Ostatnio kłócimy się zażarcie i za często. Skala awantury wzrasta wraz z malejącą siłą argumentów. Nie tłuczemy talerzy, bo mamy ich za mało i tylko dlatego, że nikt z nas nie lubi odkurzać. Zmęczenie doprawione drobiazgami, szczypta chronicznego niewyspania i dwóch ekstrawertyków. Potok tyzawsze ajanigdy skutecznie zagłusza zdrowy rozsądek. Po strzelaninie za dużych słów zapada niezręczna cisza. Ciszę przerywa głos przystojnego spikera.
Spiker mówi, że w amerykańskim ZOO urodziły się małe niedźwiadki, pijany kierowca zabił ciężarną, a w kolejnym starciu na Ukrainie zginęło 2000 ofiar. Pogodynka ma modną sukienkę i mówi, że mamy piękną jesień. Trzeba korzystać, to ostatnia szansa na spacer.
***
Nawleczony jest historykiem pasjonatą. Nie potrafi zapamiętać nazw trzech produktów na liście zakupów, ale recytuje wszystkie ważne daty świata. Lubi wiedzieć i odpowiadać na pytania zanim zdążą to zrobić uczestnicy „Wielkiej Gry”. Śledzi wszystkie portale z wiadomościami i uważniej niż większość ludzi słucha spikerów. Od jakiegoś czasu dużo więcej też milczy, bo nie lubi mnie martwić.
***
Na spacerze Lenka pochłania ciastko. Ja wdeptuje w kałużę. Pies nie chce wrócić. Nawleczony zaczyna mówić. Zaczyna od tego, że mówić wcale nie chce.
Potem jest już jak w filmie. Slow motion. Docierają pojedyncze słowa,a ich echo dudni w czaszce nieznośnie. O tym, że być może wprowadzą obowiązkową służbę, że on w stanie rezerwy też zostanie wezwany. Milczę.
Potem tłumaczy mi,co mam robić na wypadek, który Kochanie, przecież nigdy się nie zdarzy. Coś o tym, że jak go wezwą, to nie będzie go z nami i nas nie obroni. O ucieczce z miasta i krajach, które powinnam wziąć pod uwagę planując emigrację. O wypłacie oszczędności z banku. I o tym, żebym poinformowała, dokąd wyjeżdżam. I że niebójsię. I nie martw, tak tylko mówię, to na pewno się nie zdarzy.
***
But nasiąka wodą z kałuży. Lenka z tatą na rękach stoją tuż obok mnie, ale myślami mnie z nimi nie ma. Wyobraźnię mam bujną, aż nadto. Wracam do równowagi po kilku godzinach. Udaję, że wierzę w to, że takie rzeczy to tylko gdzie indziej, u kogoś innego i w filmach. Instynkt samozachowawczy, przecież nie można ciągle się bać. Dalej jakoś leci. Lenka budzi się zawsze za wcześnie, je kaszkę, poniedziałek, spacer, środa, październik.
***
05.10.2014 – media informują, że po przegranej walce z guzem trzustki, odeszła Ania Przybylska. Zawsze klęłam pod nosem patrząc na jej zdjęcia wypominając jej, że to po prostu nie fair, być tak zabawnym, pięknym, mieć przystojnego męża i śliczne dzieci, a na dodatek fajną robotę.
Zamieram. Bo po co to wszystko, kiedy wszystko tak łatwo można stracić? Milczę.
***
Podaję kolację nie marudząc jak zwykle, że nie znoszę gotować. Cieszę się, że mam dla kogo.
Tak często boję się, że nawet to, czego nie znoszę jest mi dane tylko na chwilę. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak mogłabym za tym tęsknić.
„Wielkie to szczęście
nie wiedzieć dokładnie,
na jakim świecie się żyje …”
W. Szymborska
„Cieszę się, że mam dla kogo.” To zdanie mnie zmiażdżyło. Cały tekst mnie zmiażdżył. Gdyby zabrakło mojego męża.. Jejku, nie chcę o tym myśleć… ale tak często nie docenia się tego, co najważniejsze w życiu.
DZIĘKUJĘ CI ZA TEN TEKST.
Pomyślałam się, cholera poplakalam się! Ok 20min ten przeczytałam „newsa” o śmierci A.P I właśnie zamarlam, teraz czytam Twój wpis i jest tak bardzo trafiony
Poryczałam się.Najpierw na wieść o śmierci Ani a teraz czytając twojego posta. Ja w ogóle mam oczy w mokrym miejscu ale ostatnio częściej mi wilgotnieja .Bo zły jest ten świat który nas otacza, za dużo w nim bólu i nienawiści. Przestałam oglądać wiadomości bo widok umierających ludzi skutecznie odbierał mi sen. Oby widmo wojny nigdy nas nie dotyczyło.
Taka szkoda, że większość z nas przystaje i myśli w ten sposób tylko co jakiś czas. Zatrzymuje się, docenia to co ma i czuje wdzięczność za każdy jeden dzień. A później znowy się wkręca w ten sam wir codzienności i zapomina, jakie ma szczęście. Chciałabym się budzić częściej. Dzisiaj się obudziłam, mam nadzieję, że nie zasnę zbyt szybko. Podrawiam. Mira
Ja zanim urodziłam Jasia żyłam w bardzo beztroskim świecie, w takim w którym wszystko co złe dotyka wszystkich wokoło tylko nie mnie, bo ja jestem w szklanej kuli szczęścia …
Nie boję się o mojego A.
Ale boję się o moje dziecko.
Bo już raz miałam możliwość, żeby go stracić i wystarczyły ułamki sekund …
I już nie żyję w mojej pięknej, szklanej, beztroskiej kuli.
Radomska to nie jest sen
.. mój znajomy już dostał powołanie na odbycie obowiązkowego szkolenia w polskiej armii. Nie wiem co więcej napisać bo sama milcze na myśl o tym że to co niewypowiedziane może być prawdą
Wczoraj byłam z dziewczynami na filmie „Miasto 44”. Film może nie zwala z nóg swoją klasą, ale… Kiedy wróciłam do domu, mocno przytuliłam męża, bo jest. Ucałowałam śpiące dzieci, bo je mam. Wszystko inne, to tylko pył na wietrze. Obyśmy już nigdy nie doświadczyli wojny. NIGDY!
W sobotę Luby też o tym wspomniał, że do wojska powołują. I zamarłam tak jak Ty. Jedyny człowiek przy którym mogę normalnie funkcjonować, czuć się bezpiecznie i którego kocham jak nikogo na świecie miałby iść walczyć za kraj, od którego nie dostaliśmy nic, zostawiając mnie samą? Nigdy w życiu. I wypieram ze świadomości, żeby nie dokładać do tej masy problemów, które już są. Ale boję się jak cholera i modlę, żeby każdy tylko nie on
świetny tekst. I święta prawda.
Wczoraj zobaczyłam informację o Anni Przybylskiej (zawsze miałam podobne myśli na jej temat jak Ty: piękna, cudowne dzieci, przystojny mąż życie jak bajka) a dziś rano dowiedziałam się o śmierci kobiety z mojej okolicy nie wiele starszej od niej. I co? Dziękuję Bogu i proszę o zdrowie. Skupiamy się na głupotach a prawdziwe ludzkie tragedie dzieją się na naszych oczach. A dziś przepraszam i pukam sobie w głowę że koncertuje się na tym co za chwile pęknie jak bańka. A trzeba przecież pilnować i troszczyć się o tych dla nas najważniejszych bez których nie umiemy żyć.
Pominę warstwę emocjonalną, bo to niczego nowego nie wnosi. Prawie każdy ma jakąś rodzinę, o którą się boi. Ja też.
Podsyłam za to link do artykułu, który czytałam jakiś czas temu. Akurat jest w temacie i może się przydać.
http://www.sadistic.pl/porady-na-wszelki-wypadek-a-wypadki-zdarzaja-sie-rozne-vt271908.htm
Wszystkie opcje od „a jeśli coś mi się stanie” do „mogę wrócić później, to znaczy za kilka miesięcy” mamy w jednym palcu, łącznie z praktycznym, dwukrotnym treningiem tego drugiego, prawnymi zabezpieczeniami i 'regulaminem’ postępowania. Na razie jest „spoko”, to po prostu samotne miesiące dla mnie jednej, da się przeżyć – wiedziałam, na co się piszę z mundurowym i liczę się z tym za każdym razem, gdy wychodzi na służbę, że mogę go przez długo nie zobaczyć. Opcjonalnie – wcale, choć z głupimi myślami nauczyłam się już rozprawiać.
Ale to kolejny, cholerny pstryczek w nos od świata, który tak chciałby żeby ludzie mieli dzieci, a tak bardzo rzuca kłody pod nogi.
Walnę truizmem, bo w końcu sama to dobrze wiesz. Masz mądrego faceta.
Aczkolwiek jak teraz zaczną powoływac do wojska, to tylko na mięso armatnie. Bo teraz wojnę prowadzi się techniką, nie żołnierzami, zwłaszcza niedouczonymi, „z łapanki”.
A jaki jest ostateczny przystanek w razie czego? Australia? 😉
Napisałam na mam wątpliwość, że jak można tak pisać i nic z tym nie robić? Naprawdę tak napisałam? Cofam. Zdecydowanie cofam, bo cholera teraz to już mi słów zabrakło…
Ze wszystkim złym w naszym życiu jest tak, że myślimy „gdziekolwiek tylko nie tu” lub „komukolwek tylko nie nam”.. niestety dzisiejszy swiat nie pozostawia nam zludzen dlatego kochajmy i doceniajmy kazda chwilę. pozdrawiam
Poruszyłaś bardzo ważny temat. Ludzie nie zdają sobie sprawy z pewnych rzeczy, dopóty ich nie stracą.
Świetnie się to czytało. To mój pierwszy przeczytany artykuł na Pani blogu ale na pewno nie ostatni.
Dziękuję.