O jeżu i matko jeża, Radomska w TV…

 

Dzieję drodzy Państwo, jakiś uroczy niezrównoważony człowiek uznał mnie za blogerkę nie tylko charakterystyczną, ale i poczytną i sławną. Ilość absurdów i oczekiwania wobec mojej radomskiej osoby sprawiają, że miałabym ochotę go przytulić. Jadę do Warszawy, zasiąść obok nazwisk znanych ze świata literatury i mediów – będzie Mucha, … Kofta i ja.
Kiedy odebrałam e-mail z telewizyjną propozycją, pomyślałam, że to stalker  Groupon wychodzi poza schemat nękania mnie e-mailami, które moja skrzynka automatycznie w trosce o moje nerwy uznaje za spam.  Przyszło mi też do głowy, że to kolejny zajebisty kredyt, wycieczka lub ostatecznie wyrafinowany dowcip znajomych z mojego rodzinnego Niewiadowa, którzy z całego tego blogowania ogromną bekę mają.
Otóż nie. Dziwnej radości pomieszanej z konsternacją szybko miejsca ustąpił smutek. Bo gdzie ja, Panie do Warszawy?! No nie jestem taka palcem robiona i w kij dmuchał, występowałam przeca w lokalnej telewizji, na youtubie wisi filmik, który będzie mnie do końca życia kompromitował i służył jako przestroga,  no ale…
Jak to widzę
Pan taksiarz znów oceni moją ploretariacką stylówkę mylnie i weźmie mnie za hipstera z Krakowa zamiast lumpa z Łodzi, skroi na chorą kwotę i pokaże Warszawę łącznie z Jankami i IKEĄ, a za tą ekscytującą wycieczkę zapłacę jak za zboże. Przy wejściu do telewizji Pan ochroniarz uzna, że z wyrazem twarzy proletariackiego autystyka i przerażeniem w oczach, na pewno przemycam przez granicę miast ostre narzędzia albo trawę (wiadomo, że w tej nowoczesnej Warszawie to nawet kępka nie uraczysz)  i przeszuka mnie tak, że będę się czuć jak pod suchym prysznicem, myta cudzymi rękami.
Usiądę w poczekalni, obok Anki i Kofty. Powiem Ani, że jaram się nią od zawsze i czytałam wszystkie jej książki. Pani wizażystka weźmie mnie w obroty na swoim kręcącym się krześle, a ja patrząc jej w oczy jak zapchlony pudel powiem, że bardzo bym chciała wyglądać dzisiaj ładnie, albo przynajmniej estetycznie. Odpowie zapewne, że nie mamy aż tyle czasu, więc nałoży mi na twarz trochę poznańskiej mąki, żeby blask mojego czoła nie przyćmił blasku elokwencji gości i prowadzących.
Potem się obsram ze strachu i stresu, bo przyjdzie mi na myśl, że może jednak ktoś, poza rodziną, nastawi ten budzik na chorą godzinę i zechce obejrzeć jak to nie umiem się zachować w miejscach publicznych i nie panuję nad mimiką twarzy. I co ja potem powiem? Że rozchorowałam się na jakąś egzotyczną chorobę? Czy może na wszelki wypadek już powinnam załatwiać sobie lewe zaświadczenie o niepoczytalności?
Anka opowie pewnie o dziecku, kocie i pisaniu bloga, jako możliwości dzielenia się samą sobą z fanami, czym mnie zgasi. Kofta powie coś o prawdziwym pisaniu, czym stłamsi mnie do reszty. A ja powiem, że cześć, że jestem Radomska, że wcale nie z Łodzi, bo z Niewiadowa i skończy się czas antenowy.
Po emisji Panie pewnie zostaną na chwilę na zapleczu pogadać o wielkim świecie wielkich spraw, a ja udam się do toalety, żeby odreagować i zwymiotować z wrażenia. Zanim dowiem się z relacji znajomych i nagrania, że telewizja wcale nie dodaje kilogramów, że po prostu nadal jestem jeszcze trochę za gruba i że ta moja radiowa uroda jest co najmniej egzotyczna i interesująca, wyruszę na miasto. Bezstresowo, bez pozowania fotoreporterom i rozdawania autografów. Już jako plebejska Radomska, a nie blogerka, którą zaprosili do telewizji.
Odwiedzę największą warszawską szklarnie, zwaną potocznie Złotymi Tarasami i jak pod pomnikiem Małego Powstańca zapalę znicz, ku pamięci pomidorów, które nigdy tam nie wyrosły. Zajrzę też do Arkadii, bo słyszałam, że to jedno z nielicznych miejsc, gdzie w cywilizowanych warunkach można zjeść posiłek wśród drzew i posłuchać śpiewu ptaków, bez obaw, że się dostanie w mordę albo straci torebkę.  Co do Syrenki i Starego Rynku, to moja wrodzona skromność sprawi, że wystarczy mi chyba widok z pocztówki. I tak oto zakończy się medialna przygoda. Ktoś jeszcze z ciekawości tu zajrzy, kliknie, uśmiechnie się lub skrzywi z niesmakiem. Ci bardziej ambitni wyślą mi e-mail z pogróżkami albo chociaż dodadzą plugawy komentarz i wszystko wróci do normy. Stres jest zbędny. Ostatecznie mamiąc się bajką o blogowej sławie w wyniku lawinowo rosnącej popularności odważę się w Mc’ Donald’s prosić o dodatkowy ketchup do frytek, kiedy to w wyniku utraty modemu * korzystam z jego gościny i wi-fi, aby dodać aktualizację.
Nie pozostaję mi nic innego jak udać się do sklepu, w celu zakupienia nowego obuwia, co by się baletkami za trzy dyszki zakupionymi i ich odklejącą się podeszwą przy Ankowych Louboutinach nie kompromitować. Tym razem zakup będzie dokonany z rozmachem, za co najmniej 39,00 polskich złotych, żeby w telewizji wiedzieli, że mi zależy.
I jeszcze jedno, jakby ktoś z warszawskich czytelników życzył sobie wiejską kiełbasę i jajka prosto z Łodzi zamówić, to czekam do czwartku.
Tych, którzy mają bekę, rozumiem. Ci, którzy uważają, że to sukces, niech wiedzą, że sukces jest wtedy jak mnie czytają, a nie patrzą i lubią. A CI którzy uważają, że to absurd, aczkolwiek zabawny – niech przybiją piąteczkę.
Pozdrawiam i mówię  – do zobaczenia w piątek, TVP 2 , „Pytanie na śniadanie”.  Więcej informacji bieżących i niekoniecznie istotnych na fanpage’u bloga facebookowym bloga : Mam Wątpliwość
____________________________________________________-
• Wracając do utraty modemu – targana emocjami związanymi z telewizyjną propozycją poparzyłam łapę odcedzając taka rozemocjonowana kalafior. Nietrudno zgadnąć, że rękę poparzyłam. I usnęłam, taka sierotka, zawodząc z bólu, dłoń w misce z wodą mocząc. Przez sen nieopatrznie modem do miski strąciwszy, Internetu się pozbawiłam. Z rozpaczy poparzoną rękę planuję rozgryźć, a w misce się utopić, ale to w piątek popołudniu, po telewizji.
Może życzy sobie ktoś wiejskie jajka i kiełbasę prosto  z Łodzi?
Lewe zaświadczenie, że jestem niepoczytalna mam załatwione.
Przez moment przyszło mi na myśl, że może rzeczywiście ktoś ważny z telewizji lubi mnie czytać, ale bardziej przemawia do mnie pomysł, że potrzebują po prostu jakiejś jasnej dorodnej plamy absorbującej blask Anki Muchy i Kofty, żeby się panie nie zlewały widzom w telewizorach.
Pan taksiarz znów oceni moją ploretariacką stylówkę mylnie i weźmie mnie za hipstera z Krakowa zamiast lumpa z Łodzi, skroi na chorą kwotę i pokażę Warszawę łącznie z Jankami i IKEĄ.
Jaram się jak pochodnia, jak samo podpalacz pod siedzibą hiszpańskiego rządu.
Dzielę się z Wami, drodzy Państwo informacją, że jakiś uroczy niezrównoważony człowiek uznał mnie za blogerkę nie tylko charakterystyczną, ale i poczytną i sławną. Ilość absurdów i oczekiwania wobec mojej radomskiej osoby sprawiają, że miałabym ochotę go przytulić. Jadę do Warszawy, zasiąść obok nazwisk znanych ze świata literatury i mediów – będzie Mucha, Kofta i … ja.Przez moment przyszło mi na myśl, że może rzeczywiście ktoś ważny z telewizji lubi mnie czytać, ale bardziej przemawia do mnie pomysł, że potrzebują po prostu jakiejś jasnej dorodnej plamy absorbującej blask Anki Muchy i Kofty, żeby się panie nie zlewały widzom w telewizorach.


Kiedy odebrałam e-mail z telewizyjną propozycją, pomyślałam, że to stalker  Groupon wychodzi poza schemat nękania mnie e-mailami, które moja skrzynka automatycznie w trosce o moje nerwy uznaje za spam.  Przyszło mi też do głowy, że to kolejny zajebisty kredyt, wycieczka lub ostatecznie wyrafinowany dowcip znajomych z mojego rodzinnego Niewiadowa, którzy z całego tego blogowania ogromną bekę mają.Otóż nie.

Dziwnej radości pomieszanej z konsternacją szybko miejsca ustąpił smutek. Bo gdzie ja, Panie do Warszawy?! No nie jestem taka palcem robiona i w kij dmuchana, występowałam przeca w lokalnej telewizji, na youtubie wisi filmik, który będzie mnie do końca życia kompromitował i służył jako przestroga,  no ale…

Jak to widzę

Pan taksiarz znów oceni moją ploretariacką stylówkę mylnie i weźmie mnie za hipstera z Krakowa zamiast lumpa z Łodzi, skroi na chorą kwotę i pokaże Warszawę łącznie z Jankami i IKEĄ, a za tą ekscytującą wycieczkę zapłacę jak za zboże. Przy wejściu do telewizji Pan ochroniarz uzna, że z wyrazem twarzy proletariackiego autystyka i przerażeniem w oczach, na pewno przemycam przez granice miast ostre narzędzia albo trawę (wiadomo, że w tej nowoczesnej Warszawie to nawet kępki nie uraczysz)  i przeszuka mnie tak, że będę się czuć jak pod suchym prysznicem, myta cudzymi rękami.

Usiądę w poczekalni, obok Anki i Kofty. Powiem Ani, że jaram się nią od zawsze i czytałam wszystkie jej książki. Pani wizażystka weźmie mnie w obroty na swoim kręcącym się krześle, a ja patrząc jej w oczy jak zapchlony pudel powiem, że bardzo bym chciała wyglądać dzisiaj ładnie, albo przynajmniej estetycznie. Odpowie zapewne, że nie mamy aż tyle czasu, więc nałoży mi na twarz trochę poznańskiej mąki, żeby blask mojego czoła nie przyćmił blasku elokwencji gości i prowadzących.

Potem się obsram ze strachu i stresu, bo przyjdzie mi na myśl, że może jednak ktoś, poza rodziną, nastawi ten budzik na chorą godzinę i zechce obejrzeć jak to nie umiem się zachować w miejscach publicznych i nie panuję nad mimiką twarzy. I co ja potem powiem? Że rozchorowałam się na jakąś egzotyczną chorobę? Czy może na wszelki wypadek już powinnam załatwiać sobie lewe zaświadczenie o niepoczytalności?

Anka opowie pewnie o dziecku, kocie i pisaniu bloga, jako możliwości dzielenia się samą sobą z fanami, czym mnie zgasi, bo nie mam ani dzicka ani psa. Kofta powie coś o prawdziwym pisaniu, czym stłamsi mnie do reszty, bo przecież jestem niepoważna. A ja powiem, że cześć, że jestem Radomska, że wcale nie z Łodzi, bo z Niewiadowa i skończy się czas antenowy. Po emisji Panie pewnie zostaną na chwilę na zapleczu pogadać o wielkim świecie wielkich spraw, a ja udam się do toalety, żeby odreagować i zwymiotować z wrażenia.

Zanim dowiem się z relacji znajomych i nagrania, że telewizja wcale nie dodaje kilogramów, że po prostu nadal jestem jeszcze trochę za gruba i że ta moja radiowa uroda jest co najmniej egzotyczna i interesująca, wyruszę na miasto. Bezstresowo, bez pozowania fotoreporterom i rozdawania autografów. Już jako plebejska Radomska, a nie blogerka, którą zaprosili do telewizji.

Odwiedzę największą warszawską szklarnie, zwaną potocznie Złotymi Tarasami i jak pod pomnikiem Małego Powstańca zapalę znicz, ku pamięci pomidorów, które nigdy tam nie wyrosły. Zajrzę też do Arkadii, bo słyszałam, że to jedno z nielicznych miejsc, gdzie w cywilizowanych warunkach można zjeść posiłek wśród drzew i posłuchać śpiewu ptaków, bez obaw, że się dostanie w mordę albo straci torebkę.  Co do Syrenki i Starego Rynku, to moja wrodzona skromność sprawi, że wystarczy mi chyba widok z pocztówki. I tak oto zakończy się medialna przygoda. Ktoś jeszcze z ciekawości tu zajrzy, kliknie, uśmiechnie się lub skrzywi z niesmakiem. Ci bardziej ambitni wyślą mi e-mail z pogróżkami albo chociaż dodadzą plugawy komentarz i wszystko wróci do normy. Stres jest zbędny. Ostatecznie mamiąc się bajką o blogowej sławie w wyniku lawinowo rosnącej popularności odważę się w Mc  Donald’s prosić o dodatkowy ketchup do frytek, kiedy to w wyniku utraty modemu * będę korzystać z jego gościny i wi-fi, aby dodać blogową aktualizację.

Nie pozostaje mi nic innego jak udać się do sklepu, w celu znalezienia nowego obuwia, co by się baletkami za trzy dyszki zakupionymi i ich odklejącą się podeszwą przy Ankowych Louboutinach nie kompromitować. Tym razem zakup będzie dokonany z rozmachem, za co najmniej 39,99 polskich złotych, żeby w telewizji wiedzieli, że mi zależy, a Anka nie czuła się tak pewnie.

I jeszcze jedno, jakby ktoś z warszawskich czytelników życzył sobie wiejską kiełbasę i jajka prosto z Łodzi zamówić, to czekam do czwartku.

Tych, którzy mają bekę, rozumiem. Ci, którzy uważają, że to sukces, niech wiedzą, że sukces jest wtedy jak mnie czytają, a nie patrzą. A Ci, którzy uważają, że to absurd, aczkolwiek zabawny – niech przybiją piąteczkę.

Pozdrawiam i mówię  – do zobaczenia w piątek, TVP 2 , „Pytanie na śniadanie”.  Więcej informacji bieżących i niekoniecznie istotnych na fanpage’u bloga facebookowym bloga : Mam Wątpliwość

____________________________________________________

 

-• Wracając do utraty modemu – targana emocjami związanymi z telewizyjną propozycją poparzyłam łapę odcedzając taka rozemocjonowana kalafior. Nietrudno zgadnąć, że rękę poparzyłam. I usnęłam, taka sierotka, zawodząc z bólu, dłoń w misce z wodą mocząc. Przez sen nieopatrznie modem do miski strąciwszy, Internetu się pozbawiłam. Z rozpaczy poparzoną rękę planuję rozgryźć, a w misce się utopić, ale to w piątek popołudniu, po telewizji.

 

Aktualizacja: Zamiast Pani Kofty będzie jednak Pan Hołdys.

41 komentarzy
  1. Telewizję oglądać będziemy, też nie myślę, żeby ten blog już był sławny i hipermega. Za to nie rozumiem, po co tekst jest wyśrodkowany.

  2. nie no, nie dość że zmuszasz mnie do oglądania TV „śniadaniowej ” to jeszcze na dodatek Muchy 🙂 ale ponieważ UWIELBIAM :):) twojego bloga to nie mogę tego przegapić 🙂
    go for it girl !!

  3. No to duża ulga, że rozgryzanie planujesz już po wygaśnięciu kamer, bo gdyby przed to pani wizażystka mogła mieć problem z ładnym pomalowaniem Ci tej łapy

  4. W Warszawie jest dużo więcej przyjemniejszych miejsc gdzie można coś zjeść niż Arkadia – czyli po prostu centrum handlowe…… gdzie tam ptaszki i drzewka??????

  5. Hej, weszłam, czytam i czytam, nie mogę się oderwać, podoba mi się, tak jak mówiłam – nie będę mogła oglądać – poproszę nagranie 😉 pozdrawiam 🙂

  6. Tak jak nie lubię fizjologii na blogach, tak Twoje 'obsrywanie się ze strachu i rzyganie wrażenia’ mnie ogromnie śmieszą 🙂
    Bosz, ja bym tak samo reagowała …
    Dobrze, że mnie nie zapraszają :))
    Ale Ty, jak chcesz wydać książkę, to musisz się przyzwyczajać do wielkiego świata 🙂
    Acha, i Syrenka na pocztówce tudzież największa warszawska szklarnia … o matko! Piękne :)))
    No, to powodzenia!

  7. Witam! Jestem tu właśnie dzięki „Pytaniu na śniadanie”, które rozbudziło moje jeszcze zaspane z rana zmysły i nie mogło uwierzyć, że istnieje ktoś, kto potrafi tak pięknie, składnie i poprawnie mówić! Pani blog jest miodem dla mej duszy! Dziękuję

  8. twym przeczulonym obawom wbrew telewizyjny debiut obył się bez zgrzytów. jestem tu po raz pierwszy i usiłuję ogarnąć fenomen twego wyróżnienia. co widzę? jest całkiem dowcipnie, jest w miarę ciekawie, z lekkością pióra (klawisza?) już bywa różnie. tak czy siak planuję tu bywać.

  9. Witam! Oglądałam i uważam,że wypadłaś lepiej niż Anka M. Jakoś tak bardziej barwnie….I urzekło mnie to, że ani razu nie powiedziałaś ,,yyyyyyyy” co tylko daje dowód na to,że wiesz co mówisz ;-)))) Gratulacje!!!! ps.myślę,że z tak barwna duszą wyszłaby Tobie niesamowita zabawna powieść, a nie smutna lektura…popatrz na około…70% społeczeństwa ma miny jak srające koty na pustyni.Potrzebują takich wesołych ludzi jak ty..Daj im to ;-))))

  10. Tak jak nie lubię „Pytania na śniadanie” tak w tym momencie mogę szczerze powiedzieć, że cieszę się, że widziałam akurat ten moment programu, bo dzięki temu trafiłam na tego bloga a Twoje „radomskie metaforki i inne pierdołki” poprawiają mi humor i dają do myślenia. Chciało mi się śmiać jak widziałam Twoje spojrzenia na Annę M.
    Tak w ogóle to mąka poznańska jest dobra. 😛
    Pozdrawiam i życzę powodzenia (chociaż i tak już to masz 😉

  11. Przez przypadek oglądałem TV (tylko dlatego, że jestem na wakacjach) i jestem pod DUUUŻYM wrażeniem. Chyba zostałem fanem !!!! A kto to była ta umalowana z długimi włosami ? 😉

  12. Ja jedynie w pracy(!) mam możliwość poogladać sobie te kolorowe uśmiechnięte buzie z PNS. Dzisiaj oprócz niekorzystnie wygladającej mojej imienniczki zobaczylam i z wielka radością wysluchalam ciebie właśnie. Jestem pewna ze po tym programie będziesz miała wielu nowych czytelników. Blog jest świetny a wpis:”pamiętaj abyś dzień święty swięcił…”to po prostu mistrzostwo swiata!Wypadlaś swietnie, o niebo lepiej od Muchy której ostatnio najwyraźniej brakuje polotu! szkoda ze nie zwóciłam uwagi na te buty za 39,99 !

  13. Hej. Zwykle nie oglądam TVP, ale dzisiaj przez przypadek trafiłam na program z Tobą. Zgadzam się z wcześniejszymy komentarzami – generalnie przyćmiłaś Muchę – to raz, a dwa – brawo za spontaniczność i „normalność” w świecie surrealistycznego ścierwa. Zaraz po emisji programu zaczęłam czytać Twojego bloga i muszę przyznać, że podoba mi się bardzo. Napewno będę tu zaglądać tak częstwo jak łącza pozwolą. Pozdrawiam i trzymam kciuki 😉

  14. Przy kawce obejrzałam i …takich ludzi lubię!Korzystam z chwili wolnego(dzieci przy bajkach) i wiem,że padłam ofiarą kolejnego uzależnienia ;)Czekam na książkę:)Przesyłam dobe fluidy.Pozdrawiam serdecznie!

  15. a jednak telewizja śniadaniowa, oglądana przypadkiem, w czasie oczekiwania na koleżankę, która ZNOWU zaspała, może być pożyteczna, nawet jeśli nie mam dziecka ani zmartwień natury „co włożyć do gara?”.
    Masz nową fankę ;P
    Pozdrawiam!

  16. Witam. Jestem tu po raz pierwszy i na pewno nie ostatni. Wypadłaś znakomicie, śmiem stwierdzić lepiej niż A. Mucha. Miałaś po prostu więcej do powiedzenia i miło się słuchało tego co mówiłaś:) Jesteś bardzo skromna, powiem, że aż za bardzo. Jednak dobrze czasem obejrzeć 'Pytanie na śniadanie’ : )
    Pozdrawiam życząc dalszych sukcesów!

  17. Cześć:) dowiedziałam się o tym blogu dzisiaj w TVP 2:) cieszę się, że tu trafiłam bo świetnie się to czyta. I napewno kiedyś wydasz tą książkę, piszesz świetnie:) Pozdrawiam obiecuję czytać:)

  18. Gratulacje – fajne teksty, dowcipne, inteligentne, zdania złożoooone, ale zrozumiałe.
    Pierwszy raz odwiedziłam Radomską, ale na pewno nie ostatni. Nie oglądam tv śniadaniowej chociaż jestem emerytką, ale dziś to był przypadkowy dobry pomysł. Chichotałam jak szalona, czytając Twojego bloga. Pisz RADOMSKA PISZ !!! Czekam na zapowiedzianą książkę. Może być o smuteczkach

  19. oglądałam Radomską! widziałam na żywo! fiu fiu. i stylizacja też niczego sobie 😉 a wypowiedź stokroć lepsza od bełkotu Anny M. brawo!! 😉
    będę zaglądać!! ;p
    pozdrawiam!

  20. Radomska! jak ja się cieszę, że nie uprawiasz idiotyzmów z cyklu”ubierz gwiazdę” masz rewelacyjne spojrzenie na świat i tak trzymaj! i pisz, pisz, pisz:)

  21. Widziałam panią dzisiaj w „pytaniu..” i z ciekawości zajrzałam na bloga. Świetny styl pisma, lubię czytać;) A w telewizji wypadła pani znakomicie.
    Na pewno dzięki temu wiele osób zajrzy na ten blog.
    Pozdrawiam z drugiej strony ekranu tudzież monitora.

  22. O tym, że ciekawie wypadłaś świadczy fakt, że nie mogę sobie przypomnieć kto prowadził program. Nie to żebym śledziła go codzinnie (jestem na urlopie) i znała harmonogram śniadanowych gwiazd…no ale nawet nie potrafię sobie zwizualizować ich twarzy. A ty zainteresowałaś mnie na tyle, że dziś odwiedziłam ten blog po raz pierwszy. I pamietam, że miałać czarne okulary i coś czarnego w uszach, ho ho!

  23. W dzisiejszych czasach zostanie celebrytą przychodzi niespodziewanie. Grunt to zostać nim z prawdziwych powodów. Jeśli ktoś ma talenty i potrafi swoją pasją zarazić innych lub wciągnąć ich w to co robi, to okrzyknięcie go super blogerem w pełni jest uzasadnione. Gratuluję 🙂

  24. ..dziesiąt, odlicza się nowa fanka. Przeczytałam z pełną empatią obawy opisane przed spotkaniem z „gwiazda”. Gratuluje, dreszczu jaki na ułamek sekundy się pojawił na twarzy, kiedy A. Mucha powiedziała, że „kto by się interesował twoim życiem osobistym”. Czekam na refleksje z konfrontacji wyobrażeń z osobą.

  25. Już ktoś to w komentarzach zauważył, ale muszę jeszcze raz podkreślić, że Twoja mina podczas wypowiedzi Muchy była bezcenna, szczególnie w momencie, gdy mówiła o „zabawie konwencją” (czy jakoś tak to nazwała.) Spodziewałam się, pewnie jak i Ty, czegoś innego niż zabawy pod tytułem „w co mam sie ubrać na wywiad w PNŚ”, ale cóż. Pisz Radomska, pisz i baw się językiem, bo ja jako studentka polonistyki chłonę te wszystkie metafory, frazeologizmy, neologizmy itp. itd.

  26. Od tematu: błagam, napisz na samej górze, co by każdy czytacz mógł przeczytać i zapamiętać. „Na pewno” pisze się osobno, „naprawdę” pisze się razem. Aż oczy bolą, bo ludzie często do rzeczy mają myśli i umieją je nazwać tylko zapisać już niekoniecznie.

  27. Hej! Czy wisi może gdzieś w sieci nagranie tego pytania na śniadanie z Twoją osobą? Ten link, który podałaś na FB nie chce mi puścić nagrania, mówi, że jakieś problemy z serwerem. A tak chętnie bym to obejrzała 🙂

  28. A ja czytam to.dzis kawał czasu po pierwszym wystąpieniu.Dzis obejrzeć nie mogę i liczę na jakiś link.Olu kocham za dystans, za forme pisania .

Napisz komentarz:

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.