Socjologiczny bełkot?

Jestem po socjologii i nie mam z tym żadnego problemu,  w przeciwieństwie do ludzi, którzy  o tym słyszą, twierdząc, że nie miałam ambicji, że jestem nieuk i do tego leniwy oraz bezrobotny. Mniejsza.

5 lat z socjopatią i socjologią sprawiły, że liznęłam wszystkiego -od słuchania obrzydliwych bzdur po zajęcia tak fascynujące, że nie mogłam usnąć. Poznałam podstarzałych, wypalonych gburów, masę młodych ludzi dla których jedynym interesującym punktem na wydziale była stołówka i palarnia. Ale też wielu pasjonatów, których mogłabym słuchać godzinami i za którymi tęsknię.

Miałam kilka bardzo ciężkich egzaminów, sporo żałosnych. Semestry z zajęciami od świtu do nocy,  a innym razem sporo wolnego czasu, który wypełniałam szukaniem pomysłów na siebie, nietrafionymi stażami, ciekawymi praktykami, pisaniem. Studia otworzyły mi głowę i oczy, wyposażyły w nawyk wsadzania palca między drzwi, często boli, ale zdarza się dzięki temu więcej i mocniej zobaczyć, zaglądać do miejsc, o których inni nie mają pojęcia albo przyjmują bezrefleksyjnie.

Być socjologiem to znaczy być wszystkim i nikim- ludzie po tym kierunku mogą pracować w fastfoodzie, w korporacji, w mediach. Mogą też nie pracować nigdzie.

Niestety słyszałam nie raz, że socjologia to studia dla kretynów.

Nie zgadzam się. Tak, oni tam są, ale po prostu tacy już tam poszli i te kilka semestrów nie zdołało im pomóc tego naprawić.

Dzięki studiowaniu przez 5 lat moją rzeczywistością były egzaminy, kolokwia, problemy pierwszego świata dotyczące tego, kto robi dobre notatki. 5 lat później dorosły  świat pokazał mi, że rzeczywistość jest o wiele mniej ciekawa i inspirująca. 5 lat nie martwiłam się o to co będzie ze mną w życiu, tylko o to, co będzie ze mną w czasie sesji. Piękny czas.

Dziś jako młoda mama odwiedziłam swój wydział z dzieckiem. Musiałam, bo niestety po tym kierunku nie znalazłam roboty dzięki której mogłabym wynajmować niańki 😉 .Spotkałam  wykładowców z którymi godzinami dyskutowałam o tym parszywym rozdarciu między czerpaniem wiedzy i ciekawych informacji a byciem pracownikiem, trybikiem, który jest w stanie płacić rachunki i się utrzymać.  O uczeniu się dla samej wiedzy i o nauce dla prestiżu, zawodu, kasy, kwalifikacji, które da się zmierzyć, wskazać, a co najważniejsze- przeliczyć.

Ja sobie jakoś radzę, ot, powiedzmy, że socjologia mi  w tym nie przeszkadza, jak każda starucha wspominam z łezką w oku oczekiwanie na wyniki kolokwium, kiedy właśnie czekam na przelew wypłaty czy świadczenia z ZUS-u.

Marzyłam nawet o doktoracie, namawiali wykładowcy, ja sama śniłam o dodatkowych literkach przez imieniem. Potem przeliczyłam i zastanowiłam się, czy stać mnie na kolejne 4 lata intelektualnej przygody pomieszanej z byciem dziewczynką na posyłki starszych stażem profesorów, nie mając cienia szans na zatrudnienie. Z dużą szansą, że obudzę się około 30, pracując dorywczo jako kelnerka, bez mieszkania, perspektyw i tego intelektualnego zacięcia, które zawiodłoby na doktorat, by podstępnie wykrzesać energię życiową i ją udusić.

Kierunki bezużyteczne?

Socjologia, zarządzanie, stosunki międzynarodowe dziennikarstwo, kulturoznawstwo… Te i wiele innych- traktowane z pogardą i przymrużeniem oka, jakby w społeczeństwie nie było miejsca dla ludzi, którzy po prostu chcą studiować i przez kilka lat funkcjonować w bliskiej im rzeczywistości.

Jakby to było odkrycie, że skoro studiuje je masa ludzi, to  lwią część tej masy będą stanowić ludzie, którzy nigdy nie powinni tam być. I ja nie zamierzam bekać za ich błędy.

Choćbym nie wiem co dobrego napisała tu o socjologii, nikt nie potraktuje mnie poważnie, więc sobie daruję. I naiwnie pocieszę, że ktoś przez te studia przebrnął i wyszedł z nich bogatszy i mądrzejszy. Być może chociażby dzięki świadomości, że nie powinien ich podejmować.

Jestem socjologiem, deal with it.

31 komentarzy
  1. A ja uważam, że socjologia jest potrzebna społeczeństwu. Mądrzy socjologowie dla których studia były tylko przystankiem i wskazówką w którą stronę mogą podążać powinni być szanowani i potrzebni. Tak powinno być z każdym kierunkiem.
    Ludzie wrzucają „humanistów” do worka z napisem „bezrobotny” zapominając, że bez nich spoleczeństwo jest ubogie. W hamburgerowni może sprzedawać każdy, ten po technicznym kierunku i ten po humanistycznym. Nie ma reguł i nie wiem skąd ta wyższośc, a nawet jeśli wiem to nie chce mi się teraz na ten temat produkować.
    Gdyby panstwo Polskie dzialało sprawnie to dla każdego z pasją znalazłaby się praca.
    Pomijam również fakt, że bycie sprzedawcą to nic urągającego. Życie potrafi zaskakiwać i uczyć pokory.
    Cenię ludzi dla których studia to rozwijanie swojej pasji a nie odbębnienie.
    Każdy człowiekjest inny. Nienawidze generalizowania. Zatem… socjologowie[ politolodzy, ludzie po stosunkach międzynarodowych itd.] bądźcie, trwajcie i niech Wam się szczęści bo jesteście potrzebni!

    1. wiesz co wydaję mi się, że kwestia „studia a praca” jest trochę bardziej złożona- są po prostu kierunki które wybiera się dla samej frajdy obcowania z wiedzą, której się samemu nie zdobędzie (studiowałam 2 lata literaturoznawstwo), dla samego bycia ciekawszym i fajniejszym człowiekiem, który w dupie ma to, jaki zawód będzie miał, ale to,co będzie miał do powiedzenia. ale tak jak mówisz, sprytny sobie poradzi po zawodówce, kretyn nawet z 4 fakultetami nie da rady, albo najmądrzejszy może klepać biedę,bo się nie odnajdzie w wyścigu szczurów. takie życie chyba.

  2. hej, czytam Twojego bloga dość regularnie i tak jak mówisz tu,że jesteś po studiach, czyli praca (po odchowaniu malca), ale blog to tez praca, pisałaś w jednym ze swoich tekstów, ze gdyby każdy (czy większość) z czytających bloga dał Ci złotówkę (chyba miesięcznie) to już byś była bogata, a to było w kontekście pomocy dla chorego dzieciaka. Parę dni przed tym jak to napisałaś pomyślałam jota w jotę to samo (ale bez kontekstu pomagania dzieciakowi). LUDZIE! Jeśli czytacie tego bloga regularnie to weźcie pomyślcie co by tu zrobić, żeby zapłacić Radomskiej, coś na zasadzie legalnej kultury. Przecież bloger to człowiek, który ma dziecko, rachunki i psa. Kurna nie wiem jak, ale jakaś zapłata moim zdanie Ci się należy. Świetna robota, bo artykułujesz moje myśli (i pewnie nie tylko moje)! CZYTELNICY ruszcie głowa i wymyślmy jakiś sposób „opłacania” blogera, bo to jego robota, a nam się podoba, więc normalnie jak idziesz na koncert czy na dyskotekę to płacisz, a tu tak wszystko za friko?? Byś ta się wstydzili! Czekam na pomysły, może da rade jakoś wynagrodzić trud Radomskiej?

    1. Twoja płaca to to czytanie, to komentowanie, szerowanie tego, co Ci się podoba, polecanie znajomym, budowanie ze mną zasięgu tego bloga i poczucia, że pisanie nocami za darmo to nie idiotyzm.
      to pasja, zarabianie na pasji to czcze życzenia, ale czasem się udaje- jutro na przykład ciąg dalszy współpracy z Orange- i film zemną w roli głównej. Zapraszma i dziękuję za ciepłe słowa.

      p.s. ludzie się przyzwyczajają. że piszesz dla nich za darmo, nieważne kiedy i jak. odezwią się zwykle kiedy im coś nie pasuje, dlatego dziękuję za ten komentarz baardzo!

      1. gdyby był dobrowolny abonament na zasadzie ile kto chce na Twoje konto to się pisze, czytam a nic nie płacę. Uważam to za głęboką niesprawiedliwość pod Twoim adresem,że takowego nie ma. Przemyśl to Radomska…
        P.S ludzie wydaja kasę na różne głupoty, ja naprzykład wydałam 700 zł za dzień „darmowy” z fitnessem, bo podpisałam z nim umowę, a wycofanie się z niej było takim kosztem (rozmyśliłam się na następny dzień, a podpisałam ją pod wpływem chwili, takiej myśli a co zrobię coś dla siebie, a później przyszła kolejna myśl:pierdole, i tak nie będę korzystać). Niech się nachlają, ale po czasie myślę, że lepiej już by było Ci odpalić parę złotych, bo bardziej przyczyniasz się do mojej dobrej formy 😉 Moja opinia: CZYTELNICY płaćcie jakoś blogerom, których czytacie, wam poprawiają humor, im tez się coś należy!

        1. ale wtedy musialabym psiac tylko to,co sie ludziom spodoba, a nie wszystko to,co chce, bo jestem u siebie..chyba? 😉 doceniam dobra wole 😉 bede ci wysylac linki z sie pomaga na ktore mozesz przelac dyche za kazdym razem jak sie dzieki mnie usmiechniesz;)

    2. Ha, ha 🙂 Paulino, masz świetny pomysł. A ta złotówka jakby tak wpadła dla blogera od czytelnika… Ech, poniosła mnie wyobraźnia, bo takiej sumy na swoim koncie to nawet moja wyobraźnia by nie ogarnęła. 🙂 🙂

  3. Czyżby ktoś dokuczył Ci z racji wykształcenia?
    Z doświadczenia wiem, że tego typu wpisy nie pojawiają się ot tak.

    …Socjolog? Mogło być gorzej!
    Pozdrawiam filozof 😉

    1. nie nie, tym razem nie, ja nie mam problemu z tym, że jestem po socjo,problem innych też mnie w tym względzie mało interesuje, chodzi o sam fakt, że nie jestm idiotką która wybrała przypadkowy kierunek a po studiach ma pretensje do świata, że nikt mnie nie zatrudnił.

      że kretynów znajdziesz na każdym kierunku. dlaczego jednak to oni sobie na rynku pracy lepiej radzą to już quiz dla mnie 😉

  4. Nie mam pojęcia, skąd ta opinia o socjologii. Na pocieszenie mogę dodać, że teraz jest sporo filii różnych filii uniwersyteckich i o nich to dopiero krążą opowiastki, więc nie ma się co przejmować. Trzeba robić w swoje. Podejrzewam, że i tak w dyplom nikt Ci nie zagląda. To jedna z tych rzeczy w dzisiejszym świecie, którą można sobie zakopać w ogródku. Niestety. (z mojego już nawet piękna trawka wykiełkowała) 🙂 🙂

    1. Jak się coś studiuje z pasją to każdy kierunek ma sens. Teoretycznie matematyka na PŁ jest zamawiana a wiem że niektórzy słysząc ze to studiuje pukają się w czoło. I nie ważne że traktuje to jako hobby (i oczywiście potencjalne źródło przyszłego dochodu) – jestem prawdopodobnie zbyt głupia zeby poświęcić się np. programowaniu. I nie ważne że jest mi aktualnie zajebiscie dobrze, że uczę się życia. Niestety-ludzie :]

  5. Jako absolwentka socjologii muszę przyznać że studia nauczyły mnie patrzenia na wszystko z szerszej perspektywy, relatywizmu. Uwielbialam dyskusje z wykładowcami, szczególnym sentymentem darze jedną z katedr. Nie zmienia to jednak faktu że jestem rozczarowana. Ja co prawda obroniłam sie jeszcze przed porodem ale moja sytuacja w żaden sposób nie różni się od twojej. Dla mnie bycie socjologiem to styl życia, ale niestety nic ponad to. Pracuje fizycznie chowając do kieszeni ambicje zawodowe aby tylko zapewnić dziecku wszystko to co najlepsze. A mój dyplom z jakże ciężko wypracowanym tytułem od2 lat leży w szufladzie dziekanatu i czeka na odbiór. Nie wiem czy się doczeka

    1. doczeka się, dostaniesz kiedyś ekstra posadę i będziesz musiała go donieść, żeby zwiększyć ilość przysługujących Ci dni urlopowych ;
      )

  6. Przemyśl jeszcze sprawę z doktoratem. Lenka będzie coraz starsza. Sama jestem na studiach doktoranckich … i nie żałuję. Pomijam fakt, że sama marzyłam o dwóch literkach przed nazwiskiem. Dziś już nie ma to takiego znaczenia. Jako doktorantka masz możliwość otrzymywania kilkudziesięciu grantów, stypendiów. Właściwie mogłabym tylko siedzieć w domu i pisać doktorat, bo pieniążki z uczelni co miesiąc spływają na moje konto.. Na uczelni jestem raz-dwa razy w tygodniu. Czytam, piszę… Myślę, że świetnie byś się w tym odnalazła.

    1. w tym roku na studia doktoranckie na mojej uczelni dostali się… wszyscy. dosłownie wszyscy, nie ma wtym ani cienia wyróżnienia, poza tym mam niemowlę i musze wracać do pracy- czas na intelektualne przygody w pełnym wymiarze mam już za sobą, nie chcę żebym przez to straciła coś, co zyskuje dzięki Lence, co się nie powtórzy już nigdy. Dlatego tak doceniam tamto 5 lat, byłam wolna mogłam robić mysleć co chciałam. Dziś nie żyję już tylko dla siebie. Myślę o podyplomowych, ale jak Lenka będzie starsza i finansowa sytuacja nasz apozwoli. Tymczasem, kochana, ja dopiero mgr będę bronić niedługo 😉 miałam zagrożoną ciążę a wcześniej pracę na cały etat i nie dałam rady, więc nie będę taka hop siup do przodu 🙂

  7. Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że najczęściej i najchętniej sięgam po książki typowo socjologiczne. Myślę, że to byłby interesujący dla mnie kierunek.

    Na pocieszenie dodam, że chyba większość humanistów na jakimś etapie życia dowiaduje się, że są t u m a n i s t a m i. Najczęściej takie opinie padają z ust „umysłów ścisłych”, ale takich bardziej w typie inżyniera Mamonia niż Izaaka Newtona. Sporo ich na polskich polibudach niestety.

  8. Ja też jestem po socjologii-i jakoś żyję, „powiedzmy, że socjologia mi w tym nie przeszkadza” 😉
    I czytając Twój wpis mogę się pod nim podpisać obiema rękoma!
    Tak właśnie jest-nie studia robią człowieka…
    Pozdrawiam

  9. Radomska po raz kolejny wyjmujesz z głowy wszystko co się w niej kotłuje i przelewasz na bloga !
    Mówię to ja dumna politolog, sp. ds zarządzania bezpieczeństwem., która wbrew wszystkiemu na studiach postawiła na pasję i ciekawość świata. Oficjalnie bezrobotna, matka – polka. Miałam wówczas i mam nadal przekonanie że „i tak sobie w życiu poradzę”. Dziś relaksuje się przy handmadowych pracach i dwóch blogach – na jednym prezentuje swoje prace na drugim oczyszczam umysł i cierpliwie czekam do września aż synek pójdzie do przedszkola a ja na serio będę musiała odpowiedzieć sobie na pytanie „I co teraz?” 🙂 Siedzę sobie, patrzę na mój regał uginający się od książek z czasów studiów i uwielbiam je, uwielbiam do nich zaglądać i nadal to wszystko wspominać. Też brałam pod uwagę doktorat ale plany rozbiły się o realia macierzyństwa i zdrowy rozsądek podpowiadający, że pasja pasją ale za coś trzeba rachunki płacić. Miałam chwilowy punkt zwrotny – spędziłam rok na urzędowym stażu z perspektywą etatu i wbrew oburzeniu bliskich powiedziałam „Ani dnia więcej”. Ale co ja tam mogę im gadać, że uduszę się w takim miejscu, to nie dla mnie itd.
    Plany zawodowe mam, marzy mi się własna działalność, marzy mi się wrócić na dobre do pisania bo w dużej mierze to zaprzepaściłam. Ale na studiach dostałam coś bezcennego czego nie zamieniłabym na nic innego – wiedzę. Poszerzył się mój światopogląd, wrażliwość, postrzeganie świata i jego problemów. Dzięki studiom ja jestem lepsza i to co robię i będę robić będzie zawsze lepsze. Boli mnie czasem ludzka głupota, to jak ludzie są ograniczeni. Mam mnóstwo znajomych po prestiżowych technicznych studiach, są dumni ze swojej pozycji, zawodu, pracy. Ale za cenę frustracji, wyścigu szczurów, 40-letnich kredytów na głowie, braku rodziny, samotności. Często dostrzegam, że są ludźmi, z którymi nie można porozmawiać „tak na prawdę”, są jacyś zaślepieni, niewrażliwi, nie można z nich nic wyciągnąć, zieje od nich jakaś totalna światopoglądowa pustka. Czarna dziura. Przeraża mnie to ale i cieszy, że stoję po drugiej stronie 🙂
    BTW na początku przeczytałam „5 lat z socjopatą” i pomyślałam – to Radomska po Nawleczonych pojechała 🙂
    a to jest do wydrukowania oprawienia w ramę: „Studia otworzyły mi głowę i oczy, wyposażyły w nawyk wsadzania palca między drzwi, często boli, ale zdarza się dzięki temu więcej i mocniej zobaczyć, zaglądać do miejsc, o których inni nie mają pojęcia albo przyjmują bezrefleksyjnie.”
    A jeżeli chodzi o Twoją notatkę odnośnie FB ja już się na niego wypięłam z drugim blogiem, bardzo polecam Ci Twittera – brak ograniczeń zasięgów, krótkie proste komunikaty, linki, na prawdę ciekawi ludzie. Mnóstwo blogów tam poznałam. A jeżeli jesteś na G+ to warto przyłączyć się do grup gdzie udostępnia się posty. Jeżeli chcesz mogę podesłać zaproszenia.

  10. Nic nie irytuje mnie bardziej, jak pieprzenie głupot na temat bezużyteczności studiów, zwłaszcza z ust tych, którzy ledwo mają gimnazjum ukończone. Mówią, że ten papier ma wartość papieru toaletowego i tak dalej. Owszem, ja będę miała magisterkę ucząc się, pracując dla wydawnictwa, dla redakcji i robiąc inne naprawdę inspirujące rzeczy, a osoba z ławki, która tylko chodzi na zajęcia również będzie go miała. I co mi do tego? Ważne jest to, co ja robię dla swojego rozwoju, bo od tego zależy, czy dyplom będzie miał – jak to mówią- wartość toaletową

    W końcu każdy ma prawo wyboru, czy idąc po papier toaletowy bierze rumiankową „Melodię” czy srajtaśmę z recyklingu.

    Pozdrawiam!

  11. Często tak traktują te kierunki, bo co po tym robić, z czym to się je? Ja nie mam pojęcia i chętnie bym się zapoznała z plusami tego kierunku, zawodu. Szczególnie, że ciekawie piszesz.

    1. mam specjalizacje metodologiczno-badawczą teretycznie mogłabym pracowań w instytutach badań społecznych/opinii publicznej, robić badania,sonbdaże itp. ale na socjo masz zajecia z reklamy, historii, marketingu, zarzadzania personelem… socjologia zdrowia, prawa, pracy, płci, makrostruktury, historia mysli socjologicznej, techniki badan ilosciowych i jakosciowych, tworzenie wywiadow zogniskowanych.. a wszystko po to,zeby gromadzic wiedze o sobie o spoleczenstwie z zewnatrz i wewnatrz, wykorzystac swoja perspektywe, ale poprzec ja wiedza i innymi spojrzeniami. Dlatego socjolog dobrze odnajduje się tam, gdzie trzeba wymyślec coś kreatywnego, pracować w zespole, mieć gadane itd. to bardziej profil osoowości nei wykształcenia według mnie.

  12. jak ja się z Wami wszystkimi zgadzam. Magister kulturoznawstwa za chwilę, co i dziennikarstwa liznął. O praktykę zatroszczyłam się sama i naprawdę wiele się nauczyłam przez pięć lat. „Studia bez przyszłości” to tylko wymówka dla tych, co tyłków nie ruszają znad książek do przedmiotów, które nie wnoszą niczego w ich życie. A takie przedmioty zdarzają się na każdym kierunku.

  13. Pozdrowienia od mgr innego kierunku „bez przyszłości” 🙂 Jestem po turystyce i rekreacji, mieszkam na pojezierzu z półrocznym sezonem turystycznym i nie mam pracy. Licencjat broniłam w 1 miesiącu ciąży, cała magisterka już na lajcie bo ciąża a potem małe dziecko. Teraz czekam z niecierpliwością aż syn pójdzie do przedszkola żebym się mogła zająć czymś za co dostanę banknoty. I w ostatnich miesiącach odrzuciłam 3 możliwości pracy bo szukali nie pracownika tylko jelenia :/ ot taka rzeczywistość, że chcą płacić za pół etatu 600zł na rękę a chcą jednocześnie żeby pracować 38-40 godzin tygodniowo i jeszcze dziękować, że mam zatrudnienie :/

  14. Dzisiaj trafiłam na Twojego bloga i czytam ten tekst i to samo mogę powiedzieć o swoich studiach i chyba dzisiaj to już o wszystkich, poza medycyną i prawem, można się wypowiedzieć w ten sposób. W każdym razie też napisałam dziś o tym, że czas beztroskich lat studiów okazał się fikcją, a zderzenie z rzeczywistością było bardzo bolesne (tylko ja trochę w innym kontekście). I ja mam te 30 lat na karku, o których pisałaś i tak naprawdę nic mi te studia w życiu nie dały. A mój facet, który studiów nie ma, jest totalnie pojechanym mistrzem w swojej dziedzinie. Bo skupił się na pracy, a nie na pierdołach i wykształceniu humanistycznym, do niczego nikomu niepotrzebnym. Piszesz: „ktoś przez te studia przebrnął i wyszedł z nich bogatszy i mądrzejszy” – ale o co? Jak dla mnie o zmarnowany czas! Fakt, nie żałuję sekundy studiów, tych imprez, funu, odjazdowej pracy, fajnych wykładów, które w jakiś sposób przyczyniły się pewnie do mojego rozwoju osobistego… Ale z perspektywy tej 30-latki stwierdzam, że gówno mi to dało, bo przez 5 lat mogłabym zgłębić tajniki czegoś innego, pod warunkiem gdybym wiedziała, co to jest to coś. Ale nie dowiedziałam się, bo tkwiłam jak debil na UW, licząc na szczęście. No i się przeliczyłam. Pod względem życiowym i finansowym moje studia to zmarnowane lata. 5 lat robienia niczego, mimo, iż pracowałam przez cały ten czas! A mój facet rzucił to cholerstwo, wyjechał, mógł poznać siebie, swoje potrzeby, pasje i w końcu doszedł do tego gdzie jest dzisiaj, a jest zajebiście daleko. I tego mu zazdroszczę. Że miał odwagę rzucić uniwerek w cholerę. Mnie jej zabrakło… Pozdrowienia! 🙂

  15. Ja tam jestem po dwóch super- i mega-, i jaki tam jeszcze przedrostek da się włożyć „perspektywicznych” kierunkach, po których roboty nie ma, pracuję w połowie po jednym, a i tak więcej dał mi ten drugi, cholernie do niczego nie potrzebny. Żyję, mam się dobrze, nie żałuję. Walczę. I nieważne, co mówią inni, zwłaszcza „mądrzejsi”, pracujący głównie po makdonaldach i kejefsi.

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.