Jak (nie) stać się pełnowartościową kobietą? Czy o pomidorówce.

W życiu prawie każdej kobiety nastaje taki moment, że ogarnia ją niedające się zagłuszyć niczym ZDZIWIENIE. Naczytała się bidulka o równouprawnieniu, spełnianiu ambicji, wyzwaniach intelektualnych i egoizmie, a potem zapragnęła to pogodzić z posiadaniem rodziny i o. Zabolało. Nie wiem, czy jestem prawdziwą kobietą, bo co prawda siusiaka brak, ale poziom testosteronu w moim organizmie mógłby chyba zawstydzić niejednego samca. Tylko ta ciąża sprawia, że wciąż mam wątpliwość. Niemniej jednak, zdziwienie moje jest bezbrzeżne i chwilami przeradza się w panikę.

Należę do tego rodzaju kobiet, którego kręcą abstrakcyjne i trudne wyzwania, ale… przerasta codzienność.  Mogę pracować z ciężko chorymi, ale nie mogę prowadzić auta. Mogłabym zrobić doktorat, ale nie potrafię dokładnie umyć okien. Mogę godzić kilka rzeczy na raz, ale … nie ugotować zupę. A słowo „stabilizacja” zawsze brzmiało dla mnie groźnie i dziko, trochę jak kolanoskopia..

Nabijanie się z siebie to cudowna metoda na pielęgnowanie dystansu oraz okiełznanie strachu. Zatem ponabijajmy się z takiej Radomskiej, przyszłej matki, której wyremontowali kuchnie i od której oczekują, że stanie się pełnowartościową kobietą, czyli będzie rodzić, gotować, sprzątać i mówić, że nic lepszego jej w życiu nie spotkało.
To nie tak, że taka Radomska nie ma własnego zdania i mózgu i nie może powiedzieć, że szkoda jej życia na gotowanie obiadów, bo za rogiem ma bar mleczny, a prasowanie według niej jest dla ludzi pozbawionych pasji życia, którzy potrafią robić coś spokojnie, bez emocji, przez kilka godzin z rzędu. Bozia mi wynagrodziła energię zużywaną na pyskowanie i narzekanie i sprawiła, iż moja teściowa jest kucharką, więc przygotowanie posiłków, ku rozpaczy Magdy Gessler w dużej mierze kręci się wokół wykwintnego rozmrażania.

Mogłabym udawać buntowniczkę i intelektualistkę, ale prawda jest taka, że to nieprawda ;] . Wybrałam inną taktykę – najpierw realizuję Typowe Kobiece Wyzwania, ze skutkiem gorszym bądź lepszym, a potem stwierdzam, czy są dla mnie. Tak zdyskwalifikowałam mycie okien, odkurzanie, wycieranie naczyń do sucha po zmywaniu, prasowanie i parę innych… Nie mogłam po prostu słuchać tego, że czegoś nie umiem. Bo umiem, albo mogłabym umieć, ALE NIE CHCĘ. Bo wolę być krytykowana niż sfrustrowana.

No ale serio, ogarnia mnie panika. W takich chwilach koję ją myśleniem. Skoro przeraża mnie fakt, że jestem kulinarnie upośledzona, to czas coś z tym zrobić. Ale żeby zrobić to tak, przy jednoczesnym nie wychodzeniu na debila, trzeba się trochę napracować. Cześć, nazywam się Radomska, jestem kuchennym nieudacznikiem, postanowiłam się nauczyć robić pomidorówkę. Oto poradnik, do którego zasad absolutnie nie wolno się nikomu stosować.

1. Orientujesz się, że skoro tyle szczekasz o samodzielności i zaradności, to wypadałoby wprowadzić by te frazesy choć w upośledzonym zakresie w życie.

Masz być kobietą, która MOŻE wszystko, ale robi to, co chce. Aby dokonać wyboru pomiędzy tym,co musisz, a co chcesz, powinnaś ogarnąć jak najwięcej, wtedy wybór ma sens. Stwierdzasz, że nic tak nie udowodni społeczeństwu, że jestem ogarnięta w każdej dziedzinie, nawet w dziedzinie gotowania pomidorówki. 

2. Zbieranie informacji

Odgrzebujesz w głowie wszystkie informacje dotyczące robienia zupy. Olewasz internet- tam mają cię za debila, który nie wie, skąd się bierze wywar na zupę, albo zakładają, że wiesz, skąd się bierze wywar na zupę i zaczynają podawać przepis od punktu „nakładasz na talerze porcje dla całej rodziny, rodzina piszczy ze szczęścia, płacze z rozkoszy, a ty rośniesz z dumy o dwa rozmiary (bo dodajesz do zupy za dużo śmietany)”. Albo jeszcze gorzej – karzą ci zrobić zupę w sposób zdrowy i ekologiczny. Nie masz roku na to, żeby zasadzić na odległej, nieskażonej wyspie niepryskane niczym pomidory, wyhodować nieskażone paszą kury, których i tak nie byłabyś w stanie zabić (chociaż skrzydełka panierowane i pieczone udka jakoś dziwnym trafem nie wzbudzają w Tobie moralnych dylematów…). poza tym obranie taktyki „ekologicznej” sprawia, że czujesz się jakbyś czytała artykuły w NAtional Geographic, a nie „gotujzgrazyna.pl” – w życiu nie słyszałaś o takich przyprawach, potrawach i czasownikach. Olewasz zdrowe  żywienie, bo na dzień dzisiejszy nie potrafisz odróżnić cukinii od ogórka ani kalarepy od rzepy.

3. Porządkuj informacje

To nic, że nie mają sensu, kiedy składasz je do kupy. Nie możesz zadawać pytań. Wyśmieje Cię nawet własna matka, która kiedyś też miała dwie lewe ręce, ale musi się zemścić na Tobie za to, co zrobiła jej własna matka, kiedy ta chciała się nauczyć gotować. I nieważne, że sama serwowała swojemu mężowi po ślubie zupki chińskie. Nie pytaj, czy ten pierwszy mąż to jednocześnie twój tata – tu w gruncie rzeczy rozchodzi się o zupę, a nie rozgrzebywanie przeszłości. Żadna kobieta która ma godność nie zniesie tekstów „jak możesz tego nie wiedzieć?!” nawet od własnej matki. To jest kolejny powód do rozsiewania po rodzinie kompromitujących kwestii. Pamiętasz jak mama ze łzami w oczach opowiadała ciotkom, babciom i wujom, że dostałaś pierwszy okres? Teraz będzie tak samo. Tylko, że gorzej.

Możesz oczywiście prowokować rozmowy tak, aby potrzebne informacje same do Ciebie trafiły bez odkrywania bolesnej prawdy. Jak? Spróbuj powiedzieć teściowej „teściowuniu, jaka pysznunia zupunia, cóż żeś ty magicznego doń wsadziła?!” – w normalnej rozmowie usłyszysz, że mięso, pomidory i przyprawy, ale nie w Polsce. Statystyczna Teściowa uroni jedną łzę radości i satysfakcji, a potem jak typowa Polka zaprzeczy komplementowi, powie, że nic takiego, że w ogóle jej ta zupa nie wyszła. Nie podejmuj tematu. Od niedobrej zupy do zmarnowanego życia jest bliżej niż myślisz. I nie tłumacz, że zupa NAPRAWDĘ jest dobra, kiedy naprawdę jest dobra. Dla Polki komplement to objaw litości nie potrafi reagować pozytywnie. Umiejętne aranżowanie sytuacji bardziej przyda się wśród groźnych obcych, czyli w warzywniaku i mięsnym.

4. „Trudne sprawy” w warzywniaku/ mięsnym

Najlepiej szukać sklepów/stoisk/straganów nieoblężonych. To takie ubezpieczenie swojego wizerunku normalnego, myślącego człowieka. Na wypadek gdyby nam coś nie wyszło, np. Pani na naszą prośbę o mięso, zapyta JAKIE KONKRETNIE i koniec, umarł w butach, nalezy dopilnować, żeby publiczność naszego żenującego występu była jak najmniejsza. 

Do uzyskania pomocy niezbędne jest albo wzbudzenie sympatii, albo litości. Sympatię polskiego sprzedawcy wzbudzamy poprzez narzekanie na upał/deszcze, rząd, albo wyrażając chęć odwołania aktualnego prezydenta swojego miasta i podkreśleniu, że nic nie robi. Tak, nieważne, jakiego miasta, mieszkańcy miast są zawsze niezadowoleni, więc prawdopodobieństwo gafy jest znikome.
Płynne przejście od „politycy kradną” do „wie pani, da Pani mięso na zupę” sprawia, że czujemy się jak przedstawiciele przodków, którzy z trudem zdobyli pożywienie. Dlaczego do przodków? Bo oni też nie umieli nazwać mięsa, które żarli. 
Niezbędne okażą się : udawana pewność siebie i modulacja głosu o mówienia „wie Pani, dzień taki ciężki, politycy kradną, słońce świeci/deszcz pada, pomidorówkę robię, Pani mi tam spakuje co trzeba, bo głowy nie mam i ręce urobione po  pachy „.

W warzywniaku zagadywanie o pogodę, polityków, zmęczenie też się uda. Gorzej, że tam się samemu sięga po warzywa. Wówczas możemy:
-chwytać się się za ciążowy brzuch  patrzeć jak cielę w czasie zdania „poproszę warzywa na obiad”
– kiedy nie ma się  ciążowego brzucha, chwytać się reklamówek, toreb, nawet pustych, dyszeć ze zmęczenia i wybierać warzywa tak długo, że w końcu eskpedientka ciśnie nam nimi w japę żebyśmy sobie poszli

W celu zdobywania dodatkowych informacji należy prowokować sprzedawców do dzielenia się wiedzą. Czyli, nie wiem, idziesz po durszlak, pytasz się, czy ten durszlak się na da na pomidory do pomidorówki, a Pani nie odmówi sobie przyjemności podzielenia się ekspercką wiedzą „tylko wie Pani, żeby ta pomidorówka wyszła smaczna (w domyśle-jak moja) to musi Pani te pomidory najpierw przesmażyć”. I odpowiadamy, że tak, że jasne, że nie jesteśmy debilami, choć to nieprawda.

No. A potem wracamy do domu.Z warzywami, mięsem, durszlakiem, gotowi na starcie. Nie wiemy, która część warzyw się nada, jak długo się ją gotuje i tak dalej. Czujemy się gorzej, więc szukamy pocieszenia u wujcia Knorra.  A jeszcze nie zaczęliśmy.

Po wejściu do domu, dowiadujemy się, że Nawleczony/Mąż/Kurier/Sąsiad, który już nas zna i się boi przywiózł od teściowej GOTOWY DWUDANIOWY obiad i że nie musimy. To wzbudza wątpliwości, ale jesteśmy twardymi zawodnikami, nie możemy się tak po prostu poddać ….

Po 3 godzinach odcedzania farfocli, doprawiania, pilnowania warzyw, przeżywania tego gotowania jak Pierwszek Komunii, kapitulujemy.

Zostajemy, zamiast z pomidorówką, z wybornym (serio, głupcy mają szczęście) rosołem. Którego nikt nie chce jeść, bo jest czerwiec, upał i ludzi nie posrało do końca.

Rozpaczasz po cichu. Obrażasz się na miesiąc (miesiąc bez gotowania, obczaj!), a dzień później robisz na obiad … makaron z truskawkami.

Mimo wszystko pamiętaj, parafrazując to, o czym mówi Guru, Chujowa Pani Domu- „beznadziejne Panie Domu robią to,na co inne nie mają po prostu odwagi.”

Kolejną próbę przygotowania czegokolwiek podejmujesz, kiedy zapomnisz o pierwszej. W normalnym życiu – po dwóch latach. W ciąży- za dwa dni, bo pamiętanie czegokolwiek w tym stanie jest na dłuższą metę niemożliwe.

25 komentarzy
  1. … nic tu nadzwyczajnego … takie życie … prawie każda i każdy przez to przechodzi … nie pierwsza i nie ostatnia … a do tego taka dziewczyna jak Ola ? … może czasami coś nie wyjdzie, przypali się … lecz Pan Nawleczony to przyjmie … bo kocha … a miłość i RODZINA … i ten dzidziuś, który się wkrótce pojawi … TO JEST TO ! … NAJWAŻNIEJSZE ! … spokojnie więc … reszta to „pikuś” … ważne, by to co idzie do garnka było jadalne, dobrze się ugotowało … do smaku doprawisz … i będą się Oleńko pchali do Was na Twoje obiadki … powodzenia i pozdrawiam … 🙂

  2. Ja niestety ze swoim 'występem” trafiłam fatalnie. Upalny dzień, kolejka na stoisku spożywczym taka jak z Krakowa do Paryża przez Władywostok. Miałam kupić przyprawę do schabu, toteż mówię ekspedientce co jest mi niezbędne do szczęścia, pani na to, że niestety nie ma przyprawy do schabu, ale może mi dać do wieprzowiny. Ja urażona próbuję dalej – „No ale ja poproszę przyprawę do schabu!” Ekspedientka znowu, że nie ma do schabu, ma do wieprzowiny. Ja w szczycie zbulwersowania mówię, że gdybym chciała przyprawę do wieprzowiny, do od razu bym ją o to poprosiła! Biedna pani ledwo wymamrotała „Proszę pani, ale schab to wieprzowina…” Atrakcje te oczywiście musiały być w towarzystwie mojego faceta, który jest moim prywatnym miszczem kuchni 🙂

  3. Również nie wiedziałam, co to wywar i z czego powstaje, a pierwszą pomidorówkę „gotowałam” z przepisu dla dzieci:) Na koniec zrobiłam zdjęcia i porozsyłałam znajomym. No, ale zjadam sama…:)

    czytam, pozdrawiam
    m.

  4. Wiesz, co? Zawsze mi się wydawało – i sądzę, że w tej sprawie wolno mi akurat nie mieć wątpliwości:) – że głównym problemem „współczesnej kobiety” jest, że MUSI być świetna we wszystkim. Bogata jak pani Kulczyk, przedsiębiorcza jak Henryka Bochniarz, silna jak pani Krzywonos, matka jak Superniania, żona jak Perfekcyjnie Rozwiedziona Pani Domu, mądra niczym Magdalena Professorra Środa, a do tego seksowna jak Emmanuelle i urocza jak księżniczka z Arabii Saudyjskiej… I oczywiście musi, musi, musi być 100 razy lepsza. Od facetów, oczywiście, ale i od innych kobiet, ze szczególnym uwzględnieniem własnej matki, teściowej, najlepszej przyjaciółki i byłej kochanki męża. Musi, musi, musi. I wiesz, co? Jako niepełnosprawna kobieta, żona i matka ja mam ten luksus, że mogę sobie bimbać na te wszystkie „przymusy.” I każdemu, każdej, polecam. Rób to, na czym znasz się naprawdę dobrze, a resztę zostaw innym, którzy znają się lepiej. PO CO miałabym katować siebie (i innych) moimi potrawami – jeśli mój mąż gotuje znacznie lepiej? A w razie czego są przecież knajpy z domowym jedzeniem na wynos. 🙂 Ps. Moja mama potrafiła ugotować pyszną pomidorową, a wieczorem wskoczyć w szpilki i negocjować z ministrem. 🙂 No, ale ona jest ideałem.:) Nie każdy musi nim być.

  5. Ja nie mam wątpliwości. Jeśli przyjdzie do opisu Twojego porodu, najpewniej ze śmiechu posikam się w majtki 🙂

    A teściową szanuj i dopieszczaj, bo to skarb 😀

  6. wiesz co, radomska, mamy chyba cośtam wspólnego, z tym że nie w temacie gotowania.
    na początek hint: pomidorówkę robisz szybko, kostka rosołowa albo zdrowiej – wywar z włoszczyzny, pomidory z puszki albo kartonika. gotujesz, na koniec zasypujesz bazylią, pieprzem, wrzucasz gotowane kluchy. wsio. to jest level zero. potem od razu wskakujesz na level piąty, czyli gotowanie dla bobaska. to jest dopiero fun 😀

  7. Ja to tam no gotowaniu się nie znam, chociaż kalarepę od rzepy odróżniam ale to z racji zawodu. Jedyne co mi się w oczy rzuciło to to że można mieć kolOnoskopię nie kolanoskopię, tak czy inaczej tekst jak zwykle zabawny. Uwielbiam Twój styl pisania 🙂

  8. Jak ja miałam swój debiut w robieniu rosołu i nie byłam pewna co do tego garnka wrzucić, to po zadaniu magicznego pytania – co pani sądzi, czy to mięso się nada – wywiązała się dyskusja w całym spożywczym. Wszystkie panie chciały się podzielić swoimi przepisami i każda dodawała do listy zakupów kolejne produkty z dokładną instrukcją jak to zrobić.
    Ostatecznie niby rosół robię – ale zawsze wychodzi go masakrycznie mało i mimo wszelkich starań „to nie to”. Kolejna próba jak się nieco ochłodzi za oknem 🙂

  9. A, jeszcze jedno, sprzedam przepis (banał i zostanę wyśmiana, ale może się przyda) – moja mama jak robi pomidorową, to po prostu dolewa do rosołu przecieru pomidorowego. A wychodzi bardzo smaczna.

    1. będę po kryjomu dosypywać soli do jedzenia babć, żeby też połechtać swoje ego, że moje dziecko woli mamowe ;3

  10. Bo w życiu poprostu chodzi o to , żeby być odważnym… o czym przekonalaś się przy gotowaniu pomidorówki, a ja po przeczytaniu Twojego tekstu ;-)Nigdy nie podchodzilam do gotowania tak ambitnie jak ty, i moze dlatego zupka mi wychodzi mniam mniam -zamykam oczy , ładuje do garnka co pod ręka, i zamykam oczy. Musi być dobrze …., i to bez czary mary. Czary mary lepiej zostawić na poważniejsze sprawy ;p

  11. Zupa lepsza,czy gorsza…?Ludzie na wojnie mogli przeżyc na cebuli i suchym ziemniaku to i Twój chłop przeżyje na Twojej pomidorówce ;)A z czasem znajdzie w niej upodoabnie ;0

  12. Zawsze jak czytam taki wpis, to zastanawiam się, czy autor prowokuje, czy naprawdę tak jest 🙂 dla mnie to niepojęte, że można nie umieć gotować albo nie przyswajać matematyki 😛 Ale wiadomo, to co dla jednych jest łatwe, dla innych jest trudne.
    Pozdrawiam 🙂

  13. „Dla Polki komplement to objaw litości nie potrafi reagować pozytywnie.” a jakie jest zdziwienie jak odpowiesz dziękuję i jeszcze się uśmiechniesz ( wszyscy Cię nienawidzą)

  14. Tajemny składnik pomidorowej to lubczyk. Kiedyś dodałam go przypadkiem, bo skończyła się bazylia i pietruszka i doznałam olśnienia! Smak dzieciństwa powrócił 🙂

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.