Jak skończyć studia i nie zwariować?

Przyjmijmy, że Jesteś studentem ostatniego roku. Lada moment skończy się idylla studencka, rodzice zapragną zmienić repertuar pieśni z „moje dziecko jest najgenialniejszym studentem na świecie” na „moje dziecko ma 1/5 etatu w Realu!”.

Nim to nastąpi, nim na dobre dopadnie nas w swe szpony dorosłość, niedobrzy ludzie zabiorą wszelkie zniżki na przejazdy i zaczną mieć wobec nas jakieś oczekiwania, musimy dokonać jeszcze jednej, maleńkiej, z perspektywy wszechświata zupełnie nieważnej, z perspektywy naszych matek- najważniejszej rzeczy na świecie – zdobyć tytuł magistra.

Umówmy się, na to, żeby bardzo się nam chciało, jesteśmy już na tym etapie życia za duzi. Kilka lat wcześniej, kiedy pisaliśmy licencjat (bo jesteśmy tymi ofiarami losu i reformy, którzy edukują się w systemie bolońskim, przypominam starszym pokoleniom), jeszcze szarpała nami odrobina motywacji. Wisiała nad nami konieczność obrony w określonym terminie, po których przekroczeniu musielibyśmy szukać pracy, bo nie zdążylibyśmy dostąpić zaszczytu podjęcia walki o tytuł magistra.  Jeszcze tliły się w nas ambicje, przekonanie, że warto, że kogoś, poza mamą oczywiście, to obchodzi. Tymczasem teraz…

Schemat jest zawsze ten sam.

1. Rok przed

Praca magisterka? Proszę Cię! Największe głąby dają radę to niby w  jaki sposób ja sobie nie poradzę? Myślę, że wiosną będzie po wszystkim, potem będziemy już tylko dopieszczać szczegóły…„- takie jak dopisanie do strony tytułowej tych 4 rozdziałów.

Przez kolejnych kilka przyszły niedoszły adept sztuki zdobywania tytułu wyższego żyje w błogim przekonaniu, że ZDĄŻY I MA CZAS.

2. Pół roku przed deadlinem

Nadal jara się tematem magisterki, bo nie zrobił nic, aby go zgłębić, więc siłą rzeczy nie zdążył mu obrzydnąć. Promotora uspokaja odami do swojej mądrości i tego, co w zasadzie już, za chwilę, tuż za rogiem, najpóźniej w środę, tylko nie wiadomo którą, wszystko będzie gotowe. Na piękne oczy otrzymuje wpis semestralny, więc odpuszcza sobie pracę na kolejne dwa miesiące.

3. Już za 3 miesiące…

Nagle się okazuje, że wszyscy na roku JUŻ COŚ ZROBILI. mobilizuje to potencjalnego absolwenta do zjawienia się w bibliotece. Bibliotekarka znajduje go roztrzęsionego między regałami, bo głośno łkał „że nie da rady i tego wszystkiego jest za dużo„. Nabawia się nerwicy, jest o krok od depresji. Idzie na zwolnienie lekarskie, pisanie znów odwleka się o miesiąc.

4. Dwa miesiące przed deadlinem

Nagle promotor zrobił się jakiś roszczeniowy, wyciąga jakąś listę studenckich obietnic i domaga się dowodów. Student czuje się inwigilowany i pozbawiony zaufania. Jest mu przykro i milczy. I milczy dlatego, że jest mu przykro, a nie dlatego, że nie ma nic do powiedzenia. Oczywiste, tak?

Student postanawia się spiąć.

W miesiąc dokonuje tego, czego nie dokonał przez pięć lat. Sika energetykami na zielono. Nie ma pojęcia o czym jest jego praca, ale nienawidzi jej szczerze i dogłębnie. Na obronie budzi się w nim intelektualista i zaczyna polemizować z komisją („ale jak to 4 i pół? uważam, że to niesprawiedliwe!”).

Potem zapada w śpiączkę, bo krwotoki z nosa wycieńczyły jego organizm. Po miesiącu nikt, nawet on sam nie pamięta, co robił przez ostatnie 5 lat. Okazuje się, że jesteś bezwartościowy i nieprzydatny światu. Zaczyna brać ciężkie psychotropy, dzięki czemu zyskuje poczucie błogiej bezsensowności i nie widzi sensu życia, wszystko mu jedno, czy pracuje na kasie, w rowie. Ma wrażenie, że ktoś go oszukał, ale nie potrafi już kojarzyć faktów i, na przykład, mieć pretensji do siebie, bo miesiące psychoterapii opłacanej  z kieszeni matki uświadamiają mu, że to WSZYSTKO to wina jego matki, bo  w dzieciństwie za rzadko go przytulała. Matka szarpana poczuciem winy w końcu załatwia mu posadę blibliotekarza (po europeistyce i socjologii), murarza (po AWF), rentę (po pedagogice). On niedługo potem zakochuje się na zabój i zakłada rodzinę. W małym pokoju mieszkania swojej matki, bo nie stać go na wynajem, kredyt, wykrzesanie z siebie wiary, że można więcej i lepie.

KONIEC 🙂

__________________________________________________

A tak zupełnie poważnie. Mam czas do września, żeby napisać pracę i zdążyć się obronić przed końcem października. Bo potem mam ponoć rodzić, zarywać noce i zajmować się noworodkiem.

Tymczasem ciągnę cały etat, 2 zlecenia, niedługo nie trafię palcem do nosa, ciąża wyżera mi mózg i padam na twarz i odkrywam kolejne uroki stanu popieprzonego.  Magisterka leży i kwiczy jak ja w piątki popołudniu.

Ale powiedzcie mojemu tacie, bo jestem na niego śmiertelnie obrażona,że kurwa stanę na rzęsach i dokonam tego, czego tak bardzo ode mnie oczekuje. I zanim padnę na pysk stanę nad nim z owocem swojej pracy intelektualnej na 150 stronach i nie odejdę, dopóki NIE PRZECZYTA, skoro tak mu zależy ŻEBYM NAPISAŁA.  Amen. Bo spłodził mnie zawziętą, a w zaistniałej sytuacji każda motywacja jest bezcenna.

28 komentarzy
  1. Tobie to chociaż pozwolą się bronić, bo u mnie to profesorzy na egzaminy nie przychodzą i za chwile nikt nie będzie dopuszczony :’-). A jak nigdy ogarnąłem wszystko!

  2. Kochana moja Aleksandro, musisz uwierzyć mi na słowo, ale dasz rade! ja leniwiec jakich mało, obroniłam się na dwa dni przed porodem, więc mówię Ci – jest to możliwe 🙂 Pozdrawiam i ściskam ze Szczecina. P.S. – kocham Ciebie i Twojego Bloga!!

  3. Znam to doskonale! Zbieranie materiałów i robienie badań psychologicznych zajęło mi miesiąc. Samo napisanie, już raptem jakieś 2 tygodnie. Najtrudniejszy etap, to nauczyć się pytań na obronę. Ale wszystkie da się nauczyć.
    A sama obrona? Jeśli sama napiszesz swoją pracę, nie zlecając tego nikomu, to obrona jest formalnością.
    Powodzenia!

  4. Magisterka, ymmm 😉 Ja jestem na czwartym roku, ale prace będę pisać już w wakacje. no i napiszę na pewno;) Ponieważ jak sobie coś postanowię, to koniec 😉 Licencjat pisałam dokładnie 22 dni, codziennie po trochu. Zresztą 1 lutego 2012 roku postanowiłam, że go napiszę do końca misiąca, ale i tak zgrabnie wyrobiłam się wcześniej;)
    Z magisterką mam zamiar zrobić tak samo, choć temat trudniejszy i obszerniejszy, więc daję sobie 2 miesiące – lipiec i sierpień 😉
    Życzę powodzenia z Twoją pracą,
    pozdrawiam

  5. Jest taki dowcip o studencie i egzaminach, pasuje do opisanej sytuacji. Student miesiąc przed egzaminem zabiera się do nauki, a diabeł mu zza ucha szepcze: „No, stary, jeszcze tyle czasu, zdążysz, lepiej chodźmy na imprezę”. Dwa tygodnie przed egzaminem to samo, tydzień przed również, dzień przed diabeł mówi, że i tak za późno na naukę, ale w razie co podpowie. Dzień egzaminu. Student ciągnie pytanie. I: „O, kurwa!”, a diabeł zza jego pleców: „Ja pierdolę!”
    Ale wiem, jak to jest. Właśnie kończę kolejną podyplomówkę, za tydzień mam rozdanie dyplomów. Teraz będę bezrobotną z trzema fakultetami. A co! 😉 No, chyba że nastąpi cud. 🙂

  6. … WSZYSTKIEMU PODOŁASZ ! … ale do roboty od zaraz … bo za dwa miesiące sił już zabraknie … i tatkowi podziękuj , że taka jesteś … już teraz podziękuj … i zrób to dla dzidziusia, Nawleczonego, taty i reszty najbliższych … nawet dla przyjaciela pieska … no i dla siebie … to jest wyzwanie … poddasz się ? … nigdy … ale od zaraz i systematycznie … i Nawleczony niech pomaga … niech sprząta, gotuje, książki otwiera, na kompie niech pisze … Oleńko, do roboty … robimy a nie gadamy … i jesienią … dwa szczęścia wraz … zobaczysz jak fajnie będzie z tuptusiem … obojętne męskim czy żeńskim … to dopiero jest szczęście … i urodziła Jego/Ją … Pani MAGISTER …

    1. nie czuję, żebym nie zapieprzała. czuję, jakby doba była za krótka a ja miała mniej sił. nie zrzędzę, działam.

  7. Mam znajomą, która ma juz z 10 magisterek na koncie, za drobna opłatą każdy temat napisze.. ale jak znam Ciebie ty byś w życiu na taką łatwizne nie poszła-zero satysfakcji i wstyd spojrzeć potem komukolwiek w oczy . A żeś zawzięta to dasz rade. To nawet zdrowe dla dzidziusia, jak podrośnie, też bedzie garneło się do nauki, mówie serio :-).
    Stress tez jest potrzebny , bo bez adrenaliny jeszcze uśniesz przy pisaniu- a tego chyba byś nie chciała 🙂

  8. Faktycznie bieda studentom a raczej absolwentom.. Ciekawostką jest, że coraz więcej ofert pracy wymaga jedynie średniego wykształcenia co frustruje wielu magistrów.. Okazuje się, że w zawodzie pracy nie znajdą bo nie znają 3 obcych języków i nie mają 3 lat doświadczenia a na stanowisko ze średnim wykształceniem jako wymóg – po prostu mają za wysokie kwalifikacje..no i pewnie też oczekiwania..aha i pewnie trudniej taki manipulować.. Czyli co – trza na emigrację!!! Oczywiście nie na budowę czy do sprzątania ale by się nauczyć języka i wrócić…by dawać korepetycje…
    Pozdrawiam wszystkich studentów i życzę powodzenia!

  9. Radomsia!!! Zdecydowanie za bardzo się do Ciebie przywiązałam!!! Nosz normalnie hormony mi szaleją (trzym swoją ciąże przy sobie bo ją chyba współczuję :p ) aż się zaszlochałam jak to czytałam!!! True story kurwa!!! Od lutego wybieram temat MGR!

  10. Radomska idealna na prokrastynację od przygotowań do obrony doktoratu (i znajduję liczne korelacje bez względu na docelowy tytuł naukowy). Czytam, i cieszę się, że w Teutonii na magisterkę miałam 3 miesiące, słownie: trzy. A jak się nie zdążyło złożyć, to kolejna szansa za rok. Ordnung muss sein. Wszyscy zdążyli.

    A Radomską lepiej bacikiem czy marchewką?

  11. Im więcej obowiązków, tym więcej wolnego czasu, także na pewno dasz radę, a w sumie, jest Was dwoje w Tobie, to już na pewno dacie radę! 😀

  12. Szczerze Cię podziwiam. Chciałabym potrafić się tak zmotywować. Póki co lenistwo wygrywa ze mną chyba na każdym polu walki :/

  13. jak to sie teraz studjuje? praca na etat i studia dzienne za jednym zamachem? nie dziwie sie, ze mamy teraz takich magistrow, jakich mamy. za moich czasow siedzialo sie na uczelni do 16:00 po poludniu.

    1. na piątym roku też? a potem szukało się pracy 3 lata, bo żaden pracodawca nie chciał przyjąć bez doświadczenia? godziłam studia, praktyki i staże i pilnowałam ocen bardzo, siedziałam na uczelni i po 12 godzin. a teraz studia kończę i zajęcia mam 2 razy w tygodniu.

      1. oh Radomska, nie denerwuj sie tak! za moich czasow nie szukalo sie pracy 3 lata, bo po tej wyzszej szkole, ktora ja konczylam ( dosyc dawno temu ) i ktora byla i jest GWARANTEM solidnego, fachowego wyksztalcenia, mialo sie przyszle miejsce pracy ( przed obrona! ) na 99 % zaklepane. Pracodawcy wiedzieli, kogo chca i kogo przyjma, bo na jedno miejsce na uczelni kandydowalo 14 ubiegajacych sie studentow. Poczym nalezalo przezyc pierwszy rok, stukajac do piatej nad ranem. Bez urazy, ale nie porownujmy tamtejszegi i dzisiejszego wyksztalcenia magisterskiego, bo takiej mozliwosci po prostu nie ma 🙂 Jest takie proste, jednakze jak trafnie oceniajace powiedzenie: jak oko ku dupie… Jeszcze raz: bez urazy, ale takie czasy.

        1. to że dostałaś pracę od razu po studiach wcale nie było efektem
          „solidnego, fachowego wykształcenia” tylko tego że było mało mgr ze względu na obowiązujące wtedy normy na świecie, więc stwierdzenie moje wykształcenie ,moja praca magisterska,moja wiedza były o niebo lepsze niż wasze bo studiujecie/studiowaliście dziś jest śmieszne. Bo kończąc kierunek politechniczny,medyczny czy informatyczny dziś i 20 lat temu to chyba różnice są ogromne bo przez te 20-30 lat dziedziny te poszły tak do przodu,że to co musiał umieć wtedy i dziś student jest nieporównywalnie większe

    2. za moich czasów…mądrości jak zwykle…
      to uprzejmie informuje że na Naszych czasów na niektórych kierunkach siedzi się na uczelni do 19.00 a w porywach do 20.30-21.00 ,więc wybacz ale twoja 16 jest śmiesznym stwierdzeniem dla dzisiejszego pokolenia,lub raczej westchnieniem ,w końcu trochę odpocznę bo kończę o 16.
      (łącząc studia z pracą oczywiście,co jest już normą)

  14. Dla mnie jedyną motywacją kończenia moich studiów jest to, że będę jedyną w rodzinie z wykształceniem wyższym. Z myślą o dostaniu pracy tutaj już się pożegnałam. Na pewno nie po studiach humanistycznych ^^

  15. Ja byłam/jestem takim opisanym typem. Na 5 roku zmieniłam temat pracy 5 razy. Swoje dzieło ostateczne stworzyłam w miesiąc, ale rok po skończeniu studiów. Gdyby nie to, że zaplanowałam wyjazd w jedną stronę i stanęło przede mną widmo 5lat jak krew w piach, to pewnie do tej pory bym się nie obroniła! A tak? Pierwszy raz coś zaczęłam i skończyłam! Brawka dla mnie 😉 i kciuki na szczęście i powodzenie dla Ciebie!

  16. Nie mam wątpliwości, że pisałaś też o mnie (pomijając ten drobny szczegół z ciążą;). Z tym, że ja się tak przybierałam do dwóch magisterek równolegle i jedną ostatecznie pisałam w wakacje, w sumie też „tylko” miesiąc, by móc się obronić we wrześniu, ale przynajmniej tego samego roku. Zatem nawet nie trzymam kciuków, bo Radomska wyklepie na klawiaturce i ze 200 stron do deadline’u 🙂

  17. Dokładnie. Ale Ty swoją mgr napiszesz szybko , bo lubisz pisać. Ja swoją dziergam już 3 miesiąc i wydziergać nie mogę. Ale nie o tym .
    Masz rację studia się kończą. Zabiły wszystkie moje pasje . Nic mi nie dały. Nie mam doświadczenia, murarzem nie będę. I cytując mogę gnić we własnej , ślinie , odchodach, nikt mnie nie kocha, rynek pracy też nie lepiej.
    Ty masz rodzinę, pasję , przyszłość i napiszesz mgr szybko. Jedynie mnie bardziej zdołowałaś.

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.