Własna działalność – plusy i minusy – czy warto pójść na swoje?

Od momentu „pójścia na swoje” minęło niewiele czasu, ale wstępnych wniosków nazbierało mi się tyle, że pora się nimi podzielić. Poza tym własna działalność generuje sporo zwrotów akcji nawet w tak krótkim okresie, więc jeśli poczekam jeszcze trochę, konieczne będzie napisane epopei, a nie tekstu.

Ten tekst nie jest oczywiście instrukcją i wykładnią tego, jak będą wyglądały Twoje początki, jeśli zamierzasz pójść na swoje. To raczej garść refleksji Radomskiej, która o działalności nie chciała myśleć, nigdy nie wystawiła faktury i na Boga nie wie, czemu ma płacić więcej i więcej pracować. Argumentów na nie miałam całą masę. Czy planuję zwinąć żagle jak tylko ten przestwór oceanu się uspokoi?

Czytając weźcie pod uwagę, że pokonało mnie nawet zgłoszenie się do urzędu z dowodem osobistym, gdyż wypełniając wniosek o założenie działalności online przypadkiem zostawiłam go w domu. I jestem taki kozak, że nie zdecydowałam się starać o dofinansowanie. Dlaczego?
Nawet na Erasmusie nie ruszyłam swojego stypendium i cały pobyt za granicą pracowałam, z obawy, że mi się nie uda i będę musiała je oddać. Wróciłam z całą kwotą. W przypadku dotacji śniłyby mi się kontrole i nabawiłabym się wrzodów. Poza tym świadczę usługi, które nie generują kosztów – jeśli dofinansowanie wydałabym na rzeczy, które teraz wrzucam w koszty, skończyłoby się na tym, że płaciłabym większy podatek co miesiąc.
Wychodzę z założenia, że nikt mi nic nie da – swoje potrzeby i koszty reguluję po troszku co miesiąc – a to odłożę na remont, potem na telefon, potem wymienię komputer – krok po kroku bez przeinwestowywania i rzucania się z motyką na słońce. Za to z satysfakcją, że to co mam „nie jest na kredyt”. Możecie się oczywiście nie zgodzić i rozumiem wszystkich, którzy o takie dofinansowanie się starają i inwestują pieniądze niezbędne na start. Ja przyciągam przygody i dmucham na zimne.

Zacznijmy od wad

Przez kilka ostatnich lat dzieliłam swój czas, dobę i życie na działalność na etacie oraz dodatkowe działania rozliczane umowami o dzieło lub zleceniem. Po prostu – podpisywałam umowę, podawałam stawkę i miałam w nosie wszelkie koszta – poza oczywiście rocznym rozliczeniem podatkowym i skokiem adrenaliny wynikającym z wyliczeniem podatku.

Czym się zajmuję? Świadczę usługi z zakresu copywritingu, marketingu i reklamy. Dzięki działalności blogowej nie muszę aktualnie walczyć o klientów, ale 1) docierałam do takiego punktu 8 lat 2) sytuacja może zmienić się w każdej chwili, więc jestem daleka od euforii.

Zalety etatu:
– nie interesuje mnie podatek od umowy
– ZUS opłaca mi pracodawca
– wciąż przysługiwało mi ewentualne L4, urlop na żądanie, przepisy kodeksu pracy
– miałam „bazę” w postaci etatu, a wszystko inne było „dodatkiem” – to z punktu widzenia budżetu bardzo komfortowe rozwiązanie

Wady etatu:
– byłam własnością pracodawcy w określonych godzinach – wszelkie zlecenia, szkolenia i inne rzeczy, na których dorabiałam musiałam załatwiać w czasie urlopu, czyli – brałam wolne, żeby pracować
– na etacie robisz wszystko, co ci każą. Działam w branży kreatywnej, więc po 8 godzinach wymyślania, działania na pełnych obrotach, jedyne co byłam w stanie zrobić, to usnąć na stojąco i odwlec „swoją robotę”
– „moje” zawsze cierpiało – pracodawca ma pierwszeństwo – nie gryzie się ręki, która opłaca ZUS! 😉
– doba ma 24 h – na dłuższą metę tak się nie da. Po prostu – trzeba z czegoś zrezygnować: dokonać wyboru pomiędzy „mniej, ale pewniej”  a „więcej, ale bez gwarancji”.

Dlaczego zdecydowałam się na działalność?

Poniekąd zostałam do niej przymuszona szukając nowej pracy. Zakres obowiązków w świetle potencjalnego wynagrodzenia się nie kleił, a pracodawca powiedział, że więcej to tylko na FV. Coraz częściej muszę gdzieś pojechać w tygodniu, siadam do swojej roboty w różnych godzinach – na etacie to nie do zrobienia. No i pracując z domu odbieram Lenkę o ludzkiej porze, a nie chwilę przed pogotowiem opiekuńczym.

Rzeczywistość zweryfikowała moje zamiary

Coraz częściej słyszę o tym, że chcąc osiągnąć sukces musisz dawać z siebie 200% a 8 godzinny dzień pracy to relikt. Nie wiem, czy mi nie zależy na sukcesie aż tak, czy inaczej go definiuję, ale zauważyłam, że w 8 godzin wsadzano mi dość szerokie spektrum obowiązków, które rozliczane jednostkowo bardziej się opłacają.
Zatrudnienie pracownika na etacie generuje sporo utrudnień – koszty, obowiązki prawne itd. – nic dziwnego, że wszyscy woleliby zatrudniać ludzi na FV i dziękować im w dogodnym dla siebie momencie bez dyskusji i obciążeń. Jednak etatowiec ma swoje zalety.
Potrzebuje stabilności, zdolności kredytowej, ma zobowiązania. Jego zakres obowiązków jest mniej precyzyjny – sporo można mu dokładać. Spłaszczając to do maksimum – etatowy jest pracodawcy i pracuje zawsze na jego sukces. Konkurencja jest ogromna, więc albo daje z siebie 200% albo wypada. Mnie praca w pocie czoła na cudze sukcesy i wycieczki, potem praca po godzinach i wieczny brak czasu, opłacanie kosztów związanych ze zleceniami z oszczędności przestały bawić. Coraz częściej huczało w głowie pytanie, dlaczego ktoś odcina kupony od mojej kreatywności?!

Mity, które obaliłam

1. Zarabiasz więcej

Tak, ale… 🙂  Każda faktura jest obciążona 20% podatkiem liniowym (ja wybrałam taki, bo moje przychody są nieprzwidywalne i przeskok z kilkunastu procent na 32% sprawiłby, że zeszłabym na zawał) i samodzielnie trzeba zarobić na ZUS, który za wiele na działalności nie oferuje – na L4 umrzesz z głodu, nie dostaniesz macierzyńskiego, zasiłek? Na waciki.
Owszem, na moje konto wpływa więcej pieniędzy, ale z tej kwoty sama muszę się ubezpieczyć, odłożyć „na czarną godzinę”, zabezpieczyć dziecko, opłacić księgową i zawsze mieć na uwadze, że kolejny miesiąc może być dużo gorszy.

Wypłacam sobie dokładnie taką samą pensję. Tyle mi wystarcza na życie. Chyba, że robię remont gabinetu, który jest moim kosztem – tu budżet się rozkraczył jak pijany na lodzie 😉

Czuję się trochę jakbym zarabiała w Monopoly. No ale mam z cego w tej chwili odkładać to też w pewnym sensie luksus. Luksus stresujący, bo nieustannie o tym myślę, ale z drugiej strony – z etatu emerytury też bym mogła nie mieć.

2. Pracujesz kiedy chcesz

Pracujesz zawsze. Ta rozkmina się nie kończy. Co najpierw? Do kiedy faktura? Ile podatku? Szykuje się coś na za miesiąc? Ile odłożyć? Na co sobie mogę pozwolić? Zapłacą w terminie? Wziąć zlecenie, czy nie wyrobię?
Poza godzinami pracy dochodzą te, za które nikt nie płaci, a które na etacie byłyby integralnym elementem dnia pracy. Nikogo nie obchodzi, że ustalenie daty na fakturze trwało kilka godzin, to moje kilka godzin w czasie których nie zrobiłam nic innego. Poszłoby się na kawkę i o 15 stwierdziło, że nie ma sensu ruszać nowego tematu, bo zaraz koniec, a tu psikus…

3. Jestem panią swojego losu

No niby tak, ale nawet Pani swojego losu musi z czegoś żyć i nie wypatruje przelewu 10 każdego miesiąca tylko pilnuje terminów faktur. Kiedy księgowe chorują, faktury giną, spadają asteroidy mogę sobie paniować. Ręką we własnych majtkach co najwyżej. Poza tym to JA muszę zadbać o to, żeby miał mi kto płacić- czytaj – znaleźć kogoś kto udzieli mi możliwości paniowania xD Także ta niezależność i wolność to  tylko slogany według mnie.

Dlaczego jednak tak?

Coś przestawia się w głowie i nie chcesz być puzzlem w cudzej układance, a spróbować ułożyć coś własnego. Skoro i tak pracodawca wymaga więcej i więcej za te same pieniądze i liczą się tylko ci „najsilniejsi” dlaczego nie być dobrym pracownikiem dla siebie?

Co robię, żeby nie zwariować:
1. Oszczędzam, odkładam, nie szastam
2. Przed rozpoczęciem działalności zabezpieczyłam pupę mam wyliczone X kwoty na X miesięcy gdyby wszytko się nie udało
3. Pilnuję, by mieć więcej niż jedną FV w miesiącu
4. Wyłączam się co kilka dni
5. Oswajam niepewność i przepracowuję to w głowie
6. Wyznaczam sobie krótkodystansowe, przyjemne cele, czyli – jak ogarnę ten maj, to w lipcu wyskoczymy gdzieś na weekend.

Czego żałuję?

Braku edukacji finansowej w szkole. Braku regulacji, które ułatwiałyby młodemu przedsiębiorcy życie. Tego, że nie słuchałam intuicji, kiedy kilka razy mówiła mi wyraźnie „UCIEKAJ”. I sen z powiek spędza mi to, co wydarzyłoby się gdybym jednak zdecydowała się na drugie dziecko – czy udźwignę, czy dam radę, czy zarobię i będę mogła to pogodzić? I czy ostatecznie czynnik finansowy nie sprawi, że się rodzicielstwa nr 2 nie podejmę i będę żałować? Koszmar.

Z działalnością jest tak, że muszę iść do przodu – próbować nowych rzeczy, rozwijać się. Dla siebie. Na etacie kilka razy zdarzyło mi się zapaść w letarg, zmarnować czas – wygodne, ale  perspektywy czasu sporo swoich planów mogłam mieć już odhaczone.

Zdecydowanie nie jestem na razie żadną kobietą sukcesu, ale cieszę się, że spróbowałam i przekonałam, że „Wszystko może się zdarzyć” to nie zapowiedź tylko katastrof, awarii i nieprzewidzianych wydatków. Pracuję w godzinach, w których pozwala mi na to mózg, wie m, że w czasie tych efektywniejszych w 3 robię tyle ile na etacie o 8 rano robiłabym tydzień. Nie czuję się na łasce pracodawcy, a w relacji w której muszę trzymać rękę na pulsie  i pilnować, by była symetryczna. To spora lekcja z dbałości o siebie. I wiem, że kilka lat temu bym ją oblała.

Jakie mam plany?

Odkładam kwotę na przetrwanie najbliższych miesięcy i podejmuję ryzyko związane z tematami, które niekoniecznie uczynią mnie rekinami finansjery, ale… Już to wiem. Kto nie ryzykuje więcej, nie ma więcej, a ja chcę zdecydowanie więcej pasji w życiu i wstawania do roboty z radością. Wierzę, że się uda. Jeśli nie – przynajmniej będę miała to sprawdzone i pokornie* wrócę do żmudnej pracy.

* w tej chwili sobie tego już nie wyobrażam, ale wielu rzeczy, które w moim życiu się zadziały, zatem „nigdy nie mów nigdy”.

Odpowiedzi na Wasze pytania:

1. Czy jest mi lepiej na swoim?

Na razie się uczę i oswajam, ale mam nadzieję, że dojdę do punktu w którym chcę być – ok, mogę pracować po 15 godzin kilka dni z rzędu pod warunkiem, że potem pakuję rodzinę i jadę gdzieś bez zasięgu na kilka dni.

2. Czy mąż mnie wspierał w decyzji?

Obydwoje jesteśmy wychowani w rodzinach, gdzie etat to świętość. Ja do tej decyzji dojrzewałam długo i poprzedziłam ją: oszczędnościami, znalezieniem stałej współpracy przynajmniej na początek, odłożeniem na zus z wyprzedzeniem.
Mąż był na nie. Widział jednak jak męczy mnie etat i dostrzega potencjał moich działań – życzy mi dobrze, więc się ugiął i kibicuje, ale decyzję podejmowałam sama.
Wspiera mnie jednak w nowej rzeczywistości. Bo  „nie miec nic przeciwko” to zupełnie nie to samo, co „odebrać znów za mnie dziecko”, „zjeść chińczyka”, „zrobić to co miałam zrobić ja”, „ogarnąć chatę, bo mnie zassał komputer”.

3. Jak się przygotowywałam do ruszenia ze swoim?

Rok odkładałam niemal wszystkie pieniądze ze współprac poza etatem. Rozmawiałam  z mądrzejszymi od siebie, konsultowałam z ludźmi z mojej i nie mojej branży, kilkukrotnie spotykałam się z księgową z dłuuugą listą pytań i wątpliwości, znalazłam firmę do „stałej współpracy” na początek – zamieniając formę współpracy z etatu na FV.

4. Czy korzystam z zewnętrznej księgowości?

Tak, mam cudną wspierającą księgową, która w bonusie koi moje nerwy. Jest moim mózgiem i wsparciem. Czuję się bezpieczniej, kiedy dostaję maile z przypomnieniem o ZUSie i z wyliczonym podatkiem. Mogę do niej dzwonić w każdej sprawie, a każde spotkanie poza wymiarem służbowym jest też kawką, czyli rozrywką, na której brak mocno narzekam 🙂

5. Co mam w zakresie działalności

Działalność reklamowa i marketingowa, ale będę to z czasem modyfikować, bo chcę spróbować nowych rzeczy.

6. Czy się opłacało?


Na to będę w stanie odpowiedzieć za kilka miesięcy. Ja tak to ogarnęłam, że w pierwszym miesiącu działalności na konto spływały mi pieniądze z zaległych umów o dzieło, zachowałam płynność i to było rozsądne, bo nikt nie zapłacił FV w terminie.
Za kilka miesięcy usiądę i porachuję: odejmę wydatki związane z działalnością, odejmę oszczędzanie na Lenkę i konto i zobaczę ile mniej więcej zostaje mi na „czysto”. Jednak nadal to są pytania z rodzaju:
– lepiej zarobić 5 tysięcy od razu i nie wiedzieć, czy cokolwiek jeszcze się zarobi czy po 1 tys przez 5 miesięcy na stałe?

Na pewno „do ręki” mam teraz więcej, ale wydatków i stresów też. Nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze. Działalność zawsze się opłaca – dopóki masz klientów i zdrowie 😀

7. Czy zamierzam zlecać coś innym osobom?

Doraźnie tak – tak się dzieje przy kampaniach. Ktoś mi robi zdjęcia, ktoś montuje film. Niebawem zaprzyjaźnieni graficy odpimpują bloga. Zatrudnienie kogoś na stałe wydaje mi się zbyt dużym stresem i ryzykiem -ja już kiepsko sypiam myśląc o swoim losie i odpowiedzialność za kogoś i cudzą rodzinę, by mnie wykończyła.

8. Czy nie strzelę sobie w łeb po 1 kwartale?

Zapytałabym – co masz do stracenia? Jeśli zamierzasz wziąć 200 tysięcy kredytu i sprzedawać świecące w ciemności kolczyki to ok – ślisko. Jednak pomyślny – jeśli podejdziesz do sprawy jak do eksperymentu, rozważysz za i przeciw, ubezpieczysz się na wypadek, gdyby się nie udało, nadal zyskujesz. Doświadczenie. I odpowiedź na to cholerne pytanie co by było gdyby.
Kto nie próbuje nowych rzeczy nie osiąga nowych celów, chyba, co?
Myślę, że przestawienie się z myślenia o PORAŻCE na myślenie o PRÓBIE powinno pomóc. Bo inaczej każdą trudność będziesz odczytywać jak zwiastun katastrofy.

9. Czy planuję sprzedaż własnych produktów Wam?

Yyy… Na ten moment nie – wdrożenie produktu to skomplikowany proces, któremu 1 osoba nie podoła. Mam zamiar dla Was pisać – i będzie mi miło jak te wytwory przyjmiecie dobrze i zechcecie kupić w razie potrzeby. Na razie raz na jakiś czas podejmuję współpracę komercyjne zgodne z własnym sumieniem i z nich się będę utrzymywać w czasie robienia tego, co nie do końca opłacalne. Jednak kto wie, może powstanie seria kubków w kwiaty z hasłem „w tym kubku nie ma wina, serio”, tymczasem… Skupiam się na pracy i planach związanych z pisaniem i nagrywaniem.

Jak macie jakieś pytania – walcie w komentarzach.
A najlepiej podzielcie się swoimi refleksjami o działalności – to one będą bezcennym źródłem wiedzy dla innych!

Zdjęcia pochodzą z sesji dla Akardo.pl – marki, której dumną ambasadorką jestem.

46 komentarzy
  1. Brawo Radomska , trzymam kciuki i z miłą chęcią kupię w przyszłości książkę Twojego autorstwa ?

  2. Zgadzam się, że ewidentnie brakuje edukacji ksiegowo-podatkowej. Takiej podstawowej, co z czego itd. Ja prowadzę działalność 6 rok i powiem szczerze, że nadal się uczę 😉 powodzenia Ola! Trzymam kciuki przepioruńsko mocno! Cyc do przodu, broda w górę i jedziesz z tym koksem!

  3. Widzę Olinku że masz dużo wątpliwości i nie dziwię się bo to jednak wszystko teraz jest na twojej głowie. Ale ty kochana masz taki temperament takie słownictwo tak pięknie piszesz że uda Ci się wszystko. Za jakiś czas będziesz przebierać w ofertach i wybierać te najlepsze. A weekendy z rodziną będziesz spędzać na wyjazdach przynajmniej raz w miesiącu Uwierz tak będzie:)

  4. Trzymam kciuki !! W przyszłości tez zamierzam założyć działalność dobrze wiedzieć , ze ktoś tak samo się stresuje ( jeszcze jej nie mam a stres przychodzi od samego myślenia o niej) , jesteś światełkiem nadziei , ze jednak można i można dawać radę ! Uwielbiam Cię Olinku !! ❤️

  5. Udało Ci się złapać na ulgę a start/mały ZUS? Czy podjęłaś współpracę z byłym pracodawcą (w tym samym zakresie obowiązków co na etacie) która niestety to wyklucza?
    Początki są trudne, należności spływają po terminie, a żyć i ponosić koszty niestety trzeba. Mimo wszystkoKibicuje na maxa!

  6. Z tą własną działalnością to już tak jest że człowiek się głowi i zastanawia czy warto, po co mi to, czy naprawdę jest mi źle na etacie? Ale jak już zaczynasz być sobie sama szefową- nie wrócisz do innej formy pracy ? Mimo tego, że na swoim praca nigdy się nie kończy, ciągle się martwisz o nowe zlecenia i- nie oszukujmy sie- nie jest taka wygodna, to już nie będziesz chciała mieć nikogo z batem nad głową… Szkoda że nie skorzystałaś z dofinansowania… To jest super opcja… U mnie tak bylo- mąż się bał – bo co jak trzeba będzie oddać? Jak coś pójdzie nie tak? A ja stwierdziłam, że jak wszyscy biorą to i ja spróbuję- a co mi tam! Rok zleciał w mgnieniu oka! I to była najlepsza decyzja ? 2 lata temu mąż też przeszedł na swoje… Już nie miał oporów ?

  7. Brawo Olinku! Jestem „na swoim” od września 2018. Oczywiście, ze początkowo się obawiałam czy dam radę, czy zarobię tyle ile bym chciała. Każdy miesiąc jest inny, w każdym miesiącu mam inny przychód i muszę się liczyc z tym, ze raz jest lepiej, a raz gorzej. W kwestii dofinansowania – nie, nie i jeszcze raz nie. Dlaczego? Po prostu jestem sceptycznie nastawiona do tego, ze ktos mi da 20tys zł i w zamian chce, bym miała działalność minimum dwa lata. Nie chciałabym tego oddawać gdyby powinęła mi się noga, albo jeśli za kilka lat wspaniała UE upomni się o swoje i będzie trzeba oddać te cudowne pieniądze, które spadły z nieba. Cieszę się z tego co mam i ze w końcu robię to, co kocham i nie muszę męczyć się na etacie. To mi wystarczy – satysfakcja. I tego życzę wszystkim

  8. Własną działalność prowadzę od 11 lat ? zaczęłam jako młodzik, bo tak w moim zawodzie wygodniej podobno. Raz jest lepiej, raz gorzej. Na plus – wychowanie dzieci i bycie z nimi w miarę możliwości, ale na pewno częściej i bardziej „na zawołanie” niż na etacie, na minus zero wsparcia dla matek na dg.
    Hit z ostatniego miesiąca – operacja prawej ręki, w moim zawodzie brak możliwości korzystania z komputera wyłącza człowieka z pracy, wypis ze szpitala, L4 na początek na 6 tyg, orteza, szwy itd. I co? I wezwanie do zus bo przecież chce oszukać na tę zawrotną kwote 1.5 tys (a że operacja była w prywatnej klinice to przecież stać mnie na to żeby na L4 nie siedzieć)! Pani dr nawet nie wychyliła się zza minitora, obejrzała dłoń i rzekła „ma pani zaliczone” (bałam się spytać na jaką ocenę). Jutro idę po przedłużenie L4, boję się co będzie dalej! Trzymajcie kciuki, bo lewa ręka też do naprawy (bez niej też zawodowo nie istnieje).

      1. To już się boję kolejnych kontroli ? szczególnie że szwy tak zrobione że coraz słabiej widać a chyba tylko to weryfikowała pani dr. Na takie drobiazgi jak opuchlizna czy drętwienie nie zwracała uwagi, przecież to w niczym nie przeszkadza ?

  9. Radomska! Dasz radę! Stres i scisk w żołądka nie miną… Ja po 3 latach przy każdej wystawionej fakturze, przelewie do ZUS czy US się stresuje ? a gdy raz do roku spoglądam na swój pit to klne ile dzieci z 500+ utrzymuje (swoich nie posiadam to państwu pomogę wspierać ?) , a gdy przyszło mi iść na operację kolana i siedzieć na l4 to… Noo z głodu bym nie umarła bo tani czynsz mam.. (z drugiej strony po co choremu kasa jak i tak ma siedzieć w domu i czekać na kontrolę z zusu ?)
    Podsumowując: Dasz radę! Będzie kijowo, będzie stres, ale i tak będziesz zadowolona na swoim!

  10. Współtrzymam kciuki, bo za mną już 5 miesięcy działalności. Zgadzam się ze wszystkim, co się pojawiło w Twoich refleksjach, dorzucę jeszcze tylko: samotność bez ekipy z biura, dziką radość z tego, że nie jestem przykuta do jednego miejsca, wielkie wsparcie innych freelancerów i twórców oraz odpowiedzialność za to, że teraz to moje nazwisko firmuje produkt. Jest niezłe rodeo, ale nadal trzymam się w siodle prosto!

  11. Kiedyś pewnie bym się jeżył, na myśl że będę wdzięczny takiej młódce za tak wiele. Teraz to już nawet mylę Twoje spostrzeżenia ze swoimi. Jak ktoś narzeka na młodych, często powtarzam że takich sobie wychowaliśmy. Sam nie bardzo mam się czym chwalić, lecz takie osoby jak Ty, dają nadzieję. Mam już 73 wiosny, i ciągle biorę się za rzeczy których nie umiem. Ciąglej męczą mnie pytania dlaczego? i jak?. Najbardziej jestem wdzięczny OJCU za to że nauczył mnie szukać w ludziach ich (wspaniałości, bo każdy ma je, w co wierzę). Bywa tylko że wyrzucam sobie iż zaniechuję u zniecierpliwiony niektórych poszukiwań. Serdecznie pozdrawiam. Zazdraszczając Twoim rodzicom. Pozdrawiam.

  12. Cześć! Tekst jak zawsze super, czyta się lekko nawet o tematach związanych z zusem i liczeniem oszczędności:) Również od niedawna, bo niecały rok, prowadzę swoją działalność, i chciałabym tylko dodać, że 32% przy podatku progresywnym nie wyliczamy z całości rocznych przychodów, tylko z części, która wykracza powyżej określony ustawowo próg (nieco powyżej 80.000 zł). Czyli do tej kwoty do 80-kilku tys. zł stosujemy 18% podatku, a dopiero powyżej 32%.
    Na blogu Michał Szafrański obliczył kwotę (chyba ok. 95.000zł), od której opłaca się podatek liniowy, czyli 19% niezależnie od wysokości przychodów. Wiem że to wiesz, ale tylko zwracam uwagę, żeby ktoś myślący o otworzeniu dz.g. się nie wystraszył z góry podatku progresywnego 🙂

  13. Trzymam kciuki, czekam na kolejne teksty ? dziękuję też, że czytelnicy dzielą się swoim historiami, dobrze poczytać o różnych doświadczeniach ? ja puki co nie widzę siebie, nawet jako kierownika działu, a co dopiero właściciela działalności, ale kto wie co życie przyniesienie, na pewno się zgodzę, że edukacja u nas kuleje, a finansową to właściwie nie istnieje na szerszą skalę, naprawdę wielka szkoda, powodzenia ?

  14. A ja właśnie zamykam działalność po 5latach. Nie wyrabiam ze stresem i brakiem czasu dla rocznej córki.
    Wzięłam na siebie za dużo, a nie chcę ponownie zatrudniać ludzi.
    Sprzedaję przedsiębiorstwo, ale będę w nim nadal pracowała+ prowizja od sprzedaży.

  15. Prowadzę firmę prawie 5 lat i zdecydowanie moim problemem jest brak asertywności, jak opanuję tą umiejetność to będę królowa biznesów. Radzę sobie jak mogę korzystając z pracy innych ludzi, którzy są lepsi w windykowanie niż ja i dzięki temu mój statek płynie dalej. Jesteś bardzo świadoma osoba i rachunek zysków i strat który zrobiłaś sobie na starcie stawia cię piętro wyżej. Powodzenia Olinku!

  16. Mocno trzymam kciuki Olinek!! I dziękuje za ten tekst, bo dzięki niemu zdałam sobie sprawę jak bardzo po partyzancku działam na swojej działalności…zmotywowałaś do zajęcia się moimi finansami. Kończę ten komentarz i piszę do księgowej! Wielkie dzięki!

  17. Ja bałam się bardzo, ale – w sierpniu otworzyłam działalność i dostałam dofinansowanie (co w moim przypadku sporo pomogło). I też poprzedzilam to kosmicznymi przygotowaniami, srałam żarem, a teraz okazuje się że od prawie roku jestem młodym przedsiębiorca ? I nie żałuję! Najlepsza decyzja było zlecenie księgowości – gdybym miała to ogarniać sama, to umarłabym że stresu po tygodniu. Co nie przeszkodziło mi zapłacić zusu dwa razy jednego miesiąca (być może spanikowałam, że zapomniałam, a oplacilam pierwszego..). Nauczyłam się dużo, przede wszystkim o sobie – że daje radę i moja intuicja jest ok, wbrew wszystkim zapewnieniom że „etat najlepszy, a działalność możesz robić po godzinach”. No sorry, chce mieć czas na życie! Trzymam kciuki i kibicuje ?

  18. Pewnie jakiś rok temu byłabym skłonna powiedzieć „zazdroszczę!” ale teraz już tak nie powiem ? ja zaczynam małymi kroczkami, korpo wypalilo mnie totalnie, zostawiło z depresją i brakiem wsparcia z żadnej strony. Podnoszę się powolutku, brakuje mi jeszcze tego minimum pewności żeby rzucić się na głęboką wodę i korzystam z dobrodziejstwa działalności nierejestrowanej. Może brzmi jak pikuś no ale też nie jest różowo 😉

  19. Olinek*! Od dawna Cię obserwuję i teraz sama jestem na rozdrożu pomiędzy robieniem czegoś swojego (jestem na etapie intensywnego wymyślania ??) a powrotu do pracy na etacie. Z poprzedniej korporacji odeszłam sama, bo ten tryb życia nie był dla mnie – wegetacja od pon do pt, a zanim człowiek odżył w weekend to była już 21.00 w nd….I ten dzień „żałoby”, że od jutra znów się zacznie. Pech chciał,że sama mam przygodę z ZUSem ze skrecona kostka i będę żyć z L4 póki co. Niby twardy „korposzczur” a pokonały mnie własne nogi i chodnik?. Płaciłam składki tyle lat to czemu nie ? ?A tak na poważnie boję się i nie chcę wpaść w większy kanał niż byłam, traktuje to jako czas na zmiany! ?Wiadomo że w każdej branży, czy to na etacie czy nie, będą stresy i „trupy w szafie”, wszystko zależy jak do tego podejdziemy. Trzeba pamiętać aby nie dać się zwariować i o tym, że nie samą pracą człowiek żyje, bo co nam pozostanie na starość gdy pracować nie będzie sily, a przez całe życie to ona była naszą matką, żoną i kochanką… Trzymam kciuki za Ciebie i siebie i gratuluje wytrwania i „nie narwanego podejścia” do tematu!

    Pozdrawiam!!!!!! ??????

  20. Serce mi rośnie jak czytam ❤️ Przyznam Ci Ola ze w ciągu tych lat pracy nigdy nie spotkałam nikogo z tak stabilnie usytuowaną głowa na karku, kogoś tak rozsądnego i na chłodno podchodzącego do tematu Zapewniam Cię ze nie zginiesz a jak coś się będzie dziać to ja jestem.
    Ściskam Cię mocno ?

  21. Trzymam za Ciebie kciuki kochana!!!
    Od lat jestem targana myślami o własnym biznesiku, trudno podjąć decyzję po 20 latach pracy w jednej firmie… Wyliczam za i przeciw, jest już pewien progres, bo uwierzyłam w swoją wartość. Niestety biorę również udział w projekcie pt „Życie na kredycie”, jeszcze jakieś 25 lat ?.
    Robię dodatkowe kursy, inwestuje w siebie. I wiem że dzień w którym zostanę Panią Swojego Losu wkrótce nadejdzie.
    Kobiety, „baby” mają moc ❤❤❤

  22. Po latach na usługach u jaśnie prezesów którzy nie szanowali pracowników, spakowaliśmy manatki i dwóch synów i z dużego miasta wyprowadziły się na wieś pod małe miasteczko. Wymyslilam lokalny biznes. Wzięliśmy dotacje przeszkoliliśmy się. Pierwsze dwa lata były typowym ciągłym inwesyowaniem w siebie, firmę i zdobywaniem klientów. Konkurencja w branży nie śpi. A wgryźć się w rynek 20stoletniej konkurencji nie łatwo. Przetrwaliamy. Jesteśmy w trakcie 3roku działalności firmy. Męczące jest to że nigdy nie wiemy ile zarobimy w danym miesiącu. Największe plusem jest dostosowywanie planu pracy pod nasze życie rodzinne. Zaczynamy po odwiezieniu dzieci do szkoły, potem mamy przerwę by je odebrać, wszelkie wizyty lekarskie czy nagle choroby nie straszne bo któreś z nas może zostać z dzieckiem, czy załatwić daną sprawę. Nie zamieniłabym się na etat nie tylko z powodów finansowych ale przede wszystkim z wygody.

  23. Też dojrzewam do takiej decyzji, tyle, że u mnie będzie łatwiej, bo działalność będzie moja i partnera. Wspieramy się, lubimy to, co robimy i wierzymy, że się uda. Jeśli nie to łatwiej będzie się pozbierać we dwójkę niż w pojedynkę ? a za Ciebie Olu trzymam mocno kciuki! Ale Ty na pewno dasz radę, bo jak nie Ty, to kto? ?

  24. Qrcze, ale to fajnie napisałaś:) oglądam Cię na insta jakieś 2 lata, ale na bloga weszłam dopiero dziś. Jesteś dzielną dziewuchą idąc na swoje! I jestem pewna, że za kilka lat sobie za tą decyzję podziękujesz. Podziwiam i kibicuję. Mnie odwagi brakuje …a właściwie moim szefom prowadzę firmę kilkanaście lat. Potem oni USA i Brazylie co rok, my Bieszczady ;)) Ale co tam zdrowie najważniejsze hehehe. POWODZENIA:)

  25. Przestawienie się z myślenia o porażce na myślenie o próbie – to jest to. W połączeniu z głową na karku daje dobre połączenie. Tak to już jest, że ludzie boją się zmian i choć jest im źle na etacie, wolą w tym tkwić, choć często taki układ rzutuje na ich życie osobiste i zawodowe.
    Co do edukacji finansowej to sama ostatnio stwierdziłam, że ludzie mają znikome pojęcie o swoich finansach, czasem nawet o najprostszych kwestiach i np. taki przedmiot w szkole albo wykłady otwarte mogłyby pomóc rozwiązać problem. Przez pewien czas pracowałamw banku więc wiem coś o tym… W każdym razie trzymam kciuki za ciebie i twój biznes!

  26. Fenomenalny wpis! Czasem sobie myślałam- a ci na działalności to są kurcze niezmartwieni, spontaniczni i w ogóle ci co mają zlewke na problemy najlepiej na tym wychodzą i że się nie nadaje bo się martwię za dużo. Fajnie jest poczytać, że ktoś jest pełen obaw takich jak ja mam. Sama czuję, że etat to nie do końca to co chciałabym w życiu i to nie tylko dlatego, że pobudka o 4-5 rano jest dla mnie katorgą xD.

  27. Założyłam działalność jak miałam 20 lat, zaraz po liceum 🙂

    Nie miałam żadnych oszczędności ale też zobowiązań, znałam tylko bardzo dobrze branże w którą uderzyłam.
    Przez 3 lata zarobiłam … dużo. Na pewno nieporównywalnie więcej niż na etacie na stanowisku kierowniczym, na które wtedy nie mogłam liczyć.
    Jednak rynek się zmienił, uciekłam na etat, poznaje nową branżę: jedną z dziedzin IT, myślę, że to jest tymczasowe… duszę się, chce zdobyć doświadczenie i wrócić „na swoje” – POLECAM!!!

  28. Brawo! Czytam Cię od dawna i lubię. Kibicuję, żeby Ci się udało na swoim.
    Prawda, że przydałaby się taka edukacja w szkole.
    Dobrze, że masz ogarniętą księgową. Jeśli jeszcze zna się na zusach, to super. Nie zdziw się, jak zakład będzie chciał Cię zniszczyć przy pierwszym zwolnieniu. Jeśli zdecydujecie się jednak na drugie dziecko, to masz jak w banku kontrolę zusowską. Może jestem schizowa, ale nie bez powodu. Jakbyś miała ochotę posłuchać o wielu przypadkach kobiet i matek nękanych przez zusy, daj, prosze, znać. Może przy tym skorzystasz.
    Pozdrawiam i jeszcze raz powodzenia.

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.