„Cwaniak w necie, pi…a w świecie”

PISANIE BLOGÓW I PORADNIKÓW STAJĘ SIĘ OSTATNIO BARDZO MODNE. W NIEKTÓRYCH PRZYPADKACH PONOĆ NAWET TAKŻE OPŁACALNE, ALE NIE WIEM, BO JAK NA RAZIE WSZYSCY KLEPIĄ PO PLECACH, ŻE ZAJEBIŚCIE, ALE JAKOŚ STAN MOJEGO KONTA SIĘ NIE ZMIENIA, WIĘC CZUJĘ SIĘ JAK NIEWIDOMY Z PRZEJŚCIA PODZIEMNEGO, CO SIĘ GŁUPIO CIESZY, ŻE MU COŚ BRZĘCZY, NIE WIEDZĄC, ŻE MU LUDZIE TYLKO KAPSLE I ZAWLECZKI OD COLI WRZUCAJĄ.MIMO WSZYSTKO, NIE CHODZI TUTAJ PRZECIEŻ NIKOMU O PIENIĄDZE, LICZY SIĘ PASJA, SAMOREALIZACJA, A RACHUNKI POPŁACĄ SIĘ SAME.

Dziś, wyjątkowo, chciałabym uciec od tematów ogólnoegzystencjonalnych takich jak PRAWDZIWE przyczyny katastrofy smoleńskiej,  badanie siły tarcia niemowląt  i wiosenne wyprzedaże, oraz mniej istotnych jak epidemie kiły, szerzenie herezji o aborcji i in vitro czy nowa seria odżywek Pantene. Obejrzany przeze mnie film obudził we mnie pasożyta zwanego refleksyjnością, wiec oto, egoistycznie, postanawiam podzielić się swoimi wrażeniami.  Czuwając z ciociną ckliwością i troskliwością (bo matczyna od jakiegoś czasu nie brzmi tak jednoznacznie i sympatycznie),pragnę zostawić Was z garścią niezwykle ważkich i wartościowych refleksji. Ciocia Radomska  obejrzała bowiem pierwszy polski dokumentalny film o polskich blogerach. Zagłębienie się w grajdołku moich rozważań jest możliwe tylko przy uprzednim obejrzeniu tego:

Blogersi – film dokumentalny o sile Internetu

http://www.youtube.com/watch?v=kg8HSon8qaI

Już widzę, że od wartkiej akcji robi się tak niedobrze, że nie możesz się obejść bez aviomarinu. A fascynujące sylwetki bohaterów wciągają Cię tak, że nawet nie wyjdziesz na sekundę żeby zrobić siku. Obgryzasz pewnie z tych emocji wszystkie paznokcie u rąk, nóg i sąsiadów i rzucasz kurwami, wyrzucając jednocześnie sobie, że nie prowadzisz bloga i nie jesteś taki zajebisty, że nie jesteś Indiana Jones’em, Larą Croft albo chociaż wodzirejem polskiego internetu. A kiedy montażysta, finezyjnie łączy ze sobą sceny gotującego się budyniu i broni palnej (?!) – w sposób oczywisty sygnalizując Ci nieustanne przenikanie się sfer sacrum i profanum, autentycznie DRŻYSZ Jarasz się strasznie, ale choćbyś jarał całe życie, bohaterom ujaranych sobą NIE DORÓWNASZ.

Wyobraźnie mam bujną i nieokrzesaną i zawsze chciałam wystąpić w jakimś innym filmie, niż nagranie z wesela kuzynek. I nawet stworzyłam wizję swojej blogowej roli.

Widzę jak bujam się po ośce golfem trójką, mam zajebisty subufer, niebieskie diody podświetlające deskę rozdzielczą, przeciwsłoneczne okulary i krzyczę do mijanych dupek „JESTEM BLOGERKA, A NIE ŻADNA TAM FRAJERKA”.

Potem wysiadam w takich wielkich ubraniach, bo tylko takie mogą pomieścić skalę mojej zajebistości i nadwagę i idę, tańcząc wręcz, jakby w moich nogawkach szosował śmierdzący bąk, którego za żadne skarby nie chcę wypuścić. Potem siedam na ławce obok innych zajebistych blogerów w koszulkach z jakimiś zabawnymi nadrukami ( proponuję dla siebie : w prawdziwym życiu mi nie wychodzi, ale mam bloga)  ,  spalam pety i mówię, jak kiedyś Peja,  jak prawdziwa Internetowa  Blokerka, wymachując powykrzywianymi od nakurwiania w klawiaturę rękami,  że

reprezentują WIEDZĘ

i jedyne co się dla mnie liczy to

szacunek na FEJSBUKOWEJ TABLICY.

Spluwając przy tym na chodnik taką melą złożoną ze śliny i pogardy dla tych, którym w życiu nic się nie udaje i są anonimowi.

Już widzę, jak wypycham staruszkę z tramwaju i mówię, że PISZĘ BLOGA. Jak rzucam ekspedientce w twarz, że nie ma kurwa żadnego „Będę winna grosika” BLOGEROWI!  Jak krzyczę do mamy, że MAM BLOGA, a więc kurwa nie, nie pozmywam i nie wyniosę śmieci!

Na koniec scen z moim udziałem ścigam się na ¼ mili z rzezimieszkami, puszczam oko do  lasek, które mi kibicują, ostro hamuję i wyjmuje ze stanika spluwę mierząc do operatora. KONIEC.

Aaaa tak prawie poważnie…

Nie mam poczucia posiadania władzy nad umysłami. Wręcz przeciwnie, blogowanie i rosnąca popularność uświadamiają mi, jak maluczka jestem. Radomska to tylko pionek w rękach tych, którzy ją czytają. Internetowy twór i forma autokreacji. Pisząc tego bloga cały czas czuję się jak na pierwszej randce (tylko nie mam ładnej bielizny i nie sprawdzam, czy za bardzo się pocę) – piszę, bo chcę żeby lubili mnie czytać, tak jak na randce opowiadam o tym, jaka jestem nieszczęśliwa, żeby wzbudzić w potencjalnym partnerze litość i skłonić go, by został na noc.

Założeniem bloga jest jednak pisanie do i dla innych. A inni nie lubią się wysilać, jeżeli już mają na coś zwrócić uwagę, to najczęściej ma być to formą rozrywki. Jako blogerka realizująca mniej lub bardziej udolnie, założoną przez siebie koncepcję, w pełni się na to godzę. To rodzaj transakcji, daję coś, bo są tacy, co chcą to brać. Nikt tu jednak nie podpisuje żadnej umowy. Jutro może się okazać, że  wirtualna Radomska umarła i śmierdzi, a ja będę musiała ją pochować.  Nie uważam jednak, że poprzez pisanie jestem od kogokolwiek lepsza i mam prawo się wywyższać. Wręcz przeciwnie, dzięki blogowaniu dowiedziałam się, że jestem pospolita, bo tylko podobnych do siebie lubisz czytać/słuchać i chciałbyś się z nimi wó…kawy napić. Skąd więc w blogerach taka maniera i przekonanie o kreowaniu rzeczywistości – NIE WIEM.

Nie mówię o tych blogach, których nikt nie czyta, których autorzy twierdzą, że robią to dla siebie, aby porządkować myśli, po jakimś czasie jednak znikając. Tą potrzebę absolutnie rozumiem. Zawsze, kiedy jestem w domu i chce mi się siku, idę Do McDonalds.

Mówię o tych, którzy z założenia piszą, bo uważają nieskromnie, że mają coś, czym mogą się podzielić i wierzą naiwnie, że znajdą masę tych, którzy zechcą z ich blogowej lodówki coś dla siebie uczknąć. Internet to jednak nie lodówka w akademiku i może się okazać, że wcale „wzięcia” nie ma.

W filmie mówią, ze w Polsce istnieje prawie 3 miliony blogów. Duże liczby niemal zawsze świadczą o niskiej jakości, albo są wybąkiwaną wysokością zadłużenia naszego kraju. Dostrzegam potencjał blogosfery, ale chyba widzę ten blogoświat trochę inaczej… Bo większości wydaje się, że są tak zajebiści, że mogli by coś robić i pisać, oczywiście lepiej niż Ci, którzy już to robią. Masy chcą pisać, ale tylko nielicznym chce się to czytać

Naprawdę nie wiem, czy w kraju, w którym furrorę robi Mięsny Jeż i chłopiec, który spektakularnie je zupę, taka forma sukcesu jest tą, którą naprawdę warto się dowartościowywać, a w szczególności wywyższać. Spektakularne sukcesy Niekrytego Krytyka, Lekko Stronniczych, Kominka – ich masowa popularność na nieporównywalną skalę świadczy tylko o jednym – najliczniejsze grupy internetowych konsumentów nie szukają w sieci głębi filozoficznych rozważań, ale źródeł rozrywki.

Tym samym wyżej wymienieni radośni internetowi twórcy, a   nawet ja, są tylko narzędziem w zaspokajaniu potrzeb, zrelaksowania się. Narzędziami, zdanymi na łaskę i niełaskę tych, których potrzeby mają zaspokajać. Dziś są, jutro mogą już nie wystarczać i zostać zabici kliknięciem w czerwony krzyżyk. Oczywiście tak się nie stanie, dopóki będą pamiętać, że dla ludzi i dzięki ludziom to robią. Bohaterowie filmu w moim odczuciu jakby troszkę zapomnieli…

A nie można zapomnieć, że taki internetowy odbiorca jest bardzo wygodny. Miał za sobą ciężki dzień, więc szuka miejsca, gdzie mógłby się zrelaksować. Oczywistym wyborem jest Internet, gdzie każdy może napchać się ulubioną treścią i siedzieć z wydętym od nadmiaru informacji bęcem i rozpiętymi spodniami, bez obawy, że ktoś go  zobaczy i krytykuje.  Z rozkoszą jednak patrząc i krytykując .

Blog jest formą kreacji. Chcemy być tam zabawniejsi, inteligentniejszy i bardziej zajebiści, niż jesteśmy w rzeczywistości , albo beznadziejni w ciekawy dla czytelnika sposób. No ale żeby od razu przekładać fakt, że jest się w stanie odbiorcę skłonić do uśmiechu, refleksji, a nawet jakimś cudownym trafem do skomentowania, na to, ze jest się level wyżej na drabinie społecznej zajebistości?

Fani najpopularniejszych blogerów, lubią ich dlatego, że uważają, że w sposób dla nich atrakcyjny przekazują to, co jest dla nich istotne. Z tą istotnością to bym się akurat nie zagalopywała, ale generalnie chcę zauważyć, że pociąga nas dowcip, poczucie humoru i inteligencja ich autorów, bo… wydaję się nam, albo też rzeczywiście jesteśmy do siebie podobni.  Bycie więc kominkiem nie jest zatem czymś absolutnie wyjątkowym, bo Kominka czytają masy takich jak on, którzy po prostu, za pomocą bloga,  znaleźli się po drugiej stronie monitora, stając się nadawcą treści, którą sami chcieliby odbierać. A internetowy autorytet, choćby budowany latami, jest zależny od czegoś tak ulotnego jak kliknięcia tych, którzy są tylko ludźmi i  nie lubią klaskać, kiedy coś się komuś uda.  Ale chętnie wytkną każdemu i porażkę. Za tydzień może się więc ziścić koszmar, mój blog przestaje istnieć, a ja zacznę pisać skecze dla Majewskiego.

Czyli że co?

Czyli, gdyby nie to, że piszę w sposób lekki i  łatwo przyswajalny, używając języka, który bawi ludzi podzielających moje poczucie humoru, którzy też są lub chcieliby być wulgarni. mogłabym w buty sobie wsadzić najciekawsze treści świata, gdyby nie to, że pomógł mi konkurs i paru wspierających ludzi. Dla ludzi i dzięki ludziom, aż tyle i tylko tyle, bo ludzie mają dusze hejterów, którzy tylko czekają, aż się potkniesz. A występy blogerów w owym dokumencie za potknięcie bym uznała.

Jak blogerzy zaczną  srać wyżej, niż dupki mają,  to może się okazać z czasem, że przybrana pozycja jest bardzo niewygodna i nie pomaga w procesie siedzenia przed komputerem i pisania.

_____________________________________________________________

P.S.  I elevenka ode mnie poleciała by jednak do Pana Żakowskiego, mimo, że pewnie po lekturze tego,co piszę, najchętniej polałby mnie benzyną i podpalił.

______________________________________________________

Zawiało smutem i powagą, więc nie pozostaje mi nic innego, jak obiecać, iż następny wpis będzie lekki jak beztłuszczowe mleko i nieobciążający jak najnowocześniejsze pudry do twarzy.

16 komentarzy
    1. biorąc pod uwagę moje spektakularne sukcesy w życiu realnym i osobistym, to mogę śmiało napisać, że kominek może się bać, k… ;]

  1. „Czyli, gdyby nie to, że piszę w sposób lekki i przyswajalny sposób,(…)” – ten wpis rzeczywiście nie jest w sposób lekki i przyswajalny sposób.

    Już dawno temu, jak była wąska premiera, i wszyscy, którzy nie widzieli, byli zaskoczeni czasem wielkiej megaprodukcji, to Ci, którzy widzieli, próbowali ich zagadać, że nie o czas czy przekazanie całego obrazu blogosfery tu chodzi, tylko o pokazanie siły.
    Teraz, jak wszyscy zobaczyli, to nie mogłem znaleźć nikogo, kto by nie odkrył, że ten „dokument” to nawet nie częściowy sukces, tylko znacząca porażka.

    Jestem bardzo szczęśliwy, że od tego konkursu to czytam, bo inaczej bym nie czytał. Chyba, że muszę poszukać sam takich innych blogów, tylko czasami już nawet teraz się nie wyrabiam, nie sięgając wcale ani po wydumane treści, ani płaską rozrywkę.

    1. przepraszam za literówkę, nie chciałam zwlekać z aktualizacją, ale strasznie intensywny weekend za mną – choć to oczywiście nie u sprawiedliwienie. klaniam się i pozdrawiam!

  2. Po kolei …

    ” (…) matczyna od jakiegoś czasu nie brzmi tak jednoznacznie i sympatycznie”, bo to [ANTY]matka była…

    „Pisząc tego bloga cały czas czuję się jak na pierwszej randce (tylko nie mam ładnej bielizny (…)” Ja mam np. zawsze uczesane włosy, gdy zasiadam do czytania Twojego bloga, a Ty w nieładnej bieliźnie!

    „Zawsze, kiedy jestem w domu i chce mi się siku, idę Do McDonalds.” Podoba mi się, to porównanie do blogów „pisanych dla siebie”.

    „Internetowy odbiorca jest bardzo wygodny. Miał za sobą ciężki dzień (…)”, albo jest właśnie w pracy i po prostu nie może się skupić na wyrafinowanych treściach, bo szef każe robić.

    Czekam na Twoje scenariusze do dzieł polskiej kinematografii, teatru, radia. Oczywiście, jak już pójdziesz ze wszystkimi do łóżka, bo oni chyba nie czytają fajnych blogów, skoro jeszcze nie stoją do Ciebie w kolejce 😉

    No może fakt iż skłoniłaś mnie do refleksji (założę się, że nie tylko mnie – KTO SIĘ TEŻ ZADUMAŁ RĘKA DO GÓRY!), to rzeczywiście nie powód, by nakręcić złowieszczy reportaż, ale wywyższ się chociaż na chwilę – będzie Ci przyjemniej przy dokonywaniu kolejnego wpisu, co nie? A blogerska kropla drąży itp., aż w końcu dokonasz rewolucji 🙂

  3. Tak po prawdzie unikam jak ognia tych wszystkich blogerów, co to uważają, że mają misję, tych, co wymyślają historyjki, by tylko na pierwszą Onetu się dostać oraz tych którzy piszą nie to, co myślą tylko po t by wywołać „gorącą” dyskusję (dużo wejść=dużo reklam=duża kasa). Oooo, jeszcze zapomniałam, że jednego gatunku nie cierpię (może nawet najbardziej): udaje taki tuman/tumanka, jak to np odkrył niesamowity pensjonacik na weekend, z boczku podaje adresik i nr telefonu i pali głupa, że to nie jest notka sponsorowana oraz wcale nie próbuje swoich czytelników w ch… zrobić
    P.S. Adres bloga zmieniłam, bo wprawdzie jestem bezrobotna, ale 3 godzin na wstawienie notki na Onecie to nie mam. Onecik w pompie ma blogi, byle więcej reklam się zmieściło

  4. Cóż jednym wydaje się, że najważniejsza jest spódnica w kolorze miętowym (już nie może być zielona) w groszki, innym, że szpinak w omleciku. Blogi dają nieograniczone możliwości ekspresji. A i tak najciekawsze są blogi nastolatek, które piszą opowiadania o miłości do elfów, wampirów lub innych dziwolągów. Przy czym poziom grafomanii sięga tam Himalajów, a na lekcjach języka polskiego nie chciało się uważać, bo przecież ortografia i gramatyka nie są w życiu potrzebne.

  5. Niezwykłe poczucie humoru, błyskotliwość, bogactwo języka i łatwość formułowania myśli i obserwacji czyni z bloga dobrą literaturę. Oj, chyba więcej niż dobrą. Jesteś bezkonkurencyjna. Pan K mógł Ci zagrozić kiedyś /archiwum/. Od kiedy stał się komercyjny i stworzył przedsiębiorstwo blogowe – jest niegroźny.
    Życzę przełożenia na kasę – należy się jak nikomu innemu.Nawet reklamy bym zniosła. Kłaniam się nisko.

  6. A z dupy strony zacznę, bo trafiłam do Ciebie z natemat. Zachęcona podobnym dystansem do ludzi i dekonstruktywnym realizmem co ja wczytałam się w tegoż bloga. I sobie myśle – kurwa, co tak późno. (akcentowane tak, jak w „kurwa, moja pole”). Koleżanko, ja nie gratuluję ci bloga, ale odwagi. Takiej ludzkiej, zupełnie zwyczajnej i prostolinijnej odwagi, bowiem to słowo dziś już nie „chodzi”, kojarzy się ze starzyńskim na okopach woli… Masz jaja i po prostu widzę siebie w Tobie (jakby lesbijsko to nie zabrzmiało). Ach ten internet – umożliwia mi to napisać i przekazać pozostając nadal anonimowym użytkownikiem 😉 Kiedyś bowiem chciałam coś produkować, wnosić jakiś PRZEKAZ światu, dalej i do przodu, ale nie wyszło. Z braku odwagi. Z tchórzostwa przed krytyką, że ludzie zjedzą żywcem. Kiedyś skomentowałam krytycznie wpis kominka, i co? I się doigrałam. A chodziło o to że facet lubi siedzieć na nowym świecie i oglądać przechodzące hipsterskie albo takie co takie chcą być ale (jeszcze ich nie stać) dupy. No i wylałam żółć. I nie było fajnie. Kochać pisać to jedno, ale zabrać się do tego, to coś zupełnie innego. A jeszcze żeby ktoś to czytał.. z zainteresowaniem! Ho ho!
    Ps. Jest 100 stopni za oknem. Nudzę się w robo, czując się jak niepotrzebny kretyn i czytam, czytam… pocieszając się, że człowiek nie jest sam na świecie ze swoją zmasakrowaną psychiką, niedołężną ambicją, chronicznym i niebezpiecznym wkurwianiem się na rzeczy głupie i błache.. i tak dalej i tak dalej.. Z kolei w dostosowywaniu się do sytuacji i ludzi jestem jebanym mistrzem. Z pozdrowieniami pozostaję. Ola Alexandra

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.