Przygody Radomskie: co tam Panie u dietetyka?!

Obiecałam, iż poruszę parę istotnych tematów, ilość złożonych obietnic sprawia jednak, że trochę nie wyrabiam.  Miałam także uciekać od tematów czystoradomskich i aspirować do roli populisty, ale uczynię wyjątek. Mam na głowie sesje i szukanie pracy, więc absolutnie muszę ponarzekać sobie, że jestem za gruba. Ale jakże uroczo, wdzięcznie  i zabawnie ;3Wróćmy zatem na moment  do tematu dbałości o ciało, czyli sytuacji, kiedy opona na brzuchu spokojnie mogłaby zastąpić koło zapasowe samochodu terenowego, wylewność nadal nie jest tylko zacną cechą charakteru, ale i biustu, którego stary stanik nie jest już w stanie ujarzmić.

 

 

Podsycana przez wizyty nienawiść dla ludzi ładnych i jędrnych, którym się w życiu udało, sprawia, że już kilka tygodni mam stan podgorączkowy  i jadę na antybiotyku. Aby uniknąć wrzodów, odkrywam w sobie psychoterapeutę i dochodzę do wniosku, że dbając o ciało nie mogę krzywdzić swojej wrażliwej psychiki i kontynuuję poszukiwania aktywności sportowej, która sprawi, że nie będę chciała, niczym Brevik, opracować planu wystrzelania tej części populacji, która mi nie odpowiada.

Podatna na wpływ reklamy i kolorowych pism stwierdzam, że nawet ja mogę biegać. I naprawdę, kiedy zupełnie nikt nie widzi, nie pada i masa innych kataklizmów nie stanowi wyzwania dla mojej konsekwencji i samozaparcia, daję radę. Daję radę coraz lepiej i zaczynam trochę kozaczyć, wyobrażając sobie, że w swoich trampkach za 15 złotych reklamuję, jak Mucha, buty modelujące tyłek – co zostaje wyrażone poprzez to, iż  biegam z uśmiechem i umalowanymi rzęsami i zdarza mi się machać do mijanych samochodów i cmentarza. Biegając bez kondycji z wadą wzroku o zmroku (tak, wiem, rym, każdy ma w sobie coś z Mezo) wyglądając dokładnie tak jak wtedy, kiedy biegam bez kondycji z wadą wzroku o zmroku, na próżno można liczyć na napotkanie jakiegoś, zdesperowanego nawet, gwałciciela czy złodzieja, bo rzezimieszków skutecznie odstraszają jęki i głośne, dzikie sapanie oraz śpiewanie refrenów piosenek znajdujących się na odtwarzaczu. Na moją pomyłkę czyhają jednak nierówne płyty chodnikowe i kamienie. Biegnę zwinnie jak sarenka, kiedy tu nagle jeb, bach, łubudub i już wiem…

Gdyby był to (niekoniecznie) amerykański film, zrobiłam smutną minę zagubionej kaczuszki, a jakiś seksowny, umięśniony biegacz pomógłby mi wstać, wziął na ręce, zaniósł do domu, posadził na kuchennym blacie, zdjął… ekhm… Ale nie jest, a ja nie jestem Jessicą Simpson. Jestem Radomska, więc rzucając kurwami doczłapuję się  z popsutym biodrem do domu samodzielnie i naprawdę w dupie mam taki feminizm. A kiedy po przerwie, kolejnych próbach, nie mogę biegać, chodzić, leżeć, ani stać, nadal stwierdzam, że dam radę i … wybieram basen.

Basen jest naprawdę spoko.  Dziecięcy mocz, chlor i ludzki pot, ma o dziwo zbawienny wpływ na moją cerę, pływam bez okularów, więc czuję się jak wtedy, kiedy grałam w przedszkolu w ciuciubabkę i szczerze wierzę, że to, iż nie widzę nikogo, działa także w drugą stronę. Trochę mnie wkurwia to mycie, suszenie, widok nagich ludzi, którzy uważają, że szatnia to strata czasu, fakt, że ktoś kradnie mi szampon, ale nic co lekkie nie przynosi satysfakcji, więc godnie znoszę niedogodności. Niezmordowanie, po kilka razy w tygodniu. Zaoferowana wyborem nowego kostiumu, gdyż w starym chlor już mi dupę wyżarł, pakowaniem sportowej torby i oswojona z zapachem chloru przypominam sobie, że nie miałam być wysportowana, a szczupła, więc po 2 miesiącach wchodzę na wagę.

Jasne, brak jakichkolwiek zmian oznacza, iż inteligencja i poczucie humoru ważą tyle samo, a od wysiłku fizycznego, jak po anabolikach, niczym drożdże,pączkują mi mięśnie. Mimo wszystko, postanawiam zasięgnąć porady tak modnego ostatnimi czasy lekarza, jakim jest dietetyk.

DIETETYK
Dietetyk ma swoją siedzibę w fabryce specjalistów zwanej przychodnią zdrowia. Jest to fabryka specjalistów miłych, więc nie muszę wyjaśniać, że za takie odwiedziny słono płacisz. Równowartość kilkudziesięciu batonów tudzież kilku paczek papierosów. Używając tak pobudzającego Twoją i moją wyobraźnię przykładu, staram się, Ciebie, ale bardziej siebie przekonać, że tak należy, że dobrze i warto. Niestety kończy się to na tym, że śliniąc się jak pies Pawłowa wizualizuję sobie tą górę czekolady i odwadniam się przez ślinotok.

Siedzę dokładnie naprzeciwko kolejki ciężarnych pań oczekujących na wizytę u ginekologa. Po 30 minutach obserwowania sapań, ciężkich oddechów, masowania łydek i łapania się za brzuch, łapię się na tym, że robię dokładnie to samo. Potem słucham dyskusji o zbliżających się poroduniach, dzidziuniach, buciczkach, opuchnieniuniach, żylaczkach i, choć nigdy nie chciałam mieć dzieci, poddana ciążowe presji, z nutą żalu przyznaje, że moja ciąża jest tylko spożywcza i czekam na wizytę u innego specjalisty.

Dla odmiany przysłuchuje się rozmowom trwającym w innych kolejkach, a także dzikie awantury spowodowane prośbami o wejście bez kolejki „tylko po receptę”. Nawet honorowy krwiodawca z legitymacją rencisty, kombatanta, w ciąży, z niemowlęciem na rękach i bez wyczuwalnego tętna nie dałby radę przebić się przez ścianę argumentów emerytów, że BYLI PIERWSI I MAJĄ NUMEREK. Na podstawie autorskich porad domorosłych znachorów, jeszcze przed przekroczeniem drzwi do jakiegokolwiek specjalisty, diagnozuję u siebie trądzik, udar, niedowład kończyn i … chwilę przed skonaniem na złośliwy nowotwór i uporczywy kaszel, wchodzę do gabinetu.

Na moje nieszczęście Pan dietetyk jest młody i przystojny, ale bryluję jak mogę, opowiadając o zaparciach i słabościach do makaronu i słodyczy. Zaśmiewamy się, że ho ho, w międzyczasie dowiaduję się, że wskaźnik BMI uważa, że jestem odrobinę za niska. Dostaję do łapki coś przypominającego dżojstik do gry w FIFĘ, który zamiast sprawić frajdę, wprawia mnie w zdumienie, informując, ile, poza inteligencją, humorem,  masą mięśni, % tłuszczu się we mnie mieści.

Pan dietetyk mówi, że nie ma powodów do zmartwień i że uszy do góry. Opowiadam mu fascynującą historię o tym, jak się odżywiam, dostrzegam na jego twarzy rumieńce świadczące o głębokiej fascynacji („serek wiejski, o tak, niech mówi Pani dalej, tak strasznie mnie to podnieca…!”), prawie drapie za uchem i daje ciastko, za to, że nie słodzę kawy i herbaty.

Nie przestaje się uśmiechać i być miły, więc zaczynam czuć się jak na udanej randce, zatem, z racji braku doświadczenia i wprawy, kompletnie nie mam pojęcia jak się zachować. Potem kiedy prężę się dumna jak pierwszoklasista na pasowaniu na ucznia, zadziornie przeczesując seksownie mokrą od potu grzywkę recytując ilość wchłanianych jogurtów, wiejskich serków i nisko tłuszczowego mleka, dowiaduję się, że prawdopodobnie nie toleruję nabiału i jestem kretynką.

Pan dietetyk przejmuje pałeczkę i mówi, że wszystko gra, musimy zmienić parę drobiazgów, rozpiszemy dietę, wszystko tak jak i kiedy lubię ( nie uśmiecham się, bo przykro mi, że mówiąc „jak i kiedy lubię” ma na myśli tylko jedzenie). Pytam nieśmiało czy schudnę, słyszę, jak wtedy, kiedy pytałam mamy czy jestem ładna, że najważniejsze bym zdrowa była.

Poleca jeszcze kilka suplementów (= równowartość 10 paczek papierosów) oraz zrobienie testu na nietolerancję żywieniową, abym za równowartość 100 kg Michałków w białej czekoladzie, mogła się dowiedzieć, że jak wpierdalam za dużo słodyczy i chleba, to tyję.

Długopisem na kartce rysuje mi co i kiedy,  w jakich porcjach mam żreć,  a ja wpadam w panikę, bo po prostu nie wiem, jak będąc taką Ociupinką- Okruszynką wszystko w siebie zmieszczę. Pan dietetyk we mnie mocno wierzy, obiecuje wysłać plan diety drogą mailową i poleca się na przyszłość o każdej porze dnia i nocy. Wyobraźnia znów sprawiła, że wyobraziłam sobie, w czym tak naprawdę pan dietetyk mógłby być w dzień i w nocy pomocny, więc zmieszana własną niepoprawnością, wychodzę z gabinetu szybko, sprawnie, jak zawsze ciut niezdarnie lecz grzecznie.

Wieczorem, z podwiniętymi rękawami, upocona robieniem dietetycznych zakupów i dźwiganiem siatek z nimi w wyobraźni, dostaję obiecanego maila.I nagle miejsce euforii zajmuje rozgoryczenie. „prawie wszystko” o każdej porze, jakimś cudem zamieniło się w masę rzeczy, których nie lubię z kromką pełnoziarnistego chleba na otarcie łez, serwowane na małym talerzyku i naparstku w przedziale kilku, bardzo długich godzin… Smutłam…

I skoro zrobiłam już tyle kroków, zaliczyłam siłownię (niestety nie trenera;( ) , bieganie, basen, dietetyka, to mogłabym przecież pójść o krok dalej i odwiedzić psychiatrę, który za odpowiednią kwotę każe mi pieprznąć to wszystko i robić coś, co sprawia, że jestem szczęśliwa.

Ale ja lubię wyzwania, więc Radomska will play this game.Pozostanie mi zawsze jeszcze sprzedaż organów wewnętrznych, amputacja kończyn, w akcie desperacji – piersi.

DIET IS „DIE” WITH A „T”
– Garfield –

__________________________________________________

Facebook: Mam wątpliwość

34 komentarze
  1. jakbym swoje boje dietetyczne czytała ! a Ty się Radomska nie poddawaj, bo choć czytam Cię niezbyt długo to widać że twarda z Ciebie sztuka. Więc jak już tak daleko zabrnęłaś to trza tyłek w troki wziąć i walczyć dalej ! ja też już jestem tuż tuż przed rozpoczęciem walki o nową JA, ale za tydzień wesele, więc nie ma sensu zaczynać dziś.. ale od razu po nim, 20 maja,.. Powodzenia Radomska ! i relację dawaj co czas jakiś 🙂

  2. Wiesz, zapewne Ci nie wystarczy. Ale spróbuję. Może zadziała. Jako motywację przyjmij, że to za darmoszkę czyli fajki i batony nadal są w Twoim zasięgu (jeśli znajdziesz pracę). DAJ SE LUZ. Ja całe życie jestem szczupła i wiesz jak szybko przez to dostałam zmarszczki !? Umów się z sobą, że NIE MOŻESZ NADMIERNIE SCHUDNĄĆ, bo szybko będziesz podobna do zwiędłego jabłuszka. Kilka batoników w tygodniu to i tak taniej niż botoks. No i batoniki aplikujesz sobie, gdy masz ochotę albo nie, jak Cię mdli. Z botoksem nie masz wyboru: co 3 miesiące mus zaaplikować i choć na sobie nie ćwiczyłam, to coś mi się zdaje, że pudełko Rafaello na ten przykład, przyjemniejsze jest

  3. Trafiłem całkiem przypadkowo na tego bloga, lecz z każdą nową notką fascynuje mnie coraz bardziej, nie tyle blog co autorka. Pozdrawiam serdecznie

    1. podobnie i ja 🙂 niesłychanie podoba mi się lapidarny sposób pisania i błyskotliwe porównania 😉

  4. Pffff, trzeba wybrać właściwego dietetyka na przykład mnie, mnie, mnie. Moi pacjenci zwykle są rozczarowani, że żywieniowy rozkład jazdy by Ameba jest taki normalny i że nie ma niczego, czego nie wolno i że przed jedzeniem z zarżniętym kogutem nie trzeba się przebiec wokół stołu. Tak, dietetycy mają to do siebie, ze rozczarowują 🙂

    1. wątpię, by przy odchudzaniu wszystko można było jeść Ameba… 😛 ja jeszcze nie spotkałam się z brakiem żywieniowych wykluczeń przy dietach…a znam paru dietetyków 😉 w dużej mierze trzeba także zmienić trwale same nawyki żywieniowe (wielkość porcji i liczba posiłków)

  5. A wiesz, też biegać zaczęłam, ale ostatnio łapię się na tym, że biegnę, biegnę i dalej… nie że jakoś bardzo nie mogę i nie mam siły, tylko po prostu tak strasznie mi się nie chce…. i pach! zatrzymuje się i spacerkiem kończę trasę. Bo po prostu. Co do diety gdzieś miałam przepis na.. czekoladową:D Czekaj, zaraz znajdę 😉

  6. ctr+c; ctr+v = – Wszystkim się wydaje, że jedzenie czekolady powoduje, że człowiek tyje, natomiast najnowsze badania mówią o tym, że nie. Chodzi o to, ile tej czekolady się zjada. Dieta, którą ja rekomenduje, polega na tym, że je się czekoladę, która zawiera co najmniej 60% kakao. Najlepiej jak więcej. Jemy po dwie kosteczki przed posiłkiem. Również przed śniadaniem. I śniadanie zaczynamy pół godziny później. Co to daje? Nasz mózg otrzymuje wcześniej informacje, że już coś zjedliśmy. Nie czujemy tego głodu i w konsekwencji nasz posiłek nie jest tak obfity, jak gdyby był zjedzony na pusty żołądek. Drugi posiłek jemy w czasie obiadu, też 2 kosteczki przed obiadem. I na samym początku trzeba też zjeść 2 kosteczki ok. godz. 16, 17. I wchodząc w taki rytm po 3 tygodniach przestajemy jeść jakiekolwiek inne słodycze, bo organizm przestaje ich potrzebować. 4 kostki czekolady to jest jak jedna kromka razowego chleba. – opowiadała Joanna Badur z Chocolate Company.

  7. Oczyść najpierw organizm-zród mały detoks.
    Nie jest to kryptoreklama, ale sama spróbowałam tego dwukrotnie w odstępie 1 m-ca.Chodzi o kurację neera.Więcej wiadomości na http://www.neera.pl. Jak będziesz zainteresowana moimi odczuciamu-napisz.
    I pamiętaj : wszelkie kuracje oczyszczające i diety rozpoczynamy PO PEŁNI KSIĘŻYCA !!!!!!
    (jak księżyc idzie do nowiu).Pozdrawiam Ruda

  8. Trafilem na tego bloga przypadkiem, zainteresowal mnie naglowek z zaliczaniem trenera, poniewaz sam nim jestem, przy okazji z zylka do pisania, a raczej uprawiania watpliwej sztuki pisaniu-podobnej. 😉 Usmialem sie bardzo, na pewno bede odwiedzial czesciej! Pozdrowienia i nie poddawaj sie! 🙂

  9. Siema Radomska, też namawiam do pozostawienia organów wewnętrznych i zewnętrznych na swoim miejscu. Zrób detoks, kuracje neera, jedz czekoladę i PISZ DALEJ!!!! Twoje opisy i porównania są rozbrajające 🙂 Dajesz wiele do myślenia.

  10. Pani Radomska! Za dużo wydziwiania. Niech Pani pisze prosto a tylko czasem wtrąci te swoje „udziwnienia” Przyniesie to lepszy efekt.

  11. Trafiłam tu z onetu i jestem zachwycona, myślałam że w wielkim bagnie nieprofesjonalistów (w odróżnieniu od blogerów-publicystów) nie istnieją już jednostki, które potrafią przekazać coś całkiem sensownego w spójny sposób – a tu proszę! (A parę blogów ostatnio przejrzałam, wszak sesja zobowiązuje 😉 ). A że i temat bliski mojemu sercu – leczę dziś zakwasy po zrywie z serii 'musze schudnąć, wezmę se pobiegam, a co!’ – to tym lepiej. Z ciekawością poszperam sobie w Twoim archiwum, a Tobie życzę, żeby wszystkie te wysiłki się opłaciły i… żebyś też znowu przesadnie się nie katowała – kilogram czy dwa miło zgubić, wiadomo, ale więcej Radomskiej do kochania chyba też nie brzmi tak źle ;)?

  12. 10 zasad zdrowego odchudzania się:)
    1. Jedzenie z cudzego talerza nie liczy się! Jeśli nikt nie widział, jak podjadłaś. kawałeczek czegoś, to kalorii w tym nie ma.
    2.Jeśli jesz na stojąco, kalorie „idą w nogi” i tracisz je podczas chodzenia.
    3.Kalorie na imprezach się nie liczą, gdyż rozchodzą się na tańce, rozmowy i seks…
    4.Dietetyczna woda gazowana neutralizuje tłuszcze z hamburgerów i ciast.
    5. Sos do sałaty, i w ogóle wszystko owinięte w sałatę nie liczy się jako kaloryczne. Ostatecznie to tylko sałata.
    6. Wszystkie kalorie czekolady wykorzystywane są na aktywność mózgową, a lody to nic innego jak antydepresanty- od żadnego z nich nie przytyjesz .
    7. Jedzenie w kinie nie dostarcza kalorii, ponieważ stanowi część rozrywki a nie obiadu .
    8. Odłamane kawałki ciasta nie są kaloryczne, dlatego , że kalorie znajdują się w zasadniczym kawałku ciasta.
    9. Potrawy , które próbujesz podczas gotowania , nie zawierają kalorii. Kalorie są tylko w końcowym daniu.
    10. Gdy jecie we dwoje, ilość kalorii dzieli się na 2, jeśli we trójkę- na3…

  13. Dziewczyno, jesteś genialna 🙂 ten język, błyskotliwość, ironia 🙂 gratuluję, dawno się tak nie śmiałam, czytając notkę na blogu 🙂 Obiecuję, poczytam więcej 🙂

  14. Dziękuję za chwilę radości i gratuluję dystansu do siebie. Na pewno kiedyś będziemy jeszcze szczuplejsze i piękniejsze!!! Coś wymyślimy, coś zmienimy, coś zaczniemy, coś pożegnamy …… bo życie wtedy ma sens i jest pięknie gdy jest to coś. Pozdrawiam ciepło i dużo uśmiechniętej miłości życzę.

  15. … kilka zdań zdołałem jedynie przeczytać … to się nie nadaje do czytania …
    Pozdrawiam
    Jacek

  16. Nic dodać nic ująć – jakbym czytała o sobie.
    Super ironia, język i dystans.
    Od dzisiaj zaglądam codziennie.
    Powodzenia.

  17. podoba mi sie. inteligentny styl, ciekawe przemyslenia. oczywiscie „inteligentny” = taki, ktory mi sie podoba, a „ciekawy” = ktory mnie interesuje, ale to, ze ktos (ja) chcialby tak pisac (gdyby tylko nie to lenistwo!), to chyba komplement?

  18. Trafiłam na Twojego bloga po raz pierwszy i na pewno nie ostatni – piszesz tak rewelacyjnie, że od razu poprawiłaś mi humor, łał! Uwielbiam ten typ ironii, na pewno wpadnę znów.

  19. Wiosna to już prawie lato, a strój kąpielowy nie zakryje naszych boczków, nie spłaszczy nam brzucha i nie wyciągnie nam ud na długość. Nie wspominając o pomarańczowej skórce, niekoniecznie tej aromatycznej, skrywającej soczysty miąższ owocu. Nie mamy więc wyjścia, trzeba się za siebie wziąść. Guamy, egiptosy, masaże i owijanie ciała folią nic nie pomoże jeśli kolejny dzień zaczenimy lukrowanym pączkiem z marmoladą. Nadszedł czas diet i wyrzeczeń. Radomska.. trzymam kciuki i zapraszam na mojego bloga: sqowwielkimswiecie.blox.pl 🙂

  20. ja jestem krok dalej – po wizytach u psychiatry, jak również psychoterapeuty. ble, ble, zaakceptuj to jaka obecnie jesteś (łudzę się że to tylko stan tymczasowy, który jakoś dziwnie trwa od 4ech lat…) lub kurwa zrób coś z tym, leniu przebrzydły. a ja nic – wygodnie mi prowadzić siedzący tryb życia, choć z drugiej strony w tym roku poważnie rozważam opcję niepójścia na wesele kumpeli z powodu niemożności wciśnięcia się w ładną, przyzwoitą sukienkę (ale bardziej ze wstydu o swoją porażkę wizualną, i że znów kilka znajomych osób spyta się „który to miesiąc?”). fuck, nie wiem jak sobie ze sobą poradzić – czy to coś w lustrze to PRAWDZIWA JA????

  21. Radomska, ty się nie wyglupiaj, popatrz sobie lepiej na blog Gabi Gregg (gabifresh.blogspot.com), duże jest piękne!!!

  22. temat diety cód jest zawsze na czasie wiosną , dobrze że odkurzyłas temacik .
    Ja zaczyam juz wierzyć w hasło, ze czas najwyższy pokochać sie takim jakim sie jest , to lepsze jak życ złudzeniem że coś mi ubędzie pod wpływem wyrzeczeń i ciężkich ćwiczeń 😉

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.