Kiedy kochanie to już rozpieszczanie?

Uszczęśliwianie mojego dziecka stanowi moją ulubioną rozrywkę. Serio, nic dla mnie nie cieszy mnie tak, jak to, co przygotowuję dla niej. Rodzice, znacie to chyba?

I nie mam na myśli wyłącznie rzeczy materialnych – choć chyba w przetrzepywaniu internetu, wycieczce do sklepu i odstaniu niemal godziny chodzi nie tylko o sukienkę w Pokemony. A w wyjściu na lody po przedszkolu, czy na wagary, żeby obejrzeć film w kinie, nie tylko o hedonistyczną przyjemność i atrakcję.

Tym, co robię, według siebie wysyłam do dziecka komunikat: zobacz, kiedy chcę wywołać Twój uśmiech rzucam wszystko i pędzę po rzeczy w Pokemony, kiedy wiem, że miałam mało czasu na beztroskę w tygodniu, to weekend chcę cisnąć chwilę jak cytrynę i idziemy „na kawę” pogadać. I potrafię, bez wpływu siły wyższe stwierdzić – dziś wolne, idziemy na Króla Lwa.

Sęk w tym, że moja perspektywa jest tylko moja, nie jej

Jasne, że zaspokajam tym wszystkim swoje potrzeby: bycia dobrą mamą, ale także ofiarowania tej małej Oli we mnie tego, czego nigdy przecież dosyć – poczucia, że jestem ważna, najważniejsza, że ktoś robi dla mnie miłe drobiazgi, bo kocha i najzwyczajniej uwielbia spędzać ze mną czas!

Każdy z nas stara się być lepszym rodzicem niż jego osobiści – tak działa sztafeta i to napędza świat do rozwoju, mam nadzieję, takze w dziedzinie budowaniu relacji. Moja mama marzyła o pokoju dla mnie i siostry, charowała jak wół i oddałaby za nas życie. Nie miała możliwości zabierać nas do żadnych kawiarni – mieszkaliśmy na wsi, 20 lat temu to była fanaberia.

Sama dała mi i siostrze więcej niż jej ktokolwiek kiedykolwiek

Za to, kiedy spędzałyśmy dzień nad osiedlowym basenem (takim wybudowanym dla dzieci i rodzin pracowników fabryki a nie w Kalifornii 😉 ) , w czasie przerwy przychodziła do nas wypełnionym po brzegi, wiklinowym koszykiem.

Inne dzieci jadły kanapkę, musiały wracać do domu na zupę z poprzedniego dnia albo zadowalały się jakimś hod dogiem. Nam mama przynosiła domowe pikle, skrzydełka w panierce, ziemniaczki, kompocik, talerzyki – nieświadomie organizując ekskluzywny piknik. Piękne. Dzieciaki ponoć ocierały ślinkę, a ona puchła z dumy, że daje z siebie swoim dzieciom więcej niż inne mamy.

Szkoda tylko, że ja tego, jako jej dziecko nie pamiętam, a te cudowne wspomnienia są jej. Nie doceniłam – pracy, czasu, tego, że był to swoisty rytuał, który utwierdzał ją w przekonaniu, że jest dobrą mamą i uchyliłaby dzieciom nieba. Jest mi wstyd, ale kompletnie tego nie pamiętam. Za to jedyne wakacje na których kiedykolwiek z mamą byliśmy (jeden raz w życiu nad jeziorem) zapamiętałam, bo mama machnęła ręką, miała dość trucia dupy i mogłam jeść lody bez ograniczeń. Nie zastanawiałam się nad tym, jak wiele taki wyjazd musiał emocjonalnie i finansowo kosztować kogoś, dla kogo całe życie wakacje oznaczały ciężką pracę na wsi i żniwa, sam musiał to ogarnąć i za to zapłacić. Smak jagodowych lodów włoskich rozpoznam bez problemu.

I coraz częściej martwię się o moją relację z córką

Dla Lenki wypady na lody nie są już atrakcją, a oczywistością.
Z nią w kawiarni byłam częściej przez ostatnie kilka lat, niż sama z kimkolwiek przez poprzednie ponad 20.
W kinie jesteśmy jak tylko pojawi się coś, co nas zainteresuje.

Nie chodzi mi kompletnie o rzeczy i ich kupowanie. Od początku mieliśmy takowe w nosie i stawialiśmy na formę spędzania czasu sądząc, że robimy coś ekstra.

Nie ma u nas markowych ciuchów, gadżetów, drogich zabawek. Za to są weekendowe wycieczki do lasu, nad staw, parku rozrywki, ZOO Safari, pizzę czy kina. Niejednokrotnie zapewnienie dziecku ekstra dnia kosztuje mnie też sporo pieniędzy (których nigdy nie wypominam, ale których wartość znam i wiem ile muszę na nie pracować). Finalnie i tak słyszę, że bez sensu, bo na deser był tort bezowy a nie lody.

I załamuję ręce. Wątpię. Waham się. Miotam.

Nie chodzi o koszty finansowe, ale i wkład emocjonalny w organizację jej czasu tak, jak wydaje mi się, że mi by się nawet nie śniło.

No właśnie, a może tylko wydaje?

Najwięcej pracy wkładam w rozmowy o emocjach. Mówimy, co danego dnia było spoko, a co nie. Zwracam uwagę na pozytywy, aby nie umknęły żadnej z nas

– cieszę się, ze smakował CI obiad, który przygotowałam
– lubię z Tobą spacerować i spędzać czas
– to i to było niefajne
– było mi miło jak zrobiłaś czy powiedziałaś to czy tamto

A mimo to boję się. Tego, co ona opowie o swoim dzieciństwie, co zapamięta, czy doceni. I głowię się, jak robicie to Wy?

Gdzie jest granica między okazywaniem miłości, troski, sympatii, a rozpieszczaniem? Bo ja z jednej strony chciałabym dać jej gwiazdkę z nieba, a z drugiej boję się, że na 10 urodziny będzie oczekiwać już własnego układu słonecznego i to nie dlatego, że jest złym dzieckiem, bo jest cudowna.

Ale dlatego, że JA ją zepsuję. Że karmiąc swoje ego na lodach w kawiarni wpajałam jej, że wszystko o czym JA NIE MOGŁAM MARZYĆ leży u jej stóp i jest oczywiste.

Z drugiej jednak strony chcę za 30 lat dostawać zdjęcia z jej wycieczek z dziećmi. Już nie do parku na piknik za blokiem, ale za granicę, na co ja nie miałam nigdy odwagi, a dla niej pójście dalej będzie oczywiste i naturalne? Może odbiorę telefon i usłyszę, że „te niewdzięczne robale niczego nie doceniają, a ja tak się staram” i uśmiechnę się pod nosem.

Zabiorę na kawę, jak w przeszłości i opowiem o dziewczynce, która w kawiarni dla dorosłych pań sączyła z mamą „kawkę”, a kwadrans później miała focha, bo shake był za zimny?

Może tak ma być, że nasz kosmos ma być ich podłogą, żeby poszukały własnego do podbicia i znów sprowadziły go dla najważniejszych dla siebie istot na ziemię…?

Jak sądzicie? Macie tak, że się boicie, że dajecie swojemu dziecku za wiele albo nie to, co trzeba i możecie je tym skrzywdzić…?

fot. Natalia Raźniak Fotografie, która uchwyciła nasze wygłupy.

93 komentarze
  1. Rozpieszczam. Czasem mam wyrzuty sumienia, że nie wszystkie dzieci mają takie szczęście jak mój syn. Mam nadzieję, że dostanę pozytywną formę zwrotną na starość:)

  2. Jasne, że się boję, że moją trzylatkę rozpieszczam. Jak coś zbroi mówi „przytulić”, a ja wiedziałam, że będzie krzyk i dostanie w tyłek. Boję się, że czułością zrobię jej krzywdę, ale z drugiej strony nie chcę by jej pierwszym wspomnieniem było wspomnienie porządnego lania. Intuicja mi podpowiada, że jest ok, ale ziarno niepewności kiełkuje.

  3. Nie zbyt czesto sie tu udzielam, ale musze, bo sie udusze. Uwielbiam Twoje wpisy zwiazane z macierzynstwem. Poryczalam sie jak glupia.
    Ja niestety zaczelam doceniac to jakie mialam wspaniale dziecinstwo zbyt pozno. Choc wciaz jestem mloda(26) nie zdazylam niestety za wszystko podziekowac mojej mamie…
    Teraz sama bedac mama robie dla mojego syna dokladnie to, co Ty dla Lenki i lubie to i nie zamierzam zmieniac. Uwazam, ze najlepsze co mozemy dac dziecku to czas, a oni predzej czy pozniej na pewno to docenia 😉 pozdrawiam!

  4. Rozpieszczam daje wszystko to czego ja nie mogłam miec jak każda mama i czasem słyszę że „to nie jest fajne” „a możemy więcej tutaj nie przychodzić” lub „musimy??!” to opadają mi ręce, ale nie poddaje się idę dalej walczę o ich dzieciństwo mam nadzieję że kiedyś poprostu mi powiedzą „mama jesteś najlepsza” że kiedyś podziękują że wakacji nie spędzili przed tv oglądając poraz X ta samą bajkę. Mam NADZIEJĘ ale nie oczekuję. Dzieciństwo to najlepszy okres ich życia i ja czuję obowiązek pokazania im jak wykorzystac ten czas mimo że nie zawsze trafiam w gusta.

  5. Czy czułością można zrobić krzywdę?
    Czułość przede wszystkim, a później rozmowa.
    Ja to widzę tak:
    Jeśli rozpieszczając robimy dobrze sobie, to jest to niemądre. Ale jeśli słuchamy, rozmawiamy i spełniamy marzenia naszych dzieci, to czyż nie jest to budowanie ich, jako szczęśliwych ludzi?
    Mądra relacja i podążanie za dzieckiem nie staną się nigdy pejoratywnym rozpieszczaniem.

    1. Ja piszę jedynie z perspektywy dorosłego dziecka i zgadzam się z komentarzem Anki. Z dzieciństwa najlepiej wspominam to „rozpuszczanie”, które było spełnianiem moich marzeń czy zgadzało się z moimi zainteresowaniami. Moja mama (piszę tylko o niej bo tato należy do tych wycofanych) robiła dla mnie dużo, wiedziałam o tym od zawsze ale mnóstwo z tych rzeczy to było forsowanie swojego zdania. Jak ona chciałaby urządzić mój pokój, jak mam się ubierać, czesać. Mogłam dostać dużo o ile zgadzało się to z tym co podoba się mojej mamie. I to wspominam bardzo niefajnie bo czułam się niesłuchana a jednocześnie miałam poczucie winy, wtedy jeszcze nie wiedziałam z jakiego powodu (klasyczna sytuacja, kiedy ktoś daje „na siłę”).
      W konsekwencji pamiętam, że miałam w dzieciństwie dużo ale też, że nie to co było dla mnie najważniejsze bo wolałabym np. zamiast kolejnej (niepotrzebnej) bluzki lekcje tańca.
      Dlatego, kiedy słucham jak mówisz o turkusowym pokoju Lenki i dekoracjach z Minecrafta to myślę, ze to jest absolutnie czadowe i to jest właśnie to dobre rozpieszczanie – bo dotyczy spełniania jej szalonych pomysłów bez cenzury „co się rodzicom podoba”.
      Z rzeczy, które można nazwać rozpieszczaniem czy przyzwyczajaniem do dobrego na pewno były u mnie wakacje i kolonie 🙂 Jako dziecko uważałam właśnie, że to coś zupełnie normalnego, nie, że mi się należy ale jakby uznawałam to za standard. Jako dorosły wspominam ten standard bardzo miło i nostalgicznie – taki po prostu dobry czas i coś co chciałabym sama dla siebie odtworzyć. Mam nadzieję, że właśnie tak Lenka będzie wspominać Wasze wyjścia na kawę 🙂
      Na koniec chciałam tylko dodać, że absolutnie nie mam żalu do rodziców. Jako już 30 letnie dziecko wiem, że robili to, co sami uważali za słuszne i ich intencje były dobre.

  6. Hm..? Ja moje dziewczyny rozpieszczam, ale też nie daje sobie wejść na głowę. Lubię spacery z nimi wypad na lody na wycieczki też jeździmy. Nie za często ale jak jedziemy to na cały Boży dzień. Czasem wydaje mi się że i tak za mało spędzam z nimi czasu.. Chciałabym więcej-lepiej jakoś organizować czas żeby im pokazać jak najwięcej. Chciałabym być lepsza matka.. Może mniej krzykliwa. Ale mam nadzieję, że moje dziewuchy docenia że staram się robić wszystko co dla nich najlepsze i żeby potrafiły się cieszyć nawet z najmniejszych rzeczy.

  7. Jestem już trochę starszą mamą, bo moje córki mają 25 i20 lat ,są totalnym przeciwieństwem siebie jak byłam taką młodą mamą (może w trochę innych czasach, bez wszech obecnego internetu?)
    To też miałam mnóstwo wątpliwości
    Czy rozpieszczam, a może jestem za surowa?
    Ale może nie trzeba wszystkiego tak analizować tylko porostu KOCHAĆ! !!?
    Nie ma gotowej recepty ,instrukcji jak to robić. Trzeba tylko pamiętać, że to człowiek mały ale człowiek. Może zamiast (chociaż to też jest fajne ale czasami) spełniać swoje marzenia z dzieciństwa. Trzeba wsłuchiwać się w marzenia tego małego człowieczka,
    pozwolić mu na kreatywność i bycie sobą.
    I na Boga nie czekać na wdzięczność na starość ,wychowywujemy małego człowieka,który kiedyś pójdzie własną drogą,a nie opiekunkę na stare lata.
    Czasem usłyszysz Kocham cię mamuś, a czasem marnujesz mi życie,
    ale fenomen polega na tym że dalej kochasz miłością bezgraniczną ,bezwarunkową i nie oczekujesz nic w zamian bo to miłość a nie tranzakcja

  8. Olu przeczytałam Twój tekst i woesz co ?? Mam jak Ty 30 lat, moja Mama miała nas 7 ? w domu sie nie przelewalo-szybko zaczęłam swoją pracą w gospodarstwie domowym….były jasne zasady. Miałyśmy najpierw coś zrobić żeby móc wyjść czy po prostu odpocząć. Niejednokrotnie miałam za złe, że my musimy robić a inne dzieci mają wakacje -mają pieniądze. My jak coś chcieliśmy musielismy sobie na to zapracować. Patrząc z perspektywy czasu cholernie mnie to uksztalyowalo…wiem ile wysiłku trzeba włożyć żeby coś osiągnąć. Sama mam 2 dzieci i chciałabym uchylić im nieba-dać to o czym.ja mogłam tylko marzyć i tez czasami mam wątpliwość czy to już rozpieszczanie….I tak jak Ty od drogich zabawek wolę gadać ,wyglupiac się, chodzić po lesie, parkach, zjeżdżać na zjeżdżalni czy się po prostu tulić hee ale czy w tych czasach ,gdzie wszystko jest na wyciągnięcie ręki,gdzie każdy oceniany jest przez pryzmat tego co ma a nie tego kim jest-jest strasznie ciężko być dobrym rodzicem…Ale tego jak się spelnilismy opowiedzą nam już nasze dzieci….

  9. Hm… moje dzieci sa juz… duze, dorosle… zazdroszcze starsznie tego co dajesz Lenonowi…
    Mnie nie bylo stac na basen, pizze czy kino…
    Mimo tego, ze mialy na codzien ojca bylam tylko ja…
    Pracowalam w weekendy, nie mialam czasu i mozliwosci spedzic dnia nad woda czy w kawiarni na deserze…
    Moze tez dlatego, ze zostalam mama w wieku 20lat…
    Nie umialam docenic tego co sie stalo, byc NAD matka…
    Teraz strasznie zaluje tego co bylo, ze inne dzieci mialy wakacje, kino, pizze czy fajne zabawki… Moje dzieci nie
    Troche sie pozmianialo… teraz mam mozliwosc zabrania na wakacje, kupienie fajnego ciucha, czy innej rzeczy… ale 17latka czy 22latke juz to tak nie bawi… no wez, z matka…
    Dla Twojego dziecka wszystko co dla moich bylo obce dla niej jest codziennoscia, wiec trudno docenic cos co ma sie zawsze…

  10. Hmm.. Nigdy nie myślałam o tym czy można kochać za bardzo. Pozwalam mojej dwuletniej córce na bardzo dużo (wiecej niż ja mogłam), ale wątpię, aby ona to zauważyła. Wydaje mi się, że z miłością i rozpieszczeniem jest jak z bajkami/filmami. Każdy ma swój ulubiony fragmet oraz inaczwj przeżywa daną scenę.
    Pamiętam jak mama przygotowywała moje 8 urodziny i stresowała się, iż nie stać nas na imprezę w Maku. Moje starsze rodzeństwo zadbalo o rozrywki, mama zrobila tort, a goście wspominali imprezę jako jedną z najlepszych. Mi tylko było szkoda dlaczego tak mało osób mogłam zaprosić. Dziś wspominam imprezę bardzo miło i doceniam trud zwiazany z przygotowaniami. Mam nadzieję, że moje dzieci też będą mieć miłe wspomnienia z dzieciństwa oraz sami będą rozpieszczac bezwarunkową miłością swoje latorości.

    P.S. tekst wspaniały! Dobrze,iż poruszasz ten temat.

  11. Myślę, że wspomnienia są mega ważne. Wspólny czas. Rozmowy. Bycie razem. Mój tata mało że mną był. Taką miał pracę. Ale wiem, że kocha. Mama…byla zawsze. I w sumie nadal jest. Choć nie mieszkamy już razem to troszczy się i martwi, choć nie raz wkurza. Dużo mam wspomnień z dzieciństwa. Pamiętam, że bardzo marzyłam o lalce baby Born, ale moi rodzice nie mieli na to pieniędzy. A mama ma do dziś wyrzuty sumienia, że jej nie dostałam. 🙁
    Czuję, że miałam szczęśliwe dzieciństwo. Fakt, że moja praca pozwala mi mieć wakacje, sprawia, że czuję się trochę jak dziecko… I cudownie mi z tym.

    Chyba trzeba robić tak, jak podpowiada serce.

  12. Ja z dzieciństwa najszczęśliwszy moment jaki pamiętam, to gdy mama bawiła się z nami w kotka i myszkę 🙂 Lub gdy byłam chora, ona siadała po drugiej stronie łóżka i odbijała ze mną balona 🙂 To są takie momenty, które teraz interpretuję jako jej uważną obecność, prawdziwe zaangażowanie w czas ze mną. I taki nie wynikający chyba z zaplanowanej czynności, tylko spontaniczne towarzyszenie mojej potrzebie bliskości, zabawy.
    Mam taką myśl, że może rozpieścić się da, ale materią? Jakoś czuję sprzeczność, że możliwe jest rozpieścić miłością, czułością, byciem tak na prawdę obok.
    Twoje słowa, a nasza wspólna wątpliwość i rodzicielska frustracja 🙂 W takich chwilach zwątpienia, nie wiem – w siebie? w swoje macierzyństwo? W swoje decyzje, wartości – idę w góry, zadbać o SIEBIE. Bo tylko na siebie mam wpływ :)))

  13. To jest własnie ta cienka granica i niestety nikt nie zna złotego środka, ale ja moge powiedziec o moim tacie. Moj Tata zawsze mnie rozpieszczal, wszedzie zabierał, kupowal mnostwo rzeczy, gral w pegasusa. Czasami krzyczal, albo karcil, ale do dzis darze go ogromnym szacunkiem i miłością i pamiętam to wszystko co.dla mnie robil. Licze sie bardzo z jego zdaniem. Wiec chyba takie dobre rozpuszczanie jest dobre.

  14. W byciu mamą jestem dopiero w blokach startowych, ponieważ moj synek ma dopiero 5 miesięcy ale juz zauważyłam, że spędzając z nim czas robię to bardziej dla siebie. Nie chodzi tu o opiekę bo przecież to maluszek i logiczne jest, że wymaga jej 24h na dobę ale w chwilach, gdy ktoś z rodziny mi go „porywa” na chwilę żeby mnie odciążyć. Najgorsza jest ta świadomość, że będę go miala dla siebie tylko przez krótki czas… a później oddam go światu. I zamierzam robić dla niego wszystko, tak jak Ty dla Lenki. Nie wiem czy doceni, nie oczekuję tego. Mam tylko nadzieję, że będzie szczęśliwy bo ja będę na pewno, robiąc z nim to, o czym marzyłam, że będę robić jeszcze zanim pojawił się na świecie ?

  15. Moim zdaniem milosci nigdy nie jest za duzo 🙂 kochaj, rozpieszczaj i wspieraj ile wlezie. Owszem, moze dla niej wyjscie na lody z mama nie znaczy tyle co znaczylo dla ciebie, i ma do tego podejscie jak ty do koszyka piknikowego od mamy czyli jest to dla niej oczywistosc a nie twoja praca i checi, ale to i tak w przyszlosci zaprocentuje. Jakis tam czas obserwuje cie na instagramie, i widze bardzo madra kobiete. Widze mame ktora stara sie zrozumiec dziecko z kadej strony, dac mu wszystko co moze, przemysli kazdy krok. Ten wpis zreszta jest na to idealnym dowodem!! Tak z tego co zaobserowalam, z tych wycinkow bo wycinkow, to jestes super mama 🙂 a co do marudzen o za zimnego shejka czy tortu bezowego, to wspolczuje calym sercem kolejnych lat ale zapewniam ze jest to norma. moje dzieci juz sie usamodzielniaja ale doskonale pamietam jak chcialam wyrywac wlosy z glowy, i swojej i ich, bo zabierzesz do kina to wrocisz z obrazonymi bo zelek nie kupilac. Kupisz zelki bedzie afera o lody, kupisz lody bedzie o piornik, zawsze cos znajda zeby byc zrozpaczone. tacy hejterzy 😀 taki zywot rodzica, ot co. tak trzeba zaplacic za te wszystkie radosci i milosc ktora sie dostaje z macierzynstwiem. Powiem ci ze przy starszym dziecku myslalam ze to efekt mojej nieudolnosci macierzynskiej, przy drugim juz nauczylam sie ignorowac 😀 tak wiec jesli moge cos doradzic przy kazdym nastepnym jest mniej nerwow 😀

  16. Tez mam tak, że chcę dać swoim synkom więcej niż miałam ja. Ale więcej nie w sensie materialnym a w sensie wspomnień. Chociaż ja też nie mogę narzekać na swoje dzieciństwo. Myślę, ze najważniejsze to postępować tak, żeby nasze dzieci jako dorośli ludzie mogli powiedzieć ,,Lubię moich rodziców,,

  17. To taki trudny temat, bo mam wrażenie, że można go łatwo skopać, z drugiej strony na wspomnienia z dzieciństwa nie do końca mamy wpływ. Sama nie wiem. Ja pamiętam z dzieciństwa takie drobnostki, o na przykład jak byliśmy nad morzem i rodzice pozwolili mi kupić kulkę z automatu za 1 zł. Jaka to była radość. I taka sama radość próbuje przekazać moim dzieciom (5 i 1,5 roku), właśnie takimi drobnostkami. Dziś właśnie pozwoliłam im na wylosowanie kauczuka za złotówkę. Co to była za radość! Młody aż go przytulał, co może nie do końca jest zdrowe 😉 Wyjścia do kina, lody czy na pizzę to raczej większa okazja. Ja też dodatkowo staram się rozmawiać z córką o finansach, nie chce żeby się nimi martwiła, ale chciałabym żeby miała poczucie ich wartości i tego, że najczęściej coś nie jest zupełnie warte swojej ceny. Może to zgubne, może to mój błąd, ale tak czuję. Czas wolny też staram się wyważać, jest on aktywny, ale czasem potrzebujemy dnia na zwykle siedzenie w domu, zabawę i gry. Widzę, że wtedy jest najszczęśliwsza, jak bawię się z nią lalkami (czego szczerze nienawidzę, ale wiem, że to sprawia jej ogromną radość, wiec się zgadzam)

  18. Rozpieszczam i wciąż mam wyrzuty sumienia. Moje chłopaki to już dorośli ( no jeden dorosły a drugi prawie dorosły) faceci. Jeden zdrowy, drugi niepełnosprawny. Ciągle towarzyszą mi wątpliwości czy aby jeden nie cierpiał kosztem drugiego. Czy to, że młodszy ciągle potrzebował wsparcia nie spowodowało, że starszy musiał poczekać, ustąpić, zrozumieć. Dużo pytań, mało odpowiedzi… Kocham ich oboje miłością absolutną choć czasem bywam twarda i nieustępliwa i to bardziej niż tata. Czy dałam radę jako mama? Nie wiem. Czy podołałam? Nie wiem. Czy dałam z siebie wszystko? Nie wiem, jestem człowiekiem nie cyborgiem , mam lepsze i gorsze dni. Mam jednak nadzieję, że chłopcy czuli i czują nadal naszą rodzicielską miłość i to wystarczy żeby zatrzeć w pamięci wszystko to co nie było doskonałe.

  19. Ja niestety nie jestem w stanie dać moim dzieciom wszystkiego, co bym chciała. Często nie mogę im dać tego, czego one chcą. Dlatego tak bardzo celebrujeczas, kiedy uda mi się zabrać je na jakąś wycieczkę, czy obiad na mieście. I często zastanawiam się, co powiedzą kiedyś swoim dzieciom o swoim dzieciństwie, co będą pamiętać. Mam nadzieję, że będą pamiętać ten ogrom miłości, który staram się im dać.

  20. A ja w wychowaniu naszego pięciolatka staram się za dużo nie myśleć o tym, że daję mu to czego ja nie miałam…. Mam traumę z dzieciństwa, kiedy moi rodzice wciąż powtarzali „my nawet w połowie nie mieliśmy tego, co dajemy Tobie”? Pewnie chcieli dobrze ale dla mnie brzmiało to jak wyrzut. Hmm cóż nie ma złotej zasady w kwestii wychowania dzieci. Ja osobiście stawiam na rozmowę, spokojne rozwiązywania konfliktów (fochow) , szacunek i zainteresowanie światem oraz potrzebami mojego dziecka. Rozpieszczanie? Ciężko powiedzieć… Jeśli wspólne wypady, kupowanie czasami zabawek można tak nazwać to i owszem. Obrałam sobie jednak za cel wychowanie dziecka, które pewne siebie pójdzie w świat i w pewnym momencie życia samodzielnie, zaradnie i odpowiedzialnie będzie stąpało po ziemii. I to właśnie każdego dnia, małymi krokami staram się realizować. Pozdrawiam

  21. Nie jestem matką. Może kiedyś będę. Jestem za to córką 😉 dopiero po latach patrze z perspektywy czasu na moje dzieciństwo. Jestem mega wdzięczna moim rodziną za to, że mogłam co roku jeździć na wakacje/obóz/ kolonie. Oczywiście wtedy nie widziałam i nie czułam tego poświęcenia i ile to musiało kosztować wysiłku i pieniędzy. Ale też nigdy nie byłam zdania, że mi się to należy. Bardzo często zastanawiam się jak to moi rodzice i później sama mama była w stanie zrobić, że tak mnie wychowywała. Z jednej strony zawsze były sztywne zasady, godziny o których musiałam wrócić A z 2 strony wolna wola, ubieraj się jak chcesz, spotykaj z kim chcesz ale PAMIĘTAJ BĄDŹ ROZSĄDNA. Tak mi te słowa zapadły w pamięć, że zawsze wiedziałam co dobre A co złe, gdzie są granice, których nie wolno przekraczać.
    Pomimo, że jestem jedynaczką zostałam nauczony wartości pieniędzy, rzeczy. Na komunię rodzice w ramach prezentu kazali mi zbierać na rower A to co mi będzie brakować dołożą, kieszonkowe raz w miesiącu dostawałam od babci A żeby dostać 'podwyżkę’ musiałam składać podania ;D. Wyjscia na lody, pizzę i do kina zawsze były wyjątkowe bo nie były bardzo częste. Uważam, że właśnie częste powtarzanie wyjątkowych czynności powoduje, że przestają byc wyjątkowe i nie zapamiętuje sie ich…
    Nie ma złotego środka, trzeba kochać i trzymać się swoich wartości oczekując, że dziecko je przyswoi, zrozumie, zaakceptuje i będzie się ich trzymać A z czasem wyrobi własne. No j przede wszystkim będzie rozsądne 😉
    To mój pierwszy wpis u Ciebie, nie udzielam się w Internetach. Pozdrawiam;)) fajna babeczka z Ciebie.

    Ps. Mam 28 lat 😉 I patrzę na to z takiej perspektywy od 5-7 lat A z wiekiem przemyśleń przybywa.

  22. Kurde… Nie rozpieszczam… Chyba? Mój synek ma 8 lat, chodzi na naukę pływania, takwandoo, wrestling… Jeśli chciałby uczyć się 20 kolejnych rzeczy pewnie bym go zapisała – sama chciałam uczyć się tańczyć kiedy byłam dzieckiem – niestety moim rodzicom nie bardzo chciało się mnie wozic na koniec miasta… Koniec końców zostało mi kółko plastyczne w szkole po lekcjach… Kupowanie zabawek? U mnie odpada… Filip ma swoją skarbonkę do której odkłada wszystkie pieniążki, wie też że może je wydać na co chce i raz na jakiś czas kiedy poprosi jedziemy do sklepu i wybiera to Lego to składany samolot itp.. Zamiast kupowania wolimy gdzieś pojechać, coś zobaczyć, zwiedzić… Czesto on sam pyta czy np. jest gdzieś blisko miejsce w którym są samoloty wojskowe bo chciałby zobaczyć, no więc szukamy muzeum albo innego miejsca na wypad na weekend. Zanim zostałam mamą zawsze powtarzałam że moje dziecko będzie miało wszystko bo ja nie miałam za wiele, będzie chodziło na różne zajęcia bo ja nie mogłam – do dziś nie wiem czy powodem były pieniądze, brak czasu czy porostu brak chęci moich rodziców… (Ale pamiętam nasze wakacje w górach w małej wiosce, wycieczki całodniowe, wyjazd na Słowację po cukierki i piwo! Jaka to była frajda!) Moja wizja szybko się zmieniła… Widząc dzieci znajomych które nie znały słowa „nie” i nie potrafiłam dostrzec w nich szacunku do posiadanych rzeczy i do tego że ich rodzice muszą ciężko pracować na kupno tego wszystkiego czym one nudzą się po 5 minutach i rzucają w kąt…
    Filip czasem prosi żeby kupić mu tablet albo telefon – bo wszyscy mają.. Staram się mu tłumaczyć że nie musi być taki jak wszyscy, że bardziej warto BYĆ niż MIEĆ…

  23. Chyba każdy kto został rodzicem i chcę wychować człowieka boi się czy robi to dobrze. To dlatego,że podczas przecinania pępowiny na porodówce nikt nikomu nie dał instrukcji obsługi „jak robić tak żeby było dobrze”. Mam mało doświadczenia 2lata i ciut ciut. Ale każdego dnia zastanawiam się czy to nie przesada że chcę mojej córce spełniać marzenia – kiedy ona nawet nie wie że je ma. Spełniam trochę własne, ale też zabijam tym swoje poczucie winy, że wróciłam do pracy i nie mogę być z nią 24h/dobę. Chce żeby nasz czas był zawsze wyjątkowy. Czy słusznie nie wiem. Mam wspomnienie jako chorowite dziecko w domu z mamą, że najlepszymi zabawami było mieszanie w pustych garnkach kiedy mama obok gotowała prawdziwy obiad, lub nagrywanie się na kasety magnetofonowe – czyli wspólny czas. Wspólnym czasem nie rozpieszcza i nie musi być on chyba jakiś specjalny. To że jest się razem jest już specjalne.

  24. Rozpieszczać słowem! W tych czasach dzieci mają przesyt meterialnych rzeczy. Słowa zawsze zostaną zapamiętane! Pytając dzieci w szkole o relacje z rodzicami często jest tak, że mama/tata kupił to, ale przychodzą również i mówią, że nie wiedzą czy mama je kocha… Dużo mówi to o relacjach

  25. Nie ma patentu, ale wierzę że chyba trochę mi się udało skoro dostaję od mojej córki życzenia na dzień mamy ale też otrzymuję je w dniu ojca ?

  26. Ostatnio często myśle o tym temacie. Mam dwoje dzieci (6,4). moja mama często powtarza mi ze są rozpieszczone. Kiedyś jak sama wiesz było mniej pieniędzy, było biedniej, ja sama mieszkałam w suterenie z rodzicami i bratem w 1 pokoju, w ziemie na parapecie mieliśmy lód (moje lalki jeździły na łyżwach). Wspominam te czasy wspaniale. Uważam jednak, ze to nie suterena, sukienki szyte z zaslon czy brak pieniędzy mnie ukształtowały. To widok moich rodziców, pracowitych, uczciwych, dobrych, przedsiębiorczych, oszczędnych mnie ukształtował. Potem karta się odwróciła i przyszły pieniądze, wycieczki, ciuchy. To nadal nie zmieniło mnie ani brata. Nadal mieliśmy w głowie obraz rodziców, braliśmy z nich przykład. Dlatego liczę na to, ze nawet jak zbyt często dam naciągnąć się na kino czy kolejnego Zinksa to moje dzieci będą pracowite, uczciwe i dobre po mnie i ich tacie.

  27. Ja mam bardzo czesto odczucie, ze wszystko co zrobię dla mojej córki robie źle. Ze do obiadu włożyłam za malo starań, ze przytulajac ją- rozpieszczam, krzycząc nie okazuje milosci. Chce jej podarować lepsze dzieciństwo niz ja mialam. Chce, aby mogla cieszyc sie z tego w jaki sposob zostala wychowywana. Aby zdawala sobie sprawe z rzeczy, ktore sa oczywiste. Bo przecież oczywiste jest to, ze ja kocham. I wkladam cale serce w to co robię.

    1. dobra dobra, Lena w poniedziałek kocha „ten obiadek i to mięsko”, jak zrobię identyko dzień później lub za jakiś czas to „nie będzie jadłą, bo to obrzydliwe”, więc DYSTANS MAMY BO WSZYSTKIE ZGINIEMY

  28. Rozpieszczam i to aż za bardzo. Często mam wyrzuty sumienia że takim postępowaniem robię krzywdę własnemu dziecku. Ale to chyba tak ma działać, że to my rodzice chcemy dać wszystko to czego my nie mieliśmy. I pewnie będę żałować swego postępowania ,ale jak sobie odmówić widoku tego uśmiechu na tej kochanej buzi . Mam jeszcze to szczęście że moje dziecko umie mi podziękować. I faktycznie co jest warte kilkanaście nadgodziny aby było na wymarzony prezent. Wydaje mi się że warto. Może się mylę ale tego to już żaden rodzić nie jest w stanie przewidzieć.

  29. Jest 3.58. Nakarmilam moja 3 mies. Córeczka i patrzyłam jak spokojnie zasnęła na moich kolanach… ? Kiedyś zapytałam Mamę czy pójdzie ze mną do kina. Usłyszałam, że ona nie uważa, żeby ta aktorka była tego warta. Poszłam sama. Bylam wtedy w liceum. Kiedyś zapytalam czy pójdzie ze mną „na miasto”.. Nie kupować, pooglądać 🙂 usłyszałam, że nie ma sensu iść skoro się nie kupuje.
    Moim celem jest bycie taka Mama, żeby moja Córeczka swoim dzieciom dawała nie to czego nie dostała ode mnie… Tylko, żeby chciała mieć taką relacje z nimi jak miała ze swoją mama. ? Być może ustawiłam sobie wysoko poprzeczkę, ale żeby… Skały srały! Tak będzie!!! ? ? ?

    1. ja to wiem, wiem jak nic, że jeśli Lena kiedyś zadzwoni i powie „mamo, chodź na kawę, co?” to ja się rozryczę i będę piszczeć ze szczęścia. To jest moje marzenie jako mamy.

  30. Jakbym czytała o sobie i swojej Mamie. Tak jak kiedyś Ona, ja teraz chcę dać mojemu dziecku wszystko czego zapragnie, byleby było szczęśliwe. Ale z tyłu głowy mam: a jak ciągle będzie mu mało? Na razie ratuję się trikiem chowania zabawek na miesiąc i wyjmowania, a ten Robal, który ma 1,5 roku, jara się jak pochodnia ? muszę kombinować jak podtrzymywać ten stan bez zbytniego rozpuszczania. I z drugiej strony, czy to nie jest tak, że to całe uszczęśliwianie dzieci to tak naprawdę karmienie własnego poczucia wartości? Własnego ego? Tyle wątpliwości…

  31. Co do przyjemności, to daję dużo, chociaż często te małpy nie doceniają. Bardziej docenia 3-latka niż 8-latek, niestety, który przeżył już więcej i więcej wymaga. Ale staram się przy okazji nie okradać z obowiązków, z samodzielności, mimo że często wpadam w pułapkę, że zrobię to szybciej, że on porozlewa itd… Jako, że na pieniądzach nie śpimy, to zdarza mi się odmówić dzieciom jakiegoś wyjścia, bo nie ma skąd brać. I uczę, że to nie sam fakt pójścia gdzieś jest ważny, a po prostu to, że jesteśmy wtedy razem, i np. sami pieczemy pizzę lub robimy seans filmowy w domu.

  32. Wspolny czas jest najważniejszy – piszę to z perspektywy dziecka, któremu zbyt wiele czasu nie poświęcano i tego brakowało mi najbardziej. Co z tego, że miałam ciuchy, kosmetyki z Baltony jak nie pamiętam żeby moja mama powyglupiala się ze mną albo chociaż porozmawiała o tym co się u mnie dzieje albo co myślę o tym czy o tamtym. Staram się jak mogę, aby moje dzieci miały inne wspomnienia, choć wiem, że w odczuciu moich dzieci jest nie tak jakby oni chcieli. Co to nie nie tak?! ? Męczy mnie to, ale nie znajduję odpowiedzi na tę chwilę

  33. No rycze jak bóbr przy czytaniu (znowu w pracy!) i mysle , czy ja tez bede rownie dobra mama ? Moja corka ma poltorej roku i wiem ze bardzo malo rzeczy rozumie, a jeszxze mniej bedzie pamietac o ile cokolwiek, a mimo tego zawsze staram sie jej oddac ostatnie ciastko , zeby tylko zobaczyc jak sie cieszy. Czy to wystarczy? Czy codzienny smiech dziecka jest juz wyznacznikiem, ze „tak udalo Ci sie stara, jestes najlepsza mama jaka mogla ta mala istotka miec, robisz dla niej wszystko co najlepsze i nie przesadzasz „ ??

  34. Nie mam dzieci wiec nie wiem jak to dziala, ale obserwujac kolezanki robia to samo co Ty. Natomiast patrzac z persspektywy dziecka… hmmm. Nie jestem i mie bylam materialna. Mi teskno i zal, ze za dzieciaka nikt nie mial dla mnie i siostr czasu… ze organizowalysmy sie same. Nie do pomyslenia w tych czasach ? a jednak. Wiec chyba najcenniejsze co mozna dac w duzych ilosciach dziecku i go tym nie zepsuc jest po prostu czas… nawet ten w domu na kanapie ?

  35. I wiesz kiedy na to wpadlam i zaczelam rozkminiac? Jak moi rodzice zostali dziadkami. I nagle fala milosci, czasu, cierpliwosci spadla na wnuczki… dla ktorych robi sie wszystko, moga wszystko i zawsze trzeba ich wysluchac… taki maly chochlik zazdrosnik mi sie wlacza wtedy.

    1. Izo, ale wiesz, że z Tobą będzie tak samo, gdy zostaniesz Babcią…? 🙂
      Z jednej prostej przyczyny: bo człowiek wtedy już nic nie musi 😉
      Nooo I jest też druga przyczyna, że jak Babcia i Dziadek się zmęczą, to czeka na nich perspektywa powrotu do własnego domu.
      Wnuki kocha się inaczej niż własne dzieci.

      Chciałabym być już babcią 🙂

  36. Oj jak trafnie podsumowałaś moje ostatnie przemyślenia, wątpliwości i obawy…
    Rozstalam się z partnerem jak córka miała 2 lata. Nigdy nie było wielkich kłótni, rzucania talerzem i, nie widziała nic przykrego. Myślę, że po pół roku od wyprowadzki, mimo rozmów, nadal ciężko jest jej zrozumieć, dlaczego ma teraz dwa domy. Caly czas ma kochającego tatę, u którego śpi 1/3 czasu. Czasu, który ja muszę oddać, w zamian dostajac 10-20 minut przed snem na rozmowy z kamerka. Więc jak są moje dni, mój weekend to często jak urodziny. Chce jej i sobie wynagrodzić 3 dni gdy nie bylysmy razem. Boję się, że wpadniemy w pułapkę wynagradzania jej za sytuację, w której ją postawiliśmy. Za brak pelnej rodziny. I ze nie bedzie doceniac tych wyjsc, starań lub zacznie je wykorzystywać. Dodatkowo z moja konsekwencja też jest trochę słabo, bo ja jestem matka kwoka tulocha. Przez wzgląd na sytuację czasem mam w głowie „nie no nie będę jej tego zarabraniac lub strofowac, bo nie ma pełnej rodziny, i tak ma do dupy”. Z drugiej strony wiem, że patrzenie na rodziców, którzy żyją obok siebie, nie byłoby wzorem na zbudowanie zdrowej relacji w przyszłości. Mam pełno obaw, sprzeczności, czy nie rozpieszczam, czy da się kochać za bardzo. Lecze się na depresje, ale co uporam się trochę ze swoimi demonami, patrzę na tą małą dziewczynkę, najcudowniejsza na swiecie i walczę ze strachem i wątpliwościami co do mojej roli. Czemu nikt wcześniej nie mówił że wstawianie w nocy, kolki i ząbkowanie to jest najłatwiejsze część macierzyństwa?

    1. jestem dzieckiem rodziców, którzy się nie rozwiedli, kiedy byłam mała. I zawsze tego chciałam, żeby oboje chcieli się bardziej starać i mieć czas przede wszystkim.

  37. Moja mama nigdy nie tłumaczyła mi spraw na bieżąco, można stwierdzić że miałam trudne dzieciństwo (dziecko ze Wschodniej) wszystko co się działo między mną i moją mamą było pełne niezrozumienia, a moja mama zawsze mi powtarzała „zrozumiesz jak będziesz starsza” albo „przekonasz się jak sama będziesz w takiej sytuacji” niemiłosiernie mnie to wkurzało bo wszyscy widzieli że jestem ponad wiek dojrzała i pewnie rzeczy mogłam już wtedy zrozumieć ale nie dano mi tej szansy. Po latach rozłąki z rodziną doszły do mniej refleksje i zaczęłam sama ze sobą przepracowywać to co działo się w dzieciństwie, i zrozumiałam że moja mama nie chciała źle (tak myślałam) tylko że robiła to co uważała za najlepsze w krótkiej perspektywie, ja zrozumiałam że mója mama też miała ciężko w życiu i mimo że starała się dać nam szczęście wybrała złą drogę. Szczerze całe dzieciństwo myślałam że moja mama mnie nie kocha, że na codzień jej bardziej przeszkadzam a w chwilach jej słabości powinnam być jej przytulanką- tak nie było i przez to nawarstwiały się problemy w komunikacj. Dla mnie jako matki najważniejsza jest ta komunikacja, rozmowa , dialog i gotowość na to że to co wróci może nie być tym czego oczekujemy, no i najważniejsze nie oczekiwać… brać co daje i cieszyć się tym. Życie to nie serial i tego też chciałabym nauczyć moje dziecko że ma prawo do własnych emocji ale że może je ze mną przeżyć.
    To mój pierwszy raz jak publicznie i na głos o tym powiedziałam i mam taką myśl że moja mama jak by to zobaczyła to by nie uwierzyła ?

  38. Mam świadomość, że rodzice nawet gdyby chcieli to nie mogli dać nam więcej. To z perspektywy dorosłego człowieka wiedzącego już jak działa świat. A z perspektywy tamtego dzieciaka i tego wewnętrznego który jest gdzieś nadal w środku jest duży żal, że się nie miało takiego dzieciństwa na jakie każde dziecko zasluguje.. wiadomo, że chce się swojemu dać więcej i jakieś wypady za miasto, lody nawet głupie Kinder jajko po które wyciąga rękę w sklepie i ja go nie muszę odłożyć a mogę doliczyć do zakupów dla niego właśnie są oczywistością a i to wcale patrząc na obecne standardy wiem że nie jest dużo.. ale stawiam na relacje, dużo rozmawiamy i chce aby wyrósł na fajnego mądrego chłopca z kilkoma chociaż ciepłymi wspomnieniami 😉

  39. Nie mam dzieci – jeszcze pewnie, ale myślę, że Twoje wartości i wszytsko to co dajesz Lenonowi jest najlepsze na świecie. Jesteśmy w tym samym wieku, mama zawsze mówiła, że na kawiarnie i kina nie bardzo ma pieniądze, ale jak już tak owe się pokazały dawała nam wszystko: zakupy, spacery-te z atrakcjami rzecz jasna;), małe wycieczki. Do dzisiaj pamiętam jak Rodzice zabrali nas do lasu (mam dwie siostry), a tato chcąc być zabawny krzyknął 'dzik’ – spier… uciekałem tak szybko, że w locie wpadł mi komar do gardła mało co się nie udusilem, ale pamiętam ten dzień i było EXSTRA. Każdy mały czas spędzony z mamą bądź tatą był i do dzisiaj jest najbardziej wartościowym czasem!!! Zatem Olinek zobaczysz kiedyś ten mały podstępny „bezzęb” powie – Ola jesteś zajebista matka 🙂

  40. Fajnie, że rozpieszczasz, ja zdecydowanie mniej i ciągle mam do siebie żal, że za mało. Ale życie tak pokierowałam, że dzieci za dużo straciły i tego rozpieszczania zabrakło. Teraz są duże i staram się chociaż trochę. Niestety prawie dorosłe i dorosłe dzieci nie chcą spędzać z rodzicem już tyle czasu i niewiele możliwości zostało. Myślę, że granica jest w momencie kiedy nie jesteśmy konsekwentni. Np. nie stać nas, a kupujemy, bo dziecko ma mieć lepiej niż ktoś (mój wewnętrzny dzieciak albo dzieciak sąsiada). Dziecko nie wypełnia obowiązków a my kupujemy i zabieramy na wyjścia, wycieczki, bo dziecku się należy. Dziecko nie uczy się zadanych rzeczy (np tabliczki mnożenia), a my idziemy z nim do kina zamiast usiąść i poćwiczyć. Kiedy spełniamy zachcianki dziecka, bo inni to mają, bo modne, bo drogie. Kiedy dziecko nie rozumie wkładu jaki wnosimy w jego rozpieszczanie i jeszcze nie potrafi docenić (nieadekwatne prezenty np. znajomy kupił 9 letniej córce iPhona xs i pierścionek z brylantem żeby zrobić na złość matce)
    A tak poza tym to żeby nie przesadzić, bo zabraknie nam pomysłów i kasy. Dziecko ma przy tym rozpieszczaniu uczyć się samodzielności, otwartości, rozwijać się, poszerzać światopogląd i łapać chwile. I po to to wszystko ma być.

  41. Rozpieścić w tym złym znaczeniu można tylko wtedy, kiedy brak czasu dla dziecka, zastępuje się materialnymi rzeczami. Tak mi się wydaje. Jeżeli wszystko idzie w parze i z umiarem, celebruje się wszystko, nawet małą rzecz – okazuje się radość z tych niby drobnych rzeczy, a jak ważnych – myślę, że wszystko jest oki? (super jest też Twoje podejście, pościel, kolor ścian itp.- teraz może się wydawać, że może za pare lat nie będzie to istotne, ale buduje w Lenonie poczucie własnej wartości i poczucie bezwarunkowej miłości mamy- tak to widzę?)ja stawiam na to, żeby po prostu moje dziecko było szczęśliwe.❤️ Jeżeli czegoś odmawiam to podaję powód, może i jest trochę rozczarowana, ale ważne, że to szanuje , bo ja staram się szanować jej „nie”. Rozmowa to jest to❤️

  42. Ja mam dwójkę dzieci i tez mam dylematy czy aby za bardzo ich nie rozpieszczam . My lubimy podróże i ciagle te dzieciaki za sobą ciągniemy mój syn ma 7 lat i był naprawdę w dużej ilości miejsc na świecie. Córka trzy i tez sporo widziała . Pewnie nie będą pamiętać wszystkiego. I czasami sobie myśle czy oni będą to doceniać ze zamiast ich wysłać na tydzień do babci a my z mężem na plaże ciągniemy ich na nasze wyprawy, ja na pewno będę pamiętać jak niosłam córkę w mega upale na rękach zobaczyć jakaś lagunę ( najpiękniejsza jaka W życiu widziałam ) czy syn doceni jak przez miesiąc znosiliśmy jego płacze marudzenie bo my byliśmy oczarowani górami i lodowcami w Kanadzie .

    Tak sobie myśle , tzn mam cicha nadzieje ze kiedyś będą pamiętać ze byliśmy tam razem ze spędziliśmy fajnie czas . Docenia ze chciało nam się pokazywać świat i zamiast kupować za kolejna 100 kupę plastiku woleliśmy zatankować auto jechać prosto przed siebie !!!!

  43. Mój młody ma dopiero rok i chyba za wcześnie na mowa o rozpieszczaniu ale niewątpliwie dałaś mi do myślenia. Dzięki!

  44. Hej Olu. Byłam bardzo Ciekawa tego wpisu gdyz zdarzyło sie, że Twóje teksty odbierałam już nie raz emocjonalnie.. Ale nie tak ze ja teraz będę zdobywać świat, albo „ale fatalnie coś robię”.. Tak zwyczajnie… „kurcze mam tak samo”.
    I nie mylilam się tym razem tekst pocisnal mi kilka łez. Tym razem jest podobnie. Moja Oli rowniesniczka Twojej córeczki… Jest w tym samym momencie życia… I ja też. Przyglądam się i obserwuje co dzieje się w jej życiu, jej reakcje, jakie bodźce na nią działają i czego oczekuje. Dokładnie w punkt jest ostatnie zdanie… O kosmosie i podłodze…Niczym z „Granicy” Nałkowskiej.
    Dokładnie tak samo przycupnelam w swojej własnej głowie i zaczęłam się przyglądać swoim własnym myslom… Robię wszystko dla mojego dziecka tak jak mnie wydaje się idealnie. Nie raz nawet przekonuje ja do tego że to jest super. Daje jej w porfelik 10 zł w bilonie i na „wymarzonej” (przeze mnie dla niej) wycieczce, stawiam przed straganem z pamiątkami i mówię „możesz wybrać jakiś magnesik będzie pamiątka z tego miejsca, dopełni inne na naszej lodówce”. Szybko wybiera taki który ja od razu odrzuciłam, chwilę upewniam się czy ten.. W końcu wybieramy.. Ja wybieram jakiś bo ona już pokazała, a teraz ogląda” najpiękniejsze tęczowe dlugopisy z imieniem Oliwka”. Pytam Jej czy koniecznie musi mieć ten długopis przecież on nie przypomina o tym miejscu (w dodatku nawet wkład jest nie wymienny). Kończy się na tym że płacę za obie „pamiątki”, a bilon zostawiam bo bardzo prosi o „kuleczke z maszyny”. (magiczna kuleczka zawiera fascynującego „gluta” tudzież inne niesztampowe zabawki, bez których żaden wakacyjny wypad nie może się obyć czyt. Koslawe mini pluszaki czy gigantyczne pierścionki. Ok. Dalej mówię stop. Myślę niech korzysta z dobrodziejstw wyjazdu, przyrody, nacieszyć oko pięknem natury, niech oddycha klimatem miasta… Patrzę na nią uśmiecham się ona również… Pytam podoba Ci się.. TAK MAMUSIU BARDZO. DZIĘKUJĘ ŻE MNIE TU ZABRALISCIE” przytulam ja mocno „mamusiu a kiedy pójdziemy na lody??”… I wtedy myślę.. Cholera!! albo kłamie albo chce mi zrobić przyjemność tym swoim zachwytem. Postanowiłam więc zrobić test „ile pamiętasz z Naszych wspólnych atrakcji” które nie są rzeczowe… Jedyna pamiątka będą wspomnienia i zdjęcia.. i co? Wroclaw pamięta bo tam byliśmy w Zoo i dostała balona z Poppy, las pamięta bo na końcu jest Polana można zjeść loda i pobawić się na placu zabaw, Lublin pamięta bo dostała drewnianego aniołka, który ma ja ochronic… I nagle w głowie myśl złota. Nie nauczę jej zapamietywac rzeczy, które ja chcę pamiętać, nie nauczę jej widzieć świata swoimi oczami, nie nauczę jej cieszyć się zapachem kawy w kawiarni i spokojem lasu dopóki JA nie nauczę cieszyć się tym co sprawia jej realna radość. Więc brne w jej zabawy zbieranie muszli, kopanie dolow, szukanie robaków, zbieranie kwiatów, szukanie zająca, dosiadanie lwa na fontannie. Stara nie wybieram chwilę a nie rzeczy, chwilę które ja raduja. Chcę ją rozpiescic swoją obecnością i uwaga. Nie rzeczami. I widzs tego małe efekty. W proszeniu o zabawę, czas, piknik, skakanie na trampolinie. Jeśli będzie pamiętać te radosne chwile to będę tam i ja. I tak to widzę!! Mam nadzieję że poczucie bliskości zakielkuje w zaufanie.
    I jeszcze jedno jako swoistą rozrywkę wymyśliłam sobie opracowywanie za każdym razem nowej „wędki” która spowoduje wspólna aktywność i sprawi że sam proces a nie efekt będzie radością…. Co nam z tego wyjdzie nie wiem… Czas pokaże ale myślę Olinku, że świadomość i myślenie o tym daje nam prawo mówienie o sobie jako o kochającym rodzic!

    1. też tak sobie powtarzam, że już rozkminianie tego to jakiś punkt dla mnie 🙂 dziękuję za piękny, wartościowy komentarz – mam dokładnie tak samo. Lena nie pamięta, co dziś było w przedszkolu na obiad, ale pamięta, że jak miała dwa lata to w zoo uciekł jej balon i dostała nowy, bo tak rozpaczała… ŻYCIE.

  45. Piękny tekst. Nie mam jeszcze dzieci, ale posiadam mnóstwo takich rozterek na przyszłość.
    Nie opowiem więc o swoich doświadczeniach, pozostaje mi tylko życzyć powodzenia ☺️ (i czekać, aż opublikujesz wszystkie złote rady, z których kiedyś może skorzystam ?).

  46. Czasami mam wrażenie że wtopilam jako matka… Syn 6 lat przechodzi różne bunty krzyczy złości się o byle co a ja mimo że staram się stanąć na głowie wtapiam coraz bardziej :/
    Wspomnienia z dzieciństwa są piękne i doceniamy je dopiero jako dorośli i myślę że z każdym pokoleniem jest tak samo.

  47. Hejka Olonek. Faktycznie my mamy, mamy troche z główką. Heheh… Osobiscie mam w nosie co inni mowia o mnie i o mojej rodzinie choc nie maja podstaw by mowic zle. Ale podswiadomosc ze moje dzieci moglyby narzekac na dziecinstwo dobija mnie. Tak jak piszesz pojscie na lody to oczywistosc. Obiad w restauracji zadna nowosc. Kupiony wielki domek dla lalek hm… moje widzi mi sie i chec posiadania dla mnie bo ja tego nie mialam. 10ta pilka do nogi dla syna oczywiscie. Ale nie raz mowoe dzieciom zeby to docenialy bo my nic nie mielismy. Choćby placu zabaw tylko trzepak. Lalki golone bo na kena nie bylo pieniędzy i dostepnosci. Domek dla lalek? A byl? Jak dziadek sam nie zrobil cos nie mielismy. Pilka? 1 na cale osiedle do zajechania. Az jej „goz” nie wyszedl spod materialu. Ale my sie nie zmienimy. Zawsze bedziemy chcialy i chcieli dla nich wszystko. Bo kochamy. I nie uwazam ze mozna tym robic dziecku krzywde trzeba przypominac o wdziecznosci i szacunku do nas, rzeczy otrzymanych. Pozdrawiam Was i Mariusza :*

  48. Doskonale Cię rozumiem. Sama wszystko analizuje i wiecznie się zastanawiam czy to i tamto sprawi ze moje dzieci będą dobrze wspominać dzieciństwo i z chęcią wracać do domu na niedzielny obiad lub po pomoc gdy będą tego potrzebować. Wiem z relacji tych których dzieci maja już 14-16 lat ze niezależnie jak się starasz im więcej dajesz rzeczy i zachcianek spełniasz tym mniej to doceniają . Ja miałam pięcioro rodzeństwa, wychowałam się na gospodarstwie gdzie wszyscy pracowali i nikt nie dostawał za to dodatkowej zapłaty. Rodzice starali się jak mogli i choć miałam mniej niż rówieśnicy dostałam więcej. Miałam trudne dzieciństwo bo mama chorowała, tata za kołnierz nie wylewał. Mimo wszystko doceniam ich prace wiem ze mnie kochali i dali co mogli. A najbardziej jestem wdzięczna za rodzeństwo ? mi jest trudno przy dwójce a oni mieli 6? także chyba nie ma idealnego wychowania tylko najważniejsze żeby kierować się zdrowym rozsądkiem ☺️

  49. Super tekst. Też jestem meteczką 3 letniej małej cudownej, inteligentnej jednak czasami wrednej do szpiku kości panny. Kocham nad życie. Często zastanawiam się nad tymi naszymi wspólnymi rozrywkami i dochodzę do jednego myślę ważnego wniosku. Olinku myślę, że dajemy im więcej niż lody, kina, atrakcje ponieważ dajemy im swój czas! Tak czas. To jest moim zdaniem luksus w dzisiejszych czasach móc bez wyrzutów sumienia spędzić cały dzień z dzieckiem żeby wiedziało że nas ma. Dla mnie to jest najważniejsze. Nie tylko do zaganiania do sprzątania czy jedzenia obiadu. Nieważne gdzie i co robimy, jednak ważne że razem. Zawsze jest tak że coś jest nie tak bo te nasze pociechy muszą pomarudzic, ale kiedy czytasz bajke na dobranoc i słyszysz że ten dzień był ekstra bo byliśmy razem i tata był z nami a nie w pracy to chyba wiedzą te nasze diebelki o co tak bardzo walczymy i co chcemy im przekazać. Zawsze mogłybyśmy siedzieć w tej kawiarni z koleżankami na plotkach a dziecko siedziało by w domu przy komputerze bądź tv(notorycznie) bo przecież tak jest wygodnie. Więc myślę że nieważne gdzie i jak ale ważne że razem ??pozdrawiam serdecznie

  50. Uwielbiam ten tekst, tak bardzo oddaje moje myśli i emocje. Wielokrotnie mam wątpliwości, czasem płaczę a czasem nie śpię z obawy o to czy jestem dobrą mamą i czy dobrze robię. Chcę dla córeczki jak najlepiej i przede wszystkim zależy mi na rodzinie. Kochającej, będącej za sobą, ciepłej i szczęśliwej. Dla mnie rozmowa i uczucia są podstawą i stanowią bardzo ważną rolę w domu. Stawiam na czyny, relacje. Czy dobrze? „Mamusiu, tatusiu, było superancko!” powiedziała mi wczoraj moja 3 letnia córeczka – to dla mnie wszystko! 🙂 ♡

  51. Zazdroszczę Ci tego że pomimo utrudnień Twoja mama chciała dla Was jak najlepiej i starała się z całych sił żeby Was świat był ciekawy itp. Ja pomimo że mam mamę to niestety nie mam żadnych takich wspomnień że gdzieś z nią mogłam wyjść na spacer, na lody a o kinie ani o jakiś większych parkach rozrywki czy zoo to mogłam sobie tylko pomarzyć. Nie może z racji tego że była bieda ale z racji że miała aż 8 dzieci i niestety musiała liczyć się z każdym groszek w tym sensie że starać się gospodarzyc kasa tak żeby starczyło na cały miesiąc.
    Nie mam swoich dzieci i jak narazie nie chce ich mieć ale za to moje rodzeństwo ma i też się je staram rozpieszczac jak tylko mogę ❤️nie wydając przy tym ogromnych pieniędzy ale po prostu poświęcać im swój czas i zabierać je na różne wyjścia, wypady i gwarantować im kawał dobrej i szalonej zabawy i durnowatych pomysłów przy szalonej ciotce!!! A Ciebie kocham i wielbie za to jaka jesteś i widzisz świat w ludzkich barwach ❤️❤️❤️

  52. Kiedy z siostrą byłyśmy małe,mieszkaliśmy na familokach, czyli takim osiedlu dla górników. Co stamtąd zapamiętałam? Że umorusane dzieciaki błagały dookoła i kiedy zrobiły coś nie tak dostawały klapsa nie tylko od mamy,ale też od sąsiadki,i to było normalne bo wszystkie dzieci chowaly się razem. Ale nie my. My miałyśmy chodzić czyste,dobrze się uczyć, jako jedni z nielicznych mieliśmy łazienkę w mieszkaniu. Miałyśmy ładne zabawki,pokój w kwiatki i swój telewizor w nim. A co z tego czasu pamiętam? Że za wszystko dostawalysmy lanie. Pasem. Że miałyśmy chodzić jak w zegarku. Niby beztrosko się bawić ale spróbuj się tylko źle odezwać. Niby zrobiliśmy dla Was śliczny pokój ale jak zobaczę w nim coś nie na swoim miejscu to dostaniecie pasem i wszystko wyrzuce na środek pokoju. Tyle zapamiętałam. Tresure. Zniknęło z mojej pamięci to co wróciło z czasem. Że jak wracalysmy z corocznych kolonii,nad morze,na obozy konne,za granicę,na powitanie zawsze była pizza i śmiechu przy filmie. Że jak wstawalysmy przed rodzicami to zabieralysmy do łóżka słoik musli i wyjadalysmy z niego orzeszki i rodzynki przy kreskowych. Że miałyśmy ogródek działkowy za blokiem gdzie rodzice rozkladali nam basen i mama pokazywała nam jak sadzic kwiaty. Albo jak mama uczyła mnie podrzucac nalesniki na patelni. Zniknęły mi gdzieś wspomnienia naszej rodzinnej tradycji wieczornych gier planszowych. Dziś jestem wdzięczna za wszystko ale wiem jedno. Ja na swoje dzieci nie podniosą ręki NIGDY. Bo to niszczy wszystko.

  53. Tak sobie myślę, że chyba nie warto się zastanawiać co zapamięta nasze dziecko z dzieciństwa, czy wystawi nam laurke. Robimy to dla satysfakcji za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat? Jeśli nie będzie pamiętać, albo nie będzie to dla niej niczym wyjątkowym, to będzie tylko oznaczać, że było po prostu dobrze, że nie musi się zastanawiać czy miała dobre dzieciństwo, odgrzebywać wspomnień, po prostu będzie szczęśliwie odchowanym człowiekiem, myślę że taka jest nasza rola. Nie bierzemy udziału w konkursie, każdy dzień jest ważny i potrzebny. Każdego dnia zapewniajmy bezpieczeństwo temu małemu Komuś. My bądźmy szczęśliwe, niekoniecznie codziennie dumne ze swoich wyczynów wychowawczych. Drobne, małe chwile, rzeczy- myślę, że to się poskłada na obraz dobrego dorosłego człowieka. Nie martwmy się Ola, ciśnijmy tu i teraz, nigdy niewiadomo co i kto będzie za te kilka dekad! Ściskam!!

  54. Tak na serio pytasz? Oczywiście, że się boję! Myślę, że każdy świadomy rodzicielstwa rodzić się boi. Miałam gówniane dzieciństwo, za małe dziurawe buty zimą, 20 klocków i puzzle po innym dziecku, mama się ze mną nie bawiła, a ojca w moim życiu nie było. I z jednej strony boję się, że moje dziecko mając to, co ma – masę zabawek, swój pokój, wyjazdy nad jezioro czy do zoo, lody przynajmniej 3 razy w tygodniu, ma za dużo i będzie rozpieszczony. A z drugiej strony chciałabym mu dać jeszcze więcej wyjazdów, smakołyków, zabawek, bo wiem, że ja twego wszystkiego nie miałam, bo choć mama nie była najlepszą na świecie mamą, to starała się na tyle, na ile mogła i umiała mając trudne życie. Każdego dnia kładę się spać z myślą, czy ten dzień był dla mojego dziecka wystarczający, czy mógł być lepszy, i żeby kolejny na pewno nie był gorszy. Ot, rodzicielstwo.

  55. To może ja podzielę się opinią z perspektywy dziecka.. moi rodzice zawsze mieli dla mnie dużo, ale czasu i serca. Niekoniecznie drogie zabawki i egzotyczne podróże. Może masz racje, może wtedy tego nie docienialam bo stokroć bardziej wolałabym plastikową lalę, ale teraz… wyprowadziłam się z domu, wydoroślałam i wiem, że to było bezcenne. Nie wychowali mnie na rozpieszoną, pustą materialistkę, ale na empatycznego czlowieka, który bezgranicznie docenia rodzicielską miłość!
    Moim zdaniem i Ty robisz to zajebiscie!!

  56. Mam 31lat. 2synów. Z swojego dzieciństwa pamiętam że pierwsza byłam wołana do domu o godz20 co było wielką niesprawiedliwością (wtedy nie rozumiałam że mam musi wstawać przed5 do pracy). W domu się nie przelewało ale gdy była jakaś wycieczka w szkole mój tata zawsze robił tak bym na każdą pojechała. (Brał zaliczki w pracy lub pożyczał pieniądze u rodziny).Dzięki tamtym poswieceniom byłam na każdej jednej wycieczce szkolnej. Mama z zawodu krawcowa pracowała na etacie a po powrocie do domu sprzątała gotowała nam obiad na dwa dni i zasiadała do maszyny w domu by zarobic na nasze utrzymanie. Robiłam za niańkę dla 5lat młodszego brata. Szybko musiałam dorosnąc by pomagać. Z perspektywy czasu jestem strasznie wdzięczna za poświęcenie mamy. Z naszych wspólnych chwil pamiętam jedna najbardziej. Jak chowaliśmy się razem pod kołdrą przed burzą. Teraz będąc mama dwóch urwisów staram się zapewnić im wszystko. Dodatkowe zajęcia taneczne kinckboxingu, wycieczki, sale zabaw, lody, wypady do restauracji. Trampoline basen własny plac zabaw na podwórku. Ale widzę że im za łatwo to wszystko przychodzi. Mają bardzo dużo a mimo to chcą więcej by na chwilę się nacieszyć i nie szanować. Nie znają wartości rzeczy. Choć są mali 5i7 lat to zaczelam zmianę. Maja skarbonki i własne pieniążki które zarabiają przy pomocy dziadkowi lub tacie. Gdy wchodzimy do zabawkowego lub idziemy na miasto mówię że mogą kupić co chcą ale za własne pieniążki. Zmiana podejścia do rzeczy zmianila się diametralnie
    Starszy od 2msc nic nie kupił bo odkłada i mu szkoda wydawać na pierdoły. Widzi ile musi pracować by kupić dana rzecz. Co z tego dzieciństwa zapamiętają nie wiem. Po starszym widzę że wycieczki zachodzą mu w pamięć . Pamięta zoo sprzed 3lat, góry sprzed roku, zamek po którym nas oprowadzał. Ale też jak kładliśmy się w nocy na końcu i pokazywałam im gwiazdy. Napewno zapamięta też i mój krzyk gdy po raz 50siaty każe im sprzątać zabawki lub zakaz jazdy rowerem po ulicy czy limit na Xboxa 1godz dziennie ale to raczej nieuniknione. Raczej na ich wspomnienia nie mamy wpływu.

  57. Ja osobiście uważam że dzieciaki żyją tu i teraz. (Do 12 spędzicie czas z mocą atrakcji ale o 17 nie ma placu zabaw to humor do niczego i wszystko blee.. ) Trzeba je rozpieszczać ale nie zawsze i nie że wszystkim co sobie wymarzą. Syn uwielbia kino ale gdy będziemy chodzić do niego co dwa tygodnie nie będzie dla niego to żadna atrakcją a rzeczą oczywistą. Boje się trochę że przez moje rozpieszczanie on zatraci zupełnie ta granicę, że na niektore rzeczy trzeba zapracować, trzeba poczekać by było i „smakowało” lepiej. By umial
    się cieszyć z drobnych rzeczy. Jak się z nich cieszyć gdy ma się wszystko. Rodzicielstwo jest trudne, podziwiam i dziękuję mojej mamie.

  58. A mnie wkurza Twoje wieczne narzuca ie Lence emocji, które ma przeżywać. Kwintesencja tego był wykład, który cię wkurwil i doprowadził do rozpaczy bo Lenka nie zachowywała się TAK JAK TY TEGO CHCIAŁAŚ. Takie wieczne wymaganie od niej, żeby cieszyła się z bluzy z pokemonow, z wyjścia na króla lwa itd. Ciągle czegoś od niej oczekujesz by zareagowała tak jak Ty sobie to wymarzylas. A z drugiej strony na story traktujesz ja obcesowo i chamsko czasami zwracając się do niej sarkastycznie i ironicznie. Oglądając Twoje story wiem, że nie chce oczekiwać od swojego dziecka radości bo kupiłam mu bilet do kina. Towarzysze mu i choć jest mały… To tak, chcę by było. Chcę towarzyszyć, nie wymagać, urajac i pokazywać wszystkim jak ma się zachowywać, ale cieszyć się że znalezione go kamyka(nie być ironiczny jak Ty na filmiku kiedyś) a nie z zabawki za 300 zł, która właśnie dostał. I części spraw nie będzie pamiętał, to oczywiste, ale ja je będę pamiętała bez nacisku. A może dzięki temu też będzie pamiętał. Pozdrawiam.

  59. Miałam bardzo dobre dzieciństwo. Myślę, że moi rodzice zawsze mieli jak najlepsze intencje i mądrze spełniali moje dziecięce marzenia. Jeździłam na wakacje, kolonie, chodziłam do kina, oglądałam ulubione bajki, mieli dla mnie czas. Dostawałam upatrzone książki, gadżety i zawsze w domu były te jogurty i te płatki, na które akurat miałam fazę. Miałam też wymarzony fioletowo-niebieski (szkaradny) kolor ścian w moim pokoju w ich gustownym rustykalnym mieszkaniu. Czasami moi rodzice „opóźniali” podarowanie mi jakiejś modnej zabawki – pomimo że mogli sobie na nią pozwolić, to pewnie nie chcieli, żebym miała ją jako pierwsza w klasie, i teraz myślę, że było to mądre.
    Ale teraz, już po kilkunastu latach mojej dorosłości, doszłam do etapu, kiedy z moją mamą kontaktuję się głównie z poczucia przyzwoitości i chęci unikania otwartych konfliktów. Odkładam telefon do niej na później, a po rozmowie potrzebuję dłuższego czasu, żeby psychicznie dojść do siebie. Bo ta sama mama, może zawsze mając dobre intencje, potrafi też w bardzo nieprzyjemny sposób oceniać mnie i moje życie, narzucać swoją wolę, źle traktować mojego partnera. Bagatelizować moje uczucia, nie uznawać moich ocen sytuacji, wpędzać w poczucie winy. Może po tym, jak podarowała mi takie miłe dzieciństwo, chciała natychmiast, kiedy tylko stałam się nastolatką i dorosłą, dostać zwrot zainwestowanych środków w postaci „córki-najlepszej-przyjaciółki”, zawsze posłusznej, słuchającej jej rad, zwierzającej się z każdej prywatności, uwielbiającej spędzać z nią wolny czas, mającej identyczne poglądy na każdy temat itp.
    Także dzisiaj, jako dorosła, myślę sobie, że rozpieszczając dziecko trzeba chcieć jak najlepiej i dla niego i dla siebie… Ale może nie traktować włożonego przez siebie wysiłku, jak lokaty. Nie spodziewać się odwdzięczania, bo stąd może być już blisko do żalu, rozczarowania i szantażu emocjonalnego za parę lat. Może jeśli dziecko za jakiś czas zapragnie dystansu, niezależności, to tym też trzeba je „porozpieszczać”.
    Pozdrawiam 🙂

  60. Boje się codziennie i często w głowie krzyczę „w dupach się wam poprzewracało” ale nie umiem inaczej. Chce żeby czuli się kochani a nie mam pomysłu jak to robić inaczej niż spełniać ich marzenia. Mam tak samo Daje dużo więcej niż dostawałam sama. Taka rola, co zrobisz jak nic nie zrobisz?

  61. Jestem mamą 2 dziewczynek. Bardzo często staje przed myślą dlaczego one nie doceniają tego co mają. Wiem że to dzieci i one nie potrafią jeszcze oszacować jak wiele wysiłku kosztuje mnie organizowanie im wszystkich wyjść wyjazdów atrakcji. Jednak ich fochy bo to nie jest fajne a to za zimne a to bez sensu powoduje u mnie złość i odechciewa mi się zabierać je gdziekolwiek. Zawsze powtarzam żeby pamietaly że nie wszyscy mają tyle fantastycznych zabawek i możliwości wyjazdu czy wyjść z rodzicami. Te fochy w również przekładają się na emocje i ich okazywanie. Chcę im dać wszystko co mogę ale często muszę sama sue stopowac. Był moment kiedy one pochodziły do tego wszystkiego tak że im się przecież wszystko należy. Bardzo szybko wyprowadziłam je z tego błędu. Teraz zamiast nowej zabawki idziemy na plac żaba albo na lody. Najważniejszy jest czas spędzony razem a nie miejsce i chciałabym żeby one też tak myślał.

  62. Ja natomiast obawiam się swojego przyszłego macierzyństwa. Chciałabym być dobrą mamą, taką która wybuduje w dziecku poczucie własnej wartości, ale nie sprawi, że będzie ono samolubne.
    Taką, która będzie wymagać konsekwencji, ale nie będzie tyranem.
    Taką, która będzie rozmawiać, która będzie przyjaciółką i oparciem.
    Tylko czy dam radę?
    Czy rzeczywistość nie okaże się być brutalna i nie zostanę totalnym przeciwieństwem swoich aspiracji??

  63. Ja powiem tylko jedno co mi kiedyś 8 letnia córka powiedziała, która generalnie uchodzi za rozpieszcza i rozhisteryzowana ekstaweryczke, która jest strasznie głośna, wszędzie jej pełno zawsze ma ostatnie zdanie i chce milion rze zy na raz… Raz mi powiedziała „mamo ja potrzebuje zasad, ja lubię zasady choć się im sprzeciwia”. Kupuje jej masę rzeczy, masę niepotrzebnych pierdół również.. Dużo z nią też rozmawiam i ostatnio wybralysmy się na zakupy, wzięła też „swoje” pieniążki miała sama za swoje wybrać nowe kredki… Gdy zobaczyła ile co kosztuje złamała się… Wytłumaczyłam jej, że właśnie dlatego czasem się denerwuje gdy ma bałagan nie szanuje tego co ma i ma porozrzucane kredki i ciągle potrzebuje nowych bo nie może znalesc tych co ma… I takie momenty są chy a ważne.. Widzę jaka była gdy miala 5lat a jaka jest teraz i jestem z niej mega dumna choć ostatnio zrobił się z niej starszny „sknerus Mc kwacz” jeśli chodzi o wydawanie „swoich” pieniędzy i nad tym też pracujemy… I wiem że zasady są potrzebne i rozpieszczanie a może nie tyle rozpieszczanie ile miłość jest dziecku potrzebna. Dajemy tyle ile mamy a mówmy też z kad się to bierze… A moje doświadczenie mówi mi już teraz, mimo że często wątpię w to gdy 1000 raz powtarzam to samo, ze jednak przychodzi moment gdy dziecko łapie o co chodzi. Ale rozmawiamy i tłumaczmy a jest szansa całkiem spora że doceni… Kiedys..

  64. Mam 4latkę.
    Przytulam, kocham, buduję emocjonalnie. Chodzimy razem na lody, na spacer, na plac zabaw. Zasypia wtulona we mnie lub w tatę, bo tak czuje się bezpieczniej. Nie uznaję tego za rozpieszczanie, a za budowanie więzi – tak na przyszłość ( i nie mam tu na myśli uzależnienia dziecka od rodzica, bo na ile mogę podążam za nią i pozwalam jej ruszać w nieznane).
    Nie wiem ile zapamięta z tego, gdy dorośnie.
    Mam jednak nadzieję, że będzie miała poczucie, że jest kochana i ma we mnie oparcie.
    Ja z dzieciństwa zapamiętałam zapracowaną, zmęczoną mamę i wiecznie wrzeszczącego ojca. Miło wspominam czas z moimi babciami – pewnie dlatego, że poświęcały więcej czasu mi i siostrze.

  65. Moje córki są dzisiaj dorosłe (22-24) dokładnie tak jak Ty starałam się „dać” im wszystko i ciągle zastanawiałam się czy robię dobrze. Czy nie zepsuję ich i nie rozpuszczę?
    Dzisiaj kiedy wpadają do domu na trochę, bo obie studiują, to tak miło jest tak usłyszeć – mamo jak ty to zrobiłaś, że nas tak dobrze wychowałaś, miałaś na to jakąś receptę ♥️♥️, jak będziemy miały dzieci to będziemy do Ciebie przychodzić po rady??
    Chyba dobrze mi poszło? nawet jak trochę rozpieściłam☺️
    Jesteś świetną mamą, a Lenka rośnie, dojrzewa i jest bardzo mądra ❤️ pozdrawiam
    Gosia

  66. Rodzice dali mi więcej niż powinni. Oczywiście, wielka szkoda, że docenilam to po blisko 20 latach. Nie mniej, to właśnie to zmieniło moje podejście do macierzyństwa. Syna wychowuje już inaczej, czy lepiej nie mam bladego pojęcia. Ale ogromnie cieszy mnie kiedy spedzajac czas nad woda, zrywa się wyjmujac swój własny portfel i biegnie kupić lody. Nie pyta, idzie i daje od siebie więcej byleby sprawić przyjemności ludziom wokół. Tej gromadce ważnych dla niego osób, które dbają całym serduchem o niego samego. I tak ten mały, uroczy gentleman dowalił z najbardziej niespodziewanym tekstem – „ja to mam nudne zycie” i tak oto skończyliśmy z kalendarzem na lodówce gdzie wpisuje każdą 'większą sprawę’. Nie ważne czy to wycieczka, basen, wypad do dziadków na wieś czy wspólna kolacja. To co sie liczy to to, ze sam zauważa co sie dzieje wokół. Docenia te nasze wspólne chwile razem. Bycie matką to tez zmagania się ze sobą samą. Chcemy dac jak najwięcej tego co według nas jest najlepsze. Ale na samym końcu to nie będzie miało znaczenia. Wiec po co się denerwować? Fajnie jest być razem tak zwyczajnie. Po prostu.

  67. Tekst cudowny, jestem na początku rodzicielstwa i powtarzam sobie by nie być jak moi rodzice i być z nią w 100%. Wiem ze sie nie da. Ale nie chce by miala wspomienia takie jak moje, mama wiecznie w pracy, a tata odpoczywa po pracy. Nie chce tego dla swoje dziecka, dlatego podniosłam sobie poprzeczkę i czas z dzieckiem wykorzystuje najlepiej jak umiem. Jak będzie później czas pokarze czy to było rozpieszczania czy kochanie. ?‍?❤.

  68. Nie posiadam dzieci. A jedyne, co wiem o miłości to to, że im więcej jej dostajesz, tym większy rośniesz w siłę. Tym lepszym człowiekiem jesteś. Rośnie w siłę i ten, kto miłość daje. I to jest piękne.
    Może być też tak, że dostajesz za mało miłości i potem ciężko wywazyc, czy to, co dajesz to już przesada czy jeszcze kochanie.
    A rozpuszczanie? Nie pamietam rozpuszczenia w moim życiu. Wręcz przeciwnie. Wyroslam na stabilnego człowieka, doceniam, obserwuję, czuję. Ale czy ktoś, kto dostał więcej za młodu, nie docenia i nie czuje? Pewnie jest mu potem trochę lepiej w każdej sferze życia. Nie dlatego, że dostał materialną rzecz, a dlatego, że doświadczył więcej dobra i ciepła.

    Obserwuję Twoje podejście do życia od dawna. Jestem zachwycona, że tu trafiłam.

  69. Zawsze mi się wydaje, że moje dzieci mają za dużo wszystkiego, z niczego się już nie umieją cieszyć, niczego docenić. Czasem mi przykro z tego powodu, czasem się wściekam, zwłaszcza, jak słyszę „nudzi mi się”, bo przecież nie da się zapewniać setek atrakcji czy dziesiątek nowych zabawek kazdego dnia. A ja chciałabym im dawać to wszystko, na co moich rodziców nie było stać, ale z drugiej strony rozmawiam z nimi o tym jak wyglądało moje dzieciństwo, to w czasach dinozaurów 😉 I jak wygląda dzieciństwo niektórych dzieci też dzisiaj. No i ostatnio usłyszałam mimochodem jak pięcioletnia córka, slysząc, że kolega na placu zabaw się nudzi, powiedziała mu: „Wiesz co? Moja mama nie miała nigdy tylu zabawek, nie miała roweru, hulajnogi, huśtawek ani zjeżdżalni, a nigdy nie mówiła, że się nudzi. Np. budowała domki z patyków, spróbujemy?” I spróbowali 🙂

  70. Miałam to nieszczęście stracić mamę w wieku 8 lat.. Dopiero kiedy sama zostałam mamą zrozumiałam jak ważna jest rola mamy w życiu dziecka. Pamiętam mamę jak przez mgłę, wyniki jakiś sytuacji… Najbardziej żałuję, że nie pamiętam czy była zabawana, czy otwarta, jakim była człowiekiem… Sama robię wszystko, żeby jak najwięcej czułości okazywać moim dzieciom… Żeby kiedyś pamiętały, że mama spędzała z nimi czas… Nie ważne w jaki sposób, że była całą sobą zawsze blisko.

  71. Och jak podoba mi się to co napisałaś, że nasz sufit będzie kiedyś podłogą dla naszych dzieci! ❤️
    Ja mam 3 trójkę dzieci (13 9 i 5 lat). Staram się dla nich, dla nich pracuje (prowadzę własną działalność gospodarczą). Dzięki swojej pracy mam czas żeby w ciągu dnia zabrać je do restauracji na obiad, żeby wyjść na spacer na łąkę, pojechać nad jezioro…
    Momentami mam lęki, że przesadzam, że za dużo z siebie daję, że na zbyt dużo im pozwalam i znacznie zwiększam ich oczekiwania – słowem kręcę bicz sama na siebie…
    Jednak większość czasu, niesamowicie się cieszę, że mogę im ten czas poświęcić, że mogę im dać swoją uwagę – bo jak nie teraz to kiedy?
    Dochodzę ostatnio do wniosku, że nie ma się co spinać i zamartwiać co będzie w przyszłości… Co ma być to będzie i tak na wiele rzeczy nie mamy wpływu, choćbyśmy nie wiem jak się starali… Róbmy tak, żeby mieć poczucie, że zrobiliśmy wszystko co mogliśmy, że daliśmy naszym dzieciom wszystko co najlepsze, że miały masz czas, naszą uwagę… To, że idziemy z nimi na lody, do kina, do aquaparku, do parku linowego i w tysiące innych miejsc, nie znaczy że nasze dziecko rozpieszczamy, nie znaczy, że chodujemy małego pasożyta, który w przyszłości będzie rządał od nas i innych wszystkiego dla siebie. Nasze działania oznaczają tyle, że chcemy wychować dzieci otwarte, ciekawe świata, poznające swoje i innych granice… Spędzając czas z dzieckiem i rozmawiając z nim, przytulając nie da się go rozpieścić. Takie mam zdanie na ten temat!

  72. Dawać od siebie coś komuś jest super. Brać coś od kogoś – wygodne, porządane, także przez dzieci. We wszystkim istotny jest konstans – równowaga, umiar. Z niczym nie powinno się przesadzać, także z dawaniem z siebie/od siebie, bo docenia się nie zalew dobrocią, a wyjątkowość dobroci, jej unikalność (nie mylić z rzadkością).

  73. W moim domu było sporo dóbr materialnych, ale był też alkohol i inne „atrakcje”. Z pozoru cudowna rodzina. W szkole wydawało się, że mam wszystko: dom, fajnych rodziców, komputer, co w latach 90 nie było aż tak popularne, dobre oceny. Jednak na występach nigdy nie było moich rodziców, a komputer zamieniłabym na spokój.
    Wycinając kiepskie momenty najmilej wspominam momenty, kiedy graliśmy w karty i jedliśmy razem. Posiłki to ważna sprawa scalająca rodzinę. I to przenoszę do swojego domu. Mój mąż tego nie znał. Każdy jadł oddzielnie i teraz, kiedy tylko się da jemy razem, przygotowujemy posiłki z dziećmi, siadamy, opowiadamy co się wydarzyło.
    Kultywuję proste rozrywki, spacer, patyk, bo choć jest wiele innych rzeczy, które robimy wspólnie to dla moich synów najcenniejszy jest czas, wspólny czas. Bez fajerwerków. Mój starszak, kiedy zasypia ma momenty, że przytula się i zaczyna płakać… ze szczęścia, że nas ma (tak mówi). Czy ich zepsuje kolejnym lego, lodami, planszówką? Nie wiem i boję się. Jeśli ktoś wymyśli dawkowanie atrakcji i przyjemności to ja poproszę jeden taki przepis.

  74. A ja miałam dziś najgorsza rozkminę życia … kogo kocham bardziej, Tatę, którego nie ma od 10 miesięcy a dla którego byłam córeczka tatusia, czy Mamę, która leży od czterech tygodni po udarze w szpitalu…. a która też straciła zmysły z depresji po śmierci miłości jej życia. Zamiast do niej pojechałam do Taty. A potem od Mamy usłyszałam takie słowa: jak on mógł mi to zrobić ? Jak się kogoś kocha to się nie ….. umiera …

  75. Kochana uważam ze bardzo dobrze robisz /.. ja dla mojej córeczki chciałam zrobić jak najwiecej jak najwiecej jej dać dużo sobie obiecałam ze zabiorę ja tam czy tam ale niestety los chciał inaczej odeszła od nas mając 6 lat a teraz czuje ze nie dałam jej wszystkiego ze poświęcałam jej za mało czasu ale teraz jest za późno mam dwóch synków o staram się dla nich robić jak najwiecej żeby kiedyś nie mieć do siebie żalu kochana rób to co robisz i się nie zminiaj !!!!

  76. Olus, drugie dziecko by Ci się przydało,…. I połowa Twoich wątpliwości zniknie. Wiem to po moich doświadczeniach ?

  77. Nie jestem mamą ale jestem ciocią. Uwielbiam spędzać czas z dziećmi a praca z nimi to moje marzenie. Mieszkam w Holandii i przyjeżdżam do Polski tylko raz w roku, więc z dzieciakami moich sióstr widujemy się bardzo rzadko ;( dzieci mają kolejno: 11,8,7,5 i 4 latka. Jestem ciocią którą dzieci wspominają cały rok! I z tego jestem dumna 😉 nie dlatego że przywożę drogie prezenty- daje im całą siebie, cały czas i uwagę. Wymyślam przeróżne zabawy, rozmawiam z nimi, żartuję, zabieram w miejsca gdzie ja spędzałam dzieciństwo i opowiadam historie, których oni sobie nawet wyobrazić nie mogą ale słuchają i zadają mnóstwo pytań. Kiedy mają jakiś problem- dzwonią do mnie praktycznie każdego dnia (wiem wszystko co u nich słychać lub nie słychać wcześniej niż ich rodzice) . Oni są moją energią a ja ich bratnią duszą 😉 nigdy żaden z rodziców nie powiedzieli że ich rozpieszczam, dzieci też nie pamietają cioci Krysi która kupiła im nową lalkę , albo wujka Zdzisia bo kupił laptopa. Pamiętają za to ciocie Sylwie, która zabrała na plac zabaw albo zrobiła pidżama party . Mam nadzieję że z wychowywaniem moich własnych dzieci w przyszłości pójdzie mi tak samo dobrze 😉 Rozpieszczanie też nie jest złe, dzieci odziedziczają mnóstwo cech po rodzicach- jeśli ojciec jest pozerem i musi wszystkim wokół powiedzieć jak drogi był jego samochód i jaki jest wspaniały – dziecko prawdopodobnie zrobi to samo z zabawką wartą chociażby 10 złotych i będzie czuło się przez to lepsze. Moje dzieciaki mają naprawdę wszystko bo są rozpieszczani przez dziadków , rodziców i reszte rodziny – mimo tego oddali by biedniejszym dzieciom wszystko i nigdy nie zwracają uwagi kto jakie ma ubrania czy zabawki. Bardziej interesuje je co mają do powiedzenia 😉

  78. Ja mam znowu inne odczucie, że to co daje córce to za mało, że jednak mogłabym dać więcej niz ma i to jak spędzamy razem czas nie daje jej tego czego chce i potrzebuje.

  79. Ja swoich dzieci nie mam, mam dwie bratanice i zawsze się zastanawiam jak zapamiętają mnie i czas, który spędzają ze mną. Może jako ciocia nie powinnam się tym martwić, ale … zawsze z tyłu głowy mam, że dzieli nas odległość, że między jedną a drugą wizytą nie widzimy się, zastanawiam się czy jak dorosną będę „tą ciocią z daleka, która przywozi prezenty”, czy „tą ciocią, z którą szalały na placu zabaw”. Czasem brak mi cierpliwości, czasem boje się, że chce zapełnić tą odległość prezentami… Nie wiem jak ułożyć naszą relację. Myślę, że taka wątpliwością są zawsze, ja mam je przy bratanicach, co będzie gdy będę miała dzieci.
    A ze swojego dzieciństwa staram się przypominać coraz więcej, łapię się na tym, że zaczynam zapisywać wspomnienia. Jestem moim rodzicom bardzo wdzięczna, za to że stworzyli mi warunki bezpiecznego, radosnego dzieciństwa pozbawionego trosk, czasem nie umiem im pokazać i powiedzieć, że jestem wdzięczna, ale mam nadzieję, że chociaż po części widzą, że doceniam. Ja swoje dzieciństwo też przeżywałam 20 lat temu, to były inne czasy i może rzeczywiście dziś częściej bywam w restauracji, kawiarni, kinie, ale nigdy nie zapomnę tych dni gdy z mamą jechałyśmy z naszej wsi do miasta, pochodzić po sklepach, pooglądać, nie zapomnę smaku hamburgera, ani ciastka w cukierni <3 a przede wszystkim tego czasu razem i choć to o czym rozmawiałyśmy się zamazuje, to obecność i bliskość zostanie na zawsze.

  80. Moje dzieci są już dorosłe. Jedno już samodzielne, „dzieciate”. Drugie za parę dni wyprowadza się do swojego domu. Starałam się być kochającą mamą, ale też wymagalam. Zawsze obowiązywały jasne zasady i trzeba było ich przestrzegać. Z perspektywy tych kilkunastu lat dzieci postrzegają mnie tak, że dałam im wędkę, a nie rybę. Nie wyręczalam, ale wspierałam. Otrzymały wykształcenie i potrafiły to wykorzystać. Najpiękniejsze słowa usłyszałam od córki, gdy sama spodziewała się dziecka: „Wiesz… Zawsze nas krótko trzymalaś, ale też i bardzo kochalaś. Chciałabym być taką samą matką”. Czyli chyba udało mi się 😀

  81. No więc właśnie – ja staram się żonę powstrzymywać.
    Bo ona też chce dzieciom dać wszystko to, czego jej w dzieciństwie brakowało. I juz na przykladzie zakupów miała przećwiczone, że to tak nie działa. Bo „od zawsze” kupowała młodemu jajko z niespodzianką. I tak przez kilka miesięcy. I efekt był taki, że jak kiedyś nie kupiliśmy, to czuł się strasznie nieszczęśliwy, skrzywdzony, bo pozbawilismy go czegoś, co było dla niego standardem, normą…
    I jedyne co mogłem powiedzieć, to to czego nie powinienem: „A nie mówilem?”

    Myślałem, że czegoś ją to nauczy, ale chyba niezbyt to działa. Bo ostatnio dostają dzieciaki naprawdę dużo zabawek. Przez chwilę są „szczęśliwe”, a po chwili jest wycie jak zawsze. Bo ktoś inny ma coś innego i bez tej własnie pierdoły żyć się nie da…

    1. Aha, bym zapomniał – problem własnie w tym, że dzieciaki nie mają skali porównawczej. Więc jakbysmy się nie starali, i tak przynajmniej w okresie 15-25 lat będą się przez nas czuły skrzywdzone i nieszczęśliwe, bo inni mają więcej, mają lepszych rodziców, którzy im na więcej pozwalali…
      I nie wiem jak to zrobić, żeby wiedziały, że punktem startowym, tym najniższym nie jest ich obecny stan, tylko że są mniej więcej w środku stawki. Że mają lepiej niż my, ale gorzej niż ich dzieci, które tego i tak nie docenią…

  82. „Może tak ma być, że nasz kosmos ma być ich podłogą, żeby poszukały własnego do podbicia i znów sprowadziły go dla najważniejszych dla siebie istot na ziemię”
    I ja się Radomska obiema rękami pod tym podpisuję 🙂 Pięknie to ujełaś 🙂
    A poza tym, to my też powinniśmy z tych naszych 'wspolnych chwil mieć coś dla siebie, choćby to miały być lody na śniadanie 😉

  83. Myślę że kluczem w tej historii jest to, że dajesz córce to,no czym sama marzyłaś. Ja też czułabym się jakby księżniczka, gdyby mama zabrała mnie do kawiarni. Ale mamy inną perspektywę. Zastanawiam się tylko czy dla twojej córki te lody i kawka to naprawdę szczyt marzeń? Czy ona nie ma innych marzeń, potrzeb? Czy mówisz jej czasem jak wyglądało twoje dzieciństwo? Nie po to, by wzbudzić jej poczucie winy, ale by budować jej wrażliwość i poczucie szczęścia, bo fajne dzieciństwo. Tak jest że często nie doceniamy tego, co dla nas oczywiste.

  84. Jesteśmy rówieśniczkami i też wychowywałam się w małej miejscowości (może nie w malutkiej wiosce, ale jednak była to duża wieś przy mieście). I tak jak dla Ciebie, i dla mnie pójście do kawiarni czy restauracji było wówczas synonimem jakiegoś luksusowego, wystawnego życia. I pewnie gdyby rodzice mnie tam zabierali, chociaż dla nich była to jakaś fanaberia w tamtych czasach, to pewnie jeszcze miałabym wyrzuty sumienia, że wydają pieniądze na takie zbytki. Mimo to po tym wpisie odnoszę wrażenie, że spełniasz właśnie swoje marzenia, a nie córy i te wspomnienia wspaniałych chwil z kawiarni zachowasz raczej ty, bo dla niej to coś pospolitego. Czy to źle? Nie wiem, naprawdę nie wiem. Ale myślę, że warto abyś spróbowała też zainteresować ją czymś innym. Jazdą rowerem, jazdą konną, na łyżwach, wycieczką do muzeum (teraz wystawy potrafią być naprawdę niesamowite), wizytą w planetarium, zbieraniem kasztanów w lesie, piknikiem na łące, wizytą w zoo, ale z gospodarskimi zwierzakami, weekendowym wypadem w góry (Pieniny, Beskidy?). Może grami w planszówki, a może malowaniem? Nie wiem, może już to wszystko robisz. A jeśli tak, to czy czasem naprawdę nie dajesz jej za dużo? Może takiemu małemu człowiekowi też czasem potrzeba leniwej niedzieli w łóżku, ze słodyczami i bajkami w telewizorze, bo przecież nie chodzi o to, by stawać na rzęsach, ale o to by po prostu być? Mnie też rodzice dawali dużo, np. mnóstwo wycieczek i wyjazdów, czym zaszczepili ciekawość świata. Ale jednak najbardziej to pamiętam np. skakanie na starej wersalce na dworze, bo w domu były turbo porządki. Albo zbieranie grzybów i wyścigi kto zbierze więcej 😉

Napisz komentarz: Anuluj pisanie

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.