Jesteś niesamowita w tym co robisz, a Twój lekki sposób bycia i pisania bardzo mi pasuje. I pewnie dlatego mówią: „ciągnie swój do swego” 🙂 Masz dystans do siebie i świata Cię otaczającego, a ja to naprawdę cenię! Ale przejdźmy do konkursu 🙂

    Najgłupszą rzeczą jaką zrobiłam było bezmyślne, bezmózgowe i w ogóle bardzo nieprzemyślane zaktualizowanie mojego systemu operacyjnego na komputerze… Naprawdę. Nie wiem po co to zrobiłam. Pewnie dlatego, że jestem strasznie ciekawska (w stylu „a co się stanie jak nacisnę ten wielki czerwony przycisk z napisem NIE NACISKAĆ? :D) i pewnie też dlatego, że nie chciałam być w tyle za innymi. Helloł, dlaczego mam być gorsza?! 🙂 Efektem mojego chwilowego odmóżdżenia jest to, że teraz za każdym razem, gdy włączam komputer, to muszę wpisywać bardzo głupkowate hasło(nie mogę się pochwalić jakie. licho nie śpi, hakerzy też)… Którego oczywiście nie mogę już zmienić (a może i mogę, ale oprócz tego że jestem trochę nieogarnięta to dodatkowo leniwa… Jak Bóg rozdawał mądrość to stałam w kolejce po garnki i jedzenie 😀 ) Achhh… te moje radosne twórczości dotyczące haseł 🙂 Pozostaje mi jedynie nadzieja, że nikt nie będzie chciał skorzystać z mojego komputera podczas mojej nieobecności, bo chyba zapadłabym się pod ziemię 🙂

    PS Radomska! Z tym skurczem łydki to przesadziłaś! Wiesz jaki mnie ostatnio skurcz łydki w nocy złapał? 😀

  171. Właściwie, to nawet nie wiem, od czego zacząć. Za moją całą rodziną ciągnie się jakaś dziwna anty-technologiczna energia, jakbyśmy byli ujemnie naładowani…
    Odkąd pamiętam, jak przyjeżdżałam z rodzicami do dziadków, którzy zwykle mieli (o dziwo!) jako pierwsi najnowsze technologie w domu, to po naszym wyjeździe dziadek zawsze wściekał się, że „przyjechali, popsuli i pojechali”, a naprawić nie ma komu. A przecież my się nawet do sprzętów nie dotknęliśmy, wystarczyła sama obecność…
    Myślałam, ze to działa tylko na czyjeś rzeczy. Ale nie, potem było tylko gorzej. Dostałam od taty komórkę, model na tyle popularny, że w klasie miały go 3 lub 4 dzieciaków. No i zgadnijcie, kto jako jedyny miał problem z telefonem? A to nie dzwoni, a to się zacina. Niestety, nie ograniczyło się to fatum tylko do mojej, ale zaraziło inną, kolegi. A nasilało się do tego stopnia, że nie pozwalał mi nawet na swoją patrzeć 😉
    W sumie to mogę wyliczać bez końca – komputer, który się sam wyłączał bez przyczyny, telefony o wadach rozmaitych, laptop, w którym „sam” popsuł się bluetooth… Już nawet próbowałam wymyślać strategie, że poproszę kogoś, aby kupił mi jakiś sprzęt, to może wtedy nie będzie „zainfekowany”… 😉 Ale niewiele dało….

  172. Uuuu to było tego, 🙂 Pierwsza to taka że założyłem się z kumplem że gdy rzuce smartfonem (Samsung Galaxy S) 40 m to postawi mi piwo zgodziłem się ale przed tym kupiłem atrapę telefonu, Oczywiście najpierw musiałem wypić parę piwek sięgając do kieszeni i wyciągając telefon rzuciłem z całej siły, w oddali zobaczyłem że telefon się roztrzaskał szybko spojrzałem do kieszeni, i okazało się że w podniach ciągle mam atrapę XD wtedy ta strata kosztowałam mnie ponad 1000 zł ale przynajmiej kumpel postawił mi piwo.

    Druga to było kiedy kupiłem sobie pierwszy telefon (wodoodporny Sony Ericsson) słuchałem muzyki padał deszcz było ślisko ja szedłem ulicą, nagle samochud prawie mnie potrącił ja odskoczyłem a telefon spadł mi do rowu wszedłem po niego i co się okazało że gniazdo słuchawkowe było odsłonięte a telefon zalany.

    Trzecia to gdy wbiegłem w telewizor, jak to się stało ? strasznie się spieszyłem na spotkanie z dziewczyną byłem spuźniony o 20 minut jak na złość ona zadzwoniła kiedy brałem prysznic szybko wybiegłem z łazienki z ręcznika pośliznołem się na kafelkach w kuchni poleciałem około 4 m uderzyłem chociaż nie lekko potrąciłem szawkę i znając moje szczęście telewizor spadł do tyłu ciągnąc z tym telefon domowy.

    czwarty i ostatni jaki bardzo zapadł mi w pamięci to gdy pracowałem z programem animacyjnym to było 3 miesiące temu ludzie ze studia pośpieszali mnie miałem zrobić film w technologi 3D w niecałe 6 tygodni niby to dużo ale w skali filmowej to bardzo mało czasu, ledwo się wyrobiłem ale jednak udało mi się 1 dzień przed premierą główny animator (szef) poprostu przez przypadek usunoł mi film i oczywiście tylko mi się za to oberwało.

    Teraz jak o tym myślę to uświadamiam sobie że miałem pecha do czasu kiedy poznałem moją nową dziewczynę teraz wszystko się świetnie układa prócz jednej żeczy ciągle nie mogę uzbierać wystarczającej ilości pieniędzy by kupić jakiś dobry telefon dlatego biorę udział w konkursie 🙂

    adres e’mail kamul2000@wp.pl

    PS. tekst z filmu ;Lubie zadawać sobie trudne pytania – Mariusz masz coś do prania XD XD XD XD

  173. Sytuacja miała miejsce kilkanaście lat temu, kiedy Orange występował jeszcze pod nazwą Idea. I właśnie ta sieć stała się przyczynkiem mojej historii.

    Podczas wizyty u Dziadków zapomniałam zabrać swojej komórki. Roztargnienie, pierwsza miłość? Nie pamiętam. 🙂 Oczywiście brak telefonu bardzo mi ciążył (nie mogłam grać w węża!), dlatego następnego dnia rano, jeszcze przed szkołą, pobiegłam do Dziadków. Jakie było moje zdziwienie, gdy drzwi otworzył mi płaczący Dziadek. Przez głowę zdążyło mi przelecieć z 1000 złych myśli…

    Nagle Dziadek wskazał na wyświetlacz mojego telefonu, gdzie widniał napis „ IDEA. MILEGO DNIA”. Pochlipując dalej Dziadek podziękował mi, że jestem tak wspaniałą wnuczką, że o poranku, pędząc do szkoły, pomyślałam jeszcze o tym, żeby życzyć mu miłego dnia. TAK! Pomyślał, że to wiadomość wysłana przeze mnie specjalnie dla Niego! 🙂
    Nie wyprowadziłam Dziadka z błędu. Taki komunikat zawsze wyświetlany był wówczas przez operatora na ekraniku mojej ogromnej Noki vel cegły. Ale ciiiii… Dziadek tego nigdy się nie dowiedział.

    Do dziś wspominam to z uśmiechem na twarzy. Nie zawsze jednak nieznajomość technologii szkodzi! 🙂

    kaw888@o2.pl

  174. Historia z d(r)eszczykiem grozy:
    Zaczyna się sielsko od spotkania w barze ze znajomymi na piwo. Potem są wesołe rozmowy, śmiechy i wygłupy, przerywane od czasu do czasu zerknięciem na nowy telefonik, aby sprawdzić czy przypadkiem nie przyszło coś nowego, telefon ląduje z powrotem w kieszeni spodni. W końcu przychodzi nieunikniony moment udania się do toalety. I wtedy rozlega się złowrogie „plum!” kiedy telefon wysuwa się z kieszeni i kończy swój żywot w toalecie powodując przy tym niezły rozbryzg. RIP.

  175. O tym, że jak ujął to mój kolega, „poziom głupoty, może być wprost proporcjonalny względem ludzkiej desperacji”, przekonałem się na skórnie. Nie jest to z pewnością powód do dumy, jednak sporo mamy już mówić o naj… głupszych, żenujących, durnych a zarazem śmiesznych sytuacjach z technologiczną wtopą w tle, nie czuje oporów by pochwalić się swym „osiągnięciem”.

    Czasy studenckie, to okres w ciągu którego, nauka nie zawsze stoi na pierwszym miejscu w hierarchii codziennych obowiązków. Gorzej gdy studentowi zaczyna przyświecać popularne wśród „żaków” hasło „co masz zrobić dzisiaj, zrób jutro” i biorą sobie je głęboko do serca. Takim tokiem rozumowania poszedłem również ja, jednak jak się później okazało, była to wyprawa w ślepy zaułek, z którego zawrócić było niezmiernie ciężko. Jak wiadomo, studenci mają wiele obowiązków: koedukacyjne spotkania towarzyskie, zabawy, wymiana informacji, przystosowanie do życia wśród ludzi, nauka obcowania międzyludzkiego i … nauka akademicka. Jako student kierunku technicznego, miałem więc do wykonania także projekty inżynierskie, które dość często musiały czekać w kolejce, na swoją porę. Nie obawiajcie się jednak, jeśli ktoś kiedyś stanie pod mostem, którego współautorem będę ja. Mimo wszystko, jakąś wiedze posiadłem.

    Wracając jednak do tematu projektu, który przerodził się w traumatyczną sytuację, pamiętam że Profesor, swoją droga człowiek w bardzo zaawansowanym wieku, co ma spore znaczenie dla historii, uznał, że najlepszym wyjściem, będzie sporządzenie owych projektów na komputerach i przedstawienie mu owoców pracy na ekranie. Jako że mamy XXI wiek, to nasz Profesor uznał że każdy owy laptop posiada i potrafi go obsługiwać oraz postara się wywiązać z zadania. Dwa założenia z trzech są trafne, to ostatnie juz nie do końca. Nie doceniałem jednak, że obsługa urządzeń multimedialnych, to jedna z umiejętności starszego Profesora. Mijały tygodnie, termin oddania projektu zbliżał się nieubłaganie, niczym miejski autobus do przystanku. Ja jednak znając tempo w jakim owe autobusy/terminy cie zbliżają, wiedziałem że mam sporo czasu by nadrobić to czego do tej pory nie udało mi się wykonać.

    Cały kruczek w tym, że nasz profesor lubował się w dość szczegółowym sprawdzaniu postępów, jakie wykazywaliśmy w pracy. Tak więc przyszedł dzień, w którym miałem podzielić się z wykładowca, jak i resztą grupy studentów, swoimi dotychczasowymi wynikami w projektowaniu. Jako że nie były one zachwycające, uznałem że potrzebuje w jakiś sposób zyskać na czasie, przynajmniej tydzień.
    – Panie Michale niech pan pokaże nam na rzutniku efekty Pana pracy – rzekł Profesor, którego z nazwiska nie będę wymieniał, bo i może sobie tego nie życzyć. Ja bym sobie przynajmniej nie życzył.
    W tym momencie aula zmieniła się w arenę cyrkową, na którą wybiegł klaun Michał, próbujący walczyć z całych sił.
    – Dobrze – odrzekłem, po czym podłączyłem komputer do rzutnika, a następnie odczekałem kilka sekund by perfekcyjnie przygotowany laptop wyświetlił komunikat, bateria rozładowana, po czym uległ wyłączeniu. – Oo Jezusie, co się stało, rozładował się.
    – Spokojnie mamy czas, niech pan podłączy ładowarkę – uspokajał Profesor.
    Może i Pan ma czas, ale mnie jego nadmiar jakoś nie cieszy. Może i podłączył bym też ładowarkę, jednak po pierwsze nie chciałem, po drugie jakoś zapomniałem ją ze sobą zabrać.
    – Chyba zgubiłem ładowarkę, nie mogę znaleźć. Widział ktoś ją? – udając zmartwionego, próbowałem zyskać cenne minuty.
    – Proszę niech Pan podepnie moją, powinna pasować – na ratunek znów ruszył Profesor.
    – Nie wiem czy jest kompatybilna z moim laptopem – odrzekłem. Gdybym usłyszał to w swojej głowie chwile wcześniej, może zrozumiał bym wybuchy śmiechu jakie pojawiły się w auli. Zrozumiałbym też jaką głupota było wypowiadanie tych słów, które za chwile obróciły się przeciw mnie.
    – Na pewno będzie „kompatybilna”. Niech pan włącza, nie mamy całego dnia – rzekł Profesor.
    Jedyne co mnie ucieszyło, to informacja, że ta farsa nie potrwa cały dzień.
    – O jakiś błąd systemu, coś się psuje ten laptop, niewiem czy coś z tego będzie. Jakieś skanowanie. – tonąc, łapałem ostatni haust powietrza.
    Wtedy nastała dziwna rzecz. Ten profesor, którego podejrzewałem, że pamięta czasy caratu rosyjskiego, wykonał sekwencję czynności która uratowała mój komputer, jednocześnie zbliżając mnie ku sromotnej porażce. Klawisze strzelały, jak szalone pod jego dłońmi, po czym powiedział mi że trzeba było ??? coś tam zrobić i żebym sobie zainstalował ??? jakiś program i wykonał coś jeszcze
    – Ehe, dobrze – przytaknąłem.
    – To teraz niech pan pokazuje co tam pan ma – naglił Profesor
    – Zaraz gdzie to było? – wypowiedziane przeze mnie było niczym prośba o brzytwę której miałbym się chwycić tonąc.
    – Ma Pan w ogóle coś do pokazania? – padło ostateczne pytanie
    – No coś tam miałem – niepewnie wypowiedziane słowa, zdawały się brzmieć „kończ waść wstydu oszczędź”
    Śmiech w tle zdawał się nie milknąc, a trup ścielił się gęsto.
    – Coś mi się wydaje że jest Pan nie do końca „kompatybilny” z tokiem zajęć. Niech Pan siada. Dziękuje – spokojne słowa, brzmiały niczym wyrok dla skazańca.
    Owa historia może nieść ze sobą wiele morałów. Mnie najbardziej jednak pasuje „Nie oceniaj książki po okładce, ani ludzkiej wiedzy o nowych technologiach, względem ich wieku”.
    PS. Projekt zaliczyłem dopiero za trzecim podejściem. Umysł Pana Profesora, był nie do przebicia, niczym zapora antywirusowa.

  176. Dobra ,przyznam się – w końcu i tak wszystko wyszło na jaw 🙂
    Paręnaście lat temu ,gdy byłam jeszcze młoda i niedoświadczona w świecie elektroniki i technologii,bo przecież dziecięciem jestem lat 80/90 i jedynym gadżetem jaki znałam była gra z myszką miki i zbieraniem jajek .no i tetris ,zrobiłam najgłupszy numer jaki można zrobić!Za moją pierwszą wypłatę ,w moje urodziny (grudzień)kupiłam sobie wypasiony telefon-wielkości cegłówki z wyciąganą anteną ,ale kto pamięta ten wie-to była moc!!!
    Trochę mi zajęła nauka obsługi ,ale do świąt już śmigałam na nim biegle…Na święta wysyłałam znajomym smsy z życzeniami .no i stało dostałam od kogoś zabawne życzenia na święta ,z tych o Mikołaju ,wiecie-pikantny,śmieszny,durnowaty…
    Hmm..postanowiłam wysłać go do mojego szefa (osoby bardzo poważnej i nobliwej),ale ,żeby się nie zorientował,że to ja i uniknąć kłopotów postanowiłam się nie podpisywać i …zastrzec numer …Tak ,właśnie tak…myślałam wówczas ,że jak zastrzegę numer dla połączeń to na smsy też się ukrywa…No ,ale zaraz po świętach dowiedziałam się,że się nie ukrywa,bo szef wszedł i głośno skomentował „Pani Mario ,ale pani się głupie żarty trzymają”..myślałam,że zapadnę się pod ziemię ,a jak opowiedziałam współpracownikom co zrobiłam gratulowali mi odwagi i …głupoty 🙂

  177. moja historia związana z technologią była dla mnie bardzo przykra.uzbierałem na nowy wodoodporny smartfon ,który także był wodoodporny (podobno).Są wakacje plaża znajomi nowe sprzęcior wydaje sie idealnie :)Słyszę tekst dawaj się kąpać a było to w morzu czerwonym słonym z tego co wiem 😛 ooo zrobimy sobie zdjecia pod wodą ? pewnie dawaj stary . niestety telefon tego nie przetrwał słona woda przedostała się do wnętrza telefony a sól zawarta w tej wodzie zniszczyła i wyżarła to wszystko co było w sródku jakieś kabelki procesor czy cos. myślałem ,że da się to naprawic jednak nie ma na to szans . cały hajs gromadzony i wypracowany się zalał…. idealnie nie ?…. dlatego chciałabym wygrać i nie popełnił bym tego samego błędu a dorobek z wakacji by się zwrócił . no zobaczymy liczę na to z całego serducha.A wydawało mi się że nia jestem „antytechnologiem”…..

  178. Ja mam zawsze problem z nowymi telefonami .Niedawno zmieniłam swojego starocia na nowszy model.Ogarnięcie ustawień,wysyłanie i odebranie smsa ,-trochę czasu mi to zajęło.Pewnego dnia chciałam porozmawiać ze swoją przyjaciółką , której chciałam opowiedzieć jaką to cudowną kieckę widziałam w sklepie na wystawie.Z pamięci wyklepałam na klawiaturze numer jej telefonu, -a dzwoniłam ma stacjonarny.Po kilku sygnałach usłyszałam w słuchawce głos,przywitałam się i do dzieła.Opowiadałam o tej sukience wszystko tylko raz usłyszałam,, halo,, w słuchawce,oczywiście tak się rozkręciłam ,że nie zwracałam na to uwagi.Na koniec swojej opowieści dodałam tylko -musisz kochana wybrać się ze mną obejrzeć to cudo i mi doradzić. A tu w słuchawce odzywa się kobiecy głos i mówi- tu aspirant taka i taka dodzwoniła się pani na Komendę policji.Myślałam że się zapadnę pod ziemię .Przeprosiłam szybko i się rozłączyłam.Do końca dnia piekły mnie policzki ze wstydu -przecież wszystkie rozmowy na policję są nagrywane.Teraz dobrze i dokładnie sprawdzam jaki numer telefonu wybieram.

  179. Cóż, moja historia była zabawna i trochę krępująca.
    A zdarzyło się to niedługo po otwarciu metra w Warszawie.
    Podekscytowana poszłam na pierwszą przejażdżkę.
    Karta miesięczna w ręku, podchodzę do bramki, przykładam bilet, słyszę dźwięk informujący, ze jest ok, idę i …właściwie nie idę, bo bramka nie chce mnie przepuścić. Myślę sobie ‘co jest do licha’, patrzę, wszyscy inni przechodzą bez problemu, ci obok mnie nawet bez biletu, a ja utknęłam. Dwie minuty tak walczyłam z moim przejściem, kiedy to w końcu jeden człowiek się nade mną zlitował i powiedział co się dzieje. A był to turysta (czarny mężczyzna), który po angielsku wyjaśnił mi, że przykładam kartę do jednej bramki a próbuję wejść inną (tą obok)… wpuściłam tak z dziesięć osób. Czerwona na twarzy wydukałam po angielsku podziękowania i powiedziałam, że nie jestem stąd, czy nawet z Polski (wierutne kłamstwo), i w ogóle pierwszy raz widzę metro i taką technologię na oczy. Miły pan pokazał mi wszystko z uśmiechem na ustach jak 5-cio letniemu dziecku, poklepał po ramieniu i poszedł swoją drogą. Stałam jak wryta jeszcze dobrych 5 minut po tym zdarzeniu 😀

  180. Jako, że jestem osobą „starej daty” mam, a raczej do niedawna miałam niewiele styczności z nowoczesnością pod względem technologi oczywiście. Taka namiastka techniki którą posiadałam kryła się w telefonie komórkowym, w sumie to teraz można nazwać ją stacjonarnym porównując do nowoczesnych smartfonów. Jednak któregoś pięknego dnia gdy padał deszcz i było mglisto postanowiłam to zmienić. I to nie tylko wina tego, że miałam nogę w gipsie i musiałam wziąć wolne. No dobrze to głównie z tego powodu. No jakiś pierwszy bodziec musiał być 🙂 Problem z tym, że jak zacząć. Syna prosiłam to zarzuca mnie tekstami ” Do odważnych świat należ lub Ja się sam nauczyłem” po czym jechał do miasta. No nic to zaczynam, otwarcie przeglądarki było dla mnie wyczynem kaskaderskim, trzy razy restartował się laptop. Gdy działający o dziwo laptop wyświetlił stronę startową (na szczęście google) wpisałam „jak poruszać się w internecie”. Na lekturze spędziłam 3 godzinny, uznałam, że czas zacząć działać. Jak się okazało troszkę za wczas. Gdy syn wrócił do domu zobaczył efekty mojej pracy, no mówiąc krótko zrobił się czerwony i kilka zmarszczek na czole mu wyszło. Lista strat poniesionych przez zostawienie mnie samej z laptopem to np: Usunięte zakładek, na 4 portalach założone 10 skrzynek pocztowych, dość duża liczba pobrań losowych zdjęć z google, wyczyszczona historia, usunięta jakaś gra i kilka drobnych rzeczy.
    No ale mój syn ma już nauczkę 🙂 Od tamtego czasu mija ponad miesiąc, a ja uczę się już grafiki. Mam zamiar rozwijać się w dziedzinie technologi, kto wie może nawet znowu do szkoły pójdę.

  181. Cześć. Myśl 178… ech, lepiej późno niż wcale.
    Wokół technologii przyjechałem jakieś 10 lat temu do mieszkania dziewczyny „postawić” jej system w komputerze. Coś jej tam nie chodziło i chciała mieć nowo zainstalowanego XP-eka. Była to moja druga czy trzecia wizyta u niej w domu i pamiętam, że byłem mocno przejęty całą sytuacją. Zajęty wrzucaniem kolejnych płyt nie zauważyłem, że jej jej mama przyniosła nam obiad, a że nie było zbyt wiele miejsca na biurku położyła talerz na łóżku. Parę minut zajęło mi grzebanie w komputerze i postanowiłem usiąść na jej łóżku… Poczułem tylko ciepło na pośladkach, więc szybko wstałem. Gdy się odwróciłem zauważyłem, że ziemniaki są w kształcie jednej, symetrycznej góry. Ryba z kolei przykleiła mi się do spodni… Miałem jedną, wielką, tłustą plamę na czterech literach, więc szybko wrzuciliśmy spodnie do pralki. W związku z tym, że jestem wysoki – nie mieściłem się w spodnie jej taty, więc paradowałem w bieliźnie po ich domu. Już myślałem, że to koniec mojej kompromitacji, ale okazało się, że zabrakło wody w budynku… Wracając autobusem do swojego domu jechałem z tłustym tyłkiem w komunikacji miejskiej, nie mówiąc ile wstydu najadłem się na samych przystankach jak i w drodze na nie. Dziewczyna potraktowała to śmiechem, jednak swoje wysłuchałem od przechodniów. Najgorszy był mały spotkany chłopiec, który widząc mnie zapytał swoją mamę: „mama – ten pan też nie zdążył na nocnik!”. Cóż wróciłem do domu, opowiedziałem wszystko dziewczynie i dziś po tych kilku latach, gdy jesteśmy małżeństwem jest to nasza ulubiona historia rodzinna:) Pozdrawiam

  182. Mój Murzyn i karta bankomatowa.
    Było to z jakieś 2 lata temu. Wybrałam się z koleżanką na zakupy. Średnio lubię chodzić za niczym, ale potowarzyszyłam chociaż.
    I tak oto Murzyn ślepiami dojrzała piękną, pikowaną kurtkę. O jakiż zachwyt w jej oczach ujrzałam. Ona już ją miała na sobie…w myślach. I wtem dotarło coś do niej. Podeszła do mnie i po cichu wyszeptała:
    – „pożyczysz mi pieniądze na kurtkę? Jak wyjdziemy to pójdziemy do bankomatu i ci oddam”
    I tak jak do tej pory byłam cicho, tak wybuchnęłam śmiechem, ledwo wymamrotałam:
    * „a czemu nie zapłacisz kartą za nią?”
    – „a to ja mogę tak?bo babcia mi mówiła, że nie mam takiej funkcji”.
    Poległam jak żołnierz na poligonie. Rili. 🙂

  183. Cześć 🙂
    Kilka lat temu miałem okazję pojechać do siostry, która osiedliła się na stałe w Holandii. Oczywiście gdy pojawiła się okazja, trzeba było skorzystać, i tak też zrobiłem. Jechaliśmy samochodem w 4 osoby przez niemieckie ulice, autostrady. Całość trasy wynosi około 7 godzin, więc trzeba było zrobić kilka postoi na siusiu.
    I od razu po wyjeździe z Polski pojawiła się owa potrzeba skorzystania z toalety. Będąc już na niemieckiej autostradzie zatrzymaliśmy się na pierwszym zjeździe. Każdy z nas poszedł, ja również. Pierwsze wrażenie – 1000 razy lepsze niż jak w jakimś toi toi’u na autostradzie! Znalazłem się obok takiej dużej umywalki. Były tam trzy guziki: mydło, woda, suszenie. Wszystkie od lewej. Ja jestem praworęczny więc zacząłem od suszenia hehe ;D Cóż, no jak się nie wie, to się nie wie :]
    Lepsze jest z toaletą, która sama się spłukuje, to cudo techniki 😀

  184. Pomimo, że mam „dopiero” 32 lata to w dalszym ciągu nowe technologie bywają dla mnie czarną magią. Mam czasem wrażenie, ze mój 5 letni siostrzeniec zna się bardziej na tych wszystkich ipodach, ipadach i innych padach. Najbardziej śmieszna i jednocześnie wstydliwa, wywołująca uśmiech na twarzy innych a konsternację u mnie zdarzyła mi się na studiach. Studiowałam zaocznie i za zdane egzaminy i akurat urodziny mąż kupił mi pierwszego smartfona. Dał mi go w dzień wykładów i jednocześnie moich urodzin, w sobotę rano. Wytłumaczył na szybko jak to obsłużyć. Akurat gdy miałam wykład zadzwonił mąż. W stresie i plątaninie palców na ekranie nie dość, że odebrałam połączenie to jeszcze wrzuciłam na głośno-mówiący i co usłyszała większość osób na wykładzie? Jak mój mąż, przy głośnym akompaniamencie kolegów z pracy śpiewa mi sto lat do telefonu. Oczywiście, zanim telefon wyłączyłam telefon obecni na wykładzie wiele nauczyli się o mnie, moim mężu i jego charakterze pracy. Do dzisiaj gdy to wspominam czerwienię się na twarzy, nawet pisząc ten tekst.

  185. Mój pierwszy komputer dostałam gdy byłam w 8 klasie podstawówki, telefon kom. na 18 a korzystanie z internetu stało się moją codziennością na studiach. Moja córeczka ma 3 latka a już zaczyna „łapać” o co chodzi. Od jakiegoś czasu zaczęłam pisać bloga takiego małego o swojej córeczce i naszych przygodach, najpierw dla siebie na pamiątkę. W rodzinie i wśród znajomych nikt nie wiedział o tym. I pewnego dnia u dziadków moja córeczka mówi do dziadka:
    -Dziadkuś a wiesz moja mama pisuje boga”
    -a dziadek na to : co pisze?
    – no dziadek nie wiesz boga, a ja jestem bogowym dzieckiem
    – nie rozumiem twierdzi dziadek dalej
    – oj dziadkuś no tam w tym Internacie
    Moja przerażona mina że się wydało, dziadka zdziwienie ale o co chodzi, i córeczki uśmiech i rozbawienie mojej córeczki – Bezcenne.
    skorpionekk1@wp.pl

  186. Do dziś pamiętam, jak niezwykłym przeżyciem był dla mnie na początku lat 90-tych wyjazd do ciotki do Niemiec. Przepaść między nimi, a naszym krajem była nieprawdopodobna. Niemal wszystko, co zobaczyłam tam było mi zupełnie obce. Byłam dumna, że jest mi dane to poznać. W drugim dniu po przyjeździe ciocia musiała wyjść do pracy, a ja miałam zostać sama. Przygotowała mi oczywiście niemieckie łakocie do przekąszenia i poprosiła żebym się zajęła czym chcę przez ten czas jak jej nie będzie. W domu było wiele nowych dla mnie sprzętów, których bałam się sama ruszać, dlatego postanowiłam obejrzeć telewizor. Przyzwyczajona do odbiornika, który trzeba przełączać recznie na jego panelu początkowo podchodziłam z kanapy, pstrykałam guziczek i wracałam z powrotem. Widząc jednak, że programów jest wiele więcej niż mogłam sobie wyobrazić wreszcie znudzona chodzeniem, siadłam pod telewizorem i poznawałam nowe programy. Gdy ciotka wróciła trochę się zdziwiła, że siedzę na gołej podłodze zamiast na wygodnym fotelu. Kiedy powiedziałam jej dlaczego wybuchła śmiechem, po czym wręczyła mi pilota, pokazując do czego on służy. Zrobiłam się purpurowa ze wstydu, bo czytałam o takich telewizorach, ale nie sądziłam że będzie taki u cioci, a ja zrobię z siebie małe pośmiewisko przy ciotki partnerze;-) .

  187. Co sie wydarzyło? Nie tyle śmiesznego, co najgorszego! Ostatnio wpadł mi telefon do muszli klozetowej. Na początku totalna załamka,potem jakoś nie bardzo mnie to dręczyło. Teraz znów tęsknie za nowszymi telefonami,ponieważ mam zastępczy. To się stało tak nagle, zsuwając spodnie usłyszałam tylko wpadający telefon do wody i topiący się.Nie wiedziałam co zrobić jednak szybko wzięłam się na odwagę i go wydostałam.Suszę już go od miesiąca, jednak nic z tego… Dlatego otóż biorę udział w tym konkursie. Pozdrawiam,Natalia ♥

  188. Głąbem technologicznym do końca chyba nie jestem-życie uczy, życie wymaga, jednak przebłyski prawdziwej natury, pomimo farbowania włosów na brąz, ciągle głęboko we mnie siedzą. Wyjątkową pomysłowością wykazałam się jeszcze na studiach i już wtedy, wszechświat wiedział że powinnam mieć telefon wodoodporny, gipsoodporny, blodndynoodporny itp. Uczelnia artystyczna, pracownia rzeźby, kleimy, lepimy, czas odlać rzeźbę w gipsie…Upaprana po szyję mieszam gips, coby uzyskał odpowiednią konsystencję. Komórkę, pochylając się nad michą gipsu, sprytnie chowam do kieszeni na piersi w koszuli. Tak, krzyczycie wszyscy, przecież zaraz wypadnie do tej gipsowej michy, jednak moje kończyny ściśle nie współpracują z mózgiem, ale reagują o kilka sekund później no i plach -komórka szczyt technologii (buhahaha) ląduje w gipsie! To nawet straszne nie było, ale głupota podobno nie zna granic. Ratując mój najukochańszy sprzęt co robię? Gips zastyga na tych maleńkich klawiszach, trzeba ratować! …i tego nie wybaczę sobie chyba do końca życia – ODKRĘCAM SZYBKO WODĘ I MYJĘ JĄ z dokładnością Perfekcyjnej Pani Domu!!!! O masakro mina mojego bezcenna!!!
    Pozdrawiam wszystkich mało nudnych!

  189. Technologia, fizyka, chemia i inne straszne cuda które wymyślił człowiek… mojej porażce winny jest przede wszystkim Benjamin Franklin… bo wynalazł prąd. Następnie ludzie wymyślili baterie, a na końcu akumulatory! oj tak! Takie jedno cudo techniki stało sobie u wujka w warsztacie samochodowym… dużo tego miał w końcu akumulator to główna bateria w samochodzie… Gdzieś wyczytałem, że jak pobawię się drucikiem i potrę plus i minus na raz to będą iskierki… i były.. radocha niesamowita jak to u dziecka… aż tu nagle nastąpiło mocne zwarcie i sru mnie poparzyło po łapach… oj bolało a do tego strasz przed przyznaniem się rodzicom… oj to był mocny cios od Technologii!!!!!

  190. Moja przygoda z technologią miała miejsce już sporo czasu temu. Nowy laptop, kamerka… oj to aż wstyd opowiadać. Ogólnie kiedyś miałam nie zabezpieczony komputer, bez antywirusów itp. Jak to młoda ja około 18-19 lat. To był mój pierwszy komputer, odkrywałam światy internetu i tak jakoś się stało, że komputer się zawirusował…. ogólnie stał na biurku na przeciw mojego łózka, miejsca to treningu, czytania oraz szafy. Pewnego dnia kolega przysłał mi linka, odpalam go a tam ja? jakto? o kurde kamerka! okazało się, że znalazł linka w internecie i od kilkunastu dni było widać tam jak na dłoni co robiłam… jak trenowałam, jak biegałam w bieliźnie lub bez… ogólnie masakra i wstyd… na szczęście nikt poza tym znajomym tego nie znalazł… ale do dzisiaj boję się, ze ktoś się dowie… straszna bleee technologia… teraz mam kamerkę zaklejoną taśmą izolacyjną.

  191. zakupiłam nowy telefon. wieczorem, z nudów bawiłam się aparatem, robiąc sobie zdjęcia- a raczej swoich głupich min. postanowiłam wysłać je do męża, który był w pracy i tak zrobiłam. nie zauważyłam jednak, że wcześniej wchodziłam na swój profil na portalu i udostępniłam te „głupie zdjęcia”. oczywiście nie wiedziałam o tym. poszłam spać, a dopiero rano zobaczyłam liczne komentarze. ale wtopa..:)

  192. Miało to miejsce jakieś 18 lat temu, gdy dla mnie, 2-letniej wtedy i nieogarniętej ciemnej masy najnowszą technologią z kosmosu był prąd i człowieki skaczące w jakimś pudle, które kopało za każdym razem, gdy próbowałem wejść z nim w bliższą interakcję.Powinienem przyjąć do wiadomości, że nie chce się ze mną kolegować poprzez wyładowania z kineskopu lądujące czasem nawet na języku ( to była specyficzna próba interakcji xD ). Jednak postanowiłem, że zakoleguję się z nim z jego aprobatą czy też bez. W tym celu musiałem się z nim skonfrontować, jak przystało na 2-letniego gentelmana z załadowanym do granic możliwości pampersem ( no co, takie konfrontacje były dla mnie dość stresujące, zresztą z relacji mojej mamy wynika, że nie tylko one…). Telewizor jednak od początku się wywyższał ( bowiem stał na półce), więc postanowiłem, że sprowadzę go do parteru. Nie uwzględniłem jednak wektora przesunięcia, przyspieszenia i energii potencjalnej kolegi z wyższej półki w wyniku czego stałem się akceptorem jego energii kinetycznej,a mówiąc prościej, to „lywizor” sprowadził do parteru mnie czym definitywnie dał mi do zrozumienia, że między nami iskrzy tylko z jego ekranu, nie wnętrza. Muszę przyznać, że było to dość brutalne zderzenie z nową technologią.

  193. Zawsze uważałam się za osobę całkiem dobrze radzącą sobie z nowymi technologiami. Do czasu, aż mój wówczas niespełna roczniak ( a było to jakieś 2 miesiące temu) utwierdził mnie w przekonaniu, że jednak jestem lewa w obsłudze komputera, a już z całą pewnością on lepiej radzi sobie ode mnie. Otóż razu pewnego, gdy próbowałam cichaczem (jawne korzystanie z komputera w obecności mojego syna, maniaka nowinek technologicznych, jest po prostu niemożliwe) sprawdzić coś w necie, moja latorośl jednak mnie przydybała i w te pędy przybiegła do mnie i swoim spojrzeniem a’la kot ze Shreka zaczęła błagać, żebym pozwoliła mu choć na chwileczkę „poklepać” w klawiaturę. Sądziłam, że w końcu nic złego nie może się stać. To, w jakim strasznym błędzie byłam, odkryłam dopiero po chwili, gdy po odzyskaniu komputera próbowałam wpisać coś w wyszukiwarkę a tu… zonk! Zamiast liter – liczby. W sumie za bardzo się tym nie przejęłam, pomyślałam, że po prostu poproszę wujka google o pomoc – OK, fajnie, tylko jak wpisać cokolwiek do odnalezienia, skoro nie można tego napisać literami??? Na pomoc przyszedł mi mój kuzyn informatyk. A ja, o dziwo dzięki kompetencjom informatycznym mojego syna, odkryłam działanie jednego klawisza na klawiaturze laptopa – niebieski Fn. A wcześniej zawsze zastanawiałam się, do czegóż on służy i po co właściwie jest… No to teraz już wiem 🙂

  194. Moja historia jest troszeczkę z innej beczki nowości technologicznej, niewątpilwie jednak ich dotyczy :-). Opowieść jest zaliczana do kategorii: najdurniejsze co mi się przydarzyło.
    Będąc w ciąży odbywałam zajęcia praktyczne na oddziale intensywnej opieki kardiologicznej. Pierwszego dnia przyszłam sobie spokojnie na owy oddział. Każdy został przydzielony do lekarza i mieliśmy „być jego cieniem”. Mnie oczywiści od razu zachciało się do toalety, więc wszyscy poszli beze mnie. Kiedy wróciłam szybciutko weszłam na pierwszą salę chorych i stanęłam jak wryta. Tam był Rtg i właśnie chciano robić zdjęcie. No tak a ja w ciąży! Zasunęłam drzwi i wypadłam jak poparzona! Zatrzymałam się piętro wyżej, w drugim końcu szpitala. Muszę nadmienić, że w ciąży miałam strasznego bzika na punkcie promieniowana X.
    Kontynuując, stałam tam dobre 20 min. Kiedy w końcu zebrałam się, aby wrócić na zajęcia spotkał mnie Ordynator oddziału na którym powinnam być i spytał co tam robię. Ja coś wybąknęłam: „że jestem w ciąży”, „że Rtg przenośny”, „że, się nie spodziewałam, w takim starym szpitalu taki sprzęt”. Ordynator popatrzył na mnie jak na wariatkę, po czym stwierdził, że takie Rtg są już chyba wszędzie, a poza tym to chyba wystarczy jak nie będę wchodzić do takiego pomieszczenia, nie ma sensu, żebym chowała się na drugiej stronie szpitala! I bez dalszej dyskusji odprowadził do reszty grupy! No cóż nie wykazałam się bystrością umysłu, ale od tamtej pory moja dewiza to „stała czujność”.

  195. Moja wtopa z technologią była zabawna 🙂 Moja młodsza siostra lepiej sobie radziła z moim nowym smartfonem, ściągała różne aplikacje i gry. Ściągnęła raz aplikację POU, czyli takie zwierzątko, o które się dba – nic mi oczywiście nie mówiąc. Będąc w sklepie słyszę nagle odgłosy z mojej kieszeni: „Pou jest głodny, nakarm mnie!”. Jakież to dziwne uczucie, gdy wszyscy na Ciebie patrzą, a ty nie umiesz tego wyłączyć!
    email: kaaasiam@wp.pl

  196. Miało to miejsce jakieś 18 lat temu, gdy dla mnie, 2-letniej wtedy i nieogarniętej ciemnej masy najnowszą technologią z kosmosu był prąd i człowieki skaczące w jakimś pudle, które kopało za każdym razem, gdy próbowałem wejść z nim w bliższą interakcję.Powinienem przyjąć do wiadomości, że nie chce się ze mną kolegować poprzez wyładowania z kineskopu lądujące czasem nawet na języku ( to była specyficzna próba interakcji xD ). Jednak postanowiłem, że zakoleguję się z nim z jego aprobatą czy też bez. W tym celu musiałem się z nim skonfrontować, jak przystało na 2-letniego gentelmana z załadowanym do granic możliwości pampersem ( no co, takie konfrontacje były dla mnie dość stresujące, zresztą z relacji mojej mamy wynika, że nie tylko one…). Telewizor jednak od początku się wywyższał ( bowiem stał na półce), więc postanowiłem, że sprowadzę go do parteru. Nie uwzględniłem jednak wektora przesunięcia, przyspieszenia i energii potencjalnej kolegi z wyższej półki w wyniku czego stałem się akceptorem jego energii kinetycznej,a mówiąc prościej, to „lywizor” sprowadził do parteru mnie czym definitywnie dał mi do zrozumienia, że między nami iskrzy tylko z jego ekranu, nie wnętrza. Muszę przyznać, że było to dość brutalne zderzenie z nową technologią.

  197. Miałem jedną z wielu najgorszych sytuacji. Kupiłem sobie kilka lat temu nowy telefon taki nowoczesny, nowe technologie w nim były zastosowane. Nie chciałem się z nim rozstawać ani na chwilę. Tego dnia zaprosiłem znajomych. Na tarasie urządziłem grilla. Piekłem na nim różne rzeczy, a telefon na półce obok niego położyłem, a ona była trochę wyżej nad paleniskiem. Wszystko działo się na tarasie. Gdy poszedłem do domu na chwilę po inne potrawy, podmuch wiatru sprawił, że półka przechyliła się, a telefon wpadł do paleniska w grilu. Wróciłem po kilku minutach i zauważyłem, że go nie ma, a półka przechylona. Zauważyłem, że leżał na rozżarzonym węglu. Odruchowo gołą ręką po niego sięgnąłem. Udało się uratować, choć plastik z lekka stopił się, a moja ręka była trochę spieczona. Chyba z dwa miesiące goiła się, a ślad pozostał do dziś. Wtedy byłem durny i jak mogłem coś takiego wymyślić. 🙂

  198. Zbliżał się termin porodu, a jako, że mój mąż jest gadżeciażem, i tym razem musiał mnie czymś zaskoczyć. O tym, że na tą okazję kupił wyglądający na zwykły zegarek z wbudowaną kamerą, dowiedziałam się już po porodzie. Oczywiście widziałam go wcześniej gdzieś w szafie i zastanowiło mnie tylko to, od kiedy to on lubi zegarki na bransolecie?! W dniu rozwiązania, snując się po szpitalnym korytarzu, spoglądałam na niego trzeźwiejszym okiem między skurczami i zastanawiało mnie tylko dlaczego ciąglę on tą rękę tak dziwnie trzyma i czy mu ona nie zdrętwiała już czasem? Szanse na wspólny poród były znikome, ale okazało się, że na sali nikogo oprócz mnie nie ma, więc męża mi wpuścili. Trzymałam go chyba za rękę, ale za wiele nie pamiętam (!).
    Od porodu minął ponad miesiąc, odwiedzili nas znajomi i wtedy mojemu przypomniało się, że puści nam coś fajnego.
    Byłam w szoku, że wszystko nagrał, podekscytowana więc czekałam na relację z sali porodowej.
    Wszyscy zebraliśmy sie ę na kanapie i czekamy. Film oczywiście nagrał się, ale był to głównie obraz sufitu szpitalnego, bo mąż zegarek założył odwrotnie! Dobrze, że chociaż głos się nagrał i kilka obrazków malutkiego płaczącego dzidziuśka 🙂

    pinacola@tlen.pl

  199. Wszystko zaczęło się od nowego kompa; kiedyś, X już lat temu. Formatowanie dysku twardego, zakładanie Patrycji… Partycji:P Instalowanie systemu operacyjnego, wszystkich potrzebnych sterowników, wraz z całą masą innego ustrojstwa, które mogło być kiedyś potrzebne, lub mialo podejrzanie brzmiące nazwy, a było jednakowoż dostarczone na płytach przez producentów podzespołów, również. Ooo… Co też my tutaj mamy? „@BIOS”? Coś mi ta nazwa mówiła… :/ Dobra, dawaj; jedziemy z koksem. Po kilku minutach zainstalowane. Taaaa… I jaka ikonka ładna w trail’u^^ Trza obadać. Włæczam… Nic:( Do czego to służy? Coś można poedytować, to żem se poedytował. Jak miło; nawet opcję „save” dali. A nie chciałbym przecież utracić BIOSa na płycie głòwnej, mając świadomość, że to chyba właśnie w nim prze kilkoma minutami w najlepsze sobie majstrowałem. To zapisujemy:) Save! Kompa później wyłączyłem- jako że nie miał być mi już tego dnia potrzebny. Jak się jednak wieczorem okazało- był. Był także, niestety, „uceglony”. Przeze mnie. Komunikat: „No BIOS detected”, czy coś w tym stylu,zbyt przyjaźnie nie brzmiał:( To tuptamy do sklepu, do pana, które pewnie będzie wiedział, co w trawie piszczy. Po opisaniu całej zaistniałej sytuacji, usłyszełem tylko głośny śmiech i słowa: „No, to, stary… Udało Ci się! Nawet nie sądziłem, że da się skasować BIOSa!”. Też nie sądziłem. Ale, faktycznie, udało mi się:< "Wyczaiæ to w serwisie?"- pytam, z nieukrywanym smutkiem w głosie- "Jest jeszcze na gwarancji"… "Według mnie, wina leży ewidentnie po stronie użytkownika. BIOS sam nie potrafi sie skasować"- usłyszałem od sprzedawcy. "Udawaj, że nic nie wiesz. Co ci szkodzi? Najwyżej nie naprawią. Chociaż mogą marudzić, ponieważ, nie ukrywam, trochę z tym roboty będą mieli. Trzeba wydłubać chipset z płyty głównej, programować go od nowa…". Tak też zrobiłem. Komp poszedł do serwisu, na gwarancji:P Naprawili go, choć trzymali trzy tygodnie. Znów było wgrywanie wszystkiego od zera, gdyż dysk, przed oddaniem do serwisu, z powodu wielu znajdujących się nań nazbyt oryginalnych programów, jak również samego systemu operacyjnego, wolałem sformatować. Znów instalowanie sterowników, programów i całej reszty… Tym razem już jednak "@BIOSa", dla oszczędzenia w przyszłości nerwów i własnuch, i panów w serwisie, postanowiłem sobie odpuścić ;]

  200. Zacznijmy od tego, że każdy w swoim życiu robi czasem głupie rzeczy 😉 Jedne wpadki są mniejsze, a drugie większe. Ufff myśl tak mądra jak niektóre sentencje Paolo Coelho 😉
    – pierwsze wpadki były niewinne i zdarzyły się jeszcze w liceum jak to przez przypadek wysłałam sms zamiast do przyjaciółki to do chłopaka… tak jakby przez ten sms przestał być moim chłopakiem 😉 no ale jestem już po trzydziestce więc nie wybiegajmy tak daleko w przeszłość 😉
    – pamiętam domówkę, na której byli również informatycy, ale wszyscy byli tak zakręceni, że nie potrafili rozwikłać zagadki „dlaczego muzyka z kompa nie leci”. No nie leci. Co robi informatyk? Sprawdza wtyczki, włącza i wyłącza komputer, chce coś rozkręcać , kombinuje… a wystarczyło tylko kliknąć power na głośnikach 😉
    – jednak najgorszą wpadkę zaliczyłam jakieś trzy lata temu, od kilku dni w pracy miałam totalną masakrę (pracowałam w agencji reklamowej), w skrócie kryzys. Net opanowany przez hejterów, ja załamana, klient sfrustrowany, no ale działamy. Tylko po kilku dniach pracy na pełnych obrotach, jakieś 300% normy człowiek jest już mocno zmęczony i robi głupie rzeczy. Nasz PR-owiec miał tak samo na imię jak mój Klient. Gdy przeczytałam artykuł w necie na temat „naszego kryzysu” i tego, że wymieniają naszą agencję w tym artykule, postanowiłam zadzwonić do PR-owca i powiedzieć co jest na rzeczy. Pech chciał, że zadzwoniłam do Klienta i zaczęłam naszą rozmowę, od bardzo niecenzuralnego przekleństwa po czym dodałam, „już wiedzą, że my ogarniamy tą markę”. Na to usłyszałam w słuchawce „no i co z tego?” i już wiedziałam, że rozmawiam nie z tym człowiekiem, z którym chciałam 😉 Na szczęście nasza współpraca trwała dalej, aż do mojego rozstania z firmą dwa lata później 😉
    – zdarzyło mi się też wysłać firmowego maila do Klienta z tekstem „zaakceptuj to copy…” tylko, że jak pisałam wyraz z automatu został zmieniony i wyszło z tego „zaakceptuj te cipy…” Minutę później dzwoni Klient, rozchichotany na maksa i czyta mi mojego maila na głos… 😉

  201. Kolejne dwie najgłupsze/najdurniejsze opowiem wierszem.
    Kiedyś zakupiłem telewizję cyfrową,
    setki kanałów – dla mnie osnową.
    W niedzielne popołudnie przygotowałem soczystą pieczeń,
    oglądałem w międzyczasie telewizję, a był to kwiecień.
    Więc wyłączyłem odbiornik i mięso do piekarnika włożyłem,
    do ogrodu poszedłem, ale potrawę co pewien czas śledziłem.
    Po ponad dwóch godzinach pieczeń wyłożyłem,
    coś dziwnego w zapachu i na mięsie zobaczyłem.
    Śmierdziało jakby plastikiem, a widać było coś czarnego,
    nagle zobaczyłem, że pilota nie ma od telewizora fajnego.
    Okazało, że przypadkiem z mięsem włożyłem,
    tak sobie pieczeń na obiad urządziłem.
    To wszystko jest szczerą prawdą,
    choć nie do uwierzenia sprawą.
    Jestem nierozgarnięty, czasem trochę stuknięty,
    lekko szalony i zawsze czegoś głupiego spragniony.

    Kolejna sytuacja fajna była,
    nawet mi się w najgorszych snach nie śniła.
    Kiedyś wieczorem na stole położyłem USB modem,
    by z internetu mobilnego skorzystać potem.
    Szybko się okazało, że niechybnie zasnąłem,
    dopiero o poranku z nienacka ocknąłem.
    Śniadanie sobie zacne urządziłem,
    W smartfonie aktualności śledziłem.
    Po sobie zajęty czytaniem posprzątałem,
    do pracy szybko i sprawnie wybrałem.
    Wróciłem po południu do domu zmęczony,
    wziąłem laptopa i patrzę, a modem do internetu niepodłączony.
    Szukałem do późnego wieczora urządzenia,
    dopiero znalazłem, jak się wziąłem do kolacji sprawienia.
    Okazało się, że modem w lodówce dziwnie się znalazł,
    na półce w szynce na talerzu się znalazł.
    Szybko zajęty o poranku przypadkiem położyłem,
    tak oto urządzenie sobie do pracy schłodziłem 😀

    Kolejna moja historia, może nie jest z nowościami związana,
    ale z konwergentną ofertą zdecydowanie nierozerwalna.
    U mamy przez stacjonarny z kabelkiem długo rozmawiałem,
    ale z reguły to ja cały czas w dyskusji dywaluowałem.
    W domu u siebie mam bezprzewodowy telefon,
    a ja zapomniałem jak jakiś głupi patefon.
    Szedłem sobie po domu ze słuchawką,
    nagle stwierdziłem ze coś zerwało z czkawką.
    Okazało się, że zajęty rozmową kabel wyrwałem,
    sam ze sobą pół godziny rozmawiałem.
    Z tego wybryku pół rodziny śmiech miało,
    tak to się przez przypadek przez nieuwagę stało.

  202. Mam na imię Filewicz i od trzech lat prowadzę działalność chałupniczą pt. MAMA w spółce z nieograniczoną odpowiedzialnością z Małżonem, zwanym dalej Ojcem. Dzień dobry.

    W naszej familii omnibusami technologicznym jesteśmy wszyscy. Tylko każdy po swojemu. Małżon realizuje się w motoryzacji, dwulatka mu wtóruje i ona prawdopodobnie wie o maszynach więcej niż ja. 11 miesięczna 'Maryla’ nałogowo realizuje swoją kablomanię i pasję rozkładania sprzętów na czynniki pierwsze – poziom zaawansowania: niepohamowany ślinotok. A ja? No ja wolę farbujące pędzle i czekoladę. Mogę pochwalić się wiedzą i doświadczeniem technologicznym mniej więcej na poziomie Taty Świnki, który w szczycie swoich zdolności reperacyjnych potrafi wyłączyć komputer i włączyć go jeszcze raz.
    I potrafię to udowodnić!

    Niedawno, niedawno temu między Wisłą a Wisłą, za siedmioma wzgórzami (taka łamigłówka geograficzna – gdzie mieszkam) żyłam ja i postanowiłam zdradzić swoją sieć komórkową, z którą znałam się jak łyse konie (nawet zdarzyło mi się ją reklamować w najprawdziwszej telewizji!) na rzecz innej (rutyna -jak to bywa w związkach), ale pozostawiając stary numer. Data migracji była przygotowana, ustalona i oczekiwana z napięciem jak ślub. Otrzymałam paczuszkę z nowym telefonem i papierzyskami, których nie znoszę, więc nawet ich nie tknęłam. Czekałam na esesmana, który miał oznajmić mi szczęśliwy moment przejścia. Esesman dotarł. I … nic. Zaczęłam tracić zasięg, wiadomości ode mnie raz wychodziły, raz wracały, raz leciały w kosmos. Rozmowy na zasięgu na pół gwizdka były wykluczone. Szlagi padały stadami. I tak trzy dni. 'I jeszcze za ten cyrk bez cywilizacji zedrą ze mnie kasę!’ – nakręcałam się. Mijały dni. W głowie aż kręciło mi się od włoskich zakrętów i ukraińskich grzesznych pań. Sfrustrowana, z przećwiczonym nieocenzurowanym zażaleniem poleciałam do salonu. Padał deszcz. Wyniosła, dumna, prze-poważna stanęłam w drzwiach głośno strząsając wodę z parasola i ostro mierząc wzrokiem w struchlałego przy swoim biureczku konsultanta. Ruszyłam w jego kierunku ostentacyjnie stukając obcasami. Zasiadłąm i wylałam na chłopinę skargę niczym miednicę z pomyjami na wiejskie podwórze. Że co to ma znaczyć, że dostałam wiadomość, że już jestem w ich sieci i od tamtej pory cisza i nikt mnie nie informuje co mam zrobić, a zasięgu nie mam, nie mogę się komunikować w pilnych sprawach biznesowych, że taka poważna firma, a tak niepoważnie traktują swoich klientów, w dodatku zaczynających korzystanie z ich usług! Phi & Pff! Pan wysłuchał mnie, poczerwieniał i cichutko spytał: 'a włożyła pani kartę sim, którą otrzymała wraz z telefonem?’. Kurtyna? Żeby! Zdębiałam. Więcej! Ja umarłam wewnętrznie, zalałam się zimnym potem, a twarz spłonęła mi żywym ogniem. Ten szok termiczny rozprostował mi zwoje mózgowe tak, że nie potrafiłam wydusić ani słowa. Chciałam się katapultować, ale jedynym przyciskiem, jaki zlokalizowały moje palce był przycisk rozkładania parasola. Moja wyobraźnia, która jakimś niewytłumaczalnym cudem ocalała przedstawiła mi taki obraz: naciskam przycisk, wielki (rodzinny) parasol otwiera się z impetem, wyrzucając mnie na środek salonu, majtając moimi nogami za głowę i zadzierając kiecę do góry. Nie wiem jak długo trwała ta otchłań antyintelektualna, ale w pewnym momencie poczułam, że muszę ratować swoją godność i zaimprowizowałam żałosny akt uniewinnienia: 'ja nie mieszkam w tym mieście, a moi rodzice odebrali przesyłkę i nie zdążyłam jej jeszcze sprawdzić’. Wspominałam już, że to była żałosna improwizacja? Sales manager podchwycił konwersację: 'no to trzeba teraz włożyć kartę sim’. 'no tak, będę musiała dokładnie przejrzeć przesyłkę’. Wyskoczyłam stamtąd szybciej niż sunął mój słowotok kilka minut wcześniej, a w czaszce dudnił mi Chopin, który ze swoim marszem pogrzebowym towarzyszy mi do dzisiaj, kiedy to wspominam.

    Karta sim, czujesz? Ośmieszyła mnie karta SIM (redaktorzy FAKTU i stwórcy tanich tandet typu 'urzekła mnie twoja historia’ nie pogardziliby tytułem). Nie mów o tym dzieciakom z podstawówki, bo zabiją mnie śmiechem.

    Pozdrawiam!
    agaffio@gmail.com

  203. Sytuacja wydarzyła się circa dwa miesiące temu, czyli bardzo świeża. Z powodu śmierci starego, poczciwego telefonu, który przeżył ze mną nie jedno trudne wydarzenie, popędziłam do salonu i wzięłam smartfona. Cud, miód, maliny i orzeszki. Ma wszystko, co potrzebne, prócz bankomatu i kuchenki mikrofalowej. W międzyczasie koleżanka ze studiów zaprosiła mnie do siebie. Byłoby wszystko ok, gdyby nie fakt, że mieszka w stolicy, a tam panują zupełnie inne warunki komunikacji.
    No to klikam po smartfonie jak się dostać z punktu, w którym się znajduję do punktu, w którym znajduje się psiapsióła. Ok, wyznaczył trasę tramwajem. Czemu nie. Kupiłam bilet i czekam na tramwaj. Podjeżdża, wsiadam i lukam co mi tam dalej pokazuje i podpowiada – że może fotkę strzelić „selfie w tramwaju” albo posłuchać muzyki, napisać mesejcza do kogoś, na fejsbuka wejść. Milion propozycji. Tak się zagapiłam w jego lica, że zapomniałam skasować biletu. Chcę to zrobić, a tu blokada – kontrola biletów, kasownik zablokowany. Ale nie poddaje sięi podtykam mu ten bilet na siłę, może się zlituje i weźmie. Pasażerowie patrzą się na mnie jak na nienormalną, ale ja dalej swoje, bo ja harda babka jestem. Niestety na kasownik moje wdzięki nie zadziałały i spotkałam się z samym Panem Kontrolerem… Mandatu nie dostałam, bo udawałam turystykę ze Słowacji.
    an.wn@o2.pl

  204. Jak byłam mała włożyłam lek przeciwgorączkowy do otworu na dyskietki bo tata powiedział, że komputer ma wirusa. Paracetamol nie zadziałał.

  205. Nowe technologie zjadły wszystkie moje prace licencjackie i magisterskie, po prostu pochłonęły je w niebyt i teraz jestem wyjątkowo mądra bo pisałam je dwa razy, a największą moją mądrością po tych przygodach jest aby wszystko zapisywać w 10 miejscach:)

  206. Aaaa i jeszcze jedna taka prawdziwa sytuacja mi się przydarzyła. Tak nawiasem to fajnego bloga prowadzisz, ale do rzeczy.

    Rok temu byłem w supermarkecie. Rozmawiałem z żoną co mam kupić i stałem już przy kasie. Pani kasjerka wszystko policzyła i mówi do zapłaty pewną kwotę (nie pamiętam już jaka dokładnie), więc ja mając w jednym ręku telefon, a w drugim portfel położyłem do zapłaty to pierwsze, bo jeszcze czegoś w kieszeni szukałem. Kasjerka coś tam mówi, że to pomyłka, a ja szukaniem zajęty mówię, że jaka, przecież dałem pieniądze, że są prawdziwe i takie tam. Prawie się pokłóciłem i kiedy doszła do głosu, mówi, że ja chciałem zapłacić telefonem. Śmiech mieli wszyscy dookoła, bo w sumie, to sprzeczałem się i prawie kłóciłem nawet nie dając dojść do głosu kasjerce, a miałem wtedy na głowie wiele i byłem strasznie zakręcony.
    Miałem mnóstwo dziwnych sytuacji. Teraz wspomina się je ze śmiechem, ale wtedy wcale tak nie było.
    Raz też było, że telefon zostawiłem przy muszli w toalecie w galerii, ale odnalazł się. Było mnóstwo różnych sytuacji, których nawet nie mogę sobie przypomnieć, ale chętnie się z nimi dzielę teraz tutaj (chociaż częścią) 🙂

  207. Sytuacja, miała miejsce parę lat temu w Niemczech. Uczestniczyłam wtedy w polsko-niemieckiej wymianie i gościła mnie bardzo zamożna dziewczyna. Byłam zestresowana, ale kiedy już dojechałam na miejsce i rozpakowałam się, chciałam dać znać mamie, że dojechałam na miejsce. Zapytałam się mojej partnerki czy mogę skorzystać z komputer, pozwoliła mi. Problem pojawił się wtedy, kiedy nie potrafiłam go uruchomić. Sama z siebie się śmiałam, komputer nie miał stacji dysków, a włącznik był w monitorze. Szkoda tylko, ze wpadłam na to po dobrych kilku minutach poszukiwań i po całkowitym zmacaniu komputera. Teraz już w Polsce także mamy takie sprzęty, jednak jeszcze parę lat temu to była nowość. Teraz wspominam zaistniałą sytuację z uśmiechem na ustach.

  208. Takich sytuacji było bardzo dużo- np. jak byłam malutka na telefonie mojego taty nie dało pisać się smsów i pojechaliśmy do salonów a tam się okazało, że …. jest włączony słownik 😉 sytuacja druga jedziemy z rodzicami na ślub wujka za autem cioci bo ma gps- a az nagle zamiast w Radomiu jesteśmy w … szczerym polu nie wiadomo gdzie 😉

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.