Intensywne te ostatnie tygodnie. I choć nagle zrobiło się ciepło, moje dziecko blade jak córka młynarza, bo popołudnia z rodzicami spędza w markecie budowlanym albo przed bajkami, a nie na podwórku. Jeszcze wczoraj byłam taka wściekła – mam za sobą histeryczny występ w markecie budowlanym, zarywanie nocy nad próbami doszorowania fug w starych płytkach, bo budżetu na panele zabrakło. Nie tak miało być. Nie tak to sobie wymyśliłam. Zasługuję na więcej, lepiej, mocniej, dziś mi wstyd.
Dziś byliśmy gośćmi na komunii. Kto tu jest ze mną na tyle długo, by pamiętać historię o księżniczce Madzialenie, niech da znać i pominie ten fragment, innym przybliżę tylko: lat temu ponad 5, zimą, wróciłam do wolontariatu na onkologii dziecięcej. Nie chciałam, serce krwawiło jeszcze po odejściu mojego podopiecznego i nie było gotowe, by znów bać się, że kogoś straci. Wpadłam tylko wystawić jasełka. Oczarował mnie pewien łysy łepek i pyskata japa. Wtedy wydawała mi się charakterologicznie prototypem mojej potencjalnej córki. Po latach potwierdzam – jakieś 4 lata temu, kiedy próbowałam uśpić goszczącą u nas Madzię, musiałam wysłuchać werbalnej Mody na Sukces opowiadającej o perypetiach morskiej księżniczki Eris. Dziś moja trzylatka nie może spać, bo trzyma kredens i twierdzi, że nocą wyrasta jej syreni ogon.
Trochę razem przeszłyśmy, ale to oczywiście nic w porównaniu z tym, co przejść musiała Madzia. Urodziła się z porażeniem, porzucił ją tata, a młodziutka mama wzięła na barki trud jej wychowania. Życie lubi kopać leżącego, więc Madzia nie poszła do przedszkola, kiedy miała 3 lata. Trafiła na onkologię. Zamiast nowych kolegów, literek i nauki piosenki na Dzień Mamy, zamiast wszystkiego, co doświadcza moja córka, rak. Wycięte z życia miesiące, zawieszona rehabilitacja i wyrok – jeśli wyjdzie z raka, wyląduje na wózku.
Dodaj upośledzenie, do śmiertelnej choroby, pomnóż przez skrajną biedę i okrasz mieszkaniem – norą, komórką bez wody, łazienki, za to sowicie zdobionej grzybem. Ja nie potrafiłam się w piątek uśmiechnąć, bo zabrakło mi na meble i panele. A przecież to było wczoraj – Madzia kąpała się w wielkiej, starej wannie, naszego poprzedniego, niewyremontowanego mieszkania i nie mogła się nacieszyć ciepłą wodą z kranu. Siedziała w wodzie godzinę, dziko podniecona. Nigdy nie zapomnę jej „do luksusów łatwo się przyzwyczaić”. Kurwa, chodziło o wodę, rozumiesz?
Wspólnymi siłami udało się dziewczyny wyciągnąć ze skrajnej biedy. Madzia (odpukać, odpukać, odpukać) pożegnała największe zagrożenie nowotworowe. Heroicznie walczy o to, żeby nie wrocić na wózek. Nadal nie wiem, co to są przykurcze ścięgien, boję się sprawdzić. Wiem, że co jakiś czas tną jej w tych wykrzywionych niezdarnie nóżkach na żywca, potem gipsują na wiele tygodni, a potem znowu musi się uczyć od nowa stawiać każdy krok. Chciałabym opowiedzieć Ci bajkę o Disneyu, ale piszę to rycząc. Bo ileż można w życiu doświadczyć, żeby wyczerpać limit?
Madzia ma 9 lat. Obok jej mamy jest ktoś, kogo z taką dumą nazywa TATĄ, że za każdym razem masz wrażenie, że nie chodzi o partnera mamy, a papieża. Chodzi do szkoły z oddziałem integracyjnym. Jej mama staje na rzęsach, żeby zapewnić jej rehabilitacje, turnusy, specjalistyczne buty. Jest rok starsza ode mnie, ja nie ogarniałam własnej wizyty u dentysty, ona w głowie ma wszystko, zapisane do 2021 roku.
Dziś Madzia miała swój wielki dzień. Nie we własnej parafii, tam ksiądz nie zgodził się na przystąpienie do komunii dziecka z upośledzeniem, które ma problemy z nauką i nie zapamięta 45 pustych modlitw. Z tego miejsca, pytam Cię, klecho najgorszego sortu, nie zdarzyło Ci się z rozmachu klepnąć kiedyś coś o tym, że Twój Bóg tak kocha cierpiących? Może tak bardzo, że Ty nie musisz?
Stała pod kościołem podtrzymywana przez mamę. Długi postój o własnych siłach, chód, to dla niej naprawdę heroiczny wysiłek. W czwartek nie weźmie udziału w procesji, choć tak pragnęłaby sypać kwiaty, ubrana w swoją piękną sukienkę. No ale kościół kocha wszystkich. Zdrowych.
Sukienka. Zdeformowane upośledzeniem ciałko, nazbyt masywne, jak na swój wiek, przez tony pakowanych w to dziecko sterydów. Szyta na miarę, niedrogo, ale każdy ma swoją skalę, ściska mnie serce, kiedy pomyślę, ile mamę Madzi to kosztowało. Obok Madzi zdrowe dziewczynki. Znudzone, wytapirowane, w sukniach, w których śmiało mogą wychodzić za mąż na głębokiej wsi. Jej skromna. Z delikatnym zdobieniem w talii. Uszyta tak, by zakryć nóżki, a jednocześnie sprawić, by się nie przewóciła. Co do centymetra, dokładnie. Tak dokładnie jak wyłożone w sukience koleżanki kamyczki, świecidełka i cyrkonie.
Tyle pracy, by Madzia czuła się jak księżniczka, najprawdziwsza, nie tylko moja. Nawet ten fryzjer o 5 rano i misternie upleciony warkocz. I buty. Musiały być białe, wiesz? Ortopedyczne nie są. Kosztują kilkaset złotych, bez nich Madzia przewraca się po kilku krokach. Wiele tygodni poszukiwań, ukłon ze strony producenta – zrobił dla Magdy, jakby Ci to wyjaśnić, buty makiety. Takie, które normalnie są stelażem dla uszycia prawdziwych butów ortopedycznych. Tylko to mogło być białe. Dziecko marzyło o białych. Ulitowali się, dostała je w prezencie.
Wystawne bankietowe sale są dla tych, których stać. Tam toczą się rozprawy o tym, która dziewczynka miała zbyt strojną suknię, kto ile dał w kopertę i jak wyglądał na przyjęciu. Sala balowa mojej księżniczki to stary budynek miedzy ogródkami działkowymi, użyczony w zamian za odmalowanie. W kuchni nie ma kucharek. Babcie, ciocie, mamy, umordowane staniem w garach od świtu. Nie widziały Madzi w tak ważnej dla niej chwili. Smażyły schaby dla gości. A kilkudziesięciu z nich nie dojechało, w drodze popsuł się im wynajęty specjalnie na tą okazję bus.
Madzia z wypiekami na twarzy opowiada o tym, jak dzień wcześniej dmuchali balony. Ledwo stoi, dosłownie. Na imprezie opada sił zaraz po torcie, nie wytrzymuje ilości emocji, wysiłku, napięcia, kładzie się spać, chwilowo jako najszczęśliwsza dziewczynka na świecie. Dostała to, co chciałaby każda 9-latka, jakiś tam smartwatch, biżuterię, pieniądze. Dostała obecność – pod kościołem wyłoniło się więcej takich Radomskich – fotograf, którego Magda poznała na obozie, a który był z nią dziś, za darmo. Ciocie z turnusów, które zbierają dla niej korki. Nauczycielki. Ci, którzy mówią „nasza Madzia”. My, rodzina bez cienia pokrewieństwa.
***
Nie na rękę nam była ta komunia, wiesz? Chwilę po poprzedniej, w trakcie remontu, przy którym się przeliczyliśmy. Na weekend nie wpłynęła moja pensja, dałam ile mogłam, a chciałabym po prostu móc dużo więcej. Złote góry, serce i czas, czas, czas, bo ciągle go mało, ale…
Nagle zrobiło się ciepło, moje dziecko blade jak córka młynarza, bo popołudnia z rodzicami spędza w markecie budowlanym albo przed bajkami, a nie na podwórku. Jeszcze wczoraj byłam taka wściekła – mam za sobą histeryczny występ w markecie budowlanym, zarywanie nocy nad próbami doszorowania fug w starych płytkach, bo budżetu na panele zabrakło. Nie tak miało być? Jest lepiej niż można sobie wymarzyć.
***
O mojej Madzi możesz przeczytać TUTAJ. I jeśli możesz,dorzucić parę groszy do jej rehabilitacji, których będzie potrzebowała już zawsze. Tak jak takich Radomskich, fotografów, cioć nauczycielek. I Ciebie. Jeśli nie możesz, pomódl się, proszę. Może uda się coś tam zajebistego na górze wyprosić. Dzięki.
Ola. Ciocia Ola.
Ola, Ty jesteś aniołem!
Jestem z Tobą od momentu, kiedy na fejsie napisałaś, że uciekłabyś w pizdu, tylko tam pewnie nie ma wifi. Lata temu. Bo ja miałam tak samo. Pamiętam Madzialenę, pamiętam Eris.
Jakim Ty jesteś dobrym człowiekiem, to się w głowie nie mieści!
Nie jestem tam długo ale historię Madzi znam, czytałam jakiś czas temu i było mi źle przez niemoc. Bo to zajebiście niesprawiedliwe.
Gdy napisałaś, że podczas waszego ślubu byla razem z wami to się w duchu ucieszyłam. A dzisiaj się wkurwiłam. Tak strasznie wkurwiona jestem na tego ksiedza, który odmówił komuni małej dziewczynce z idiotycznych powodów. Jak tak można?
Gratulacje dla jej mamy za upór, za to, że mimo hipokryzji innych nie odpuściła i wciąż daje córce to co najlepsze! ? a Tobie zazdroszczę takiej przyjaźni 🙂 pozdrawiam cieplutko 🙂
Ola, nigdy nie pisałam, a czytam i śledzę na fb i instagramie od bardzo dawna! I czekałam na ten wpis – czytam Twojego bloga na tyle długo, ze pamietam Madzie, jej historię i jakiś czas temu zastanawiałam sie, co u Madzi słychać, jak sobie dziewczyny radzą, czy szczęście sie w końcu uśmiechnęło? Postaram się cos dorzucić do ich szczęścia, żeby je troche powiekszyc 🙂 a skoro już zdecydowałam sie spontanicznie na komentarz, to Tobie chce podziękować za wpisy, filmiki, bo nawet jeśli Tobie w danej chwili cos sie nie do końca układa tak jakbyś tego chciała, to umiesz to na zewnątrz zakomunikować tak, ze u Twoich czytelników pojawia sie uśmiech, radość i poprawia sie humor! Innymi wpisami potrafisz wzruszyć, tak szczerze, po prostu.. Tęsknię za kawkami na fejsiku z Toba i Lenką – jak skończysz remont, to obiecaj, ze wypijesz z nami czasami kawkę w weekend 🙂
lada dzień, obiecuję! szampan, a nie kawa!@!!1
Oj Radomska, Radomska, Ty to masz pozytywny wpływ na ludzi.. Az musiałam tu wrócić i Ci to napisać.
Zachowałam sie dzisiaj głupio, nie ucieszyłam sie z tego, ze w firmie zostałam doceniona, bo mi chyba przez chwile sodówka uderzyła do głowy i pomyślałam, ze nie zostalam doceniona wystarczająco… No kretynka, nie? I dopiero jak emocje opadły i to przemyślałam, a do tego pewna bliska mi osoba powiedziała, ze przeginam, to walnęłam sie w łeb i stwierdziłam,ze no kurwa… serio przeginam… I skoro nie umiem sie z tego co mam cieszyc, to jak ja sie bede cieszyc w przyszłości z innych mniejszych i większych sukcesów lub po prostu fajnych chwil?!
I przypomniałam sobie o Madzi i Twoim tekście, który teraz komentuje – inni mają dużo trudniej w życiu, a ja głupia mam czelność uważać, ze ja mam źle, bo mi sie wygórowały oczekiwania bezpodstawnie?! No i zeszłam na ziemie po tych wszystkich przemyśleniach z kilkoma postanowieniami – jedno z nich: jeszcze dzisiaj wchodze na konto, wspieram Madzie i jeszcze jedną fundacje, o której czytałam i ktora mnie poruszyła. Drugie: znajduje ładny słoik i regularnie wrzucam karteczki z podsumowaniem fajnych chwil, małych i dużych radości – tworze taki słoik optymizmu, żeby nauczyć sie doceniać male rzeczy i male radości 🙂
Pieniądze to nie wszystko, w życiu ważniejsze sa inne rzeczy – ale niektórzy (Madzia, inni podopieczni roznych fundacji) żeby moc sie cieszyć z tych innych rzeczy i normalnie funkcjonować potrzebują wlasnie pieniędzy. I w życiu trzeba pomagać innym, a nie wymyślać głupoty, ze z jakiegoś błahego powodu jest nam NIBY źle.
Poryczałam sie znowu (troche tez przez Ciebie i Twoj poruszający tekst, a glownie przez wlasna głupotę i dzisiejsze zachowanie), ale mam nadzieje, ze juz mi głupota z głowy z tymi łzami wyleciała – a tez mam nadzieje, ze troche radości dostarczysz podczas obiecanej kawki / szampana na fejsiku, tak żeby wyrównały sie te przeróżne emocje.
I spóźnione wszystkiego najlepszego z okazji urodzin 🙂 nie zmieniaj siebie, zmieniaj ludzi swoimi aktywnościami na blogu, fb, insta – żeby miały tak pozytywny wpływ na ludzi, jak na mnie dzisiaj!
Dziekuje ;*
Jestem z Ciebie dumna. Nagródź się tak, jak uważasz,że zasługujesz Maleńka!
Olenka, sledze Ciebie nadal na fb, uwielbiam i podziwiam i tak sobie dzisiaj przypomniałam o moim poscie sprzed roku. Wtedy byłam głupia, nie docenilam tego, co dostalam od zycia (w szczegolnosci tego sluzbowego na moment pisania tamtego komentarza)… Dzisiaj mam szanse, żeby tego nie spieprzyc jak rok temu i docenic, to co dostalam tym razem. Po cholernie ciezkim roku, w trakcie którego chcialam kilka razy rzucic pracę, znalezc nowa, żeby uwolnic się od mobbingu ze strony jednej osoby, walczylam z zenujaco niska samoocena, dziekuje dzisiaj za to, ze zostalam zrozumiana, a obecnie doceniona za swoją pracę – i doceniam to duzo lepiej niż rok temu. Po pierwsze trafilam na szefów, ktorzy kilka miesięcy temu wysluchali, zrozumieli i zadzialali, żebym jednak nie odeszła z firmy z powodow wskazanych powyzej, a po drugie dzisiaj zaproponowali mi awans, ktorego sie zupełnie nie spodziewalam! Piszę o tym nie po to żeby się chwalić, tylko po to żeby podzielic się dobrem, które mnie spotkało! Chciałam poprosic Ciebie o informację, czy mozna jakos (i jeśli tak, to jak) wesprzec Madzie w walce o lepszą przyszłość? Awans wiąże się z podwyzka, a ja chcialabym się nią podzielic z osobami, ktore tych pieniędzy bardziej niż ja potrzebuja w tym momencie. Moze nie są to spektakularne kwoty, ale chciałabym chociaż troche przyczynic sie do polepszenia czyjegoś zycia – w szczegolnosci osób, ktore nie do konca maja szanse na tzw. lepsze jutro. Daj proszę znać, czy lepiej Madzię wspomóc finansowo na subkonto jakiejs fundacji, czy moze ma jakies marzenia i chcialaby cos dostac – postaram sie zadzialac na miarę moich możliwości 🙂 pozdrawiam!
Kazdy przezywa na swoj sposob. Ale nie wyobrazam sobie jak szczesliwa musiala byc ze juz uciekla od szczescia w ramiona morfeusza:) zazdroszcze ze moglas tam byc. Ale widze ze nie tylko Ty uszczesliwilas Madzie ale i Ona Cie doladiwala.
Ps. Nie rozumiem chyba tematu procesji. U nas dzieci „uposledzone” (ze wrzuce brzydko do jednego wora) umyslowo od zawsze chodza na przodzie. I moga krzyczec, i rzucac się i dotykać. Te fizycznie (wozek) normalnie uczestnicza w swojej grupie rowiesniczej. I szczerze nigdy niemmyslalam ze gdzie indziej jest inaczej. Nie mowiac o slowach nie. Ba u nas jest przypominane „pozwolcie dziecia przychodzic do Mnie” i zawsze myslalam ze to na zasadzie ze jakas mama nie chce z dzieckiem bo ciezko. A nie ze kosciol czyli My go nie chcemy.
Ale mnie przeciorałaś tym tekstem.Chyba będę do niego wracać zawsze, gdy w dupsku mi sie poprzewraca i będę miała czelność narzekać na swoje życie!
powiem ci, że siebe przeorałam, nie spałam do 2. i też mi wstyd. wstyd.
I ryczę… i przestać nie mogę.. A człowiek martwi się o jakieś pierdoły a tu Mała Księżniczka walczy tak dzielnie. I ta SUPERMAMA walcząca obok…
No i się popłakałam. Nad swoja głupotą i sklerozą głównie, bo przecież pamiętam Madzię malutką z Twojego bloga, dla której walczyłaś o lepsze mieszkanie. Pamiętam jak pakowałam z moimi dzieciakami miśki dla niej do wielkiego kartonu żeby mogła je zabrać wyprowadzając się z „nory”, jak była zbiórka na rehabilitację itd. itd. A potem… zapomniałam. A może myślałam, że już niczego jej nie trzeba, że jest dobrze, zdrowo, kolorowo? A może skupiłam się na swoich sprawach i jak ostatnia łajza straciłam z oczu księżniczkę? Tak czy siak – przepraszam. Pozdrawiam Madzię przeserdecznie. Jest najpiękniejszą „pierwszą komunistką” ever. Dorzucam swoje 3 grosze do rehabilitacji i obiecuję nie zapominać.
Tak samo myslalam : (
Gosiu, przez ostatnie dwa alta widziałam Madzię kilka razy, bo praca, bo jej szkoła, bo rehabilitacja, bo weekend gdzie indziej.. Czas zapierdala i byłoby pięknie powiedzieć „zaliczone, piękna historia” – ale to nie bajka. Ciągle jesteśmy jej potrzebni. A mis erce krwawi, bo jesli wyląduje na wózku, jeśli nie zdobędzie konrketnego zawodu, będzie jej bardzo ciężko. wszystko co rpzeszła zostawiło w niej dużo śladów. jest mega bystr ai pyskata, ale nadal nie jest w stanie czytać sprawnie, uczyć się czegoś na pamięć.. Boję się o nią.
popłakałam sie w pociagu pełnym ludzi, w pełnym makijażu. Oczywiscie ze sie dorzuce. A Tobie chciałam powiedziec, że jesteś bardzo dobrym ciepłym człowiekiem, czytam cie od trzech lat i zawsze czekam na nowy telst jak na boże narodzenie. Pozdrówki.
tyle wygrać<3
Ciepłym, dobrym i przede wszystkim odważnym jak lew miało być. I to nie jest pochlebstwo!
Dzień dobry, Twój wpis pojawił się dzisiaj na stronie głównej portalu PatiCafe.pl. Przesyłam pozdrowienia 🙂 Patrycja
Patrzę na zdjęcia szczęśliwej dziewczynki, tak szczerze uśmiechniętej, dla której liczy się chwila tu i teraz.. I ile Madzia wycierpiała, by teraz stanąć i się uśmiechać. Masz dobre serce Olu, oby więcej było takich aniołów!!!
No zajebista z Ciebie kobieta.
A trzymam kciuki za księżniczkę, żeby już nie musiała zaczynać od początku, żeby mogła wreszcie odhaczyć to co już umie i zacząć coś nowego i fajnego:)
Bardzo przykro się czyta takie posty, ale bije z Ciebie jakaś ogromna siła, dzięki której zawsze sobie poradzisz. Trzymam za Was kciuki!
Znam historię opisanej dziewczynki, bo czytam Twojego bloga od początku /chyba ?/ z podziwem i przyjemnością. Zajmując się wolontariatem jesteś niezwyczajnie silna psychicznie, choć są tego pewno złe skutki własnego samopoczucia. Podziwiam i zazdroszczę. Co do klechy – nagłośniłabym sprawę, choćby wkraczając do kościoła i przerywając obrzędy, w krótkich, żołnierskich słowach powiedziałabym o myślę o pasibrzuchu. Gdybym mogła tam być, pomogłabym swoim poparciem słownym, okraszonym oklaskami. Zgodnie z „psychologią tłumu” może i inni by się odważyli. Temat-rzeka.
TY, taka mądra, inteligentna dziewczyna martwisz się, że nie starczyło na jakieś śmieszne panele i nowe meble. Bój się boga, to tak mało ważne. Nie masz większych problemów ?. Mogę się podzielić swoimi 😉
Pozdrawiam cieplutko – z Lenką na spacer w odpowiednie miejsce, do których market nie należy. I to jest ważne a nawet najważniejsze.
Świetnie to napisałaś! A Madzia jest siłaczką, uściskaj ją serdecznie, przekaż, że wiele ludzi ją podziwia i trzyma kciuki. Jesteś dobrym człowiekiem.