Za darmo umarło!

Najwięcej dowiesz się o bliskich, kiedy będą daleko i akurat nie będą Cię potrzebować.Ile razy ktoś przypomniał sobie o Tobie tylko dlatego ” że miał do Ciebie sprawę”? Ile razy wykorzystał twoje umiejętności, talent, czas „bo ty to zrobisz lepiej”? Ile razy nie wiedziałeś, czy wziąć za taką usługę pieniądze, co powiedzieć, jak wycenić i JAK ODMÓWIĆ żeby takiej sytuacji uniknąć? Ile razy słyszałeś ” że to dla Ciebie drobiazg” i przemilczałeś wkurwienie, chociaż powinieneś odpowiedzieć, żeby skomlący drobiazgami zajął się sam, bo Ty masz ważniejsze sprawy na głowie np. utrzymanie rodziny?

Odkąd jestem blogerką bywam w tej sytuacji coraz częściej. Nie wspomnę już o morzu próśb o udostępnianie informacji, wsparcie etc. od  osób, które miały mnie przez większość życia w dupie. Rzecz działa też w zupełnie inną, absurdalną stronę – wielu ludzi chce mi coś dawać za darmo. W procesie przygotowań do wesela jest tych ofert dużo więcej – od projektu zaproszeń, przez paznokcie aż po dekoracje kończąc. Ludzie, których znam albo którzy znają mnie, chcą zrezygnować ze swojego wynagrodzenia. Bo mnie lubią. A ja się na to nie godzę, bo… lubię ich. I szanuję ich pracę.

I mam takie naiwne zasady:

  1.  Jeżeli czegoś potrzebuje, to szukam kogoś, kto zrobi to dla mnie sprawnie, za pieniądze, którymi dysponuję i dobrze. Jeżeli dobrze i sprawnie zrobi to ktoś, kogo znam, z wielką przyjemnością za usługę zapłacę więcej. Właśnie po to, żeby docenić, a nie wydymać.
  2.  Kiedy wymaga się od kogoś znajomego wykonania pracy za darmo albo za niższą stawkę, to nie jest „sprawa”, ani „prośba” tylko kradzież. A okradanie kogoś, kogo się rzekomo lubi, jest żenujące i słabe. W tym czasie ten człowiek mógłby pracować za normalną stawkę albo po prostu spędzić przyjemnie czas, zamiast bluzgać pod nosem, że znów dał się wrobić w „koleżeństwo w razie potrzeby”
  3. Jeżeli mogę kogoś wesprzeć, a moje polecenie jego działań jest przez niego mile widziane, po prostu to robię. To się nazywa rekomendacja i robią tak wszyscy zadowoleni klienci, przynajmniej powinni w połowie robić to tak często, jak często narzekają na „za drogich nieudaczników,którzy nic nie potrafią”
  4. Proszenie o usługę kogoś znajomego wymaga ODE MNIE- elastyczności, wyrozumiałości i taktu, bo to JA czegoś potrzebuję, a znajomy się tego nie spodziewał i nie miał w planach, a strasznie głupio mu odmówić.
  5. Staram się za często nie prosić o pomoc kogoś, kogo znam, bo nie znoszę niezręcznych sytuacji (w przypadku, kiedy jestem na przykład nieusatysfakcjonowana efektem) i dobre relacje z kimś są dla mnie cenniejsze niż fakt, że mogłabym coś załatwić szybciej
  6. Nie obrabiam dupy ludziom, którzy zdecydowali mi się pomóc, mimo własnych zobowiązań. Nawet jeśli nie spełniają moich oczekiwań. Bo może odwalili swoją robotę dla mnie w niekoniecznie fajny sposób właśnie po to, żeby uniknąć wykorzystywania ich w przyszłości i właśnie dlatego, że wszyscy wokoło ich o coś proszą, a im głupio odmówić
  7. Uczę się asertywności i nie jestem chamska. Szanuję asertywnych ludzi i im zazdroszczę. Łatwiej mi zawalczyć o czyjeś NIE niż własne.
  8. Za darmo umarło. Za pracę się płaci. Wolontariat jest skierowany dla ludzi potrzebujących, a nie cwanych i niezorganizowanych.
  9. Znajomy to osoba, którą się zna nie tylko dlatego, że zajmuje się tym, czego nam trzeba i wtedy przypomina. Jeśli przypominam sobie o kimś tylko w potrzebie, to znaczy, że NIE JESTEM JEGO ZNAJOMĄ i nie mam prawa prosić o nagłą pomoc czy wykonanie nadzwyczajnej usługi i równie dobrze mogę o to poprosić kogokolwiek, kogo nie znam, bo będę wiedzieć o nim pewnie tyle samo.
  10. Ja nie chcę pracować za darmo, dlaczego ktoś inny miałby? Nie stać mnie,to rezygnuję. Nie żebrzę i nie oczekuję taryfy ulgowej.

Jeżeli miałabym znajomego piekarza, który robiłby świetny chleb, kupowałabym to pieczywo codziennie, polecała innych i była skłonna zapłacić więcej,  żeby docenić jego pracę. Przyłaziłabym i żarła bochenek jeszcze przy ladzie. Była dumna, że znam tak dobrego piekarza. Nie oczekiwałabym zniżek, darmowych bułek, możliwości płacenia w innym, niż wszyscy terminie. I nie rozumiem dlaczego w taki sposób traktuje się osoby, które się lubi, a przestrzeganie zasad kultury czy zwykłej przyzwoitości zostawia obcym.

Drogie Brawo, czy jestem nienormalna…?

P.S. ZGADZASZ SIĘ? UDOSTĘPNIJ.

15 komentarzy
  1. WLAAASNIE; dawno temu przychodzily do mnie „kolezanki”,zeby za nie pisac wypracowania. A dzis… A dzis moze wreszcie umiem mowic nie albo maskowac sie z tym cp lubie. Ludzie lubia qykorzystywac. Daje im to przewage. Prosba sama to chwila jedynie. A potem moznajiz smiac sie q duchu,jak bardzo naiwnym i durnym czlowiekiem sie jest…

  2. Brawo, Brawo. Ja stosuję i „naprawiam” otoczenie. Kiedy korzystam z usług znajomych to robię to bo wiem, że dostaję wartość dodaną. Płacę najnormalniej i absolutnie nie przyjmuję gratisów ani zniżek. A wartością dodaną będzie to, że znajomy bardziej się stara i cieszy się, że płacę za usługi jego a nie kogoś innego. Bo praca dla znajomych wcale nie jet łatwa, bardziej obciąża, bardziej się człowiek stara i stresuje. Dlatego mieszać w to jeszcze aspekt finansowy w sensie oczekiwań, rabatów, czy darmochy to zwykłe chamstwo. I trzymam się jak skała zasady, że za darmo mogę przyjąć przysługę, która po pierwsze nie jest źródłem dochodów znajomego, po drugie nie kosztowała go, a jeśli już to naprawdę symbolicznie. I wzajemnie. Takie też oferuję „przysługi”. Za free dostaniesz ode mnie coś na czym nie zarabiam albo robię to bo chcę a to nie narusza mojego budżetu.

  3. W moim świecie „za darmo” nie tylko nie umarło, ale ma się świetnie. Asertywności mi nie brakuje i wszelkiej maści naciągaczy, którzy przypominają sobie o moim istnieniu, jak czegoś potrzebują, identyfikuję błyskawicznie i dosadnie odmawiam bez jakichkolwiek wątpliwości. Natomiast z przyjaciółmi i bliskimi znajomymi nie potrzebujemy pośrednictwa pieniądza, żeby świadczyć sobie różnego rodzaju usługi. Nie potrzebuję brać pieniędzy od przyjaciółki za zostanie z jej dzieckiem, choć w tym czasie mogłabym wykonywać pracę zarobkową. Po prostu ten czas inwestuję w sferę równie ważną, a może i ważniejszą niż praca zarobkowa, czyli w budowanie więzi międzyludzkich. Ona za to nie weźmie kasy, kiedy mi rozlicza podatek, choć robi to zawodowo i od innych bierze. Ja machnę jej opis do strony internetowej, choć z pisania się utrzymuję. Ktoś zostanie z moim psem na weekend, ja mu pożyczę plecak na wakacje. Uwielbiam to. Bardzo dobrze mi się żyje w takiej sieci relacji i wzajemnej pomocy nieprzeliczanej na kasę. Pasożyty są w tej sieci namierzane szybko i eliminowane, więc z tym problemu nie ma.

  4. Moi bliscy znajomi pytając mnie fotografię ślubną zawsze dostają ode mnie ceny… dla znajomych. Ja wtedy nie czuję się okradany, a oni są w porządku. Próbują natomiast „cwaniakują” zawsze Ci, którzy mają górę hajsu i zawsze sępią o następną złotówkę rabatu. To boli.

  5. Droga Radomska,
    Wszystko z Tobą w porządku.
    To świat wokoło oszalał a ludzie delikatnie mówiąc powaliło zdrowo na głowę, że normą uważają wzajemne okradanie się aniżeli docenienie tego, że w gronie znajomych ma się osobę zdolną którą można sprawdzić, docenić i polecić dalej. Niektórzy myślą, że przyjacielska pomoc jest równoznaczna z rabatem dla znajomych którym sie mowi cześć raz w roku na ulicy albo ma się w znajomych na fejsie bo się chodziło do jakiegoś miejsca razem, przez jakiś czas. I to razem oznacza wraz z 40 innymi ludźmi.
    Jeśli twórca chce wyjść z inicjatywą innego traktowania to świetnie. Ale to nigdy nie powinno być na zasadzie „cześć znamy się rabat daj”. A Rabat to stolica Maroko i ja się za nią odpowiedzialna nie czuję.
    Poza tym.. nie wiem czy zauważyłaś, że na ogół temat dotyka usług. Czyli tych „nienamacalnych” rzeczy. Nie jest to jogurt w sklepie czy krzesło na wystawie. Tylko coś co człowiek daje a nie ma tego fizycznie. Masaż, fotografia, grafika, artykuł..

  6. Jestem z pokolenia,ktorw zalapalo sie w zyciu na cholernie duzo obiecanek i zostalo spontanicznie zwerbowanych obietnicami stalej pracy.Tak bylo na studiach podczas pracy w redakcji az 3 rozglosni lokalnych tudzie w jednej gazecie,gdzie spedzilam calutkie lato,smarujac newsy i odbietajac telefon.Czesto uzywalam auta z wlasna benzyna by dojechac na wywiad.Placono nam gola,skromna wiwrszowke.Po eakacjach obietnice poszly do kosza,wrocili etatowi po urlopach,nam podziekowano.Wiedzieli,ze robimy to z powodu pasji i frajdy.Jeden w ladcicieli lokalnej rozglosni komercyjnej zrobil sobie na nasz koszt remont kuchni i lazienki,zleceniodawcy publikowanych w radiu reklam proponowali wlascicielowi rozliczenie barterowe w uslugach remontowych,a ja przez rok prowadzilam dwa razy w tygodniu poranny program od 6 rano za free,za obietnice etatu w niedalekiej przyszlosci.Coz,mialam tez kolezanki,ktore podrzucaly mi miesko do lodowki na przechowanie,bo ich wlasna pechowo sie zepsula,rozumiesz?Ratuj,kochana.Byla inna,ktora przerwala kontakt z nami gdy odmówilam podzerowania kredytu.Jeszcze inna,po rozwodzie przez rok przechowywala u mnie na strychu kartony z ksiazkami i kasrtami video z licznych podrozy.Oczywiscie,wniesc te ciezkie pudla na strych i zniesc je z powrotem musial mok maz.Czy mam wyliczac dalej?Mieszkam na wsi.Na wzgorzu.Do cywilizacji i najblizszych sklepow mam poltora km.Na naszej lokalnej drodze,waskiej,oblodzonej i pod gorke,czesto obce,przejeżdżając e samochody wpadaja do rowu lu nie mogac wyrobic pod gorke,dzwonia do nas,proszaco saperke do wykopania sie lub o piasek do posypania sliskiej nawierzchni.Radomska,sa sytuacje kiedy musisz schowac cennik do kieszeni.Sa i takie kiedy pomagasz bo nigdy nie wiadomp kiedy jako kobieta z dzieckiem zmajdziesz sie w sytuacji przymusowego zdania sie na uprzejmosc drugiego czlowieka,Znajoma singoelka z dzieckiem miala w drodze powtotnej w wczasow w Polsce wschodniej duza awarie auta.Ktos zholiwal ja do cienia,ktos inny zadzwonil po xnajomego mechanika,ktory za stowe usunal usterke,za ktora w Krk zaplacilaby 4 stowy.Jakas kobieta zaprosila ja do ogrodu,pani z tum dzieckiem nie meczy sie w 38 stopniach.Prosze do ogrodu,do cienia Wody sie napic ksnapke zjesc,dziecko nakarmic.Kolezanka zadzwonila w kompletnym szoku:Wiesz,spotkalam prawdziwych ludzi,kurcze,nie wierzr,ze tule moznaz siebie dac.Radomska,grunt to nie dac sie wykorzystywac bez umiaru.Pomoc raz,drugi ale mie non stop.Pamietakac,ze moge kiedys sama potrzebowac wsparcia i nie miec kasy by oplscic usluge.Zasada zlotego srodka i szczerej rozmowy,typu,wiesz,ale to kuz wychodzi poza zakres moich mozlieosci,az tyle nie moge zaoferowac bo pracuje na wlasne rachunki.To trudne,ale warto znalezc zlotu srodek i jasno wyznaczyc granice.

  7. 2,5 roku temu dzwoni koleżanka z podstawówki, nie rozmawiałyśmy 20 lat… chce się spotkać. Mam złe przeczucia. Słusznie. Mówi że jest w niespodziewanej ciąży, chce bym ją zatrudniła w swojej firmie, bo nie ma pracy i nie będzie mieć świadczeń. Nie szukam pracownika, nawet na siłę nie znajdę rzeczy którą mogłaby wykonywać. Ona nalega, prosi po prostu o fikcyjne zatrudnienie, zwróci mi koszty.
    Czytam dużo i wiem, że ZUS ma alergię na zatrudnianie ciężarnych. Nie chcę mieć kontroli i kłopotów. Sama jestem w ciąży w tym momencie, nie chcę strachu że z powodu owej przysługi będę mieć kłopoty. Odmawiam. Argumentuję. Koleżanka wydaje się rozumieć. Umawiamy się na wspólne wózkowanie jak już porodzą się te nasze dzieci tym bardziej że ona się przeprowadza i mieszka teraz 30 m ode mnie. Od 2 lat nie znalazła czasu by się spotkać, a na ulicy wręcz ucieka przede mną tłumacząc się brakiem czasu. Zabolało. Gorzko mi do dziś.
    Pomyślałam o złej karmie, o .. karze.. gdy pól roku temu Zus mnie skontrolował i doprowadził do ruiny firmę.. i przez parę lat będę długi spłacać pokontrolne.
    Nagle to ja zaczęłam potrzebować przysług i pomocy. I co? I nico.. na wieść że przestałam mieć pieniądze.. zobaczyłam plecy wielu znajomych, nawet rodzina mojego narzeczonego nagle przestała znać. Kilka osób rzuciło hasełka, że jakby co, jakaś pożyczka, zająć się dzieckiem coś.. dzwoń! Przyszedł moment gdy zadzwoniłam. I co? Obietnice bez pokrycia. Gorzko jak nie wiem.
    Ale w tej biedzie nagle pojawiły się osoby.. jak dobre dusze. Słuchaj.. mam 200 zł do wypłaty, ale Ci pożyczę, ja sobie poradzę..( to kolega z podstawówki, żaden tam bliski przyjaciel). Koleżanka, która znam z netu, pożyczyła w ciemno sporą kwotę, zaufała mi. Inny zapomniany kumpel potrzebował 15 min by zjawić się z pieniędzmi, i nie pytał kiedy oddam. A Ci co obiecywali nagle zaczęli być śmieszni.. w stylu: pies zeżarł mi kartę do bankomatu więc rozumiesz….
    W międzyczasie dobrą koleżankę rzucił mąż. Została sama, bezradna, bez kasy, z mnóstwem problemów które ogarniał jej mąż. Nie potrzebowałam zachęty by pomagać. Nie mam kasy.. ale mam faceta 🙂 Użyczam go do męskich spraw, naprawa rowera, komputera, komórki itp… Ona przywozi mi jaja ze wsi, czasem weźmie na spacer mojego syna, gdy likwidowałam sklep i miałam kilka niepotrzebnych towarów to jej dałam, choć mogłam sprzedać. I tak sobie świadczymy wzajemnie przysługi, bezpłatnie… bo chcemy. Bo wiemy ze jednego dnia ja jej, innego ona mnie.
    I jest to daleka koleżanka, która w pewnych okolicznościach stała się bliska. A Ci, którzy byli blisko.. nagle się oddalili. Bardzo gorzkie.
    Wspomniałaś Radomska, ze jeśli masz znajomego piekarza to wolisz u niego kupować chleb. U mnie to nie działa. Prowadzę sklep, i spora część moich znajomych nie kupi u mnie, bo boli ich że jeszcze bym się „dorobiła ” na nich. Prowadziłam sklep w swoim bloku, i widziałam jak wszyscy moi sąsiedzi noszą ten sam towar od konkurencji. Dlaczego?? Jak to nazwać, jeśli nie jakimś rodzajem zawiści.
    Gdy powodziło mi się a firma kwitła, pomagałam. Dawałam fanty na festyny, czy na loterie różnych stowarzyszeń, często bez reklamy w zamian. Miałam dostawcze auto, prośby wielokrotnie spełniałam transportowe, kosztem swojego czasu i paliwa.
    Teraz kiedy sama leżę i potrzebuję pomocy… Gorzko.

  8. Po przeczytaniu komentarza Joanny zrobiło się jeszcze bardziej gorzko. Zawiść to niestety wciąż polska specyfika.
    Polaka prędzej połączy wspólna bieda, wtedy się nawzajem wesprą, ale świętować czyjś sukces, to przecież boli.

    Syn jest absolwentem liceum, państwowego, ale działającego pod egidą pewnej fundacji. Po prostu utalentowany menadżer, Polak, zawarł kiedyś przyjaźń z cholernie bogatą damą ze Szwajcarii, bezdzietna spadkobierczynią rodziny Geberit ( znacie na pewno eleganckie spłuczki toaletowe tzw.podtynkowe). Otóż kobieta ta dała się namówić na zapisanie części swojego pokaźnego majątku na powstanie fundacji, która zbuduje piekny obiekt szkolny, wyposaży szkołę w basen i infrastrukturę sportowa na wysokim poziomie. Pani dziedziczka powiedziała jednak wprost: Daję wam zamiast marchewki dam wam narzędzia: Pewną ilość gotówki oraz poparcie u wpływowych osób. Dzięki temu, że ta pani nie była obojętna na fakt, że ktoś jest wizjonerm i ma wielkie marzenie, dziś pod Krakowem znajduje się nowoczesne, bezpłatne centrum edukacyjne, wyrównujące szanse edukacyjne młodzieży pochodzącej ze wsi i małych miejscowości.Zdawalność matury jest tam zawsze 100%. W centrum co roku przebywają także dziesiątki młodych ludzi z całego świata: oni ucza się polskiego, i dają bezpłatne lekcje konwersacji polskim uczniom. Wspólnie odkrywają pięno Polski, wielu uczniów Polaków odwiedza ich potem w rodzinnym kraju. normalnie rodziców uczniów nie stać byłoby na takie wydatki. Pani dziedziczka nie poprzestala na własnej życzliwości: namówła także do takiego gestu swojego brata ( na łozu śmierci). Radomska, rozumiem twój punkt widzenia. Pewien etap życia wymaga od nas zdrowej dawki egoizmu abyśmy nie zatracili się wyłącznie w pomaganiu, odejmując sobie samym od ust.

    Rozumiem, że twój gorzki ton wynika z poczucia bycia naciąganą na rolę Matki Teresy z Kalkuty podczas gdy ty jesteś przede wszystkim mamą Lenki, której musisz kupić pieluchy, zabwki edukacyjne, która chcialabyś karmić zdrowymi produktami i marzysz by dac jej znakomity start, jak każdy rodzic.I to jest zdrowe, normalne, naturalne. Warto jednak rozgraniczyć, gdzie leży granica naciągania, wykorzystywania, a gdzie sytuacja jest wyjątkowa. Dlatego np znani blogerzy angażują się w wartościowe akcje charytatywne. Bardzo mi to imponuje i pozdrawiam każdego, kto zaangażował swój czas w dobrej sprawie. Żeby się czymś podzielić, trzeba jednak mieć czym, prawda?

    Słyszę, że niektórym blogerom sodówka uderza do głów. Jeśli , a tacy podobno są, za pokazanie swojej twarzy w reklamie biorą kwotę nawet w wysokości 5 tysięcy złotych, to jak statystyczny nauczyciel czy statystyczna kobieta na wychowaczym, która przeszła na utrzymanie męża może się czuć, odbierając swoją tzw. „pensję?” Taka stawka nawet zarobiona w trakcie jednego dnia zdjęć reklamowych jak dla mnie przeczy zasadom wszelkiej uczciwości. Firma publikuje potem reklamę w mediach, a my, jej odbiorcy, dorzucamy się niejako do kosztów jej produkcji po części, kupując dany produkt. Bo przecież w jego cenie jest wkalulowany budżet promocyjny… I tak to się kręci.

  9. Czyżbym wyczuł wkurw na konkretną sprawę?

    Trochę to mi się kojarzy z tym dowcipem:
    Gdy pierwszy raz pomagasz człowiekowi, słyszysz: ” Bardzo dziękuję!”.
    Za drugim razem – ” Dziękuję.”.
    Za trzecim razem – nic.
    Za czwartym – ” Nareszcie; ile można było czekać?!”

    Osobiście lubię pomagać, robię to nie dla pieniędzy (choć miło jak ktoś to doceni i z racji słabego charakteru długo nie odmawiam :)), i sam często korzystam z darmowej pomocy – choć tez proponuję zapłatę, ale jak ktoś się upiera to analogicznie – długo się nie upieram. I obawiam się, że suma moich długów wdzięczności przeważa 😉

    Ale fakt, że pomaganie bywa upierdliwe – w obie strony. Czasem z proszeniem, a czasem z dawaniem. Ale przynajmniej jest na co narzekać, więc jako rodowity Polak doceniam ;P

  10. Lekcje takowa odebralam wczesnie. Na jakiejs loterii napisalam haselko-wierszyk i kolezance tez, bo sama glupawa, nie mogla nic wymyslec. Wylosowali akurat jej wierszyk (napisany przeze mnie), kolezanka dostala wielki kosz kosmetykow na lato. Myslicie, ze mi cos odpalila? Ze sie podzielila?? Zabrala kosz, wygrany dzieki mnie i poszla do domu.
    Nikomu nic za darmo. Albo za kase, nawet drobna, albo na zasadzie wymiany dóbr.
    Krąg osob, ktorym pomagam za darmo, robie przyslugi, wspieram i dziele sie wena lub owocami mej pracy jest bardzo waziutki, bardzo bliski i wyprobowany.
    Praca za darmo nie jest nic warta.
    W pelni sie zgadzam, P. Radomska! Wspieranie znajomego, zdolnego piekarza, w sposob jaki to opisalas to typowe podejscie „amerykanskie” / protestanckie / cywilizowane. Szukanie okazji po znajomosci, żebranie kumoterskich zniżek i sępienie za darmoche w ogóle – to juz czyste cwaniactwo. troche polskie, a troche po prostu słabe, niecywilizowane, januszowe cwaniakowanie.

  11. Z jednej strony, brzmi to wszystko bardzo sensownie. Z drugiej, lubię czasem skorzystać z bezpłatnej pomocy. No i nie odmówię czasem bezinteresownej pomocy drugiemu człowiekowi. Nie chciałabym każdej usługi rozliczać zaraz pieniężnie. Bo przecież jadąc autobusem czy taksówką musiałabym płacić za bilet/ przewoźnikowi. Czyli powinnam zwrócić mamie koszty benzyny+jeszcze coś, jako że podwiozła mnie do sklepu? (Wiem, że przykład może aż zbyt dosadny, ale.. ;))
    Inaczej sprawa wygląda oczywiście z dalszymi znajomymi, których i znajomymi ciężko czasem nazwać. Wtedy zdecydowanie popieram! 🙂

  12. A co, jeśli komuś praca umarła? Wypłata zdechła? A pomocy potrzeba? 😛 Jak żyć, jak żyć…
    Ciekawe co na to odpowiedziałoby Drogie Bravo…

    1. JEŚLI CHODZI O CHOROBYT ONKOLOGICZNE, POMOC OTRZYMUJE SIĘ BEZ WZGLĘDU NA TO,CZY MA SIĘ UBEZPIECZENIE. ale nie otrzymuje się pensji, jeśli nie ma się prawa do zwolnienia lekarskiego.

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.