Pokolenie Oczekujących na Przelew…

przelwe

To się zdarza tak regularnie, że ludzie pracujący bez etatu mogliby na tej podstawie obliczać swoją płodność. Schemat jest ten sam, chodź, będzie fajnie, zrobimy to razem, żelipapą, przygoda, hajs, mało hajsu, ale i tak więcej nie masz, możliwości i opłacony czynsz. A potem rzeczywistość. Już po lekturze umowy rzednie minka, ale wiadomo- umowy, jak sama nazwa wskazuje przecież, są umowne, papier musi się zgadzać, scenariusz i reżyseria Okhił Khaidow, a życie i tak toczy się swoim torem i jest mniej zabawne niż sitcom z Benny Hillem. Warunki,wykonanie zadania, kręcenie nosiem, popraweczki i włola. Dochodzimy do meritum. Oczekiwanie na przelew.

Termin jest dokładnie określony w umowie. 30 dni. ale tylko parzystych, nie licząc wtorków, śród i poniedziałków, świat państwowych, okresu przeziębień i przesileń. No daj spokój bądź człowiekiem. Tik tak, mija czas, nic się nie zmieni, życie upłynie w oczekiwaniu na przelew.

Ciąży nade mną fatum. Bóg jeden raczy wiedzieć, ile księgowych zachorowało, kiedy czekałam na przelew. Połowa wyjechała wtedy na urlop, i godny wypoczynek racz dać im Panie, ale one chyba nawet nie wiedzą co się z nim działo. Wir przeciwności – cherlawe księgowe, złośliwy niesłowny zleceniodawca, i biedna agencja, która przeoczyła jakoś te 64 maile z zapytaniem. Mimo, że do momentu zakończenia współpracy, pisała jak zakochany nastolatek, pytając co słychać i że pięknie wyglądam. Boże, ile nocy zarwałam niepokojąc się o te wszystkie bidactwa z księgowości, którym tajemnicze choroby i urlopy odbierały możliwość spokojnej pracy. Ile koszmarów doświadczyłam, kiedy już oko udało mi się przymknąć, że numer konta nie ten, że księgowa zgrywuska lubi się droczyć, że ją na urlopie komary i dzikie węże żywcem ze skóry obdzierają i nie daj Boże przedłuży wakacje o L4. Potem dorosłam. Do tego, że to one powinny sie martwić, czy aby ich nie spotkam. Z natury spokojny ze mnie człowiek, no, chyba, że się wk…

No bo patrz, umawiasz się na 10 kafli, a co, zaszalejmy w tym hipotetyzowaniu. Dostałbyś w ciągu miesiąca, pomyślałbyś -wow, 10 tysi w miesiąc, ale czekasz 20 miesięcy i wychodzi Ci, że żyłeś na debecie, od 1 do 1, i całość pójdzie na spłacenie zadłużenia. I za hajs z providenta baluj!

Ja wiem, że kwoty o których myślę ja ludzie wydają na kawę w Costa Cafe w miesiąc. O ile piją je codziennie i grande, dodam, żeby nie wyszło nadto dramatycznie. Znaczenie kwoty jednak zależy od kontekstu. Moja, to opłacony żłobek, wycieczka z Lenonem do zoo safari, spokój na 30 kolejnych dni. Luksus nieosiągalny. Rosnąca liczba doświadczeń wyposaża mnie w wiedzę oraz własne zasady! Niezłomne!Pierwszą zasada negocjacji ze zleceniodawcą jest zażądanie takiej kwoty, której… ewentualnego braku przez następne pół roku nie zauważysz. Druga- nigdy nie bądź pewien. Choćbyś dostał 400 maili z potwierdzeniem, list gończy i cztery walentynki, dopóki nie zobaczysz pieniędzy nie dowiesz się, czy w ogóle w czymkolwiek brałeś udział.

No ale to jest chyba ta mistyczna, druga strona medalu, o której marzyliśmy. No bo co,  nie patrzyłeś na swoich starych z politowaniem, że codziennie o tej samej porze wychodzą przez kilkadziesiąt lat do tej samej roboty, za te same pieniądze? Nie szczekałeś nic, że taka stagnacja jest straszna, nie marzyłeś o emocjach, adrenalinie, przygodach? Sprawdzanie stanu konta 10 razy dziennie, obstawianie, które rachunki zapłacić najpierw to jest dopiero poziom podniecenia porównywalny ze sprzątaniem pokoju gimnazjalisty! Safari? Polowania? Sporty ekstremalne? Usiłowanie zdobycia kredytu w banku to jest dopiero przygoda! Ryzykowanie życia jest passe, teraz w trendach jest rozpaczliwa walka o godne przetrwanie!

Nasi starzy czekali na emerytury. My na koniec świata, z uśmiechem, bo może chociaż to umorzy te cudem zaciągnięte kredyty. Ahoj!Oto nasza  wolność, nasze wybory. Możemy pracować i nie pracować. Jeść lub nie. Dostać zapaści albo wrzodów. Ciągle coś robić, a wiecznie nic nie mieć.

Nie ma pokolenia X,Y,Z. Pokolenia wolnych, wkurwionych, sfrustrowanych. Jesteśmy my. Nieodpowiedzialni, zadziorni, ryzykujący zakupami spożywczymi ponad stan w przypływie szału po wpłynięciu kasy. Rzucający się czasem na urlopy last minute, bo w życiu piękne są tylko chwile. Pokolenie Oczekujących na Przelew.

21 komentarzy
  1. hehe, cała prawda, i pomyśleć że Ty jako 'twórca’ zjadasz paznokcie, ustawiasz nianie, babcie, tatów i inne instytucje by zajęły się przychówkiem, na czas gdy Ty masz 'termin’… a kasa płynie z dalekaaaaa…poooowoli jak żówł ociężale ;P

  2. Oj, Radomska! – Ty to nawet „spier…alaj” potrafiła byś powiedzieć tak, że człowiek byłby podniecony na myśl o podróży 😉

  3. Hah, pani Radomska, chyba pierwszy raz przybijam piątkę obydwiema rękami 😉 I nogą tych chujków co zapominają zapłacić na czas.

  4. Wiecznie coś robić a ciągle nic nie mieć. Skąd ja to znam. Człowiek myśli, że jest praca to jest i płaca a i owszem jest – teoretycznie. Lżej mi, myśleć że to całego pokolenia dotyczy. bo mi się ciągle wydaje, że tylko mnie. A uprzedź fakty, to jak się każdy oburza, że taka sugestia, jakoby z wypłacalnością mieli kłopot… Ale tylko im daj to co chcieli to amnezja. To jednak nie jedyny kłopot, dobrze, że w ogóle jeszcze kto choć obiecuje kasę, gorzej jak to co robisz traktuje się jako wartość dodaną.

  5. Najpierw nas banki ubezwłasnowolniły, a potem żeby człowiek nie wylądował w rynsztoku , pracuje jak niewolnik. Wydaje mi sie , że jak jedna osoba by odmówiła, a druga nie podjęłaby tej pracy pomimo strachu przed rynsztokiem, to by wartosc pracy znacznie wzrosła.
    Zauwazyłam ze banki nie pożyczą większej kasy , gdy klient nie wykaże się , że potrafi spłacac długi ,Taka zabawa z kijem i marchewką i definicja niewolnika zyskuje nowe znaczenie. Ech.. życie

    1. czytałem kiedyś taką definicję, że bank to jest instytucja, która nie pozyczy Ci parasola, dopóki mu nie udowodnisz, że go wcale nie potrzebujesz 🙂

  6. Od 3,5 roku ja tak. Z dziećmi na karku. A nie mam szans na kredyt odnawialny na koncie, no bo wiadomo. Teraz czeka na 600 zł. Księgowa była na urlopie. Spoko, 600 zł nie majątek, a jednak na paliwo i fryzjera by starczyło. A tak to siedzę kudłata i jem makaron z truskawkami, bo tani.
    Chociaż ostatnio jedna firma mnie zadziwiła. Zapłacili po 2 dniach na podstawie skanu umowy z moim podpisem. Oryginał jeszcze do nich nie dotarł. Ale… firma z Holandii. Inny świat chyba.
    Ale fakt… niezależność, adrenalina, obiady przez tydzień za łączną kwotę 50 zł. Moje życie ma smaczek 🙂

  7. Ja żyje w tej samej bajce. Tylko ze w mojej branży jest tak ze zaczynasz prace wiosna ,przy czym nie angazujesz jedno swojego intelektu i czasu, ale i sporo kasy w celu wyprodukowania czegoś. Natrafiasz po drodze na milion trudności czyt zwiększenia kosztów. I wreszcie odstawiasz towar do odbiorcy i zawsze okazuje się ze jest nie taki, w związku z czym cena leci w dół. A termin płatności min miesiąc. A 120 dni to prawie standard. A potem to już są blokady kont, choroby księgowych, błądzące przelewu, struganie wariata i udawania Greka. Przy czym im mniejsza firma tym gorzej z płpłatności rachunki mamy co miesiąc, a dzieci chcą. … A jakoś trzeba żyć. Tylko jak…

  8. współczuję i trzymam kciuki za te hipotetyczne tysiące 🙂

    A do tego sprawa jest o tyle beznadziejna, ze za robotę na takiej umowie to żadna instytucja się za Tobą nie wstawi, chocby teoretycznie – zeby można było postraszyć pracodawcę inspekcją pracy 🙁

  9. Z tego nic nie będzie, choć powstanie? 😀

    A tak na poważnie – nie wiem, nie pisze tekstów na zlecenie, wiec się nie znam, ale przyszło mi zapytanie do głowy: nie da się z zaliczką? Zawsze to więcej niż nic, nie?

  10. To nie jest kwestia pokolenia, ani wyborów, to jest kwestia beznadziejnych realiów w jakich przyszło nam żyć. W tej chwili 99% znajomych czeka na przelew. Różne roczniki, różne formy zatrudnienia, ta sama beznadzieja.

  11. Dobry prawnik i komornik najlepszymi przyjaciółmi w takich sytuacjach… jak ktoś raz zamiast 2 tys. zapłaci 8-10 tys. z kosztami postępowania, to potem reguluje wszystko przed terminem płatności. 😉

  12. Przypomniałaś mi jak firma której wykonałem usługę nabrała wody w usta. Dopiero po 3 tygodniach pisania wiadomości i kontaktowania się z Szanownym Panem Prezesem, po zastosowaniu wszystkich możliwych środków z odcięciem im założonych wcześniej skrzynek pocztowych powiedzieli, że są w trudnej sytuacji finansowej. Po obietnicy przywrócenia skrzynek w ciągu 24 godz. pieniądze się znalazły.

  13. Coraz skuteczniejsza jest w takich przypadkach zaliczka, pobierana jeszcze w trakcie etapu „dogadywania” – najczęściej pod jego koniec. Przynajmniej część kasy pozwala wtedy przeżyć do pierwszego. Wiadomo, czasami zleceniodawca nie chce tego zawrzeć w umowie i wtedy pojawia się inny problem: wziąć robotę i ryzykować, czy jednak nie brać jej w ogóle i nie mieć żadnej nadziei, nawet na powrót księgowej z urlopu…
    Pozdrawiam 🙂

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.