Pytanie bumerang. Powraca ilekroć ja lub ktoś ze starszych obserwatorów przypomni, że leczyłam się na depresję i stany depresyjne są mi bliskie. Ja delikatnie daję do zrozumienia, że to nie wstyd, część mnie, złożony problem, a inni odczytują jak chcą – często jako ekshibicjonizm i pranie brudów, dlatego temat ucinam i oddelegowuje zainteresowanych do swoich spraw lub… konsultacji.
I zdarza mi się reagować lekkim zdenerwowaniem. Bo pojąć nie mogę, że żyjemy w czasach w których wypinanie dupy do obiektywu z wsuniętymi w rowek gaciami jest normalne, a przyznanie się do choroby niezwykłe i odważne. Bo sama czuje się przez swoje skłonności jakbym miała protezę, która nieco mnie ogranicza i ze wszystkich sił staram się skupić na tym, co mimo niej, a może nawet dzięki (!) niej mogę robić. Bo każdy zjazd i interwencja kończy się wcześniej czy później wschodem słońca i ten smakuje jak orgazm, kiedy w końcu się pojawia.
Jak rozpoznać, że to depresja?Jak nie pomylić ze smutkiem?
Depresja to podstępna i cwana menda. Metodę działań dobiera do ofiary. Czasem zjawia się znienacka i „bez powodu”, innym razem dobiera się do ofiary tygodniami/miesiącami/latami i nie da się wskazać jednoznacznych przyczyn, a raczej próbować odtworzyć, jak do zachorowania doszło. Może ją warunkować styl życia i fakt „że na nią zapracowujemy” albo kwestie biologiczne i dziedziczne, na które mamy wpływ w niewielkim lub żadnym stopniu.
Wedle najczęściej pojawiających się w artykułach na temat depresji wytycznych, podejrzewa się jej występowanie, kiedy nastrój obniżony jest chronicznie, nie cieszą nas rzeczy, które sprawiały nam radość, a dotychczas proste czynności stanowią wyzwanie. Taki opis jest oczywiście uproszczeniem – ja funkcjonowałam w miarę normalnie, w pracy nikt nie wiedział o chorobie, a w środku czułam jakby coś zassało mi życiową energię i radość, działałam na wersji demo – opanowanej do perfekcji łącznie ze small talkami i żartami.
Kiedy trzeba iść do lekarza?
Wyparcie ma wielką moc! Ludzie potrafią latami tłumaczyć swoje zachowanie i decyzje oraz zmiany charakteru. Słyszałam o przypadkach, kiedy diagnozę postawiono po 15 latach wyczerpujących objawów. 15 latach, których nikt już chorej nie odda, ona ich nie odzyska. Czy to nie koszmarna perspektywa?
Dlatego ja, Ola, obca Ci osoba z Internetu dzielę się tym, co uważam – sama myśl, że może potrzebujesz wsparcia lekarza to wystarczający powód. W najlepszym wypadku dowiesz się, że reakcja była na wyrost i się uspokoisz. W innym, nie gorszym, że coś jest na rzeczy i warto działać, by to zmienić. Nie zawsze oznacza to potworną diagnozę, receptę i terapię – zaufaj lekarzowi.
Co robić kiedy jest się chorym?
A raczej – jak zrobić cokolwiek, bo to chyba częściej pojawiające się w przypadku choroby pytanie. Jak nie zawalić, nie zawieść, zrobić, żeby się nie kapnęli. Zastanawiające, które w kolejności będzie pytanie dotyczące samego siebie – ale to nie temat tego tekstu, choć uważam, że wiele chorób i zaburzeń bierze się z faktu, że myślimy o sobie tylko przez pryzmat pełnionych dla innych ról, a nie samodzielnych bytów, które są wartościowe i ważne nie tylko jako mama / żona /syn / pracownik.
Co robić kiedy jest się chorym? To, co w przypadku każdej choroby – osoby chore na serce muszą być pod stałą opieką kardiologa, regularnie się badać, przyjmować leki, zdawać sprawę z ograniczeń i cieszyć z możliwości, jakie daje polepszenie stanu zdrowia. Zatroszczyć się o siebie – w przypadku depresji występuje również brak poczucia sensu i z pewnością z trudem obdarzyć się można troską szczególnie na początku, kiedy leki nie działają albo mają skutki uboczne, ale to szczególnie obligujące, kiedy odzyskujesz choć w skrawku… siebie.
Po prostu jak już się było w dupie, to wiesz, dlaczego nie chcesz wracać i nie wolno – przerywać leczenia, lekceważyć zaleceń i sygnałów. A jeśli już się tam znajdziesz – mieć w wersji demo mechanizm postępowania. Trudne? Bardzo. Niewykonalne? Idź do lekarza!!!!!!!!!!1111
Jak rozpoznać dobrego lekarza?
To wyzwanie. Nie podważam kompetencji żadnego specjalisty, ale orłem być nie trzeba, żeby wiedzieć, że każdy lekarz jest też człowiekiem: ma swoje poglądy, metody, interpretacje, charakter. Czasami „nie gra” między nami, a owe „zgranie” jest ważne, bo psychiatria to na tyle śliski grunt, że potrzebne jest zaufanie.
Diagnostyka chorób i zaburzeń psychicznych to niełatwe zadanie – nie mają często typowych objawów, klucza nie znajdziesz w morfologii itd. Ze swojej strony dodam, że miałam do czynienia z 2 psychiatrami, którym ufam, 2, którym nie powierzyłabym nawet porcji rosołowej. Jak trafiłam na niewłaściwego nie pisałam jednak na fejsie, że wszyscy psychiatrzy to idioci i szarlatani, a wizyty u nich to strata pieniędzy i czasu, tylko szukałam właściwej osoby dalej.
Co się robi na terapii?
Nie uważam, bym była kompetentna, by odpowiadać na to pytanie: mam za sobą jedną, 2 letnią terapię. Terapeuci mają pewnie różne metody i styl prowadzenia terapii – sama kilka miesięcy chodziłam do człowieka, który sporo mówił i dzielił się spostrzeżeniami a całą terapię ponad rok później odbyłam pod skrzydłami Pani, która mówiła cholernie niewiele.
Generalnie na terapii bierze się na tapetę swoją przeszłość, pochyla nad emocjami, analizuje, domyka pewne sprawy albo uświadamia, że zawsze będzie sączyć się z nich ropa i mamy do wyboru skupiać się na tym albo na budowaniu swojej normalności mimo tego. To duże uproszczenie niemniej jednak nie bój się terapeuty. Gorzko zażartuję, że w zestawieniu z kupą, którą wielu z nas nosi w sobie, gadanie do obcej osoby zdaje się być najmniejszym wyzwaniem. Największe to pogadanie ze sobą. Dogadanie.
Czy terapia pomaga?
Pomaga to znaczy? Jeśli ktoś spodziewa się, że wchodzi na terapię smutny, niedowartościowany i zły, a wychodzi wesoły, wartościowy i radosny, to… Są to bardzo naiwne oczekiwania i pokładanie ogromnej odpowiedzialności w terapeucie, który mimo kompetencji, nie jest czarodziejem.
Czy sama terapia jest skuteczna ocenia chyba każdy z jej uczestników. W moim przypadku żałuję, że nie miała miejsca dużo wcześniej, aczkolwiek zwyczajnie nie wiem, czy jako młodsza dziewczyna potrafiłabym tyle z niej zaczerpnąć.
Na pewno warto spróbować, bo to doskonały sposób na pracę z emocjami, której absolutnie nikt nas nie uczy, wypowiedzenia tego, czego nikt nie wysłuchał, nazwanie tego, czego nazwać nie potrafiliśmy itd. mi świadomość, że przynajmniej raz w tygodniu skupiam się przez godzinę na sobie i swoich emocjach oraz nie jest to „głupie”, „bez sensu” itd. bardzo pomogła i staram się dawać sobie tych godzin więcej. Dawać sobie prawo do przeżywania określonych rzeczy w określony sposób, a nie strofowanie „że dorosłej babie nie wypada, bo…”.
Czy terapia bez leków wystarczy / leki bez terapii wystarczą?
Może się mylę, ale w moim przypadku psychiatra i psycholog działali niezależnie od siebie, co strasznie mnie frustrowało, bo odnosiłam wrażenie, że wzajemnie się bagatelizują. Psychiatra całą moc sprawczą przypisywał lekom, a psychoterapeuta uważał, że leki działają doraźnie. Jak jest naprawdę nie wiem, jak w Twoim przypadku – musisz się dowiedzieć.
Aczkolwiek uważam, że warto rozważyć dwutorowe działanie – „wyprostować się” lekami, a na terapii dociekać, dlaczego nas tak powyginało i co możemy zrobić, żeby się nie powtórzyło. Opinia baby z internetu nadal nie powinna być wiążąca, ale ja uderzyłabym tu i tu, bo niewiele możesz stracić, a wiele zyskać, chociażby wiedzę, jak uniknąć powtórki z koszmaru w przyszłości lub co robić, kiedy jednak się zadzieje.
Co jeśli będę musiał/-a brać TE leki?
Dobrze dobrane sprawią, że poczujesz się lepiej i odzyskasz siebie oraz… sprawczość. To aż tak przerażające? O tym, czy będziesz przyjmować je kilka miesięcy, lat, czy całe życie decyduje lekarz oraz Ty. Analogicznie: osobie chorej na serce lekarz zalecił branie określonych środków, czy powinien konsultować z obcą osobą zasadność tej decyzji albo nie podjąć leczenia z obawy, że to na zawsze?
Czy już zawsze będę chor/-y/-a?
Nie wiem. Z dużą dozą prawdopodobieństwa nie, jeśli zechcesz się leczyć, zmienić swoje życie, poznać swój organizm i wiedzieć, jakich symptomów nie wolno Ci ignorować. Wydaje mi się, że skłonność do depresji zostaje, że ta wraca, może wrócić, ale kiedy wiesz, z czym się mierzysz, łatwiej stawić temu czoła, więc zamiast się martwić nawrotem lub wyrokiem, skup się na tym, żeby pomóc sobie tu i teraz.
A jeśli dowiedzą się inni?
Nie wiem, kto Cię otacza i jaką wiedzą dysponuje. Być może masz wokół siebie mnóstwo wsparcia i ciepła, którego choroba nie pozwala docenić. A może idiotów, którzy źle wpływają na Twoje samopoczucie. Jeśli chcesz, powiedz bliskim o tym, z czym się mierzysz i pomóż się im sobie pomóc. Czasem wystarczy, jak zdejmiesz z nich i siebie ciężar mówiąc „to nie Wasza wina, ani moja, teraz muszę zwolnić i poczekać aż zadziałają leki, proszę o wyrozumiałość, choruję, chociaż mam sprawne ręce i nogi, mam chore wnętrze i nie dam rady sprostać Waszym oczekiwaniom przez jakiś czas. Nie wymagam zrozumienia, a akceptacji.”
Jestem słaba/-y?
Skoro jest Ci niewystarczająco źle i czujesz potrzebę, żeby sobie dokopać, to będzie idealna perspektywa. Ja wolę tą, która mówi, że choroba nie wybiera. Osoba chora na cukrzyce jest gorsza i słabsza? Nie, musi brać leki, monitorować poziom cukru, zmienić tryb życia, być czujna.
Jak jest po lekach?
Cholernie różnie, początki bywają trudne – ja za pierwszym razem miałam jadłowstręt, uderzenia gorąca i ataki paniki. Nie od razu się udało, a dobór leków i dawek był koszmarem. Minął. Przeżyłam, z perspektywy czasu warto było się przemęczyć, żeby znaleźć rozwiązanie niż nie robić nic i uważać, że go nie ma.
Jak, kiedy przestajesz je brać?
To zależy. Z leków rezygnuje się stopniowo zmniejszając dawkę zawsze pod opieką lekarza. Nie można się od nich uzależnić, raczej uzależnia się od przekonania, że bez nich nie da się rady. Złe odstawienie może skutkować nagłym nawrotem, zaprzepaszczeniem leczenia i efektów, skutkami ubocznymi, których litanie znajdziesz w ulotce.
Jeżeli robisz to z głową, lekarzem i mądrze, rozstajecie się bez scen, powoli. Oby na jak najdłużej, ale jeśli nie to zaakceptuj ten stan, tak jak… cukrzyk badanie poziomu cukru.
A może są do końca życia?
Być może. Jednak czy to nie wspaniale, że są i mogą pomóc? Że je przepisano i działają?
Dlaczego mimo wątpliwości warto udać się na konsultacje ze specjalistą?
Bo od tego są specjaliści, kształcili się latami pod skrzydłami mądrzejszych od siebie i przeanalizowali mnóstwo przypadków. W przeciwieństwie wszystkich osób, które zdarza Ci się pytać o opinie i całej armii internautów, którzy wiedzą wszystko, bo mają tytuły od wujka Google’a.
Być może czujesz się teraz koszmarnie i bardzo sam. Nie wiem, czy świadomość, jak wielu ludzi cierpi na choroby i zaburzenia psychiczne będzie pomocna, ale uwierz, że nie jesteś zdany na łaskę tego, co przejęło kontrolę nad Twoim życiem i możesz ją odzyskać. Masz do wyboru – siedzieć w domu, który płonie albo się ratować. Blizny zostaną, owszem, ale Ty to nie tylko te blizny i chata, która się jara… I przed Tobą dużo więcej.
UWAGA! Pod tym tekstem możecie zadawać pytania dotyczące problemów o naturze psychicznej, emocjonalnej i związanych z diagnozą, leczeniem oraz tym, co Was w związku z tymi tematami interesuje. A ja znajdę autorytet/-y, by na nie odpowiedzieć – skoro już szukacie odpowiedzi w sieci, to chcę przynajmniej spać spokojniej wiedząc, że poszukałam odpowiedzi u odpowiednich osób. Zgoda?
Fot. Karolina Paluszkiewicz, @onicniepytaj.
Bardzo mądry i prawdziwy tekst. Mam zespół lękowo-depresyjny od 10 lat, od roku w terapii. Od tych 10 lat jestem pod opieką doskonałej psychiatry, biorę okresowo leki, ale objawy po jakimś czasie wracają. Nauczyłam się z tym żyć, wiem kiedy muszę wrócić do psychiatry. Po takim czasie współpracy, doświadczenia i zaufania obie decydujemy jakie leki, jaka dawka, kiedy zwiększać, kiedy zmniejszać. Ona doradziła mi terapeutkę (idealnie), darzą się ogromnym szacunkiem i zaufaniem, więc jestem pod doskonałą opieką.
Nauczyłam się z tym żyć tak, żeby mi choroba nie przeszkadzała w życiu. A że pewnie będę na lekach on and off do końca życia to trudno ?.
Biorę leki dopiero od 2 mięsiecy. Na szczęście udało mi się za pierwszym razem znaleźć lekarke która wzbudziła moje zaufanie, delikatna wszystko z wyczuciem. Oczywiście sama nie poszłabym do fachowca… W pracy, zawsze uśmiechnięta, szczęśliwa a w środku wylam… Zresztą zdarzało mi się zamykać w WC i płakać. Ludzie nie mają jeszcze wiedzy na czym polega ta okropna choroba, dla nich depresja=wieczne leżenie w łóżku. Do tej pory jest mi ciężko, ale mam nadzieję że z każdym dniem będzie lepiej…
To ważny tekst, dla osób zmagających się z depresją i dla osób w ich otoczeniu, którzy są , ale nie wiedzą co robić, jak pomóc
wyobrazić sobie, jak chcieliby, by zachowywali się inni, kiedy nie ma się y, wiary za to ogromne poczucie winy i wrazenie bycia ciezarem.
Przydatny artykuł. Dziękuję i pozdrawiam
ufff, skladnie, szybko i na temat 🙂 dziekuje, dziekuje za te slowa. Pierwsza deprecha dopadla mnie 15lat temu, mialam dwojke dzieci, meza… niestety maz nie radzil sobie i uciekl do pracy za granice, w najtrudniejszym momencie choroby bylam sama z dziecmi, w zasadzie moglam liczyc tylko na siebie. Wlaczylam dla siebie, dla dzieci, jeden dobrany lek i od razu strzal w dziesiatke, zadzialal moze troche pozno, ale z czasem wrocilam do pracy 🙂 kolejny epizod po zakonczeniu sprawy rozwodowej, 4 lata po pierwszym epizodzie. tylko tym razem oprocz deprechy byly jeszcze stany lękowe, do tego stopnia, ze nie umialam pojsc do sklepu, a wsiadajac do autobusu, wysiadalam na nastepnym przystanku… znow psychiatra i leki, zadzialaly niemal od razu 🙂 tez za pierwszym doborem lekow. Przez ostatnie 10 lat bylam na antydepresantach. W tragicznych warunkach zmarl mi poltora roku ojciec, wszystko spadlo na mnie… bylam na lekach, wiec mowilam sobie dam rade. Guzik… pierwszym objawem byl wzrok, zaczelam widziec podwojnie, potem zaczela nawalac pamiec, ale mowie sobie, moze to juz TEN wiek 🙂 ale nie dalam sie tak latwo. Znow psychiatra, tym razem inny… odstawienie lekow, ktore bralam 10lat, wlaczenie nowego, dwa miesiace wyjete z zyciorysu, bylam roslina, az wreszcie lek zaczal dzialac 🙂 4 mce bylam na zwolnieniu lekarskim… od tygodnia chodze do pracy 🙂 nikt w pracy nie wie na co chorowalam i nigdy sie nie dowie, wiem, ze latwiej by im bylo zrozumiec raka, a nie depresje. Z reszta kto by mi w to uwierzyl 🙂 Wiec jesli ktos ma obawy, biegiem do lekarza by nie tracic cennych lat zycia 🙂
Radomska, dziękuję Ci za ten tekst! Niestety depresja to nadal dla wielu temat bardzo niewygodny. Wiele osób nie idzie do lekarza, bo przecież wstyd, bo co powiedzą znajomi, rodzina, bo nie jestem chory/a psychicznie. Trzeba poruszać ten temat! Ja mam zdiagnozowaną depresję dwubiegunową, dzięki Tobie! Odwiedzałam Cię na instagramie, zobaczyłam raz, drugi, kiedy otwarcie o tym mówisz i to pomogło mi przełamac strach przed lekarzem, przed lekami, przed terapią. Dziękuję Ci za to! Przestałam się bać, wstydzić. Zaczęłam działać i żyć. I chociaż nie każdego dnia jest kolorowo jestem dumna z siebie, że podjęłam walkę. Dziękuję, dziękuję! Wielki ukłon w Twoim kierunku 🙂 chapeu bas!
Depresja to wredna mednda. Najgorsze jest udawanie przed wszystkimi, że wszystko jest w porządku. Ciężko znaleźć dobrego specjalistę. Mnie się udało. Facet naprawdę konkretny. Przetrwałam leczenie, bo przeprowadziłam się ponad 300km i odczuwam różnice. Znowu menda wraca i to ze zdwojoną siłą a że podchodzę z dystansem do psychiatrów to ciężko znaleźć mi tutaj takiego dobrego lekarza jak w moim rodzinnym mieście. Niesamowicie wkurza mnie powszechny „ruch”, w którym można zauważyć, że ludzie mają drzwi otwarte, że zapraszają na kawę, plotki, wino czy spacer ale NIKT do cholery nie wie jak ciężka jest to choroba i ploteczki nie pomoga a tylko i wyłącznie specjalista i odpowiednio dobrane leczenie.
Olu, jutro udaje się na wizytę do psychiatry. 2 lata temu leczyłam się z podwodu zaburzeń depresyjno-lękowych i depresji. Teraz czuje taki sam stan jak dwa lata temu, o ile nie gorszy. Na przemian wydarzają się w moim życiu rzeczy dobre i złe, jednak tych dobrych nie potrafię docenić. Czuje się ze sobą strasznie, okropnie, ohydnie. Moim największym problemem jest mówienie o sobie, „skarżenie się”, proszenie o pomoc. Nie potrafię prosić o pomoc, choć dla innych zrobiłabym wiele. Wiecznie uszczęśliwiłam ludzi, myśle o innych, najmniej o sobie.
Spisałam na kartce tyle co w danym monencie udało mi się skojarzyć. Wiem, ze choroba do mnie wróciła. Wiem, ze bez lekarza nie dam sobie rady.
Twój tekst dodatkowo mnie zmotywował. Nie jestem świrusem, nie mam nasrane w głowie- choruje na depresje.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuje za tekst.
PS. Obserwuje Cię na instagramie od dawna i Cię uwielbiam! ?
wlasnie sie lecze, u psychiatry bylam juz kilka razy, do psychoterapeuty ide dopiero po raz pierwszy. leki nie sa rozwiazaniem problemu, jest istotne by miec ta swiadomosc, ale jesli ktos sie zastanawia czy je brac, z wlasnego doswiadczenia moge powiedziec, ze warto. wyciszaja, zeby mozna bylo rozpoczac prace nad soba z psychoterapeuta. ten smutek dalej jest, jak napisala Ola, blizny zostaja, ale uczysz sie z tym zyc i uczysz sie szczescia, ktorego nie nalezy szukac gdzie indziej, jak w sobie. moja psychiatra powiedziala cos, co bardzo zapamietalam, ze to, co o sobie teraz mysle, w tych ciezkich chwilach, nie jest to na pewno cala prawda o mnie. wiem, ze wyłuskam ta prawde. a jesli ktos ma potrzebe isc do specjalisty, niech sie nie zastanawia. ja rowniez moglam zrobic to wczesniej, ale z drugiej strony ciesze sie, ze nie zrobilam tego pozniej.
dziekuje za ten post Ola, to wazne.
Olinku! Dobry tekst również dla ludzi, których bliscy zmagają się z depresją. Sama przechodziłam ją kilka razy, do tego agorafobia z napadami paniki wróciła ostatnio po 7 latach od pierwszego przypadku. Cholernie ciężko żyje się z samym sobą, ze świadomością bycia niedobrym i niewystarczalnym, a do tego walczyć z ludźmi, którzy twierdzą, że sobie wymyślasz. To ważny przekaz, ja też dziękuję 😉
Jedyne co mnie powstrzymuje przed wizytą jest lęk, że znienawidze siebie bardziej niż teraz.
najglupszy argument na swiecie.
Gówno prawda. Odkryjesz takie wspaniałe rzeczy! Najpierw się z nimi nie bedziesz godzić, stwierdzisz, że to nie ty. Lecz później poznasz siebie, ck Toba kieruje, że to nie ty, a głupie wzorce które wpoil ci świat, nieświadomi rodzice, przeczkolanki, Pani na ulicy a ty się temu nie opierała bo nie umiałas. Poznasz to, poplaczesz. Ale później będziesz przenosić góry. Dowiesz się że nic nie jest twoja wina. I bedziesz sie cieszyć z wszystkiego.
A jak traktować osobę, u której podejrzewamy depresję, lub u której jest ona zdiagnozowana? Jakie zachowania mogą być dla niej szkodliwe, co jeszcze bardziej pogarsza sprawę?
jak sama chciałabyś być traktowana czując się fatalnie – odciążać, zapewniać, że to nie jej wina, być, nie narzucać się…
Nie narzucac sie!! tak i po stokroc tak 🙂 to najgorsze co moze byc, narzucanie sie …
Pamietam te lata…
ciężka ciąża… poród … i nawrot ze dwojona siła depresji… lęków … nie czułam nic.. byłam robotem …
boje się za każdym razem gdy wyczuwam u mnie symptomy… ze będzie tzw. Powtórka z rozrywki …
pozdrawiam
Hej. Jestem pewna, że mam depresję. Od jakiegoś czasu myślę o tym żeby pójść do specjalisty. Boję się tego, że nie będę potrafiła nawet powiedzieć zdania bo po dwóch słowach się rozpłaczę. Płaczę jak tylko pomyślę o swoich hm… problemach, a co dopiero opowiedzieć.
nie boj sie. szukaj odpowiedniego i wyrozumialego psychiatry, tacy istnieja, wiem po swoim lekarzu. moja pierwsza wizyta wygladala tak, ze dlawilam sie wlasnym placzem, a slowa ledwo przechodzily przez zacisniete gardlo. ale po to w kazdym gabinecie stoja chusteczki… nie boj sie po nie siegnac 🙂 wyrozumialy psychiatra da Ci czas. trzymam kciuki.
jednak czuje ze musze sie poprawic- nie powinnam mowic zebys sie nie bala. strach jest okropnym towarzyszem depresji i trzeba sobie zdawac z niego sprawe. mam nadzieje ze nie powstrzyma Cie przed pojsciem do specjalisty 🙂
Mialam tak samo. Plakalam juz od wejscia do mojej Pani psycholog. Ale z pomoca lekow i „czasu” dalam rade. Teraz,prawie po roku terapii moge poradzic jedno: nie czekaj ani dnia dluzej!
Psychiatrzy są przyzwyczajeni, że ktoś płacze. Ja miałam takie same obawy, ale poszłam. Rzeczywiście rozpłakałam się od razu ale lekarz to zaakceptował jako coś normalnego. Mowilam przez łzy. Biore leki. To poczatek drogi, ale warto przetrwać ten pierwszy kontakt.
Fajnie ,że mówisz o tym .. dużo ludzi się boryka i nie chce iść do psychiatry .. ja byłam raz i się strasznie zraziłam … jestem osobą , która nie potrafi na wejściu powiedzieć o tym co czuje. I przez to zostałam zbagatelizowania .. po moich paru zdaniach opowiedzenia o męczących mnie trikach nerwowych lekarz stwierdził ze to słodkie i ze rodzina ma problem nie ja i czy mam jeszcze jakiś problem bo nie ma czasu siedziec ze mną cały dzień.. po wyjściu wszyscy pacjenci burzyli się do mnie ze byłam z 25 min w gabinecie .. hmmm niestety triki są dla mnie męczące do tego te beznadziejne poczucie swojej osoby .. chyba spróbuje i zasięgnę rady innego lekarza 🙂 dzięki 😉
Dziękuję. Dobrze że zdecydowałaś się na ten tekst bo jak myślę nie tylko dla mnie jesteś, poza cała masa różnych twarzy :), wiarygodnym źródłem informacji W sieci. Niezwykle cenny tekst.
Ola
Dziękuję!
Tak porostu.
Czy podczasz depresji i przymowania leków miałaś jakieś epizody z myślami samobójczymi bądź okaleczaniem się?
Nie. one występują najczęściej tam, gdzie były objawami samej depresji przed lekami. Moje stany nigdy nie były związane myślami samobójczymi. W przypadkach o których mówisz leczenie powinno odbywać się na oddziale. Wszystkie niepokojące objawy trzeba zgłosić lekarzowi. bardzo często na początkowym etapie przyjmowanie docelowych leków łączy się z braniem uspokajających i wyciszających nieprzyjemne skutki uboczne.
Jak poradzić sobie z myślą przed tym, że przez swoje zaburzenia psychiczne-zaburzenie osobowości, nerwica natręcw,lęki nie uda mi się spełnić swoich marzeń, pasji i robić tego co uwielbiam? Często właśnie przez to potrafię chować się w cieniu,poddawać bo wydaje mi się że nie mam wystarczająco siły.
Ściskam mocno..
Jestem „osobą z otoczenia” – bardzo bliskiego otoczenia osoby z napadami lęku… i przez bardzo długi czas nie miałam pojęcia, że tak bliska mi osoba, ma problemy, ba! w wielu sytuacjach „dramaty” odbywały się na moich oczach… a ja nigdy nie łączyłam ich z wewnętrznymi problemami, tylko składałam na karb beztroski, braku zaangażowania drugiej strony, co powodowało moje frustracje, dochodziło do kłótni, niepotrzebnych emocji… nie będę teraz pisać jak dowiedziałam się o dolegliwościach mojej bliskiej osoby, ale odkąd wiem, jest nam obojgu zdecydowanie łatwiej w życiu… już wiem kiedy atak może się zacząć, znam zachowania które wskazują zbliżający się „problem”, wiem jak radzić sobie w trakcie takiego ataku i wiem jak mogę mu przeciwdziałać…. mój partner w końcu przestał się przede mną wstydzić z tego powodu, On nie tyra sobie głowy tym, żebym się nie zorientowała że On ma problem, ja nie tyram Jemu głowy tym, że nie wiem skąd takie postępowanie… jest dużo łatwiej i odnoszę wrażenie, że nie tylko mnie, ale i Partnerowi… u nas „proces naprawczy” rozpoczął się u Psychiatry i chociaż nigdy nie zostałam dopuszczona do takiego spotkania, to te wizyty pomogły również mnie… dlatego myślę, że czasami warto podzielić się dolegliwościami z osobą bliską.. nam pomogło i w końcu zakończyło niekończące się kłótnie o rzeczy, na które żadne z nas nie miało wpływu… dodam tylko, że partner brał leki, które początkowo miały trochę skutków ubocznych, natomiast w rezultacie okazały się strzałem w dziesiątkę i szczerze powiedziawszy, choć nie siedzę w Jego głowie i zupełnie nie znam się na tych sprawach, to odnoszę jednak wrażenie, że samo opakowanie tych leków w domowej szafce działa na Niego w jakiś sposób uspokajająco.. i nie musi sięgać po nie często – co początkowo wydawało się niemożliwe (oczywiście po wcześniejszej kuracji pod okiem specjalisty!)
Moja córka ma 13 lat,psycholog po roku odesłał nas do psychiatry.Jesteśmy po pierwszej wizycie, strasznie się o nią boję i pęka mi serce…
Ja właśnie dochodzę do momentu, żeby sie w końcu zdobyc na prosbe o pomoc specjalisty… aczkolwiek z powodu pobytu za granicą zastanawiam sie czy jest to w ogole mozliwe aby zacząć cos, skontaktowac sie online?? czy tylko mozliwa jest wizyta w gabinecie?
P.S. Olinku jesteś WIELKA!! ?
Też czekam na odpowiedź na to pytanie… Wiem z czym zmagam się od la., bywało różnie nieraz skrzydła, nieraz dół i tylko łóżko. To nie tylko głową bo po czasie cały organizm się buntuje.. chociaż wiem że muszę się ruszyć i wziąść w garść nie mam siły. Wracam z pracy i wszystko mnie boli i to dosłownie głową, mięśnie, kości.. Padam na jkanape i koniec.. A w głowie jak się ie rozplakac? Myślałam że jak zrobię krok wszystko się zmieni… Przeprowadziła się miesiąc temu za granicę i jest… dramat. Myślałam że sytuacja zmotywuje mnie do działania, że zacznę się uczyć języka (no bo przecież muszę!), a tymczasem walczę ze sobą wieczorem żeby w ogóle wziąść prysznic… Tak więc.. czy ktoś, coś.. o rozpoczęciu terapii online? Mieszkam w Niemczech…
A posługuje się tu angielskim póki co… Aczkolwiek rozmowa dla mnie w obcym języku na pewno nie wchodzi w grę jeżeli chodzi o takie sprawy.
Jestem tchórzem. Boję się pójść do specjalisty i poznać prawdę. Nie wiem, czy to depresja, czy inne zaburzenia typu „dwubiegunówka”. Często mam huśtawki nastrojów. Właściwie to zawsze obwiniam siebie dosłownie o wszystko. Dla siebie jestem nikim. Wiem, że już dawno powinnam zacząć się leczyć, ale co jeśli trafię na nieodpowiedniego lekarza? Zwykle spotkania z obcymi ludźmi są dla mnie bardzo stresujące i często zamykam się w sobie i nie potrafię wydusić z siebie ani jednego słowa.
Dziękuję za ten tekst.
Agata, może masz jeszcze jakieś kolejne życie, to sobie to przewegetuj. Ja tam na drugie swoje nie liczę.
Poddaję się jeszcze zanim cokolwiek zacznę. Wewnętrznie czuje, że to gra nie warta świeczki. Strach mnie paraliżuje. Czuje się gorsza. Nie potrafię przyznać się przed bliskimi, ucinam temat, bo tak łatwiej.
Przez pewien okres czasu też tak czułam. Ale w momencie kiedy jest ten dobry moment, niech zadziała atawizm i poczuj że CHCESZ (nie musisz, nie powinna być silna sama dla siebie (dla Siebie podkreslam:)). Po każdym spotkaniu bardzo drobnymi krokami poczujesz dumę. Że znalazłaś w sobie siłę walki 🙂
Warto. Zaufaj mi. Wiem co czujesz.
Ja również czuję ten ogromny i paraliżujący strach – przed życiem, przed zmianami. Żyję w zawieszeniu i na autopilocie. Tkwię w miejscu i nie potrafię ruszyć do przodu. Zawsze oddaję siebie innym ale też biorę na siebie poczucie winy. Zdaję sobie sprawę z tego, że mam problem ale nie potrafię sięgnąć po pomoc. Od kilku miesięcy nie sypiam normalnie.
Dziękuję Ci Radomska za ten tekst.
Bezsenność.. Nic nowego. Za dnia nie masz na nic ochoty, wszystko Cię przytłacza. W nocy masz wyrzuty, że nic nie zrobiłaś i jesteś bezużyteczna. Obiecujesz sobie, że rano będzie inaczej, ale niestety nie dotrzymujesz słowa. Błędne koło. Leki nasenne pomogą zasnąć, ale nie pomogą „ogarnąć się” za dnia.
Nawet nie wiem co napisać. Pozdrawiam serdecznie
Nie wiedzialam ze jestes po/w trakcie depresji…. myslalam ze poprostu pozytywnie pier*dolnieta ?
Ja boje sie lekarza ze dzieci mi zabiorą sama wychowuj sama wszystko maski nosze rozne codzienie każdego dnia raz gorzej lepiej… różnie.
Zazwyczaj jakos powoli wstaje bez leków.
Wiem ze krzywdę robie dzieciom ale boje sie.
Glupita ze ja to wlasnie napisalam… nie wieżę.
Olinku jak zawsze w sedno ?
Moja menda trzyma mnie w szponach juz 2 lata. Gdyby nie lekarz psychiatra to nie wiem co by ze mna było. Mnie namówił mąż, bardzo sie przed tym broniłam, później leki a początki były mega trudne. Nadal uważam że moje zycie jest raczej kiepskie ale jak sobie przypomnę początki depresji to teraz jest super. Podziwiam Cie ze tak otwarcie o tym mówisz bo o mojej chorobie wie tylko najbliższa rodzina i sądzę że nie wiedzą o co w tym wszystkim chodzi. Chciałbym sie w końcu zdecydowac na terapię u psychologa bo czuję że to dalo by mi kopa ale nie mogę się przełamać..
Pozdrawiam Olinku
Dzisiaj miałam atak paniki, bo nie wiedziałam co mam zrobić na obiad.
Każdy dzień jest oczekiwaniem na noc. A każdy poranny budzik jest zawałem serca.
Dobranoc
Świetnie Cię rozumiem
Cześć! Szczerze mówiąc, to nawet nie wiem, co powinnam tu napisać. Podejrzewam u siebie depresję już od dłuższego czasu. Po krotce powiem, ze jestem dda, po przebytej anoreksji, bulimii a teraz doszły epizody kompulsywnego objadania. Czuję się okropnie. Dostałam się na psychoterapię dynamiczną, jednak nie jestem pewna, czy to w ogóle daje jakiś efekt. Chodzę już prawie od trzech miesiący i nie widzę żadnej poprawy, w kółko walkowanie tych samych starych spraw, żadnych rad i pomocy, jak się z tego wyrwać. Czuję się strasznie pogubiona, mała w tym świecie. Nic, co robię nie sprawia mi radości i satysfakcji. Zastanawiam się, czy powinnam zmienić psychoterapeutę? Nie mam oficjalnej diagnozy, czy choruję na depresję. Na sugestie o psychiatrze lub lekach terapeutka powiedziała, że nie widzi na ten moment takiej potrzeby. Może faktycznie przesadzam, ale mam wrażenie, że z dnia na dzień jest tylko gorzej i coraz bardziej nienawidzę siebie. Jak sobie pomóc? Co robić?
V
U mnie wszyscy uważają ze depresja to wymówka kiedy się nie chce robić, a ja przez to jeszcze bardziej czuje się beznadziejna, nic nie warta i zbędna bo tylko swoimi humorami zatruwam innym życie. Potrzebowałam bardzo przeczytać coś takiego Dzięki ❤️ I obiecuje ze się zbiorę w końcu w sobie
Wspaniały tekst…
Czy mąż Panią wspiera?
Pytam ponieważ moj narzeczony nie do końca potrafi mnie zrozumieć. Uważa że leki można odstawić i dalej żyć normalnie popijając melise…
Radomska jesteś niezastąpiona, dziękuję.
Depresja dopadła mnie po porodzie, ale żaden baby blues…to była deprecha taka, że odrzuciłam dziecko, nie chciałam go, położyłam się w łóżko nie chciałam jeść ani przyjmować leków. Nie robiłam przy sobie nic, dosłownie…nie myłam się po kilka dni z rzędu, a nawet jak już chciałam to zrobić to wchodziłam do łazienki i…nie wiedziałam jak się umyć. Miałam myśli samobójcze i próbowałam kilka razy sobie coś zrobić. Byłam u psychiatry i dostałam leki, byłam też równolegle u psychologa, aby ten stwierdził na podstawie tysiąca pytań na które odpowiadałam w kwestionariuszach, że do depresja poporodowa o nasilonym działaniu, a nie żadne postradanie zmysłów. Bo ze mną było tak, że wiedziałam i byłamświadoma, że mnie dopadła ta kurwa (depresja) i że to co robię a właściwie czego nie robię czyli niezajmowanie się dzieckiem jest złe, a pomimo tego nie chciałam się leczyć ani chodzić na terapię, bo byłam przekonana, że to mi nie pomoże. U psychiatry i psychologa kłamałam odpowiadając na niektóre pytania. Leki (rodzina w końcu się skumała, że nie przyjmuję leków, więc mnie pilnowali bardzo i musiałam brać), które przyjmowała powodowały, że np. nie spałam 4 noce z rzędu….
Mój koszmar i koszmar mojego dziecka, bo mało zajmowałam się nim przez ten czas, trwał 7 miesięcy, 7 mcy wyjętych z życia kiedy to powinnam być dla dziecka cały światem i odwrotnie.
Przed porodem chciałam mieć dużą rodzinę, po porodzie, po tym co mnie spotkało, boję się kolejnego dziecka, bo boję się powtórki z rozrywki…
„Wersja demo” najbardziej trafne stwierdzenie !!! Ale dopiero teraz po kilku spotkaniach z moim psychiatra mogę powiedzieć ze tak żyłam. Wcześniej tego nie widziałam… a szkoda… maska która zakładałam z rana była dla mnie całkiem normalna. A moje wątpliwości nie zrozumiałe przez najbliższych, według nich zawsze przesadzone… obecnie się leczę, spotkam z moim psychiatra a przede wszystkim odpoczywam. Odpoczywam od tego co mnie wciągnęło i zasłoniło mi widok na to co ważne, od tego co się uzależniłam ( od pracy, od wyników), co nagle stało się moja zmora której zaczęłam się bać i nie miałam satysfakcji !!! Jak to się mówi ambicja mnie przerosła ? do tego mobing w pracy ze mną wygrał ? nie przespane noce, wahania nastrojów, przyspieszone bicia serca, rewolucje żołądkowe przed każdym wyjściem do pracy… to był tylko początek później był już płacz … wkoncu powiedziałam sobie dość !!! Jedna wizyta, druga później trzecia… i mój psychiatra na jej koniec mówi „ tu masz receptę na leki tylko je wykup i zażywaj, a przede wszystkim odpocznij” wtedy zapytałam ale po co ??? I usłyszałam „Walcz o siebie !!!” i tak zrobiłam – rzuciłam to, wyrwałam się z tego!!! Fakt nie do końca, ale myśle ze na to potrzeba czasu, który sobie daje !!! I dziękuje Bogu za to ze mam tak wspaniałego syna, który po dwóch tygodniach które siedziałam w domu powiedział „mamo ty się uśmiechasz i nie krzyczysz – nie wracaj tam” . Stwierdzono u mnie depresje lekowa – nie zdawałam sobie z tego sprawy, bo ambicja mi nie pozwalała. Teraz wrzucialam na ruszt inne priorytety, których mam zamiar się trzymać. Odizolowanie się od toksycznych ludzi, a zatrzymanie przy sobie tych najważniejszych to cel który obrałam. Nie dość ze sama doprowadziłam się do stanu nad którym nie zapanowalam to jeszcze mogłam stracić najbliższych. Mąż do jakiegoś czasu nie wierzył ze mam depresje ze się dusze, ale nie dawno nawet mnie przeprosił ze mi wtedy nie pomógł. Fakt i tak ludzie będą gadać ze się mi pracować nie chce, ze wymyślam, ale szczerze mam to w d…!!! Teraz walczę o siebie by wyjść z tego i stanąć na nogi. Na koniec napisze : Kobieto piszesz z sensem !!!
A wiesz że właśnie dzięki Tobie mówię głośno o swojej depresji ?
Nie ma już we mnie wstydu, przecież to choroba jak każda inna i wielu nawet znanych na nią cierpi(A ilu szaraczków do tego).
Czy znacie godnego zaufania psychologa w okolicach Piotrków/Tomaszów/Łódź?
Dzięki Radomska za tą wiedzę, daje do myślenia ❤️❤️
Pod opieką psychiatry jestem od ponad 10 lat. Trafiłam na super lekarzy, ale byli i tacy, od których odeszłam po dwóch wizytach. Zaufanie do lekarza jest niezmiernie ważne. Bo i leczenie inne, tu nie można diagnozowac się z badania krwi czy ekg. ….
Ale warto się odwazyc na pierwszą wizytę. Dobrze dobrane leki sprawiają, że zaczęłam lubić siebie, rodzina lepiej funkcjonuje, bo ja nie wariuję. Biorąc rano tabletkę składam sobie życzenie: DOBREGO DNIA! I to działa.
Moja nerwica i depresja są ze mną od lat. Taka moja emocjonalna uroda. Ale cieszę się, że z pomocą psychiatry już mi nie przeszkadzają w życiu. Ostatnio dużo się wokół mnie dzieje. Przeszłam na emeryturę, dzieci wyprowadzily się z domu do swoich Miłości, planujemy ślub syna, córka będzie niebawem wyjeżdżać za granicę. I wiem, że może być mi różnie. Ale też wiem co może sie zdarzyć, jak przebiegnie, wiem też, że minie!!! I mam zaplecze – moja Pani Doktor. Ta świadomość profesjonalnej pomocy to bardzo dużo!
JEŚLI COŚ SIĘ Z WAMI DZIEJE-NIE BÓJCIE SIĘ PSYCHIATRÓW!!!
Jak wyłapać że coś jest nie tak? U siebie czy też u osoby bliskiej? Dołek dołkówi nie równy i czy chwilowe problemy życiowe w których ma się takie myśli beznadziejnosci przypisywać chorobie?
Ja nie wstydzę się swojej depresji. Kiedy ktoś pyta, mówię głośno. To nie wstyd, a jeśli ktoś nie potrafi tego zaakceptować to znaczy, że on ma z tym jakiś problem nie ja. Jednak kiedy mówisz głośno, wychodzi bardzo dużo, kto tak naprawdę jest kim w Twoim życiu. I tak też było w moim przypadku. To przykre, jednak ja już nie będę udawać, bo to straszne. Leczę się od 4 lat, choć trwa od 10. Żałuję, ale jako 14 letnia dziewczynka nie wiedziałam co robić, a za bardzo nikt za mnie nie podjął odpowiedzialności tak bardzo, by zaprowadzić mnie do lekarza. Dziś mam 28. 14 lat męki… Terapia i leki działają jednak jeszcze długa, bardzo długa droga, do tego, żeby wyzdrowieć, albo przynajmniej otwierać oczy z radością.
Pierwszy epizod depresji-miałam 7 lat. Pierwsze załamanie nerwowe (rzucenie pracy i leżenie na podłodze tygodniami), gdy miałam 25. Leczyć zaczęłam się gdy miałam 30. Teraz mam 43 i nie jestem zdrowa, może nigdy nie będę. Psychiatra w moim leczeniu bywał.. po lekach było mi niefajnie, każdą rozpoczetą kurację porzucałam. Chodziłam na psychoterapię-6 lat. Sporo zmieniła, ale gdy ją zakończyłam, bo wydawało się, że już po wszystkim.. Depresja wróciła z nawiązką. Kolejna terapia-8 miesięcy, zakończona jednak konsultacją z psychiatrą, który uświadomił mnie, że swoim postępowaniem sprawiłam, że każdy kolejny rzut choroby był gorszy i zwiększał gwarancję kolejnego nawrotu i kolejnego.. bo nie zakończyłam ani razu leczenia farmakologicznego. Dorobiłam się depresji przewlekłej. Brałam leki 1,5 roku. Najdłużej w moim życiu. Nie podobało mi się to, jak się czuję po nich, nie mogłam pogodzić się z wyciszeniem emocjonalnym, brakiem libido, tym, że czulam się nadal jak trup, ale żywy. Odstawiłam. Kolejna terapia, tym razem specjalistyczna dla DDA-ogromne rozczarowanie. Po kilku miesiącach kolejny rzut choroby który trwa do dziś, od 2 lat. Bez leczenia, bez terapii. Skończyły mi się po prostu fundusze na prywatne leczenie, a w moim mieście psychoterapia na NFZ nie istnieje. Moje zdrowie jest w strzępach, nękają mnie choroby autoimmunologiczne, za 2 tygodnie w koncu idę do szpitala, pozwoliłam sobie na wyłączenie się z pracy na 4 doby po 10 latach bez urlopu… bo już nie daję rady.
Wczoraj podczas wizyty u neurologa, bo cierpię na ból co dnia, babeczka zajrzała mi głęboko w oczy i zapytała czy leczę depresję.. A potem długo mówiła o dbaniu o siebie. Ja jej-że muszę dbać o partnera-też z depresją, a ona… to bardzo ciekawe słowa.. że jak nie zadbam o siebie, to nie zadbam o nikogo, bo żeby dawać coś, dzielić się zasobami, trzeba je mieć. Pozwoliłam jej zapisać sobie leki na depresję… Może bardziej skuszona wizją, że lepszy stan psychiczny zmniejszy napady bólu. Ale też mam dość trweającej od lat anhedonii.. nic mnie nie cieszy.. w środku mnie jest lodowata dziura, kąciki ust podnoszą się do grymasu tylko na zasadzie niezbędnego elementu pracy. Dziś od rana, ledwo po jednej tabletce antydepresanta-czuję się fatalnie.. ziemia się buja na prawo i lewo, a przede mną 10 godzin w pracy. Zaraz pójdę chyba też wymiotowac.. Nie wierzę, że to już skutek uboczny leku.. po prostu moja psyche się broni przed pomocą i sobie zabawia się psychosomatyką.. A dokopać babie.. może odechce się jej znowu leczenia, w końcu tyle lat w smutku i rozpaczy to prawie jak norma 🙁
Mam jeszcze przemyślenia odnośnie metody psychoterapii… 6 lat byłam na metodzie behawioralno-poznawczej. Grzebałyśmy w mechanizmach z przeszłości, które uksztaltowały i nadal kształują takie a nie inne moje reakcje. Udało mi się „zaocznie” wybaczyć mamie złe traktowanie.. choć szczerze nie znosiłam odgrywania scenek… potrafiłam tupać ze złości że muszę to robić. Lubiłam być wprowadzana w trans, i w tej postaci wędrowac po swoim umyśle, choć za pierwszym razem się broniłam i śmieszyło mnie to. Metoda psychodynamiczna-kompletnie nie dla mnie. Terapeutka kompletnie nie sterowała spotkaniami.. ja miałam sobie po prostu siedzieć i mówić co mi w głowie się rodziło.. bardzo stresujące.. bo nieraz po prostu siadałam na krześle i milczałam, a pani uśmiechała się zachęcająco… jakie to było denerwujące! Zwłaszcza, że druga terapia była w ośrodku AA, z racji tego że byłam DDA. I nawet odbylo się to na NFZ. Ale jest limit… po 6 miesiącach koniec, bo więcej nie refundowano. I nieważne w jakim stanie zastawał mnie koniec terapii… Ale o tym, że system jest chory to już wszyscy wiemy.
Mój partner… również tam chodzil, jako osoba z problemem alkoholowym. Zajmował się nim duet.. psychiatra i terapeuta. Był bardzo zadowolony bo nie mógł wcześniej z żadnym psychiatrą się dogadać. I w momencie, gdy stwierdzono, że jego stan jest na tyle poważny, że powinien iść do szpitala na leczenie zamknięte, bo zagraża sam sobie.. nastąpiło owe 6 mcy… które przeminęło i po prostu zostawiono go samemu sobie. Do dziś jego stan jest kiepski.
Zrządzeniem losu, moja wieloletnia, ulubiona terapeutka.. ma obecnie gabinet w moim bloku, codziennie przechodze i patrzę… i marzę by kiedyś móc wrócić na terapię, ale po prostu nie mam na to pieniędzy. I to sporych, bo najlepsze efekty miałam chodząc co tydzień, czyli musiałabym przeznaczyć miesięcznie na to min 400 zł. Nieosiągalne.
Kiedyś w jednym z wywiadów nieodżałowany Chester z Linkin Park powiedział, że jego najgorszym sąsiadem i towarzyszem w życiu jest jego własna głowa. Że on na zewnątrz jest całkiem normalny, spędza czas z rodziną, pracuje ale gdy zostaje choćby na moment sam to jest fatalnie. Powstało dzięki jego depresji mnóstwo wspaniałych, smutnych utworów ale niestety ta głowa 1,5 roku temu zarządziła impulsem nagły koniec ?
Ostatnio pewna młoda rezydentka w przychodni rodzinnej była zaskoczona, że tak strasznie dużo ludzi ma problemy z psychiką a tak mało z nich chce iść do specjalisty.
Pytanie mam czy leki coś ograniczają? Czy np. nie można kierować autem itp.
Od tygodnia jestem na lekach. Widzę lekką poprawę. Czytając Twój tekst i fragment o kryciu choroby udawaną radością to jakbym widziała siebie. Mam żal do siebie, że nie zdecydowałam się wcześniej. Jestem mamą dwójki dzieci w wieku 4 i 8 lat i widzę jak się to na Nas wszystkich odbiło. Na razie nie pracuję a spowodowane jest tym, że brak mi pewnosci siebie i niewiem (choc mam 30 lat) co chcialabym robic. Pracowalam w banku czy biurze rachunkowym ale praca ta poglebiala tylko moj stres. Potrafilam przyjsc i pojsc spac choc w domu czekala na mnie rodzina…. ech… mam nadzieje ze w koncu jestem na dobrej drodze☺
Nie umiem pisac krotko a tresciwie. Napisze tylko – Olu, dziekuje za ten wpis, za kazde slowo na ” ten” temat. Mam 54 lata i sama borykam sie z nawrotami depresji i lękow od 20 lat, do dzis na lekach…
Aleksandro jak lekarz diagnozuje depresję? czy jest prawdopodobieństwo ze może się pomylić?
3 lata temu wyrwałam sie z toksycznego środowiska z własnego domu. Zaczęłam żyć i nawet mi to wychodziło, praca przyjaciele, miłość. Problem pojawił sie w ciąży. Przeprowadzka na wieś, stopniowe zamienienie niezależności na całkowitą zależność od innych.
Podczas ciąży podejmowałam decyzje, wychodziłam sama i robiłam mnóstwo różnych rzeczy. Po porodzie musiałam brać leki na ciśnienie, po których czułam się fatalnie zaczęłam spychać wszystko na partnera i o wszystko sie pytać nawet czy mogę wyjść do toalety.
Minęło 15 miesięcy od odstawienia leków niby moje myślenie wróciło ale… no właśnie ale, totalnie usiadłam to co z pozoru wyglądało na poprawę było tylko pozorami nie jestem w stanie zadbać o siebie, o dom, o partnera, o dziecko. Od dłuższego czasu biję sie z myślami czy nie zgłosić się do specjalisty bo na każdym kroku się potykam. Mój partner najpier mówił, że jak potrzebuję to powinnam iść, później że nie jest tak źle, żebym szła, obecnie nie widzi sensu takich wizyt bo skoro z nim nie potrafię rozmawiać i rozwiązywać problemów to tym bardziej terapeuta mi nie pomoże.
Obecnie jest jeden dylemat zostać i dalej nie wnosić nic do zwiazku i wegetować czy odejść i uwolnić ich od moich problemów, których ciagle przybywa za pośrednictwem min. rodziców. Co gorsza nawet nie mam dokąd iść…
Witalj! Dzięki za artykuł. W swoim życiu byłam bardzo blisko stanu określanej depresją. A co mnie wyprowadziło? Wyeliminowanie sacharozy z diety! Cukier bardziej uzaleznia niż kokaina i heroina. Niszczy mózg i wiele chorób natury psychicznej wynika z nadmiaru cukru. Nie wspominając o innych narządach. Również mąka,a zwłaszcza pszenna,biała też wpływa na obniżony nastrój. Do tego ćwiczenia oddechowe,które nas wzmacniają,odżywiają i dodają chęci do życia,bo podstawa naszego prawidłowego funkcjonowania to tlen,a my jesteśmy notorycznie niedotlenieni. Warto sprawdzić! Polecam! Pozdrawiam serdecznie ?
Bardzo fajny tekst. Fajny? Zabrakło mi słów . To takie banalne . Bardzo podobał mi się Twój tekst. Ja mam bardzo podobne problemy z lekami. Po lekach mam jadłowstręt. Kiedyś bez mięsa nie wyobrażałam sobie życia a dziś nawet nie mogę patrzeć na mięso . Po lekach jest strasznie. Dalej tkwię w bezruchu , może już się tak nie zamartwiam w dzień ale gdy mąż pójdzie spać ja dalej myśle o wszystkim. Moja rodzina jest sceptyczna co do mojej CHOROBY. Nie uznają jej … twierdzą, ze powinnam wziąć się do roboty ! A nie się wylegiwać w łóżku … sama zaczynam się zastanawiać na tym czy tak jest …
Temat mnie raczej nie dotyczy ale cudownie, że go poruszasz, mam wrażenie że tak opisany „plan działania” może komuś pomóc zawalczyć o siebie. I mam szczerą nadzieję, że menda odeszła od Ciebie raz na zawsze
Mam 25 i od półtora tygodnia biorę lekkie leki przeciwdepresyjne. Twój wpis ukazał mi się w samą porę, jest na prawdę bardzo wspierający dla mnie i dziękuję Ci za to. Jestem uwikłana w demony przeszłości, w te rany, z których ciągle sączy się ropa, we własne myśli, które blokują mnie niesamowicie, które jak wielki gruby mit blokują pozytywne myśli… Mam syndrom DDA, stwierdzony przez psychiatrę. Leczenie terapią zaczynam za miesiąc, leki dają skutki uboczne ale czuje się nieco lepiej. Najgorsze były skutki stresu i lęków. Bałam się o życie… Płakałam bo moje ciało niedomagało. Zaczynałam zastanawiać się czy nie lepiej skrócić sobie te cierpienia, miewalam sny, w których obmyslałam najlepsze metody samobójstwa. :/
Najczarniejszy czas mam już za sobą, ale i tak wiem, że powinnam iść do specjalisty. Ale nie pójdę. Mojego męża nic nie przekonało, ani ataki paniki, ani obezwładniająca niemoc, ani mówienie wprost, że komuś stanie się krzywda jeśli nie pójdę do lekarza. Wymyślam. Teraz jest dobrze (hehe), to był mój kolejny epizod z nieleczoną depresją, która mnie nęka co jakiś czas od… 14 lat? Pierwszy epizod gdy miałam lat 15… Gdybym wtedy powiedziała rodzicom, pewnie spuściliby mi taki łomot że od razu bym poszła się rzucić do rzeki ? Gdybym powiedziała im teraz, śmiechom i docinkom nie byłoby końca.
Jak żyjąc w takim środowisku znaleźć w sobie siłę by pomimo wszystko iść do lekarza?
Choruję na depresję 16 lat. Stwierdził ją lekarz znany profesor neurologii po badaniach między innymi eeg. Objawy pojawiły się nagle i nie był to smutek i obniżony nastrój a zawroty głowy. Leki mimo wielu prób niestety pogorszyly sprawę, nawet wyladowałam w szpitalu z powodu skótkow ubocznych. Mi pomogła praca nad sobą zmiana miejsca zamieszkania, kierunku studiów, kilka ważnych książek i zdobycie nowej pracy. Nawraca ale zawsze wiem jak sobie z nią radzić – narazie. Mam 35 lat wiec zaczeło się w wieku lat 20. Ale znam osoby którym moje metody nie pomogły a pomogła farmakologia.
A ja się biję z myślami… Czy sama sobie wkręcam depresję czy może na prawdę potrzebuję specjalisty… Szczerze to z jednej strony mam ogromną ochotę pójść do kogoś o poradę, ale jak o tym myślę to nagle mam czarną dziurę i nie potrafię ubrać w słowa tego co czuję, przeżywam… Ciągle brak samodowartościowania, zły nastrój… Ale też się śmieje, żartuje i podśpiewuje, a za chwilę czuję się smutna i mam dosyć wszystkiego co mnie otacza… A przede wszystkim mam dosyć siebie że nie mam siły i charyzmy jak inni, by iść czasem pod prąd, zaryzykować np zmienić prace która Cię frustruje finansowo… Masakra jakaś. Powinnam ćwierkać, świeżo upieczona mężatka z facetem wpatrzonym w nią jak w obrazek… A mnie to nuży i smuci… Nie czuje iskr, tego ognia co pobudza każdą komórkę naszego ciała…
Niech ktoś poleci dobrego specjalistę na pierwszą wizytę konsultacja w Warszawie
Ja. Ja potrzebuje pomocy…
Od dwóch lat się zastanawiam… W listopadzie umówiłam się nawet do psychologa, ale odwołałam… Chyba trzeba nowy rok zacząć od zajęcia się sobą. Czy ktoś mógłby mi polecić psychiatrę lekarza w Łodzi?
Gałecki Piotr
Mam problem. Potrzebuję pomocy. Ale do kogoś się udać? Psychiatra, psycholog, psychoterapeuta?
Do wizyty u specjalistów, moim zdaniem nie powinno się zmuszać, chyba że sytuacja już tego wymaga.
Olinku tekst mega 🙂 Przeszłam depresję, która zaczęła się w 2001 roku – miałam wtedy 24 lata. Męczyłam się dobrych kilka lat. Brałam leki, próbowałam terapii ( do tej pory nie znalazłam takiego terapeuty ,, dla mnie” ) śmiało mogę powiedzieć, że moja odmiana należała do ciężkich ( jadłowstręt, omamy słuchowe i wzrokowe ) . Moim zdaniem w naszym kraju jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia w kierunku edukacji dla rodzin osób chorych. Ja w mojej depresji byłam sama, pomimo kompletu rodzinnego wokół… i to przerażało mnie najbardziej. Nie miałam na kogo liczyć.
A poza tym chciałam spytać, czy byłaby możliwość stworzenia u Ciebie listy specjalistów ( psychiatrów i psychoterapeutów) z różnych miast, takich polecanych i niepolecanych na podstawie opinii czytelniczek?
Ściskam Cię mocno i życzę życia ,, do końca życia ” 🙂 bez depresjii :*
Olinku, dziękuję za ten tekst :-* Mam 41 lat, gdy mialam 24 zaczęłam chorować. Mój przypadek był ciężki ( jadłowstręt, omamy wzrokowe i słuchowe wiele innych ,,przyjemności”. Najgorsze co pamiętam, to to, że nie mogłam liczyć na nikogo, chociaż mieszkałam z rodzicami (chociaż bardziej z mamą i siostrą ) + ojciec alkoh., któremu w dużej mierze zawdzięczam te moje stany…. książkę mogłabym napisać. Korzystając z okazji, czy byłaby szansa, abyś stworzyła listę specjalistów (psychiatra, psychoterapeuta ) polecanych i niepolecanych w poszczegolnych miastach na podstawie doświadczeń czytelniczek? Wiele z nas boi się tego błądzenia od gabinetu do gabinetu i wiele z nas w końcu poddaje się. Same mogłybyśmy sobie ułatwić drogę do wychodzenia z tego łajna. Ściskam Cię mocno i życzę całego, długiego życia bez depresji. :-*
Dodam – z doświadczenia rodzinnego – że dobry psychiatra na początku zleci m.in. sprawdzenie tarczycy. Ale nie tylko tradycyjne TSH, bo to potrafi być w normie, ale także hormony tarczycowe FT3 i FT4 oraz przeciwciała tarczycowe.
Bo niedoczynność tarczycy jest także zdradliwa. I także działa bardzo powoli, przyzwyczajając człowieka (i otoczenie) do obniżonego nastroju, także odbiera chęć do jakiegokolwiek działania, itp. dając wiele objawów bardzo zbliżonych do depresji, choć właśnie przyczyny leżą w niedoborach hormonów tarczycy.
A leczeniem właściwym zajmuje się już endokrynolog.
Piszę o tym, bo czytałem swego czasu o przypadku, gdy kobieta leczyła się bezskutecznie z depresji, a przypadkiem okazało się, że to właśnie z niedoczynność tarczycy zatruwała jej życie.
Ola? Naprawde nie mam pojecia czy potrzebuje pomocy. Naprawde nie wiem. Czesto wydaje mi sie ze tak bo bycie silna, niezalezna mnie wykancza. Czasem czuje ze mam na barkach lotniskowiec. Ale ide dalej. Przed siebie. Ciagne kariere do ktorej doczlapalam sie sama. I teraz pytanie – mieszkam za granica (mowie po angielsku plynnie ale poniewaz pracowalam z psychiatrami kiedys w zyciu przez 5 lat to wiem ze komunikacja z lekarzem mus byc bezbledna wiec angielski nawet plynny ale jednak nie ojczysty moze byc przeszkoda), pracuje na wysokim stanowisku,utrzymuje sie sama (nie mam partnera a przyjaciolom czy Mamie – to ja pomagam) nie moge sobie w zadnym wypadku pozwloic na ZADNE efekty uboczne zwiazane z lekami ze wzgledu na prace.
Po prostu nie moge (dodam jeszce ze wlasnie kupilam tu mieszkanie za miliony monet i naprawde praca jest dla mnie kluczowa)
Co robic? Bo cos chyba trzbeba
Mam nadzieję, że ten wpis kogoś uratuje od pogrążania się w depresję
Ja czuję, że coś jest nie tak…ale nie wiem czy to depresja, dlatego boje się iść do lekarza. Boje się wyśmiania i tego, że nie będę w stanie opowiedzieć tego co się dzieje.
Zauważyłam że nie potrafie się cieszyć z różnych rzeczy tak jak kiedyś. Mam poczucie, że jestem beznadziejna i z niczym nie jestem w stanie sobie poradzić. Na początku zeszłego roku wyjechałam ponad 200 km od domu rodzinnego, nowe miasto, nowa praca, nowi ludzie. Dodatkowo problemy ze zdrowiem, w październiku okazało się że choruję na zapalenie jelita grubego i żołądka. Jest to choroba z którą muszę się męczyć do końca życia, przestrzegać diety, brać leki, badać się…w przyszłości mogę mieć raka jelita i raka żołądka. Są dni, że z bólu nie jestem w stanie iść do pracy i wtedy czuje się jeszcze gorzej. Mam wrażenie, że jestem bezużyteczna. Co więcej, mam wrażenie, że tyle rzeczy mogłam w życiu zrobić i mam poczucie zmarnowanego czasu, mimo że nie mam jeszcze nawet 30 lat.
Witam!
Świetny wpis! Ja już jestem mam nadzieję po przygodach z depresją (obserwuję siebie każdego dnia). Miałam świadomość ,że dzieje się źle przez wiele lat, ale zawsze były ważniejsze sprawy tylko nie zdrowie psychiczne i w momencie śmierci osoby bliskiej, problemów w pracy, rodzinie (kumulacja) było totalne załamanie (brak snu, spadek wagi, silne lęki, myśli samobójcze). Zaczęłam chodzić do psychologa i brać leki ( przepisane przez rodzinnego – było to we Francji, przestrzegam przed tym !!!! Leki proszę brać tylko po wizycie u psychiatry!!!). Psycholog podtrzymywał mnie sztucznie przy życiu, dopiero polecona przez znajomą terapia EMDR przyniosła skutki. Po niecałych 4 miesiącach wróciłam do żywych, tak bardzo chciałam żyć. Terapia jest trudna, ale daje efekty. Może być prowadzona przez psychologa lub psychiatrę.
A ona mnie wykańcza i powoli zabija.
Najtrudniejsze w depresji to przyznanie się przed samym sobą, że ma się problem. Zamiast szukać pomocy coraz bardziej w niej toniemy 🙁