Nie da Ci tego ojciec, nie da Ci tego matka, co zapewnić Ci może Twa własna sąsiadka…CZĘŚĆ PIERWSZA.

Kilkanaście przeprowadzek, tyle mam w tej chwili na swoim koncie. Aktualnie zakotwiczyłam i osiadłam ociężałym ciążowym dupskiem chyba na trochę dłużej, więc bardziej uważnie oswajam przestrzenie, obserwuję miejsca, ludzi, uczę się rytuałów sąsiadów, żeby nie strzelić jakiejś gafy – powiedzieć dzień dobry sąsiadowi, który leje pijany w bramie, bo zaskoczenie wynikające z faktu, że ktoś się z nim wita, może zaburzyć strumień, spowodować problemy z prostatą no i, nie daj Boziu, zachlapać spodnie.

Kiedy szukasz tego wymarzonego M- bo powiedzmy, że Cię na nie stać, bank przez kolejne 40 lat będzie pamiętał, kiedy masz imieniny, urodziny i sraczkę, albo rodzice dorzucają się do czynszu, bo zrobią wszystko, by się Ciebie w końcu jakkolwiek pozbyć, zwracasz uwagę na wiele kwestii. Te banalne to oczywiście połączenia komunikacyjne, prestiż dzielnicy, czas dojazdu do centrum, ilość pokoi, metraż, korelacja między zasadami fengshui, przepływem żył wodnych a miejscem gdzie chcesz postawić swój pierwszy, kupiony na raty, wielki, płaski telewizor, na którym będziesz trzepał w GTA do późna, BO MAMA CI JUŻ NIE ZABRONI…. To niezaprzeczalne, które i tak zaważy na wyborze-to cena.

Jest jednak pewien drobiazg, pewna pierdułunia, haczyk taki, na który nie możesz się przygotować, którego nie obejmie żadne ubezpieczenie, a które skutecznie może zatruć Ci życie. Ten drobiazg nazywany jest potocznie sąsiedztwem.

Jeżeli, zupełnie tak jak mnie JESZCZE, nie stać na własny dom oddalony od skupisk ludzkich na tyle daleko, abyś mógł z czystym sumieniem wyjść na własne podwórko i bez żenady puścić bąka bez konieczności udawania, że to nie ty, a  na tyle jednak blisko, żeby Ci się chciało ruszyć do sklepu po Grześka bez polewy, kiedy akurat będziesz w ósmym miesiącu ciąży i ci się zachce, to pewnie kiedyś spotkamy się na klatce,  a ja będę prosiła o pożyczenie klucza do zsypu, bo znów zgubię. Przez najbliższe pół roku, rok, osiemnaście lat, mozolnego dorabiania się i szukania bogatych krewnych bliskich śmierci, będziemy skazani na życie w wieżowcu, nie trzeba być orłem z matmy żeby szybko wyliczyć…

że z dużą dozą prawdopodobieństwa wylądujemy w mieszkaniu bezczelnie otoczonym przez mieszkania innych ludzi. Pi razy drzwi – dwa po bokach, jedno na górze i na dole, do tego drobne uniedogodnienia w postaci konstrukcji z płyt, które czynią orgazm sąsiadów z klatki obok tak namacalnym, jak gdyby był Twoim własnym, zakładając oczywiście, że Twoja żona jeszcze chce uprawiać z Tobą seks. I że miewa orgazmy.

Dość surrealizmu. Powróćmy do faktów – wyżej wymienione sprawiają, że Twoja spokojna egzystencja, spokój i szczęście po powrocie do domu jest zależna od mniej więcej kilkunastu rodzin, nawet kilkudziesięciu zupełnie obcych ludzi, którzym aby umożliwić Ci wypoczynek, sami muszą go pragnąć w dokładnie tej samej chwili. Każda inna konfiguracja uczyni z Twojego życia piekło – kiedy Ty będziesz chciał posłuchać muzyki, popłakać się na głos i krzyczeć, że nienawidzisz swojego życia, albo po prostu bezstresowo iść do WC po tym, jak zjadłeś porcję wyśmienitej fasolki po bretońsku – okażesz się najbardziej egoistycznym kutasem na świecie, który nie ma za grosz szacunku do innych ludzi, o czym nie dowiesz się wprost, bo ludzie to tchórze, ale zorientujesz się znajdując list z pogróżkami na wycieraczce wyklejony tekstami z „Tele tygodnia” i „Świata seriali”.

W odwrotnej sytuacji – kiedy to ty będziesz marzył tylko o swoim uślinionym jasiu, kocyku i zamkniętych drzwiach, a sąsiedzi zechcą poinformować się co ich bawi, za co nienawidzą swoich współmałżonków oraz które frazy z tekstów Behemotha poruszają ich najbardziej i najgłębiej i odwołasz się to werbalnych („zamknijcie te mordy”) i pozawerbalnych ( walenie miotłą  w kaloryfer) form komunikacji walcząc o swoje święte prawo do spokoju, dowiesz się, że też jesteś kutas, ale tym razem dla odmiany drętwy i smutny.

Nie no, nim ktoś posądzi mnie, iż mieszkam w slumsach, a moi sąsiedzi tłuką się o dostęp do jedynego wspólnego szaletu i z niecierpliwością, jak Gwiazdki,oczekują podłączenia w naszej kamienicy bieżącej wody, wyjaśnię – E tam. Ot zajmujemy z Nawleczonym jedno z wielu mieszkań w jednym z wielu wieżowców na jednym z wielu osiedli. Nim tu dotarłam, zasmakowałam jednak niejednej słodyczy i goryczy sąsiedzkiej. I jestem święcie przekonana, że szukając mieszkania należy pieprzyć opłaty za media i rodzaj ogrzewania, ale za to bacznie się przyjrzeć, czy aby sąsiadce z naprzeciwka dobrze z oczu patrzy…

Egzemplarze najzabawniejsze z mojej przeszłości są naprawdę liczne. Wspomnę o nich jedynie, co by nie łamać złotej zasady mówiącej, iż nie szydzę z konkretnych osób, które często mnie do tekstów inspirują, bo doceniam ich wkład wniesiony w moją radosną twórczość i to wystarczy, rżenie z ludzi, którzy nawet mi zrobili kuku, tylko dlatego, że mam gdzie rżeć, jest najzwyczajniej słabe i tchórzliwe jak dzwonienie do ludzi domofonami i uciekanie, kiedy podnoszą słuchawkę. Zatem w skrócie- przerabiałam mieszkanie wśród ludzi, którzy na moje życzliwe 'dzień dobry’ reagowali grą w „cisza na morzu, wicher dmie, kto pierwszy odezwie się ten kretynem jest”- zastygali w czasie wykonywania swoich czynności, często zapominając o oddychaniu i patrzyli na mnie jak na cygankę, która chce im sprzedać firankę, zawinąć ich zwłoki w dywan i porozmawiac o Jezusie.

Wychowałam się w tak małym środowisku i tak dobrze znających się sąsiadów, że wiedziałam o co pani spod 12 wydrze na męża japę, zanim ten jeszcze do domu zdążył wrócić, nim się wrzask i skrzek po rurach zaczął nieść. Miałam sąsiadów, którzy zanim coś kupiłam, byli w stanie wyliczyć i podać sześć argumentów uzasadniających dlaczego mnie nie stać i zastanowić się po co mi to. Jedna z sąsiadek, która nie lubiła rozmawiać z ludźmi, a już najbardziej w świecie nie lubiła w rozmowie z ludźmi prosić ich o pomoc, co jakiś czas wystawiała przed swoje drzwi stołek i jakąś animacje z kartką – np. słoik ogórków + napis „proszę otworzyć”, mikser w częściach z dopiskiem „proszę złożyć”. Znałam, a w zasadzie nie znałam, bo się nie dało sąsiadkę, która z powodu fobii społecznej uciekała przede mną na chodniku, schodach i reagowała autentycznym przerażeniem widząc, że jestem w windzie, którą ściągnęła. Serio, nim się dowiedziałam, że jest z tego powodu na rencie, było mi naprawdę przykro i uważniej malowałam się przed wyjściem. Bardzo lubię też sąsiadkę, która wita się serdecznie z moim psem szesnaście razy dziennie, nawet jak go ze mną nie ma, bo jest tak pijana, że nie pamięta, iż już to robiła ani jak wygląda Negro. Panią ze spółdzielni też kiedyś lubiłam, ale kiedyś powiedziała, że nie powinnam już jeść rogalika z czekoladą i tak zerwana kiełkującą między nami nić porozumienia.

Reasumując- jest i było trochę tych ludzi w moim życiu i nie raz się z przerażeniem i krzykiem obudzę,bo mi się śni, że mnie Pani Janina u której wynajmowałam pokój z zupą mleczną po klatce gania i prosi, żebym założyła bambosze. Stop. Za dużo prywaty. Czas na podsumowanie jakieś, pseudo meritum, może nawet odrobinę treści…? Nie no, bez przesady….

 

CIĄG DALSZY NASTĄPI. WKRÓTCE 🙂
19 komentarzy
  1. Też miałam ciekawych sąsiadów, nawet jeden trup w pozycji leżącej i jeden w wiszącej się trafił. 🙂 I całkiem serio, serio to piszę. Nawet TV mnie zaprosiła, by o moich sąsiadach posłuchać, więc mam wprawę i doświadczenie w tej kwestii nie byle jakie. Niestety.

      1. Ha! 🙂 Tak czułam, że mało kto mnie przebije. Chociaż na tym nagraniu w TV był też gościu, który miał sąsiadkę, która zbierała różne śmieci, niezłą górkę po sufit tego usypała. Karaluchy i inne robale, fuj! 🙂 Jak widać, sąsiedzi mają pełny serwis ofert. 😉

  2. Sąsiadów swoich uwielbiam, z wzajemnością. W takich skupiskach ludzkich nigdy nie jest nudno. Spokoju też próżno szukać 🙂
    Na zupełnym odludziu bałabym się mieszkać, ale taki domek pod miastem, gdzie swobodnie bąki puszczać można to mi się marzy 🙂

  3. Ha.. mnie na zawsze zapadła w pamięć jedna właścicielka mieszkania, również Janina, która, pomimo tego, że mi wynajęła owo mieszkanie-traktowała je jak swoje królestwo. Oznaczało to, że kiedy pukała do drzwi, zawsze musiałam jej otworzyć.. inaczej waliła pięściami albo leciała od podwórka i stukała do okien.. i tak aż do skutku. Jak już jej otwarłam, to leciała z inspekcją po mieszkaniu, zaglądała mi do szaf w poszukiwaniu mężczyzn, a w kuchni wyżerała obiad z garnków, oraz domagała się grzania na kuchence kosmicznych ilości wody, bo w domu wolała zaoszczędzić, wspomnę też szczegółowe egzaminy z ostatniej bytności w kościele, oraz szczegółowe przepytywanie z życia innych sąsiadów. Bardzo szybko pojęłam reguły gry w tej kamienicy, i przywykłam do udawania, że mnie permanentnie nie ma w domu: siedziałam po ciemku i nie włączałam nic co generuje dźwięki. Zrezygnowałam również na wszelki wypadek z posiadania jedzenia jakiegokolwiek na stanie, oraz upierałam się, że właśnie mi się skończył gaz w butli, więc podgrzać wody nie mogę… Po 1 roku mieszkania u owej pani.. poddałam się. Warunki mieszkaniowe u pani Janiny były średnie.. wychodek w podwórzu w postaci dziury w desce nad dołem (centrum miasta żeby nie było), ogrzewanie tylko elektryczne i tylko w pokoju, brak tak w ogóle łazienki w domu, pranie w rękach itp.. I stamtąd uciekłam do domu w budowie,… właściciel wynajął mi pokoik 10 m2, bez łazienki, bez bieżącej wody, bez kanalizacji.. ale to wszystko było komfortem w porównaniu z terrorystyczną poprzednią właścicielką… Dziś myślę sobie, że jako iż miałam wówczas całe 19 lat, to pani Janina chyba odczuwała mus dbania o moje morale oraz szczupłą sylwetkę.. stąd wyżeranie z garnków i zaglądanie do szaf :)))

    1. ja miałam panią, która wpadała do nas, mój współlokator malował akty chudych lasek, czyli NIE MNIE i była oburzona, że on mnie na golasa maluje, wpadała o dowolnych porach – sikała rozmawiając z nami przy otwartych drzwiach albo przychodziła uprzedzić, że policja może u nas jej zięcia szukać 🙂

  4. I tak wszyscy kiedyś ….
    Ubezpieczenie od sąsiedztwa ma szanse na rynkowy sukces, ale szybko zrujnuje towarzystwa.
    Bo z sąsiadami to nawet lepiej niż z rodziną. Nawet na zdjęciu się nie wychodzi.

  5. Nie to żebym się przechwalała, ale nic nie pobije siekiery w drzwiach…a taką sąsiadkę mieli moi rodzice (no i ja z konieczności) w bloku, na naszym piętrze…
    teraz to mam „lajcik”…moja sąsiadka, współpięterka, husteczka, że nie odpowiada dzień dobrym, ale ma taką potrzebe podzielenia się swoimi frustracjami, wchodząc przy tym do łazienki i drze japę .. pogłos jest lepszy, chyba lubi mieć odbiorców, a co za tym idzie skutecznie ich wkurwiac..
    ps. nie ma na nia bata, ani spółdzielnia, ani policja..wolnoć tomku w swoim domku…ehhh

  6. ja mam póki co to szczęście, że sąsiadów mam spokojnych, lepszych bym sobie nie mogła wymarzyć, aż czasem jak robimy imprezę, to modlę się, żeby dalej byli tacy spokojni 🙂

  7. Nigdy nie jest idealnie – ja w tej chwili mam wspaniałą, do rany przyłóż współlokatorkę oraz… sąsiadów, których szczerze nienawidzę za walenie mi w okno, kiedy rozmawiam na Skypie, walenie w rury, kiedy śpiewam po polsku pod prysznicem oraz walenie w drzwi, kiedy grałam na gitarze (szybko niestety przestałam, żeby mieć święty spokój. Nie, wcale nie byłam głośno, ani nie grałam o takiej porze, żeby to godziło w ich sąsiedzką wolność). Oraz może za nieodpowiadanie na „dobry wieczór”, ale to tylko jedna pani, tak odstawiona jak już wychodzi z domu, że boi się uśmiechnąć, żeby nie zniszczyć makijażu.

  8. sąsiedzi to już jest taka materia, której nie da się ogarnąć, zmienić ani przewidzieć. czasami się trafią spoko, czasami będą takimi ******, że nie będzie szło wytrzymać, ale to tylko i wyłącznie kwestia szczęścią

  9. usmiałam sie z moim przy tym tekscie co nie miara. na tyle, zeby nie napisac teraz nic sensownego tylko to, ze mam beke straszną:) lubie Cie czytac, a moim sąsiadom wspolczuje, chociaz na calej klatce same stare dziaduchy. wkoncu mlodziez wyjechala za granice:P

  10. „wiedzą sąsiedzi jak kto siedzi”- ta bardzo prosta reguła może czasem uratować komuś życie, choć sama nie lubie wścibiać nosa do innych to w przypadku sąsiadów zmuszam sie , i łamie swoje zasady :).
    Dalsza czesc wypowedzi w częsci 2…

  11. Należę już to tych szczęściarzy co mogą hasać po swojej trawce i pierdzieć do woli, choć szczęście moje zakłóca comiesięczna ratka do spłaty i niestety nie jest to mini ratka. Uwielbiam moich sąsiadów i czasem rozpisuję się jak mi sielsko anielsko na tej wsi u progu wielkiego miasta, ale wczoraj szok, bo jakiś cymbał podrzucił mi śmieci. I co najciekawsze to posegregowane, w dniu gdy odbierali. Chyba tak bardzo kłuł go w oczy widok worka przed jego wypielęgnowaną posesją, że mi podrzucił. Zapewne żeby przyćmić trochę urodę moich krzewów 🙂
    Ale to i tak nic w porównaniu z życiem w wieżowcu, a takie zabawy śmieciowe to tylko taka rozrywka aby nas do szczęście nie zemdliło 🙂

  12. Przez szesc lat studenckiego Bajlando w Wielkim Miescie naspotykalam na mieszkaniach mase dziwakow (jak rowniez przyszlych slaw – np pewnego znanego blogera 😉 ale jak patrze wstecz, to z pomroki dziejow potrzepanych sasiadow wylania sie nr 1 – Wanda Okupa.

    Przeprowadzilismy sie do pieknej, choc lekko zaniedbanej kamienicy na poznanskich Jezycach (Musierowicz, Peja, tak tak), nowe lokum na pierwszym pietrze, 4 lokatorow, dlugi dzien przeprowadzkowy. Siedzimy z kilkoma znajomymi na pierwszym piffku w kuchni, okno na zielone podworze, spokoj i nagle rozdzierajacy cisze, dramatyczny wrzask kobiety:
    -Pomocy!! Poooomocy!! Policja!!!!
    Jezusmaria, widac, wszystko zle i niebezpieczne, co slyszelismy o Jezycach, to prawda, piersze godziny, a tu juz kobiete morduja..Slychac dalej:
    -Policja!!! Prokuratura!! morduja!! Policja!! w sadzie sie spotkamy!!!!! W SADZIE!!!!
    Odstawilismy napoczete browary, wychodzimy dyskretnie na klatke (1sze pietro) obczaic co sie dzieje na parterze – a tam w bramie, (taka secesycjna, wjazdowa dla wozow i aut) posuwistym krokiem wte i nazad krazy baba i sie drze. Sama jedna, nikogo nie ma.
    Obok naszego mieszkania otwieraja sie drzwi.
    -To my, to nasza wina. Zalalam ja, pralka sie zepsula i zalala jej lazienke .. ale nie da rady sie z Okupa dogadac, teraz jakby do niej zejsc, to laska przywali. Wiecie – ona jest naprawde uposledzona. Jestescie nowymi sasiadami? Super! ale uwazajcie na Wandzie, jest ponoc ubezwlasnowolniona, ale siostra nie zabiera jej do siebie. Wanda, jak bierze leki to jest spokoj zazwyczaj, ale czasem zapomni, albo jej zle dobiora. Wtedy – lepiej trzymac sie z daleka…A moze chcecie do nas na herbatke?- i tak poznalam 8 lat temu moja swietna przyjaciole, ktora teraz wyniosla sie z miasta precz do innego i zalozyla rodzine ze znanym podroznikiem.
    A Wande uciszyl jakis zdesperowany dres z sasiedniej bramy:
    -Wez juz sie zamknij stara kurwo, bo naprawde przyjde i ci przyjebie!!!

    Przez kolejne miesiace mojego mieszkania tam, rytmy: spacerow, listonosza, zabaw dzieciecych wyznaczala Wanda i jej ataki.
    Kobita wielka i silna, o donosnym glosie, na podoredziu miala tez kule i potrafila nimi swietnie wywijac. Obserwowalam, jak listonosz zaglada do bramy, cichutko przemyka do skrzynek, otwiera i szybciutko, predziutko dysponuje korespondecja gdzie komu co, ale rzadko zdazyl przed Wandzia, ktora wyskakiwala z mieszkania ryczac:
    -Co pan tu robi?!? Won, zlodzieju!! – i gonila go na ulice, wrzeszczac za bogu ducha winnym urzednikiem: -Zlodziej! Morderca!! Samo zlo!!
    Podobnie bylo z sasiadami, goscmi, inkasentami… Poniewaz Wanda nie oplacala nalezycie swego dwu-pokojowego lokum, a okno od ulicy bylo regularnie rozbijane przez szydzace z niej dzieciaki, wspolnota zabrala jej jeden pokoj, ten od ulicy, przez ktory wyzywala ludzi i wyrzucala smieci.
    Coz jedynym „oknem na swiat” Okupy zostala wowczas klatka schodowa… Wanda spiewala nieraz, jak humor jej dopisal: „Znamy sie tylko z widzenia”, czy do jakiegos meskiego przechodnia: „Facet to swinia”… lub atakowala ludzi, przeganiala, przeklinala.
    Posiadanie jej za sasiadke przez kilka miesiecy – ok, bylo zrodlem anegdot, ale mieszkanie tam na stale? z malym dzieckiem? z psem? Bo kobieta uposledzona nie ma sie kto zajac, to moze ona straszyc i terroryzowac ludzi? Naprawde to pokazalo jebniety system, w ktorym ludzie oplacajacy swe mieszkania i dbajacy o nie, sa regularnie obwrzaskiwani o roznych porach dnia i nocy, a ich klatka schodowa uwalona roznymi odpadami (mloda matko, jak mieszkasz na 4-tym pietrze, to zapomnij, ze mozesz wozek na dole sobie przypiac i zostawic) I to byl nie terror mlodociano-bandycki, gdzie wszyscy sie boja lysych w dresach, czy calej bandy 5-pokoleniowej patologicznej rodziny, tylko jedna schorowana, niepoczytalna kobiety. Wiem, ze mieszkala tam jeszcze kilka lat, do spokojnej (tylko dla siebie) smierci.

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.