Jak przewieźć granat i wykorzystać pterodaktyla?

Czas publicznie oznajmić, że zostaliśmy z Nawleczonym bezczelnie oszukani w szpitalu. Ktoś  wykorzystał fakt, że nie miałam czucia  w nogach i nie mogłam biegać, a Nawleczony był posrany ze strachu i najzwyczajniej biegać mu z pełnymi portkami nie było wygodnie i zamiast słodkiej małej dziewczynki, podrzucił nam niezabezpieczony granat.

Granat raczy nas nieraz jakimś łaskawym uśmiechem, ukontentowaną miną, wyczekiwaną kupą czy bąkiem, jednak przez większość czasu koncentruje się na mszczeniu na mnie za ciążę, poród, beznadziejny świat, na który ją sprowadziłam i drze japę. O tym, jak nasze funkcjonowanie wygląda napiszę może kiedy indziej i zbiję fortunę na poradniku – jak wysadzać granat kilkanaście razy dziennie a mimo to, niestety, przeżyć? Przejdę od razu do opowieści.

Granat w czasie wybuchu najchętniej zamknęłoby się w szafie. Znajdującej w bunkrze. A bunkier w Bankoku. Sęk w tym, że granat jest jak na swój młody wiek niezwykle podstępny- zazwyczaj nic nie zapowiada wybuchu, i nikt nie ma czasu na to, by odpowiednio zareagować. Świat nie jest jednak wyrozumiały wobec Radomskich Matek granatów i nadal ma wobec nich oczekiwania tj. zakup świątecznych prezentów. Cóż matce Radomskiej pozostało? Granat w wózek, torba na ramię i jazda.

Podróżowanie z wózkiem nie wygląda lepiej. Wózek, który w ulotce ważył 11 kg w praktyce waży pół tony. Wychodzisz z domu i nagle stwierdzasz, że w czasie pobytu w szpitalu ktoś, kto cię kurewsko nie lubi, nie tylko podrzucił ci granat zamiast córeczki, ale jeszcze rozpieprzył całe miasto. Być może wyglądało tak wcześniej, ale tego nie wiesz, bo nie zwracałeś uwagi, więc oczyma wyobraźni tworzysz listę wrogów którzy po pijaku porozbijali ci chodniki na osiedlu, wmontowali podjazdy dla wózków w taki sposób aby za cholerę nie dało się z nich korzystać i pod kątem, którego nie powstydziłby się najniebezpieczniejszy rollercoaster. Było im mało, więc stwierdzili, że przy każdym pieprzonym sklepiku, butiku, spożywczym, mięsnym zamontują schodki, których nie da się pokonać bez ówcześniejszego otwarcia drzwi, których nie da się otworzyć bez ówcześniejszego pokonania schodków…

Przez kilka pierwszych tygodni macierzyństwa wszyscy kochają matki i ich dzieci i dbają, by jadły i były bezpieczne, ale potem okazuje się, że matki nadal pozostały Radomskie, a dzieci okazały się granatami i przychodzi taki moment, że matka musi w sobie siłę i odwagę, aby wyruszyć z granatem w świat -czyt. po gotowe mielone na obiad dla nawleczonego. Taka podróż to nieustanna przygoda.

Stoi sobie Radomska w kolejce bo hiper tanią kawę, robioną najpewniej ze szczurzych odchodów, bo tylko to wyjaśnia tą dziwnie niską cenę, przed nią dziki tłum spragniony oszczędności, gdy wtem GRANAT WYBUCHA. Znasz już swój granat, ataki paniki wówczas, kiedy tylko przestrzeń szczelnie wypełnia się skrzekiem zażynanego pterodaktyla, masz już za sobą. Z dziką wewnętrzną satysfakcją czekasz na rózwój wydarzeń, bo…

Kiedy granat był jeszcze w brzuchu, a ty wyglądałeś jak mamut i wzrokiem błagałeś o szybką śmierć, nie było takiej możliwości, nie zdarzył się taki cud, aby ktokolwiek był w stanie przepuścić, ustąpić, pomóc, zrozumieć etc. No ale wiesz, mamuci brzuch przeszkadzał tak naprawdę tylko Tobie, jedyne, co mogłeś zrobić, to położyć się ludziom pod nogami i życzyć im żeby się o Ciebie wypierdolili. Granat w czasie wybuchu to zupełnie co innego. No i stoisz z uśmiechem, a granat się drze. Najpierw spokojnie, zbiera siły, tak żeby móc drzeć się długo i mocno. Słodkie kwilenia spotykają się z życzliwymi uśmiechami zgromadzonych, ktoś skomentuje coś o dzidzi, ktoś inny będzie beztrosko udawał, że żadnej dzidzi nigdzie nie ma. Potem granat zaczyna dawać o sobie znać mocniej, głośniej, intensywniej. Po kilku minutach widzisz, jak te same twarze, które przed chwilą wykrzywiały się w życzliwym uśmiechu, nerwowo zagryzają zęby. Dziękujesz w duchu matce naturze, że wyposażyła cię w taką cudowną aplikację, która umożliwia znoszenie skrzeku zarzynanego pterodaktyla, o ile oczywiście jest twój prywatny i własny,  a nie obcy (obce zawsze płaczą straszniej, a tak się składa, że twój pterodaktyl jest dla wszystkich innych tym obcym…) I nagle zdajesz się słyszeć głos bozi,, która mówi: podejdź biedna kobieto z wózkiem, obsłużę cię poza kolejnością!

Oczywiście po drodze do kasy zostajesz opluta i wyzwana od podstępnych lafirynd, ale Pterodaktyl drze się już wtedy na tyle intensywnie, że nawet nie musisz udawać, że nie słyszysz. Idąc za ciosem wykorzystujesz chwyt na pterodaktyla jeszcze w aptece i piekarni, co znacznie skraca czas robienia zakupów. To by było na tyle jeśli chodzi o plusy posiadania płaczliwego dziecka,bo…

Bo wychodząc między ludźmi z dzieckiem musisz wiedzieć, że zawartość wózka jest dobrem społecznym,  a ty nie masz pojęcia kim jesteś i co robisz. No po prostu wszyscy są zajebistymi rodzicami i ręce wyciągają do Ciebie z prawie życzliwą pomocą, a ty biedna odgryźć ich nie możesz, bo zęby zaciskasz, żeby się przy tym nie zagalopować i nie zabić.

Idzie sobie Radomska z rozdartym pterodaktylem próbując go uciszyć, raz po raz grożąc pół żartem, że go sprzeda na rynku za worek kartofli, gdy wtem, zaczyna czuć na sobie wzrok tłumu… Zdziwienie namalowane na tłumowej japie mówi wyraźnie, że jestem jedyną matką na świecie, która ma małe dziecko i do tego płaczące. Czuję się nieco dziwnie i trochę wyjątkowo, ale nie mam czasu się tym rozkoszować, gdyż tłum zagłusza moje myśli cennymi radami:

– OJEJUNIUNIU PANI UTULA TEGO DZIDZIUNIUNIUNIA!!! WYJME Z TEGO WÓZKA!

– MATKO KOCHANA! DZIEWCZYNO SCHOWAJ TO DZIECKO DO WÓZKA,BO JE ZAWIEJE I BĘDZIE CHORE!

– OJEJUNIU JAK KRZYCZY, CO ZA KRZYWDA SIĘ DZIEJE MALEŃSTWU!!

Po kwadransie Radomska dziękuje swojemu lenistwu, że na chwilę się odwaliło i sprawiło, że się na ten spacer umalowała, bo nie było żadnego żywego organizmu, który nie wlepiałby we mnie swoich ślepi. Balansowa już na skraju wyczerpania psychicznego (a daję słowo, poszła tylko kupić teściowi sweter!) gdy wtem na jej drodze, a raczej za plecami, zjawiła się wisienka na torcie dopełniająca słodycz tego spaceru.

Radomska zaczęła czuć na sobie przenikliwe spojrzenie, które wwiercało się jej w kręgosłup i przez ramie usilnie wkładało głowę do wózka. Właścicielka głowy i spojrzenia dzielnie trzymała tempo, kiedy Radomska próbowała ją zgubić, nie pozostało Radomskiej nic innego jak KONFRONTACJA. Zatrzymała wózek, westchnęła, pozwoliła aby spojrzenia ze szpiegiem z krainy deszczowców mogły się skrzyżować, by usłyszeć, jakże kreatywne, a przede wszystkim odkrywcze:

-DZIECKO PANI PŁACZE.

Że w pysk nie waliłam od razu, należą mi się brawa, uważam. I że przez moment jeszcze próbowałam być miła:

-no płacze, dzieci tak mają czasem, że płaczą, to trochę częściej..
– o takie maleństwo… MOŻE GŁODNE?
– (westchnienie wyrażające więcej niż tysiąc słów i 'ja pierdolę) nie, karmiłam przed wyjściem, nie głodne
-to co mu jest?
– nie wiem, pani spyta?
-MOŻE JEDNAK GŁODNE?

I bardzo mi przykro – zapas cierpliwości, życzliwości, sympatii wobec świata został szybciutko przez pterodaktyla i uroczy tłum wyczerpany. Musiałam….

– nie, nie głodne. Przypalam ją czasem papierosami, może się jeszcze nie zagoiło, boli, to i dziecko płacze.

Potem próbowałam jeszcze się targować, do pterodaktyla dorzucić wózek i lecieć po pampersy, ale życzliwość tłumu nagle wygasła i nikt się nie zlitował, wróciłyŚmy do domu w niezmiennym składzie, przez co ten tekst powstawał 3 dni, bo… NIGDY NIE WIESZKIEDY WYBUCHNIE GRANAT.

__________

Czy to się podoba czy nie, na blogu będzie więcej macierzyństwem inspirowanych opowieści, bo nie mogę udawać, że cokolwiek absorbuje mnie bardziej niż te 4kilo małego człowieka. Kto nie zdzierży niech ucieka i szczeka, że się skończyłam i macierzyństwo wyżarło mi mózg. Buziaczki

38 komentarzy
  1. … na tą chwilę w naszym kraju, żyje ok, 38 mln „granatów” … wybuchały i wybuchają do dzisiaj … „granaty” żyją, Polska istnieje … i TEN maleńki szkrabik u Radomskich także … a niech wybucha … niech mamunię wkurza … Ona i tak JĄ kocha nad życie … a sama tego się dopiero uczy … i pokory także … ręczę, że się szybko nauczy … bo to zdolna bestia … i serduszko ma pomimo … nawet Nawleczonemu te spodnie wyczyści, w których biegał po szpitalu … WESOŁYCH Świat ! … i „granacik” w te święta niech będzie spokojny ! … 🙂

  2. Radomska, nie powinnaś się w ogóle tłumaczyć z tekstów o pterodaktylogranacie! Był czas, że pisałaś o pracy, był czas, że pisałas o nawleczonym dlaczego miałabyś nie napisać o tym co Cię teraz zajmuje? 🙂

    Jest jakaś dziwna tendencja – ludzi którzy dzieci nie mają – która mówi o tym, że dzieckiem nie można się pochwalić, na dziecko nie można ponarzekać, o dziecku nie można za dużo mówić… Znam przypadek w którym dziewczyna wkleja na fb minimum 5 fotek dziecka dziennie. i co? i nic. wkleja to wkleja na uj drążyć temat.
    Jeżeli mnie nie interesują to nie oglądam. i wszyscy są szczęśliwi.

    Chciałam tylko napisać, żebyś się nie zmieniała. Czytam Cię regularnie i utożsamiam się z Twoimi tekstami choć granatów JESZCZE [!!!] nie mam. :))

  3. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo w tej chwili Twój blog ma moc terapeutyczną dla innych matek,nie oszukujmy się życie zmienia się o 180stopni i nigdy już nie będzie tak samo jak przed urodzeniem dziecka.Jedyne co pozostało to obśmiać to wszystko bo inaczej człowiek(matka szczególnie) mógłby zwariować ;). Ja mamą zostałam 5 lat temu, gdy Kasie Cichopki i te inne pizdy mówiły jak to cudownie być mamą,że ich dzieci nie płaczą, a one właśnie wyskoczyły na jakąś gale, z płaskimi brzuchami, wymalowane a Ty siedzisz przed telewizorem w obrzyganym mlekiem dresie i płaczesz razem z dzieckiem. ps. czy o dziecku czy o śwagrze, Twoje teksty są zawsze tak samo cudownie zajebiste 🙂

    1. No kurwa, ja mialam ciaze z socha,gardias,mucha,cichopek bo wszystkie pozazdroscily i sie pozapladnialy. I one zaczynaja opowiadac o nowym zyciu kiedy ja zaczynam rzygac ze zmeczenia i zmywam gary

  4. Nie lubię dzieci, nie chce mieć i wgl fuuu… ale i tak uwielbiam Radomskie pisanie więc będę tu siedzieć dalej. A to przypalanie papierosami – strzał w samą dyszkę – jeszcze rechoczę ;p

    Życzę cierpliwości i powodzenia, bo widzę, że zdecydowanie Ci się przyda w tym mało sprzyjającym świecie i z bombą, a raczej granatem w domu 😉

  5. Moje dziecko na przykład drze pyszczek tylko jak jest w domu.A właściwie nie drze pyszczka, a piszczy. Mogłabym ją zapisać do rządowego programu zwalczania alkoholizmu w Polsce-nikt na kacu by tego nie wytrzymał i Polacy bardziej by trzeźwi byli. Mogłaby też zostać treserką nietoperzy.
    Na spacerach za to cisza. Mogłam bym z nią 7h dziennie spacerować i by spała jak zabita. Nic tylko zamieszkać w szałasie albo namiot rozbić pod blokiem. Za to w domu to robi wszystko, żeby nie spać.
    Uwielbiam też te pytania: „Czemu ona płacze?” albo uwagi „Dziecko płacze”. Serio? Głucha jestem? Jak mnie raz teściowa zapytała czemu ona płacze to nie dałam rady i powiedziałam, że żyje to wydaje z siebie dźwięki. Odwagi. Mi też ludzie wsadzają łeb do wózka albo udzielają dobrych rad, ale glany i kolczyk w wardze trochę odstrasza na szczęście 🙂

  6. Olcia, mój starszy granat za chuk nienawidził wózka, są takie egzemplarze, darł jape tak, że budził dzieci na spacerze, głupio mi bylo, I tak sie stresowałam ze brałam to to rozdarte na ręce I tak nosiłam, albo na sygnale gnałam do domu, po 5 min „spacerowania”, nie wspomne ze przygotowania do wyjscia trwały z karmnieniem 40 min wiec cholera brała podwójnie :/ kurde co Ci tu powiedziec aby CIę pocieszyć….ze to kiedys moze juz niebawem się skonczy, że nie jestes sama, ze jestesmy z Tobą….a młoda ma kolki? bo jak tak to przed Tobą juz bliżej niż dalej, bo statystycznie po 3 mies powinno byc koniec. U nas po 10 tyg kolek I darcia non stop, jak ręką odjął, bylo to 5.07.2013 pamietam jak dzisiaj, ujrzałam swoje „nowe bezkolkowe usmiechniete dziecko” od tego czasu jest aniołem, Bozia wysłuchała moje modły 🙂 wierze ze bedzie podobnie u Was….dużo cierpliwośći życzę Wam, całusyy (p.s pomyśl o tej chuście, nawet nie na spacery, ale po domu, przynajmniej w spokoju napiszesz posta jak mała bedzie spała przytulona do klaty ;))

  7. Mój potomek jak na złość nie płacze, ale.. UŚMIECHA SIĘ zabójczo do każdego, dosłownie każdego, kto mu do wózka kuknie. Ma ten uśmiech w zanadrzu i rozdaje na prawo i lewo.. No więc na spacerach słyszę:
    – O! jak się uśmiecha!
    – O! uśmiechnął się do mnie!
    – O! nie płacze! ( a powinien?)
    – O! A czy on nigdy nie płacze ( no własnie kurde nie..)
    – O! jaki podobny do mamusi! ( wrrrr)
    – O! jaki podobny do tatusia! ( hę?)
    – O! nie śpi! ( no i..?)
    – O! jak patrzy! ( nie patrz synu!!)
    – O! czapeczka mu zjechała ( i cudze łapsko mi w wózek się pcha poprawiać)
    – O! budkę ma opuszczoną, a tu wiaterek.. ( powietrze morowe?)
    – O! jaki grzeczny! ( a gdzie tam.. właśnie obmyśla w głowie niecne czyny, a ten uśmiech to zmyłka)
    no i moje ulubione:
    – O! mały podatnik! ( a to w Urzędzie Skarbowym)

    No więc chyba bez względu czy będę w wózku wieźć granat czy anioła, i tak ludziom będzie źle…
    A na nieuczynne społeczeństwo mam sposób taki, że bezczelnie wpatruję się w delikwenta, przywołuję uśmiech filmowy i PROSZĘ głosem słodki ( a spróbuj odmówić!!!!!) czy mógłby pan/ pani przytrzymać mi drzwi/pomóc/przesunąć się? Nigdy mi nie odmówiono.
    Kolejki niestety mnie nie omijają, bo mój to raczej łagodny roślinożerca i nie wydziera się. Natomiast nie mogę pozbyć się wrażenia, że wózek dziecięcy w przestrzeni publicznej, miejskiej.. to wciąż anomalia.

  8. ooo matko… a wyobraź sobie dwa takie granaty, wybuchające jeden po drugim z powodu ogólnego braku pomysłu na siebie czy tam focha.. Przerabiam dwójkę na raz…. Na szczęście nie bliźniaki a jedno po drugim i bywa „zabawnie”, a z moim ślepym szczęściem jest „zabawnie” non stop…

  9. pierwszy rok z życia moich dzieci w zasadzie wymazałam z pamięci. Było darcie japy przez 5h pod rząd (w tandemie). Chodziłam jak zombi, spałam po 3h, Po prostu zapomniałam i nie wracam do tego okresu. Najgorszy w życiu. N prawo jazdy trzeba zdać egzamin, a na „to to” nie ma nic, szkoła życia, kurs bardzo bolesny.

  10. Ja sie wtrancam krytycznie do małego wyjca tylko wtedy, kiedy upał 300 stopni a dzieciątko ubrane w wełny, futra i kołdry puchowe. Na ogół udaje mi się zagadywać małych krzykaczy-pewnie dlatego, że głos mam gorszy niż one :D, bo wyjce dziwnym trafem milkną wtedy, kiedy do nich zagaduję, a czasem pojawia się nawet bezzębny uśmiech :-). A kolki małej miną i będzie ciut lepiej 😀

  11. O dzieciach można napisać wiele zjadliwych tekstów, można szydzić, kurwić i narzekać, generalnie wszystko to, co Radomskiej nieźle wychodzi. Blog nie powinien ucierpieć:)

  12. oj, kto tego nie przezyl. zlote rady i pomocne dlonie. pomocne dotad, dopoki pterodaktyl japy nie rozedrze. bo jak dziecko placze to znaczy juz ze matka najgorsza na swiecie, nie wie co ma robic, trzeba pomoc, BO PRZECIEZ KAZDA STARA PINDA WIE NAJLEPIEJ JAK WYCHOWAC DZIECKO, bo przeciez wychowala swojego uposledzonego spolecznie synalka :/ moja sie darla jak bylo za cieplo i za dlugo w bezruchu. ale ludzie i tak potrafia bez serca stac i NIE USTAPIC BO PO CO. przeciez kazdy sie spieszy.
    nie mowiac juz o zaspach na chodnikach ze latwiej ulica przejechac, o dziurach, schodeczkach, zajebanych nastolatkami windach (BO PRZECIEZ 15LETNIE NOGI SA TAAAAKIE ZMECZONE:/) etc. taaaakze do czasu zmiany wielkiego odrzutowca na spacerowke: ENJOY I RZYGAJ
    WSZYSTKIE MATKI SA Z TOBA!

  13. Mój Tato mawiał, jaka matka taka natka 😉 Nie wiem, ile w tym prawdy.
    A dziecko płaczące i nawet zbyt spokojnie leżące w wózku, zawsze jest obiektem zainteresowania przypadkowych gapiów i komentatorów. Bo to dziecko. Wielu interesuje się dziećmi z powodów osobistych (bo sami chcą, a nie mogą mieć, bo w rodzinie ktoś właśnie ma dziecko, bo o dziecku mówili znowu w TV, bo cichopek „rzuca”dziećmi w opowieściach, a inna celebrytka robi sweet parenting focie), zawodowo, bo mają wśród swoich podopiecznych, pacjentów, właśnie dzieci. I nie umieją zachować dystansu, po pracy. No i z powodów patriotycznych – wszak wychowujesz kolejnego Polaka 😉 I niestety czasem ten tłum gapiów, trafia na matki Radomskie. I biada gapiom i komentatorom, brrr.
    Sama jestem matką, ale i gapiem i komentatorem, mało zdystansowanym z powodów zawodowych, więc doświadczyłam dwóch stron tego medalu.

  14. Wtrącanie i dobre rady dostajemy w macierzyńskim pakiecie:) ale nie psiocz! Koleżanka w ciężkiej porodowej depresji szła się UTOPIĆ. dziecko płakało jej w wózku i dopiero interwencja przechodniów (ona oczywiście nie słyszała tego płaczu przez własną rozpacz) uchroniła ją i Małego przed nieszczęściem. Społeczeństwo czuwa!

  15. Ola tak trzymac i nie zmieniaj się !!! Az za dobrze wiem jak to miec granat w domu:) moja córka ma już 9,5 lat ale skutecznie wyleczyła nas z chęci posiadania większej ilości dzieci drąc sie w niebogłosy pól roku bez przerwy. Budzila sie w nocy po 17 razy (policzyłam kiedyś ).Siedziała cicho tylko spiąc w wózku po wyjściu z domu na spacerku więc musiałam schodzic nogi do bólu ,żeby mieć chwilę ciszy.
    A co do mądrych rad to wciąz kiedy odwiedzam rodziców spotykam taką jedną ich sasiadkę, która nieustannie dopytuje sie kolejne dziecko ,i w końcu jej cos przykrego pwoiem bo mi sie już cierpliwosć skończyła. A sama daje mi przykład tego że po 13 latach przerwy doczekała sie drugiego dziecka (które było wpadką) ale jak widać mam jeszcze szansę wrrr…. ;-/

    http://blogmocnodygresyjny.pl

  16. Może przypalaj e-papierosem, to się będzie mniej ten granat odbezpieczał. 😉 🙂
    Trzymaj się dzielnie na tym polu minowym zwanym macierzyństwem. 🙂 🙂 W końcu każda matka to saper. 🙂

  17. Pocieszyłabym Cię, ale… Niestety mój granat ma już 12 lat i wciąż wybucha, a na dodatek nie wiem do mi do łba pustego strzeliło, by myśleć, że gorzej być już nie może i przemyciłam na ten świat drugi taki granat. Okazało się, że gorzej być może…
    Pozdrawiam i życzę dużo cierpliwości – ja już nie mam 😉

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.