Nigdy nie pomyślałabym, że cycek może wzbudzać tyle kontrowersji, a karmienie piersią może być czymś złożonym i skomplikowanym. Za czasów niemacierzyńskich wydawało mi się to banalne jak budowa cepa – jest dziecko, jest cycek, jest mleko. Jak matka chce, to karmi, a jak nie chce, to wybiera butelkę i żaden nosorożec nie umiera. Wszystkie matki, jakie znałam zatajały skrzętnie nieokraszane emocjami fakty i historie ze swojej cycowej przeszłości. Ja uważałam, że jestem wyluzowana jak gumka w majtkach i takimi pierdołami nie będę się przejmować i wpędzać w poczucie winy.
Taa.. A potem urodziłam.
Pisała o tym kiedyś Marysia z MamyGadzety i jedno zdanie powtórzę za nią – jeżeli jakaś kobieta jest pewna i zdeterminowana w sprawie tego jak będzie karmić, to cudownie. Cudnie, jeżeli nie ulega rozkminkom, słabością i poradom całego wszechwiedzącego świata macierzyńskiego. Ja chyba nie znam takiej.
O butelce
W żaden sposób nie uważam, że karmienie butlą jest pójściem na łatwiznę. Walcząc o cycka przerabiałam wyparzanie, nocne karmienia i robienie mleka, zdążyłam wypracować schemat robienia mleka, który minimalizował potrzebny czas i zaangażowanie ze strony mózgu, który o 4 nad ranem nie wstawał razem ze mną i nie szedł do kuchni. Nie czułam, że mam łatwiej, albo, ze z czymkolwiek się poddałam.
O cycka walczyłam, bo po pierwsze dałam się zmanipulować i wpędzić w poczucie winy. Bolało tak cholernie, że nie widziałam w tym nic mistycznego, a kiedy dostałam nawału, to słyszeli mnie wszyscy sąsiedzi z bloku. Popełniłam błąd zwierzajac się ze swoje walki publicznie, bo nagle stałam się reprezentantem wielu kobiet, chociaż wtedy nie byłam w stanie reprezentować niczego poza obrzyganą piżamą. Pisały do mnie te, które karmiły cyckiem i wychwalały ten stan rzeczy pod niebiosa. Te, które wybrały butle wyjaśniając w esejach dlaczego. Najbardziej wstrząsające były wiadomości od kobiet, które wcale nie czują się OK z karmieniem piersią, albo dzień w dzień przez wiele miesięcy, co 3 godziny,mimo masy innych spraw, doją się, żeby odpokutować jakoś „porażkę” i wynagrodzić dziecku swoją słabość wynikającą z faktu, że nie dały rady.
I wtedy zrozumiałam, że to ja mam czuć się dobrze, że swoją decyzją i jeżeli czuję się lepiej twierdząc, że trawa jest niebieska, to powinnam się tego trzymać, żeby nie zwariować. Dziś kiedy czytam o powodach karmienia innych mam (bez względu na to jak zdecydowały się karmić), mimo miłości do cycka powtarzam sobie to samo – one potrzebują wierzyć w swoją wersję,bo to, jak będzie wyglądało ich macierzyństwo, nie zależy od formy karmienia, a od tego, jak czują się ze sobą.
O butelce
Jestem psychofanką karmienia piersią, ale nie zamierzam indoktrynować świata i wmawiać mu, że cycek albo śmierć, a takie wrażenie odniosłam czytając broszurę dla mam karmiących – elitarne pismo tylko dla tych wspaniałych matek, które dają swojemu dziecku to,co najlepsze… Bla bla bla 🙂 Wojna o karmienie cyckiem była cholernie trudna, ale w ferworze walki nie pokonała mojego zdrowego rozsądku.
Hej, Mamy butelkowe! Zazdraszczam Wam tego, że Wasze dzieci najadają się na dłużej, częściej przesypiają noce, że nie domagają się żarła w dziwnych miejscach i o dziwnych porach, chociaż jadły kwadrans wcześniej! Zazdraszczam ociupinę i czasem, że butlę może przygotować każdy, dzięki czemu pomaganie Wam to nie jest kiczowata deklaracja, a fakt- być może dostępujecie cudu przespanych nocy i wyjść z domu na dłużej, Szczęściary!
Cyc – the beggining
Dziecko wolało butlę, sutki wolały śmierć. Na myśl o karmieniu dostawałam ataków paniki i histerii. T jak się czułam i wyglądałam może zrozumieć każda chyba karmiąca dydem matka. I krowa karmiąca całą oborę kapryśnych cieląt.
Było strasznie, bolało okrutnie, ciągle coś nie wychodziło i nie mogłam się nadziwić, JAK kobiety mogą sobie to robić, i co mistycznego w tym, że jest się całodobowym barem mlecznym, z oseskiem w roli pasożyta nienażartego wiszącym na dydku.
A potem…
Wyznaczałam sobie krótkie terminy – zaciskałam zęby i powtarzałam, że jeszcze tydzień, jeszcze miesiąc, jestem matką, jestem Radomska, lubię pocierpieć i ponarzekać, jestem więc jednocześnie stworzona do karmienia 🙂 no i…
Bum.
Zakochałam się. To trudna i wymagająca miłość, która dojrzewała powoli. Bez początkowego zauroczenia i pełnego zachwytów oczekiwania. Lenka ma 5 miesięcy, a ja na myśl o tym, że mam jej podawać cokolwiek innego niż cyc napawa mnie smutkiem.
Nie tylko dlatego, że jestem pieprznięta i zazdrosna o marchewkę (OK, trochę też), ale dlatego, że do wygód łatwo się przyzwyczaić. Luksus posiadania smacznego i zawsze apetycznego żarła na zawołanie mocno ułatwia macierzyństwo, a mi pozwala uczyć się asertywności. Z rozbawieniem będę wspominać karmienie na leżąco (a’la pijany menel), na zapleczu straganu na rynku, w przymierzalni eleganckiego sklepu(gdzie Lentol elegancko obrzygała podłogę). I już współczuję Lentolowi, że będzie musiał się nauczyć czekać. Chociaż nie, bardziej współczuję sobie, ona w ryku ma wprawę.
Na razie karmienie przebiega bezproblemowo. Kryzysy laktacyjne przechodzimy bez bólu, Lentol rośnie, ja zamykam oczy kiedy zakładam te staniki dla karmiących, które wyglądają jak porno uprzęże dla aktorek filmów porno klasy Z. Mam szczęście o karmieniu dowiadywać się coraz więcej od kompetentnych i oblatanych matek i ekspertów.
Oto kilka mitów, które dzięki nim obaliłam. Możecie się z nimi nie zgodzić i ja to szanuje, ale wiara w brak ichz asadności naprawde ułatwia mi bezproblemowe karmienie, bo pokarm tworzy się w głowie, a nie cycku mamy.
1. NIE NAJADA SIĘ!
Nikt nie jest w stanie powiedzieć ile może uciućkać dziecko. Kiedy jest malutkie jego potrzeby są symboliczne, a płacz ma pierdyliard przyczyn. Moje dziecko darło się całymi dobami przez pierwsze 3,5 miesiąca i stado ekspertów kierowało nas do stada lekarzy, mi nakazywało chore diety i karmienie Nutramigenem lub Bebilonem Pepti. Zaufałam intuicji- Lena płakała,bo słabo zniosła przenosimy z ciepłego bęca na ten paskudny świat, tak jak ja byłabym średnio zadowolona gdyby ktoś bez pytania i uprzedzenia wywalił mnie w kosmos. Dokarmianie butlą sprawia, że żołądek dziecka się rozpycha. Łatwiejsze jedzenie szybko pokazuje maluchowi, że nie musi się wysilać przy cycku, bo i tak dostanie przyjemną w obsłudze butelkę. Jak mam do wyboru: zrobić sobie sałatkę lub zeżreć wafelka, to niestety wybieram wafelka. Bąbel ma to szczęście, że nie męczą go wyrzuty sumienia i nie kupuje karnetu na siłownie żeby je zabić.
2. MAM SŁABY POKARM!
To mówiła mi moja mama i wiele kobiet, które mamami były 20lat temu. To sugerowała mi teściowa, kiedy Lenka wyła. Bo laktator odciąga za mało. Bo odciągnięty pokarm jest przezroczysty.
Dojenie laktatorem jest komfortowe jak kąpiel w rzece w listopadzie. Sam fakt, że kobieta sobie powtarza, że MUSI, sprawia, że się nie da. Żaden laktator nie jest tak skuteczny jak dziecko. A pokarm jest przezroczysty,bo poza byciem pokarmem jest też napojem- dziecko najpierw się napaja, spragnione,a nie głodne, je krócej.
3. DIETA!!
Gotowany kurczak? Marchew? Powietrze przyprawione wodą? Jesli brzmi to znajomo to oznacza, że czuwa nad Tobą troskliwa mama, babcia, ciocia i 4 sąsiadki.
Mleko tworzy się z krwi i komponuje tak, żeby być najwartościowsze i dostarczyć bąblowi wszystkiego,co potrzebne. Jeżeli składników nie wyciągnie z jedzenia, to wyciągnie z matki- stąd zrujnowane włosy, cera, paznokcie, zęby i kości.
Dzieci miewają alergie, ale ich stwierdzenie w czasie pierwszych 3 miesięcy, kiedy mordercze kolki i ryk nie dają żyć, graniczy z cudem. Matka MUSI mieć siłę, bo pierwsze tygodnie są ciężkie, chociażby przez adrenalinę, która nie pozwala spać. A jeżeli maluch ma mieć kolki, to będzie je miał, choćby mama żywiła się krystalicznie czystą wodą i energią kosmosu.
4.ZAKAZANE PRODUKTY
Wpisz w google i zasmiej się jak jedna strona z listą zakazanych produktów przeczy drugiej. Nie ma uniwersalnej rozpiski tego,co może nie przypaść do gustu brzuchowi dziecka. U nas sos czosnkowo-brokułowy z migdałami na bazie jogurtu spływa po Lenie, tak jak orzechy.Po czekoladzie mamy wolne od kupy, a dzień później mam do prania wszystko, łącznie z łóżkiem. Moje dziecko nie toleruje kopru, który gwarantuje nam zarwaną noc. Nadmiar kofeiny załącza u niej niemowlęcy PMS. Tu nie ma stałych reguł, żeby je odkryć musisz pobawić się w Indiana Jones’a. Smak ryzyka nie jest najlepszy, ale pierwszy batonik po porodzie smakuje jak orgazm!
Odkrycie, że można żreć jest wbrew pozorą dramatyczne w skutkach. I w biodrach…
5. KRYZYSY LAKTACYJNE
Można je pokonać dzięki zagryzaniu zębów, wiszeniu dziecka na cycku, piciu hektolitrów wody i powtarzaniu sobie „jestem zajebistą matką, ze świetnymi cyckami pełnymi fantastycznego żarła”. Dokarmianie butlą ucisza dziecko i to być może wystarczający argument, ale znów- przyzwyczaja, że może dostać jedzenie szybciej. Dziecko najskuteczniej pobudza cyce do pracy, nażarte mlekiem modyfikowanym tego nie robi, więc kryzys zmierza ku końcowi. Końcowi karmienia.
6. BO BUTELKA BARDZIEJ MU SŁUŻY
Cycka mogłoby jeść co godzinę, a po butli idzie spać potulnie? No jak nic słaby pokarm matki, butla konieczna.
Bullshit.
Znasz to powiedzenie, że wszystko,co powiesz o niemowlęciu za dwa dni staje się nieaktualne? Lena wisiała na cycu co 40 minut, potem przeżyłyśmy piekne kilka tygodni, kiedy to mogła nie jeść nawet 6 godzin. Teraz zajada cycem smutki związane z zabkowaniem i o ile w ciągu dnia daje mi żyć, o tyle w nocy podjada jak szalona, jakby wierzyła, że jak nikt nie widzi, to się nie liczy.
Mleko mamy jest najbardziej lekkostrawnym pokarmem- to dlatego dziecko sadzi po nim dużo kup tudzież nie sadzi ich wcale, bo wchłania się całkowicie. Sztuczne jest ciężkie do strawienia, dziecko potrzebuje na to wiecej czasu i energii, dlatego częściej idzie spać i przerwy między karmieniami mlekiem sztucznym są dłuższe.
Tyle, że cycek jest zawsze pod ręką, a dla mnie robienie butli nad ranem brzmi jak Zombie Apokalipsa, którą jeszcze pamiętam z początków.
7. BEZWARTOŚCIOWY POKARM
To też i sugerowano- odciągnij mleko i daj do zbadania, niech sprawdzą, czy tam w ogóle jest coś wartościowego i wystarczy Lenie! Spoko, tylko skład mleka zmienia się dynamicznie nawet w ciągu doby. ZMiany składu i ilości co kilka tygodni/miesięcy powodują nieszczęsne kryzys laktacyjne, ale dzięki nim np. w mleku pojawia się fluor, kiedy maluch zaczyna ząbkować.
Dla mnie to magia matki natury.
8. DZIECKO SAMO WYBIERA, CO DLA NIEGO DOBRE!
Taa.. Dzięki tej wrodzonej świadomości nie pakuje sobie również rąk do buzi tak głęboko, że powoduje to odruch wymiotny, nie wydłubuje oka zabawkami i nie rozbija głowy o szczebelki.
Butla to nigdy wybór dziecka. Dziecko to przede wzystkim mały ssak, który szybko is kutecznie i najlepiej bez wysiłku chce się najeść, żeby przeżyć i niewiele ma to wspólnego z moralnością i rozważaniami filozoficznymi. Dlaczego wybiera butlę już wspominałam.
9. KARMIENIE OKRADA MATKĘ Z WARTOŚCI ODŻYWCZYCH
Tak, jeśli ich nie przyjmuje. Nie ma to nic wspólnego z wypadaniem włosów – sypią się, bo hormony ciążowe sprawiały,że tego nie robiły,więc po porodzie muszą nadrobić. Bywa, że garściami.
Po 4 miesiącach karmienia piersią zrobiłam badania krwi i byłam u dentysty. Morfologię mam taka, jakbym nigdy nie karmiła. Zęby wyleczone w ciąży mają się dobrze.
Co dalej, czas pokaże, ale i tak wszyscy umrzemy, ładna nigdy nie byłam, a jeśli mogę córce oddać coś wartościowego, to niech bierze, bo pieniędzy i posiadłości po mnie raczej nie odziedziczy.
10. KARMIĄC MLEKIEM WŁASNYM JESTEM LEPSZĄ MAMĄ
Tak, cycek daje plus 10 punktów do zajebistości i lansu, odkąd karmię jestem fajniejsza, mądrzejsza i ładniejsza.
No czytasz to i wiesz, że to idiotyczne kocopoły, więc nie będę nawet komentować.
___
Podsumowanie
Karmienie piersią to drugie,po porodzie, wyzwanie dla matki. Nie ma obowiązku go podejmować, jeżeli tak czuje i chce – najważniejsze, żeby była zdeterminowana, bez względu na to, jaką decyzje podejmie, a jeżeli ktoś głupimi pytaniami zechce ja wpędzić w poczucie winy,to ma mu obowiązek powiedzieć żeby cmoknął się w dupę.
Odkąd karmienie kojarzy mi się tylko dobrze- z przebierającą kończynami córą, która komicznie rozdziabia japę, z szybka możliwością zaspokojenia jej głodu bez konieczności wstawania z łóżka/ powrotu do domu/zabierania ze sobą butelek, wody i innych akcesoriów mleka modyfikowanego, sama mam parszywy odruch, który na szczęście hamuję i na wieść o tym, że jakaś mama karmi butlą, wyrywa mi się z piersi pytanie DLACZEGO?! No ale zapomina wół jak cielęciem był, na szczęście gryzę się w język.
Przecież dziecka nie kocha się cyckiem, a całym sobą, a każdy ma prawo do podejmowania własnych decyzji i powinien mieć obowiązek NIE TŁUMACZENIA SIĘ z nich.
A Wam drogie mamy życzę, żebyście czuły się komfortowo z formą karmienia, którą wybrałyście, a nie ktoś na Was wymusił.
Wasze opowieści o karmieniu i motywacjach chętnie poczytam. Poszerzcie Radomską perspektywę!
W tej właśnie chwili biję przed Tobą pokłony. Pierwszy raz czytam tak mądry tekst na temat karmienia. A przeczytałam ich chyba setki. Bądźże pochwalona!
o, to ci dopiero …dziękuję!
Krótko i na temat.
W ciąży już dałam sobie zezwolenie na to, by, jeśli karmienie piersią mi nie przypasuje-nie zmuszać się.
Po porodzie dziecko musiało być naświetlane 6 godzin przez 7 dni. Położne karmiły go w inkubatorze. Karmienie piersią nie szło. Mam miseczkę J w staniku.. wielki cycor który zatykał dziecku nos, twarz… jedną ręką trzymałam cyca, drugą usiłowałam dziecko, brakowało mi jeszcze trzeciej ręki by majstrować przy brodawce. Wciągnięte brodawki, kapturki nie pomagały.
Miesiąc czasu się męczyłam, na myśl o karmieniu byłam zdołowana. Nie lubiłam swego dziecka za to wszystko… Pewnego dnia wkurzyłam się. Powiedziałam położnej: nie karmię więcej-to moja decyzja.
Butelek nie sterylizuję, smoczków nie sterylizuję, robię mleko na kranówce, podgrzewam wodę w mikrofali. Zrobienie butelki zajmuje mi jakieś 1,5 min.
Nocą do kuchni gonił tatuś, albo wieczorem stawiałam koło łóżka wodę i mleko. Długo nie było trzeba. Od 4 miesiąca śpi 12 godzin.
Nie żałuję swojej decyzji.
Karmiąc flaszką, brałam dziecko na rękę, lub kładłam się obok, syn pił, a jego oczy wpatrywały się w moje bez ustanku tak samo jak w takiej jednej reklamie gdzie pani piersią karmi. Czułam więź.. przyjemne połączenie z dzieckiem. Mimo że nie cyckiem, a flaszką.
Syn ma 10 miesięcy.
Ja moje bliźniaki karmiłam piersią bardzo krótko… A powodów było kilka… Przez pierwszy miesiąc miałam je w domu na zmianę (najpierw jedno leżało szpitalu, potem drugie…), gdy miałam już szczęście w dwupaku cycki szybko robiły się puste i karmić nie było z czego, przez co butle wlaczylismy już pierwszej nocy gdy brzdace miałam razem przy sobie… Później ilość mleka sztucznego zaczęła przeważać nad mlekiem maminym i po dwóch miechach cyc służył tylko jako środek na uspokojenie, bo i widać było że mleka w nim śladowe ilości jak orzechów…wiadomo jakich. Przygoda z cycem skończyła się na dobre kiedy nie mogłam przez miesiąc wyleczyć przeziębienia i zapalenia spojowek jednocześnie i musiałam przyjąć antybiotyk;/… Teraz żałuję, że tak łatwo się poddalam… Jak przypomnę sobie te słodkie chwile (taaa…teraz to słodkie;P) to lezka w oku się kręci…mimo że smrody mają już prawie 13 miesięcy i przy cycu maminym sobie ich nie wyobrażam O.o. Jest czego, więc gratuluję Matko Radomska – wytrwałości przedewszystkim;D
wariatka! ja podziwiam, że w ogóle się podjęłaś!! ;o
hahaha najlepszy tekst o karmieniu jaki czytałam 🙂
„Tak, cycek daje plus 10 punktów do zajebistości i lansu, odkąd karmię jestem fajniejsza, mądrzejsza i ładniejsza” – też tak uważam… o sobie oczywiście 😉
Pozdrawiam
Świetny tekst. Gratuluję podejścia do tematu. Jakbym czytała trochę moją historię. Jak byłam w ciąży to bardzo bałam się karmienia piersią. Nie wyobrażałam sobie tego, że dzieciak ma mi wisieć na cycku, myśląc: o boziuniu, pewnie to tak boli… Kiedy urodziłam położna przystawiła mi małego do piersi i zaczął ssać. Ja w amoku jeszcze i ledwo żyjąca nawet nie pomyślałam o moich wcześniejszych obawach i wstręcie. Nagle wszystko się zmieniło. Przez następne kilka dni synuś się zbuntował (do dziś niesforny pozostał), nie chciał ssać. Biegałąm po położnych, po pediatrach, żeby coś pomogli, że on nie chce i co teraz? Byłam zrozpaczona. Postanowiłam walczyć i po kilku dniach się udało. Sutki bolały, na myśl o karmieniu dostawałam spazmów a moment przystawiania do piersi był jak borowanie bez znieczulenia. Ale dałam radę. Mały wisiał przy cycu godzinami, a jak myślałam, żeby to jakoś ukrócić to widziałam te wszystkie, mamy, teściowe i ciotki grożące mi palcem: oj, nieładnie mamuśka, nieładnie. Decyzję o odstawieniu od piersi przekładałam z miesiąca na miesiąc, aż wszystko tak jakoś naturalnie się odbyło bez żadnych krzywd dla obu stron. Miliardy mitów o pokarmie matki wysłuchałam, tysiące porad, pytań i pomysłów na dietę i karmienie. Wielu radom się poddałam, ale zawsze zastanawiałam się nad tym, jak te kobiety żyją o marchewce i piersi z kurczaka na parze. Jakiś medżik 😉
Ja karmie już zaraz będzie 5 mcy cyckiem i jestem bardzo z tego dumna, ale jak pierwszy kryzys laktacyjny był to wyłam do księżyca i tak dumna jak teraz to na pewno nie byłam. Udało się przetrwać i nie żałuję mojej decyzji. W żaden sposób nie potępiam jak dziecko jest karmione od maluszka MM natomiast w moim gronie czuje lekkie zdziwko w stylu „a po… się tak meczysz ” i moim zdaniem kobieta która piersią nie karmi tego nie zrozumie.
U mnie nawal po tygodniu od porodu, nie wiem ile to trwało.. Tydzień? Wieczność? Cyce palily żywym ogniem, zimne okłady, mleko wszędzie… Każde przestawienie ból i mój płacz a dziecko… jakby nigdy nic 🙂 dość restrykcyjną dietę muszę przestrzegać, bo brzuszek ma wrażliwy, a to już 4 miesiące. Najlepsze miesiące mojego życia 🙂
Ja tam się chyba zakodowałam na cyckowanie i choć większość co opisujesz mnie dotknęła (kryzysy, zastoje, ryki bo za mało mleka itede) to tak się uparłam, że kurczę nie pamiętam czy mnie bolało co czy nie, na pewno nie było różowo ale chyba po prostu wmówiłam sobie że jedyne co robię dobrze (?!) to karmienie więc wobec wszelkich innych niepowodzeń trzymałam się go jak tonący brzytwy:) nie żałuję że trwało to prawie 1,5 roku ale! za 2 miesiące rodzimy drugie i myślę że parę wniosków wdrożę 😀
:)!!
Najgorsze w karmieniu piersią są inne matki, a każda mówi co innego i wie lepiej. Szlag mnie trafiał na ich rady. Najgorsze było wpychanie mi mistycyzmu chwili, a dla mnie karmienie jak zmiana pieluchy, zaspokajanie potrzeb fizjologicznych, z miłością ale bez ekstatycznych przeżyć.
ot ot, odkrycie,że to TWOJE maciezrynstwo i wybory to jak zdjecie majtek wyszczuplajacych:) uulgaa 🙂
Ja byłam dużym zwolennikiem karmienia piersią i bardzo chciałam karmić po porodzie. Przez miesiąc było cudownie, a potem trafiłyśmy z Tosem do szpitala z powodu kolki(5 dni bez kupy, ryk, rzyganie, odwodnienie). 10 dni w szpitalu, gdzie kazali karmić piersią-nie karmić i tak w kółko. Zastój, a potem kryzys laktacyjny i wreszcie po 3 miesiącach koniec mleka. Z cycka nie leciało nic mimo picia 3 litrów wody mineralnej dziennie, zapijania tego herbatkami laktacyjnymi i przystawiania dziecka co 20 minut. Do 4 miesiąca odciągałam jeszcze po 20 ml i czułam się winna, jakbym co najmniej była Stalinem. Tosia ma 9 miesięcy, rozwija się dobrze, jest na butli plus inne żarcie. Może za dużo odciągałam się laktatorem przy karmieniu? Może za mało się starałam zwalczyć kryzys laktacyjny? Ale pierwsze karmienie i przejście na butlę dużo mnie nauczyło. Twoje rady, co do karmienia też. Z butlą już się pogodziłam, ale liczę na to, że przy drugim bąblu będzie lepiej, dłużej uda się karmić i tak dalej. Zobaczymy 🙂
„pogodziłam”? piszesz jakbyś odgryzła dziecku nogę 🙂 jest tyle wyzwan codziennie i dylematow, po co sie zadreczac cyckiem. chiilll:))
Moje drugie dziecko pojawiło się po 8 latach i sprawiło, że poczułam się jak niepewna nastolatka. To dało pole do popisu „dobrym radom” (karmię piersią) – powinnas karmić, nie powinnaś, mały za dużo je, za mało je. Przesypia noc – źle, nie przesypia – jeszcze gorzej, jest za chudy, jest za gruby. Każdy płacz młodego – komenda otoczenia- nakarm go, jest głodny. W końcu stwierdziłam, dość, żyjemy swoim życiem i mam spokój. Teraz jednak pojawił się nowy komentarz otoczenia – ” jeszcze karmisz” ale zawstydzone pytania ” jak długo jeszcze”?. Ludziom nie dogodzisz:). Młody ma w tej chwili 6 miesięcy
jak to do kiedy? do smierci ! ahahaah ;D
To jest moim zdaniem kwestia samozaparcia. Sama piszesz, że miałaś trudne początki, ale jakoś się uwzięłaś i poszło. Ja miałam o tyle trudniej, że już od samego początku musiałam znikać na 4-5 godzin, więc wcześniej udoić tyle, żeby młoda w tym czasie z głodu nie padła. Na co cycki reagowały wzmożoną produkcją… w czasie kiedy mnie nie było. Co sprawiało, że wracałam z zastojami i gorączką rzędu 40 stopni.
I choć wszyscy powtarzali jakie to ważne dla dziecka… przestałam karmić po miesiącu.
Mając do wyboru zostanie znerwicowanym, obolałym i niewyspanym wrakiem, lub takim tylko nie wyspanym wybrałam to drugie. Można powiedzieć, że się poddałam. Pewnie trochę tak, ale dobrze mi z tym 🙂
Tak jak Tobie z tym, że nie.
Ps. Fajny tekst. Trochę wyczuć idzie lekką nutkę „jestem zajebista bo dałam radę” ale mimo to nie oceniasz, nie wymagasz, nie wartościujesz i nie wciskasz rad tysiąca 🙂 Szacun 🙂 I daj dziecku marchewkę! 🙂
Bo tak jest, karmienie mnie dowartościowało bardzo i odkąd karmię moje hormony i skłonność do depresji mam pod kontrola. Ni chyba, ze jakaś reklama wzruszająca, smutek w wiadomościach, to ryje czerep..
Ale ustalmy- będąc w Twojej sytuacji absolutnie bym odpuściła! Zastój miałam raz i umarłam prawie. Ja sobie mogę być dumna z wygranej walki, ale prawda taka, że byłam w domu, Mariusz robił wszystko inne, ja tylko cycowałam i nie myślałam o niczym innym, więc nie mam prawa nikogo oceniać, porównywać itp.
Po prostu uważam, że doule i doradcy laktacyjni powinni być na stałe zatrudniani i dyspozycyjni jak telefon zaufania.
Codo marchewki, przemyślę… -.-
Daj, daj zobaczysz jak kurewsko ciężko się spiera 😀
owinę Lenę w reklamówkę z Biedronki. Zostawie tylko otwór na japkę.
Mnie nie pozwolili karmić. Od pierwszego dnia, chociaż chciałam. Młoda i głupia (!) pytałam o radę położnych i pielęgniarek na oddziale – czy jak moje dziecko samo sobie wyznacza pory posiłków to to jest ok, czy może jednak nie. I za każdym razem spotykałam się z potępieniem. Pomimo, że nawet na karcie przy łóżku miałam jak wół napisane, że nie mogę karmić piersią 🙁 No i kazały mi dawać dziecku żarcie w określonych godzinach a nie na żądanie. Po którymś razie powiedziałam sobie, że moje dziecko, nie ich i niech spadają. Przyszła pediatra przed wypisem – zbadała Rybę i stwierdziła, że moje karmienie jest jak najbardziej na miejscu. Od tego momentu stwierdziłam, że kobieca intuicja górą, w końcu jestem matką. A że butelkową to już los ta chciał. I nikt nie ma prawa mnie za to potępiać 🙂
O Jeżu, jakbyś sama tak chciała to też Cię może świat w pompkę cmoknąć, wiesz? Intuicja fajna rzecz, pozwala czasem nie zwariować 🙂
Suuuuuper tekst, ja karmiłam Julkę 9 miesięcy przez kapturki i nie mogę narzekać bo było naprawde dobrze. Tylko przez pierwszy tydzień dokarmiałam ja mm bo byłam po cesarce i nie chciało mleko lecieć, ale później to z jednego cyca piła Julietta a z drugiego ściągałam laktatorem, tak sobie rozbujałam laktacje. Na szczęście potem wszystko się ustabilizowało, a odstawienie przyszło samo z siebie. Julka sama podziękowała i dostała butlę z mm, ale 9 miesięcy to jest dość długo więc mam 10 punktów więcej. Oh yeah!!!!!!
Suuuuuper tekst, ja karmiłam Julkę 9 miesięcy przez kapturki i nie mogę narzekać bo było naprawde dobrze. Tylko przez pierwszy tydzień dokarmiałam ja mm bo byłam po cesarce i nie chciało mleko lecieć, ale później to z jednego cyca piła Julietta a z drugiego ściągałam laktatorem, tak sobie rozbujałam laktacje.
Ola kurka Ty musisz mieć więcej dzieci-przyznaj się ;)))- nie ma bata, aby tak mądrze mówić, pisać po 5 mies macierzyństwa, no to Oscar goessss toooo RADOMOSKA 😀 na prawde jak czytam to w 1233% sie zgadzam, mądre to i co najważniejsze sama prawda, wiem bo mam dwa ssaki. Pierwszy ssał, ale sie nie najadał…laktator znienawidziłam do końca życia fuj fee, ale wiem gdzie popełniłam błąd, ale nie bede mówić o tym głośno, bo sie sama na siebie wkurzam do tej pory, że taka głupia byłam i posłuchalam pewnej Amerykańskiej Pani z poradnika wrrrrrrrrrrrrrr od 3 mies wprowadziłam o piersi male ilości mm i karmilam tak mieszanie piersią do 10 mies.
Przy drugim synku, bylo tak że juz bardziej wyluzowałam i gdy po 3 mies zaczely sie kolki a ja bylam zombie bo tylko mama byla bradna pod uwage (a tu jeszcze 2 letnie dziecko bylo do kochania), postanowialm ze w nocy dostanie raz butle, abym się mogła zdrzemnąc chociaz na 3h, bo moje dziecko przez 6 mies jadło co 1,5-2 h jak w zegarku i w nocy było przeważnie to samo, wiec bylam mlekodajnia na full etat….a tu zonk nie bylo mowy o butli, plucie na kilometr tylko cycus cycus, zero smoczka, zero butli. Tak więc przez 6 mies tylko cycus, i tak do 10 mies się karmilismy, a po 10 mies mleczko z kubka niekapka i tak jest do tej pory 🙂 na szczescie laktatora nie musiałam uzywac ani razu, ufff nie lubię ustrojstwa:) co by nie mówić karnienie nie jest proste, jest wymagające także psychicznie, bo niejako jestśmy uwięzione, pewnie są wyjątki jak zawsze, ale karmienie piersią, poród naturalny powoduja jakies tam dowartościowanie mamy, tak juz jest i tyle. Karmcie się ile będzie Wam dane 🙂
z tym porodem się nie zgadzam – zapłąciłam karmieniem za cc, ale za nic wświecie nie chciałabym się dowartościowywac naturalnym! ;]
„… i tak wszyscy umrzemy, ładna nigdy nie byłam, a jeśli mogę córce oddać coś wartościowego, to niech bierze, bo pieniędzy i posiadłości po mnie raczej nie odziedziczy. ” I LOVE YOU 🙂
Wszystko o czym piszesz dopiero przede mną i modlę się bym dała radę karmić 🙂 no pożyjemy zobaczymy 🙂
Pozdrawiam!
nie nastawiaj sie, ze bedzie straszno- moje problemy byly wynikiem cc i przekonania, ze sie nie nadaje ;]
Rodząc mojego już dwuipółmiesięcznego ssaka, przekonałam się na własnej skórze, że w lwiej części przypadków to, że kobiety nie podejmują w ogóle walki o karmienie piersią, jest spowodowane niewiedzą i brakiem wsparcia. Na sali, na której leżałam po porodzie, wszystkie dziewczyny przechodziły to samo – „ja chyba nie mam pokarmu”, „on jest głodny, chyba się nie najada”, „czy on w ogóle je?” (tak się składa, że ssaki wszystkie były rodzaju męskiego ;)).
Nie pomagało też to, że absolutnie każdy, od położnych przez ginekologów po pediatrów, mówił zupełnie co innego na temat karmienia. Że nie wolno dokarmiać butelką, bo nie będzie pokarmu w piersiach. Że trzeba dokarmić butelką, bo dziecko padnie z głodu. Że trzeba przystawiać na każde żądanie, do skutku, choćby dziecko miało wisieć na cycku non stop. Że dziecko nie może wisieć na cycku, bo zrobi sobie z niego smoczek.
Nawet kiedy przyszły do nas (wszystkie miałyśmy pecha rodzić w piątek, więc dopiero po weekendzie, przez który wszystkie przeżywałyśmy rozterki pt. „pójść czy nie pójść po butlę”) dwie doradczynie laktacyjne, każda z nich powiedziała co innego. Nic dziwnego, że kobieta, wystarczająco skołowana po porodzie, ma mętlik w głowie. Plus poczucie winy – że albo nie karmi piersią albo nie daje swojemu dziecku wystarczającej ilości pokarmu.
Znając historie załamań i depresji wynikających z niemożności karmienia piersią już przed porodem postanowiłam – w miarę możliwości oczywiście – się wyluzować w tej kwestii i chyba dobrze się stało. Pomimo tego, że mój synek na 8 godzin po porodzie trafił do inkubatora i jako pierwsze poznał mleko modyfikowane, to karmię go piersią do dziś i w dodatku okazało się, że laktacja tak mi się rozkręciła, a on jest takim żarłokiem, że przez pierwszy miesiąc przybrał ponad 1,5 kg. A mając dwa miesiące prawie podwoił wagę urodzeniową.
A mama mówiła, że u nas w rodzinie to słabo z tym pokarmem i pewnie nie będę miała (grunt to zostać pozytywnie zmotywowanym ;))
Ale oczywiście nie było łatwo – bolało jak cholera (całkiem długo, bo okazało się, że synek ma wysokie podniebienie), złamałam się nie raz i poszłam do położnych po butelkę, bo płakał (rodziłam w szpitalu, w którym dają butelki bez pytania, wystarczy poprosić), na szczęście za którymś razem trafiłam na jedną, która pokazała mi, że jednak mam ten pokarm, co myślałam, że go wcale nie mam. I zachęciła do walki – za co jestem jej ogromnie wdzięczna.
Chwilowo przechodzimy cięższe chwile, bo biorę właśnie silny antybiotyk i postanowiłam na kilka dni odstawić Małego na rzecz butli – i szczerze mówiąc, jeśli ktoś będzie mnie próbował przekonać, że karmienie butelką jest łatwiejsze, to popukam się w głowę. 🙂
A butlę raz na jakiś czas daję – jak jest konieczność, i nic strasznego się też nie dzieje.
Grunt to starać się zachować spokój (albo coś jemu najbliższego). No i po prostu zaufać intuicji – i własnemu dziecku.
Załączam mleczne pozdrowienia! 😉
Tak sobie myślę Radomska, że kiedyś, kiedy przyjdzie mi zostać matką, to zamiast przekopywać się przez tony książek, błądzić w internecie i wysłuchiwać wszystkich najmądrzejszych, otworzę sobie Twego bloga i jakoś przebrnę przez ten dziwny czas. Jakkolwiek to zabrzmi, ja swoje cycki lubię i myśl o przyssawce napawa mnie nieopisanie kiepskim uczuciem, może się to zmieni jak przestanę uciekać przed macierzyństwem jak dłużnik przed komornikiem i też zakocham się w karmieniu dziecka piersią.
Oj przypomniało mi się….. moje dziecię ma lat 14 i prawie 180 cm wzrostu 😉
ale wiedzę że nic nie zmieniało się na lepsze 🙁 a myślałam że po tylu latach jakoś będzie normalniej a tu dalej takie same bzdety w koło i Radomska musi wywarzać otwarte drzwi, bo do tych samych wniosków to doszłam 14 lat temu…..
He he i ten mój młody też darł japę na okrągło ;)…
No może trochę boli na początku, ale robienie mleka dobijało mnie na tyle, że nie miałam wyjścia jak powalczyć. Nie ma to jak być leniwą matką 🙂
true story, sis!
ja swoje blizniaki tez cyckami 4,5 miesiaca 😉 problemow prakwtycznie zadnych nie mialam i jakby mleka wiecej bylo to i dluzej moze bym pociagnela :-). cycek wygral z bytelka z powodu dlugosci czasu na przygotowanie…. jak mi sie dwojka drzec zaczela w tym samym czsie o 3 nad ranem (a nie bylo ze za 20 sec bedzie) to i dwojke na raz szybko sie nauczylam karmic :-). dzis maja prawie 2,5 roku ale czekac na posilek dluzej niz 30 sec dalej nie potrafia…. 😉 pozdrawiam
Kochana wyjęłaś m to z ust…Sama miałam dylematy.
Nie chce mi się rozpisywać więc „pospamuje” jeśli pozwolisz 🙂
Pisałam o tum Tu :
http://szafaskrajnej.blogspot.com/2013/03/poczucie-winy-i-karmienie-piersia.html
i tu :
http://szafaskrajnej.blogspot.com/2012/12/wyrodna-matka-czyli-instynkt.html
i przede wszystkim nie oceniam innych matek. najważniejsze jest dobro mojego dziecka i jego mamy..jak jest synchronia, żyje się łatwiej ..buśka..
Na początku powiem brzydko ; ROZJEBAŁAŚ MNIE 😀
Tekst „ja zamykam oczy kiedy zakładam te staniki dla karmiących, które wyglądają jak porno uprzęże dla aktorek filmów porno klasy Z.” wydrukuje i na szafie sobie nakleje, bo dokładnie tak samo myślałam (bez tej kategorii Z)
Ile razy to od mamy mojej nie słyszałam, że mam „mało kaloryczne mleko”
A co do „Tak, cycek daje plus 10 punktów do zajebistości i lansu, odkąd karmię jestem fajniejsza, mądrzejsza i ładniejsza.”
Kurde sam poród daje nam plus 100 punktów !!! Zajebistość? mamy to w naturze, fajność, przecież to oczywiste, mądrość – tu mam wątpliwości mój mózg poszedł gdzieś z łożyskiem, ładność – cóż te rozstępy na cycka ://
Tak czy siak jesteśmy mega super zajebiste 🙂
Od dziś śledzimy i zapraszamy do nas xoxoxoxoxox
:*!
Olciu nie musisz się ze mną zgadzać, juz ustlone ze tyle opinii ile ludzisków 😀 ja np tak miałam ze jak myślałam o cc to mialam ciary i nie dopuszczałam do siebie tego, wiem że jakbym nie urodziła naturalnie to mialabym taki sam żal do siebie jak np.kobiety, którym nie udało się karmić piersią swojego dziecka. A takie zjawisko jest obecne wśród kobiet, tak jak się nastawiały na karmienie i nie wyszło, tak nastawiaja się tylko na poród naturalny i jak nie wyjdzie jest przeogromny żal, który ciężko wymazać z pamięci, tak po prostu jest u niektórych, ale przecież wiadomo, że najważniejsze jest aby urodziło się zdrowe dziecko i mama byla zdrowa, ale tu już psychika odgrywa ogroną rolę…a swoją drogą ja lubie rodzić 🙂 tak juz mam po prostu, i większym wyzwaniem było by dla mnie cc niż pn. miłoego słonecznego dnia bo juz zaczyna grzać 😀
Świetny tekst ! Prawdziwy i bezpośredni 🙂 Dokladnie u mnie bylo tak samo – wydawalo mi sie to takie naturalne – jest dziecko,jest mama, ma cyca w cycu mleko to karmi. A tu okazalo sie, ze wcale takie latwie to nie jest. W mojej opinii karmienie piersia jest trudniejsze niz porod. No ale juz nie bede sie o tym rozwodzic :). Czytajac artykul usmialam sie 🙂 Do wielu akapitow moglabym dopisac dalsze historie. Swietnie ! Napisz wiecej jak Lena bedzie starsza, wtedy beda inne aspekty karmienia piersia i inne smieszne i niesmieszne sytuacje. Bedzie pewnie tez zderzenie mitu – karmisz dluzej niz rok? przeciez mleko pozniej staje sie bezwartosciowe 🙂 Fajne artykuly tego typu znajduja sie rowniez na dziecisawazne.pl
Ja chciałam walczyc oj naprawde ale zapalenie plus antybiotyk nie jest to dobre połączenie żeby utrzymac pokarm więc udało się przez 2 miesiące. Jeśli chodzi o jedzenie to mi położna powiedziała szczerze że lepiej nie jakiejs wzdymajace rpodukty lub robione w głębokim tłuszczu no i zero kawy (więc skąd u ciebie kofeina ;O ) gazowanego a herbaty najlepiej ziołowe i owocowe. i szczerze ja nie żałuje przerzucenia się na butelke szczególnie że miesiąc później wracałam na studia. Wszystko to jest kwestia genetyki i naszego uporu w głowie u mnie upór był biologia nie dała rady. Jest różnie nie rozumiem tylko oceniania matek zależnie od ich wyboru bo nie na karmieniu piersią czy butlą kończy się macierzyństwo 🙂 Dla mnie przegięciem jest tylko ciągnięcie piersi przez dzieci 2-3 letnie i wyżej to szczerze zawsze się zastanawam czy z ta matką wszystko w porządku. Udanego karmienia i pomyślnosci na tej długiej drodze wychowywania dziecka 🙂
W końcu ktoś napisał tekst o Cycu tak że mamie butelkowej chce się czytać 🙂
Bo w dyskusjach o karmieniu zawsze drażnił mnie ten biało-czarny obraz i walka na argumenty. Chciałam trochę szerzej spojrzec i… cholernie mi miło, że się udało 🙂
Pani Olu, z tą wiedzą, może Pani spokojnie przystępować do egzaminu, na doradcę laktacyjnego 😉
A tak poważnie, to chylę czoła, za te wszystkie trudy i wyboje, które Pani pokonała, za ten wysiłek włożony w walkę, o karmienie cycusiem, za te łzy wylane z niepewności i bezsilności, za upór i poświęcenie ( bo karmienie piersią jest poświęceniem !! ), za wszystkie Pani wątpliwości, bo bez nich nie byłaby Pani taka jak jest 🙂
I bardzo proszę pamiętać – to, gdzie Pani jest w tej chwili, to tylko Pani zasługa ! i proszę nie dać sobie tego nikomu nigdy odebrać !
pozdrawiam całą Waszą trójeczkę :*
:* po stokroć!
i zapomniałam dodać – piękne zdjęcia 🙂
Matko Radomska, czytam Cię praktycznie od samego początku i uwielbiam Twój styl i podejście do macierzyństwa. Ten wpis jednak przywrócił mi bolesne wspomnienia… Na co dzień staram się unikać artykułów o karmieniu piersią, chociaż to cholernie trudne – nawet w reklamach mleka modyfikowanego zawsze wspominają, że karmienie piersią jest dla dziecka najlepsze. W przychodniach, szpitalach, na stronach internetowych dla matek, nawet na przeklętym facebooku – wszędzie widzę tylko treści związane z karmieniem piersią. Co ciekawe, wszyscy lekarze, położne, pielęgniarki, nawet koleżanki-matki i nie-matki, zawsze pytają „Karmisz piersią?” – a nie „Jak karmisz?”. Wszystko na tym świecie mówi mi, że butelka, którą wybrałam, to coś złego. Twój wpis także, choć częściowo.
Moja historia jest banalna, ale wciąż tak mocno boli, bo jest bardzo świeża. Będąc w ciąży czytałam Twoje zmagania z karmieniem piersią, czytałam wszystko co wpadło mi w ręce, byłam tak bardzo nastawiona na karmienie piersią, że wtedy nikt by mnie nie przekonał, że jednak będę karmić butelką (nawet w sklepie żartowałam do męża, że „jak to dobrze, że będę karmić cyckiem, bo mleko modyfikowane jest horrendalnie drogie i chyba poszlibyśmy z torbami, gdyby było inaczej”).
Mój poród zakończył się cesarką (chociaż też byłam mocno nastawiona na poród naturalny, jednak ze względu na dobro dziecka trzeba było ciąć). Do dziś chce mi się płakać, kiedy przypomnę sobie, że tak cholernie bardzo chciałam przeżyć tę chwilę, gdy po porodzie położą mi córkę na brzuchu i będę mogła ją pierwszy raz nakarmić. Ta chwila miała być tylko nasza – ale jej nie było.
Po cesarce wiadomo – ból, leżenie plackiem. Rano przywieźli mi córcie i poszli. A ja cała spanikowana, no bo jak ją nakarmię, kiedy ledwo się ruszam, a do tego nie wolno mi jeść? Czy będę miała pokarm? Co zrobię gdy zacznie płakać?! To było straszne. Jeszcze tego samego dnia, 12 godzin po cesarce, poprosiłam o rehabilitantkę, żeby postawiła mnie na nogi. Udało się, wstałam! Mimo cholernego bólu mogłam przez jakiś czas siedzieć, zaczęłam się też przewracać na boki – wszystko po to, by móc znaleźć jakąś pozycję do karmienia. Położna przystawiła mi małą do piersi, córcia jadła ale bez entuzjazmu. Okazało się, że dokarmiają ją na oddziale. W nocy miałam kryzysy – gdy w dzień się ruszałam, wszystko odbijało się na moim organizmie wieczorem i musiałam dostać silne leki. Mała znowu została na oddziale, nie ze mną (nie tak miało być!). Drugiego dnia o 5 rano obudziła mnie pielęgniarka mówiąc, żebym się szybko szykowała, bo o 6 przywiozą mi dziecko na karmienie. Dostałam skrzydeł – wstałam mimo bólu, umyłam się, zmieniłam koszulę, chociaż kręciło mi się w głowie i mało nie padłam.
Czekałam, czekałam rozanielona, czekałam coraz bardziej zdezorientowana… o 9 dopiero powiedzieli mi, że przecież karmili już moją córkę, przyjedzie do mnie później. Nie masz pojęcia jak to mnie zabolało. To miała być nasza piękna chwila…
Próbowałam ją potem karmić, ale albo nie chciała jeść, albo szarpała moje brodawki jak dzika. Szybko się naderwały, zaczęły krwawić. Położna stwierdziła, że mam bardzo kiepskie brodawki, płaskie i dziecko nie może ich dobrze chwycić, dlatego gryzie. Przystawiła małą i poszła. Niestety jestem osobą, która nie lubi się narzucać i sprawiać kłopotu. Chciałam poradzić sobie sama z przystawianiem. Teraz żałuję – mogłam dzwonić po położne choćby i co 15 minut, żeby nauczyły mnie skutecznie przystawiać małą. Bo niestety same z siebie nie interesowały się tym, czy sobie radzę, czy nie.
Trzeciego dnia zostałam wypisana do domu. Dłużej i tak nie zniosłabym leżenia tam. To miała być nasza pierwsza noc sam-na-sam z noworodkiem. I była to jak na razie najgorsza nasza noc. Mała wyła, nie chciała łapać cycka, a jak złapała to tylko gryzła, possała góra kilka razy. Płakała całą noc, a ja razem z nią. To była noc z soboty na niedzielę Wielkanocną. Myślałam, że to jakiś znak. O 6 poddałam się, obdzwoniłam wszystkie apteki w poszukiwaniu dyżuru i wysłałam męża po mleko modyfikowane. Gdy mała zjadła butlę, zasnęła w spokoju. I zaczął się mój prywatny wewnętrzny koszmar.
Długo by jeszcze opowiadać o moich zmaganiach – próbowałam jeszcze kapturków i laktatora. Mała nie polubiła kapturków, a ja znienawidziłam laktator. Karmienie piersią stało się dla mnie synonimem tortury. Byłam psychicznie tak zdołowana, że ciągle płakałam. Zmuszałam się do odciągania mleka, chociaż czułam do tego wstręt – dosłownie. Nienawidziłam siebie za to, że nie umiem karmić, że nawet odciąganie to dla mnie problem, bo przecież powinnam to zrobić dla mojej córki, powinnam się poświęcić, powinnam, powinnam, powinnam. Myślałam ciągle tylko o tym, żeby to już zakończyć (ciągle dokarmiałam córę mm), ale jednocześnie czułam do siebie wstręt, że w ogóle o tym myślę. Nienawidziłam swoich piersi, nawet nie chciałam ich oglądać.
Trwało to 3 tygodnie. Niby mało, ale to było najbardziej wyniszczające 3 tygodnie mojego życia. Bardzo pomogła mi moja mama, pomogła mi oswoić się z tym, że wybieram butelkę. Pomogła mi nie zwariować z wyrzutów sumienia i zaakceptować to, zrozumieć, że nie jestem złą matką.
Dziś czuję się psychicznie dużo lepiej i znów mogę patrzeć na swoje piersi i dotykać je bez wstrętu (wcześniej nawet mycie się sprawiało, że gdzieś tam wewnątrz mnie chciało mi się wymiotować). Wciąż bolą mnie komentarze i pytania, zwłaszcza matek, które z dumą mówią, że przetrwały ciężkie chwile i dają dzieciom to co najlepsze. Wciąż gdzieś tam z tyłu głowy kołysze się smutna myśl, że może to porażka, że nie potrafiłam się poświęcić i jakoś to przetrwać, ale z drugiej strony… Mogę wreszcie powiedzieć, że nie wyobrażam sobie karmienia piersią – co godzinę, półtorej czy nawet co dwie godziny, również w nocy. Jak słyszę opowieści koleżanek karmiących, że ledwo żyją, bo dzidziusie ssają je nieustannnie, to myślę z ulgą o tym, że moja mała spokojnie przesypia noc, a ja mogę być dla niej potem przez cały dzień wyspaną, radosną mamusią. Że mogę oddać karmienie mężowi albo swojej mamie i spokojnie wziąć prysznic czy załatwić inne sprawy. I wszystko wynagradzają mi te chwile, gdy zakładamy śliniaczek i na twarzy mojej córci pojawia się szeroki uśmiech, a potem śmiesznie otwiera dzióbek i wystawia języczek – już wie, że to sygnał, że za sekundę dostanie jeść. A potem długo patrzymy sobie w oczy, ja uśmiecham się do niej nie mogąc uwierzyć, że mam taki cud w ramionach, a ona spokojnie ssie butlę. I wtedy przyznaję sobie +10 do zajebistości, bo czuję, że rozpływam się z miłości do niej.
Przepraszam za tak długi komentarz. Po raz pierwszy wyrzuciłam z siebie to wszystko. Więc nawet jeśli nikt tego nie przeczyta – nie szkodzi. I tak czuję się lepiej 😉
Moni, nasze historie wyglądają bardzo podobnie-tyle, że ja nie miałam pokarmu, sutki poraniły mi położne non stop szczypiąc je i spawdzajac czy mam mleko. Dziecko było ze mną od początku, ale to niczego nie zmieniło…
To były jak dotąd najgorsze 3 tygodnie- bo też tyle to trwało. I w życiu nie dałabym rady, bo karmienie wydawało mi sie oczywiste,bo nie wiedziałam nic o mleku mamy,bo bolało, ona się darła potwornie a ja chodziłam po ścianach. Podkreślam i powtarzam – mi się udało tylko dzięki doradcy laktacyjnej, po którą zadzwoniłam tylkodlatego, że dostałam nawał, a mleko przez poranione sutki nie chciało lecieć a dziecko ssać i myślałam, że umieram.
Stoczyłaś wojnę i żaden wstyd nie wygrać jej, a pierdoli tak tylko ten, kto jej nie musiał przejść. Pieprz poczucie winy, Twoje dziecie będzie tylko na mm przez 4 miesiace, przed nim całe życie i pierdyliard okazji by zadbać o jego zdrowie i dać to,co najlepsze.
Nie daj się wpędzić w poczucie winy, macierzystwo to nie tylko cycek i karmienie, jak ktoś pyta czy karmisz odpowiadaj z jajem, że nie, że głodzisz.
Poczucie winy to najgorszy wybór- zatruje Ci rodzicielstwo. KarmięLenkę ponad 7 miechów, kocham to robić, ale fakt jest taki, że nie przespałam nigdy więcej niż 2,5 godziny i nidy nigdzie sama nie wyszłam..
Coś za coś. Zawsze. Czerp z butlowych korzyści, bądź szczęśliwą mamą i po prostu wyciągnij wnioskina przyszłość- wybierz inny szpital, znajdź doulę lub doradcę laktacyjną.
I przestań się biczować!!! zrobiłaś,co mogłaś, ile byłaś wtedy w stanie! nie porównuj się do kobiet, które po prostu nie chciały karmić, bo bały się o swoje piersi, wolność itp.
Ja jestem z Ciebie dumna. I zazdroszczę wyjść i snu. Ściskam mocno! gdybyś chciała jeszcze pisać : radomska_to@op.pl!!!
dzisiaj, po 8 miesiącach życia mojego synka, pożegnaliśmy się z cyckiem. znaczy on się pożegnał a ja chyba się przywitam, bo od 8 miesięcy nie traktowałam ich jak cycki ale jak butelki przyczepione do mojej klatki. nie mówiąc o tym, że mąż nie miał prawa ich dotknąć choćby kijem, bo odczytywałam podanie piersi naznaczonej seksualnością jak podanie dziecku brudnego pokarmu w brudnej butelce. albo tak jakby mój mąż macał butelki ze smoczkiem. przez okres karmienia czułam się bardziej jak dojna krowa niż kobieta. generalnie cieszę się, że karmiłam ale to było dla mnie utrapienie. było trochę lepiej jak zaczęłam podawać inne pokarmy (zupki itd.). założyłam sobie te minimalne 6 miesięcy jakie Bóg, wszyscy święci i reklamy przykazali. wytrzymałam więcej z powodu wyrzutów sumienia. teraz mam je dalej ale w końcu przejdą.
w polsce panuje TERROR laktacyjny. internety są pełne przemądrzałych matek polek otoczonych łuną błogosławionego stanu karmienia piersią. „jak nie karmisz piersią to jesteś wyrodną matką, powinnaś umrzeć w samotności za karę”. niestety ale tak jest. dla mnie karmienie nie miało nic wspólnego z mistycznym zacieśnianiem więzi. utożsamiam je raczej z brzydkimi stanikami, wiecznym głodem bobasa, zaciskaniem zębów i mówieniem sobie, że jeszcze tylko troszkę, ale także z wygodą i taniochą i to olbrzymią – nie dla wyparzania butelek, nie dla drogiego mleka, tak dla wyciągania cycka kiedy tylko jest potrzeba, tak dla zdrowego mleka i obżerania się wszystkim czym chcę (z wyjątkiem alkoholu, kapusty i innych wdymaczy i kawy bo mały po niej miał wściekliznę).
a na koniec: uwielbiałam zdziwienie ciotek: „miałaś cesarkę i karmisz? jak to?” normalnie. 😛
no i uleczyłam ból, że nie urodziłam naturalnie chociaż tym, że pokarmiłam. no i obejrzałam dzięki wiszeniu na cycku wszystkie sezony CSI miami. 😛
polecam i pozdrawiam. jak czytałam tekst to prawie posikałam się ze śmiechu. 🙂
mąż niech teraz zakpi cudny i seksowny komplet bielizny 🙂
…jakbym czytała o sobie:)
Rodziłam naturalnie i wydawało mi się,że dziecko wyszło,to z cycków będzie lecieć samo w ilości liczonej w hektolitrach (o słodka naiwności…:)
W szpitalu nie było problemu -przystawiałam,coś tam ciumkał,nie darł się za bardzo.Ale w domu-masakra…babcie,mama,koleżanka mamy,ciotki-„daj butelkę,nic z tego nie będzie,bo pokarm za chudy/za mało/on nie powinien ciągle wisieć na cycku/przecież przed chwilą jadł/bo ty nic nie zrobisz z nim na rękach” (no kurwa,nie planowałam orania pola czy zbierania ziemniaków,to chyba dam radę…?)Niestety ostatecznie posłuchałam-niestety,bo nie w zgodzie z samą sobą,intuicję olałam i uwierzyłam,że te wszystkie dobre rady są poparte jakąś wiedzą.Na szczęście jednak po jakichś 3 tygodniach mój mózg doznał lekkiego oświecenia,ja poznałam znaczenie słowa asertywność (nie bez znaczenia była konieczność przygotowywania mm,wyparzania butli itd,mimo że dokarmiałam 1-2 razy dziennie).
Do tej pory jestem dumna z kp-nie dlatego,że to takie fajne (choć dla mnie to miłe,nawałów nie miałam strasznych,nie wiem co to bardzo poranione sutki-lekko,owszem,znam).Dlatego,że zrobiłam po swojemu,w zgodzie z sobą,że nikt nie postawił na swoim wciskając mi swoje jedynie słuszne rozwiązanie.
Od tej pory,mimo że wielu doradczyniom się to nie podoba i nadal próbują mnie złamać,robię wszystko po swojemu.Nie obchodzi mnie,jak to się robiło 20-40 lat temu-ja żyję tu i teraz;jak wg mnie metoda jest warta uwagi,zastosuję,a jak nie,to sorry,mam lepszą.
Teraz za to walczymy,by łaskawie syn mój raczył zechcieć butlę -ni cholery nie chce,cokolwiek by w niej nie było… 😉
ej, my też najpierw walczyliśmy z butlą a potem o butlę albo niekapek. aż z radością odkryłam, że Lenka pije prosto z butelki o.O lepiej jej idzie niż niekapa, polecam! pozdrawiam!
Nie podlizując się, miałam i mam tak bardzo podobnie. W ciąży przez sekundę nie pomyślałam o karmieniu, jest cyc, jest dziecko to będzie jadło, chyba tak to działa? Po porodzie wielka masakra. Po pierwsze boli jak nie wiem. Po drugie ja już nie jestem mną, tylko krową mleczną, karmnikiem, maszynką do mleka, nawet wysikać się nie mogę kiedy chcę, tylko kiedy dziecko pozwoli. Po trzecie ciągła panika, czy ja to dobrze robię, pewnie źle, pewnie coś jest nie tak, bo płacze/nie płacze/śpi za długo/ nie śpi. moczy 3 pampersy a nie 4. I też czekała butelka w pogotowiu, bo ciągle mówiłam że już mam dość i kończę ten interes, i ciągle mówiłam sobie „dobra, to jeszcze dziś spróbujemy, a jutro butla”. A potem nagle BUM, sielanka, ptaki ćwierkają, motyle fruwają, ja leżę całymi dniami i czytam książki i mąż podsuwa tylko smakołyki, bo przecia karmię, ciężko pracuję 😉 I on usypia lulająć godzinę, a ja daję mleko i 5 minut załatwia sprawę. I też jestem psychofanką piersi, bo natura wymysliła to ge ni al nie! I też nigdy żadnej matce nie zajrzę w dekolt i nie spytam z wyższością, czy karmi piersią. Bo pamiętam jak mi mało brakło, żeby się nie udało. A wszelkie teksty, że mmatki karmiące piersią to lepsze matki… Błagam, bycie matką to chyba nieco więcej niż dawanie pożywienia, co?
„Zazdrosna o marchewkę” :-))) Wymiatasz jak zawsze!
A ja jak czytam Was, to mi się łezka w oku kręci… Pierwsze dziecko karmiłam naturalnie rok i 4 miesiące i uważam, że to najfajniejsza rzecz, jaką można zrobić dla siebie i dzidziusia w tym początkowym czasie. Jakoś mi się udało przejść przez to wszystko bez kryzysów i nerwów, sama nie wiem, skąd mi się do tego cyca taka naturalna mądrość wzięła. Mało rozkminiałam, po prostu karmiłam i było mi z tym super. Przy drugiej dzidzi miałam ten sam plan 🙂 moje cycki i natura matki polki jak zawsze dały radę, ale miałam inny problem. Jakieś pół roku przed zajściem w ciąże nabawiłam się jakiejś fatalnej nerwicy i o ile krótko po urodzeniu było super, tak po trzech miesiącach znowu byłam w złym stanie. zdecydowałam,że muszę zrobić z tym porządek , bo mam dwoje dzieci i w ogóle chcę też dla siebie normalnie żyć, więc zaczęłam brać leki przeciwlękowe. Musiałam odstawić praktycznie z dnia na dzień, mała nie umiała ssać butelki, płakała, koszmar. Na szczęście po pewnym czasie się to wszystko unormowało, ja zaczęłam dobrze się czuć i fajnie.
Ale do tej pory mi się łezka w oku kręci, jak czytam o karmieniu. I nie dlatego, że trzeba, że poczucie winy, że babcie, teściowe, zła matka itp., tylko dlatego, że to kocham. I uwielbiam więź, która się rodzi między mamą a dzieckiem przy cycu.
Fajnie ,ze wypisałaś te wszystkie MITY na temat karmienia. Ja nie miałam tych problemów i wątpliwości ,bo byłam na warsztatach laktacyjnych już w ciąży prowadzonych przez kompetentne położne z Żelaznej . W związku z tym jak ktoś mówił „słaby pokarm”, „chude mleko” , „daj butelkę to się naje” – to wiedziałam jakie to brednie. Pokarm matki jest zawsze najlepszy, nie jest za chudy itp. Moi bliscy też to wiedzieli. Ale żeby ze spokojem i pewnością siebie karmić i puszczać mimo uszu takie dobre rady trzeba mieć WIEDZĘ! A tu niestety wszędzie reklamy cudownego mleka z formułą taką a owaką, a w większości szpitali niedouczone położne ,które dają butelkę i smoka w pierwszych dobach życia dziecka i zaburzają odruch ssania i laktację. Potem matki przeżywają dramat, bo chcą karmić a nie mogą. Ale te położne mają to w dupie ,a ty matko bujaj się potem z problemem sama. Kolejnym mitem są drakońskie diety i kolki niby spowodowane dietą mamy – kolejna bzdura! Jedzcie zdrowo i lekkostrawnie ,ale pamiętajcie ,że w kółko kurczak z marchewką też jest niezdrowy – monotonna dieta jest niezdrowa! Jadłam wszytsko zgodnie z zaleceniami tych mądrych położnych z Żelaznej – tak , tak to jeden z niewielu szpitali w którym wszystkim zależy żeby mama karmila piersią i to się udaje . Aha, zupełnie inną sytuacją jest decydowanie się matki na karmienie mlekiem modyfikowanym od razu bez próby kp, bo tak mama woli. Tego nie zrozumiem nigdy, jak można dawać świadomie dziecku drogą podróbkę, darmowego najlepszego mleka. Tak podróbkę, nigdy żadne mleko krowie nie wiem jak zmodyfikowane nie będzie tak dobre jak pokarm kobiecy. Zrozumcie to matki! Aha, też miałąm obolałe sutki, ale kto powiedział ,że ma byc łatwo? Poza tym czym jest kilku dniowy ból w porównaniu z tym ,że dajesz dziecku to co najlepsze dla niego. Poród też boli. Hmmm nasuwa mi się wniosek ,że dziecko boli 😉 Oj bez przesady te dzisiejsze matki wszytsko by chciały bez wysiłku, bez bólu , najlepiej dziecko ,żeby nie płakało od razu mówiło , liczyło i pisało. Makabra! REASUMUJĄC karmienie piersią obrosło wieloma mitami ,a kobiety wierzą w te BREDNIE oraz ufają ,że mleko wyprodukowane przez krowę, poprawione przez fabrykę ,jest lepsze niż mleko wyprodukowane przez ich piersi dla ich własnego dziecka!
Tak..żyjemy w dziwnych czasach w których kobiety nie wierzą ze mogą urodzić na najmniejsze dolegliwości bierzemy może leków i tp,co naturalne pierwotne nazywamy albo zbytkiem albo czymś nad/nieludzkim..
PS Jeszcze chciałam podkreślić wielką moc psychiki. Przede wszystkim wiara we własne siły , po drugie częste przestawianie do piersi i nie ma problemu z laktacją. Nigdy nawet przez sekundę nie zwątpiłam ,że jestem w stanie sama wykarmić moje dziecko. Fajnie powiedziała moja koleżanka ” karmienie piersią jest dla mnie czymś tak naturalnym ,że nawet o tym nie myślę.” Rozumiem Radomska ,że jesteś wyrozumiała i uważasz ,ze ważne ,aby mama była szcześliwa , nieważne jak karmi. Ja natomiast uważam ,ze takie podejście powoduje ,że jest kryzys karmienia piersią , to co naturalne i zdrowe – dziwi, dzieci są faszerowane hydrolizatami itp. ,a tu trzeba kobiety uświadamiać, edukować! Telewizja tego nie robi, lekarze i położne wolą zalecić mm…. Ty możesz to robić, bo masz narzędzie ku temu.
Ja wiem,że tak jest,ale pamiętam też jak bolało i ze argunenty nue docierały.dziś po 1,5 roku karmienia jestem juz trochę laktacyjnym swirem i mm wsadzilabym w dupe producentowi ;))