Boziu prowadź mnie, bo ja nie umiem…

Jestem z natury chyba bardzo zawzięta, bo kiedy ktoś mówi mi, że nie mogę czegoś zrobić to czuję wewnętrzną potrzebę, bardziej absorbującą niż łakomstwo, aby paparuchowi wątpiącemu we mnie udowodnić, że nie ma racji. tak było 5 lat temu. na prośbę kilkorga czytelników, a raczej przerażonych czytelniczek, dokonam szybkiej retrospekcji.

Jako posiadaczka wady wzroku, która na pewno upoważnia mnie już do otrzymywania renty oraz pierdołowatością graniczącą z upośledzeniem, powinnam na co dzień poruszać się owinięta szczelnie bąbelkową folią i z psem przewodnikiem. Niestety, mojego psa bardziej interesują odchody innych czworonogów niż moje bezpieczeństwo, a folia bąbelkowa sprawiłaby, że na przystanku mężczyźni zaczęliby mnie dotykać, a jestem nieprzyzwyczajona i może ze strachu wezwałabym policje, albo powiedziała, że ich kocham.

W liceum nie byłam szaloną spontaniczną nastolatką, raczej zakompleksioną istotą skrytą za kuloodpornymi szkłami, szczelnie owiniętą w polar. I może dlatego, że się nie wyszumiałam, raz na jakiś czas przychodzą mi do głowy posrane pomysły. jak wówczas, kiedy zakomunikowałam rodzicom, że wcale nie chcę osiemnastki na 200 osób jak wszyscy inni znajomi w fancy klubie, bo jestem rozsądna i pragnę zrobić prawo jazdy.

Zbijali się ze mnie ze 3 miesiące, zanim uwierzyli. W podobnej sytuacji byłam chyba, kiedy w wieku 11 lat zamiast prezerwatyw, zażyczyłam sobie na święta lalkę. Byli w szoku. Tata na pewno był przekonany, że pieniądze są mi potrzebne na narkotyki, a nie na naukę czegoś, do czego się nie nadaję, więc spokojnie, z uśmiechem, postanowił sfinansować moją fanaberię.

Na temat kursu nie będę się rozpisywać. Wspomnę tylko, że było to wiosną 2008 roku, w czasie absurdalnych upałów. Pan instruktor był stary i gruby i strasznie się pocił. Z rozrzewnieniem wspominam siadanie na miejscu kierowcy i to uczucie, kiedy jego i mój pot stanowiły jedność. Nie, Pan nie był pedofilem, ot, miał może problem z higieną. Posiadał natomiast niekonwencjonalne metody nauczania – za każdy postęp w nauce otrzymywałam cukierka, za błąd- truskawkę na pocieszenie. I że ja się na te owoce alergii nie nabawiłam, to jestem naprawdę zdziwiona…

Na koniec kursu Pan poklepał mnie po ramieniu jak wujcio, powiedział, że nie wolno płakać na skrzyżowaniu z tramwajami i życzył, żebym się nawróciła, bo w tej kwestii tylko Bozia może mi pomóc. Z tym płaczem to była oczywiście gruba przesada. Zdarzyło się raz, w czasie JEDYNEJ wizyty autem na mieście. Resztę czasu spędziłam na placu udowadniając niezmordowanie, że NIE DA SIĘ PARKOWAĆ RÓWNOLEGLE.

PRZEJDŹMY DO EGZAMINU

Powiedziałam A, to i musiałam za to beknąć. Trzeźwo oceniłam swoje szanse na zdobycie dokumentu uprawniającego mnie do zasiadania za kierownicą pojazdów dwuśladowych. Od razu zapisałam się na egzamin w innym mieście, gdzie ledwo wyłożyli asfalt, ale na szczęście nie zdążyli podłożyć mi świni w postaci sygnalizacji, rond i tramwajów. Naprawdę w życiu nie byłam niczego tak pewna!

Tak pewna tego, że nie zdam.

Dalej było już jak w serialu. W pokoiku, w którym czekałam na swoją kolej poznałam ze 20 osób, które miały już za sobą co najmniej 5 prób, więc wyluzowana położyłam się na krzesełku i kminiłam, czy by przypadkiem pierwszego starcia z WORDEM sobie nie odpuścić i wroga na ucieszyć walkowerem, ale se myślę – e, przyjechałam to przynajmniej zobaczę co w tym takiego strasznego.

Teścik zdany oczywiście bezbłędnie, byłam przed maturą i nie takich pierdół się w życiu uczyłam na blachę. Potem było już tylko… śmieszniej.

No bo idę sobie na plac i uświadamiam sobie w 5 sekund, że od 4 miesięcy, czyli od zakończenia kursu nie przyszło mi do głowy, żeby chociaż uchylić maskę samochodu. „O kurwa, uwalę zanim wsiądę” pomyślałam, a dramatyzm sytuacji podsycała moja rodzona siostra w 5 miesiącu ciąży, która wisiała na siatce ogrodzeniowej WORDu i jęczała, żebym się pośpieszyła, bo ma śledzie i bułki, ale zapomniała o widelcu.

Jeszcze nacieszyłam oczy lambadziarami smutno powracającymi z pola bitwy, które myślały, że odsłonięta dupa przysłoni trzeźwe myślenie egzaminatorowi. Głupiutkie. Tego może dokonać jedynie wybitne poczucie humoru.

Mój oprawca okazał się być szalenie sympatyczny, a moje rozpaczliwe chowanie dłoni w sweter (upał był) wzbudziło w nim pokłady ojcowskiej miłości albo litości. On musiał wiedzieć, że nie mam pojęcia, co tam robię. Kiedy wymieniając światła, po trzecim, zaczęłam się powtarzać, miał już pewność. Zatem sam pokazywał je palcem i pytał jak dałniątko prawie o to, jaki ma kolor. Pomijam już fakt, że nie umiałam otworzyć maski i zamiast za wajchę, ciągnęłam szarpałam się z uchwytem od klapy, na co pan stwierdził, że nie mogę pobrudzić takiego ładnego białego sweterka, więc sam się obsłużył, a ja wyrecytowałam to, czego pięknie się przed egzaminem z kartki w kratkę wyryłam.

Dopiero na egzaminie oświecono mnie, po chuj tyle razy musiałam ruszać na górce. Wcześniej byłam przekonana, że po prostu lada dzień wszyscy porzucimy wielkomiejski styl życia i wyemigrujemy w dzikie Karpaty, gdzie ruszanie pod górkę będzie niezbędne. Plac rozpykałam, a wbrew obiegowej opinii przy zaliczaniu słynnego rękawa, nuna nawet mi nie drgnęła. Świadomość, że nie zdam działała lepiej niż aktualne psychotropy i Mc Flurry.

Wzbudziłam w egzaminatorze taki instynkt opiekuńczy, że kiedy zgasło mi auto przez odklejającą się podeszwę bucika, to zaraz chciał naprawiać i mówił, że kupić trzeba. Przywołałam go jednak do porządku i przypomniałam, ze to nie jest spotkanie towarzyskie! Niesforny, uspokoił się nieco, sam przypomniał o światłach i ruszyliśmy w siną dal.

DLACZEGO NIE POWINNAM ZDAĆ?

Bo kiedy kazał mi się rozpędzić przed znakiem i hamować silnikiem, to trzykrotnie nie udało mi się rozpędzić auta tak, jak sobie życzył. Bo kiedy kazał zaparkować prostopadle, zaparkowałam tyłem, a on zrobił facepalm i zapytał, czy nikt mi nie mówił, że na egzaminie wymagane jest tylko parkowanie przodem. Bo utknęłam w korku i kiedy kazał mi sobie poradzić, to odsunęłam szybę i poprosiłam, żeby mnie przepuścili inni kierowcy. Bo, mimo zakazu mówienia, gadałam tak szybko i tak dużo, że nie zaliczyłam ani zawracania na 3 ani parkowania równoległego (NO A PRZECIEŻ TŁUMACZYŁAM INSTRUKTOROWI, ŻE NIGDY MI SIĘ NIE PRZYDA). Najpiękniej jednak zachowałam się przed pasami. Zahamowałam z piskiem, mimo, że pieszej już dawno na nich nie było. Zapytana o to, dlaczego tak zrobiłam, powiedziałam, że mam grube szkła, lepiej widzę i naprawdę widziałam, że pani upadło pięć złotych, więc byłam przekonana, ze wróci się za chwilę. Oczywiście zdążyłabym zareagować, ale już na pasach, a TAK NIE WOLNO!

anu zabrakło argumentów. I chyba przeraziła go perspektywa ponownego spotkania ze mną. Bo kiedy z rozbrajającym uśmiechem powiedziałam, że było ekstra i ze następnym razem też chciałabym zdawać z nim, to przerażony odpowiedział, że zdałam.

wyszłam z auta chyba na rękach,z  tego co pamiętam, a do dresów czekających na swoją kolej i pytających o to,czemu mam taka minę powiedziałam, że kminię nad własną składankę do samochodu.

Konsekwencje były takie, że siostra prawie zaczęła rodzic, a ojciec się popłakał. Do dziś nie wiem, czy z dumy, czy ze strachu o swoją Skodę. Dzień po odebraniu prawka przewiozłam mamę i po dwustu metrach nienawidziłyśmy się obie i szczerze nie pamiętam, która głośniej się darła i płakała. A potem zaliczyłam jeszcze jazdę pod prąd pod Mc Donaldsem i utratę lusterka przez jakiegoś wieśniaka, który mi wkręcił, że pójdę do więzienia. TO BYŁA JEGO WINA, ale perspektywa rozmowy z matką o tym, że naprawdę jechałam 15 kilometrów na godzinę, a on 250 po tym jak odbierze list z mandatem, szczerze mnie przeraziła, więc zapłaciłam za lusterko. A mama jeszcze przez 3 kolejne lata była przekonana, że jakiś niecny drań urwał lusterko od jej auta na parkingu. I brał sterydy, bo musiał mieć dużo siły.

Od tamtej pory jeżdżę regularnie. Raz na 4 miesiące. Przez wioski, odwiedzić babcię.

 

Oto krótka historia o tym, że prawa jazdy nie zdają Ci, którzy potrafią jeździć, a ci, których opuściła Bozia. Nawet w CV posiadanie dokumentu zatajam.

Czemu o tym wspominam? Bo okazuje się, że w nowej pracy MAM OBOWIĄZEK BYĆ MOBILNA. mam zatem deadline na wczoraj, żeby nauczyć się jeździć bez ataku paniki i mdłości. I bez zamykania oczu w trudnych sytuacjach.

Czyli to nie koniec opowieści z krypty pt. „Radomska kierowca”. Mam nadzieję, że Panie, które niedługo zdają swój egzamin na prawko i które prosiły o tą relację, czują się… zdezorientowane i już same nie wiedzą, czego się bać. Czy tego, że nie zdadzą, czy tego, że spotkamy się na drodze.

Amen.

____________________________

Może zobaczymy się na Facebooku? Fb: Mam Wątpliwość

37 komentarzy
  1. pozdrawiam, ja w WORDZIE na Gównianej w Piotrkowie byłam 5(!) razy. parkować nauczyłam się po 2 latach od zdania prawka. ale już jest dobrze, cud że do czasu aż to ogarnęłam NIKT nie ucierpiał (no może samochód kolegi, jak wyjeżdżałam z parkingu) (i samochód taty jak mu urwałam przedni zderzak) (i samochód taty jak wyjeżdżałam z bramy [2 razy]).
    kobiety są stworzone do miłości i do gotowania, nie do samochodów ;).

  2. Kochana Ty moja, Radomsko!!! Toz ja myślałam, że tylko ja tak mam, a tu proszę!! Nie wolno płakać na skrzyżowaniu z tramwajami – NIKT mi tego nie powiedział!! A także również o parkowaniu równoległym!! Takie cos nie istnieje, a jeśli komuś się uda, to jest czysty przypadek! 30 lat jeżdżę i o tym nie wiedziałam…. Z jedną tylko stłuczką z powodu śliskości drogi, i to gdzieś na wsi, na zakręcie… Przez te 30 lat :)) Też miałam fajnego egzaminatora , „aniołku, nie po przechodniach”, czy wyjazd „z lewej na prawą” na skrzyżowaniu – było to w czasach, kiedy siedział tylko egzaminator, na ulicach nie wszędzie były pasy namalowane, nie wspominając o światłach 🙂

  3. Ja zdałam za piątym razem i każdy egzamin wspominam jako największy koszmar w moim życiu, a w związku z tym, że jeżdżę bardzo okazyjnie(od wiochy do wiochy) to w przypadku utraty prawa jazdy już bym się o nie ponownie nie pokusiła. Ot, taka trauma… A kobiety stworzone do samochodów istnieją(np moja siostra) ale ja to raczej szukam męża, który będzie mnie woził(ewentualnie jak już będę bogata to sobie zatrudnię szofera, a co!) ;).

  4. Czad:D Ale się uśmiałam:) Tak samo miałam z maturą z niemieckiego, stwierdziłam, że zdam z nudów jeszcze jeden język, którego ani nie lubiłam, ani nie ogarniałam i zdałam lepiej niż moje koleżanki, które go lubiły i były świetne. Od tamtej pory twierdzę, że matura w żadnym wypadku nie może świadczyć o wiedzy!

  5. Wbrew powszechnie panującej opinii uważam, że przeciętna kobieta, nawet, jeśli faktycznie często nie ma wybitnie rozwiniętego zmysłu orientacji przestrzennej, jest lepszym kierowcą niż przeciętny mężczyzna. Dlaczego? Ponieważ kobiety nie muszą sobie za kółkiem nic udowadniać. Mężczyzna natomiast, nawet taki najbardziej spokojny, ułożony i grzeczny, staje się kierując pojazdem bestią, której centralny układ nerwowy zalany jest testosteronem 😉

    A teraz pytanie do Autorki Bloga: jaka to nowa praca? Gratulacje, of kors!

    Pozdrawiam serdecznie załączając życzenia bezpiecznej jazdy,
    Ego 😉

  6. Ja zdałam za trzecim razem, ale najśmieszniejszy był za drugim. Uśmiałam się, czytając Twój wpis, bo dodatkowo przypomniałaś mi, jaka ja byłam durna 🙂 Dzięki za odświeżenie pamięci 🙂

  7. chyba mnie troszeczkę przekonałaś do tego, żeby spróbować podejść do egzaminu, bo do teraz zapierałam się ręcami i kopytami. a mój przyszły mąż nalega na to, żebym się zapisała, bo nie może być tak że na imprezach zawsze on będzie rezygnował z alkoholu bo to przecież niesprawiedliwe. a ze mnie taka ciapa że naprawdę boję się o życie osób na ulicach miasta. mniejsza o moje. chociaż pewnie dostanę zawału jak tylko wsiądę do samochodu od strony kierowcy. 😉

  8. No to kaplica, nie zdam.. I po co odkrywałam ten blog i tę notkę? 🙂 Chyba że się pomodlę, żeby mnie Bozia opuściła, aczkolwiek… jeździć nie umiem, przede mną już tylko egzamin, a jako głupia miewam szczęście… więc kto wie? 😉

  9. Jezu, nie piszcie takich bzdur jak np osoba o nicku zojk -bo to tylko woda na młyn skretynialych pseudomacho.
    Co ma miłość i gotowanie do contry samochodowej??
    Jeśli swietnie jeżdżę to kiepsko gotuje?
    To nie umiem kochać? A może nie jestem kobieta?

    Praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka – jeżdżąc palcem po mapie,GPSie czy odwozac jedynie swojego podpitego faceta z grilla nigdy nie nauczycie się porzadnie jeździć!!

  10. Mimo całego komizmu sytuacji jestem zdania, że ktoś kto tak się zachowuje prowadząc auto nie powinien w ogóle posiadać prawa jazdy… Przykro mi ale z doświadczenia wiem, że jak spotykam na drodze takich kierowców to krew mnie zalewa 🙂 Dodam że jestem kobieta kierowcą i to uważam że dobrym kierowcą już od 8 lat. Pozdrawiam

    1. Ja też myślałam że jestem dobrym kierowcą. Prawo do Jazdy mam od ponad 10 lat. niestety mój mąż pozbawił mnie złudzeń co do moich umiejętności mobilnych (a PJ ma krócej niż ja!) poświęca się na każdej imprezie w trosce o sprzęgło i felgi. czasem przychodzi mi do głowy że może ma rację?.

  11. Współczuję dobrego samopoczucia, przy ewidentnym braku mózgu.
    Bożesztymój! Jak można pisać takie farmazony i do tego myśleć, że ma się rację.

    I pomyśleć, że wiele podobnych „ofiar losu” jeździ obok mnie po polskich drogach. Najsmutniejsze jest to, że potem ktoś taki wyjeżdża na drogę/ulicę i ma problem z podjechaniem pod górkę (np.stacza się na mnie) skrętem w lewo ( w prawo jakoś się udaje) albo myśleniem po prostu!

    Myślcie ludzie plis.

  12. nie bać się… pomału i do przodu. Można się pogapić na skrzyżowaniu, jak ktoś za tobą trąbi to „kij mu w oko”… Ty tu decydujesz kiedy pojedziesz 🙂 zacznić jeździć codziennie. Nie musi być daleko, nie musi być w szczycie, ale codziennie. Moja mama jak zrobiła prawko wstawał o godz. 4-5 rano i jeździła po mieście, żeby obcykać na spokojnie skrzyżowania, ronda, zjazdy. Miałam takie skrzyżowanie które omijałam skrupulatnie, a jak wypadało mi przez nie przejechać to prawie ryczałam. I co… Przebudowali je, na rondo…:) okazało się, że paskudne było nie tylko dla mnie. Mój instruktor w zasadzie był fajny gość, w ramach jazd jeździliśmy do sklepu po flaszki, po jego żonę do pracy, a w połowie kursu zmienili nam instruktora bo dotychczasowy potrącił po pijaku starszą kobietę na pasach i zabrali mu prawko. To się nazywa szkolenie. Nie zapomnę jak na pasach kazał mi podjeżdżać pod pieszych i wymuszać przejazd, bo jak twierdził nigdy nie przejedziemy… nowy instruktor to dopiero był wariay… potrafił w trakcie jazdy wyszarpnąć kluczyki ze stacyjki i kazać zjechać na pobocze…. jakby nie słyszał o blokadzie kierownicy… jazdy z nim to była jazda po krawędzi… kolegę kursanta wysadził w lesie i na jego prośby aby go chociaż podrzucił do autobusu, odjechał bez słowa… kto to przeżył ten wie… nie wspomnę jak koleżance kazał prowadzić samochód jedną ręką (drugą trzymał na swoim udzie), a mnie przejechać skrzyżowanie na żółtym/czerwonym świetle, przyciskając moją stopę na pedale gazu swoim buciorem. Po takiej szkole życia to na egzaminie nawet goły inspektor ruchu drogowego wraz z komendantem policji nie zrobili by na mnie wrażenia. Zdałam w pierwszym podejściu. Ale to nie znaczy, że w trakcie swojej kariery kierowcy nie miałam chwil zwątpienia, było miejsce na lęki, były wypadki, były trudne sytuacje, ślizgawice, poślizgi… samo życie. Najważniejsze żeby starać się jeździć bezpiecznie, dla siebie i innych. A reszta… mama zawsze powtarzała … i tak szybciej zajedziesz niż zajdziesz… i tego się trzymaj…:)

  13. E tam: 14 lat miałem prawo jazdy i nie tylko nie jeździłem samochodem, ale też – panicznie się prowadzenia samochodu bałem.

    I co? I jak mnie życie zmusiło kupić samochód – po prostu wsiadłem – i pojechałem. I teraz jeżdżę właściwie zawodowo – w dodatku w dość trudnej branży, przewozu żywych zwierząt…

  14. Nie do końca rozumiem zasadność stwierdzenia, że pan instruktor nie był pedofilem. Skoro jeździłaś na kursie na prawo jazdy miałaś już 18 lat (bądź blisko 18 – nie pamiętam kiedy zmieniono granicę wieku z 17 na 18 lat)… Skąd takie skojarzenia z pedofilią? Ogarnij się trochę…

  15. kwestia przyzwyczajenia. Ja byłam ciapą, a zaczęłam jeździć trzy lata po zdnaiu egzaminu, właśnie w pracy. Wzięłam do auta swojego ówczesnego chłopaka,żeby mi mówił kogo przepuszczać, dobrze że miał w tych dnaich wolne od studiów. Byłam cała spocona i trąciłam beznadzieją. Po dniu jeżdżenia z nim musiałam jechac sama i po tygodniu ze zdziwieniem stwierdziłam,że jest mi dobrze. Dziś mija z siedem lat a ja kocham jeździć autem, czuję się z nim skomponowana i traktuję to jako relaks. Życzę tego samego.

  16. ’Zahamowałam z piskiem, mimo, że pieszej już dawno na nich nie było. Zapytana o to, dlaczego tak zrobiłam, powiedziałam, że mam grube szkła, lepiej widzę i naprawdę widziałam, że pani upadło pięć złotych, więc byłam przekonana, ze wróci się za chwilę’ Oplułam monitor ze śmiechu! 😀

  17. Pamietasz jak sie poznalysmy, w przedszkolu…
    Pamietasz ten metalowy szkielet samochodziku, ktory napedzany byl sila ludzkich… nog.
    Juz wtedy przejawialas niesamowite zdolnosci do nieradzenia sobie z pojazdami dwusladowymi… pamietasz co sie wtedy stalo?

    to moj pierwszy obraz Ciebie… mala blondyneczka z zakrwawionym kolenem, szukajaca mozliwosci przetarcia lez zza ogromnych okularow.
    Kto by pomyslal wtedy, gdzie bedziemy dzis Radomska, kto by pomyslal… 🙂

    1. aż mi się łezka w oku zakręciła. pamiętam. kolanem po betonie. od zawsze musiałam inaczej niż wszyscy. stesknilam sie za Toba, wracaj z tego wielkiego swiata.

  18. Mam nadzieję, że będzie mnie egzaminował ten sam Pan 🙂 Nie wiem, jakim cudem teleportuje się z łódzkiego do wielkopolski, ale mam nadzieję 🙂

  19. Tym tekstem rozwaliłaś mnie na łopatki! Jeżeli jednak za czytanie i komentowanie twojego bloga wyrzucą mnie z pracy – zatrudnisz mnie jako prywatny osobisty kierowca ;-))

  20. ech, to się nie da… od 10 lat mam prawko, i nawet usiłuję jeździc co drugi dzień, i ciągle mam ataki paniki… to chyba nie jest sport dla każdego 🙁 ja z kolei bałam się prawej krawędzi jezdni i uparcie trzymałam się środka; w końcu, upominana przez instruktora, wyliczyłam sobie w tajemnicy, że muszę widzieć prawy krawężnik ulicy – w połowie prawej wycieraczki. Działało! Dopóki nie zaczęło padać, i nie musiałam włączyć tych cholernych wycieraczek…

  21. przypomniałaś mi moją własną traumę egzaminacyjną… Zdawałam kilkakrotnie, za każdym razem przysięgając, że nigdy więcej w MORDZIE moja noga nie postanie, po czym natychmiast zapisywałam się na kolejny egzamin 😉 Udało się w środku zimy, w śniegu po pas – wbrew moim obawom było o tyle łatwiej, że Pan nie wymagał prędkości nadświetlnej i wystarczyło mu 30/h, no i nawet nie próbował zabrac mnie do centrum miasta, a o tak skomplikowanej operacji jak parkowanie równoległe w ogóle nie było mowy!
    … jak już zdałam i wyjechałam kilka razy autem w miasto sama, uznałam że może by tak siłą rozpędu jeszcze i A zrobic. Ze spanikowanej sierotki stałam się całkiem dobrym kierowcą, ten zaś, kto twierdzi że kobiety nie nadają się do prowadzenia, może stanąc mi na drodze. Tylko najpierw niech wybierze, czy woli miec na tyłku jeden, czy dwa ślady, o! 😉

  22. Kobiety sa tak wspaniałym tworem natury,że chętnie im wszystko wybaczam.W szczególności pewnej blondynce,przez którą niedawno nie mogłem zmienić na czas pasa ruchu.To przyspieszała,to zwalniała.Rozumiem ją,bo trudno utrzymac rytm jazdy,prowadząc jedną reką bez spoglądania na drogę.Cała jej uwaga spoczywała na opuszczonym lusterku wewnętrznym.Uwolnioną od kierowania reką malowała sobie usta.Mam nadzieje ,że zdążylo biedactwo,bo z 15m dalej bylo skrzyżowanie.
    Bardzo żałowałem,że musiałem pojechać dalej(nie swoją drogą)bo z wielką checią umówiłbym
    się na spotkanie z taką 100% kobietą.

  23. Wszystkim, którzy zdali egzamin, szczerze gratuluję. Podchodziłam do niego już 7 razy i nadal muszę to robić, by w końcu dostać upragniony dokument. To nie chodzi o to, że nie umiem jeździć (chociaż wiadomo, czasem popełniam błędy za kierownicą) – tu raczej chodzi o paraliżujący strach przed egzaminem.
    Za każdym razem, siedząc w poczekalni WORD – u, wyczekując na odczytanie mojego nazwiska, czuję się, jakbym siedziała w celi śmierci. Mniej stresowałam się przed maturą, niż przed tym egzaminem.
    Niedługo czeka mnie zdawanie egzaminu teoretycznego na nowych zasadach, nie znam pytań, nawet nie wiem, jak wygląda, bo kurs ukończyłam w grudniu 2011 roku.
    I tylko pieniędzy wyłożonych na kursy, dodatkowe godziny i oczywiście egzaminy szkoda. I tego, że mam samochód, którym nie dane będzie mi jeździć. Sfrustrowana, już zaczęłam szukać na niego kupca, bo po co ma się marnować?

  24. Pacz Pani, a mój instruktor po ostatnich jazdach poklepał mnie po ramieniu i rzekł „idz i zdaj, bo umiesz”. No to poszłam, bo umiałam. I na łuku wjechałam w pachołek. Naatępne podejści w marcu 🙂

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.